Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna

Musha Cay
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 16, 17, 18, 19, 20, 21  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> USA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:02, 18 Paź 2010    Temat postu:

Tak, tak. Jemu jej niepowtarzalne srebrne rumieńce się podobały i to nawet bardzo. Tym bardziej że kiedy już się pojawiały zazwyczaj oboje byli rozrechotani z opowieści które sami sobie wkręcali. Dobrze się kojarzyły, z wesołymi okolicznościami to jeszcze bardziej podsycało miłość do nich jak i ogólnie do osoby Elizabeth. Och czepiała się go. Był cały jej, wtedy tez by był. Drobna nieścisłość w użytym czasie teraźniejszym i przyszłym. Przyznał że zawsze jest Lizzy cały. Aż tak jej ten pomysł przypadł do gustu? Oj to plany tyczące się tego co zrobią po powrocie na kontynent były coraz to konkretniejsze. Tu spacer, tam przeprowadzka i pomazanie Roy'a. Fajnie, jak ją namówi dorobi się tatuażu od narzeczonej. Co prawda zmyje się pewnie przy pierwszym umyciu, ale co to będzie za obrazek! To tez bardzo chętnie by z nią przedyskutował. Urwałby się z tej ściany szybciej niż jakikolwiek pająk dowiedziałby się o nowym obiekcie który mógłby zająć i przywłaszczyć sobie go na swoją siedzibę. Nie lubił takich małych kurzojadów. Większe pająki, owszem. Roy uznał że na dnie nie ma nic co wciągałoby choć w połowie jak rafa którą obserwowali jakiś czas temu. Niepocieszony przyłożył się do wymachów ramion i popłynął szybciej by dogonić Elizabeth. Ociekając wodą, po paru chwilach pojawił się na plaży i poszedł za wampirzycą po jej śladach by dostrzec ją siedzącą na kamieniu między drzewami - Uciekłaś mi... - zajęczał Roy podchodząc do dziewczyny i kucając przy kamieniu. Położył brodę na jej kolanach i popatrzył na Lizzy stwierdzając po chwili - I masz pecha. Bo znów się za tobą przywlekłem. Chodź... - poprosił podając jej dłoń i wstając - Pochodzimy sobie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:43, 18 Paź 2010    Temat postu:

Tak więc skoro mieli pany na najbliższy czas i bawili się ze sobą dobrze, to chyba fajnie, prawda? To już nie o opisywanie jakże bardzo interesujących części ciała chłopaka a malowidła na jego ciele dłońmi Lizzy miały wejść w grę? ciekawy pomysł, chociaż szczerze mówić pod względem rysowania nie związanego z malunkiem w jakimś programie komputerowym, to z wampirzycy była totalna noga.

Potem musiałby się ludziom tłumaczyć, że go jakieś szalone dziecko z pisadłem w dłoniach dopadło, bo wstyd byłby przyznać, że to dorosła osoba taką mu krzywdę z tym obrazkiem by zrobiła. Nie. Zdecydowanie lepiej było, jeśli by malunkami ciała zajmował się jakiś profesjonalista. Elizabeth była beztalenciem w tej kwestii.

- Nie. Nie uciekłam Ci. - zaprzeczyła jawnie ściemniając - Zmieniłam tylko nasze miejsce pobytu. - odrzekła - Bo byśmy się stamtąd pewnie jeszcze długo nie ruszyli a tak to popatrz, - wskazała nieco po skosie za siebie dłonią - nie jest tu ładnie? - zapytała. Z tą brodą na jej kolanie wyglądał jak wielce niepocieszony psiak, któremu zabrano kość. Uśmiechnęła się do samej siebie z powodu takiego skojarzenia. - Ależ ja się bardzo cieszę, że tu jesteś. - odpowiedziała wyciągając dłoń w jego stronę i wstając z kamienia. Po chwili pochwyciła go pod ramię spoglądając na wąską dróżkę między zaroślami, zmierzającą w stronę większych zabudowań.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:08, 18 Paź 2010    Temat postu:

Nawet bardzo fajnie. Naprawdę, Roy się nie wypłaci za to wszystko co go spotkało. Malowidła miały wejść jeśli na jego prośbę przystanie. Inaczej nie, przymuszać jej do niczego nie miał zamiaru, ale kiedy o to poprosi bardzo się postara, tak by Elizabeth nie zgłaszała sprzeciwu. Nie chodziło o to by narysowała mu coś godnego Monet'a. Nic co na Roy'u było nie mogło być uznane za sztukę wysokich lotów. Poradzi sobie, wampir w nią wierzył. Bo akurat by się im tłumaczył. Jego sprawa co i gdzie by Lizzy stworzyła. Chyba że rysunek byłby w miejscu nie dającym się zakryć, jak na przykład na szyi. Nie zrobiłaby mu żadnej krzywdy, bez przesady. Lista rzeczy która mogła mu krzywdę zrobić była zastraszająco krótka. I nie było na niej Elizabeth z mazakiem - Nasze? Ach to teraz już wiem. - powiedział uśmiechając się do dziewczyny. Zerknął we wskazanym kierunku niezbyt chętnie odrywając od Lizzy wzrok. Po chwili stwierdził - Racja. - pewnie że mu zabrano. Ucieczka, nie-ucieczka Elizabeth była stanowczym powodem ku temu by przybierać takie miny i spoglądać na nią tak a nie inaczej - To milo z twojej strony. - powiedział cmokając narzeczoną w policzek i użyczając jej swego ramienia. Po kilku krokach odezwał się nie kto inny jak Roy - Tak się zastanawiam... Bo skoro jesteśmy na wyspach. A raczej wszystkie cywilizacje i ogólnie... Wywodzimy się chyba z Afryki. - stwierdził mając nadzieję że się nie myli - Z kontynentu. To jak znaleźli się tutaj ludzie potrafiący cokolwiek zbudować? Przypłynęli na łupince od orzecha?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:35, 19 Paź 2010    Temat postu:

Nie było na tej liście wampirzycy z mazakiem? Całe szczęście. Nie chciałaby być powodem krzywdy wielkiej zrobionej swojemu partnerowi. Jakaż więc to była ulga, że ona do tej kategorii nie podpadała. - Ano, ano. - przytaknęła kiedy stwierdził, iż właśnie się dowiedział dlaczego Elizabeth przemieściła się na tą wyspę.

A cóż takiego mu zabrano? Możliwość leżenia na plaży? Po pierwsze nikt mu tego nie zabierał, bo mógł tam zostać przecież. Nikt go na nogi siłą nie stawiał. Poza tym jeszcze zdążą się należeć na piasku czy też gdziekolwiek indziej razem. Mieli na to dużo czasu tym bardziej, że wieczór się już zbliżał a jeszcze tyle rzeczy do zrobienia było. Lizzy chyba złapała faza na trzymanie się kurczowo urlopowania się. Wcześniej nie czuła aż tak kończącego się im czasu na tym lenistwie. Teraz jednak chciała jak najwięcej zrobić, by nacieszyć się jak najbardziej chwilami wolnymi od jej pracy i zajęć baletowych.

- Aj tam, to nic takiego... - mruknęła z przyjemnością nadstawiając mu swój policzek kiedy dawał jej w niego buziaka. Po chwili spokojnego spaceru usłyszała z ust Roya kolejne jego ciekawe przemyślenia. Roześmiała się lekko stwierdzając w myślach, że on znowu zaczyna i że chyba nie potrafi milczeć. Wampir chyba miał uczulenie na milczenie. A przynajmniej w takich chwilach, w których nie było to absolutnie konieczne. - Że chodzi Ci o tych tutaj, co to zbudowali? - zapytała, po chwili rozwiewając jego wątpliwości. - Obawiam się, że budowniczy tego miasta małp przypłynęli na dużych statkach. Albo też może przylecieli samolotem a potem dopłynęli tu na skuterach. - parsknęła śmiechem. - Bo ta budowla nie jest prawdziwą, starą budowlą, tylko atrakcją dla turystów. - dodała burząc wspaniałe wyobrażenie chłopaka na temat starożytnych reliktów życia ludzi z poprzednich epok.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 19:04, 19 Paź 2010    Temat postu:

Oczywiście że nie. Dlaczego miałaby być? Co tym mazakiem mogła by zrobić? Wepchnąć mu go do gardła? Rozrysowała na ciele przerywane kreski mówiące o tym jak zamierza go poćwiartować? Zrozumiałby jakby zatoczyła na szyi dwa małe kółeczka obok siebie. Generalnie rzecz biorąc dużo mu tym mazakiem zrobić nie mogła. Właśnie, tą możliwość. Roy z natury chory na chroniczne napady choroby na 'l', chciałby sobie porządnie odleżeć. Jednak z drugiej strony spędzanie czasu bez Lizzy u boku wydawało się mało produktywne wiec ozdrowiał w try miga i mógł jej dotrzymać towarzystwa. Może i coś w tym było. Te dwa tygodnie były pasmem ciągłych mniejszych czy większych przyjemności, przepełnione śmiechem i zadowoleniem. Żal było to kończyć. Niech jej będzie. Nie czująca zmęczenia para wampirów mogła zrobić bardzo dużo. Uczulenie na milczenie? Ciekawe spojrzenie na to miała. Sam nigdy na to tak nie patrzył. Ale całkiem fajnie usprawiedliwiła jego nieopisane gadulstwo - Że dokładnie o tym mi chodzi. - przytaknął chcąc usłyszeć jej opinię w temacie. To co usłyszał sprawiło że zaniemówił. Otwarł usta wskazując w bliżej nieokreślonym kierunku zapewne mając na myśli zarys jednego z budynków. Żadne pytanie jednak nie padło, a Roy popatrzył wokół siebie podejrzliwie. Kiedy w końcu przypominał sobie do czego są struny głosowe, język i ogólnie pojęty aparat mowy, trącił Lizzy w ramię i mruknął z wyrzutem - No wiesz! - przeszedł na drugą stronę zawieszając się na ramieniu Elizabeth. Spojrzał na profil wampirzycy i utyskiwał sobie dalej - A ja dałbym się wkręcić. Naprawdę? Kurczę, a ja już chciałem się zabierać za wykopaliska archeologiczne i tak dalej... - westchnął udręczony tym co mu wyjawiła. Zerwał po drodze kilka szerokich liści trawy, wiedząc już co z nimi zrobi.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:58, 19 Paź 2010    Temat postu:

Elizabeth wcale nie zamierzała już gryźć swego narzeczonego. Raz jej w zupełności wystarczył i nie planowała raczej powtórki. No chyba, że w pewnych szczególnych okolicznościach, ale wtedy i wszystkie odczucia byłyby inne.

Skoro chłopakowi dokładnie chodziło o to, co Lizzy wnioskowała, to dowiedział się, co miał się dowiedzieć. Czasem dziewczyna lubiła burzyć mu wyobrażenia. Roy zafrasowany robił taką zabawną minę. tym razem jednak jego milczenie zakrawało o ludzki objaw najprawdopodobniej stanu agonalnego. Wampirzyca roześmiała się widząc jego reakcję.

- Roy! Roy! - rzuciła rozbawiona - Gdzie jest mój Roy i kim Ty jesteś! - rzuciła - Ty milczysz! - wciąż się śmiała oglądając jak jej towarzysz okrąża ją wokół i trąca niczym jeża. Po chwili odezwał się do niej objawiając dziewczynie, że z chęcią zająłby się wykopaliskami. Rozbawiona pokręciła głową ponownie utwierdzając go w tym, że tutaj, to się nie da. - No niestety. - stwierdziła - Ale na któryś kolejny urlop jak tak bardzo chcesz, to możemy pojechać do jakiegoś Egiptu czy gdzieś. Będziesz miał swoje odkrywki czy jak się to tam zwie. - zaproponowała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:22, 19 Paź 2010    Temat postu:

Tak, tak, a wtedy nikt nie pamiętał o biednym, małym mazaczku czekającym na swoją kolejkę cierpliwie. Lubiła mu burzyć wyobrażenia? To okrutne z jej strony! Roy wolałby już usłyszeć wymyśloną na prędce historyjkę o tym ze jednak tutejsi tubylcy przypłynęli na wspomnianych łupinkach, albo porwał ich jakiś huragan i tutaj siłą rzeczy osiedlili się nie mogąc wrócić do domu. Albo byli po prostu zapomnianymi prototypami bo Stwórca wolał popatrzeć na Ewę i Adasia jako na dzieła doskonalsze. Albo była to planeta małp, coś w deseń kultowego filmu. Cywilizacja wysoko rozwiniętych szympansów bardzo twórczo podziałałaby na wyobraźnie wampira i wyjaśniła skąd nazwa 'Miasto Małp'. Nie sprzedała mu jednak żadnej bajeczki. Szkoda. Wampir popatrzył na Lizzy spojrzeniem odzwierciedlającym uczucia niesłusznie zbitego szczenięcia - Obcy go zabrali. - stwierdził mechanicznie, jakby na prawdę nie było jego a jakiś android - Jestem jego uboższą wersją. - wydukał jeszcze wewnątrz gotując się ze śmiechu - Nie... Nie do Egiptu. - stwierdził po chwili zastanowienia porzucając kreację robota. Nie czuł się zbyt dobrze w takiej roli, bo jakoś takie zmechanizowane puszki mało mówiły i zdawały się być bardzo nieprzystępne. A to wampirowi chyba nie pasowało, skoro Elizabeth tak stanowczo upomniała się o powrót jego 'ja' - Egipt jest przereklamowany. Tyle ludzi tam było. Pewnie już wykopali wszystko co było do wykopana. Poza tym gdybym zaczął robić odkrywki i to wciągało by mnie coraz to głębiej jaki miałabyś ze mnie pożytek? - zapytał retorycznie starając się zacząć nieporadnie zwykłą plecionkę. Dorwał sobie trawy i począł dołączać kolejne źdźbła do tych już użytych - Nad następnym urlopem pomyślimy później. W końcu jeszcze ten się nie skończył. - zauważył rezolutnie przechylając się ku Lizzy by nie zawadzić w wystającą gałąź - A wieczorem łupiemy kokosy? - podpytał by się upewnić i utwierdzić w słuszności wykonywanego rękodzieła.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:02, 19 Paź 2010    Temat postu:

Oj tam od razu okrutne. To tak dla odmiany było, bo zwykle oboje się zapędzali wzajemnie nakręcając do coraz to bardziej abstrakcyjnych wniosków i wymysłów. Ich wyobraźnia czasami dawała niezłego czadu. Jednak tym razem Eliza nie podążyła najbardziej dla nich oczywistą ścieżką. To swoją drogą był ciekawy eksperyment jak dla niej.

- No nie...! - jęknęła - Jak mogli mi go zabrać! - rzuciła jękliwie - Oj nie, nie. Tak nie może być. To nie może być prawda. Uboższa wersja? - spytała z troską spoglądając na narzeczonego - Musze to chyba sprawdzić jakoś. - powiedziała zastanawiając się chwilę nad tym jak mogłaby tego dokonać. Nie możliwym było, aby to nie mógł być jej Roy i to jeszcze ta jego uboższa, niby gorsza podróbka.

- Ja nie muszę mieć z Ciebie pożytku, by i tak Cię kochać. - roześmiała się przerywając zastanawianie się. - No ale okej, Egipt nie. Pomyślimy nad tym jeszcze gdzie. - przytaknęła. - No jasne! - odpowiedziała na jego pytanie o kokosy. Zaraz jednak przypomniała sobie o tym, że miała sprawdzić... Zagrodziła chłopakowi swoją osobą drogę pochylając się nad jego twarzą. - Musze sprawdzić czy to Ty czy to nie Ty. - uśmiechnęła się całując narzeczonego namiętnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:30, 19 Paź 2010    Temat postu:

To z tej odmiany chyba niewiele wyszło. I tak się zaczęli wkręcać. Nie potrafili chyba być do końca poważni kiedy znajdowali się we własnym towarzystwie. Każda nawet dość poważna sprawa musiała zostać troszkę wyśmiana. Ogólnie rzecz biorąc miało to bardzo pozytywne skutki, żadne z nich jakoś nie upominało drugiego by przestało - Normalnie. Ponoć szukali najbardziej nienormalnego faceta pod tym... - wskazał palcem na niebo - Słońcem. I dali w zamian tą marną namiastkę, ale niech się pani nie martwi. - powiedział zwracając się do rzekomo nieznanej mu wampirzycy parskając śmiechem na widok rozszerzających się źrenic tkwiących w zielonych tęczówkach. Odchrząknął chcąc zachować powagę i pociągnął dalej - Mam w sobie najnowsze procesory. Cuda wprost dla was na ziemi niedostępne. Jakbym się nie wysypał na początku to wątpię czy pani by spostrzegła różnicę. Niestety jednak z pokorą muszę przyznać że dane tyczące się poczucia humoru pani partnera wybitnie ciężko jest ogarnąć z powodu wspomnianej wcześniej normalności, a w zasadzie jej braku, więc... - Roy westchnął ciężko będąc tym robocikiem którego przydzielili do złej misji. Podrapał się przekonująco po czole machając sobie przy tym przed oczami szerokim liściem - Tak, mówiono mi ze zechce to pani sprawdzić... - przyznał niby-Roy pozbywając się kawałka zieleniny który był za krótki by do czegokolwiek się nadać. Rozejrzał się wokół siebie szukając kwiatów, albo czegoś co miało inny kolor niż zielony - Taaa? Czyli jednak byś mnie powiesiła na ścianie. - stwierdził kiedy ona uznała że nic nie musi robić. Bezczelny, tak wykorzystywać przeciwko Lizzy jej słowa. Zbierze za to kiedyś - Ale też gdzieś w ciepłe miejsce. - poprosił i uzasadnił swoje słowa - Nie wiem jak ty, ale mi bardzo się podoba oderwanie od deszczów. I słońce tak przyjemnie grzeje... Oświetla cię pokazując ten blask mądrości i... Wielkości... - pokręcił głową nie wiedząc jeszcze jakimi przymiotami uniżony plebs powinien obdarzyć królową - Acha. - wyrwał z zadowoloną miną ziele o wielkim czerwonym kwieciu który miał robić za największą błyskotkę w koronie. Zatrzymał się raptownie znajdując się twarzą w twarz z wampirzycą - Ale... - nie zdążył rozwinąć swej wypowiedzi bo Lizzy zawładnęła nim bez pytania. Przełożył swoje zielska do jednej dłoni by objąć wampirzycę w pasie. Roboty chyba tak nie robiły a przynajmniej nie wzbudzały dreszczy biegnących wzdłuż kręgosłupa. Ani też takowych nie odczuwały.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Roy Smith dnia Wto 21:31, 19 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 8:48, 20 Paź 2010    Temat postu:

Jak to się działo, że każdą, dokładnie każdą rzecz potrafili tak przekręcić? Niesamowici pod tym względem byli. Racja, miało to jednak swoje pozytywne strony. Nie chodzili smętni i zwieszeni przynajmniej potrafiąc znaleźć powód do śmiechu w każdej, nawet najmniejszej błahostce. - A po co im najbardziej nienormalny facet pod słońcem? - zapytała próbując się powstrzymać od parsknięcia śmiechem. - I chyba źle w takim razie wybrali, bo mój najdroższy Roy wcale nie jest nienormalny. Pomyliło im się coś. On jest tylko bardzo wesołym gościem a nie nienormalnym. - odrzekła ze stanowczością. Wcale go za takiego nie postrzegała. Był wesołym człowiekiem i tyle.

- A tam procesory! - rzuciła spoglądając się na chłopaka błyszczącymi z rozbawienia oczami. - Oj, no to jak z tym poczuciem humoru w tym Pana modelu jest lipa, to ja chcę z powrotem mojego narzeczonego! Nie chcę zamiennika, skoro jego równoważność pod względem jakości pozostawia do życzenia. - odrzekła. - Mówiono Ci? - teraz już nie wytrzymała. Parsknęła śmiechem słysząc, że ktoś by uświadamiał replikę o tym, iż chciała by ona sprawdzić i przetestować podstawiony jej model partnera.

- Nie, nie powiesiłabym Cię na ścianie. - zaprzeczyła. Wcale nie miała zamiaru go nigdzie wieszać. O wiele lepiej było, gdy wampir był obok niej a nie gdzieś tam na jakimś wieszaczku czy haczyku. - Yhym... - zgodziła się na ciepłe lokalizacje na ich kolejny urlop. Zastanawiające. jeszcze tego nie skończyli a już myśleli o kolejnym. Spodobało im się leniuchowanie ze sobą w tropikach? - Tak, tak. To fajne w cieple, bez deszczu, mgły i tej całej szarówki za oknem. Co prawda to moje błyszczenie na dłuższą metę jest irytujące, - oczy bolały od opalizowania w słońcu - ale nie narzekam. Pozostałe kwestie są bez zarzutu. - wyszczerzyła się do swego towarzysza.

- Oj przestań z tą mądrością i wielkością! - żachnęła się. Wcale jakaś szczególna nie była. dawała tylko po gałach kiedy stawała w słońcu. Oślepnąć od tego można było na dłuższą metę. I bardzo dobrze, że roboty tak nie obejmowały. A już na pewno, że tak nie całowały. Chyba im coś z tą podmianą nie wyszło, bo Roy był jej Royem. Nie dostrzegała żadnej znaczącej różnicy. A i smak jego ust był taki, za jakim dziewczyna najbardziej przepadała. I te dreszcze... Tak, tak. To niemożliwe, by roboty takie coś potrafiły wywołać. No chyba, ze to efekt wilgotnych wciąż od wody ciuchów, w których byli, ale raczej to nie było to. Nie mogło być to.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:19, 20 Paź 2010    Temat postu:

Można powiedzieć że był utalentowany w tym kierunku. Przecież nie przekręcał tego jej na złość. Wszystko służyło podtrzymaniu dość niepoważnej rozmowy, którą właśnie między sobą z takim zapałem prowadzili - Hm... No w zasadzie to nie wiem. - przyznał Roy a jego elektroniczny prototyp dodał - Nie nadmienili mi o tym nic. A właśnie że nienormalny. Tak mi ci na górze powiedzieli. Uzasadnili to tym że... - zaczął wyliczać na palcach, a przynajmniej próbował bo motała się między nimi trawa - Od dziecka zachowywał się trochę dziwnie, ma wieczny bałagan w życiu, który został jedynie ograniczony do bałaganu w kawalerce bo pewien element... - spojrzał sugestywnie na Elizabeth - Sprawił że trochę ułożyło mu się w głowie. Jego życie nie jest już takie bałaganiarskie. No i co jeszcze... Pracoholizm, a nie to już nie...- powiedział i zastanowił się patrząc na baldachim liści ponad nimi - Mówię o tym dlatego że u nas właśnie ta wesołość jest podejrzana i trzeba było to przebadać u jakiegoś ziemianina. Czy u was to też jest takie codziennie, czy tylko w niektórych przypadkach, albo... Być może mamy do czynienia z psychopatą. - zakończył ze śmiertelnie poważną miną, świadczącą o wadze problemu jaki rzekomo badał na Ziemi. Roy obrócił w dłoniach plecionkę powarkując na nią w duchu bo za nic w świecie nie chciało to przypominać korony. Utknął łodygę czerwonego kwiatu pragnąc by trzymała się na miejscu a nie wypadła - Ale... - sapnął z wyrzutem - Ja mam wiele innych pożytecznych funkcji. Poza tym mógłbym pani poczytać kawały i zapewne coś by rozbawiło i... - urwał parskając śmiechem. Mimo że żarty trzymały się go na każdym kroku nie miał pamięci do dowcipów i zazwyczaj zdawał się na improwizację - Tak mówiono. Przedstawiono również pani szczegółową charakterystykę żebym wiedział co i jak. Oj zmyją mi głowę za to że tak się wsypałem. - westchnął ciężko i zadrżał. Raz z powodu gniewu przełożonych a dwa z powodu duszonego z sobie śmiechu. Chyba tak, lenistwo w tropikach zdawało egzamin, przynajmniej jak dla wampira - Mnie to nie irytuje. Sama powiedziałaś że widzisz dwa słońca. Też tak mam. - powiedział uśmiechając się do Lizzy by przestała na to narzekać - Yhm. Trzeba się będzie nad tym zastanowić. - przytaknął ciesząc się tym że wampirzyca zgadza się z nim - Zrób mi w takim wypadku coś bym się zamknął! - odgryzł się z satysfakcją wiedząc że Lizzy nie musiała długo medytować co z tym fantem zrobić. I nie przeliczył się. Wilgotne ciuchy u robotów mogły powodować spięcia, to odpada. Jedynym wytłumaczeniem było to że wampirzycę obejmował jej żywy, prawdziwy Roy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:11, 20 Paź 2010    Temat postu:

I wychodziło im to całkiem sprawnie, to trzeba przyznać. - No to mają Ci tam Twoi bossowie jakieś dziwne kategorie. Mój Roy nie był nienormalny. Przynajmniej w moim skromnym zdaniu. Był całkiem normalny, tylko nieco bardziej wesoły jest z niego człowiek niż inni. - odrzekła słuchając kolejnych słów swego towarzysza.

- Aj tam zachowywał się od dziecka dziwnie. - mruknęła machając ręką obojętnie - Był mały, miał prawo mieć pewną swobodę i dowolność. - broniła jego osobowości. - Jaki tam bałagan!? Całkiem uporządkowany z niego mężczyzna. Ma swoje priorytety i trzyma się ich solidnie. To bardzo wartościowe w obecnych czasach, bardzo. - stwierdziła z przekonaniem - Jest niezłomny. - zachichotała pod nosem, bo ciężko było udawać ze spokojem, że się rozmawia z robotem pochodzącym z innej planety. Kompletna abstrakcja.

Była elementem stabilizującym jego życie? To dobrze. Cieszyła się z tego. Przynajmniej coś w jego życie wniosła więcej niż tylko śmierć. - Aaa... No chyba, że tak. Skoro u was to jakaś tam tak nie bardzo ta wesołość, to bym była w stanie zrozumieć. Ale i tak chcę swojego Roya z powrotem. - odrzekła - A jakich to funkcji? - zaciekawiła się tym faktem. Tak, zajęła się zamykaniem mu buzi całkiem pracowicie. A skoro już ustalili, że to jednak był Roy we własnej osobie a nie jego podstawiona wersja, to jeszcze lepiej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:38, 20 Paź 2010    Temat postu:

Roy odsunął twarz od Lizzy i popatrzył przez chwilę na nią zagadkowo. Korzystając z tego że znajdował się tak blisko zrobił przymiarkę swej korony a bynajmniej tego co miało się nią stać. Obwiódł splecionymi trawami głowę Lizzy patrząc krytycznie i uznając że jeszcze trochę się przyda - Dziękuję za wytrwałe i cierpliwe pozowanie. - powiedział cmokając raz jeszcze jej usta. Ujął wampirzycę pod ramię przerywając na jakiś czas swe podstawowe zajęcie - Tak, wiem co mi teraz powiesz... - mruknął kładąc głowę na jej ramieniu - Zgłupiałeś Roy. Do szczętu zgłupiałeś. - przytoczył słowa jakie to rzekomo miały paść z jej ust - Przynajmniej nie możesz ponarzekać na to że ci nudno. - zauważył urywając kawałek źdźbła, które przeszkadzało mu i odstawało od reszty. Oczywiście ze była tym stabilizatorem. Ludzką miarą miałby już trzydziestkę jakby dobrze policzyć, albo zbliżałby się do tej granicy. A nigdy nie obnosił się jako dumny singiel. Trafił na Lizzy w doskonałym momencie odbierając Lily i Sus możliwość wsadzenia go do szufladki z karteczką 'stary kawaler'. To po pierwsze a po drugie jak sama zauważyła miał swoje priorytety a Lizzy była tą która ustawiła je we właściwej kolejności. Po trzecie właśnie przez nią zaczął myśleć bardziej przyszłościowo choć niektóre pomysły jak na przykład założenie No Name wcale na to nie wskazywały. Ale zaręczyny już tak. A śmierć? Konieczna do dalszego rozwoju, a bynajmniej do tego by związać się z wampirzycą. Wszystko to było jej zasługą. Miał dla kogo być niezłomny - Okej, powiedźmy ze wróciłem. Prześwietlali mnie, wiesz? - wspomniał oburzony tym bezpardonowym go potraktowaniem - I nic nie znaleźli. Fajni byli, tacy zieloni... Jak te liście. Chciałabyś się pohuśtać? - zapytał ni stad ni zowąd zauważając zielone, wyglądające na solidne, pnącze. Jakby jego koniec przywiązać do gałęzi i skombinować coś na siedzisko Lizzy zapiszczałaby z uciechy, a przynajmniej taką nadzieję miał Roy którego odkrycie że małpie miasto nie jest niczym starożytnym skutecznie pozbawiło ciekawości w tym kierunku.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Roy Smith dnia Śro 20:39, 20 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:03, 20 Paź 2010    Temat postu:

Nie wiedziała skąd to spojrzenie na nią. Przymierzył jej jednak zaraz pleciony przez siebie wianek, więc zajęła się czym innym niż wnikanie w to czemu się tak na nią patrzył. - Ależ proszę, nie ma za co. - powiedziała z uśmiechem, z przyjemnością odbierając jego podziękowanie. Jego pocałunków nigdy nie było jej dość.

- Nie... - zaprzeczyła - Wcale Ci tego nie powiem. - odparła - Co najwyżej, że jesteś szalony. - zaśmiała się z tego faktu. jej partner w niektórych momentach miał całkiem odjechane pomysły. - Oczywiście, że bym nie narzekała. Jest bardzo, ale to bardzo wesoło. ale to na plus. - wyszczerzyła się do narzeczonego.

Jak to pomysł otwarcia No name nie był przyszłościowy? Był. Miał być to jego pierwszy samodzielny interes, pierwsza firma, urzeczywistnienie pewnego zamysłu i pomysł do realizacji na przyszłe, to znaczy te najbliższe około pięć lat. To jak najbardziej było przyszłościowe. A zaręczenie się z Lizzy także podpadało pod taką kategorię mierzenia się z tym co będzie potem. Jego śmierć wcale nie była potrzebna do dalszego rozwoju. Była wypadkiem, przypadkiem i zdarzeniem, które ich spotkało. I musieli jakoś z tym żyć. Ale chyba nie narzekali na to za bardzo.

- Wróciłeś. Nie 'powiedzmy, ze wróciłeś', tylko wróciłeś. - uśmiechnęła się do swego partnera. - Prześwietlali? - zapytała po chwili - I co, znaleźli coś? - ach ta ciekawość. - Ach, no nic to. Widać czegoś konkretnego szukali. - zaśmiała się z jego słów, mrużąc przy tym oczy. - No to fajne zielone ziomki z nich były w takim razie. - dodała zaśmiewając się. Musieli w końcu się ruszyć z miejsca, w którym przystanęli. Elizabeth wzięła wampira pod ramię idąc w stronę ruin miasta małp. Rzeczywiście nazwa musiała mieć coś na rzeczy, skoro już z daleka słychać było powrzaskiwania małpiatek. Wampirzyca uśmiechnęła się. - Pohuśtać? Może wracając, słońce. - stwierdziła chcąc już dotrzeć do tego tajemniczego miejsca, wybudowanego dla uciechy gości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:28, 20 Paź 2010    Temat postu:

- To tak... Mniej więcej to samo. - stwierdził powoli zastanawiając się jednocześnie nad znaczeniem tego słowa w odniesieniu do jego osoby - Okej. - widać przemyślenia przyniosły inne wnioski niż słowa jakie wypłynęły z jego usta - Ale szalony w sensie pozytywnym, prawda? - raczej o negatywny pogląd na niego nie posądzał Elizabeth. To już by było aż tak skromne ze strony wampira że aż fałszywe - Opowiedz mi coś. - poprosił nagle odchodząc na moment w bok by dorwać do swojej kolekcji kolejne soczyście zielone ździebełka. Znalazł się przy Elizabeth i spojrzał na jej twarz - Co chcesz... Hm... Nie wiem na przykład jak trafiłaś do Beani i w ogóle jak trafiłaś do Seattle? - miał parę luk a taki spokojny spacer służył rozmowie. Tym bardziej jeśli miało się do czynienia z nieposkromioną dziennikarską cierpliwością - Za bratem? Czy tak po prostu wpadła ci w ręce mapa i uznałaś że pozwiedzasz? - zależy jak na No Name spojrzeć. Bo może i był to pomysł przyszłościowy ale zainicjowany pod wpływem impulsu. Przemyślany, bo stworzył z Lizzy poszczególne plany. Z drugiej strony, jakby ktoś się czepiał to by powiedział że te kilka lat które im zostało w tym mieście o ile nie będą musieli się szybciej wynieść wcale nie było czymś przyszłościowym. Zaręczyny bezsprzecznie takie były. Tak, niech się z nim nie kłóci. Śmierć była potrzebna. Roy już zdążył sobie wszystko poukładać w myślach. Bo gdyby nie to że mężczyznę przemieniła ciągle by drżała w niepewności o niego. Albo już dawno by się nie znali. W najgorszym wypadku gdyby na Roy'a spadło to co musiał sobie blisko rok uświadomić, chyba zaczęła by uciekać. A tak, będąc wampirem, istotą Elizabeth podobną mógł z nią przebywać przysłowiowy dzień i noc bez strachu. Może gdyby do siebie nie wrócili nadal uważałby swój zgon za zło które niesprawiedliwie ugodziło w niego. Ale miał Lizzy, a przy niej nawet własna śmierć wydawała się czymś błahym i zabawnym - Dobrze. - poprawił się - Wróciłem. I nadal będę cię bawił. - zapewnił narzeczoną patrząc przed siebie i zastanawiając się czy małpy zwieją z miejsca czy dadzą się zaskoczyć - Nie ma problemu. Kiedy zechcesz, tutaj potencjalnych huśtawek dostatek.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:52, 20 Paź 2010    Temat postu:

- Wcale nie to samo. - żachnęła się. Nie wyzywałaby swego narzeczonego od wariatów. W jej mniemaniu Roy nie był wariatem. No, może troszeczkę, w chwilach gdy miał całkiem szalone pomysły, ale to nic takiego. - Oczywiście, że w pozytywnym. - przytaknęła cmokając go w policzek.

- Co takiego? - zapytała czekając na to aż chłopak powie co by chciał od niej usłyszeć. Uśmiechnęła się dowiadując się od niego jego propozycji. - To zacznijmy od Seattle. Będzie krótsze i mniej skomplikowane. - stwierdziła, bo z tym tematem było łatwiej. - Było to ostatnie miasto, które mi przyszło do głowy jako takie, w którym mogłabym znaleźć Jamesa. Szukałam go wpierw o tych miejscach, które kiedyś odwiedziłam. A bałam się do niego zadzwonić. Bo jak to tak? 'Cześć braciszku, ja jednak żyję, spotkajmy się'. Jakieś takie nie najlepsze. Nie wiedziałam jak zareaguje, więc wpierw chciałam spróbować osobiście. - wyjaśniła.

- Skończyło się jednak w ten sposób, że... Po przyjeździe jednak coś mnie podkusiło, by zadzwonić. I to zrobiłam, on odebrał i... Jednak nie miałam co się obawiać, bo się ucieszył. - dodała - Niegdyś byłam jego oczkiem w głowie i chyba wciąż mu coś pod tym względem nie przeszło. - wciąż najchętniej chciałby wiedzieć wszystko o niej i mieć z nią kontakt jak najdłużej.

Obdarzyła go szerokim uśmiechem słysząc potwierdzenie, że wrócił i już nigdzie nie będzie znikał. - Trzymam Cię za słowo. - odrzekła słysząc jego zapewnienie - Ale Ty też się pohuśtasz? - zapytała ściskając nieco mocniej jego ramię na chwileczkę, zastępując sobie tym gestem objęcie go i w inny sposób przytulenie się do niego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 23:25, 20 Paź 2010    Temat postu:

- I o to chodzi. - przytaknął zadowolony ogólnie pojętym pozytywem spraw wszelkich z nim związanych - W takim razie z chęcią posłucham o Seattle. - stwierdził przygotowując się na małe opowiadanie. Najchętniej wziąłby do rąk kubek ciepłej krwi i umościł się z wampirzycą na kanapie w No Name, czy w 'No Domku' jak to kiedyś wyszło - Szukałaś? To w Kantishnie też przedtem byłaś? I to nie po to by sobie dychnąć a by poszukać brata? I gdzie jeszcze? Oni tam gdzieś żyją jak w La Push? - zapytał nie do końca rozumiejąc potrzebę organizowania się w watahy. Bo dla takiego pokojowo nastawionego wampira jak Roy rzekoma agresja wilkołaków naprawdę była sprawą której nie mógł pojąć. Bo przecież nic im nie zrobił, więc dlaczego oni mieliby coś zrobić jemu? Może było to trochę naiwne i głupiutkie z jego strony, ale zgodne ze światopoglądem - Ale dlaczego się bałaś? On nie wiedział kim się stałaś? - zaciekawił go temat jej brata. W końcu miał go poznać kiedy wrócą do Seattle i wypadało wiedzieć o nim troszkę więcej ponad to że ma na imię James i śmierdzi psem przed deszczem - Bo to... Trochę dziwne. Brat, najbliższa ci osoba. Przecież chyba nie rzuciłby słuchawką. - wtrącił swą krótką uwagę pozwalając Elizabeth toczyć swą opowieść dalej - Ha! Mówiłem. - powiedział uszczęśliwiony dobrym trafieniem - Dlaczego 'niegdyś'? - zapytał nie mając pojęcia dlaczego użyła takiego zwrotu - On ma... Clarie, tak Clarie miała na imię, no ale... To i ja nie potrafiłbym się wyrzec Angeli, a wierz mi mógłbym pod wpływem kilku wydarzeń. - z perspektywy czasu te wydarzenia musiałby być zabawne bo na usta wampira wypłynął szerszy uśmiech - To nieetyczne by brat nie chciał swej siostry. - przynajmniej w Roy'a przypadku, ale zdążył się już połapać że w nie każdej rodzinie jest tak jak w jego - Wystarczy że trzymasz mnie za ramię. Wierz mi, to skutecznie przyspaja do ziemi i nikt mnie tobie nie zwinie sprzed nosa. Co tam ziemia... - machnął dłonią obojętnie - Sama do siebie przywiązujesz. Nie wiem. Ja mogę ciebie pohuśtać, a później się zobaczy. Jak znajdziemy dwie liany obok siebie to pomyślimy. - obiecał obdarzając skroń wampirzycy przelotnym muśnięciem ust - A Madamme Smoczyca? - zapytał starając się powstrzymać chichot.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:50, 21 Paź 2010    Temat postu:

- Tak, szukałam Jamesa. - odrzekła opowiadając o tym jak trafiła do miasta. - I nie, w Kantishnie nie byłam nigdy wcześniej. Z resztą mówiłam Ci to już kiedyś. - wyjaśniła - Gdzie go szukałam? - westchnęła - W zasadzie to niemal wszędzie. Maria mnie dopingowała, abym się nie poddawała. O boże! Nie wiem. - uśmiechnęła się do chłopaka - Nie mam pojęcia gdzie jeszcze wilkołaki żyją. Tak jakby... Nie były mi te wiadomości nigdy do szczęścia potrzebne. - wyjawiła zgodnie z prawdą.

- Aaa... - załapała po chwili, po kolejnych pytaniach Roya. - Bo Ty nie wiesz wszystkiego. Kiedy de Roy mnie przemienił, tak samo jak Ty przez kilka dni byłam nieprzytomna. Moje ciało nie dawało oznak życia. James znalazł mnie tam wtedy na ulicy. Jednak był tak przerażony tym widokiem co zobaczył, że nie był w stanie nic więcej zrobić jak wezwać pogotowie, by się mną zajęło. Potem pochował mnie. - opowiadała z nutką lekkiego zamyślenia słyszalną w jej głosie - To znaczy wiesz, stał nad moim grobem, patrzył jak mnie chowają... Tylko, że mnie tam wtedy nie było. Ktoś tą całą szopkę zaaranżował. - kontynuowała.

Wspomnienia na szczęście nie były już dla niej bolesne, brata odnalazła po kilku latach, więc i ten temat nie był dla niej tak straszny. - Nie, on nie wiedział kim się stałam. - potwierdziła - A ja byłam tak wygłodniała krwi, że bałam się do niego zbliżyć nie chcąc, aby stał się moją ofiarą. Musiałam stamtąd uciec. - opowiadała dalej swoją historię - Zanim opanowałam się na tyle, by móc zbliżyć się do człowieka, trochę czasu minęło. I bardzo pomogła mi wówczas Maria, którą wtedy poznałam. - na wspomnienie pomocy jej okazanej przez przyjaciółkę, Lizzy uśmiechnęła się szeroko.

- Nie miałam potem pojęcia jak powiedzieć bratu, że żyję, skoro widział mnie martwą, pochował mnie i... to wszystko. Ciężko było tak się przełamać. Dlatego nie chciałam tego mu oznajmiać przez telefon, chciałam mu oszczędzić myśli o szaleństwie, które mogło by go ogarnąć na wieść, ze jego zmarła siostra jednak żyje. A jeszcze wtedy nie wiedziałam też, że los i jemu nie oszczędził. Dopiero gdy się pierwszy raz spotkaliśmy po tych paru latach dowiedziałam się, że on jest wilkołakiem. Jego pierwsza przemiana miała miejsce tuż po tamtym dniu, gdy mnie dorwał de Roy. - dokończyła - I tu był cały problem, bo ciężko nam się było przełamać do siebie. On śmierdział, ja jemu śmierdziałam, jego dziewczyna bosko pachniała... A ja dopiero zaczynałam się uczyć jak to jest na diecie, nie sięgając po ludzi... Och, nie było to łatwe. - pokręciła głową śmiejąc się ze swoich wspomnień.

- A Madamme Smoczyca, jak ją nazwałeś uczyła mnie kiedyś baletu, jak byłam dzieckiem. Zawsze mnie dziwiła, bo była jakaś taka dziwna ale gdy już po przemianie zgłosiłam się do niej na dalsze nauki, to się dowiedziałam dlaczego była mi taką dziwną. To przez te jej geny... - wyjaśniła po krótce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 17:42, 21 Paź 2010    Temat postu:

- Yhm. - mruknął przyjmując do wiadomości informacje o Kantishnie - Nie? Jedziesz sobie gdzieś nie myśląc nad tym że być może trafisz na obszar potencjalnych zabójców? - zastanawiające - Choć w zasadzie to masz rację. Nie jest to za bardzo do szczęścia potrzebne, jednak... Dobrze by było wiedzieć. Tak w ramach kolejnych wycieczek. - dodał by jakoś usprawiedliwić chęć zdobycia kolejnych informacji która siedziała w nim zbyt głęboko by sobie odpuszczać - A tak w nawiasie... Maria. Chciałabyś ją odwiedzić? - zapytał mając kilka powodów do dążenia do tego spotkania. Po pierwsze skoro była to przyjaciółka Lizzy to powinna się z nią spotkać, bo sama dopingowała Roy'a do tego by nie zrywał wszelkich kontaktów. Po drugie pomyślał że jej się to należy. Po trzecie strasznie chciał poznać kogoś ich pokroju. Czwarte, ale mało istotne, było to ze polubił wszelkie podróże z wampirzycą. Chyba że nie chciałby go zabrać, to posiedzi w Seattle znajdując sobie furę roboty w knajpie. Kolejna część jej historii zbiła go z tropu i to bardzo - Chcesz powiedzieć że miałaś swingowany pogrzeb? - zapytał z niedowierzaniem a przez myśl przemknęło mu że i być może to samo będzie czekać jego. Okropne wrażenie jednak pomknęło dalej a ciepło słońca i ciała wampirzycy znów stało się odczuwalne kiedy już oderwał się od złych przeczuć - Zaaranżował to de Roy. - strzelił mając nadzieje zdąża za tokiem rozumowania Elizabeth - I ty go nigdy nie widziałaś? Gdzie byłaś kiedy się obudziłaś? - zapytał a po chwili zreflektował się - Jeśli w jakikolwiek cię to drażni czy smuci, to... Nie musisz mówić. - jeśli jednak nie, to miała obok oddanego i sumiennego słuchacza, który chciał o niej wiedzieć więcej niż 'wszystko' - Faktycznie, teraz rozumiem dlaczego rozmowa przez telefon byłaby trochę dziwaczna bo jak wytłumaczyć że dzwoni do ciebie ktoś, kogo już dawno się pogrzebało... ? - mruknął zamyślony próbując się postawić w jej sytuacji - I jak zareagował? - zapytał zaintrygowany - Uwierzył ci w ogóle czy musiałaś mu długo tłumaczyć? Kurczę, ja bym chyba rzucił słuchawką posądzając kogoś o kretyńskie żarty... Musiałaś być zdeterminowana. - zauważył z aprobatą w tonie, podziwiając odwagę i upór swej narzeczonej. On gdyby jego siostra była jedyną z jego rodziny pewnie też by tak zdobił, ale ciężko było to sobie wyobrazić - I wytrzymałaś? Hm... Muszę zawczasu brać lekcje panowania za sobą i ignorowania nieprzyjemnych zapachów. - pokiwał głową uznając że po tym co poczuł w butiku będzie to jak najbardziej wskazane - Smoczyca bardzo ładnie brzmi. - powiedział szybko Roy jakby bronił się przed opacznym zrozumieniem jego słów - Kobieta a nie chucherko. - podsumował i nie dodał już wzmianki o tyranie w spódnicy - Acha. No tak wtedy było łatwiej ją zrozumieć. - zastanawiała go ta kwestia bycia w połowie wampirem a w połowie człowiekiem. Elizabeth opowiadała mu już o tym a przynajmniej mógł tak potraktować wysyczane ostrzeżenie na odchodne jakie kiedyś dostał. Zamilkł na dłuższą chwilę zatapiając się w swoich rozważaniach.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:05, 21 Paź 2010    Temat postu:

- Nie. Po pierwsze smród wilkołaków da się wyczuć na kilometr, więc raczej nikłe szanse, by się wpatoczyć gdzieś na ich tereny całkowicie bez świadomości o tym. Po drugie... Cóż. Nawet i najlepiej zaplanowana podróż zawsze może się okazać, że jednak skończy się spotkaniem z nimi. Nie ma więc co gdybać na zapas. - wyjaśniła. Ona miała jeszcze jeden atut w rękawie. W razie niebezpieczeństwa była w stanie odebrać ta furię wilkołakowi. I co by mu było po próbie ataku, skoro skończyłby jako warzywo?

Na pytanie Roya o Marię dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. - Oczywiście, że tak. Bardzo dawno jej już nie widziałam. I nie rozmawiałam z nią masę czasu. Tęsknię za nią, bo jest dla mnie jak niemal rodzina... - wyjawiła wzdychając przy tym lekko. Oczywiście, że chciałaby go zabrać wtedy ze sobą. Nie wyobrażała sobie innej opcji. W ogóle jakoś nie potrafiła już niczego planować nie biorąc jego udziału w tym pod uwagę.

- Tak. - znowu przytaknęła - Miałam udawany pogrzeb. - skrzywiła się przy tych słowach, bo jak tu tak mówić o własnej śmierci, skoro się jeszcze istniało, poruszało, myślało i mówiło? Co prawda już nie oddychało i nie żyło, ale nie było co się przejmować szczegółami aż tak dokładnie. - Też tak sądzę, że to de Roy. To byłaby chyba jedyna jego dobra rzecz jaką dla mnie zrobił. Pozwolił mojemu bratu na wypłakanie całego tego bólu spowodowanego moim odejściem. Gdybym tylko zniknęła, nie odpuściłby łatwo. A przez to nie poznałby Claire. I nie byłby teraz ojcem czekającym na przyjście na świat swego pierwszego dziecka. - wyjaśniła. Dla niej, dzięki jej pogrzebowi James mógł zacząć żyć dla siebie a nie tylko dla niej. I to była jakaś tam zaleta.

- Nie, nie widziałam go nigdy. Wiem, że jest tuż obok mnie. Czasami tak blisko go czuję, że jestem gotowa wymiotować. Jakbym czuła jego dotyk na sobie. Ale nigdy mi się nie pozwolił zobaczyć. - odrzekła - A kiedy się obudziłam... - podrapała się po głowie w zamyśleniu - Wiesz, to było tak dziwne. Kojarzę moment, gdy James się nade mną pochyla a ja nie mam siły się podnieść. Potem pamiętam jak skręcało mnie z bólu, gdy przemiana się dokonywała, ale nie nastąpiło to od razu, lecz dopiero po tym, jak Jam'mie mnie zobaczył już. A potem obudziłam się parę dni później leżąc zwinięta niczym ścierka koło śmietnika w zaułku, w którym mnie dopadł de Roy.Nie mam bladego pojęcia co było pomiędzy tymi wydarzeniami. - wytłumaczyła swojemu towarzyszowi ze spokojem. - Nie, nie. To nie problem dla mnie mówić. To było już jakiś czas temu i już tak nie męczy mnie to jak niegdyś. - uspokoiła partnera.

Uśmiechnęła się za to bardzo szeroko słysząc pytanie wampira o to czy brat jej uwierzył. - No właśnie tu jest najlepsze. Zaczęłam rozmowę przez ten nieszczęsny telefon tak, jak to niegdyś zawsze robiłam. Po jednym słowie, po jego imieniu, które jak zawsze na swój sposób zdrobniłam z jego strony zapadła cisza na dłuższą chwilę. Bałam się, że powinnam się była rozłączyć jak najszybciej, ale Jam'mie mnie od razu rozpoznał. Jest niesamowity pod tym względem. Zawsze mówił, że nie zna drugiej osoby, która by tak mówiła jego imię, ale po chwili szoku zaczął się dopytywać czy to na pewno ja. No a potem poszło już gładko. Prawie gładko, bo myślałam, że mnie będzie chciał ukatrupić za to, że te pięć lat się nie odzywałam do niego i że pozostawiłam go w świadomości tego, iż nie żyję. Tylko tego mi nie mógł wybaczyć. - dokończyła.

To była jej jedyna szansa na odnowienie kontaktu z bratem i się udała. - tak, wytrzymałam. - przytaknęła - Ale nie powiem, że nie musiałam użyć sposobu. - zachichotała - Przyszedł na spotkanie z Claire. A od niej tak wdzięcznie się kopiowało wszelkie emocje. - zaśmiała się lekko. - Tylko musiałam się pilnować, żeby nie zacząć mieć na przykład chętki na... No wiesz. Na coś więcej z moim bratem, bo ciężko było oddzielić jej i moje uczucia wtedy. - mruknęła wesoło, będąc jednak jednocześnie nieco zażenowaną swoim zachowaniem. Tyran w spódnicy lepiej brzmiał niż to chucherko. Chociaż i tak Smoczyca była najlepszą z nazw.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:59, 21 Paź 2010    Temat postu:

- Nie wiem czy tak na kilometr. - powiedział znajdując w jej słowach lukę, którą z wdziękiem wykorzystał - Bo jak wchodziliśmy do butiku w Seattle to zabiło mnie dopiero za drzwiami. - powiedział - A później się musiałem zastanawiać czy Caren też to poczuje bo wydawało mi się że okropnie śmierdzę. A zaś byliśmy w radiu i ta Vequell mnie uwędziła w papierosach... - wyliczanka narzekać nagle się urwała a Roy zapytał - Jak myślisz dobrze tam sobie z Susan radzą? Jest tutaj radio? - podpytał przymiłym tonem zastanawiając się czy stacja tutaj odbierze. Zostawał jeszcze laptop Elizabeth a nie był znów pewny połączenia. Wampirzyca mogła być pewna że za moment zostanie poddana próbie przekupstwa. Tylko jak wysoką musiał mieć łapówkę by wykupić sobie trzy godziny audycji? Lilkę i Sean'a mógł sobie odpuścić. Myśli z powodu genetycznie uwarunkowanego wampirzenia znalazły sobie całkiem inne, znajome tory i wskoczyły na nie bez oporów - To... To dlaczego się z nią nie spotkasz? Ona jest gdzieś na drugim końcu świata czy jak? Są takie małe, fajne, cwane urządzonka które nazywamy telefonami. Mówi ci to coś moja droga? Używasz takiego czegoś i jeśli druga strona ma to samo możecie ze sobą pogadać. A nawet jeśli już to można ją do siebie zaprosić. - jeśli by chciała to nie miał nic przeciwko - I umówić się na jedną pumę. Albo dwie w zależności od apetytu i ilości plotek do wymienienia. - zażartował sobie ze słynnej kobiecej pasji plotkowania przy kawie - Ale mi obrobisz cztery litery... - westchnął malowniczo i wyplątał się z jej uścisku by objąć Lizzy w pasie skoro nie plótł korony i dwie dłonie nie były mu potrzebne - Przemyśl to sobie. - zakończył otwierając tym samym przed Elizabeth całkiem nowe możliwości - Myślę że by poznał. - wtrącił kiedy wspomniała o Clarie - Wydaje mi się że jeśli coś ma się stać to i tak się stanie. - może trochę dziwnie na to patrzył. Bo gdzie według jego rozumowania mógłby spotkać Lizzy? Do rozgłośni, tak jak i on do audytorium, nie uczęszczała. W Port Angeles nie mieszkała. Nie umiał wymienić innych miejsc, chyba tutaj rządził zwykły przypadek - Wiem, mówiłaś o tym że się nie dał poznać. Jeszcze. - dodał jakby za jego sprawą i namową miałoby się to zmienić. Wampirzyca zaraz stwierdzi że miał marne szanse. Bo tak pewnie było - Obok śmietnika? - zajęczał zdegustowany brakiem co bardziej ciepłych uczuć jej stwórcy. Przesunął dłonią po jej boku chcąc dodać dziewczynie otuchy. Sądził że nie zasłużyła na takie traktowanie, ale czego mógł wymagać od nieznanego mu sadysty? Spojrzał na Lizzy w momencie gdy jej usta wygięły się w uśmiechu i już znał odpowiedź na swoje pytanie - Jak mógł cię chcieć ukatrupić? Ja tam bym się cieszył a nie myślał o ponownym morderstwie własnej siostry. Bo jaki byłby w tym sens? Żaden Elizabeth. Miałaś swoje powody. Poza tym lepiej spotkać się z kimś mając w sobie więcej samozaparcia. Pewnie by się nie ucieszył gdybyś na wstępie oświadczyła że chcesz go... - przejechał palcem po swojej szyi - Co prawda pięć lat to szmat czasu, ale... Lepiej być dobrze przygotowanym. - sam wiedział ile się męczył by wychylić nosa zza drzwi kawalerki, a co dopiero wyjść na ulicę. Roześmiał się z tego co musiała zrobić by móc z Jamesem wytrzymać - No wiesz... Jakby tobą to silnie zawładnęło... - wykrzywił się nieco i zadrżał - Bleh. - pokręcił głową otrząsając się z dziwacznej wizji jaka tworzyła się w jego wyobraźni. Odchrząknął i zapytał nagle - Ładna pogoda, prawda? - rozchichotał się z nosem we włosach Elizabeth i zapragnął sam siebie uderzyć i wybić większość głupkowatych pomysłów z głowy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:59, 22 Paź 2010    Temat postu:

- Bo nie spodziewałeś się tego. I nie szukałeś tego zapachu. - odrzekła z uśmiechem. Z pewnością intensywność tego zapachu musiała go wtedy przybić do ziemi dość porządnie. Roześmiała się słysząc uwagę o wędzeniu papierosami. - Kiedyś sam paliłeś, nie narzekaj. - stwierdziła trącając go w ramię z rozbawieniem.

- Nieee... - zajęczała opuszczając ręce w dół i spoglądając się na swego partnera z rezygnacją. - No chyba nie chcesz spędzić na urlopie kilku godzin na słuchaniu swojej zmienniczki? - zapytała niedowierzająco. Ona sama się hamowała przed tym, by nie zawisnąć na kilka godzin na telefonie czy też sieci nadrabiając w sumie dwutygodniowe zaległości. - Z pewnością radzą sobie dobrze. Pewnie bardzo dobrze jak to dwie kobiety, którym się pozwoliło gadać w opór i spędzać czas na plotkowaniu. Tyle, że pomiędzy jest mikrofon, ale kto by to dostrzegał w takich chwilach. - powiedziała mając szczerą nadzieję, że radia nie znajdą w żadnym z domków znajdujących się w kompleksie wysp Musha Cay.

Łapówka dla Lizzy musiałaby być rzeczywiście spora, by wampirzyca odpuściła mu na trzy godziny i pozwoliła wysłuchać audycji. Musiał się więc nieźle postarać, bo jego narzeczona zrobiła by niemal wszystko, byle tylko nie dać mu wracać, choćby myślami do jego pracy. Mieli URLOP. A to oznaczało czas szczególnego lenistwa i nie tykania się niczego co przypominało pracę. Ona też hamowała się od ćwiczenia przecież, racja?

Jaki był powód tego, że nie spotykała się z Marią ostatnio? - Ona bardzo dużo podróżuje. Poza tym wiesz, odkąd zaczęła się spotykać z Jasperem, miała raczej mało czasu na spotkania. Nie dziwię się jej w sumie. Ale masz rację, można by było to jakoś nadrobić. - pokiwała z aprobatą głową - Przy najbliższej okazji. - dodała jeszcze, bo nie zamierzała gonić za Marii po całym świecie próbując utrafić gdzie aktualnie siedzi. - A tam telefon! - prychnęła rozbawiona machając przy tym ręką. - Na rozmowie przez telefon z nią, to spędzam co drugi dzień czekając aż skończysz prace. - zaśmiała się zdradzając mu właśnie na czym mitręży czas, gdy na niego czeka.

- Już za późno. Wiesz ile razy już to zrobiłyśmy? - zapytała śmiejąc się pod nosem. Babskie ploty bywały czasem miażdżące. Objęła i jego, kiedy Roy zagarnął ją do siebie w objęcia. Uwielbiała to chyba. Przytakiwała przy kolejnych słowach. Sprawa de Roya zawsze odbierała jej nieco humoru, ale powrócił on kiedy zeszli na kwestię jej brata. James był o wiele wdzięczniejszym obiektem do dyskusji jak dla niej. Parsknęła śmiechem słysząc zrozumienie w głosie chłopaka dla jej pociągu do jej własnego brata, kiedy kopiowała emocje od Claire.

- Oj nie, nie, nie! Lepiej żeby tak nie było. - stwierdziła całkowicie o tym przekonana i przyznała mu racje. - Owszem, bleh. - dodała śmiejąc się z samego wyobrażenia tego, co mogłoby być, gdyby nią zawładnęły całkowicie takie emocje. - Bardzo ładna! Piękna! A jak te małpiatki tam na tych drzewach - wskazała ręką - wydzierają się w niebogłosy! - podchwyciła szybko jego zmianę tematu chichocząc przy tym cicho w jego ramię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:11, 22 Paź 2010    Temat postu:

- A to trzeba szukać? Wybacz ale tam tak... Wydawało się że powinienem poczuć już faktycznie z tego kilometra, a nie dać się zaskakiwać czemuś takiemu. Do tej pory mnie skręca. - stwierdził krzywiąc się znów odrobinę na samo wspomnienie feralnych odwiedzin - Ale ona paliła więcej. - obronił się bezsensownym argumentem - I nie doprowadzałem do absolutnego zadymienia pomieszczenia kiedy to widoczność stawała się bliska zeru. Chyba że się bardzo zdenerwowałem, ale to rzadkość. - zapewnił Elizabeth przytakując sobie namiętnie i troszkę idealizując przy okazji. Poza tym kiedy był z nią to jakoś o tym zapominał raczej, a po przemianie to wydawało się bezsensowne. Oddał jej trącenie z zadziornym błyskiem w oczach jakby pytał 'chcesz tego? Chcesz?'. Roy otwarł usta gotów potwierdzić te trzy godziny. Widząc jednak reakcję Elizabeth, te opuszczone ramiona i słysząc ten jękliwy ton zrezygnował z jakiegokolwiek oporu. Co jednak nie zaszkodziło mu odrobinę się z nią podroczyć. Wsparł brodę na jej ramieniu i westchnął lekko niezbyt pocieszony - Tylko trzech... - za dużo, trzeba zejść niżej - No dobra. Jednej? - jakoś po minie wampirzycy też mu się to wydawało zbyt wielkim wymaganiem - Choć 5 minut Lizzy. - tym razem to on zajęczał - Ja naprawdę się boję o tą rozgłośnię. Skąd mogę wiedzieć czy moje ulubione miejsce pracy jeszcze stoi w posadach? Może już jestem bezrobotny? Albo zdegradowany do niższego stopnia, ba! Zapomniany! Bo te dwie panny zawładnęły wszystkimi? Kochaaaanie... - może i mogłaby to wszystko potraktować poważnie gdyby nie parskniecie śmiechem którego Roy nie potrafił powstrzymać. Odchrząknął i pociągnął dalej tym samym żałosnym tonem podejmując słowa narzeczonej - Właśnie! Być może radzą sobie aż za dobrze? I co wtedy? Będziesz miała sierotę w domu... Lizzy. Posłucham pięć minut, upewnię się że stacja nadaje i je wyłączę. Mogę ci to za to wszystko ładnie odpłacić. - mruknął używając tonu swego głosu przeciwko niej - W nocy... - zamruczał wiedząc jak na Elizabeth to działa. Przygryzł wargę i dodał - W naturze. Lizzy za pięć minut? No chwilkę chociaż bym usłyszał Sus i stwierdził że nie przeszła, albo też przeszła na stronę zła. Ej a my tam wcale nie plotkujemy. To bardzo poważna audycja. - stwierdził buńczucznie znów parskając śmiechem. Wyprostował się widząc że chyba nic z tego nie będzie - Gorzej jak w taką plotkarską się zamieni w te dwa tygodnie. - westchnął lekko. Nabrał powietrza i porzucił tamten temat. Skoro URLOP to urlop, nie musiała tego aż tak wytłuszczać, Roy zrozumiał i jakby miał popiół sypnąłby sobie sporą garść na zmartwioną głowę. Tak, tak, hamowała, dajcie mu ten popiół - Nie dziwisz się? A co? Znasz to tak jakoś bliżej z własnego przykładu? - podpytał chcąc wiedzieć przy okazji czy nie jest dla niej zbyt uciążliwy - Masz?! No co ty? - zawołał zaskoczony takimi wieściami - A dlaczego co drugi? To taka stała, w czasie której zdarzy się dość by sobie mieć o czym pogadać? A gdzie teraz Maria przebywa? - ciekawość znów zjadała Roy'a a tym razem chodziło o tryb życia. Zastanawiało go to czy tylko on i Lizzy byli odmieńcami zamierzając gdzieś osiąść na kilka lat czy było to ogólnie spotykane, a może jednak w grę wchodziły jaskinie i wiszenie z nietoperzami u skał - Za późno? Boże... - sapnął z udręką - To ja się zaczynam bać. - stwierdził kuląc lekko ramiona. Takie uczucie zawsze go dopadało kiedy Caren miała wrócić z wywiadówki. Niby tam wiedział że nic nie przeskrobał, ale jednak czuł się jakby miał coś za uszami. Obrali szybko neutralny temat pogody nie debatując nad tym jakby wyglądała wampirza siostra dobierająca się do wilkołaczego brata. Doszła do tego jeszcze mina biednej Clarie a Roy roześmiał się w głos - O nie! Tak... Pogoda jest w dechę. Tam niebo... - wskazał w górę - Pod nami... - spojrzał na ziemię - Noo... Jakieś liście, o robaczek. - zachwycił się - Zobacz jaki kolorowy! - zawołał przestępując nad nim - Po prawej drzewa, po lewej drzewa i zabudowania... Przed nami... Placyk. - stwierdził bo faktycznie w zasięgu ich wzroku pojawił się wybrukowany kamieniami czy czymś podobnym, okrągły o niezbyt wielkiej średnicy placyk, przez który przemykały małpy przeważnie z jakimiś owocami w ustach - O strasznie głośne są. Stąd zapewne 'miasto'. Takie Seattle o ileś lat ewolucji wstecz. - stwierdził rezolutnie zabawiając się w lektora programów przyrodniczych.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:02, 22 Paź 2010    Temat postu:

- Czasem tak a czasem nie. - odrzekła zgodnie z prawdą. - Czasami po prostu niektóre zapachy bywają przytłumione przez inne. I ciężko wychwycić od razu te specyficzne. - wyjaśniła. Wysłuchała tłumaczenia się chłopaka coraz bardziej opuszczając swój podbródek a jednocześnie unosząc brwi z niedowierzaniem. Chyba sam sobie nie powinien wierzyć w tej kwestii a już ona na pewno. Racja, gdy był przy niej aż tyle nie palił. Daleko mu co prawda było do tak sporadycznego popalania sobie jak jej, ale mimo wszystko kopcił i to było bezsprzeczne.

Jak oddał, to i ona oddała. Jego błysk w oczach chyba u kogoś u jego boku został bardzo szybko zapożyczony, bo i spoglądając się na dziewczynę było można dostrzec tą iskrę zadziorności i niemego pytania bo czemu nie? - Tylko trzech? - zapytała. Obniżył zaraz wymiar widząc jej spojrzenie i reakcję. - Jednej? - wciąż nie odpowiadała na jego pytanie czy nie dałaby mu siąść i posłuchać. Póki co dobrze się bawiła słuchając jak chłopak coraz bardziej kapituluje mimo, iż ona nie wypowiedziała w tej chwili nawet słowa swej opinii. - Chociaż pięć minut? No wiesz... - zaczęła, ale Roy zaczął ją zaraz błagać i nawet nie było kiedy zacząć na cokolwiek protestować czy przytakiwać.

Coraz bardziej jej się podobało jak tak ją obskakiwał i wypraszał o coś. raczej do tej pory nie prosił ją o nic, ciężko było nie zgodzić się w końcu, jednak musiał po temu dać jej możliwość powiedzieć cokolwiek. Śmiała się pod nosem słuchając jego kolejnych argumentów. W duchu już się zgodziła z nim, jednak nie powiedziała jeszcze tego na głos. - To jest cios poniżej pasa! - parsknęła w końcu śmiechem głośno i donośnie kiedy zamruczał jej prosto do ucha. - Dobrze, już dobrze, zgadzam się. Będziesz miał swoje pięć minut. - skapitulowała w końcu.

- Nawet i godzinę czy nawet trzy jak się uprzesz. - dodała po chwili unosząc z mentorskim tonem jeden palec i wymachując nim niczym batutą. - Ale liczę na te obiecane odpłacanie w nocy. - do wszystkiego dałaby się namówić, gdyby tylko jej to obiecywał. Nie był dla niej uciążliwy, co zaraz potwierdziła sumiennym zaprzeczeniem tego faktu, by był takim dla niej. Wampir przecież nigdy nie pytał się jej czy utrzymuje kontakt z Marii. A one dwie były ze sobą zawsze w stałym kontakcie. Lizzy tak jakoś bez niej nie potrafiłaby chyba już się obyć. No, teraz się obywała, ale za to miała przy sobie Roya przez całe okrągłe 24 godziny na dobę. Skutecznie wypełniał jej czas.

- Tak jakoś wychodzi zwykle. - odrzekła czemu co drugi. - Przypadek. Średnia. - wyjaśniła, bo mniej więcej im tak się składało. - Teraz? Nie wiem gdzie ona jest. To niemal dwa tygodnie a w tym czasie to mogła być gdziekolwiek. - zaśmiała się znając swą przyjaciółkę. Nigdy nie miała większych problemów z przemieszczaniem się. - A nie bój się, nie bój. Nic strasznego. - zapewniła. Jasne. Gdyby jeszcze każdy wierzył, że babskie pogaduszki są nieszkodliwe.

Tak się zaczął zachwycać i pogodą i przyrodą, ze aż miło. Niefajny temat momentalnie odleciał w niepamięć. - Chyba sporo lat wstecz. Zobacz, nawet portek na sobie nie noszą. - stwierdziła wyślizgując się z objęć Roya i próbując pogonić sobie niezbyt spiesznym krokiem za jedną małpiatką. Aż żałowała, że nie miała ze sobą żadnych owoców, bo by mogła je spróbować oswoić podkarmianiem. Ciekawa była czy by się wtedy nie zlękły ich obecnością. Jakiś stary, wyliniały pawian zaczął się stroszyć na widok wampirzycy. Odpowiedziała mu przystając na chwilę w miejscu i próbując naśladować jego wypinanie brzucha i podrapywanie się pod pachami. Zaśmiała się machając w końcu ręką, stwierdzając, że ona tak łokci wygiąć nie potrafi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 23:52, 22 Paź 2010    Temat postu:

Z tym to by się kłócił. Bo 'zapachem' smrodu wilkołaka by nie nazwał. Jednak była to tylko semantyka a o to się kłócić nie wypadało, nie w tak pięknych, zielonych okolicznościach jakie stwarzała im przyroda wyspy na której się znajdowali. Oj ale teraz już nie palił, żaden rak mu nie groził nawet jakby chciał dorównać pannie Vequell. Niszczyła go wewnętrznie taką miną. Kiedy jej podbródek opuszczał się coraz to niżej wyraz twarzy Roy'a stawał się coraz bardziej błagalny. Już i tak nie wspomniał o tym że obiecał, co prawda w żartach ale obiecał kontrolnie zadzwonić. Już nie próbował naginać dobrej woli Elizabeth skoro i tak ta wola wydawała się być nieugięta. Trącił wampirzycę zaciśniętą pięścią, wiedząc że mogą sobie tak dawać i oddawać długi czas. Bardzo się starał i bardzo mu zależało skoro nie upierał się przy całym czasie audycji i schodził ze swymi żądaniami pod wpływem spojrzenia Lizzy coraz to niżej. Chciał choćby chwilkę by wiedzieć że wszystko jest w porządku. To przecież niewiele. A poza tym ona potrafiła go skutecznie oderwać od wszystkiego, wystarczyło tylko żeby jej oczy znalazły się przed jego. Wtedy Roy stawał się plastyczny i podatny na to co chciała z nim zrobić. Tak więc generalnie rzecz biorąc miała nad nim władzę dość znaczną. I mogła to wykorzystać odpowiednio planując jego czas. Bo przecież nie będzie sobie odmawiał jej towarzystwa tylko po to by posłuchać Sus - Wiem. - wpadł jej w słowo nie mogąc wytrzymać i nie wiedząc jakiego argumentu użyć bo chyba wszystko co mógł jej dać w zamian już zaproponował - Nałupię kokosów do basenu. Albo... Nie wiem... Zrobię ci hamak? - zapewne to marne, bo hamaki tutaj na pewno mieli - Masaż? Kolację przy świecach? - zaczął wymieniać co tylko przyszło mu do głowy - Latawiec? Kiedyś miałem ci go zrobić... - rozdygotane teatralnie westchniecie wydobyło się z jego ust, jakby zrozpaczony tym że nie może jej już nic interesującego zaproponować skapitulował a jego ramiona zawisły bezwładnie jak przed momentem u Elizabeth. Koniec korony powlekł się po ziemi a Roy popatrzył bez przekonania pod nogi - Wcale że nie poniżej pasa! - odparł zwracając ku wampirzycy twarz na której wymalował się już szeroki uśmiech. Kto by pomyślał że jego ostatnią nadzieją będzie taka obietnica - Ja zacząłbym gdzie indziej. - stwierdził i do ogólnej próby przekupstwa dołożył jeszcze jedną łapówkę w postaci pocałunku, nie byle jakiego, przecież mu szalenie zależało - Oto jest. Już więcej nie mam Lizzy. Powiedźmy że jestem argumentowym bankrutem. - wyznał szczerze zmartwionym tonem pochylając głowę jakby zamierzał pójść i przywitać się z katowskim toporem. Jednak jego narzeczona była wyrozumiała - Serio?! Och Elizabeth! - impet z jakim do niej doskoczył chyba ją zaskoczył. Złapał wampirzycę w pasie i okręcił się wokół osi parokrotnie, by postawić po chwili na ziemi i znów wycałować tym razem w podzięce - Jesteś wielka! - odchylił głowę w tył by popatrzeć ze zdziwieniem na palec przed jego nosem. Uśmiechnął się do niej najładniej jak umiał i odpowiedział - Masz to jak w banku. Kiedy tylko zechcesz. - zapewnił Elizabeth przykładając swą dłoń do klatki piersiowej - Mogę już się zacząć powolutku odpłacać... - mruknął i przypomniał jej, jakby zapomniała jak to jest się z nim całować. Odpuścił w końcu bardzo ucieszony czując się trochę lżejszym niż normalnie. Spojrzał na zegarek chcąc dopilnować swego czasu i stwierdził ze mają czas. Powrót do domku im nie zajmie wiele czasu. Ochłonął już trochę, wyszczerz nie zniknął, ale mógł prowadzić z wampirzycą dalszą rozmowę - Niekoniecznie teraz. W takim razie gdzie była ostatnio? I dlaczego zmienia miejsca pobytu? - zapytał zastanawiając się co jest w wampirzej modzie najbardziej popularne. Może on był jakiś dziwny z tym przywiązaniem do jednego miejsca - Nie bój się, nie bój? - zapytał kpiąco spoglądając na Lizzy z ukosa - A wiesz że ja pracuję z kobietami? I czasem różne plotki mi się o uszy obijają. I nigdy nie zdarzyło się tak by były one nie straszne. - powiedział kiwając głową i śmiejąc się z rzekomej niewinności narzeczonej. Na to nawet Roy nie dał się nabrać. Przysunął się do wampirzycy i zasłonił usta dłonią jakby to co miał powiedzieć było co najmniej rangi tajemnicy państwowej - Bo oni jeszcze nie są cywilizowani. Ale mamy pewne tajne misje by sprowadzić je na dobrą ścieżkę, nic się nie martw. - wszystko będzie cacy, jak już Roy zabierał się do snucia takich planów nie mogło być inaczej. Kiedy zobaczył co Lizzy wyczynia roześmiał się i spojrzał na pawiana - Nie strasz pana Pawiana. - upomniał dziewczynę ze stoickim spokojem, kłaniając się przy okazji małpie - Bo nie będzie chciał się poddać cywilizowaniu. I wszystko weźmie w łeb.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Roy Smith dnia Sob 0:07, 23 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:00, 23 Paź 2010    Temat postu:

Wcale go nie niszczyła taką miną. A przynajmniej nie chciała tego. Dzwonienia do rodziny by mu nie zabraniała. Jeśli tylko by chciał, to nawet i by go namawiała. Elizabeth zawsze była za utrzymywaniem kontaktów z rodziną, więc tym bardziej nie miał w niej Roy przeciwnika w tym względzie. Tracenie zwiniętą w pięść dłonią zrekompensowane mu zostało dziabnięciem pod żebra. Owszem, mogli tak bardzo długo sobie oddawać w żartach.

Nie musiał jej nic dawać w zamian. Związek z kimś nigdy nie polegał na interesowności. Lizzy niczego od niego nie wymagała, nie żądała ani też tak na prawdę nie stawiała żadnych warunków. - To już wcześniej obiecałeś. - zaznaczyła, gdy zaproponował zajęcie się zdobyciem mleczka kokosowego do kąpieli. Chichotała przy tym bardzo cicho, nie chcąc roześmiać się na głos. - Mmmm... Masaż? - zainteresowała się taką opcją. Przyjemnie by było, ale wciąż nie mówiła nic więcej. Nic, co by go w pełni przekonało do jej zgody.

Teraz to jej serce miękło kiedy widziała swego narzeczonego tak błagalnie bezradnego. I jeszcze ten pocałunek, który rozklejał, rozmiękczał i rozpuszczał jej nogi... Jak mogłaby mu się opierać przy czymś takim? Nie było takiej siły. - Nie prawda, że jesteś bankrutem. - zaprzeczyła jeszcze raz się wychylając i drobnym muśnięciem sięgając po jego usta. - To nie jest bankructwo. Nazwałabym to diabelnie silną kartą przetargową. - wyjaśniła jeszcze raz trącając jego wargi.

Nagłość z jaką chłopak wybuchł radością unosząc ją w powietrze zaskoczyła dziewczynę. Nieco oniemiała pozwoliła się okręcić wokoło przeczekując chwilę aż się Roy opanuje. Nie spodziewała się takiej reakcji, choć miło ją było zobaczyć. To solidne odpłacanie się jej za coś, co nie wymagało w gruncie rzeczy od niej żadnego wysiłku, było wyjątkowo przyjemne. Nie zapomniała jak to jest się z nim całować. Jednak dobrego nigdy za wiele i z przyjemnością oddała się jego słodkim ustom pozwalając się jeszcze bardziej przekonać do tego, by mu potem była w stanie dać spokój na te trzy godziny kiedy chłopak będzie słuchał audycji radiowej. Skoro mu tak bardzo na tym zależało...

Skąd on ten zegarek miał ze sobą? Dziwne... Musiał go w między czasie założyć, ale niech mu będzie. Wcale tak dużo czasu nie mieli, więc wypadało się pospieszyć jeśli chcieli wszystko obejrzeć i dotrzeć na czas do domku, by jeszcze udało się ustawić odbiór właściwej stacji. - Ostatnio chyba z Jasperem. Podejrzewam, że byli w Forks a potem mieli jeszcze gdzieś jechać, ale nie wiem gdzie. Marii mówiła coś o poleceniu na stary kontynent, ale... - wzruszyła ramionami - Czy się coś nie zmieniło, to nie wiem. - odrzekła.

Roześmiała się słysząc jego obawy o to, że go obgadały od góry do dołu. Owszem, porozmawiały sobie o paru sprawach, jednak chyba aż tak źle nie mogło być. - Ależ ja Cię kocham i wcale nie zamierzam mówić o Tobie jakichś złych rzeczy! Wręcz przeciwnie, w samych superlatywach. - zapewniła chłopaka pieszczotliwie klepiąc go palcami dłoni po szyi. - Uuu! - zawyła po chwili słysząc kolejne rewelacje. - Widzę, że Ty po tym pobycie u zieloniaków to się tajnym agentem stałeś! - zachichotała ze śmiechu słysząc te jego ściśle tajne przez poufne rewelacje.

- Ale ja go nie straszę! żachnęła się z rozbawieniem - Ja tylko chciałam nawiązać z nim kontakt na jego poziomie! nie wiem co on tym do mnie mówił, ale widać to było chyba obraźliwe, skoro sam się obraził, gdy mu tym samym odpowiedziałam. - broniła się, że wcale nie miała zamiaru go tym straszyć. Nie sposób jednak było się powstrzymać od śmiechu. Wampirzyca niemal zaczęła się z jego powodu zwijać na ziemi słuchając słów swego towarzysza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:14, 23 Paź 2010    Temat postu:

Bo ona siebie nie widziała, nie mogła być taka pewna jak wyglądała. A Roy już wiedział że nie za bardzo będzie lubił kiedy tak na niego, w iście profesorski sposób, spoglądała. Brakowało jej ładnych okularów i jakiejś teczki, albo wskaźnika w dłoni. Pani profesor Preston. Postrach wszelkich uczelni wyższych. Roy jako niezbyt pilny studencik pewnie by często na korepetycje zachodził. Wampir zmrużył oczy patrząc na Elizabeth. Nie lubił jak dźgała go pod żebra. Dostała w pośladek bo dłoń trochę mu zeszła za nadto w dół. Ale to nie byłby telefon do rodziny, tylko do Susan i Jess. A tego to naprawdę lepiej niech mu broni. Urlop to urlop. Poza tym jakby się zawiesił to te trzy wytargowane z trudem godziny by nie starczyły. I okazałoby się że wampirowi do miana plotkarza wcale nie byłoby zbyt daleko. Tyle by było do obgadania, wysłuchania co tam Lily zginęło, albo na kogo ostatnio wściekł się Ravitz. Ech ta praca. Niech nie postrzega tego jako dawanie w zamian. Roy zbyt dobrze się bawił płaszcząc przed Lizzy. W zasadzie ta nagroda już mało go obchodziła. Ciekawsza i bardziej zajmująca była próba wyłudzenia jej od wampirzycy. Dla obu stron. Blondyn miał niezłą zabawę a jego narzeczona chyba też nie mogła narzekać - Nic się nie stanie jeśli wspomnę o tym raz jeszcze. - zawsze tak dla pewności dobrze przypomnieć i pokazać gotowość na wszystko byle tylko się dowiedzieć czy czas antenowy nie jest marnowany na bzdury. Sus by chyba nie uwierzyła gdyby jej opowiedział co musiał zrobić by ją usłyszeć - Yhm... Masaż. Zapewne tutaj dałoby się wygrzebać z domków jakieś olejki albo podobne specyfiki. - powiedział gotów i to jeszcze dołożyć w zamian za chwilę z radioodbiornikiem - Wyciągnęłabyś się na łóżku, a ja... Sprawdziłbym czy moje dłonie... - wyciągnął je przed siebie majtając plecionką - Nadal mają w sobie coś z cudotwórczości. - zakończył zerkając na idącą obok niego Elizabeth z miłym dla oka uśmieszkiem cwaniactwa na ustach. Roy roześmiał się cicho i powtórzył - Diabelnie silną kartą przetargowa? Różne określenia pod moim adresem padały, ale ty moja droga jesteś pierwsza z tym którego użyłaś. Karta przetargowa, a to ci dopiero. Rozumiem że kiedy moja wartość jeszcze wzrośnie... - o ile to w ogóle możliwe - Zagrasz mną na giełdzie i zarobisz krocie? Ale nie odsprzedasz nikomu prawda? - zapytał lękliwie ze zmartwionym wyrazem twarzy - Nie chciałbym zmieniać właścicielki. Całkiem dobrze się czuje jako twoje, hm... Aktywo? Jeśli jakieś tam zyski ci przynoszę... - dodał skromnie jak na środek gospodarczy o określonej wartości przystało. Trudno było zgadnąć jak z karty przetargowej stał się aktywem, ale kto nie potrafił jak Roy? Wszystko było z nim możliwe. Miał się w końcu za co odpłacać. I nie chodziło już o to czy dla Lizzy to było wysiłkiem czy też nie. Dowodziło jedynie tego że jedno drugiemu potrafi ustąpić miejsca. A że ktoś reagował trochę zbyt gwałtownie? I że używał pewnie wszystkiego co miał najlepszego do zaoferowania? Cały Roy. Zegarek był zawsze kiedy go potrzebował. Ciężko było mu się z nim rozstać, a to wodoodporne było, stąd widniał na jego nadgarstku jak zwykle. Nie? Kurczę z tego szczęścia chyba źle godzinę odczytał. Dobrze że ktoś myślał za niego - Tak blisko nas? Jaka szkoda... - zamruczał niepocieszony Roy wiedząc że tak właśnie przepadła mu szansa na spotkanie innego wampira. Poczeka sobie cierpliwie - O nie, nie, nie. - odparł wampir tak jak Lizzy machając jej przed nosem palcem - Same superlatywy też nie mogą mi wyjść na dobre. Spotka mnie później taka i dopiero się zdziwi. Ty powiesz 'zabawny' a ktoś 'kretyński'. - rzucił w gruncie rzeczy mając gdzieś to co o nim ludzie myśleli. I tak nie poczuwał się do jakichkolwiek zmian, bo od Elizabeth nie usłyszał jeszcze skargi na jakąkolwiek z cech swojego charakteru - Nie krzycz tak! - syknął na Lizzy kiedy zaczęła się śmiać z jego dodatkowego etatu - Bo wszystko wygadasz i mnie skreślą z listy płac. I odbiorą prawa do wykonywanie super-ekstra misji. - powiedział cicho poważnym tonem chcąc przypominać jednego bohatera z 'Facetów w czerni'. A okulary zostały w domku, pech chciał - No nie! - żachnął się i parsknął śmiechem tracąc wiele z wypracowanej powagi - Nawiązać z nim kontakt na jego poziomie? - podszedł do Lizzy i ujął ja w pasie od tyłu odciągając od zwierzęcia powoli - Ja nie mam ochoty mieć w domu małpy a jak to mówią z kim przystajesz takim się stajesz... Czy jakoś tak. Lizzy ja błagam. - obrócił ja by stanęła z nim twarzą w twarz. Roy złożył dłonie jak do modlitwy i poprosił - Bądź sobą. Taką jaką jesteś teraz. Hm...? - zamruczał machając rzęsami jakby miało mu to dopomóc w czymkolwiek. Wychylił się ponad ramię dziewczyny i spojrzał na pawiana - Bez urazy stary.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:18, 24 Paź 2010    Temat postu:

Aż tak straszną miała minę? Nie miała o tym nawet pojęcia, że aż tak. - Aaa! - pisnęła, kiedy w zamian za dźgnięcie pod żebra, oberwała klapsa w pośladek. Roześmiała się przy tym widząc, że jej partner wciąż ma ochotę na dalsze szturchanie. Oj nie, nie. Gdyby to miał być telefon do pracy, to już bez przesady, nie dałaby mu teraz dzwonić, bo by potem przez długi czas rozmyślał nad tym co by usłyszał przez słuchawkę. Co za dużo, to niezdrowo, niech by mu sama audycja wystarczyła.

Zdecydowanie sama targowanie się było bardzo fajne. I na pewno też wyjątkowo przyjemne. - Ano... - mruknęła uśmiechnięta. - Na pewno. - przytaknęła wspominając w pamięci, że widziała niewielkie buteleczki na brzegu wanny. To musiały być jakieś olejki, z pewnością. - Oooj... - i jeszcze podbijał stawkę. Już nie tylko sama kąpiel w wannie, w mleczku z kokosów. Nie tylko jakiś tam masaż zrobiony na prędko, ale taki profesjonalny, w pełni uczciwy i wykonywany z pełnym zaangażowaniem. - Mmmm... Rooooy... I tak byś mnie masował... I dotykał... - pochyliła się teraz ona mrucząc nad jego uchem i pozwalając sobie popuścić wodze fantazji.

- W stu procentach na pewno mają. - przytaknęła na jego cudotwórcze dłonie. Nie mogły przecież stracić tej zdolności, skoro nie tak dawno temu ledwie ich muśnięcie po jej skórze działało cuda. Zachichotała słysząc o tym, że twierdzenie o karcie przetargowej nie było w stosunku do niego jeszcze nigdy wykorzystywane. - Bo ja w ogóle jestem pierwsza. - rzuciła dumnie, ale po chwili jej wyprężenie się w teatralnym geście zepsute zostało przez śmiech dziewczyny, który ją zginał niemal w pół. Eliza nie była zapatrzoną w siebie egoistką i nie przywiązywała wagi do takich pochwał siebie samej.

- Nieee... Nie będę Tobą grała. - odrzekła - Ulokuję Cię na odpowiednio dobrej polisie i będę się cieszyć, że w ogóle jesteś. - wyjaśniła zaprzeczając tym samym, że wcale nie będzie nim szafować. - Aj tam zyski. Zyski są nieważne. Ja się cieszę z samej satysfakcji możliwości bycia w jakimś tam stopniu dysponentem pewnych... korzystnych dywidend. - dodała jeszcze wciąż nie przestając się śmiać. Jak zwykle wampir rozbawiał ją niesamowicie.

- Wcale nie szkoda. - odparła - Ja wolę urlop z Tobą niż spotkanie z przyjaciółką. - wytłumaczyła chłopakowi. Wcale chwalenie Roya nie było niczym, co mogło by wyjść na złe. Zaprzeczyła temu od razu, żeby nie było niedomówień. - No coś Ty! Oczywiście, że nie. I na pewno nikt nie powie, że jesteś kretyński. - sprostowała. Nie było takiej możliwości. Jak Lizzy mówiła, że jest zabawny, to jest zabawny a nie kretyński. Nie było opcji, by to inaczej zinterpretować. - Oj no nie krzyczę. - żachnęła się. - I nie wygadam się mój tajny agencie. Będę milczała jak zaklęta. - zaśmiała się ale po chwili słysząc o tym, że mogło by jej tak zostać w jeszcze większy śmiech wpadła. - To tylko kolejny język obcy. No, może trochę bardziej prymitywny, ale... - odrzekła wzruszając lekko ramionami. - Nie każdy musi być jak nasz zaawansowany. - w końcu małpiatki były na początku ewolucji, wszystko było przed nimi.

Nie dała się długo namawiać. To jego błagalne spojrzenie, gesty i ten ton, jak można było się im oprzeć? - No dobrze, już dobrze. - odrzekła - Nie będę się uczyła ich języka. Niech one się nauczą naszego. - uśmiechnęła się dając wampirowi całusa w policzek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:11, 24 Paź 2010    Temat postu:

Gdyby miał lustro to sama mogłaby się o tym przekonać. Niestety tak. W pewien sposób była przerażająca a Roy z wszczepioną awersją do niektórych nauczycieli właśnie ich sobie przypomniał. A na końcu jego łańcuszka skojarzeń wylądowała Beani. I jego ojciec patrzący na niego znad najnowszego kazania którego to tworzenie Roy odważył mu się przerwać. Rozłożył bezradnie dłonie widząc że śmieje się właśnie z niego. Uśmiechnął drapieżnie i znów spróbował Elizabeth tknąć. Właśnie, co za dużo to niezdrowo. Dlatego o tym nie wspomniał. Wkroczenie do rozgłośni i wygłoszenie opinii kiedy tylko dorwie te dwie musiało mu wystarczyć. - Są? No widzisz. Czyli wszystko idzie w bardzo dobrym kierunku Lizzy. - nic tylko zgadzać sie na to co serwował. W zasadzie już było to uzgodnione, ale Roy i tak nie miałby nic przeciwko wykonaniu masażu. W końcu te jej zastałe mięśnie bez chwili treningów przy drążku, jakoś trzeba ją było zacząć doprowadzać do porządku. Było to jednak tylko kolejne usprawiedliwienie. Nie, nie na prędko. Jak obiecał to się postara. Wampir uśmiechnął się niewinnie i spojrzał w niebo słuchając pomruków tuż prz swoim uchu - Elizabeth.... - westchnął czując dreszcze na plecach - Yhm. I masował i dotykał... I jeszcze więcej. - nie ładnie było wystawiać jego cierpliwość na pokuszenie. Znając życie i parę wampirów czas audycji przeciekłby im pomiędzy palcami spędzony na całkiem innych uciechach, bo trudno byłoby im się znów od siebie oderwać - Jesteś taka pewna? Ja wolałbym sprawdzić. - powiedział obdarzając swoje dłonie sceptycznym spojrzeniem - A najlepiej jakby osoba zainteresowana... - wskazał na wampirzycę - Wydała stosowny osąd tego czy mają coś szczególnego w sobie czy też nie mają. Kto wie, prawda? - zapytał nie tyle interesując się wynikiem próby co samą próbą. Właśnie, 'nie tak dawno', nikt nie znał czasu jaki pozwalał im cudotworzyć, albo też i nie znano limitu cudotwórstwa jego dłoni. Wszystko sprawdzą, nie ma strachu - Och tak. Ty jesteś pierwsza z pierwszych. - zawtórował Roy szukając na prędce form wyższych - Najpierwszejsza? - wysylabizował chcąc panować nad każdą samo i spółgłoską by wyszło to zrozumiale. Roześmiał się widząc pełną dumy postawę dziewczyny i odsunął o krok w bok jakby ta łuna doskonałości, pewności i palmy pierwszeństwa we wszystkim porażała jego biedne, uniżone służalczo, niebieskie oczy. Odetchnął z ulgą kiedy stwierdziła że nie zamierza nim obracać na giełdowych parkietach. Skłonił się za zapewnienie iż będzie miał życie nudne i monotonne jak tylko mógł mieć - W takim razie ja będę się cieszyć że ty sie cieszysz. - stwierdził gładko nieopacznie podrzucając im kolejny temat który mógł się ciągnąć przez wiele minut. Bo przecież każde z nich cieszyło się bardziej mając swoją połówkę przed sobą - Korzystnych dywidend? - zapytał zaintrygowany tym jak go nazwała - A jakież to korzyści te dywidendy pani przynoszą? Prócz rzekomego bólu brzucha i łez w kącikach oczu? Pomocne ramie? - zapytał obejmując Lizzy i pochylając się na jej uchem by odpłacić pięknym za nadobne - Miły dla ucha, drażniący zmysły... - mimo tego rozbawienia całą sytuacją potrafił się opanować i przywołać z gardła właściwy głos - Ton? Co jeszcze? Dotyk? - podpytał przesuwając dłonią po boku wampirzycy - Pocałunki...? - bezczelny. Jak już oddawał to z nawiązką i jakąś przewrotną chęcią wygranej. Przesunął ustami po szyi Lizzy. Uznając ze tyle jej wystarczy, że nagrabił sobie solidnie, będąc z siebie jednak szalenie zadowolonym odsunął się od wampirzycy i zajął dłonie plecionką zrywając po drodze kolejne trawy i to co mu się spodobało - Czuję się... Jak zwycięzca. - stwierdził z uśmiechem kiedy Lizzy powiedziała że przekłada czas spędzony z nim nad czas poświęcany przyjaciółce - I znów... Popadnę w syndrom pierwszego miejsca, o nie.... zajęczał przykładając dłoń do czoła jakby zmartwiony nawrotem jakiejś dawno przebytej choroby. Temat jego kretyńskości czy też nie, został przemilczany. Roy wiedziałby swoje a Lizzy upierałby się przy swoim, a to im wcale nie było potrzebne - Teraz nie. - odpowiedział zaciskając usta odpowiednio do roli posępnego agenta tajnych służb - Ale po co ci ten zapomniany już prawie i bezużyteczny język? Chcesz zostać taką co... - wskazał na Lizzy i po chwili strzelił palcami nie mogąc sobie przypomnieć nazwy odpowiedniej temu zajęciu - Taką co specjalizuje się w wymarłych językach i potrafi odczytać różnorakie pisma starożytnych cywilizacji? To... - wskazał na skaczące wokół nich, niczym nie przejmujące się zwierzęta - Są małpki. A one dopiero w nas ewoluują. Albo też i nie. Nie wnikam. - powiedział układnie dążąc do sedna sprawy - O dokładnie. - wyjęła mu to z ust - Niech one się pouczą naszego. To im tylko na dobre wyjdzie. I mi też. Bo nie wiem ile taka małpka jak ty zjadałaby na dzień. - zakończył w końcu swe rozważania zamykając się na moment po buziaku jaki dostał.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:23, 24 Paź 2010    Temat postu:

W zdecydowanie bardzo dobrym kierunku wszystko zmierzało. Lizzy była z tego wybitnie zadowolona. I chyba bardzo lubiła być przekupywaną. Ależ on o nią dbał. Było to miłe, że tak pilnował tego, żeby wampirzyca nie wróciła na swoje zajęcia baletowe nieodpowiednio przygotowana. A jak tak jej wzdychał kiedy ona mruczała mu do ucha, to tez się jej podobało. Kurczę, czy było coś, co się jej nie podobało w nim? Chyba ciężko by było coś takiego znaleźć. Nawet jakby wysiliła swój umysł, to i tak by niczego takiego nie znalazła. To chyba było właśnie miłością. Wszelkie cechy partnera były pozytywnie odbierane a przynajmniej stawały się takimi, które nie drażniły i nie przeszkadzały, bo wszystko inne rekompensowało niedoskonałości.

- Ależ oczywiście, że trzeba sprawdzić. - odparła kiedy obstawał przy swoim - Nie można tak z góry zakładać bez sprawdzenia. Lepiej wiedzieć od razu czy one wciąż są takie wspaniałe i czy ich moc się nie wyczerpała. - odpowiedziała z uśmiechem. - Ooo, tak, tak. Koniecznie jest potrzebny niezależny sędzia. - pokręciła głową z aprobatą. - W końcu niezależni eksperci są niezastąpieni. - zaśmiała się cicho stwierdzając, ze znów pozwoliła sobie na to ich bajanie. - Pierwsza z pierwszych i... Przedpierwsza? - parsknęła śmiechem z własnej głupoty. Bo która inna osoba na jej miejscu by tak się dawała wciągnąć w te ich słowne potyczki przeładowane abstrakcją?

- A ja się będę cieszyła z tego, że Ty się cieszysz z powodu mojego cieszenia się. I ogólnie się będziemy cieszyć z cieszenia. No i w ogóle jest super! - rzuciła chichocząc niczym nastolatka z bardzo durnego kawału. - Tak, tak. Korzystnych dywidend. - przytaknęła potwierdzając jego słowa. - Oj, wielorakie mój drogi, na prawdę wszechstronne korzyści z tych dywidend są. - stwierdziła znajdując się po chwili w jego objęciach i znów czując jego usta przy swoim uchu. Jego głos wywołał spodziewany przez niego efekt. Lizzy w jego ramionach zadrżała cała czując dreszcze przebiegające od samej góry jej karku aż po kostki nóg. Paroma słowami potrafił doprowadzić ją do takiego stanu, że jej kolana robiły się miękkie.

- Oj tak... - jęknęła słysząc ten jego głos doprowadzający ją zawsze do szaleństwa. Jego dotyk jeszcze bardziej wzmacniał ten efekt. - Mmm... - zamruczała z westchnięciem. - Tak, dotyk także. - wtuliła się w jego objęcia samej otaczając jego klatkę piersiową rękami kładąc dłonie na jego plecach. A jeszcze te tego usta kiedy weszły w grę, Lizzy czuła jakby jej już nie tylko kolana rozmiękały, ale i ktoś podcinał nogi pozbawiając gruntu pod nimi. - Jej... - zajęczała widząc i czując jak się chłopak pochyla nad jej szyją. Był niemożliwy z tym. Przez dłuższą chwilę wampirzyca nie była w stanie się zebrać i wyrwać z tego błogiego stanu przyjemności, który ją ogarniał, gdy narzeczony tak robił.

- Oj. Bo zarządzę przegląd generalny wszystkich Twoich podzespołów przyjemności jak tak będziesz robił. - stwierdziła dopiero, gdy się ogarnęła na tyle, by móc myśleć. - Zwycięzca? - zapytała. Miał rację. Wygrał bezsprzecznie te negocjacje. jakoś słowa o małpkach i ich języku nie do końca do dziewczyny zaczęły docierać. Wciąż nie mogła skupić się po tym jak jej Roy zaserwował pierwszorzędny rozpraszacz. Chwyciła go za nadgarstek przyciągając go do siebie. - Chodź tu... - mruknęła wpijając się w jego usta namiętnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:42, 24 Paź 2010    Temat postu:

Szło dobrze jak wszystko za co zabierał się Roy. Innej opcji nie było. Poza tym co mogło nie pójść w masażu? Brak olejków? Wymoczyłby Lizzy w kokosowym mleczku. Brak miejsca? Też odpadało. Najgorzej by było gdyby osoba przekupywana wykazałby opór i nie uległa tej drobnej korupcji. Ale po jego narzeczonej nie było widać nawet śladu oporu czy zastanawiania się tego co wybrać. Oczywiście że o nią dbał. Należało jej się, to i jeszcze więcej. Za zasługi związane z tym że z nim wytrzymywała te dwa tygodnie dwadzieścia cztery godziny na dobę. I słuchała tych wszystkich pierdół które dla niej na poczekaniu wymyślał, byle tylko uśmiech nie zszedł z ust wampirzycy. Jakby miała taką ochotę to przecież drążek do ćwiczeń też by jej zrobił. Zapewne Beani nie potrafiłby zastąpić i prędzej czy później to właśnie Roy odciągnąłby ją od tych nudnych ćwiczeń rozciągania nóg, ramion i wyginania własnego ciała. Albo te ćwiczenia byłby o wiele bardziej zabawne gdyby to on zająłby się szkoleniem swej baletnicy. A jak mógł odpowiedzieć na pytanie jakie postawiła? Bywał samokrytyczny, ale nie miał pojęcia co mogłoby się w nim Elizabeth nie spodobać. Jakby dobrze poszukała to pewnie coś by znalazła. Musiałaby po prostu sobie przypomnieć to co ją wkurzało. Przecież nie był w przeciwieństwie do niej ideałem. W tym co sądziła coś było. Negatywy bledły i znikały, a pozytywy wysuwały się na przód zasłaniając wstydliwych kolegów którzy zostali za nimi i woleli się nie pokazywać za często. I niech ktoś powie że miłość nie ma wpływu na jednostkę. To dzięki temu człowiek staje się lepszy. Roy był gotów o to sprzeczać się do upadłego gdyby trafił na kogoś z odmiennym zdaniem - Bardzo rozsądne podejście. Bardzo. - pochwalił Lizzy - Bo nie kupuje się kota w worku tak? - zapytał retorycznie samemu sobie odpowiadając kiwnięciem głowy - Wszystko trzeba sprawdzić. Eche... I sędziowie nieprzekupni. - stwierdził spoglądając na Lizzy z lekko uniesioną brwią. Tak jakby w tą jej żelazną wolę i chęć sprawiedliwego osądu nie za bardzo wierzył. Oboje sobie pozwalali. I tak nie mieli żadnych bardziej poważnych i zajmujących tematów niż bajanie. A razem to nawet bardzo zgrabnie im to wychodziło - O! Też fajnie. Przedpierwsza... Lepiej brzmi niż najpierwszejszą. - powiedział mając wrażenie ze zaraz połamie sobie na tym język - Elizabeth 'Przedpierwsza' Preston! - zaanonsował ją jakby miała właśnie wejść na scenę - Cudownie brzmi... - zajęczał na wpół rycząc i nie mogąc powstrzymać swego śmiechu który niósł się między drzewami. Małpy zadziwione takim zachowaniem przystawały by na nich popatrzeć i po chwili uciekały - A ja się bardziej cieszę. - odparł chcąc nie zająknąć się w tym co zamierzał powiedzieć - Ja się bardziej cieszę z tego powodu że ty się cieszysz dlatego iż ja się cieszę i cieszymy się wspólnie z naszego cieszenia się, co cieszy mnie jeszcze bardziej skoro odczuwamy wspólne cieszenie się. - nabrał powietrza w płuca jakby to wszystko właśnie dopiero co wyrzucił z siebie na jednym wydechu - Tak to mnie nawet Susan na początku nie męczyła. - powiedział śmiejąc się z takiego równie długiego co pewnie i bezsensownego ciągu wyrazów. Opanował się i spojrzał na Elizabeth pragnąc by wyraz jego twarzy wyrażał uprzejme wyczekiwanie na to co dziewczyna powie - Wszechstronne? - zapytał jakby troszkę zaskoczony takim spojrzeniem na niego. Roy kiedy chciał potrafił przeskakiwać pomiędzy swymi nastrojami jak żywnie mu się podobało. Przyłożył dłoń do klatki i milcząc pokręcił głową nie wiedząc jak dobrać słowa podziękowania za takie wyróżnienie. A po chwili był już tylko bezwzględną gadziną która z precyzją się odpłacała za nadużywanie jego dobrej woli - Oj cicho bądź. - poprosił słysząc to 'jej' jakie wyrwało się z gardła wampirzycy. Przesunął językiem po miejscu w które wgryzał się niedawno. Przypomniało mu jedynie to uczucie głodu, ale głodu inaczej definiowanego niż zazwyczaj. Odsunął się od niej spoglądając z przekrzywioną głową na przymuloną wampirzycę i wyplatając końcówkę korony dla niej. Parsknął śmiechem kiedy przemówiła i zapytał - Że co słucham? Przegląd generalny wszystkich moich podzespołów...? - Roy skrzyżował ramiona na piersi z podparł sobie brodę zapewne medytując nad zagadnieniem - A co mam przez to rozumieć? - zmarszczył lekko czoło co miało znaczyć ze ni w ząb nie rozumie - Jak byś chciała taki przegląd przeprowadzić? Na kanał mnie zawleczesz czy co? - zapytał ujawniając typowo męskie podejście do rzeczy. Przegląd + samochód = kanał u mechanika - Ano zwycięzca. - przyznał wcale się z tego faktu nie ciesząc. Bo to przecież zwiastowało dalsze choroby, leczenie i tak dalej. Elizabeth już wiedziała co się z nim działo kiedy chorował na 'l'. Dał się przyciągnąć i mruknął nim go pocałowała - Brutal z ciebie...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:46, 24 Paź 2010    Temat postu:

Ona wcale nie była ideałem. Tutaj to Roy przesadzał. Miała wiele niedoskonałości, tylko jakoś jej partner nie chciał bądź też nie mógł zauważyć. - Ba! No jasne, że się nie kupuje. - odrzekła z uśmiechem szerokim tak, że niemal sięgał jej uszu. - No przecież! - jakżeby sędziowie mogli być przekupni? Żaden na głos by się do tego nie przyznał. Za żadne skarby. Nikt przecież łapówek nie przyjmował. Nikt. A to, że kogoś złapali na gorącym uczynku? Ot, widać akurat taki sędzia nie był prawdziwym sędzią. Oficjalnie jednak nikt o tym pary z ust nie puszczał, bo do zjawiska przekupności nikt nie chciał się przyznawać.

To, jak podchwycił jej słowa od razu ubierając je w odpowiednie wdzianko rozbawiło dziewczynę. Parsknęła ponownie śmiechem spoglądając przy tym z błyskiem w oczach. - Aha. - przytaknęła na to, że kot w worku zawsze musiał być sprawdzony. No nie... To combo z tych cieszeń się powaliło Elizabeth już dokumentnie na ziemię. Rżała jakby jej ktoś czegoś dosypał do jej drinka. Nie mogła się pohamować za bardzo tak, jak i Roy nie mógł jeszcze chwilę temu. - Ależ ja Cię nie męczę! - odpowiedziała z szerokim uśmiechem. - Ja tylko cieszę się z tego, że Ty się cieszysz cieszeniem się moim z Twojego zacieszu z naszego cieszenia się cieszeniem. - wyjaśniła rozchichotana do upadłego.

Nie była cicho. Jej westchnięcia zdecydowanie oznajmiały, że to jego mruczenie jej do ucha podoba się dziewczynie. - No tak. - przytaknęła - Przegląd generalny. - powtórzyły na wypadek gdyby Roy mimo wszystko nie był pewien tego, co usłyszał. - No nie... Na kanał? No weź, przestań! - parsknęła śmiechem. - Do sypialni skarbie, do sypialni. - odrzekła pokazując mu koniuszek języka. Jej jako kobiecie wcale nie kojarzyło się to z motoryzacją. A już na pewno nie wtedy, gdy wciąż w myślach miała jego dłonie gdzieś na swoim ciele i usta tuż przy uchu mruczące coś tym jego rewelacyjnym tembrem głosu.

Oj tak nie ciesząc się ze zwycięzcy. Słuchać radia mogli i w owej, rzeczonej sypialni. Wystarczyło tylko do niej dotrzeć odpowiednio wcześnie, by mieć potem chwilę na to, by móc w spokoju wysłuchać audycji. - Oj nie. - jęknęła nie chcąc być poczytywaną za brutalną. - Nie jestem brutalna. Ja tak tylko.... Bo jak Ty mnie tak... Żeś kusił, to ja teraz tak troszkę się dopominam. - odpowiedziała jak to on mówił, srebrząc się na policzkach lekko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:31, 24 Paź 2010    Temat postu:

Była. Była lepsza od niego. I kropka. A im bardziej lepsza tym bliższa ideałowi. A wampirowi taki zestaw cech charakteru, zachowań i wszystkiego innego co przedstawiała sobą Elizabeth bardzo odpowiadał. Nie znalazł sobie, nie znał w ogóle kogoś kto by ją przebijał i dlatego wylądowała na pierwszym miejscu jako chodzący ideał. Poza tym trudno było wyobrazić sobie inną dziewczynę u jego boku skoro z Lizzy miał tak ciekawe doświadczenie jak własna śmierć. I rozbudzanie się do nowego życia. Żadna nie mogła się z nią porównać i nie mogła mu dać tego co wampirzyca ofiarowała. Był z nią związany w szczególny, jedyny w swoim rodzaju, sposób. - Doskonale o tym wiem. - stwierdził pewnie co nie powinno było tak zabrzmieć. Pamiętał ich wspólne obawy z podestu, kiedy w pokrętny sposób chciał pokazać Lizzy to że pragnął tego by z nim była. Ale miał rację. Ona się nadawała i on też sobie w związku całkiem nieźle radził. Czas im to powoli pokazywał - Nie jestem taki pewien co do tej nieprzekupności sędziów. - stwierdził bo dopiero co przed chwilą dała się naciągnąć na odsłuchanie audycji za niebagatelną 'sumkę' spędzenia z nim nocy. Z drugiej strony w jego interesie leżało by masaż przypadł jej do gustu, choć miał nadzieję że nie będzie się musiał już uciekać do jakiś szemranych interesów - Aha, aha... Nie ma to jak gruntowna wiedza o tym co się przygarnia pod dach. Ale... - zawsze chyba było jakieś 'ale' - Kiedy tego kogoś mniej się zna... Tym ciekawiej jest go poznawać. I odnosić wrażenie że zna się go od dawna. - stwierdził kierując swe ostatnie zdanie mimochodem pod adresem wampirzycy. Tylko trzeba było poczekać by tego kogoś poznać i uważać by nie zrazić go do siebie - Męczysz! W dobrym tego słowa znaczeniu. - wytłumaczył pospiesznie, by dobrze go zrozumiała - Takiej gimnastyki nie miałem już od dawna. I oczywiście cieszę się równie radośnie z tego że ty się cieszysz cieszeniem się twoim z mojego zacieszu z naszego cieszenia się cieszeniem. - powiedział machając przy tym palcem chcąc powtórzyć z dobrą odmianą jej słowa. Stwierdził że wyszło to tak zakręcone że nie było w tym większego sensu i stwierdził - Jesteśmy kwita. Moja cieszycielko z cieszenia się. - mruknął opuszczając głowę w dół, kręcąc nią lekko i śmiejąc się pod nosem. nie posłuchała go? Trudno, w tym wypadku jednak nie mógł narzekać bo jej pomruki brzmiały bardzo interesująco - Aaaa...! - zawołał jakby w końcu go oświeciło - Do sypialni! To zmienia postać rzeczy... Dostanę po tym pieczątkę pokazującą że jestem zdatny do użytkowania? - podpytał uśmiechając się do narzeczonej niewinnie. Zaczynać z nim takie tematy to jak zacząć się zakopywać w domysłach i półsłówkach na czele z durnymi skojarzeniami. Kto by pomyślał że po rozwiązaniu kokardki takie coś z niego wychodziło. Nie sypialnia zdecydowanie rozleniwiała i skłaniała do tego by odpłacić się Elizabeth za przysługę jaką jej wisiał. Musiał być skupiony by osądzić wyczyny panienek za mikrofonem, a z Lizzy mógłby być troszkę w tej sypialni rozproszony - Żem kusił? Ech... - westchnął wywracając bezradnie oczami - Lizzy, wybacz ale to moje ulubione zajęcie. - powiedział jakby naprawdę żałował swych czynów i wiedział że rzekomo robi źle. Ale jak tu pokutować skoro ona tak uroczo się srebrzyła?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:33, 24 Paź 2010    Temat postu:

Ale sobie znalazł argumentację. Z takim czymś nie było jak walczyć. Trzeba się było poddać i po prostu uśmiechnąć ładnie oddając pole gry przeciwnikowi. Chociaż nie. Roy nie mógł być jej przeciwnikiem w żadnym aspekcie. Byli przecież zawsze razem, wiec czy przegrana czy wygrana, i tak były ich. - Taaak? - zdziwiła się nieco. - A co o tym wiesz? - zapytała z uśmiechem. Czyżby też ją sprawdzał nim na prawdę zaczęli być razem? Ciekawych rzeczy się dowiadywała.

- Ciiii... - szepnęła dodając po chwili głośno - Sędziowie są zawsze nieprzekupni. - powiedziała jakby miał ich kto podsłuchiwać na tej wyspie. No chyba, że te małpiatki były takimi wrednymi małymi kapusiami. Wykupne za audycję, cóż. Nikt jej na gorącym uczynku jeszcze nie złapał, więc wciąż mogła udawać nieprzekupnego sędziego. - Aj tam. - rzuciła z machnięciem dłonią - Zależy jak na to spojrzeć. Raz z jednej strony a raz z drugiej i całkiem inaczej wszystko wygląda. - odrzekła z uśmiechem.

- No to dobrze chyba, że męczę. - roześmiała się słuchając jego słów o tym cieszeniu się cieszeniem. Zepsuła chyba jednak ich dalszą o tym debatę, bo skróciła niemożliwie swoją odpowiedź na jego twierdzenie. - No to super. - usłyszał tylko. I żadnego sznureczka cieszeń się nie było po tym w tle. - No coś Ty! - obruszyła się - Żeby nam potem po tej pieczątce każdy mógł zajrzeć do sypialni stwierdzając co tam robimy? Nie ma takiej opcji! - odrzekła bardzo poważnie, jednak drgające kąciki jej ust zdradzały, że jej powaga jest jedynie chwilowa. Ledwie wstrzymywała swój śmiech.

Racja. Lizzy nie spodziewałaby się nigdy tego, że po dokonaniu 'akcji kokardkowej' Roy zmieni się w takiego Roya. I to jeszcze, że tak ochoczo będzie chciał wracać z nią do tej sypialni... Też za żadne skarby nie byłaby w stanie się tego domyśleć póki nie przekroczyli tej bariery. Jednak musiała przyznać się w pełni bijąc się w pierś pokutnie, że lepiej trafić i pod tym względem nie mogła. Pasowali do siebie niczym dwie połówki jabłka. Jakby ktoś z góry dla nich zaplanował wspólną przyszłość, tylko musieli się jakoś przypadkiem spotkać na tej swej drodze. Dzięki niech będą więc i Przypadkowi. Musiał być spoko gościem, skoro im wtedy w parku pomógł.

- Twoje ulubione zajęcie?! - zaskoczona wpatrzyła się w jego błękitne oczy. Zaraz jednak jej wzrok zmienił się w teatralną podejrzliwość. Wraz z tym wyginaniem brwi i mrużeniem powiek w zestawie. - A każdego tak kusisz i zawsze? - zapytała niczym kreskówkowa postać czekająca na chwilę, gdy będzie mogła powiedzieć w pełni świadome 'A-ha!'.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:14, 24 Paź 2010    Temat postu:

Doskonałą. Lizzy nie podważyła jej wcale, nawet nie próbowała, co oznaczało że jest nie do przeskoczenia. Czasem mu po prostu taka sztuka się udawała. Nie, nie mógł być jej przeciwnikiem. Chyba że uparcie przeczyłaby temu iż jest ideałem. Wtedy mógłby stanąć po drugiej stronie i raz jeszcze próbować jej wszystko spokojnie, jasno wytłumaczyć. A nie chciałaby słuchać tego co Roy by mówił. Miała wiele zalet a jakby na każdą miał poświecić kilka minut to i tak by się z tego niezły wykład zrobił. Prędzej by uciekła, albo wymknęła całkiem skromnie wymawiając się wizytą w toalecie - Dość dużo. - zamrugał szybko chcąc wymyślić coś mądrego - Wiem na przykład że... Kobiety z którymi biega się w prześcieradłach mają doskonałe rozwinięte poczucie humoru. I potrafią się pośmiać ze wszystkiego a na pewno z większości głupot jakie opowiada ktoś u ich boku. Że ich umiejętności kulinarne... - jeśli tak można było nazwać krew w kubku - Stoją na najwyższym poziomie i nikt o głód nie powinien się lękać. Wiem tez że są w stanie powiedzieć wszystko kiedy tylko znajdą się jakiś metr nad ziemią, a bynajmniej ich stopy nie stykają się z podłożem. Wiem że są cierpliwe. Czasem chyba aż za... - mruknął wiedząc że nie raz mu się należało, a Lizzy jakoś była spokojna - I wyrozumiałe. Bardzo. Troskliwe. Dbają o bezpieczeństwo. Czasem dość dziwacznie to robią, ale zostawiają walizkę z ciuchami więc muszą wrócić. Albo zostają znalezione. I pomyśl że tego wszystkiego dowiedziałem się nim na dobre worek rozwiązałem. A później... Mam wymieniać dalej? - zapytał będąc w stanie coś jeszcze od siebie dołożyć. Cichała na niego? Jakże to tak? Prychnął kiedy wygłosiła słowa o sędziach - Dobrze że ty nie masz właściwych papierków. Inaczej musiałbym stwierdzić że sędziowie są zakłamani. - brakowało tu świadka tego wszystkiego. Małpy się nie nadawały, je można było obłaskawić byle bananem. Ława przysięgłych przytakujących temu kto da większą skrzynkę. Jednak Roy nie obstawał przy tym łapaniu na gorącym uczynku. Wtedy on pierwszy poszedłby na dno. I Elizabeth za długo musiałaby czekać na odpłatne - Cieszę się. - odparł wampir kiedy jego narzeczona zakończyła wszelkie językowe poplątańce - A kto powiedział że każdy by nam tam zaglądał?! - zawołał przyciskając ze zgrozą w oczach trawiastą plecionkę do piersi - I z jakiego powodu miałby się tam przewalać tabuny wycieczek? Z powodu małej piecząteczki? Lizzy... Tylko ty na mnie spoglądasz z takim pożądaniem w oczach... - stwierdził pochylając się ku niej by dobrze wszystko wytłumaczyć - I wątpię by ktokolwiek, jakakolwiek kobieta zechciała sprawdzić i zgodzić się lub też nie z twoją opinią. Bo powiedź sama, po co? Mi wystarczy twoje zdanie. - zakończył puszczając do niej oczko i prostując się. Nie chcieli rozlewu krwi, a kiedyś przecież groziła ze jakby co do czego to oczy wydrapie. On sam się nie spodziewał, to znaczy chyba jego spojrzenie się diametralnie zmieniło. Pocieszające było to że nie zawiódł jej oczekiwań. Naprawdę jak na nich popatrzeć to wyglądali niepoprawnie. Siedemnastolatka i dorosły facet. Kiedy nad tym pomyślał kącik ust samoistnie uniósł mu się w górę. Dziękowała Przypadkowi? Roy podziękowałby Losowi. Ślepy bo ślepy ale jednak wiedział kto z kim. Odwdzięczył się Elizabeth zakłopotaniem i zdziwieniem - Moje ulubione... - przyznał ostrożnie przyjmując zasady tej gry - Nie. - odparł tonem pełnym samozadowolenia - Tylko takie fajne brunetki, ponad sto osiemdziesiąt centymetrów, z tyłkami niczym... - chrząknął i wzruszył ramionami nie wiedząc jak dokończyć - Takie z zielonymi oczami i zabawnymi sukieneczkami do baletu. Takie które teraz udają powagę, a za chwilę będą się śmiać pełną piersią. - zakończył i wyszczerzył się do Elizabeth.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Roy Smith dnia Nie 21:20, 24 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:26, 25 Paź 2010    Temat postu:

- Taaak? - zapytała mrugając oczami i czekając na jakieś rozwinięcie tematu biegających w prześcieradłach kobiet. Jej uśmiech rósł wraz z kolejnymi jego słowami. - Oj, to one latają, skoro nie dotykając ziemi stopami mówią? - wtrąciła swe pytanie szczerząc się z powodu tego, iż doskonale wiedziała o czym Roy mówił. W ten sposób zawsze wyduszał z niej te wszystkie odpowiedzi, których by normalnie z siebie nie wydusiła. A jakoś tak na jego ramionach język jej się sam rozplątywał. Niesamowita zdolność.

- No jak to dziwacznie? No, ale jeśli nie chciały zamartwiać i w ogóle... - zaczęła wykorzystując chwilę, gdy chłopak sam przerywał swa wypowiedź - Musiały mieć na prawdę poważne po temu powody i innego wyjścia nie widziały wtedy, prawda? No nie mogło to być tak bez powodu... - rzuciła wspominając tamta sytuację, gdy przerażona obecnością de Roya zrobiłaby wszystko, byle tylko jej oprawca nie zrobiłby krzywdy jej narzeczonemu.

- No widzisz Ty mój Sherlocku? Jakiś Ty zdolny... - mruknęła śmiejąc się cicho. - Tak, tak. Mów dalej. - przytaknęła chcąc usłyszeć co tam jeszcze wampir jej powie. Aj tam od razu większą skrzynkę. A po co małpim przysięgłym byłyby potrzebne skrzynki? Same banany w większej ilości, to i owszem, ale skrzynki? Bez sensu. - Nie ciesz się. - rzuciła roześmiana - Bo zaraz znowu zaczniemy się cieszyć z cieszenia się i wyjdzie zbyt poplątane to cieszenie się. - stwierdziła ostrzegawczo. Niezły im już mętlik z tego wychodził.

Spojrzała na niego podejrzliwie. - Na pewno tylko ja? - zapytała o to czy na prawdę tylko ona z takim pożądaniem na niego patrzy. Wiedziała dobrze, ze na jego widok nie tylko ona sama wzdychała. Jednak czysta kobieca zazdrość odzywała się w takich chwilach chcąc potwierdzenia, że jest się tą jedyną dla swego mężczyzny. - No dobrze. - pokiwała głową z zadowoleniem. - Bardzo się cieszę, ze tylko ja. - wyszczerzyła się w uśmiechu - Chyba nie chciałabym konkurencji. - wyjaśniła. A kto by chciał? Lepiej, kiedy było się tym jedynym. - A bo ja wiem po co? znalazła by się pewnie jakaś... ale oby nie chciała sprawdzać. - odrzekła egoistycznie chcąc zostawić Roya tylko i wyłącznie dla siebie.

Diametralnie się zmieniło? Pod wpływem czego? Cóż takiego dla niego się zmieniło, że teraz miała go takiego a wcześniej nie? Poza pierścionkiem na palcu nic nie uległo zmianie przecież. A to w sumie tak niewiele a zarazem milowy krok przez nich dokonany. Jednak jakby nie patrzeć, pierścionek i obietnica były tylko pierścionkiem i obietnicą a nie transformacją ich dwojga w kogoś całkiem innego. A kto by się patrzył czy wyglądali poprawnie czy też nie? Kochali się bardzo i tylko to uczucie było ważne. Wszystko inne, to były tylko utarte przesądy i narzucone przez społeczeństwo i wychowanie normy. Niektóre z nich ich już nie obejmowały, bo w wampirzym życiu wiele się zmieniało. Także i te wpojone wartości.

Zrobiła duże oczy słysząc o ulubionych brunetkach z tyłkami... - Niczym co? - zapytała zaczynając się śmiać. Czyżby jemu aż tak się jej... ten... No, zadek podobał? - Och, mój drogi, masz zaiste ciekawe gusta. Laleczki ściągnięte z pozytywki się podobają... No, no, no... - śmiała się. Tak jak sam powiedział, po wcześniejszej udawanej powadze śmiała się tak, ze gdyby była człowiekiem, to by jej tchu zabrakło zapewne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:50, 25 Paź 2010    Temat postu:

- Nie... - pokręcił głową tłumacząc jej kwestię latających kobiet w prześcieradłach cierpliwie jak małemu dziecku z adekwatnie poważną ku temu miną - Nie, wystarczy je podnieść. Podnieść i posadzić je na barki a wtedy każda tajemnica wypływa na światło dzienne i to jeszcze w tak fantastycznie zaplątanej słownej składni że noszący nie raz żałuje tego iż nie ma ze sobą dyktafonu by jakoś to plątanie się uwiecznić. - wytłumaczył gładko mówiąc czystą prawdę. Tak zawsze było, a Roy miał nadzieję że zawsze będzie, bo choć nigdy jeszcze nie wykorzystał tego przeciwko niej, to fajnie było mieć niezbyt ofensywną a skuteczną i zabawną broń przeciwko wampirzycy - Wiem, wiem że nie chciały. - to akurat im jakoś nie wyszło a ci co mieli się nie zamartwiać wcale, zamartwiali się bardzo, tak że posuwali się do gróźb i byli w stanie sobie wyrwać włosy z głowy gdyby były dostatecznie długie byle tylko je dobrze złapać - Wiem że jestem zdolny. W końcu nie byle kto może wyhaczyć kogoś takiego. - powiedział z dumą mierząc Lizzy od czubka głowy do końcówek palców u stóp - Dalej...? - zamilkł na moment chcąc przytoczyć kolejne informacje. No a w czym te banany by podali? W skrzynkach tylko. Trudno było je wszystkie wnieść na salę rozpraw więc owoce poczekałby sobie w skrzynkach za drzwiami - Na czym to ja skończyłem...? Na dbaniu o bezpieczeństwo, aha... Więc te o których mówimy są również bardzo dobrymi przewodniczkami czy organizatorkami wycieczek i wyjazdów wszelakich. Bardzo dobrze tańczą. I nie tylko balet. Lubią porządek. Wszędzie tylko nie w swojej torebce i jak same czasem wspominają nie w swoim życiu. Choć tutaj w tym drugim przypadku to nie wiem dlaczego, bo od jakiegoś czasu chyba ma to życie bardzo uporządkowane. - wampir podrapał się pod brodą zastanawiając nad tym co jeszcze wymyślić - I diabeł w nie wchodzi kiedy tylko mają łózko w zasięgu wzroku. - może niekoniecznie łóżko, ale tak najłatwiej było to uogólnić - I są bardzo przekupne. Ulegają czasem naciskom, prośbą czy przekupstwu, ale tylko wtedy kiedy wiedzą że to co zyskają będzie naprawdę opłacalne dla nich i nie stracą na tym ani trochę. Przebiegłe bestyjki. - zakończył ciekaw tego co na to Elizabeth. Wymienił już większość jeśli nie wszystko - Ach! - przypomniało mu się coś jeszcze - I są bardzo podatne na eksperymenty z mężczyznami do których mają maksymalne zaufanie. - skinął głową będąc pewnym że na teraz tej wyliczanki wystarczy oddając Lizzy głos jeśli poczułaby potrzebę go zabrać - No to co z tego ze poplątane będzie to cieszenie się? Cieszenie się cieszeniem jest zawsze cieszące bez względu na to jak bardzo człowiek tym cieszeniem z cieszenia się zacieszy. - odparł swobodnie i wzruszył ramionami a później wybuchnął śmiechem bo to faktycznie robiło się coraz bardziej bezsensowne. Choć trudno było ukryć: cieszyło niezmiernie. Roy przekrzywił głowę i spojrzał na Lizzy. Schował plecionkę za plecy i uniósł w górę dwa złączone palce. Kiwając się na stopach wydukał niczym pierwszoklasista podczas pasowania na ucznia - Przysięgam że moim ulubionym zajęciem jest kuszenie ciebie i tylko ciebie panno Preston. Nie ma innych które mógłbym wodzić na pokuszenie celowo. Co do takich które mogłyby się za mną włóczyć to reklamacji nie uwzględniam. Ich problem. - zakończył i uniósł brwi chcąc wiedzieć czy taka, jedyna w swoim rodzaju, przysięga satysfakcjonuję wampirzycę czy też jeszcze musiałby coś dodać do swoich słów. Roy też by nie chciał by ktokolwiek inny poza Lizzy do niego wzdychał. Niezbyt dobrze się czuł w roli tego kto musiałby odmawiać a już łamaczem damskich serc nazwać się nie mógł - Jakaś? Łeeetam... - machnął od niechcenia dłonią - Przesadzasz. Tylko ty masz takie spaczone gusta. - powiedział uśmiechając się do wampirzycy wesoło. Być może źle tą 'diametralną zmianę' ujął. Chodziło właśnie o ten pierścionek. I o tą granicę, którą kawałek złota w jakiś sposób burzył. Granicę nie tyle fizyczną co mentalną. Tak, tylko że wampirze normy były normami tylko dla danego gatunku i nie obejmowały ludzi. Był bardzo ciekaw tego co tak naprawdę sądzą o Lizzy Caren i Aberforth, bo nie wierzył by zgadzali się z jego wyborem w stu procentach. Dla Roy'a jednak było to mało istotne. Bo lubił wyglądać obok Lizzy niepoprawnie - Niczym... - tutaj nie mógł zawieść - Rozłupany na pół kokos? Niczym dwie muszelki? Niczym... Jak to się mówi? Dwa ziarnka pieprzu? - jakże by inaczej? Jej cztery litery były nadzwyczaj kształtne, trudno by było nie znaleźć na nie amatora - Bo tak jest ciekawiej. Nie widziałaś jeszcze mojej kolekcji porcelanowych laleczek! - stwierdził celując w nią palcem jakby to właśnie Roy mówił teraz 'a-ha!'. Oczywiście jedyną laleczką w jego kolekcji była Elizabeth.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:43, 25 Paź 2010    Temat postu:

- Ach!- westchnęła ze zrozumieniem. - To taka specjalna technika, tak? - zapytała upewniając się w swoich założeniach. Kąciki jej ust drgały jak szalone, bo dziewczyna nie była w stanie się uspokoić. - O rany! Ten dyktafon, to chyba byłoby narzędzie tortur dla takiej. Bo jeszcze bardziej zaczęłaby się plątać w swoich słowach. - wyjaśniła chichocząc w z ledwością zakrywającą jej usta dłoń.

Kiedy Lizzy próbowała odciągnąć od Roya swojego oprawcę, nie myślała o tym jak bardzo jej wówczas chłopak będzie się o nią martwić. Myślała, że jej wiadomość zostawiona na jego telefonie będzie dla niego wystarczająca. Roześmiała się widząc dumnego z siebie narzeczonego kiedy opowiadał o tym, że nie byle kto mógł na nią trafić. Tak. Chciała, aby opowiadał dalej. Przyjemnie jej się słuchało jak w jego oczach stawała się o wiele lepszą niż była w rzeczywistości. To jak spoglądanie na siebie czyimiś oczami przez różową szybkę. Wszystko stawało się wspanialsze.

Banany byłyby podane w kiściach. Czy on nigdy nie widział jak całe naręcza kiści bananów zostawały odcięte od drzew? Był to na prawdę ciekawy widok. I wyjątkowo apetyczny dla lubiących te owoce. - Tak, to już ponoć ustalaliśmy i uważałam ostatnio, że to nic takiego. - uśmiechnęła się skromnie nie sądząc, aby te jej zdolności organizacyjne wybiegały bardzo poza standardowe umiejętności. - Aj tam. Takie tam wygibasy. - mruknęła - O tak, tak. - tutaj przytaknęła, bo akurat ta kwestia bardzo była poprawna - Porządek jak najbardziej. - stwierdziła.

- Nie prawda! - tutaj zaprzeczyła - W każdej damskiej torebce jest idealny porządek. Tak akurat by sięgnąć ręką po omacku i wszystko znaleźć. To tylko Wy, mężczyźni nie umiecie w nich szukać, bo zaglądacie patrząc co jest w środku. Zdecydowanie lepiej szuka się nie patrząc. - objaśniła podpowiadając mu sposób na kobiece worki bez dna. - Racja. Pod tym drugim względem się ułożyło. Całkiem przyzwoicie. - Diabeł? - zapytała z tak niewinną miną, jaką tylko była w stanie na swoje oblicze przywołać w tej chwili. Ciężko było, bo oszczędny uśmiech nieśmiałości burzył się pod naporem rozszerzającego się coraz bardziej uśmiechu. - Ale to chyba dobrze, prawda? W niebie było by nudno, gdyby się czasem do niego nie sprowadziło nieco piekielnych klimatów. - dodała.

Widok chłopaka przysięgającego niczym kilkuletni harcerzyk rozbawiło Lizzy już do nieprzytomności. Zaczęła się śmiać pełnym gardłem ze słów swego towarzysza. Póki by nie porozmawiał o Lizzy z rodzicami, najlepiej na osobności, kiedy dziewczyna nie byłaby w pobliżu, nie dowiedziałby się tego, co o niej sądzili. Jeśli tylko tego chciał, mógł ich odwiedzić, korzystając z chwil, kiedy wampirzyca była zajęta choćby i zajęciami tego swojego baletu. Nie miała by przecież nic przeciwko temu. Porównania jej się spodobały.

- Muszelki? - zapytała - Ale takie jak u małży czy u ślimaka? Chodzi o te bardziej owalne, spiralne pozawijane czy nierówne? - parsknęła śmiechem z tego swojego dopytywania się. Wyobraziła sobie w tej chwili taką ogromną muszlę winniczka. I ten niemy wyrzut pokazywany przez jego czułki kiedy by się skarżył, że wampirzyca siadając mogłaby mu zgnieść dawne (jej lewy pośladek) jak i nowe mieszkanie (ten prawy). I to jeszcze nie wyremontowane. Straszne. - O! To masz całą kolekcje tych laleczek? Ty perwersie jeden! - znów parsknęła śmiechem nie mogąc już się kompletnie opanować.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:41, 25 Paź 2010    Temat postu:

- Jak najbardziej. Specjalna technika, dla specjalnie wtajemniczonych specjalnych osób, ze specjalnymi... - wymogami. Niech już skończą bo zaczynali się coraz bardziej w to wkręcać - Niekoniecznie Elizabeth. - stwierdził spiesząc jej z kolejnym wyczerpującym tłumaczeniem - Bo bywa i tak że instaluje się pluskwę, prawda? I organizuje prowokację. I wtedy dana osoba śpiewa nawet nie wiedząc że to wszystko jest bardzo skrzętnie przez szalenie sprytne urządzenie rejestrowane, albo przesyłane dalej gdzie odpowiednie osoby jak najbardziej nieodpowiednio interpretują jej słowa przekręcając dla potrzeb ich zadania, tak jak im wygodnie. - nie pierwszy raz. Przekomarzając się z Lizzy stał się mistrzem w obracaniu kota ogonem. Nie raz mu to musiała wyrzucić i bardzo rzadko odnosiło to skutek - I taka rozmowa, kiedy to zajmuje się całkiem przyjemną miejscówkę na barkach wcale nie jest torturą. Zależy jak na to spojrzeć moja droga, naprawdę. Wszystko zależy tylko i wyłącznie od podejścia. - zakończył sentencjonalnie zadzierając nosa odrobinę w górę odpowiednio do wygłoszonej wypowiedzi, bo to co powiedział przecież ważne było. Roy jej chyba nawet coś w stylu tajemnic państwowych zdradzał. Ale się rozgadał, jak zwykle przy wampirzycy nie potrafił sobie porządnie języka przygryźć, zbyt fajnym zajęciem było bawienie Elizabeth. I co się z jego dumy śmiała? Z czegoś być dumny musiał być. Praca odpadała, dom odpadał, siostra już dawno odpadła pozostawała Lizzy. Poniekąd to tak jakby się z samej siebie śmiała. Oboje jednak mieli do wszystkiego odpowiedni dystans. Tak, słuchało i mówiło się tak samo przyjemnie. To były te superlatywy w których wampirzyca miała przedstawiać swego narzeczonego. Niestety jego nikt prócz niej nie słyszał. Albo stety. Bo to Elizabeth była tą najważniejszą, która słuchać powinna. I wiedzieć. Bo kiedyś gdzieś wyczytał że to bardzo ważne, utwierdzanie kobiety w uczuciu jakie się do niej żywi. Roy bardzo się starał temu sprostać, a że nie potrafił inaczej jak żartem i śmiechem? Trudno, takiego sobie wybrała. Nie, Roy nie widział bananów w całych kiściach. Widział w mniejszych a te mniejsze często były wystawione w biało niebieskich kartonach. Ale niech będzie że miała rację i banany były w kiściach. Małpom i tak to nie zrobi różnicy - Może i nic takiego. - powiedział ale zaraz dodał - Uważam jednak to za godne wymienienia. A z tym kłócić się chyba nie możesz panno Skromna i Pokorna. Bo to ja... - trącił tatuaż na klatce palcem - Daję teraz gwiazdki. I za organizację wypadów masz maks. - stwierdził nie widząc powodów by sobie to ominąć. Jak dla Roy'a taka umiejętność była ważna. I mapy. Zapomniał o nich wspomnieć, co za pech. W końcu bez mapy ani rusz. Tym bardziej kiedy zdolność jej odczytywania i korzystania Lizzy miała opanowaną w małym palcu. Co z tego że kiedy Roy widział jak się do mapy zabierała zazwyczaj trząsł się ze śmiechu? Radziła sobie - Yhm... Takie wygibasy. - spojrzał na wampirzycę kręcąc powoli głową i dając jej do zrozumienia że to wcale 'wygibasy' nie były. Był zmuszony parsknąć śmiechem i zaperzyć się - Prawda! Macie tam bajzel jakich mało! - oświadczył pewnie chcąc postawić na swoim - Tak akurat by sięgnąć... Po omacku? No sorry Lizzy ale czy każda z was bawi się w iluzjonistkę i wyciąga swoje pierdoły z tej torebki niczym królika z kapelusza? - zapytał takim tonem jakby odkrył ukrytą wieki prawdę śmiejąc się przy tym z połączenia Elizabeth, kapelusza, różdżki i białego królika - Nooo... - zagwizdał przeciągle - To ja nie wiedziałem że ty i takie sztuki masz obcykane. - powiedział odsuwając się do narzeczonej na krok i spoglądając na nią z miną pełną nabożnej rezerwy. Bo w końcu takiej się nie podskakiwało, kto wie co i gdzie chowała - Diablica. - poprawił się kiedy załapał że użył złej formy. Nie uwierzył w jej minę nawet przez moment - Tak, byłoby nudno. Tym bardziej ze mamy wykupioną miejscówkę w najgorętszym kotle piekła. Pamiętaj. - przypomniał Elizabeth usłużnie, by nie martwiła się więcej o to niebo, bo tam faktycznie nudą wiało, a święty Piotr był ponoć strasznym sztywniakiem. Przysięga jednak chyba ją zadowoliła skoro nie zgłaszała poprawek. Nie, nie, po co miał się denerwować? Tym bardziej że jego nerwy mogły dla rodziców mieć bardzo przykre konsekwencje. I dla nich i dla Roy'a - Takie jak u małży. Wyobrażasz sobie siebie z... - zatoczył dłonią prawie spiczasty kształt muszli ślimaka na wysokości pośladków wampirzycy i pokręcił przecząco głową jakby wizja która go nawiedziła nie była najszczęśliwsza. Tak by robiła z biednym ślimakiem? Sadystka... Roy zrobił wielkie oczy i otworzył usta by wyrzucić z siebie - Perwersie?! - wyglądając na takiego który zaniemówił z wrażenia przyłożył dłonie do klatki i usiłował wyciągnąć z Lizzy więcej. Niezbyt legalnymi metodami - Dlaczego? - zajęczał przysuwając się do wampirzycy i wlepiając roześmiane spojrzenie w jej oczy - No? Słucham cię...? - ponaglił ją - Dlaczego posiadanie porcelanowych laleczek jest według ciebie perwersją? - kiedy się dobitnie uświadomiło o czym rozmawiali można było stwierdzić ze to jeden, wielki, totalny absurd. Roy wywrócił oczami i ujął Elizabeth za kark uznając że laleczki to nic w porównaniu z jej ustami. Później go mogła posądzać o zboczenia.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:12, 26 Paź 2010    Temat postu:

A kiedy to oni nie wkręcali się wzajemnie? Zawsze znaleźli sobie jakiś temat, który mogli ciągnąć niemal w nieskończoność wzajemnie się napędzając. - Och! I byś mnie taką nieświadomą nagrywał? Och Ty...! - zaśmiała się kręcąc głową. Nie tylko jego słowa ją rozśmieszały. Drugie tyle przyjemności i rozbawienia przynosiło jej oglądanie jego mimiki twarzy kiedy to za wszelką cenę starał się zobrazować bądź podkreślić to, o czym mówił.

Starania się chłopaka w tym, by utwierdzać ją w jego uczuciu na każdym możliwym kroku udawały mu się wyśmienicie. Elizabeth chodziła uśmiechnięta od ucha do ucha i cieszyła się za każdym razem, gdy Roy prawił jej komplementy. Dla każdego byłoby to przyjemne. Ona nie była wyjątkiem. - A jakie to gwiazdki dajesz? Srebrne, złote czy miedziane? - zapytała chichocząc rozradowana.

- Nie prawda! - zaprzeczyła znajdując im właśnie kolejny pretekst i powód do ich przezabawnej sprzeczki. - Wcale to nie jest wyciąganie jak z rękawa! Przecież każdy wie, że chusteczki ma się zawsze pod ręką, czyli gdzieś z brzegu. Kosmetyki będą w środkowej kieszeni, by się nie pogniotły. Notatnik, kartki, coś do pisania i tak dalej, to w tylnej kieszeni a w przedniej wszystkie klucze, identyfikatory, apaszki i inne takie. A na dnie dobry scyzoryk. I pilniczek do paznokci. I wszystko co może być potrzebne jeszcze. - podała mu w skrócie jak na tacy ogólny schemat większości damskich torebek. A przynajmniej schemat, w jakim jej się wydawało, że wiele kobiet by tak segregowało zawartość swoich cennych sakw.

Zaśmiała się głośniej, gdy potwierdził, że jest diablicą. - No, to już mamy ustalone. Koszmarnie upalne piekiełko, z najbardziej rozgrzanym kotłem. oj, Roy... I jeszcze diablica w tym kotle? Jak Ty to zniesiesz, skarbie? - zapytała żałując tego swojego bohatera piekielnych czeluści. - U małży? - szczęka jej nieco opadła o oczy zdecydowanie zrobiły się większe, gdy przyglądała mu się z niedowierzaniem i zdziwieniem. - Mam pośladki jak u małży? - upewniła się parskając śmiechem. teraz to już oboje mieli takie miny. On po tym jej 'perwersie'. A ona po porównaniu jej pośladków do łupinek skorup małży. Ale mieli zajęcia...

- Pan marionetek? - rzuciła w odpowiedzi na jego pytania - No bo po co ci tyle wydań Twoich ulubionych baletnic? Po co się duplikować tyle razy, co? Mało Ci tej jednej, która jest naturalnych rozmiarów? - zapytała śmiejąc się. Jednak zaraz jej rozbawienie zostało zduszone pocałunkiem. Bardzo, bardzo przyjemnym pocałunkiem. Objęła go w pasie oddając równie solennie jego ustom zadośćuczynienie. I chyba nic im z tego zwiedzania nie wyjdzie za bardzo. Uszli ledwie do połowy zabudowań, rozglądając się przecież jedynie pobieżnie. - Rooooy... - mruknęła w przerwie na tak zwany oddech - Wracajmy... - poprosiła opierając czoło o jego czoło i wpatrując się w te jego błękitne oczy, za którymi szalała. - Ja chcę sprawdzić czy rzeczywiście masz tam w sypialni diablicę... - wymruczała przesuwając usta na bok, by dosięgnąć nimi płatka jego ucha, którymi musnęła jego skórę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> USA Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 16, 17, 18, 19, 20, 21  Następny
Strona 17 z 21

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin