Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna

Musha Cay
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 19, 20, 21  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> USA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:54, 17 Lis 2010    Temat postu:

Jeden do zera w takim wypadku. Jeszcze się odegra, przecież nie lubił przegrywać, remis już szybciej wchodził w grę. Roy sapnął ze zgrozą - Jaka bezczelna! Mało ci? - pokręcił ze zgorszeniem głową zapewne uznając teraz że ma przy sobie rozbestwioną dziewczynę, która dawno z nikim się nie spotykała - Co za młodzież w tych czasach wychowują. - zaczął gderać i burczeć pod nosem - Zamiast zwyczajnego, obyczajnego 'proszę', taka ci powie... Zażąda w zasadzie, że chce jeszcze. Lizzy... Załamujesz mnie. - stwierdził każąc te jej karygodne zachowanie przygryzieniem wargi wampirzycy. Puścił przy tym jeden ze smukłych nadgarstków ponieważ wsunął pod jej brodę palec wskazujący i okręcił twarz narzeczonej ku sobie. Roy zaśmiał się krótko i przytaknął - Nie ma problemu. - najbliższy tak wolny i powiewający nudą weekend wypadał mu gdzieś w okolicach zimy. To będą bardziej leniwe dwa dni niż cały ten urlop razem wzięty. Kusząca perspektywa - Co zrobisz? - powtórzył po niej jak echo i pozwolił sobie na pewne modyfikacje - Zapytaj lepiej 'co robisz'. - dał Lizzy chwilę na oswojenie się z jego dziwactwem i oznajmił - Poczekaj, pomyślę. - zamilkł na moment. Odchrząknął dając znać tym samym że wywód będzie troszkę dłuższy - Wypada zacząć od początku, prawda? A więc urodziłaś się. Rosłaś sobie, rosłaś u boku brata, wuja, później u boku Marii aż tu nagle... Usiadłaś na ławce w parku. - Roy urwał na moment układając w myślach dalszą część jej historii - Wyszukany bajer a'la Roy jak zwykle załatwił sprawę i... Stałaś się całym moim światem. - racja, kiedy siedział z nią w lesie była dla niego wszystkim począwszy od matki-mentorki a skończywszy na towarzyszu wspólnej biedy - Później, tak złośliwie drocząc się ze mną na podeście... Który w zasadzie powinien zostać jakoś uświetniony. W końcu odegrał tak ważną rolę... - pokręcił głową - Wracając do tematu. O czym to ja, acha... Na podeście to już mi przesłoniłaś cały wszechświat. - i nie miał tu na myśli jej tyłka który kiedyś porównała do pokaźnych rozmiarów szafy - Oto co robisz. - podsumował tryumfalnie zadzierając nosa co raczej dało marny efekt - To przecież proste. Zabrałbym cię ze sobą. Musiałbym niestety poświecić większość swej uwagi temu co mówię, ale nie zostawiłbym cię na korytarzu. Miejsca w zasadzie są dwa, ale chyba nie gniewałabyś się siedząc na moich kolanach, co nie? Miałabyś pod ręką konsoletkę, klawiaturę, wszystko ci znajome. Ewentualnie dostawiłbym ci krzesło. A ty byś dostała w łapki jakieś zajęcie by nie nudziło ci się za bardzo, a ja mógłbym mówić składnie i z sensem. Bez zbyt długich przerw. Telewizor też mamy, ale niestety niemy. Coś tam by się znalazło dla ciebie. - zapewnił Lizzy i trącił skórę za jej uchem nosem. Dać mu gadać, to tak jakby pogrążać się w bezdennej otchłani słuchania. Był jednak na tyle uprzejmy że przerywał od czasu do czasu dając możliwość powiedzenia czegoś od siebie słuchaczowi - Tego przeciągania... - zaczął wzdychając - Mojego imienia, to jakaś konwencja na pewno broni. - powiedział pewnie - Muszę tylko sprawdzić która. - wykorzystywała to przeciwko niemu i dobrze o tym widziała - Dlaczego? Bo... No wiesz... - zaczął próbując naśladować oryginalny styl wypowiedzi Elizabeth, którego używała gdy siedziała na jego barkach - To jest tak, że tego szalenie miło się słucha. Bardzo... - wywrócił oczami uznając że tego nie idzie podrobić w żaden sposób - Podniecające jest. I... Lizzy, wszystko ci wygadam. I wcale tak nie powinno być, bo to nie ładnie tak wykorzystywać przeciwko mnie. I w ogóle. Przestań już, bo czuję się... Taki... Bo ci oddam. - zagroził odzyskując już rezon - I zaraz cię uniosę, a wtedy to ty ładnie zaśpiewasz. - Roy odchylił się w tył nie mogąc już dłużej się sprzeciwiać skoro oferowała takie rzeczy za swą wolność. Puścił drugi z jej nadgarstków i uniósł w górę dłonie pokazując że jest absolutnie bezbronny. Schował je pod powierzchnią wody zerkając na wampirzycę spod półprzymkniętych powiek z leniwym uśmieszkiem który zabłąkał się na jego ustach.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:42, 18 Lis 2010    Temat postu:

Oj, w to, to wierzyła, że Roy się odegra. I niech tak nie sapie na nią, niech nie sapie. - Aha! - rzuciła przytakując i bezczelnie, choć z uśmiechem na twarzy i iskrami w oczach posłała mu całusa. - Och! Bo jeszcze pomyślę, że aż taka różnica wieku między nami jest! - zachichotała wtulając się w jego ramiona. - Oj, no wieeeesz... - wyjęczała po chwili kiedy tak kręcił tą swoją główką z zawodem. - Bo ja myślałam, że będzie Ci się podobać. I że będziesz zadowolony. I że w ogóle tak wszystko. I o. No właśnie!- rzuciła koszmarnie nieskładnie, ale akurat w tej kwestii nie o składność chodziło.

Ale dziabiąca bestia jej się trafiła! I to jeszcze wymierzająca jej bezprawnie karę. Pokręciła tylko głową kiedy puścił jej usta. - No wiesz co! Ałć! - rzuciła, ale zaraz się roześmiała, bo jakoś nie potrafiła znaleźć powodu dla którego miałaby się na niego gniewać za pochwycenie ją w sidła jego ząbków.

Obrócona w jego stronę nie mogła już ani nie chciała się bronić. Poprawiła się tylko na miejscu, gdzie siedziała przesuwając się lekko na swój bok, by móc lepiej go widzieć. No to kwestię weekendu mieli obgadaną. Szkoda niestety, ze dopiero za ponad pół roku. Ale cóż, poczeka. W jej mniemaniu warto było. - Co robisz? - zapytała skoro się domagał, ale zaraz zrozumiała, że to o nią chodziło, więc się poprawiła. - Co ja robię? - znów zachichotała cicho trzęsąc się w jego objęciach gdy chłopak się zastanawiał.

Zaraz się dowiedziała. Przytaknęła kiedy powiedział o zaczynaniu od początku. - Najpierw u wuja, potem u brata. - skorygowała. - Chociaż u wuja i brata, to jednocześnie. - uśmiechnęła się delikatnie z dziecięcia fascynacja wpatrując się w swego partnera, który nie wiadomo było co zaraz wymyśli. Z Marii się zgadzało. - No tak, ławka. Sławetna ławka. - potaknęła z ledwie utrzymywaną powagą. - No ba! Wyśmienicie się spisał. - zgodziła się z narzeczonym co do tego bajerowania na zapalniczkę. Chociaż oboje wiedzieli, że wtedy nie było to bajerowaniem jej a rzeczywistą potrzebą i przypadkiem.

- Całym Twoim światem? O rany! Jaki on mały... - zajęczała, ale wyszczerz na jej ustach utrudniał udawane strapienie. - Oj od razu złośliwie drocząc się z Tobą...! - mruknęła fukając nieznacznie - Wcale nie było to złośliwe. I nie droczyłam się. - zaprzeczyła. Nie taką miała intencję. Chciała się tylko dowiedzieć, zrozumieć i tyle. - Ło matko! To aż tak przytyłam, że go przysłoniłam? - zapytała zaśmiewając się z jego słów. - Albo wiem! To te moje mięśnie nazbyt rozbudowane. - pokazała na swe chuderlawe ramię jakby tam miał się gdzieś chować biceps mierzący co najmniej ze czterdzieści centymetrów. Ale nic takiego nie było widać.

- Ja w studio?! - przeraziła się. A jakby jej się czknęło i słuchacze na całym globie by to usłyszeli? Nie było to możliwe, ale jednak stres by pozostał. I trema przed zjawieniem się w takim miejscu. - Nie, nie gniewałabym się. - przytaknęła. Jednak fobia wejścia do pokoju nagrań była spora. - Ale jakbym kichnęła albo coś? I wszyscy by usłyszeli? - nie. Pokręciła przecząco głową nie chcąc myśleć o takiej wtopie. To było by straszne. Nie rozpraszałaby go? I Suski, której pewnie by to przeszkadzało, gdyby ktoś się koło nich usadowił niczym kurator sądowy nad recydywistą dziecięcym.

Wysłuchała potem jak to jej głos rzekomo był straszny. Nie powiedziała nawet słowa, ale raz po raz się uśmiechała szeroko i potakiwała. Ach, ale zakręcił. Dziewczyna roześmiała się głośno i wyraźnie nie mogąc w końcu wytrzymać poważniejszego swego zachowania. - Konwencja zabrania?!? - no nie mogła. Uspokoiła się chcąc wysłuchać kontynuację jego słów. - Oj nie uniesiesz! - żachnęła się marszcząc brwi z niedowierzaniem i pewnością siebie, że tego nie zrobi. Zwłaszcza, że chwile później czując jak ją puszcza mogła się upewnić, że co innego zajmie mu całą głowę i wszystkie myśli. Pocałowała go tym razem tak namiętnie, jak tylko była to z siebie w stanie wykrzesać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 0:57, 19 Lis 2010    Temat postu:

Zapewne, musiałby sobie znaleźć tyko dobrą ku temu okazję - Eche... - i on przytaknął gorliwie - W zasadzie to twojego dowodu nigdy nie widziałem. - zerknął na Lizzy a później spuścił wzrok w dół i trącił bez większego zainteresowania taflę wody - Musiałbym się starać o opiekę? O Boże... - zajęczał parskając śmiechem i przykładając dłoń do czoła - Byłbym chyba dla ciebie najgorszym starszym jakiego mogłabyś sobie wymarzyć. - potarł mocno skórę i odchrząknął - Ale nie muszę... - spojrzał na Elizabeth jakby pytał 'prawda?' - Tak czy siak, aktualnie znajdujemy się w wybitnie niedwuznacznej sytuacji, więc... Zapomnijmy o twoim dowodzie i dajmy się ponieść aromatowi kokosowego mleczka. - powiedział co było bardzo miłą wersją spędzenia tego wieczoru - Co niby miało mi się spodobać? Ta twoja bezczelność? To już od dawna mi się podoba. - mruknął wampirzycy na ucho i dodał - Wierz mi. - musiała wierzyć, przestał się już tak przed wszystkim wzbraniać i okazało się że był całkiem miły w pożyciu. I Roy wcale nie był bestią. Od kiedy? Potworem z horrorów może tak, ale nie bestią - Bolało? - zapytał zbity z tropu. Uśmiechu jednak nie potrafił ukryć - Przepraszam. Daj... Jak to mama mówiła? Pocałuję i nie będzie bolało? - jak powiedział tak zrobił, bo przecież niedawno powiedział że przy nim Lizzy nie może się nabawić urazów, ugryzienia też wchodziły w to zagadnienia. Pół roku było teoretyczne. W końcu szło lato, słońce, nie będzie zostawiał samej Elizabeth w domu zdanej na łaskę cienia. Może pobiją rekord szybciej niż mogło się wydawać. Kiedy przerwała mu małe opowiadanie trzepnął wampirzycę w ramię z cmoknięciem niezadowolenia - Nie przerywaj mi, bo nie będę ci więcej bajek opowiadał. - różnicy jako takiej w tym nie widział, ważne że rosła i urosła jakby dla Roy'a - Co do tej ławki... Jak będzie się nam nudzić, bardzo będzie się nam nudzić... - podkreślił - Lizzy my już się umawialiśmy na nocny spacer po mieście, prawda? Pójdziemy do parku? Popatrzeć na tą fontannę która wtedy była dla ciebie jedną z jego głównych atrakcji? - wampir uśmiechnął się zwycięsko i stwierdził z dumą w głosie - Bo on zawsze działa. Gorzej jakbyś była zatwardziałą przeciwniczką fajek. - wtedy klops - A z czego ty się tak śmiejesz? Ja przecież same poważne i ważne rzeczy... O nas i o tobie, a ty się śmiejesz. - zmrużył oczy i trącił udo Elizabeth palcem - Głośniej moja droga, lubię tego słuchać. - zachęcił wampirzycę, bo to że zanosiła się śmiechem z powodu jego wywodów sprawiało mu przyjemność. Śmiała się częściej niż każdy inny i do tej pory nie rozgryzł co było za to odpowiedzialne. Ale miała rację, wtedy to nie było podrywem, tylko błaganiem wykończonego poszukiwaniami faceta - Wcale nie taki mały. - wybronił się i wskazał na wampirzycę dłonią - Nie można powiedzieć ze należysz do miniaturek, jesteś słusznego jak na kobietę wzrostu, a co za tym idzie mój świat jest... - rozciągnął dłonie w pionie jak tylko się dało spoglądając na tą w górze, bo druga była gdzieś na jego udzie, pod wodą - I taki... - rozciągnął je w poziomie na oko odmierzając szerokość bioder Lizzy. Spojrzał na wampirzycę i oznajmił - Spory. Ooo nie możesz mi powiedzieć że nie złośliwie... Albo jednak, okej możesz tak powiedzieć. Ale na pewno się droczyłaś, bynajmniej już pod koniec, kiedy tak koniecznie chciałaś się upewnić co do moich intencji i utrzymywałaś uparcie że czegoś nie załapałaś. - mruknął a na samo wspomnienie tego momentu usta wampira rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Roy popatrzył na ramię Elizabeth i pokręcił głową powoli jakby przymierzał się do powiedzenia jej niezbyt wygodnej informacji - Ja akurat... - zaczął ostrożnie i z rezerwą, skubiąc zawzięcie swój podbródek i starając się powstrzymać śmiech. Zerknął sugestywnie w dół - Doszukiwałbym się tego rozbudowania gdzieś indziej. - w końcu zdarzały się szafy które miały więcej niż trzy drzwi - Nie, ja w balecie! - odparował bez zastanowienia nie wiedząc co tak zaskoczyło Lizzy w jego propozycji. Bez przesady że na całym globie, były bardziej popularne stacje od tej w której pracował Roy - Za kichnięcie nie wywalają z pracy. Jak tak, to Sean już dawno by wyleciał. Często się przeziębia. Nie patrz tak na to. Ile ludzi kicha? W pracy, w szkole, w autobusie... I co? Dużo ludzi to słyszy, wytykają później palcami? - zapytał robiąc to co lubił, tłumaczył na spokojnie - Nie. Wcale. Bo to całkiem naturalne. Poza tym, kiedy wiesz że kichniesz, bo zazwyczaj się to wiedziało, prawda? - skinął głową - To masz chwilę by odsunąć się od mikrofonu. A współprowadzący widząc na co się zanosi wie co zrobić i może podchwycić twój wątek bez problemu. A słuchacz nawet nie ma pojęcia że coś się stało. - tak, Susan, sam w tym studiu nie siedział. Jakoś by ją przekonał, że musi przechować Elizabeth na trochę. Gdyby siedziała cicho i spokojnie to nie, nie rozpraszałby go. Udowodnił że to potrafi niedawno, kiedy słuchał audycji. Poza tym jego koleżanka wyglądała ostatnio na taką która pałała sympatią do narzeczonej Roy'a - Tak! Zabrania. Tylko nie wiem która, ale jak tylko dorwę się do sieci, to poszukam i zobaczysz... - w tym niedomówieniu było sporo żartobliwej groźby a ton Roy'a zabrzmiał jak najbardziej poważnie. Wampir prychnął i zmierzył Lizzy spojrzeniem tak jak mógł czyli od twarzy do brzucha - Bo co? Podaj mi jeden sensowny powód dla którego miałbym sobie odmówić. - powiedział dobitnie chcąc zachwiać jej pewnością. I doczekał się. Grożenie Elizabeth odeszło w niepamięć a został tylko smak jej ust i aksamitna skóra.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:00, 20 Lis 2010    Temat postu:

No właśnie. Jej dowodu nigdy nie widział. - Zawsze mogę się wylegitymować. - odrzekła uśmiechając się na jego słowa. - Oj nie! Nie chcę byś był moim opiekunem. - zachichotała. Roy w roli jej rodzica czy też opiekuna nie wchodził w grę. Chociażby dlatego, ze nie mogłaby go wtedy pocałować. Nie do odżałowania strata. Tak więc nie było takiej opcji. I dobrze, że nie musiał. - Ufff... - sapnęła okazując ulgę. Bo przecież oboje by tego nie chcieli. - O, no właśnie! Ta sytuacja, - spojrzała się na ich kolana pod powierzchnią wody, będące tak blisko siebie - jest wybitnie niestosowna jak dla opiekuna i jego wychowanki. - przytaknęła. Mogli by pójść siedzieć za coś takiego. Toż to bardzo niedwuznaczna sytuacja była. Chociaż jak dla niej bardzo dobrze, bo lubiła znajdować się w jego ramionach tym bardziej kiedy czuła ciepło jego nagiej skóry przy sobie.

Dziwne miał upodobania, skoro lubił bezczelność stosowaną w stosunku do niego. Ale Elizabeth nie mogła narzekać przecież, bo wszystko to się działo za obopólną zgodą i w konkretnym celu, kolejnej zabawy czy żartu. Ale mruczenie jej wprost do ucha było niekonstytucyjne. Sam o tym mówił, więc powinien pamiętać. Ale oczywiście wierzyła mu. I na pewno odkąd już przestał tak się flagować na każdym kroku, to było na prawdę przyjemnie.

- Straaasznie. - zajęczała odpowiednio ilustrując swój ból i rozpacz nadstawieniem się w jego stronę, by mógł pocałować bolącą wargę, którą sam przecież ugryzł. Miała mu nie przerywać w opowiadaniu? Och, gdyby jej tylko powiedział. Ale skoro nie zastrzegał sobie ciszy z jej strony, to miała prawo się wtrącać. A nawet i obowiązek, bo przecież rozgadany Roy mógł tak bardzo długo. Tylko kiedy mu się przerywało była szansa na to, że nie zajmie jedną kwestią kilku godzin.

No tak, umawiali się na nocny spacer. Przytaknęła na jego pytanie, zgadzając się na to, by podejść do parku, w którym się poznali. - Ale i posiedzieć na ławce... - poprosiła. Dawno już nie byli w tamtym miejscu a sentymenty jednak pozostawały zwłaszcza, że ostatnio dość często wspominali ową ławkę. Trudno było się nie śmiać. A już tym bardziej kiedy chłopak ją rozśmieszał. I to jego opowiadanie też było powodem do śmiania się. Z resztą dla Lizzy, która przebywała w towarzystwie wampira większość rzeczy była warta pośmiania się lub chociażby wesołości, którą często było u niej widać.

To jego świat ograniczał się tylko i wyłącznie, pomijając kwestię jego wysokości, ale do szerokości jej bioder? To nieco ograniczone było tak tylko i wyłącznie za świat mieć szerokość jej bioder. No i tak w ogóle ciekawym zjawiskiem było to, co opisywał, że jej biodra (patrząc na ich szerokość) stały się dla niego całym światem. Wiedziała oczywiście o co mu chodziło, kiedy tak mówił, ale chciała się z nim jeszcze podroczyć trochę. - Och, to tyjąc będę Ci poszerzać horyzonty? - zaśmiała się, bo nie sposób było tego pomysłu wziąć na poważnie i powstrzymać się od szerokiego wyszczerzu w zadowoleniu.

- No może troszeczkę. - zgodziła się ostatecznie przyznając się w końcu, że z rozmysłem wtedy, na podeście, wyciągała z niego informacje chcąc usłyszeć jednoznacznie i prosto z jego ust tą deklarację. Pokazała przy tym kciukiem i palcem wskazującym jak malutko się z nim droczyła. Oczywiście wspominając tamten wieczór droczyła się z nim o wiele bardziej, bo Roy musiał się nieźle namęczyć, by wydusić z siebie co nieco. Choć i tak to, co powiedział jej wtedy było nieco zaplątane. Ale zrozumiała i to było najważniejsze. Zwłaszcza, że sama odpowiedziała pozytywnie.

Miny Roya czasami całkowicie wampirzycę rozkładały. Uwielbiała się wpatrywać w swego narzeczonego z fascynacją, czekając na to co i jak powie. Teraz było podobnie. - A gdzie? - zapytała ciekawa gdzie szukałby trzydrzwiowej szafy u niej, skoro nie na wysokości pośladków. Uśmiechnęła się przy tym puszczając do niego oczko. W sumie tak patrząc może i nie było by aż tak źle gdyby miała przesiedzieć u niego trochę czasu. Ciężko co prawda byłoby jej się powstrzymać od śmiechu i nie rozpraszać uwagi chłopaka w jakiś sposób, ale jakoś by to chyba zniosła. Miał rację z tym kichaniem i innymi takimi. Może i nie byłoby aż tak źle. Susan pałała sympatią do niej? A niby za co, dlaczego, z jakiej przyczyny? Nie miała pojęcia. Ale skoro tak było, to powinna się cieszyć tylko.

Mógł się odgrażać konwencjami, przepisami i paragrafami. Sam tak robił, więc nawet gdyby jej chciał wytknąć to mruczenie, to i sobie by przy okazji powytykał. Elizabeth roześmiała się widząc i słysząc jego wygrażanie, ze znajdzie na to odpowiedni ustęp. Jednak póki nie znalazł, mogła sobie bezkarnie tak jak i on mruczeć do woli. Jednak chwilę później nie tyle co zachwiał jej pewnością siebie, co bardziej spowodował, że dziewczynie co innego całkiem zaczęło chodzić po głowie. I jak najbardziej miało to coś wspólnego z jego pocałunkami i bliskością. Aż do chwili, gdy woda o zapachu mleczka kokosowego ostygła już całkiem. Wspierając się na jego ramieniu i przytulając się na moment do jego klatki piersiowej, wampirzyca wyrównała oddech i uspokoiła myśli całując jeszcze raz Roya muśnięciem w usta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:03, 20 Lis 2010    Temat postu:

- Teraz? - zapytał jakby spadła z księżyca - Teraz mi się chcesz legitymować? Szybko. - stwierdził roześmiany i spoważniał - Lizzy obawiam się że to już za późno. - powiedział takim tonem który pasował do urzędnika siedzącego za biurkiem. Brakowało tylko złożenia dłoni na blacie - I choćbyś mi teraz zamachała dowodem świadczącym ze masz lat czternaście... - strasznie przesadził i chyba zapomniał jak wyglądała jego siostra kiedy była we wspomnianym wieku - To nic bym nie zrobił. - pokiwał powoli głową nadal pozując na pana z urzędu - Było by dużo formalności i tak dalej, niestety to nieodzowne. Problem w tym czy... - wskazał na nią dłonią i westchnął lekko - Zechciałaby takiego ojca. Naprawdę... Perspektywy nikłe, pracujący przesadnie czasem. O. Bajki tylko potrafi całkiem nieźle czytać. Może by pomógł z angielskiego. Nie wiem, nie wiem czy to dobry kandydat na... Radzę to przemyśleć. - zakończył po raz kolejny kiwając głową jakby przedstawił już wszystkie za i przeciw Parsknął śmiechem patrząc niewinnie na sufit oczekując gromu z nieba za głupoty jakie snuł tak swobodnie jakby przygotowywał się na nie od dawna - Yhm. Wybitnie niestosowna. - dlatego radził raz jeszcze sobie wszystko gruntownie przemyśleć - Tutaj chyba na tej wyspie nie ma kapusiów, prawda? - podpytał zerkając nerwowo w stronę okna, jakby spodziewał się ujrzeć czyiś znikający za nim czubek głowy - Bo wtedy to... Trzeba by było się z tobą strasznie szybko ożenić. - stwierdził widząc w takim wyjściu jedyne ewentualne i skuteczne rozwiązanie. Z drugiej strony, dość ciekawe. Dlaczego dziwne? Elizabeth nie była mu złośliwą tylko taką fantastycznie zadziorną i nie było w tym nic dziwnego. Wcale że nie, jej do ucha wprost należało mruczeć i wszystko tutaj było konstytucyjne, w przeciwieństwie do wykorzystywania tej broni by rozpuścić wampira na składniki pierwsze. To już było naganne - Na przyszłość postaram się uważać. - zapewnił krzyżując palce - I już, ani troszeczkę nie dziabnę. - to raczej dla niej chyba było groźbą niż korzystną obietnicą. Okropny się zaczynał robić. To Roy miał jej jeszcze przypominać o dobrym wychowaniu? To Lizzy nie wiedziała że nie należało przerywać kiedy ktoś mówił? Zgroza. W tym wypadku nie miała obowiązku. Bynajmniej wampirowi tak się wydawało. Sam się dopraszał o możliwość głosu, więc już go zabrał to nie zamierzał oddać zbyt łatwo. Choć generalnie rzecz biorąc, wtrącanie się wampirzycy do jego monologów miało więcej plusów niż minusów. I... I nigdy nie gadał kilka godzin. Bynajmniej nie próbował jeszcze - Nie ma sprawy. Podejrzewam ze w nocy i tak nie będzie na nią amatorów. Możemy ją sobie zająć choć do rana. Fajnie tak przesiedzieć całą noc. Kiedyś to było coś. - mruknął sięgając gdzieś do swych zakurzonych i zarośniętych pajęczyną wspomnień - Nocować u kumpla i nie dać zawładnąć sobą zmęczeniu. Później się odsypiało na luźnych lekcjach, bo w domu oczywiście trzeba było pozować na śnieżynkę. - wywrócił lekko oczami i uśmiechnął się słabo. Roy cały był powodem do ogólnego chichotu. Czasem chyba wystarczyło na niego spojrzeć i humor od razu się polepszał. Jej biodra niczego mu nie ograniczały. Oj brała sobie to zbyt dosłownie, czy ona nigdy nie słyszała o przenośniach? Poza tym się czepiała. Jak można mieć coś do tego że dla faceta jest się całym światem? Zadowolić trudno - Och, ha, ha, ha. - żachnął się - Nie to miałem na myśli. Zapomniałaś o swoim jakże głębokim i bezdennym w zasadzie wnętrzu? Z tobą to jak z twoją torebką. Jest tam wszystko co potrzebne, więc nie martwiłbym się o moje horyzonty. Zobacz. Ja już wiem że balet dzieli się na dwie główne szkoły. Wiem że istnieją te wyspy i wiem kim jest ich właściciel. I mogę tylko powiedzieć 'kto by się spodziewał!' - Roy zamruczał niewyraźnie zagryzając wargę i wyszukując kolejnych ciekawostek które były mu znane tylko dzięki Lizzy - Nauczyłem się pływać. Robię za nauczyciela jazdy. Mam etat zadymiarza u Beani, choć ona chyba o tym nie wie. I wiele jeszcze przede mną! - dodał entuzjastycznie na końcu śmiejąc się ze swych wymysłów. To zakrawało na próbę gadania przez kilka godzin, nakręciła go na to prawdopodobnie. Wampir popatrzył sceptycznie na jej palec i kciuk. Za jego sprawą odległość je dzieląca stała się większa a Roy powiedział - Raczej bardziej troszeczkę. Mniej więcej właśnie taka. - wymierzył szerokość jej nadgarstka - Gdzie, gdzie...? To proste. - uszczypnął Lizzy z tyłek ze szczerym uśmiechem - Tylko tam. - oczywiście że nie byłoby źle. Zostałaby potraktowana przez starych wyjadaczy jako miły i niespodziewany gość. Po kilkunastu minutach z nim i Susan czułaby się jak w domu. Roy też nie miał pojęcia dlaczego Sus pałała do Lizzy sympatią. Tak mu się wydawało kiedy ostatni raz widział je razem. Może się mylił kto wie, jednak wiedział co widział. Jak mogła? Jak mogła?! Nic tak bezkarnie nie mogła. Tym bardziej nie mogła się w niego tak wpatrywać, nie mogła się do niego tak zwracać, ani tak całować. To było skuteczniejsze od broni. Jakiejkolwiek. Dlaczego kobiet nie wysyłano do pacyfikowania konfliktów? Raz, dwa i po strachu. Każdy facet polegnie. Wampir bawiąc się końcówkami jej włosów westchnął rzewnie i mruknął żałośnie - Czuję się doszczętnie rozbrojony. - przyznał z rezygnacją - Jesteś obezwładniająco namiętna. Co mi się trafiło... - ponarzekał jeszcze trochę pod nosem i nic nie dało się z tego zrozumieć - Jednak! - zaczął unosząc palec w górę i rozpryskując wokół kropelki wody - Za to i za tysiące innych rzeczy cię kocham.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:15, 21 Lis 2010    Temat postu:

Zmrużyła oczy wpatrując się w niego jakby chciała tym samym spojrzeniem go spiorunować. - Czemu za późno? - zapytała, zaraz jednak słysząc odpowiedź. - Nic byś nie zrobił? A może jednak coś... - rzuciła z sobie chyba tylko wiadomym zadowoleniem pochylając się nad jego ustami i całując je delikatnie, by pokazać, że mimo wszystko jednak mógłby coś zrobić. Zajęczała jednak słysząc pytanie czy chciałaby takiego Ojca i pokiwała głowa sugerując, że i tak i nie.

- Tak, bo na Ojca byś się nadawał. Może nie mojego, ale na Ojca tak. - zaczęła, po chwili dość szybko przeskakując dalej do odpowiedzi, by nie zagłębiać się teraz w temacie, którego w tej chwili nie chciała poruszać. - A nie, bo wolę Cię zdecydowanie bardziej jako partnera. - poprawiła się w jego ramionach przesuwając palcami po jego piersi jakby upewniała się, ze ten dotyk był bardziej partnerski niż rodzicielski. Ułożyła wygodniej głowę na jego ramieniu, moszcząc się policzkiem na wysokości jego obojczyka. - Poza tym, gdybyś miał być moim Ojcem, to... Bardzo dużo tego co jest teraz bym straciła. A nie chcę. Bo Cię kocham nie tylko czysto platonicznie. I... byłabym stratna. - wyjaśniła mrugając do niego oczkiem. Po chwili zaśmiała się pełną piersią ze swoich słów.

Kapusiów na wyspie nie było. Pokręciła przecząco głową, upewniając chłopaka tym samym, że nikt ich nie wyda w sprawie tej niestosowności ich zachowania. Poza tym jakiej niestosowności. Byli zaręczeni, tak? A poza tym w obecnych czasach ludzie żyli nie raz na kocią łapę, więc nie było to niczym dziwnym. Oni jeszcze, a w zasadzie Roy oświadczając się jej, poszedł dalej, chcąc zalegalizować kiedyś ich związek. - Oj, tak by Ci było z tym źle? - zapytała drocząc się z nim. Skoro poprosił ja o rękę, to chyba perspektywa ślubu, nawet i przyspieszonego, nie była aż taka zła jak by się mogło zdawać. Co innego było by gdyby nie chciał się z nią na stałe wiązać w taki sposób. Ale nasuwają na jej palec pierścionek zaręczynowy, chyba wystarczająco się zadeklarował. Przynajmniej jak dla niej.

Należało jej mruczeć do ucha? A gdzie to było w jakiejś instrukcji napisane? To już chyba było naginanie pewnych zasad. Poza tym skoro on mógł, to i ona mogła. Równouprawnienie było. Musiał się z tym liczyć, nie było opcji. Jasne. Już mu uwierzyła, że by jej nie dziabnął. Jednak kiedy by rzeczywiście tego więcej nie zrobił, to nie byłoby fajnie. - No nie! Tylko nie to! - zajęczała. Czyżby sama nie wiedziała czego chce? Skoro tak najpierw oponowała a potem dopominała się, żeby jednak tak robił, to chyba kolejna sprzeczność przez nią przemawiała.

Owszem, przerywać nie wypadało kiedy ktoś mówił. Ale współuczestniczyć w rozmowie, to już jak najbardziej było odpowiednie. I kompletnie nie rzutowało to na kwestie dobrego wychowania, bo wręcz utwierdzało o zainteresowaniu, którego powinno się wymagać od rozmówcy. Monologi nigdy w towarzystwie nie były dobre. - Będziemy ją okupować aż do świtu? - zachichotała myśląc o ławeczce, na której mogliby koczować ładnych parę godzin. Swoją drogą z chęcią by tą ławeczkę gwizdnęła stamtąd, z tego parku i postawiła na dachu No name pomiędzy kwietnikami. Fajnie by się na niej w nocy siedziało. Zgodziła się z Royem co do tego, żeby posiedzieć sobie w parku jak już będą. Ach te sentymenty.

Też pamiętała ze swoich przeszłych lat te dni kiedy to się zarywało noce a potem chodziło się obijając o ściany z nieprzytomności, ale kiedy tylko ktoś dorosły spoglądał, to oczy niczym na zapałkach się otwierało szeroko i udawało że niby nic się nie stało. - Ło matko! To ze mnie z tym głębokim wnętrzem jak z czarną dziurą jest? Tylko nie z próżnią, proszę Cię. - spojrzała się na narzeczonego śmiejąc się z jego słów tak, że aż trzęsła się w jego ramionach delikatnie. Wyliczanka chłopaka brzmiała dość fajnie. Elizabeth wyszczerzyła się w uśmiechu niczym szalona. Jednak perspektywa jego gadania przez kilka godzin, akurat w tej chwili... Nie! Wampirzyca myślała co by tu zrobić, by go uciszyć i nie pozwolić się chłopakowi za bardzo rozkręcić.

Oj wcale nie aż tak bardzo się nad nim znęcała przymuszając do powiedzenia wtedy na tamtym podeście konkretów. Tylko troszeczkę. Zmniejszyła zaraz ponownie dwa palce do siebie, kręcąc głową przecząco. - Y-ym. - rzuciła niezbyt artykułowanie. - Tak troszeczkę. - pokazała jeszcze raz niemal złączone ze sobą palce, obstawiając przy swoim. - Ajć! - rzuciła starając się o milimetry w bok umknąć spod jego palców kiedy ją szczypał. Nie dało się znajdując się w tej wannie, między jego nogami. - No wiesz... - stwierdziła udając zażenowaną. - Ty... brutalu!. - parsknęła śmiechem całując go po chwili z czułością delikatnie.

- Rozbrojony? - zapytała przesuwając dłonią po jego piersi powoli w dół. - A ja sądzę, że się nie da tak kompletnie mężczyzny rozbroić. - zażartowała wsuwając dłoń pod wodę. - I mogę Ci to zaraz udowodnić to jakoś. - uśmiechnęła się zadziornie starając się podnieść nieco temperaturę w tej wodzie. Namiętna była? To zaraz mu pokaże tą namiętność, by już nie narzekał na nią za bardzo. Pocałowała go jeszcze raz, dłońmi wędrującymi po jego ciele udowadniając, że rzeczywiście obojętnie jak by się nie starała, to się nie da go tak kompletnie rozbroić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 1:47, 21 Lis 2010    Temat postu:

- Bo... Bo za późno. - wyrzucił z siebie bo chwilowo zabrakło mu jakiegoś konkretnego argumentu który mógł jego słowa sensownie tłumaczyć - Miałbym związane ręce. I mega konflikt sumienia. - uniósł dłonie w górę a palce porobiły za cudzysłów przy ostatnim wyrazie - Ty, jako biedne dziecko... - zacieśnił ramiona wokół jej brzucha rozgadując się dalej - A ja jako zdemoralizowany przez własną córkę ojciec. Genialne. - stwierdził natchnionym tonem - Szkoda że Nabokov nas w tym ubiegł. - tak, miała ten dar przekonywania, jej usta miały. Jednak dałoby się z tym coś zrobić i Roy wiedział co dokładnie należało poczynić - Dlaczego nie na twojego? Wiesz, gdybyś faktycznie była moją córką i tak dalej... O nie! - zajęczał nagle odnajdując największy słaby punkt tego wyobrażenia - Nie, bo musiałbym znosić te wszystkie wypady na dyskotekę, tych kolesi którzy zaczynaliby się wokół ciebie kręcić. Musiałbym zjadać paznokcie z nerwów gdybyś szła na bal kończący szkołę, nie daj Boże a musiałbym z tobą wybierać suknię... O nie, zadania rodzica, tym bardziej samotnego, to tragedia. Na linii ojciec-córka to kompletna porażka. Nie wiem dlaczego ale matka-syn nie wydaje mi się już tak przerażające. Kobietą to jakoś łatwiej przychodzi. - zawyrokował sentencjonalnie w tym momencie lekko filozofując. Roy wysłuchał zdania Elizabeth przyznając jej bezapelacyjnie rację. Nie mógł nawet dla draki temu zaprzeczyć - Bardzo dobrze, że nie kochasz mnie czysto platonicznie. - stwierdził obserwując krople wody które spływały z jej ramienia a dostawały się tam za sprawą jego placów. Wampir strząsnął kolejną z nich patrząc jak spada i stapia się z resztą, albo spływa swoją własną trasą - To by bardzo komplikowało życie, wspólne mieszkanie i... Dzielenie jednego łóżka. Tak swoją drogą to ciekawe czy już wszystko w Seattle skończyli? - rzucił raczej w przestrzeń, nie wymagając od Lizzy odpowiedzi - Ty byłabyś stratna i ja też. Oddać taką... - podkreślił - Wspaniałą córkę komuś o niesprawdzonej opinii? To straszne. Nie wiem jak rodzice sobie z tym radzą. Ja już jestem stary i wyklęty, ale Angela? - nigdy się nad tym za nadto nie zastanawiał. On się wyprowadził więc nie dawał zbyt wielu okazji Caren i Aberforthowi do wtykania nosa w swoje życie. Z jego młodsza siostrą było inaczej, bo wydawało się że w domu jest jej najlepiej i nie zamierzała go prędko opuścić mimo wielokrotnych zapewnień. Nie, nie, nic niestosownego w ich zachowaniu nie było. Wampir patrzył na to jednak przez moment z perspektywy tej dziwnej konfiguracji ojciec-córka, stąd jego zaniepokojenie - Wcale. Pierwszy wbiłbym się w jakieś odświętne ciuchy i stanął u twego boku. - zapewnił Elizabeth będąc o tym święcie przekonanym - Skoro mus to mus, a mus ślubu z tobą to przyjemność. Bez względu na to kiedy. - stwierdził zastanawiając się w duchu czy jednak nie zapytać kiedy dokładniej chciałaby zmienić stan cywilny. Jednak znów to odwlekł, nie chcąc denerwować Lizzy. Roy nie wiedział czy było w instrukcji czy też nie, bo takowej nie posiadał. Miała to w oczach, za każdym razem kiedy takie coś miało miejsce jej tęczówki jaśniały co pozwalało mniemać ze jest to potrzebne i dobre dla wampirzycy. Siłą rzeczy należało jej mruczeć do ucha. Tak jak lekarz przepisał czyli minimum trzy razy na dzień, uważając jednak na skutki uboczne w postaci nieopanowanych konsekwencji przedawkowania. Teraz mu z równouprawnieniem wyjeżdżała? Akurat, równouprawnienie mogło się schować choćby i dlatego że wampir dążył do remisu. Roy wzdrygnął się, przyłożył dłoń do klatki piersiowej i nabrał głębiej powietrza jakby zaskoczony i zdezorientowany nagłym zaprzeczeniem Elizabeth - Moja droga? - zaczął grając zmartwionego jej stanem - Stało się coś? Co tylko nie to? Nie chcesz efektu cieplarnianego? Wymierania pandy wielkiej? - dopytywał zasmucony - Nowej płyty Tokio Hotel? - po chwili przemyślenia mruknął marszcząc brwi - Słusznie, też tego nie chcę... - odchrząknął i wrócił do Lizzy i jej zmartwień - Słucham cię. Czego możesz nie chcieć? - wykręcił głowę tyle ile się dało w bok i zamachał rzęsami przed oczami narzeczonej szczerząc się do niej. Tak, tak, tylko czasem z tym współuczestniczeniem w rozmowie i Roy'em bywały problemy o których pewnie już co nieco wiedziała. Walczył z tym od urodzenia, bez różnicy którego - A nie chciałbyś? To całkiem fajne siedzieć sobie gdzieś całą noc. Kiedy wyszedłem z lasu... - neandertalczyk się znalazł - I wróciłem do domu okazało się że parapet to całkiem fajna miejscówka. I tyle w nocy się dzieje. Kiedy ją przesypiałem nie miałem pojęcia. Raz siedziałem na dachu. To znaczy... Leżałem by nie było mnie widać. - wytłumaczył pospiesznie - Raz na drzewie u mamy... - mruknął ciszej bo najwidoczniej tego akurat trochę się wstydził - W takim parku pewnie też jest ciekawie, a ławka jak ławka, doskonałe miejsce do obserwowania wszystkiego. - ciekawy pomysł miała. Ciężko by było znaleźć winnych tak zuchwałej kradzieży, gdyby się postarali to nie zostawiliby śladów. A kto by szukał ławki na dachu? Dziwnie, choć nieświadomie a się w tym zgadzali - Elyzabeth! - skarcił ją naśladując z pasją Petrova. Tak dobrze mu wyszło że mogła się spodziewać za chwilę polecenia przećwiczenia jakiegoś układu - Czepiasz się mnie, wiesz? Wspominałem już o tym czy nie? Żadna próżnia. Jesteś pełna jak... Jak... Skarpeta na Gwiazdkę. - dziwniejszego porównania już chyba nie mógł znaleźć. Roześmiał się i poprosił o coś o co zwykł prosić w takich momentach - Zdziel mnie mocno. Zdziel i powiedź że gadam same głupoty a powinienem już dawno spoważnieć i dorosnąć do pewnych ról. - męża, głowy rodziny i ojca. Strasznie poważnie to zabrzmiało. Z drugiej strony było beznadzieją bo Roy nie potrafiłby być taki jak jego ojciec. Wampir prychnął wyglądając na takiego który czymś się zakrztusił. Odetchnął i spojrzał na Lizzy otwierając szeroko oczy - Brutalu?! - musiał przez sekundę ochłonąć - Różnie mnie nazywano, ale nie tak! - zajęczał z trwogą. Pociągnął nosem i zamrugał szybko szepcząc histerycznie - Zraniłaś moje uczucia... - jak mogła go doprowadzić do takiego stanu, to straszne. Jednak kiedy zadała następne pytanie oprzytomniał, po załamaniu nerwowym nie było śladu. Pokiwał głową i przyznał gorliwie - Rozłożyłaś mnie na części. Osobno mózg, osobno serce, osobno... Kawałki. Ach ty sądzisz? - zapytał zerkając na dłoń wampirzycy - Przepraszam że zapytam, ale masz to poparte jakimś konkretnym przykładem czy po prostu nie wiesz co mi teraz, w tym momencie sobą samą robisz? - Roy otwarł usta znów unosząc w górę palec - Sądzę... Tak, najlepiej jeśli przedstawisz dowody na twoją tezę. Bądźmy jak profesorowie na uniwerku, zbadajmy wszystko. - przecież wampir nie narzekał, a jeśli już to raczej żartobliwie. I wcale nie musiała mu niczego udowadniać, ale skoro już to bardzo chętnie podda się testom wszelakim. Rezultat był chyba inny dla każdego przedstawiciela płci brzydszej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:13, 21 Lis 2010    Temat postu:

Słuchała jego słów z rozbawieniem. Jakoś nie mogła sobie wyobrazić siebie z Royem jako córkę z ojcem. Nie pasowało jej to kompletnie a uczucia jakie w tej chwili czuła do chłopaka kompletnie nie ułatwiały w tym. - Oj tam, oj tam. - zachichotała dowiadując się jakie najgorsze strony takiego rodzicielstwa jej narzeczonego by były. - No dobrze. Powiedzmy, że tak by było. Zniósł byś to jakoś. - stwierdziła - Wcale bym do domu nie sprowadzała chłopaków, byś nie miał dylematów. A na dyskoteki wychodziłabym z koleżankami. - odrzekła znajdując jako takie wyjście z sytuacji.

Zawsze jakoś samotna matka w teorii lepiej sobie radziła z dzieckiem niż samotny ojciec. - Ale ponoć wszelkie badania mówią, że ojciec lepiej sobie radzi z kontaktem z dzieckiem niż matka kiedy przychodzi bunt młodzieżowy. Tym bardziej kiedy nie ma matki. - przypomniało jej się to, co kiedyś gdzieś wyczytała w jakimś piśmie w szpitalu. Skoro dobrze było, że nie kochała go czysto platonicznie, to dobrze. Nie mogła narzekać. Nie wyobrażała sobie kochać go inaczej niż teraz. To było jakieś pełne a platoniczna miłość ziała by dla niej jakąś pustką.

Kolejny raz musiała się z nim zgodzić. - Owszem, komplikowałoby. A ja... Ja nie chcę sama, bez Ciebie sypiać. - jakby jeszcze mogli to normalnie, po ludzku robić. - Nie mam pojęcia czy skończyli. Ale powinni. Przynajmniej na górze. A zacząć remont na dole, jeszcze bez aranżacji jakiejś konkretnej, bo ta czeka na nasz powrót. - wyjaśniła przypominając mu wszelkie ustalenia. W sumie, to jak skończy się ten ich urlop... - I co? Wracamy do Seattle i się przeprowadzamy? - zapytała z uśmiechem wyobrażając sobie największy dramat, czyli popakowanie z głową wszystkich rzeczy. Będą mieli z tym zabawę. I skręcanie mebli. Też będzie przy tym śmiechu.

Pokiwała głową przytakując jego słowom. Oboje byliby stratni. Najbardziej chyba brakowałoby jej jego ust. Musnęła delikatnie jego wargi jakby chciała przy tym się upewnić, że takiej straty, to by nie zniosła. - Ha! Pierwszy? - zapytała łapiąc go dla żartu za słówka. - To znaczy, że ktoś jeszcze mógłby być? Nieee... Tylko Ty. - podsumowała sama sobie odpowiadając. - To wcale nie mógł by być mus! - zaprzeczyła z przekonaniem nie chcąc nawet myśleć o tym, że stanięcie na ślubnym kobiercu mogło by być przymuszone w jakikolwiek sposób. - I nie powinien być. Bo jeśli już brać ślub, to z przekonania. A jeśli miałby być z przymusu, to lepiej w ogóle go nie brać. - wyjaśniła swój punkt widzenia samej wierząc w to całkowicie. Jeśli by tego nie chciała, nigdy by tego nie zrobiła. Bez względu na wszystko.

Wyliczanka czego by mogła chcieć albo nie, z każdym kolejnym obiektem stawała się coraz gorsza. Tokyo Hotel? - O matko, nie! - parsknęła śmiechem. On ją chyba chciał wystraszyć. - Chciałabym. - przytaknęła na pytanie o przesiedzenie całej nocy na ławce. Było by fajnie, chociaż zbyt długo tam przebywając pewnie zaczęli by się nudzić. Uniosła brwi słuchając gdzie Roy przesiadywał przez pierwsze noce po powrocie z Leśniczówki. W sumie zrozumiałym było, że tyle wrażeń i bodźców wychwytywanych w nowy sposób przez niego, mógł zafascynować. Też zachowywała się podobnie tych kilka lat temu.

Też by tą ławkę z chęcią podwędził? Ale z niego diabeł wychodził! Lizzy sądziła., że to tylko ona miała takie głupie pomysły bardziej dla śmiechu i zabawy niż rzeczywistej potrzeby, ale skoro nie była jedyna, to chyba było dobre. Zawsze to raźniej w czyjejś obecności. Rzeczywiście coraz lepiej mu wychodziło zwracanie się do niej niczym Drago. Trener tańca współczesnego z tak specyficznym akcentem się do niej zwracał, że nawet miękko wypowiedziane jej imię brzmiało jak początek rozkazu. No, ale takiego komplementu, to się nie spodziewała. - Jestem pełna jak skarpeta na gwiazdkę?!? - roześmiała się tak perliście, że ciężko by się jej było powstrzymać od wydawania z siebie odgłosów i pohamowania rozbawienia.

- Nie no. Bić Cię nie będę. - odrzekła zaprzeczając. jednak po chwili przyszło jej coś do głowy, i uśmiechając się do niego zapytała: - lubisz tak? Żeby Cię kobieta biła? - rzuciła wiedząc, że na pewno jej chłopak odpowie, iż nie lubi, ale korciła ją perspektywa zadania tego pytania na głos. I nazywano go już brutalem. Elizabeth już to robiła. Wcześniej. I też był z tego śmiech. - Oj, zraniłam? - zapytała udając troskę i zmartwienie nie liche - Przepraszam... No widzisz, skarbie, czasem tak bywa... Ale już nie rozpaczaj, już, już będzie dobrze. - odrzekła niczym opiekuńcza matka ocierająca łzy z policzka swego dziecka.

kolejne pytanie chłopaka było raczej trudne do odpowiedzi. Jednak wampirzyca i na nie postarała się coś znaleźć. - No wcale, że nie. Wcale Cię nie rozkładam na kawałki pierwsze. - zaprzeczyła, bo przecież jej głos czy drobne gesty nie mogły powodować aż takiego rozstroju. - A co takiego robię? Nic. Nic takiego. - podsumowała. - Po prostu kocham Cię. Czy to aż tak rozbrajające jest? - zapytała z zadziornością widzialną w błysku jej oczu. - Wcale nie będę Ci niczego udowadniać. - odrzekła po chwili, słysząc jego kolejny pomysł. - I wiesz co? - zapytała spokojnym głosem. - Zatkaj Ty się wreszcie i zajmij się swoją kobietą, skoro tyle jej naobiecywałeś... - mruknęła siadając wygodniej na jego kolanach i obejmując dłońmi jego szyję po chwili całując go tak, by wreszcie nie mógł zbyt wiele gadać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:40, 21 Lis 2010    Temat postu:

- Oj tak, oj tak. - powiedział śpiewnie przekomarzając się z wampirzycą. Roy pokręcił uparcie głową - Ale to bardzo ciężkie. Przeżywać te wzloty i upadki, nieszczęśliwe miłości, to że jedna miała takie buty, druga inne a ja... - postarał się by jego głos stał się odpowiednio piskliwy - Tatusiu wyglądałam jak idiotka i tak dalej. - z umiejętnościami wampira co do doboru damskich ciuchów wszystkiego można się było spodziewać. Jednak istniały jeszcze miłe panie w sklepie, o ile nie wymarły, które pomogłyby wybrać. Roy spojrzał na Elizabeth takim wzrokiem jakby potwierdziła jego najgorsze obawy - Wychodziłabyś z nimi, a to chyba jeszcze gorsze niż trzymanie takiego pod dachem. I te koleżaneczki też nie. - może to i lepiej że prawdopodobnie nie dorobią się nigdy potomstwa. Roy chodzący po ścianach i zadręczający się tym co mogłoby się dziać z córką czy też synem nie wyglądał na szczęśliwego. Odbijałoby się to tylko niepotrzebnie na otoczeniu, bo niektórych rzeczy nie potrafiłby zamknąć w sobie, z kim jak z kim, ale z matką i żoną tym akurat wypadałoby się podzielić - Tak? - zainteresował się tym o czym Elizabeth wspomniała - Ale to proste. Mężczyzna zawsze jest mniej pobłażliwy chyba, więc przy okresie tego buntu nie może być nic korzystniejszego. Matki mają miękkie serca. - stwierdził wędrując wzrokiem po suficie z twarzą na której zagościła mina niewiniątka - Matka jest potrzebna wtedy kiedy zdrapiesz sobie kolano, a nie wtedy kiedy wracasz totalnie zamulony z imprezy do domu. - wtedy był potrzebny ktoś kto miał tyle siły by dotrzeć wraz z delikwentem do domu. Ale ludzie chyba darzą się platoniczną miłością? Wampir nazywał to raczej przyjaźnią, bo platoniczna miłość kojarzyła mu się z podkolorowaniem i wymyśleniem kolejnego, niepotrzebnego, ale brzmiącego strasznie mądrze określenia. Choć sięgająca starożytności i mitów dla niego była dobrą, trwającą wiele lat przyjaźnią - Mam nadzieję, bo całkiem fajnie wyglądasz jak wpadasz w letarg. Kiedy się zapomnisz i oddychasz włosy z grzywki ci tak zabawnie fruwają... - urwał widząc minę Lizzy i uśmiechnął się do niej z lekkim zakłopotaniem. To tak z osobistych obserwacji wampira który cierpiał czasem na bezletarg - Yhm... Trzeba się w końcu tym zająć. - podjął z wdzięcznością, mając nadzieję że nie będzie musiał się tłumaczyć z tego że nie raz nagminnie przyglądał się wampirzycy kiedy ta nie wiedziała - Poszukać czegoś i zastanowić, ale to wtedy jak wrócimy. - popatrzył na Elizabeth wyjątkowo poważnie jak na niego - Raczej tak, nie ma sensu zostawać w Port Angeles dłużej niż to potrzebne, prawda? W Seattle będziemy mieć lepiej. Bliżej, ty na zajęcia i do szpitala, a ja do pracy. - przy tej przeprowadzce to Roy będzie czuł się wybitnie głupio. Lizzy miała walizkę, on będzie miał dużo, dużo więcej. Ta jego graciarnia była bardzo pojemna. I połowa z jej zasobów będzie nadawała się do wyrzucenia. Pogodził się już z tym jednak, w końcu miał teraz powody do tego by zrobić jeden wielki porządek w swoim życiu, na różnych jego frontach - Nie że ktoś jeszcze. - wytłumaczył cierpliwie - Tylko byłbym pod ołtarzem szybciej niż ty. - wytknął z zadowolonym uśmieszkiem - W końcu ubrać garnitur a powciągać na siebie te wszystkie... Co się zakłada na ślub? Co wy tam macie pod sukniami? Bieliznę, podwiązki, coś jeszcze jakby zimno, później gorset, czy spódnica najpierw? Czy to jest razem? No i welon, coś na ramiona... - Roy roześmiał się i dokończył - Znudziłbym się czekając. - wampir zamachał dłońmi i uspokoił Elizabeth - Nie, nie, nie denerwuj się tak bo nie masz czym. Żaden mus, no jasne że nie, bo z tobą to tylko z przekonania. Inaczej się nie da, bo to... Bezsensowne. - zgodził się z nią bez żadnego 'ale'. Kiedy zaprzeczyła że nie chciałaby płyty tych bożyszczy nastolatek kamień spadł mu z serca - Dzięki Bogu! - westchnął z zadowoleniem - Nic do nich nie mam, ale... Ich wokalista jest dziwny. Bardzo. Są dziwniejsi, ale on... - pokręcił głową kończąc wystawianie opinii na temat czegoś co kiedyś było płci męskiej - W takim razie ustalone. Zaliczymy naszą ławkę razem z parkiem i fontanną. - podsumował zgrabnie jakby dopisał to na kartce terminarza. Nie no, nudzić się z wampirem u boku? Trochę nierealne, chyba ze miałby wybitnie zły dzień, a jemu jako urodzonemu optymiście raczej nigdy się to nie zdarzało. Kiedy uniosła brwi wzruszył bezradnie ramionami tłumacząc się tym gestem nieszczęśliwie. Tyle było nowego, tyle można było wyłapać leżąc noc na dachu albo wisząc na drzewie. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła i Roy miał już tam zaklepaną miejscówkę od urodzenia. Nic z niego nie wychodziło! Bardzo łatwo można było przekwalifikować 'tą' ławkę na 'ich' ławkę. A co było ich powinno się znajdować u nich, czyli na miejscu które wybrała by Lizzy. Nie, nie, Roy choć nie wyglądał na pierwszy rzut oka kiedyś zgubił parę klepek. Chwilami to o sobie przypominało - No... - jęknął spodziewając się połajanki za niezbyt codzienne porównanie. Choć jemu kojarzyło się miło. Taki jeden, wielki, fantastyczny prezent na święta. Elizabeth w osobie własnej. Nie było niczego lepszego. Roy wywrócił oczami i odpowiedział - Nie, nie lubię jak mnie kobieta bije. Nawet nie wiem jak to jest kiedy mnie bije. Ale choć nie wiem to jestem przekonany że nie chcę się dowiedzieć. - chyba pierwsza rzecz, której nie chciał wiedzieć. Nie przypominał sobie niczego podobnego wypowiedzianego na głos. Wrócił na moment do tego udręczonego psychicznie mężczyzny. Odwrócił zasmuconą twarz od Lizzy i wsparł czoło na pięści wyglądając na postać bardzo tragiczną - Strasznie. Wiesz?! Wiesz, ile to dla mnie... Miałem się za takiego delikatnego i ogólnie krzywdy nie czyniącego, a teraz... Takie oskarżenie. Cios w serce. I to jeszcze zardzewiałym nożem. Z premedytacją. - a to że on szczypał już z premedytacją nie było - Moja dotychczas czyściutka, że mucha nie siada, opinia została zszargana i tak dalej. Nie wiem jak będę z tym żył. Bo to takie... Druzgoczące. Przykre. Nikt mnie nie kocha! - zawył już na końcu i zawył śmiechem a nie potępieńczo. Najwyraźniej nic mu nie było po Elizabeth 'przepraszam'. Urażona męska duma była chyba gorsza od kobiecej - Czasem tak bywa?! I to ci powie przyszła żona! Czasem tak bywa... - pociągnął nosem wracając do względnego pionu. Odetchnął ze spokojem i poklepał dłoń Lizzy - Już dobrze kochanie. Dziękuję. - parsknął śmiechem, ale zadusił jego nieopanowany wybuch chcąc być zrównoważonym psychicznie - Tak! To aż tak rozbrajające jest. Bo wiesz... Gdybym miał przemówić językiem pijanego, ale prawiącego z rozsądkiem, poety wspomniałbym coś o tym ze twoje oczy są jak gwiazdy. Patrzę na nie i nie mogę się oderwać. Twój uśmiech opromienia nawet najczarniejsze dni. Twój głos jest muzyką dla uszu, która jest lepsza niż cokolwiek innego. Lepszy od śpiewu ptaków, od szumu morza, od płyty Zeppelinów... Twoje ciało... Niczym... - zawiesił się na moment nie wiedząc jaki przykład podać - Wenus z Milo! - kanon piękna jak dla Rzymian. Klasyk można rzec. Westchnął i dorzucił coś na koniec - A osobowość mieści w sobie wszystkie piękne i twórcze umysły kobiet od pramatki Ewy po... - nie wiedział na którym przykładzie skończyć - Po kobiety współczesne, łącząc w sobie tylko te najlepsze i niepowtarzalne cechy. - teraz albo mogła narzeczonego potępić i wykpić albo poużalać się nad jego głupotą i raz jeszcze rozpatrzeć sprawę ślubu - Więc, wracając do tematu... - że on jeszcze pamiętał co było tym tematem - Obawiam się że nie musisz robić nic, by mnie rozczłonkować emocjonalnie. - po krótkim oświadczeniu wampirzycy i przedstawieniu jej pragnień Roy pokiwał głową - Rozsądne, bardzo rozsądne. - i się zamknął jak chciała poddając się emocjonalnemu rozbiciu. Pozbierał się jednak zgrabnie a przyniosło to nowy rozkwit uczucia, nazywanego pożądaniem. O to chyba chodziło. I było bardzo miłe dla obojga.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:05, 22 Lis 2010    Temat postu:

Kiedy Roy przekomarzał się z nią, nie pozostawało nic innego jak tylko się śmiać. W jego towarzystwie dziewczyna jakoś tak zawsze się śmiała niemal do rozpuku a każdym kolejnym wymysłem chłopaka jeszcze na większy śmiech się jej zbierało. Cudem chyba ją tylko brzuch nie bolał od tego ciągłego śmiania się. Zasługą tego było to, że Elizabeth była wampirzycą, ale nawet i wampirzycę brzuch mógł zapewne rozboleć od nadmiaru rozbawienia. Jednak na szczęście nigdy się to jeszcze nie zdarzyło i chyba dobrze, bo nie chciała by tego przeżywać. - Tak samo jak przeżywać dramaty związane z tym, czy by się przyznać przed kolegami, że się idzie na randkę z dziewczyną czy też zamilknąć i pójść pograć w piłkę na boisku. - odrzekła wiedząc, że kobiece, a w zasadzie to dziewczęce dramaty miłosne wcale nie były takie złe. A dorastanie nie zawsze było tragedią.

- No, ale skoro bym wracała na noce, to chyba wielkich obaw być nie powinno. - podsumowała. Nie znała się jednak na tym za bardzo. Wychowujący ją wuj raczej nie zwracał uwagi na to gdzie i kiedy któreś z rodzeństwa się szlajało a brat to co najwyżej głowę by jej urwał, gdyby coś zbroiła. I nigdy nie pozwalała chłopakom po siebie do domu przychodzić z obawy właśnie o tego świrniętego brata, który by prędzej takiemu adoratorowi paszczękę obił niż pozwolił mu wyjść z jego siostrą. Tak więc póki Elizabeth wychodziła z domu do koleżanki, umawiając się później gdzieś na mieście z chłopakiem albo też nie wracała po szkole do domu, idąc od razu do pizzerii czy gdzieś, gdzie się umówiła, to nie było bólu. Póki nikt na głos nie mówił i nie wymagał od niej rozgrzeszania się ze wszystkiego, to było okej.

Coś było w tym opisie Roya. Matki były od pocieszania a ojcowie od prawdziwych problemów. I z ojcem, albo kimś kto za niego robił, zawsze łatwiej było się dogadać niż z nadopiekuńcza matką. jakie to szczęście, że wujo nie miał żony. Przynajmniej jedna osoba mniej, której trzeba by się było jakby coś tłumaczyć. Zgodziła się więc z tym faktem, że ojcowie byli lepsi na wypadek awarii. Słysząc opis swego narzeczonego o tym jak śpi, uśmiechnęła się wpatrując się w niego z zaciekawieniem. Właśnie. Ciekawym było jak często się jej przyglądał kiedy o tym nie wiedziała. I ile jeszcze szczegółów wychwycił, o których Lizzy nie zdawała sobie sprawy. - Taaak? - zapytała zaciekawiona tą kwestią poruszającej się śmiesznie jej grzywki.

Kwestia dokończenia remontu i ich przeprowadzki do Seattle mogła jeszcze poczekać. Wpierw musieli po powrocie ogarnąć się nieco i zastanowić co i jak zorganizować, aby wszystko poszło sprawnie i bez żadnych rewolucji. Miał rację co do tego, że w tym mieście organizacyjnie powinno być im lepiej. Jednak wampirzyca już zdążyła sobie jakieś sentymenty wyrobić w stosunku do Port Angeles i wiedziała, że pewnie jej będzie tej mieściny brakowało jak już się wyniosą. Ponownie przytaknęła, że mimo wszystko tak im będzie lepiej. Zgadzała się z jego zdaniem pomimo tych sentymentów, wkrótce pewnie i jego będą jeszcze łapały podczas wyprowadzki.

- Na pewno byłbyś szybciej. - przytaknęła - W końcu ktoś mnie do tego ołtarza by musiał doprowadzić. A Ty byś już tam czekał... - uśmiechnęła się przypominając sobie o takiej, w sumie przyjemnej tradycji oddawania panu młodemu dziewczyny przed ołtarzem. Nie wyobrażała sobie nikogo innego w tym miejscu jak swego brata. I wiedziała, że będzie to dość ciekawe wydarzenie. Oby tylko na siebie nie warczeli. - Bielizna, pończochy, podwiązka... - przytaknęła jego wyliczance - Jeśli są osobno, to wpierw gorset, potem spódnica. - odrzekła. Inaczej brzeg sztywnego gorsetu by się zaczepiał o wykończenie spódnicy powodując sporą niewygodę. już nie patrząc na to, co miało być na wierzchu, samo ubieranie się w kiecę zajmowało masę czasu. Choćby i dlatego, by się nie potargać.

- A więc trzymam Cię za słowo z tym 'zaliczaniem' naszej ławki. - zachichotała podsumowując w skrócie perspektywę spaceru zakończonego w parku, w którym się poznali. Lizzy nie złajała go za to określenie przypasowujące ją do świątecznej skarpetki. Dziwiła się jednak skąd się mu takie określenie wzięło i tyle. Było zabawne. Różne słowa o sobie w życiu słyszała, ale żeby być napchaną skarpetą? To było coś niecodziennego.

Ach ta jego teatralność czasami. kiedy jej towarzysz zaczął udawać tak straszliwie udręczonego życiem, wampirzyca nie była w stanie powstrzymać się od śmiechu. On także nie, tyle chociaż dobrego. Zaczęła go drobnymi gestami pocieszać, dając się wciągnąć w tą bardzo wyolbrzymioną grę kupki nieszczęścia jaka obok niej siedziała. - Ja Cię kocham! - zapewniła drżąc cała na ciele od śmiechu, który w niej wzbierał coraz bardziej powodując z coraz większą premedytacja rozbawienie u dziewczyny, którego nijak nie było powstrzymać. - Oj, skarbie... - chciała jakoś uczestniczyć w pocieszaniu go, jednak na takie wymysły chłopaka raczej ciężko było znaleźć coś rozsądnego.

Każde słowo czy zdanie jakie jej przychodziło do głowy w tej chwili wydawało się równie absurdalne co cała ta sytuacja. Skończyło się w końcu na tym, że wampirzyca pogłaskała go z czułością po policzku, po chwili ujmując jego podbródek w palce i obracając jego głowę w swoją stronę, cmoknęła go na pocieszenie. Słuchając jego wybuchu śmiechu sama była bliska parsknięcia. Pokręciła głową z lekkim politowaniem, jak można by rzec, bo na takie wymysły, to już chyba żaden lekarz nie znalazłby lekarstwa. Jednak podobało jej się to w chłopaku, ze potrafił z byle drobiazgu znaleźć powód do zaśmiewania się do rozpuku. Nie miała pojęcia jak on to robił, jednak zawsze potrafił ją rozbawić.

- A czemu językiem pijanego poety? - nie wiedziała czemu akurat miałby być wstawionym, kiedy takie rzeczy by mówił. Uśmiechnęła się jednak szeroko słuchając co jej narzeczony ma do powiedzenia i z każdym słowem dochodziła coraz bardziej do wniosku, że trafił się jej nie tylko wesoły, inteligentny i przystojny facet, ale i pełny romantyzmu, jakiego nieraz u innych mężczyzn brakowało. Cieszyło ja to bardzo, bo może bez przesady, ale jakiś drobne, romantyczne gesty dla każdej kobiety były przyjemne. Nawet jak by się zapierała do upadłego, że tak nie jest. - Nawet od płyty Zeppelinów? - zapytała retorycznie, wyszczerzając się przy tym wyjątkowo szeroko a drobne iskierki przemknęły w jej oczach.

Roy mówił dalej, niestrudzenie, wymyślając kolejne określenia. Co prawda Wenus z Milo reprezentowała sobą całkiem inny typ urody niż Elizabeth, jednak dziewczyna bez problemu zrozumiała przesłanie. - Komplemenciarz... - mruknęła miękkim, cichym głosem do swego partnera, wpatrując się w jego błękitne źrenice niczym w dwa, magiczne dla niej punkciki powodujące całkowite zatracenie się myśli patrzącego.

Wcale nie musiała rozważać kwestii ślubu, bo nie miała ochoty ani powodu niczego odwoływać. Głupoty też nie miała potrzeby mu wytykać, bo jej wcale nie dostrzegała. A to, że czasami jej towarzysz chwytał się abstrakcji tak silnie, że tylko nieliczni nadążali, to cóż, nie było to jeszcze powodem do tego, by jej to miało zacząć nie odpowiadać. Właśnie za takie coś go kochała. Za tą dozę idiotyzmów i wymysłów, które potrafił na poczekaniu stworzyć, rozbawiając ją do łez.

Rzeczywiście jakim cudem on jeszcze pamiętał co było głównym tematem ich rozmowy, to było zadziwiające. Uśmiechnęła się słysząc, ze nie robiąc nic i tak go rozbrajała. A pożądanie i sposób jaki dość sprawnie znaleźli dla tego, by owe pragnienie ugasić, było rzeczywiście dla obojga bardzo miłe. Potrafił ją wymęczyć, w pozytywnym tego sensie znaczenia. Uspokajając oddech, który nie wiedzieć czemu znów o sobie dziewczynie przypomniał, oparła się po wszystkim głową o ramię chłopaka, dając im czas na ochłonięcie.

Po jakiejś chwili, gdy już zebrała w sobie siły uniosła się z jego piersi, siadając w wannie i spoglądając na Roya z błogim jeszcze uśmiechem. - Wychodzimy? - zapytała. Wszystkie świeczki już się wypaliły a woda już dawno wystygła chłodząc teraz ich rozgrzane ciała. Wstała moment później, podając chłopakowi dłoń, by razem wyszli się wytrzeć. - Co powiesz na sypialnię? - zamruczała cicho pochylając się na krótką chwilę nad jego uchem, by mu to powiedzieć, zaraz przekładając nogę przez brzeg wanny i wychodząc na marmurowe, zimne kafelki w łazience.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:24, 22 Lis 2010    Temat postu:

Jemu tylko o to chodziło, tylko o to by Elizabeth się śmiała i czuła się rozluźniona kiedy przebywała obok niego - Niby tak. Ale powiedźmy że w dylemacie dziewczyna czy kumple miałbym więcej... Wprawy? Nie... Bardziej bym to rozumiał. - lepsze byłoby doradzenie w tym niż w kupnie nowych jeansów ewentualnej córce. Męska psychika chyba była prostsza. Nie trzeba było roztrząsać sprawy na wiele sposobów, było raczej zwykłe tak albo nie. Choć zależy o kim mowa. Roy trącił palcem obojczyk Lizzy i zamachał nim ostrzegawczo starając się brzmieć jak przykładny ojciec - Bo ja wiem co ty robisz poza domem? - poza domem było jeszcze gorzej niż w domu. Bo nie było opieki, młodzi ludzie bawili się tylko w swoim towarzystwie, byli o wiele bardziej pyskaci i nieuprzejmi niż zwykle i myśleli że mogą wszystko. Z jednej strony jego wnioski były straszne, ale całkiem prawdziwe, bo tak się naprawdę działo. Roy miał akurat takich w domu którzy się martwili. I lubili wiedzieć gdzie mogą później szukać syna. Pragnęli wiedzieć z kim przebywa. Nie raz miał natarte uszy przez ojca za spóźnienie się, albo zbyt późne przybycie do domu. Im był starszy tym trudniej było to znosić. Tak, matki wybuchały nieopanowanym płaczem, albo lamęciły bezsensownie doszukując się raczej źródła problemu a nie tego jak problem rozwiązać. Mężczyźni zwykle konkretniejsi i oschli byli bardziej odporni i dostrzegali sedno sprawy szybciej, nie rozdrabniając się za bardzo - Tak. - przyznał Roy nie pozbywając się z twarzy wyrazu zakłopotania - Naprawdę fajnie to wygląda i nie raz mnie łaskocze. Tulisz mocno poduszkę, albo czasem szukasz obok siebie kogoś dłonią po materacu. Czasem też przyjmujesz pozycję embrionu. - wymienił kolejnych kilka przykładów tego co wyrabiała Lizz kiedy nie miała nad sobą całkowicie świadomej kontroli - I krzywisz się czasem, jakby ci ktoś coś pod nos podetknął. - zakończył śmiejąc się z przypomnienia sobie takiej niezbyt radosnej miny u wampirzycy. Miała całkiem pokaźną galerię wyrazów twarzy. Raz uśmiechała się jak małe dziecko z czegoś niemożliwie zadowolona, raz była strasznie nachmurzona jakby zabrało jej się coś co bardzo chciała dostać. Obserwowanie jej podczas letargu było interesującym zajęciem. Zdążyła sobie już sentymenty wyrobić? Będą tam wracać, w końcu rodzice Roy'a nie wyprowadzali się razem z nimi. Elizabeth nie zdąży nawet dobrze zatęsknić, chyba że byłoby jej tęskno za kawalerką, to co innego - No tak. - mruknął Roy - Gdybym się spóźnił wszyscy jak jeden mąż zechcieliby mi skręcić kark za taką zniewagę okazaną pannie młodej, a moja panna przecież nie wygląda na taką która ma talent do miotania bukietem kwiatów przez cały kościół. Tak, tak spóźnienie się byłoby bardzo ryzykowne. Dla wszelkiej pewności koczowałbym na chórze od paru dni. - stwierdził co w jego przypadku byłoby nawet dość prawdopodobne. Choć nie zwykł się spóźniać mogło być różnie i gdyby przepadł tylko po to by odnaleźć się pod ołtarzem we właściwym miejscu i we właściwym czasie wszystko byłoby w porządku. Nie, postarałby się nie warczeć, w ogóle nie wiadomo czy miałby powody do warkotu bo nie znał jeszcze swego przyszłego szwagra. A że wilkołak? Stare babcie też go przyprawiały o mieszane uczucia, a jednak na nie nie warczał - O matko... - zaczął kiedy Lizzy dokładniej wyliczyła i wytłumaczyła wszystko - Tyle tego? - roześmiał się krótko i mruknął niepewnie - Poradzę sobie z tym wszystkim później? - wychodziło na to że garnitur jak i jakikolwiek męski strój był prosty i sprawiał mniej problemów niż pierwszy lepszy kobiecy. Roy wyciągnął język i wydukał niewyraźnie spoglądając na wampirzycę z wyrzutem - A moś by uści bo ężko....- w tłumaczeniu chodziło o to by puściła jego słowo, bo trochę niewygodnie było z tym się porozumiewać kiedy Elizabeth tak trzymała. Roy wiedział że to dziwaczne porównanie, ale wszystkie inne wydawały mu się nudne. Dzięki tej jego teatralności było zabawnie. Czasem może i aż za, ale jak sama zauważyła tego już nie dawało się w żaden ze znanych sposobów leczyć i trzeba było jakoś przetrwać - Bo kiedy jest się pijanym to rymy składa się najlepiej. Wybacz, ale chyba na trzeźwo nie napisałabyś piosenki czerpiącej z Czarnoksiężnika z Oz? Zaznaczam że nie jest to piosenka do bajki na dobranoc, tylko kawałek z jednego albumu. - wytłumaczył podając pierwszy lepszy przykład który przyszedł mu do głowy - Poza tym niektórzy swe najlepsze albumy pisali siedząc na odwyku. Nikt co prawda nigdy nie próbował udowodnić wyższości wstawionego gościa piszącego teksty nad jego niewstawioną wersją, ale... No cóż, wszystko się jakoś tak ze sobą wiąże, a kiedyś to już było nierozerwalne. - stwierdził wzruszając ramionami. Teraz dzięki temu zyskiwało się jedynie rozgłos albo potępienie, zależy komu na czym zależało i kto co chciał osiągnąć. Roy uśmiechnął się typowo marzycielsko i pokręcił przecząco głową - Nawet od całej ich dyskografii. - podkreślił a ramiona wampira zadrgały od śmiechu. Elizabeth była lepsza niż wszystko inne bez względu na to obok czego miałby stanąć. Bardzo proste i klarowne. Owszem Wenus była troszkę inna, ale do kogo miał ją porównać? Do jakieś popularnej aktorki? Do modelki? Sądził że to uwłaczałoby wampirzycy, a porównanie do klasycznego wzoru piękna było dostatecznie godne - Szczery komplemenciarz. - uściślił ciesząc się z tego że sprawił jej swoim małym występem przyjemność. To wcale nie było abstrakcyjne. Wszystkie przykłady jakie przytoczył znajdowały się na ziemi a bynajmniej były na niej kiedyś, lub były z niej widoczne. Idiotyzmów? Idiotyzmów?! A on się tak starał, cholera no... Pamiętał, lata praktyki w rozciąganiu kilku zdań i pętaniu ich wedle uznania by w końcu dojść do oczekiwanego konkretu. Należało jednak wszystko zapomnieć i zająć się Elizabeth jak prosiła. Roy zerknął na nią i wywrócił lekko oczami. Zamruczał przecząco nie mając ochoty wydawać bardziej artykułowanych dźwięków. Kiedy podała mu dłoń pomruk zmienił ton na bardziej niezdecydowany a w końcu skinął głową. Cmoknął Lizzy w policzek zgadzając się na propozycję zamienienia wanny na łóżko. Ujął dłoń wampirzycy i wyszedł z wanny sięgając po ręczniki, jeden z nich podał dziewczynie - Wiesz co... - zaczął wycierając szyję - Powrót do domu będzie bardzo bolesny. Ja tutaj rozwinąłem w sobie lenistwo do ostatniego etapu tej paskudnej choroby i znów będę musiał z nią walczyć? Zaciekle walczyć...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:44, 23 Lis 2010    Temat postu:

Skoro tylko o to mu chodziło, to w takim razie wychodziło mu to świetnie. Lizzy śmiała się niemal ciągle, rozśmieszana byle drobiazgiem. Pół biedy było z jeansami dla dziewczyny. Niech by Roy pomyślał jak by miał doradzić córce jaki stanik dla siebie najodpowiedniejszy dobrać. Wtedy to by się załamał. - A co ja robię poza domem? - zatrzepotała rzęsami z wielce niewinną minką, jakby kompletnie nie wiedziała czego mogło dotyczyć pytanie. To chyba taka kolej rzeczy, że rodzice wciąż się o dziecko martwią a ono chce być już samodzielne i dorosłe.

I nie dziwne wtedy, że coraz ciężej się znosi pytania o to gdzie, z kim się wychodzi i kiedy się wróci. Dziecko odbiera to zawsze jak wieczną kontrolę, ale rodzicom zwykle chodzi tylko i wyłącznie o kwestie bezpieczeństwa. Brwi dziewczyny przemierzały drogę na jej twarzy jakby chciały się wspiąć na sam czubek jej czoła. Tym bardziej kiedy jej towarzysz zaczął zdradzać coraz więcej szczegółów podpatrzonych u niej podczas tego, gdy na wampirzy sposób udawała sen. Albo przynajmniej starała się w niego zapaść.

Wyszczerzyła się w uśmiechu słysząc komentarz chłopaka na temat miotania ślubną wiązanką w środku kościoła. To byłby zaiste ciekawy widok, gdyby panna młoda zaczęła łajać spóźnionego pana młodego za jego brak szacunku do niej. - O rany! Od kilku dni?!? - zdziwiła się zaśmiewając się przy tym z rozbawienia. Wyobraziła sobie taką czarną, mroczną trumnę jak w filmach o hrabim Drakula, który czekał na swą ofiarę. Kompletnie nie miała pojęcia skąd się u niej wzięło takie skojarzenie w tej chwili, ale owe koczowanie coś miało z takiego wampirzego campingu.

Pół biedy, że jej brat był wilkołakiem. Ale tak jak Royowi wilk śmierdział, tak i wilkołakowi wampir. I tutaj mógł być pies pogrzebany. Tfu! W zasadzie to lepiej wypluć to grzebanie psa, bo Elizabeth wcale nie miała najmniejszej ochoty grzebać swojego brata. Nawet jak w chwilach siostrzanej czułości była gotowa go nazywać kundlem. - To jeszcze nic, skarbie. - uśmiechnęła się zastanawiając się ileż to rzeczy z ubioru panny młodej pominęła. - A pantofle? A bolerko? A jakaś narzutka na ramiona, zakładana na wierzch bolerka? I Welon. I wszystkie te spinki, szpile i wsuwki do włosów. I torebka. Odpowiednio dobrana do uroczystości torebka! - roześmiała się sama z siebie zastanawiając się czy na własnym ślubie wypadało by mieć ogromniastą w swych rozmiarach torbę na ramieniu. Bo jakoś nie mogła sobie wyobrazić zapakowania się w coś maleńkiego.

A przecież zwłaszcza w takim dniu trzeba by było być przygotowanym na wszelkie ewentualności. A to mieć nitkę na podorędziu, a to guzik, a to niewielki młoteczek i kilka gwoździ, gdyby obcas się złamał albo flek on pantofelków się odkleił. A jeszcze kawałek taśmy, gdyby z samochodu, którym para młoda by podjechała, poodklejała się dekoracja. A gdyby robiąc sobie zdjęcia ślubne, do sukni przykleiłaby się przez kogoś bezrozumnego pozostawiona guma do żucia? Świeczka też by się przydała, bo od biedy tylko dzięki niej taka guma dałaby się odkleić. A tort pokroić, to czym by się pokroiło, gdyby kuchnia nie przygotowała odpowiedniego po temu narzędzia? A więc i nóż trzeba by było mieć awaryjny.

A jakby druhnie rozprostowałyby się te śliczne loki? To i lakier do włosów trzeba by było mieć. No i kwiaty mogłyby więdnąć w wazonach, gdyby było za gorąco na sali. A więc i odżywka do kwiatów ciętych. A gdyby były w doniczkach? To i takie pałeczki z odżywkami. A, no właśnie! A jakby któraś z ciotek Roya dostałaby duszności? Albo zaczęła mdleć z nadmiaru wrażeń? To i medykamenty byłyby potrzebne. Rany! Jak by tak zacząć się nad tym zastanawiać, to nie było kompletnie żadnej opcji, by się zapakować do ślubu w małą torebeczkę pasującą do zwiewnej sukienki. Przydałby się wtedy solidny wór. A najlepiej zmyślna druhna, która by się tym wszystkim zajęła, by panna młoda nie musiała mieć niczym ślimak, wszystkiego jak w swoim domku spakowanego przy sobie.

Roy zadał jedno, interesujące pytanie. Czy napisałaby piosenkę w stylu Czarnoksiężnika nie będąc wstawioną? - A czemu nie? W zasadzie... Przy odrobinie fantazji... - zaśmiała się stwierdzając, że nawet ona będąc kompletnie trzeźwą jak świnia nie miała by takich pomysłów. Z resztą do większości piosenek. Dla niej poezja czy ty śpiewana czy też nie była abstrakcją. Totalną.

Komplementy zawsze były miłe. Elizabeth uśmiechnęła się dając chłopakowi jeszcze jednego całusa w podziękowaniu. I niech by już nie jęczał z powodu niechęci. Wcale nie było tak źle wyjść już z tej zimnej wody. Zwłaszcza, że wampirzyca nie wyciągała go nigdzie, na żadne ciężkie roboty w kamieniołomach a do sypialni. Chyba jeszcze nie nabrał wstrętu do tego pomieszczenia jak szczęśliwie-nieszczęśliwy małżonek po dziesiątkach lat związku, gdzie sypialnia wiała nudą i przyzwyczajeniem a ukochana kobieta pojawiała się zawsze nie w zwiewnej i kuszącej bieliźnie gotowa do wszelkich innowacji a w wałkach, spranym i przefarbowanym szlafroku i z maseczką na twarzy. Chyba jeszcze perspektywa znalezienia się w sypialni nie była aż taka zła.

Odbierając ręcznik od chłopaka, zaczęła się wycierać sama z ociekającej z niej wody, co jakiś czas obracając się do narzeczonego, by i jego czułym gestem wytrzeć. Pomogła mu osuszyć plecy, drobnymi muśnięciami ust znacząc jego skórę co chwilę, gdy tylko materiał ręcznika się przesunął w bok. - Poradzisz sobie. - odrzekła wierząc w to, że kiedy tylko wrócą do Seattle, to w jakiś cudowny sposób pracoholizm chłopaka się odezwie i da sobie jakoś radę w ponownym przystosowaniu się do codziennego trybu dnia i nocy a nie urlopowego. - Przynajmniej będziesz miał za czym tęsknić i do czego odliczać kiedy pomyślimy o następnym urlopie. - mruknęła zbierając się powoli do wyjścia z łazienki. Przetarła jeszcze swoje włosy ręcznikiem, po czym biorąc drugi, suchy, owinęła się wokół siebie zasłaniając tym samym swą nagość. Po tym ujęła rękę wampira i mrużąc lekko oczy, zaczęła idąc tyłem, wyciągać ich z łazienki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:50, 24 Lis 2010    Temat postu:

Ze stanikiem akurat nie byłoby problemów. Wydelegowałby córkę do babci. Caren na pewno by z chęcią pomogła, a przynajmniej gdyby córka zaparła się ze koniecznie musi taki zakup poczynić z ojcem, matka pouczyłaby wampira co i jak oraz gdzie dopasować by było wygodnie. W końcu na coś ta rodzina była. Nie załamałby się, w najgorszym wypadku byłby tylko podenerwowany. W końcu stanik nie byłby czymś co mogłoby załamać faceta. Jakikolwiek stanik - Ja nie wiem co robisz poza domem, ale wiem co ja robiłem i co wyczyniali moi koledzy i... Serio martwiłbym się i to bardzo gdybyś wychodziła. - stwierdził krótko w myślach już zapierając się przed rozwinięciem Elizabeth kwestii tego co robił. Tak, rodzice się martwią, ale jak dawało się zaobserwować nie raz mieli realne podstawy ku temu by się martwić o swe rzekomo dorosłe i samodzielne pociechy. I dlaczego się tak dziwiła? Nikt jeszcze jej nie powiedział co robiła? Czy po prostu przy nikim nie zapadała w letarg? Albo z nikim o tym jeszcze nie rozmawiała? - Tak dla pewności. - powtórzył - Niby raczej się nie spóźniam i wszystkie ważne terminy zaliczam wzorowo bez żadnych wpadek, ale w tym przypadku wolałbym się chyba upewnić że mnie tam nie zabraknie kiedy przyjdzie czas. Kościelne chóry są fajne. Jakieś zakamarki, pajęczyny, same ciekawe rzeczy. I organy. Wyobrażasz sobie? - zapytał a w oczach wampira zaigrało coś figlarnego - Organowy koncert w środku nocy? Takie nawiedzenie - objawienie? Choć... - westchnął niezadowolony z dalszych rozważań - W nocy nikt do kościoła nie chodzi to nie słyszeliby mnie. - pomijając już to że gdyby Ab się dowiedział to kark Roy'a naprawdę zostałby pozbawiony głowy. Bo straszenia po nocy biednych owieczek chyba nie było można było niczym usprawiedliwić, tym bardziej nudą. Do życzenia pozostawiałby też wiele warsztat muzyczny wampira. Zaraz trumnę, strasznie pesymistycznie to wyglądało. Poza tym Roy nie wyleżałby w niej spokojnie, już wolałby naukę gry na organach przy której straszyłby przechodniów. Bez przesady, nikt nie będzie nikogo grzebał na ślubie a Roy nie odda swej trumny bratu Lizzy. Wampir chciał coś wtrącić i uniósł nawet palec, ale nie śmiał przerwać zbyt brutalnie wyliczanki narzeczonej. Wyliczanki która sprawiła że stracił chęci na swe wtrącenie. Powiedział za to z przestrachem - I... I jeszcze to?! Wszystko? Ty to na siebie ubierzesz? - zapytał wskazując na przypadkowe części ciała Lizzy wyobrażając sobie odpowiednie ułożenie na nich tego co wymieniła - Będziesz wyglądała jak... Twierdza nie do zdobycia. A przynajmniej twierdza z wieloma... Przeszkadzajkami. - stwierdził krzywiąc się i uśmiechając jednocześnie, bo to chyba było kolejne z dziwacznych porównań jakie wysmażył - Tak! Torebka to rzecz niezbędna. - wywrócił oczami wyobrażając sobie okrojonych rozmiarów czarną dziureczkę, która pewnie i tak mogłaby konkurować z jego kieszeniami. O-MÓJ-BOŻE! Gdyby to wszystko miało im się przydarzyć to byliby chyba najbardziej pechową parą pod słońcem. Już zaczynała histeryzować czy jemu tylko się zdawało? Miał nadzieję że to drugie. Gdyby w kuchni nie mieli noża to naprawdę była by porażka stulecia. Słyszała samą siebie? W kuchni były noże, noże to liczba mnoga, czyli nawet jeśli nie było by ostrego narzędzia obok tortu to ktoś na pewno wiedziałby gdzie zasoby takowych w kuchni się znajdują i sprawa zostałby szybko rozwiązana. Loczki druhny były akurat sprawą drugorzędną, bo Roy pomyślał po co druhna? Za gorąco chyba by nie było, bo wydawało mu się że ślub wchodził w grę jesienią, albo zimą. Trudno byłoby wytłumaczyć fotografowi dlaczego panna młoda nie może mieć zdjęcia jak każda inna, skąpana w słonecznych promieniach. Chyba ze miała odpowiednich znajomych. Poza tym kwiatami zajmowały się osoby za to odpowiedzialne, nie dałby jej biegać z odżywką bo nie chciałby zaczerpnąć z jej szaleństwa. Jakby ciotka zasłabła to w szeregach jego rodziny znalazłby się pewnie lekarz. Wujek Billius był takim i Roy unikał go jak ognia z wiadomych przyczyn. Po co druhna, zapytał po raz drugi. On wystarczył. Trzymałby Elizabeth przy sobie i powtarzał że akurat to co działo się za ich plecami nie było najważniejsze. Uniósł lekko brew kiedy przyznała że skrobnęła by coś na temat Czarnoksiężnika. Okazywało się że miał konkurencję w tworzeniu rzeczy dziwnych i dziwniejszych - Dobra. - powiedział powoli jakby obchodził się z bombą zegarową - Nie wnikam. - a gdzie tam, sypialnia mu się nie znudziła W zasadzie jeszcze nie miało mu się co znudzić bo takiej na dobrą sprawę nie mieli. Ta tutaj nie była typowo ich, więc się nie liczyła. Kawalerka odpadała bo nie miała wydzielonych wyraźnie części. Sprane i przefarbowane szlafroki nie były złe. Fakt faktem nie umywały się do bielizny, ale... Zabrakło mu puenty. Pogadają o tym po dziesiątkach latach związku a wtedy to już Roy na pewno jakąś ładna i zabawną puentę wymyśli - Nie zaczynaj się we mnie. - mruknął odchylając się jakby miała go zaraz pogryź - Bo ci oddam. - zapowiedział i machnął lekko dłonią przymierzając się do sprania Lizzy ręcznikiem - Tak, Sus znów mnie zaprzęgnie i będzie pilnowała bym się przykładał. No wspaniała wprost kobieta... - rzucił a po chwili zamyślił się zatrzymując ręcznik w okolicach biodra - Ciekawe co z Vequell? Nie ważne. - to było akurat tym czego było im potrzeba. Roy bardzo szybko pożegnał się z tematem palącej jak smok - Ale takie odliczanie i skreślanie kwadracików w kalendarzu wydawało mi się zawsze bardzo pesymistyczne. - powiedział wampir snując się za Lizzy jak cień i przytrzymując lewą dłonią brzegi ręcznika, który złośliwie nie chciał trzymać się jego pasa - Nie lepiej jest po jakimś czasie dojść do wniosku że to już za tydzień? A nie... Smętnie przeliczać. Nie patrz tak na mnie. - zastrzegł powołując się zapewne na kolejną konwencję - Oj... Lizz. - on temu przeciwstawił swój głos i również zmrużył oczy.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Roy Smith dnia Śro 0:52, 24 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:52, 25 Lis 2010    Temat postu:

No tak. Może by rzeczywiście sobie dał radę. No ale... Tak w ogóle nad czym oni się zastanawiali teraz. Dziecka nie mieli, więc i problem tak jakby retoryczny był nieco. - O boże! - roześmiała się dość znacznie - Takie żeś wyczyniał cudy?! - Lizzy próbowała sobie wyobrazić swojego narzeczonego, który wychodząc z domu stawałby się diabłem wcielonym, który szaleje gdzieś na mieście doprawiając siwe włosy na głowach jego rodziców, gdyby tylko się dowiedzieli co takiego wycudował.

Lizzy nigdy wcześniej nie zasypiała wampirzym snem przy nikim. Nawet przy Marii nieczęsto się to zdarzało a jak już, to raczej nigdy o tym nie rozmawiały ze sobą, by wymienić się spostrzeżeniami na temat tego jak wyglądają gdy ich oczy są zamknięte. Miewały raczej całkiem inne tematy do rozmów i sen nie był na ich pierwszym miejscu. Słowa chłopaka na temat wygodnej miejscówki na chórze w kościele i oczekiwaniu na tą jedną, właściwą godzinę jego ślubu jeszcze bardziej rozbawiły dziewczynę.

- A potrafisz grac na kościelnych organach? - zaciekawiła się tym tematem wpatrując się w swego narzeczonego z pewną fascynacją połączoną z niedowierzaniem. jakoś wirtuozerii szalonego królika z bajki o Alicji w Krainie Czarów się nie spodziewała, ale też uważała, że jest taka przecież możliwość, by syn pastora potrafił grać na takim oryginalnym instrumencie. - Z pewnością, by Cię ktoś usłyszał. Wiesz, takie koncerty potrafią zaskoczyć. - zachichotała cicho poruszając przy tym lekko głową.

Wzruszyła ramionami widząc zwątpienie chłopaka jak i jego zaskoczenie spowodowane ilością ciuchów i innych elementów ubioru, które przyszła panna młoda musiałaby w takim uroczystym dniu na siebie włożyć. - Aj tam twierdza nie do zdobycia... - znów pokręciła głową zaprzeczając - Przynajmniej będziesz miał trochę z tym zabawy. - zaśmiała się - To jak z prezentem pod choinkę na Gwiazdkę. Powiedz, że nie lubisz rozpakowywać prezentów?! - zapytała stwierdzając sobie samej w duchu, ze osobiście uwielbiała zawsze Boże Narodzenie zwłaszcza ze względu na ten moment odpakowywania pudełek z podarkami. Wcale nie musiała mieć niczego wewnątrz. Sam fakt frajdy jaką dawały te papierki, folijki i wstążeczki, dawał wystarczającą radochę.

Zapewne te wszystkie fatalne i tragiczne zdarzenia by się nie wydarzyły, ale znając Lizzy i jej zapobiegliwość, pewnie chciałaby koniecznie mieć na podorędziu ubezpieczenie od wszelkich, przychodzących jej za wczasu do głowy wydarzeń, na które mogłaby się przygotować. Nie, nie histeryzowała. No, może troszeczkę. I już teraz się to zaczynało pomimo, że jeszcze nawet nie ustalili terminu ślubu. To tak na zaś ją już stres zżerał od środka.

A dlaczegóż chciał ją od razu spać ręcznikiem? Na serio zasłużyła na coś takiego? Nie do wiary... Kobieta go ciągnęła do sypialni a ten w ramach podziękowania chciał ją zdzielić ręcznikiem. Cóż za czasy nastały. Przemoc w rodzinie... No, prawie rodzinie. Obróciła wpierw głową powoli w jedną, potem w drugą stronę chcąc jednocześnie spiorunować chłopaka za wspomnienie o pracy i o jego zastępczyni na czas branego przez nich urlopu. Wolała, aby jej narzeczony nie rozwijał tego tematu, bo jeszcze mieli wakacje i nie pora było myśleć co się teraz działo w pracy. Dowiedzą się jak wrócą. Już za niecałe dwa dni.

Odliczanie do kolejnego urlopu dla wampirzycy było by jak odliczanie do świąt. Sprawiało by wrażenie pewnego wyczekiwania i tym bardziej powodowało by w niej pragnienie udania się na ten wymarzony urlop. - Y-ym. - pokręciła znów głową zaprzeczając temu, że wcale nie było by tak fajnie nagle obudzić się i stwierdzić, że to już ten dzień kiedy nie idzie się do pracy. I jeszcze tak najbliższe dwa czy trzy tygodnie, w zależności od tego kiedy by się miało wrócić do roboty. Koszmar jakiś. Jak by się można było do tego przygotować odpowiednio, nie mówiąc o psychicznym jak i fizycznym odprężeniu. - Nie patrzeć? - znów chciał jej czegoś zabronić? - No, no, no! Z tym wzrokiem, to tak nie wolno! - roześmiała się lekko - Czemu mam tak nie patrzeć, skoro Ty znów mruczysz? - zapytała przekornie znów posyłając mu odpowiednio powłóczyste spojrzenie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 0:04, 26 Lis 2010    Temat postu:

Nie zastanawiali się nad jakimś tam dzieckiem tylko nad Elizabeth w roli córki obecnego przy niej bladolicego blondyna - Nie! - zawołał doskonale grając szczere oburzenie tym że posądzono go o 'takie' rzeczy - Ja byłem tym przykładnym. Nie pijącym... - niech Lizzy sobie nie przypomina okoliczności w jakich Roy zrobił tatuaże - Nie palącym... Ratującym dobrym i miłym słowem. I zawsze wiedziałem która jest godzina. Bez mojej obecności żadna impreza nie miała prawa bytu. - ci wszyscy biedni ludzie musieli wiedzieć do której balują. Wampir uśmiechnął się lekko wiedząc ile się zmieniło odkąd tak na dobre zdał się tylko na siebie - Ale cudów nigdy nie wyczyniałem. Jestem jak najbardziej przyziemnym facetem i do tego mi zawsze było daleko. - stwierdził przekładając sobie słowa Elizabeth bardzo dosadnie. Jakoś teraz nie chciało mu się kolorować. To o czym rozmawiali było kiedyś i z większości głupich pomysłów się wyrosło. Może w przypadku Roy'a nie do końca ze wszystkich, ale i tak sporo się zmienił. Gdyby miał zacząć czepiać się jej słów zapytałby czy po prostu spała przy nim bo się nudziła? Kiedy zapytała czy potrafi grać pokręcił głową i powiedział coś co było z tym zaprzeczeniem nie do końca zgodne - Na tyle by przestraszyć wiernych. Nie mogę podskoczyć temu kto gra teraz u ojca w kościele, ale coś tam potrafię. Akurat na tyle by wystraszyć ich w nocy. - wytłumaczył wzruszając ramionami. Było mu to obojętne po pierwsze bo organów nie widział kilka dobrych lat a co za tym idzie zapomniał jak wyglądają nuty, nawet i takie do najprostszych melodii - Zabawy? Czy przedzieranie się przez zasieki uważasz za zabawne? - zapytał śmiejąc się ze swojej interpretacji ubioru wampirzycy i wszystkich dodatków - Nie no... - zaczął biorąc Elizabeth na wstrzymanie - Na Gwiazdkę? - wykrzywił lekko usta zastanawiając się nad tym co by zrobił z takim prezentem. Podrapał się po szyi i przesunął dłonią za uchem poprawiając przy tym machinalnie kolczyki - W zasadzie... - obrzucił wzrokiem narzeczoną ubierając ja w białą sukienkę - Lubię. Jasne że lubię! - przecież to chyba każdy lubił. Gorszy był efekt po rozpakowaniu świątecznego upominku - Tylko czy ty taka ładnie... - zamachał lekko dłońmi mając na myśli wyobrażenie dziewczyny - Ubrana, uczesana... To nie szkoda będzie rozpakowywać? - chyba lubił Lizzy dręczyć głupimi pytaniami godnymi pięciolatka. Obracanie kota ogonem całkiem zgrabnie mu przy tym wychodziło. I chyba bezkarnie, bo o czyje dobro dbał jak nie o Lizzy? Dobrze że Roy miał w sobie dość dużą dawkę optymizmu, to pozwalało przeważyć histerię wampirzycy. Bo akurat teraz to im wcale nie było potrzebne. I nie powinna się martwić. Bo nie za wszystko była odpowiedzialna i nie wszystkiemu mogła zapobiec. Oj tam sprać. Źle to zinterpretowała. Pozaczynać się chciał. Widocznie miał zbyt wiele energii w sobie, w końcu po dwóch tygodniach słodkiego nieróbstwa każdego by rozsadzało. I wcale nie przemoc. By przemoc zaistniała zupa musiała być za słona. Z całym szacunkiem dla Lizzy, ale kucharka z niej żadna, wiec i o przemocy mowy być nie mogło. I dlaczego 'prawie'? Czepiała się kruczków prawnych. To strasznie dołujące było takie 'prawie'. Niech go piorunuje ile wlezie. Roy w różnych chwilach myślał o różnych rzeczach a jeszcze inne mu się przypominały. Po raz kolejny jej wspomni że powinna się dobrze zastanowić nad tym czy chce go za męża. Skoro jednak Lizzy nie dała się wciągnąć to temat umarł śmiercią naturalną - Dlaczego nie wolno? - rozejrzał się ponad sobą jakby czegoś szukał - No tak, tak... Nie ma żadnej tabliczki zakazującej. Ani naklejki. - kurczę ciągle 1:0. Trzeba się było uciec do ciosów poniżej pasa. Roy uśmiechnął się wyjątkowo uprzejmie i zamrugał szybko - Moja droga... Ja znów mruczę ponieważ taką mam pracę. Ćwiczę, a ty jesteś wdzięcznym krytykiem. Przyciągam tak słuchaczy. Ponoć czasem nie liczy się to o czym mówisz tylko w sposób jaki się wysławiasz. Mówiąc pięknie, bawiąc się w półsłówka, przenośnie... - za każdą chwilą był bliżej Elizabeth. Odległość miedzy nimi nie zmniejszała się szybko, w takim tempie by nie budzić podejrzeń - Można kogoś obrazić, a ten ktoś nie ma o tym pojęcia. Dopiero po chwili, po analizie uświadamia sobie że coś tu jest nie tak. Można kogoś podejść, otoczyć słowami jak pajęczyną... - mruknął kładąc dłoń na boku wampirzycy i obejmując ją delikatnie - Rozbawić, zezłościć, podniecić, zirytować, uspokoić, uśpić. Lizzy... - ciche westchnienie wyrwało się z piersi wampira wlepiającego spojrzenie w zielone tęczówki narzeczonej - Zapewniam cię że wszystko można. - mruknął upewniając ją w swych racjach pocałunkiem. Może to co powiedział ni jak nie odpowiadało na pytanie jakie zadała, ale jedno było pewne. Spojrzenie Lizzy było równie zgubne co pomruk Roy'a. Tylko on, w przeciwieństwie do niej, miał cwane usprawiedliwienie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:19, 27 Lis 2010    Temat postu:

Nie powiedziałaby tak do końca, że dyskutowali w myślach tylko o niej. Według wrażenia odnoszonego przez dziewczynę rozmowa miała coś także z aluzji do ich rzeczywistych szans zostania rodzicami i gdybała na temat zachowań a nie konkretnych przypadków. - Ty i niepijący oraz niepalący?!? - zapytała z niedowierzaniem akcentując te dwa słowa na 'nie', bo jakoś wydawało jej się przeciwnie. Jego interpretacja słów wampirzycy była rzeczywiście bardzo bezpośrednia. Elizabeth uśmiechnęła się do Roya kręcąc przy tym lekko głową. - Nic takiego nie wyczyniałeś? Aniołkiem byłeś? Jakoś w to nie wierzę... - rzuciła dając swemu narzeczonemu delikatnego całusa w policzek.

Właśnie się dowiedziała, że pomimo zapierania się, jej narzeczony coś tam potrafi zagrać na kościelnych organach. Lizzy wyszczerzyła się w uśmiechu do swego towarzysza. - A to nie było by zabawne? - zapytała słysząc niezadowolenie w głosie Roya kiedy mówił o przedzieraniu się przez zasieki. Wcale nie było by żal rozpakowywać jej z tego całego ubioru. Przecież to coś z tradycji, że właśnie to się robiło po zakończeniu wesela, kiedy para młodych zostawała już w teorii pierwszy raz sama. Ślubna suknia i te wszystkie dodatki, piękny makijaż czy uczesanie musiały kiedyś zniknąć. A tym przyjemniej jeśli wśród szelestu pościeli i miękkości pocałunków małżonka. - Nie. - zaprzeczyła zatem n jego pytanie - Nie będzie szkoda. Nie powinno. - dodała od siebie.

Do przemocy wcale zupa nie musiała być za słona. To mogłoby mieć miejsce, gdyby on chciał jej nadużyć a jakoś się na to nie zanosiło jak jej się zdawało. Z drugiej strony sąsiadka mogłaby mieć nowe futro. Ale to też nie było by powodem do tego, by wampirzyca chciała bić swego partnera. Tak więc było po sprawie. I nie będzie się zastanawiała czy chce go za męża czy nie. Sprawa była już przesądzona, decyzja podjęta i dziewczyna nie miała nawet najmniejszej ochoty jej zmieniać. Chciała być jego żoną i już.

Uśmiechnęła się szeroko słysząc potwierdzenie, że tabliczek z zakazami nikt nigdzie wokół nich nie porozwieszał w między czasie. - Taką masz pracę? - rzuciła chwytając go za słówka ze zdziwieniem - Chcesz mi powiedzieć, że w pracy mruczysz tak do każdego, bo Ci za to płacą? - dodała pytanie jakby faktycznie niezbędne jej będzie potrzebne usłyszenie jego odpowiedzi, ale usta Elizabeth wygięły się od razu w uśmiechu rozbawienia wiedząc dobrze, że nie do końca o to przecież chodzi w jego pracy. Miły głos, miłym głosem, ale mruczenie, to chyba (przynajmniej miała taką nadzieję), że tylko dla niej było przewidziane. - A na mnie tylko ćwiczenia przed pracą? Żeby Ci fanki mdlały i kolana im miękły na same pierwsze dźwięki Twego głosu? No ładnie... A ja myślałam, że to dla mnie... - zajęczała udając zawiedzioną.

- Och! I bawisz się w półsłówka? Przenośnie i niedopowiedzenia? Oj, no to ładnie... - znów jęknęła z zawodem, ale jej oczy psuły każdy efekt niezadowolenia, bo błyszczały w rozbawieniu. Czuła jak narzeczony się do niej zbliża, ale zasłuchana w jego słowach nie zwracała jakiejś szczególnej uwagi na zmniejszający się między nimi dystans. Wampir znalazł się po chwili przy niej a dziewczyna poddała się jego wargom z przyjemnością. Nawet zapomniała mrugać oczami i teraz już tylko efekt głosu chłopaka przebrzmiewał. I faktycznie, nie miała nic na swe usprawiedliwienie czemu wcześniej używała swego spojrzenia na przeciw głosowi Roya. Jednak chyba było to mało ważne w tej chwili. - Heh... - westchnęła w ułamku chwili, gdy ich wargi się rozłączyły - Wygrałeś... - poddała się obejmując go wokół, pod jego ramionami z uległością korzystając z jego pocałunku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 16:44, 27 Lis 2010    Temat postu:

Może i miała rację. Może to nie było tylko i wyłącznie o niej i gdzieś na obrzeżach tych wszystkich insynuacji czaiło się coś jeszcze, ale daleko temu było do światła dziennego tym bardziej że to raczej nigdy miało takiego światła nie ujrzeć. W głównej części jednak Roy skupiał się na wyobrażeniu sobie Lizzy jako swej podopiecznej i związanych z tym ojcowskich perypetii. Wampir złożył dłonie jak do modlitwy i oświadczył miękko - Chodzące dobro. - nawet mu tak z przymrużeniem oka pasowało. Włosy blond, oczy niebieskie, nos prosty. Taki z lekka wyrośnięty stereotypowy anioł. Nie zrobiłby kariery jako dziecięcy anioł stróż, ale na stróża kogoś dorosłego już by się nadawał - Nic. - powiedział, ale widząc minę Lizzy skapitulował i wywrócił lekko oczami - To dobrze że nie wierzysz. W takie bajki to chyba nikt by nie uwierzył. - mruknął spoglądając na podłogę i stwierdzając w duchu że chyba nawet on nie potrafiłby komuś wkręcić swego wybielonego życiorysu. Owszem coś potrafił, ale nadal się zapierał i nadal nie tknąłby klawiszy, nie było na szczęście takiej potrzeby - Raczej nie. Jeżeli brać pod uwagę takie prawdziwe zasieki-zasieki. To męczące, utrudnia życie i w ogóle niezbyt przyjemnie się kojarzy. Gdyby brać pod uwagę zasieki-suknię ślubną, to może i bym się nad tym głębiej zastanowił. W końcu to nie musi być takie forsowne, skoro na wszystkich zabawnych filmach z wesel pod suknię wpełzają małe dzieci, to... Nie może być najgorzej. Nie powinno. - dokończył po sekundzie przemyślenia i zmówił się razem z Elizabeth, co wróżyło że sprawa nie była najgorsza i wszystko da się zrobić. Nie, żadne z nich nie wyglądało na takie które chciałoby nadużywać przemocy w stosunku do siebie czy kogokolwiek innego. Roy był pacyfistą i Elizabeth chyba też raczej dążyła do tego by wszystkie konflikty rozwiązywać drogą pokojową - Nie do końca. - powiedział chcąc wytłumaczyć wampirzycy jaśniej - Ale prawdą jest że mam taką a nie inną pracę. I muszę brzmieć przyzwoicie. Nie mruczę jednak tak do każdego. - sprostował - Do Lily mruczeć się nie da bo mnie zaraz zburczy że chcę poczynić zamach na jej feministyczny światopogląd. Nie wiem w zasadzie co jedno ma wspólnego z drugim, ale... - wzruszył ramionami - Do Susan mruczy się bardzo fajnie szczególnie wtedy kiedy jest wkurzona. Drażni się jeszcze bardziej, a w końcu kiedy to osiąga apogeum uchodzi z niej para i jest normalnie, czyli moje pomruki mają też działania terapeutyczne. - zauważył z zadowoleniem - Do mężczyzn z wiadomych powodów się nie mruczy. - powiedział zamykając tym samym temat przypominania w pracy kota. Popatrzył na wampirzycę chcąc dojść do sedna sprawy - Więc owszem mruczę, ale tylko dlatego by czasem wszystkim pracowało się lepiej. Nasza feministka odbije sobie na mnie, Sus tak samo... I wtedy wszystkim jest weselej, a mnie z przyzwyczajenia to nie zraża. - Roy przekręcił głowę w bok i stuknął Lizzy w czoło - Nie mam fanek. Ja mogę być fanem takiej jednej. Poza tym nigdy nie słyszałem o fanklubie radiowca. Ładnie? Przecież że ładnie. - wampir uniósł brew lekko w górę i zapytał z politowaniem - A dla kogo innego? - nie, w półsłówka to on akurat rzadko się bawił. Podał tylko przykład tego co można było osiągnąć wiedzą o własnych możliwościach - Wcale nie wygrałem. Czy ja wyglądam na takiego interesownego faceta który tylko i wyłącznie chce wygrywać za wszelką cenę? - zapytał Roy i pokręcił głową. Oficjalnie nie znał tego o kim mówił, nieoficjalnie coś tam, gdzieś i w dodatku słabo słyszał, a gdyby ktoś zapytał to na pewno akurat wtedy miałby napad głuchoty. To nad jego głową jaśniała teraz aureola, nałożona trochę krzywo co powinno budzić skojarzenia z zabawnymi znanymi z komedii melonikami. Schylił się i objął Lizzy w pół unosząc ją w górę - Teraz możesz powiedzieć że wygrałem. Chodź... To znaczy daj się ponieść, nie bij, nie krzycz, bo za rok nie zajdziemy do sypialni. Możesz mi coś powiedzieć. - uśmiechnął się pod nosem - Gdybyś nagle poczuła nieodpartą pokusę czy coś podobnego. Wiesz, że zawsze chętnie posłucham.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:11, 27 Lis 2010    Temat postu:

Te złożone do modlitwy rączki znad których zatrzepotały do niej rzęski otaczające błękitne tęczówki oczu chłopaka rozbroiły ją totalnie i Elizabeth zaczęła się śmiać jak szalona. Na prawdę nie dużo mu brakowało do wyobrażenia sobie jego jako aniołka. Jeszcze tylko biały szlafrok na niego narzucić i zamontować jakoś mu skrzydełka. Pasowało by to do niego jak ulał.

- No, takie prawdziwe zasieki, to nie dziwne że nikomu by nie odpowiadały. - przyznała mu rację, bo sądziła podobnie. - Zasieki ślubne? - zapytała się podrzucając nowy zwrot, który mógłby oznaczać odpowiednio owe przeszkody w dobraniu się do panny młodej ubranej w te niezliczone elementy garderoby i całą masę dodatków. Roześmiała się znowu słysząc wniosek o tym, że skoro dzieci radzą sobie z wchodzeniem pod kieckę młodej mężatki, to i jej partner powinien sobie poradzić.

- Że co?!? - zapytała zaskoczona prychając ze śmiechu - Chcesz mi powiedzieć, że żeby się dobrać do swojej świeżo poślubionej małżonki zrezygnowałbyś ze zdejmowania z niej kolejnych warstw ciuchów na konto po prostu wskoczenia pod jej kiecę? - nie mogła uwierzyć, że o czymś takim wspomniał jej Roy. A wyobrażenie go sobie w tej roli i w tej sytuacji do jeszcze większego śmiechu doprowadzało.

Jeszcze chwilę starała się usilnie uspokoić się i przestać tak śmiać. Wreszcie się jej to udało. - No ładne rzeczy, ładne rzeczy... - mruknęła kręcąc głową. Chłopak się jej przyznawał właśnie, że do jednej koleżanki z pracy mruczał, do drugiej nie, bo mu nie dawała. - Powinnam być zazdrosna? - zapytała ni stąd ni zowąd unosząc brwi w pytającym geście. - Ej, wiem, że masz taką pracę, ale... Wiesz, że tym głosem, to jesteś w stanie uwieść każdą kobietę? - zapytała wskazując w jego szyję jednym palcem jakby chciała pokazać winnego tego wszystkiego.

- Terapeutycznie? - uśmiechnęła się kącikiem ust. - Czyli swoje koleżanki w pracy też 'leczysz'? Tak jak mnie? - zmrużyła oczy drocząc się z nim perfidnie i wykorzystując wyrywki jego wypowiedzi w sobie tylko właściwy sposób, by jeszcze bardziej zaplątać jego odpowiedź do swoich zadziornych celów. Jednak kiedy powiedział o nie mruczeniu do mężczyzn, to przyznała mu potaknięciem głowa rację. Ogólnie chyba jakaś zazdrość z niej wychodziła, że jej partner mruczał do kogoś w podobny do tego teraz sposób.

- Za wszelką cenę wygrywać, nie. Ale powiedz, że nie fajnie się wygrywa? - rzuciła z uśmiechem przyglądając się mu. Jednak kiedy ją objął i podniósł, Lizzy zawalczyła dłońmi ściśniętymi w pięści, lekko uderzając chłopaka w barki. - Ej! Ale postaw mnie na ziemi! - pisnęła, bo właśnie zastosował taki chwyt poniżej pasa podnosząc ją z ziemi w powietrze. Dobrze wiedział jak się wtedy stresowała. - Za późno. - podsumowała, gdy zaczął ją uspokajać prosząc by nie biła i nie krzyczała. Na to drugie co prawda chęci nie miała, ale jakiejś próby samoobrony w postaci poszamotania się w jego objęciach nie mogła sobie odpuścić.

Po chwili się w końcu rozluźniła. - No dobra, poddaję się. - zrezygnowała z prób wyrwania się z jego objęć i zawisła w jago ramionach, nieco tylko nerwowo łapiąc się szyi chłopaka. - To była groźba... - zajęczała słysząc, że za rok mogli by nie dotrzeć jeszcze do tej sypialni. - A o czym miałabym Ci powiedzieć? - zapytała niesiona przed przedpokój do beżowo wymalowanego pomieszczenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:06, 27 Lis 2010    Temat postu:

- Zasieki ślubne? - powtórzył po Lizzy zastanawiając się nad takim określeniem - To zbyt ogólne. Choć dobre. Tylko odnosi się raczej do tego wszystkiego co przed nocą ślubną i włącznie z nią. Trzeba się przeprawić przez kościół i bardziej tradycyjną oraz uświęconą część zaślubin. Później przetrwać operację Pustynna Ciotka... - jakoś puder i róż na twarzach wszystkich drogich i miłych cioteczek kojarzył mu się z piaskiem i tym że zaraz ta jednolicie upudrowana twarz pójdzie w granulki i spadnie na ziemię usypując wokół zmarszczonej kobiety kupkę piachu - Następnie przeżyć wiele emocji związanych z weselem i w końcu... Na końcu przedrzeć się przez te ostatnie pół proste, pół trudne zasieki z sukni ślubnej i fury dodatków. W zasadzie twoja kiecka to będzie pikuś. - stwierdził po chwili przemyślenia porównując ją do tego wszystkiego co byłoby przed. Roy spojrzał na Elizabeth z wyrazem twarzy widniejącym zazwyczaj na obliczu ulicznego urwisa - Masz długie nogi. Sądzisz że bym się nie zmieścił? - dał jej chwilę na przeanalizowanie i przyswojenie jego słów a później uprzedzając kawalkadę kolejnych pytań i tłumaczeń powiedział - Nie, nie. Jakoś pościągałbym z ciebie to wszystko. Te sznureczki, hafteczki i inne duperele... Ponoć cierpliwość jest zawsze nagradzana. - stwierdził z przewrotnym uśmiechem na bladej twarz czując jak z każdą chwilą coraz bardziej wzajemnie się wkręcają. I dlaczego nie mogła uwierzyć że to akurat on jej o tym wspominał? - Oczywiście że ładne. - potwierdził - Jestem bardzo pomocny dla koleżanek z pracy. Nie! Skądże. Nie masz o co być zazdrosna, to znaczy o kogo... Powinnaś być ze mnie dumna! - odparował zaśmiewając się cicho - Jestem altruistą. Miłym wampirem. To źle? - zapytał udając głupiego - Tak? - i jego brwi uniosły się w górę - To chyba te dwie są odporne, a na innych nie eksperymentowałem z rozmysłem. - zaświadczył unosząc w górę dwa palce i uśmiechając się jak na przyzwoitka przystało - Nie, tak jak ciebie nie. Ty masz wersję de lux. One mają wersję podstawową. Taką zarezerwowaną tylko dla koleżaneczek z pracy a nie dla narzeczonych. - wytłumaczył się zgrabnie starając zachować powagę na widok tych zmrużonych oczu Elizabeth. Zazdrość rzecz ludzka ale o Susan? Nie, były w radiu ładniejsze - Nooo... Okej, przyznam rację. Fajnie jest wygrać, ale kiedy wygrywa się zbyt często to też niezbyt dobrze. Woda sodowa do głowy uderza i człowiek myśli że jest panem świata. - Roy czując te niemrawe ciosy westchnął ciężko - Ała. Ała, boli. Już? Lepiej? Ej! Ja mam imię moja droga! - obruszył się i powiedział brutalnie - Za to cię nie postawię. - kiedy skapitulowała wyszczerzył się z wyższością idąc w stronę sypialni uważając podwójnie bo Lizzy chyba by mu głowę urwała jakby coś się stało. Stać się mogło mało, ale nie zaszkodziło uważać - Nie! - zawołał i roześmiał się - Przecież ja nie grożę! Groziłem ci kiedykolwiek? Tobie? Moja droga... Nie. A nie wiem co miałbyś mi powiedzieć, ty zazwyczaj kiedy ja cie niosę mówisz dużo rzeczy. Liczyłem na to samo.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:30, 27 Lis 2010    Temat postu:

Tak, zdecydowanie zasiekami ślubnymi można było nazwać wszystko co się wiązało ogólnie z tą uroczystością i wydarzeniami wokół niej. Lizzy przytaknęła na te słowa zdecydowanie ochoczo, bo się z nimi całkowicie zgadzała. - Pustynna Ciotka? - parsknęła jak głupia śmiechem na to określenie, bo wydało jej się wyjątkowo zabawnym.

Kiedy podsumował jej nogi, że są wystarczająco długie, by się między nimi zmieścił, wampirzyca nabrała powietrza w usta obruszając się z zaskoczenia. Zaraz jednak się uśmiechnęła, bo wydało jej się, że z tak nadętymi policzkami musi wyglądać jak ryba fugu. Tylko ktoś jej kolce podpitolić musiał.

Jasne. łatwo było powiedzieć, żeby nie była zazdrosna. - Taaa... - mruknęła tylko. Ciężej było zrobić. A jak jeszcze wspominał, że były ładniejsze od Suski, to już w ogóle coś ją w środku zaczynało podżerać i zasysać. Nie lubiła chyba tego uczucia. Była zła sama na siebie, że mogła by stać się w stosunku do Roya zazdrośnicą. Nie chciała być o niego zaborcza. Jednak samo to jakoś jej wychodziło.

- Zbyt często? - zaśmiała się. A kiedy to on ostatnim razem wygrywał? Próbowała sobie to przypomnieć. A skoro od razu nie była w stanie, to chyba nie zdarzało się to za często. - No mógłbyś się chociaż przejąć tym, że się zestresowałam i przez to Cię poszturchałam pięściami! - fuknęła niezadowolona z tego, że Roy nijak nie dawał po sobie poznać, żeby go w ogóle przejęło to, co mu próbowała tymi lekkimi pacnięciami zrobić. - Dobra. - zgodziła się niespodziewanie. - To mnie nie stawiaj. - przytaknęła pewnie ku jeszcze większemu zdziwieniu chłopaka. - Możesz mnie położyć. - dodała jeszcze rozwiewając element zaskoczenia u wampira. - A najlepiej się razem ze mną położyć. Że tak powiem zalec. Albo... Jak to kiedyś mówili? Legnąć ze mną w łożnicy. - zachichotała cicho w jego szyję wciąż będąc niesioną do sypialni.

Chwilę później już w niej byli. - Ale ja nie wiem o czym bym miała Ci powiedzieć. Bo w zasadzie nie mam powodu teraz do tego, żeby o czymś gadać. Wszystko chyba wiesz. To znaczy wydaje mi się, że wiesz. Bo chyba Ci wszystko powiedziałam już. I to, że Cie kocham. I że... No wiesz, że się zgadzam. - miała na myśli pierścionek zaręczynowy, który widniał na jej palcu - I że nie wyobrażam sobie już niczego bez Ciebie. - rzuciła zaczynając się już rozpędzać w gadaniu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:18, 27 Lis 2010    Temat postu:

- Pustynna Ciotka. - przytaknął gotów jej wszystko wytłumaczyć. A że usłyszał pytanie to i z wytłumaczeniem pospieszył - Nie wiem dlaczego ale kobiety po sześćdziesiątce nabywają pewnego dziwacznego zwyczaju używania w nadmiernej ilości pudru i różu. Wyglądają później z tym różem tak nienaturalnie że aż się niedobrze robi. I sucho. Tak piaskowo jakby zaraz wszystko miało spaść i zamienić się w piasek. Dlatego Pustynne Ciotki. Nie można się starzec z godnością czy co? Zmarszczki przecież też są na swój sposób urocze. - stwierdził zastanawiając się nad powodami które kazały kobietom tak przesadzać. Jako mężczyzna niezbyt to pojmował. Wiedział że chodziło o urodę, ale patrząc na to z drugiej strony mężczyźni też się starzeli i też zmarszczek dostawali, a hałasu z tego takiego nie było i nie biegali z lusterkami by pokątnie przypudrować nos. Roy otwarł szerzej oczy wlepiając zaskoczone spojrzenie w zapowietrzoną wampirzycę - Co? Źle powiedziałem? - widząc jej reakcje pomyślał że z jakiś niezrozumiałych dla niego powodów się obraziła - No co taaa? No co? - pociągnął ją za język chcąc by powiedziała mu coś więcej - Tak. Nie przesadzaj. Naprawdę. To mnie powinna zżerać zazdrość. - wiedział ze trafił - Wiesz... Te krótkie sukienki, obcisłe kostiumy... - pokiwał ze smutkiem głową - A ja akurat wtedy muszę gnić w studiu z Sus i powstrzymywać ja przed kolejnym ptasim mleczkiem, a później słuchać że znów jej się gdzieś w obwodzie przybrało. - uroki bycia wampirem. Zawsze się coś o uszy obiło, coś czego niekoniecznie chciało się słuchać - Zbyt często to znaczy tak raz na pół roku. - częściej to już coś nienormalnego. Niektórzy nazywali to urodzeniem w czepku. Roy który jakoś tego nie doświadczył patrzył na zagadnienie dość sceptycznie - Przecież zawołałem z udręką że tak bardzo mnie boli to twoje bicie tymi witkami... Przejąłem się. Mam histeryzować z powodu tego że kobieta mnie bije czy zacząć się śmiać opętańczo bo właśnie ja, geniusz zbrodni, uprowadzam... - nie znalazł lepszego słowa - Piękną dziewczynę gdzieś gdzie nikt jej nie znajdzie i będzie po wieki wieków zamknięta w szklanej wieży. A ja z nią. I chcąc nie chcąc będzie na mnie skazana. Powiedź mi jak a przejmę się twym złym losem bardziej. - chwila nie minęła a Elizabeth go zaskoczyła - Nie? - prośba o nie stawianie była czymś nowym w jej repertuarze - I tak bym to zrobił. - stwierdził zadzierając nosa. Nie trzymałby jej tak już długo - W końcu trudno zrobić masaż kiedy obiekt na niego czekający czepia się szyi osoby noszącej - Zalec... Zalega to mi Angela z oddaniem jednej książki. Musze jej procenty policzyć. O! Polegnięcie z tobą w łożnicy brzmi zdecydowanie lepiej. - zawyrokował z zadowoleniem bo połechtała mile jego zainteresowania. Roy obrzucił wzrokiem znajome mu pomieszczenie i pościel w kolorowe kwiaty - Tak, tak, nie potrzeba mi oświadczeń pisemnych. Wystarczą zazwyczaj słowne. Niczego? Coś tam sobie bez mojej osoby wyobrazić musisz. - powiedział sadzając Lizzy na łóżku przy poduszkach. Balansując ramionami jak dziecko przeszedł nad jej nogami i usiadł obok przeciągając się. Wiedział o co jej chodziło ale postanowił potraktować sprawę bardziej przyziemnie - Bo chyba obecność przyszłych mężów nie jest wskazana przy przymiarce sukni, prawda? I na zajęciach tez nie będę obecny. I... Gdzie tam jeszcze... Nie, później raczej to jestem obok ciebie kiedy tylko mogę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:12, 28 Lis 2010    Temat postu:

Może i zmarszczki miały swój urok, ale żadna kobieta nie lubiła się chwalić swoim wiekiem. A takie zmarszczki zaraz wszystko zdradzały. - No tak to bywa, trzeba to jakoś przetrwać i tyle. - odrzekła słysząc jego wyjaśnienie o pustynnych cechach cioteczek. I przecież wiadomym było, że kobiety nie stroiły się i nie malowały dla mężczyzn, więc nie dziwne, że Roy tego nie pojmował. Kobiety dbały o swój wygląd dla innych kobiet a w zasadzie nie dla nich tylko przeciwko nim. Taka już ich natura i tyle. Mężczyźni za to prężyli muskuły. I też im żadna kobieta nie wypominała po co im to.

- Ciebie zżerać zazdrość? - zdziwiła się. Nie rozumiała dlaczego jej narzeczony miałby być o nią zazdrosny. Zaraz jednak usłyszała odpowiedź. - Ale ja nie mruczę do nikogo innego tak kuszącym głosem. - jęknęła broniąc te swoje kuse kiecki i opinające się na jej ciele kostiumy. - I nikogo nie uwodzę czarującym głosem.... - dodała jeszcze uwielbiając ten tembr Roya kiedy do niej mówił mrukliwym, miękkim głosem.

Och, to jak się zaczął bronić i zapierać, że przecież odpowiednio zareagował, spowodowało jeszcze większe zapowietrzenie się Lizki. Choć tym razem dziewczyna nie wydęła już policzków. - Nie no. Już chyba lepiej, żebyś tak nie robił. - odrzekła po chwili namysłu spuszczając z siebie powietrze. - Oj nie. W szklanej wieży byś mnie, geniuszu zbrodni zamknął? - dopytała się szukając potwierdzenia bądź zaprzeczenia takiego czynu - Chyba byś mi tego nie zrobił, no weź... - poprosiła ładnie się do niego uśmiechając.

- Ale z tym masażem, to już mnie masowałeś... W wannie. - przypomniała mu na wypadek, gdyby o tym zapomniał. Znajdując się wreszcie na stałym gruncie, lądując wśród poduszek na łóżku przeturlała się na brzuch, podpierając się łokciami, by móc wygodniej spoglądać się na chłopaka. Musiała przy tym poprawić swój ręcznik, w który była wokół zawinięta, bo zaczął się z niej zsuwać, rozplątując się z węzełka pod jej ręką. - No dobrze, dobrze. - sapnęła jak dziecko - Masz rację. Nie wszędzie i nie zawsze, ale zawsze o tobie myślę. - podsumowała, by sobie nie myślał, że momentami zapomina o nim.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 0:52, 28 Lis 2010    Temat postu:

A mężczyźni zapewne lubili swoje zmarszczki. I dla zachowania równowagi w przyrodzie chwalili się nimi innym przedstawicielom podobnej płci. Ale te kobiety miały dziwne zwyczaje. Poprawiać się dla innych kobiet. Jaki ten Roy był momentami naiwny, myślałby to że to dla tych ukochanych mężczyzn, ale nie, bo przecież chodziło o konkurencję. I kiedy mieli lat sześćdziesiąt nie prężyli muskuł bo zaczynało im powoli brakować sił - Mnie zżerać zazdrość. - wyartykułował powoli i wyraźnie by Elizabeth przestała się temu dziwić. Kiedy mu odpowiedziała też się nadął jakby go czymś ciężko uraziła - Nie kusisz głosem? Ale za to kusisz całym ciałem. Młodym, zgrabnym, zadbanym ciałem. - wymienił szybko - A połowa tego światu jest wzrokowcami. - stwierdził mądrze unosząc w górę palec jakby ostrzegał że z tymi argumentami można wojować jedynie żartobliwie i nie należy ich pojmować zbyt poważnie - A ja kogo sobie mogę pouwodzić? Gospodynie domowe zabierające się za obiad. Poza tym mnie jako tako nie widać, wiec kto wie czyje twarze mi przyprawiają. Amantów kina? Sąsiadów? Później tylko można się rozczarować. Z tobą to co innego. Efekt widać od razu. - powiedział patrząc na ten efekt turlający się po łóżku z góry i kiwając głową jakby chciał ją utwierdzić w swym zdaniu. Poza tym jak wspomniał nie uwodził celowo, aureola błyszczała dalej - Ale co złego jest w szklanej wieży? Ze mną byś siedziała. I... - dodał łamiąc się pod naporem jej prośby - W tej wieży nie siedziałbyś cały czas. Dość rozległe tereny zielone wokół... I... No dobra. - skapitulował trącając Lizzy w ramię. Wstał ponownie i wiercił się tak długo, aż nie wyciągnął się obok wampirzycy. Po wciągnięciu poduszki pod brodę mógł już dalej z nią rozmawiać - Ale umowa nie wskazywała na ilość wykonanych zabiegów potrzebnych do rekompensaty. - mruknął wiedząc ze tym nie wypłaci się do samego końca, a miał jeszcze u narzeczonej spory dług - Więc jeden raz mniej czy więcej nie sprawi mi różnicy. - szczerze rzecz biorąc i tak nie chciało mu się wyruszać na poszukiwania jakiegoś olejku, a gdyby taki stał na nocnej szafce za nic nie wyciągnąłby po niego dłoni - Mrau. - mruknął cicho i pochylił się by pocałować Lizzy - Jak mnie podrapiesz za uchem będę w pełni uszczęśliwionym, rozleniwionym do granic możliwości kanapowym kotem. - nie, nie pomyślałby tak. W końcu nie chodziło o to by myśleć o kimś bez najmniejszej przerwy, fanatycznie wręcz, tylko o to by myśleć o kimś i czuć tak zwane ciepło pod sercem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:45, 28 Lis 2010    Temat postu:

Oczywiście, że zadbany wygląd kobiet miał przyciągać męskie spojrzenia. Jednak to właśnie inna kobieta prędzej dostrzegała zmiany w owym wyglądzie swojej potencjalnej rywalki a nie mężczyzna. To dlatego właśnie Lizzy pomyślała tak a nie inaczej. Na słowa o kuszeniu ciałem, dziewczyna by się obejrzała sama siebie dookoła, ale z racji wiszenia jeszcze w ramionach Roya, było to nieco niemożliwe.

Dlatego tylko uniosła nieznacznie brwi w górę i zapytała: - Ale że ja kuszę? Jak? Gdzie? I niby czym? Ciałem? Nie no, kochanie, ale ja nie mam czym kusić. Poza tym... Miałabym chodzić w pokutnym worku, aby nikt mnie nie zobaczył? To całkiem inaczej niż z głosem. - próbowała się wytłumaczyć jakoś. Bo jej narzeczony mógł się powstrzymać od mówienia takim tonem do kogoś innego. Ona ze swym wyglądem już nie bardzo miała pole do manewru.

Znaleźli się na łóżku i już całkiem inaczej się na nim leżało, mniej stresująco niż wisząc w powietrzu uniesiona w jego ramionach. I ona też nie uwodziła celowo. A już tym bardziej swą figurą. Bo przecież nie chodziła kręcąc pośladkami przed nikim ani też nie zakładała bluzek z dekoltem aż po pępek. Skoro temat szklanej wieży upadł, to plus. Wampirzyca uśmiechnęła się do swego partnera z radością, wyciągając się na łóżku niczym kotka prażąca się na rozgrzanym dachu.

- No to w sumie racja. Jak to dobrze, że ktoś tak sumiennie chce wykonywać obowiązki stron umowy... - mruknęła w nieco prawniczym tonie, choć rozleniwienie w jej głosie psuło poważny efekt jej wypowiedzi. - Mrau? - uśmiechnęła się do Roya przysuwając się nieco bardziej do niego, by móc z bliska spoglądać się w jego błękitne oczy, które jej się tak bardzo podobały z powodu głębi ich koloru.

Nie napatrzyła się zbyt długo, bo chłopak pochylił się nad nią, by ją pocałować. Nie narzekała jednak. Wyciągnęła dłonie w stronę jego szyi i zgodnie z prośbą narzeczonego zaczęła go łagodnie smyrać palcami nie tylko za jednym uchem, ale i za drugim także. Pocałowała go przy tym delikatnie, powolnie trącając językiem jego wargi. - Pełnia szczęścia, powiadasz? - zapytała po chwili z bardzo bliskiej odległości wpatrując się w jego oczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:30, 28 Lis 2010    Temat postu:

Roy westchnął zastanawiając się jak odpowiedzieć na pytania Elizabeth - Jak? - nie miał pojęcia jak to wytłumaczyć. Podobała mu się cała i trudno było wskazać jakieś konkretne części jej ciała czy też jedno z jej zachować które w szczególności przykuwały uwagę wampira i stanowiły o tym że chciał by była z nim - W zasadzie chyba kusisz bezwiednie. Przez większość czasu. Może źle to ująłem. Kuszenie w tym wypadku to pewnie zbyt wielkie słowo, bo kusi się raczej celowo, ale to jak wyglądasz, to jak się poruszasz, jak chodzisz, jak zachowujesz... Masz coś czego nie mają jak dla mnie inne kobiety. Gdzie to raczej bez znaczenia bo możesz kusić gdzie tylko chcesz. Rano kiedy wstajesz, wieczorem kiedy wracasz z zajęć. Za każdym razem kiedy się uśmiechasz... Wiem, nie jestem obiektywny, ale w twoim wypadku trudno takim być. Nie, nie miałbyś chodzić w worku, ponieważ ja wtedy musiałbym sobie pozrywać struny głosowe, albo zacząć cierpieć na chroniczne chrypki. - a wtedy byłby mały problem, bo Roy nie wyobrażał sobie siebie w nowej pracy, tym bardziej innej niż ta którą teraz wykonywał - I też nie mam czym kusić, bo to ze po prostu mówię raczej nie ma na to wpływu, a przecież do mikrofonu nie mruczę. - jęknął czując się niesłusznie oskarżony. O Susan i Lily mogła go oskarżać, ale o coś z miękką końcówką to nie za bardzo, bo martwy przedmiot było wyjątkowo trudno uwieść z powodu braku jakiejkolwiek reakcji. No tak, nie miała pola manewru i przez to on miał rację. Kusiła tak czy siak - Widzisz? Trafił ci się uczciwy kontrahent. W tych czasach to ze świecą takiego szukać. - stwierdził śmiejąc się z jej tonu. Jeszcze okulary, kodeks i już mogła zdobywać sale sądowe. Roy zamruczał przeciągle grając rolę rozpieszczanego kanapowca najlepiej jak potrafił. Zadowolony kociak pokiwał głową i przymknął powieki - Dwie pełnie. Choć to głupio brzmi. - stwierdził zwijając się w kłębek przy brzuchu Lizzy - Bo co jest pełniejsze od pełni? Pełnia do potęgi? - wsparł dłoń na brzuchu wampirzycy i zaczął go lekko ugniatać dwoma palcami jakby odgrywał pantomimę chodzenia. Taka namiastka kociego kręcenia się w kółko i udeptywania sobie miejscówki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:49, 28 Lis 2010    Temat postu:

Słuchała słów chłopaka z delikatnym uśmiechem na twarzy. Ciężko było protestować, kiedy słyszało się same miłe dla ucha rzeczy. Ciężko się było im opierać, gdy przyjemnie się ich słuchało. Tak więc milczała i wpatrując się przez tą chwilę w swego narzeczonego po prostu obserwowała go w milczeniu, gdy to mówił.

Miał rację, że mikrofon ciężko było uwieść. Tak więc tą kwestię mieli ustaloną, oboje uwodzili, ale było to od nich w większości niezależne. Lizzy westchnęła tylko lekko. - Tak, bardzo uczciwy kontrahent. - przytaknęła niedługo później śmiejąc się z tego, jak chłopak zaczął sobie mościć na wysokości jej brzucha dla siebie miejsce.

- Jak kot się zachowujesz! - śmiała się z wampira, bo na prawdę kręcił się i układał, łasząc się do niej jak kot. - Pełnia do potęgi? - ciekawa gradacja - Nie, raczej po prostu pełnia szczęścia. - stwierdziła - Ewentualnie totalna i absolutna pełnia szczęścia. - poddała inną opcję, chyba bardziej pasującą do takiego zwrotu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:14, 28 Lis 2010    Temat postu:

Kiedy już zaczynał mówić i kiedy już złapał słuchacza w tą imitację pułapki ciężko było się z niej wydostać - Mówiłem. - powiedział krótko łasy na wszelakie pochwały i pochlebne zdanie wampirzycy. Roy poprawił kolana zwijając się w kłębek starając się przy tym nie skopać Elizabeth. Odchylił głowę w tył i popatrzył na dziewczynę. Obserwował akurat jej podbródek i kawałek szyi - A jak inaczej? Przecież powiedziałem że będę w pełni uszczęśliwionym i tak dalej... Kanapowym kotem. Więc zachowuję się jak kot... - wymamrotał układając głowę przy kolanach i trącając nadal brzuch Elizabeth - Wiem że ma trochę przykrótkie futro. I ogólnie to by chyba wyszło że jestem rudy? Bo koty nie są blond, prawda? No. To rudy. Lubisz rude koty? - rozczapierzył dłoń tym razem udając sprawdzanie stanu pazurów. Przesunął palcami zagiętymi jak grabie po ręczniku w jaki Elizabeth się owinęła - Może... - zaczął i zamilkł na moment najwyraźniej się nad czymś zastanawiając - Nie do końca kanapowy, bo to jednak formalnie łózko jest, ale nie ja to określenie wymyślałem. Ale jestem cholernie leniwym pchlarzem i nie polezę na kanapę choćby mnie zganiali. Będę drapał, prychał i manifestował swe oburzenie wymachami ogona jakbyś mnie zganiała. Co prawda z tym ogonem było by kiepsko ponieważ ewolucja uznała że nam nie jest do niczego potrzebny, ale... - trącił Lizzy czubkiem głowy w pierś i miauknął cicho domagając się pewnie by go pogłaskała - W porządku. Totalna, absolutna i kosmiczna pełnia szczęścia.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:54, 29 Lis 2010    Temat postu:

Elizabeth wcale nie przeszkadzało to, że Roy mówił. Ona była chyba wdzięcznym słuchaczem a poza tym lubiła uczestniczyć w rozmowie z nim, kiedy już jakowąś rozpoczynał. Nie skopał jej, jednak kręcił się na materacu jak na kota przystało, moszcząc sobie najwygodniejszą miejscówkę dla siebie.

- No mówiłeś, mówiłeś. - przyznała mu rację, bo przecież ostrzegał odpowiednio mówiąc, że tak będzie. - A tam blond koty... - odrzekła uśmiechając się pod nosem - Ale miewają jasne futra przecież. Więc nie musisz robić taktycznie za rudzielca. - dodała wychylając się w jego stronę, by musnąć ustami jego czoło. Dłonią gładziła jego szyję, delikatnie opuszkami palców prześlizgując się po jego skórze za uchem. - Ale jeśli już, to takie koty jak ten tutaj, to baaardzo lubię. - uśmiechnęła się szerzej wpatrując się teraz w czoło swego narzeczonego.

- Oj tam, szczegóły. - była gotowa machnąć ręką omijając kwestie tego czy leżeli na kanapie czy na łóżku. Teraz, tutaj leżeli na łóżku, ale w Port Angeles jak już wrócą, znów będą mieli kanapę. Dopiero jak się przeprowadzą do Seattle znów będą mieli normalne, pełnowymiarowe łóżko. - Nikt Cię nie zamierza zganiać. - zaśmiała się cicho słysząc jego zapieranie się, że wcale nie zamierza się ruszać z miejsca, które sobie obrał.

- Oj, oj! Aż tak byś się zapierał? - zachichotała wprost w jego krótkie włosy na czubku głowy. - W takim razie jesteś kot bojowy a nie kanapowy. Chyba, że chodzi o kota terytorialnego, który nie odpuści miejscówki raz wybranej? - wyjątkowo łatwo jej wychodziło podłapywanie jego pomysłów na rozmowę. Jednak skoro Roy był i czuł się szczęśliwy, to pozostawało się tylko cieszyć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 10:38, 30 Lis 2010    Temat postu:

Lizzy była bardzo wdzięczną słuchaczką, co do tego nie było najmniejszych wątpliwości. Chwilami to zastanawiało, bo Roy'a zdecydowanie powinno się uciszać o wiele częściej niż ona to robiła, ale najwyraźniej była też bardzo wyrozumiała, a wampir nie potrafił ukryć jak bardzo mu to odpowiada. Bo milczący Roy nie był sobą, tym bardziej kiedy milczenie miał narzucone z góry - Ale blond? Nie widziałem nigdy takiego. - powiedział i dodał - Choć uchodzenie za rudzielca w mojej rodzinie to norma, bynajmniej po stronie ojca. Zdarzyło się tam kilka płomiennowłosych egzemplarzy. - Roy wyciągnął przed siebie ramię wspierając je na boku Elizabeth i naprężył mięśnie. Brakowało mu tylko wąsów. Zamknął oczy czując się bardzo dopieszczonym kotem, nie mógł ponarzekać na swoją panią - Barrrdzo dobrze. - zamruczał ucieszony aprobatą dla największej zoologicznej pomyłki za jaką teraz robił - Tak, masz rację. To akurat szczegóły. Ale dziwne, nie? Bo koty śpią gdzie chcą, to nie ich wina że najwygodniej jest im najczęściej na kanapie. Ludzie też powinni mieć takie przydomki. Kanapowiec Piwny. Kuchareczka Obyczajowa. Albo co tam czytają panie domów... Każda by wybierała według własnego gustu. Mechanikus Znikus. Mechanik z darem do gubienia wszystkiego, w końcu i własnej głowy. Fajnie by było. - stwierdził a ramiona wampira zadrgały od skrywanego śmiechu. Nikt przecież nie widział śmiejącego się kota - Baletnikus Zaplątnikus... - szepnął pod nosem i parsknął śmiechem upominając się jednocześnie i chcąc jakoś okiełznać samego siebie - Ja myślę że nie zamierza. Widzisz te pazury? - zapytał pseudogroźnym tonem unosząc na moment w górę dłoń, która powróciła na swoje miejsce kontynuując maltretowanie ręcznika - Jak się wczepię... - zacisnął palce na miękkim materiale - To nie puszczę. Tak, tak bym się zapierał. - oświadczył obejmując talię Lizzy - W końcu miejscówka jest bardzo przyzwoita, pani bardzo miła i obeznana w szorowaniu za uszami - miała same atuty, mogła zakładać schronisko gdyby tylko zechciała - Bez różnicy jaki... Mogę być nawet i pluszowy. Terytorialny? To zależy jak definiować terytorium. Bo jeśli chodzi tylko o łóżko to czasem wypadałoby je opuścić by powygrzewać kości na słońcu, albo pouganiać się za myszami i inne takie. A jeśli terytorium jesteś ty, to chyba jestem bardzo patriotycznym kotem, przywiązanym do swej ojczyzny. I trudno byłoby mi kraj ojczysty opuścić. Bo w końcu w nim mam wszystko. - zakończył uśmiechając się z zadowoleniem, czego jednak Elizabeth nie miała okazji zobaczyć - Więc po co się ruszać gdzieś dalej?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:26, 30 Lis 2010    Temat postu:

Jak już nie raz wspominała, Lizzy bardzo lubiła te wszystkie wymysły i pomysły swego narzeczonego. Wnosiły do jej życia sporo radości, której wcześniej nie często zaznawała. I chyba właśnie to ją najbardziej w Royu urzekało, że z byle temat potrafił zrobić coś, dzięki czemu dziewczyna śmiała się potem niemal do upadłego.

Musiała mu jednak przyznać rację, że i ona nie widziała blond kota. Ale może u tych zwierząt taki koloryt sierści inaczej się nazywało? Nie miała pojęcia. - Widać po tym jednym egzemplarzu, że bywają takowe. - odrzekła uśmiechając się do chłopaka ciepło. Po chwili pokręciła się chwilę na swoim miejscu, bo dłoń wampira i jej zginające się palce ściągały z niej ręcznik, który i tak trzymał się na niej w tej chwili na słowo honoru. Wciskając róg materiału pod owinięty wokół niej ręcznik upewniła się, że nic się nie zsunie z jej talii i piersi odsłaniając nagie ciało.

Ach te wymysły chłopaka! Mechanikus Znikus... Elizabeth zaczęła chichotać jak szalona słysząc te wszystkie określenia. - Oj nie! - oburzyła się, ale śmiech psuł każdą próbę stania się poważną chociaż na moment - Żadnej Baletnikusy Zaplątusy! To byłby dramat. - odrzekła z przekonaniem i znów zaczęła się śmiać drżąc przy tym cała na ciele z rozbawienia.

- Pokaż. - powiedziała chwytając jego rękę w nadgarstku i przyglądając się paznokciom partnera. - Łeeee, schowałeś już. - stwierdziła z zawodem - A ja chciałam popatrzeć na szponki. - zaśmiała się cicho. - Te bardzo groźne szponki. - dodała jeszcze wpatrując się we włosy chłopaka, które miała niemal przed swoim nosem. - Hyyyym... - mruknęła pojerzliwie - Za myszami byś się uganiał? No ładne rzeczy... Czyżby Pani źle karmiła? - zapytała drocząc się z nim nieznacznie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 23:02, 30 Lis 2010    Temat postu:

Nie, nie, to takie... Dziwne. I jednocześnie fantastyczne. Akceptowanie głupot które plótł czasem nieprzerwanie, choć raczej z sensem, było niemożliwe. Bynajmniej tak wampir sądził, na podstawie swego dotychczasowego życia. A tu proszę, jednak sprawiał tym komuś przyjemność. Od razu lepiej się żyło i miało się chęci by... Mówiąc potocznie 'budzić się rano'. Może piaskowy? Nie znał się za bardzo na kotach, potrafił wymienić zaledwie kilka ras i nic poza tym - Po jednym? To są chyba bardzo wyjątkowe takie okazy. Nie kłusują na nie przypadkiem? - Roy nie chciał wyginąć jako pierwszy i jedyny przedstawiciel nienazwanego jeszcze gatunku. Wampir wywrócił nieznacznie oczami czując jak Lizzy pociąga ku sobie materiał ręcznika. No co jego wymysły? Swobodne błądzenie i skakanie pomiędzy tematami zazwyczaj przynosiło w jego wypadku zniewalający efekt. Dała mu mówić, niech słucha i się śmieje - Co nie? - jęknął przeciągle - Co nie? Toż to czysta prawda, określenie bardzo odpowiednie. Jak dla ciebie idealne. Baletnica? Jest. Że trochę się plączesz kiedy się zdenerwujesz, albo wtedy kiedy tracisz grunt pod stopami? To też nie jest w żaden sposób przesadzone. Jesteś Baletnikus Zaplątnikus i koniec. Tak mówię ja. Ostatni mający głos w studiu. Po tym wyłączamy mikrofony i o. Koniec audycji. - oświadczył i zapytał bo nie mógł się powstrzymać - Ale dlaczego dramat? Elizabeth... - zaczął ostrożnie - Przecież to byłaby bardzo dobra... Komedia. Zabawna, z morałem i tak dalej. - odchrząknął i wyrecytował - Piękna aktorka grająca główną rolę, zachowuje swój dziewczęcy urok plątając się w zabawne intrygi i sploty wydarzeń, które spowodują że widz wyjdzie z kina z uśmiechem na ustach. - to co tak gładko na poczekaniu stworzył było najprawdopodobniej recenzją filmu w którym wampirzyca miała dostać główną rolę. Komedia ambitna, taka na której naprawdę można było się pośmiać i z chęcią się do niej wracało - Schowałem. Co myślisz że na ciebie je będę wyciągał? Nie zrobiłaś nic bym musiał się bronić. I chwilowo też nie muszę się wczepiać. - można było powiedzieć że raczej był przyssany do niej na dobre. Roy słysząc przeciągłe 'hyyym' zmarszczył lekko brew zastanawiając się co Lizzy dosłyszała takiego interesującego - A to pani musi źle karmić? Ponoć to mamy w genach. I choćby dla sportu można na myszy polować. Tak dla kondycji fizycznej i dobrego samopoczucia. - mogła mu teraz łeb ukręcić.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:21, 30 Lis 2010    Temat postu:

- Z pewnością. - przytaknęła na jego pytanie, że piaskowe koty musiały by być wyjątkowe i niepowtarzalne. - I na pewno mają swoich obrońców. - stwierdziła z przekonaniem, bo nie widziała innej opcji, by tak mogło nie być. A to jego skakanie i błądzenie w tematach na prawdę przynosiło zniewalający efekt. A już na pewno na Lizzy, która poddawała się im niczym wierzba na wietrze.

I znowu przypominał jej jak to się potrafiła zaplątać kiedy się ją nosiło na rękach. Nie lubiła wysokości i już. Ściągnęła usta udając niezadowoloną, ale jak zwykle w towarzystwie swego narzeczonego długo nie była w stanie wytrzymać z taką miną. Uśmiechnęła się więc do chłopaka moment później. - Ha, ha, ha! Komedia! No to ładnie... - sapnęła słuchając dalszych słów swego towarzysza.

- Dla sportu? - zapytała - Dla sportu?! - powtórzyła upewniając się po czym nagle uniosła się na łokciu na wpół siedząco i napierając na ciało chłopaka wywróciła go na plecy na materacu - Za myszami się dla sportu uganiasz i twierdzisz, mój kocie, że to dla utrzymania kondycji i poprawy samopoczucia? - zapytała chwytając go za nadgarstki jakby chciała go przyszpilić. Wdrapała się na niego, siadając okrakiem na wysokości jego bioder, przytrzymując swego narzeczonego w teoretycznym bezruchu. Nie robiła tego jednak na siłę, więc spokojnie mógłby się wyrwać w jej sideł. - A to może ja powinnam zacząć hodować więcej kotów na wypadek, gdyby ten mój jedyny wyrwał się na dłuższe polowanie i nie wracał, rozstawiając mnie samą? Miałabym wtedy towarzystwo. I mogłabym się z takim koteczkiem zabawić... - odparowała ze śmiechem na ustach przekomarzając się z Royem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:11, 01 Gru 2010    Temat postu:

- Tak? - zapytał zainteresowany tym o czym mówiła Elizabeth - Nie słyszałem nigdy o Lidze Obrony Kotów Piaskowych. To chyba jakaś nowa organizacja... - stwierdził do siebie. Roy chciał pokiwać z uznaniem głową co niezbyt dobrze mu wyszło. Przecież nie wypominał tego Lizzy złośliwie, w żadnym wypadku. Sama się wtedy na zmianę burmuszyła i śmiała, więc nie mogło być jej aż tak źle. I nigdy nie zrobił jej tego z premedytacją by wyciągnąć nie wiadomo jakie rzeczy z wampirzycy, zawsze sobie żartowali i mieli z tego niezły ubaw kiedy już przestała okładać Roy'a pięściami - A co? Science fiction? Horror? Obyczajówka? Nie... Komedia jest zdecydowanie najlepszym pomysłem. - Roy postarał się by na jego twarzy zagościł wyraz niewiniątka. Wiedział że przegiął, ale jak widać opłaciło się. Powstrzymując się od śmiechu i pozwalając sobie jedynie na cwane uniesienie kącika ust popatrzył na wampirzycę z dołu z uprzejmym zainteresowaniem osoby która absolutnie nie wie o co tyle szumu - Oczywiście moja droga Pani. A coś nie tak? - uniósł lekko brwi w górę oczekując od Lizzy odpowiedzi. Wsunął dłonie po jej by spleść ich palce razem, kanapowiec czy też łóżkowiec jak widać nie nadawał się na klatkę - Tak koty mają zakodowane na wieki wieków, że mysz to szkodnik i tępić trzeba. - wywinął się gładko - Im więcej skręconych mysich karków tym bardziej kocur doświadczony. - uśmiechnął się lekko wiedząc że igra sobie coraz bardziej - A doświadczenie w życiu niezmiernie ważne... - zbiła go z pantałyku pomysłem założenia własnej hodowli. Przekręcił to sobie na swoje, trochę naiwnie - Schronisko byś chciała założyć? - zapytał uwalniając palce prawej dłoni. Przesunęły się one po ramieniu Elizabeth pełznąc w górę rozpraszając jej uwagę powoli - Wiedziałem ze w tobie jest tyle miłości że możesz nią obdarować nie jednego zabłąkanego zwierzaczka. Ale kiedy tak już mówimy o tym jednym piaskowym... - zaczął dbając tylko i wyłącznie o swój interes - On zdecydowanie z gatunku tych terytorialnych, przywiązanych jak... Jak marynarz do swej łajby. - stwierdził wzruszając lekko ramieniem - Więc gdyby już polazł gdzieś na dłużej to chyba sprawy wysokiej wagi by go tam trzymały a nie jakieś trywialne myszki z których nie ma pożytku prócz chwilowej uciechy. Bo kot wie że to bezsens. - przyznał się przesuwając kciukiem po policzku Lizzy - A tak w nawiasie co byś robiła z tym drugim kotem? Trafiłabyś na bardziej leniwego niż ja i co? Jadłby i spał. Zero pożytku. Tylko mi się chce ganiać za kłębkami wełny. - powiedział Roy dodając plus sobie a nie jakiemuś nieokreślonemu z maści, gatunku i imienia futrzakowi. Ujął kosmyk włosów Lizzy by trącić ją nimi w nos - I który by się tak do ciebie łasił? I tak cię zaczepiał? No powiedz... Który? Lizzy, który by tak pachniał i wymyślał dla ciebie wszystkie kawały? - chyba komuś jeszcze utajona, przyszłościowa zazdrość sączyła bokiem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:15, 02 Gru 2010    Temat postu:

- Ha! A widzisz, może nie wszystko jeszcze wiesz. - odrzekła szczerząc się w szerokim uśmiechu. Ubaw mieli z tego, że ją nosił na rękach? Jak dla kogo. Chwilami dla wampirzycy to wcale nie było aż takie fajne znajdować się stopami powyżej poziomu gruntu. No ale zawsze jakoś się dawała oswoić z wysokością.

- Ach! Tępić mysz, tak? - dopytała się wpatrując się wprost w chłopaka - A przed chwilą ledwie mówiłeś, że z myszami chodzi o zabawę. - przypomniała mu ze spokojem - Ja? Schronisko? - rzeczywiście zgrabnie to sobie przekręcił - Ach tak, założyłabym schronisko, jeśli tak chcesz nazwać. - uśmiechnęła się wywracając jednocześnie przy tym oczami - No nie... - jęknęła słysząc jak Roy kompletnie nie daje się wciągnąć w jej grę słowną - Aż tyle miłości miało by być we mnie, bym nią obdarowywała wszystkich wokół? Bez przesady. Mam tego jednego kota, - postukała go palcem w klatkę piersiową - i mi on wystarczy w zupełności. - wyjaśniła, by nie było niedopowiedzeń między nimi.

- A no właśnie! - podchwyciła właściwe dla siebie słowa narzeczonego - Trywialne myszki chwilowej uciechy?! - tak określał sobie panienki na tak zwany jeden raz? Ciekawie... Popatrzyła się na swego partnera przez chwilę uważniej, jakby w czubku jego głowy i jego twarzy widzianej z góry mogła zobaczyć coś ciekawego - Mmmm... - mruknęła czując jego palce na swoim policzku - Autoreklama, mówisz? - rzuciła słuchając jak Roy upewnia ją o tym, ze na pewno jest lepszy od wszystkich innych kotów. - No tak, masz może rację... - przytaknęła rozluźniając uścisk, w którym przyszpilała go przed chwilą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 23:51, 02 Gru 2010    Temat postu:

Roy przez chwilę zwątpił i zapytał - A czy ja kiedykolwiek mówiłem że wiem wszystko? Nie, nie zjadłem encyklopedii, a przy teraźniejszym pędzie nauki i rozwoju technologi codziennie na śniadanie, obiad i kolację pochłaniałbym nowe, kolejne strony przyswajając wiedzę. - i znów, z jednego stworzył drugie a następnie trzecie kompletnie niepowiązane z tematem rozmowy - Nie chciałbym być jajogłowy. Jak bym wyglądał? Nie chciałabyś mieć kosmity w domu, prawda? Nie pasowałby do wyposażenia. Chyba że urządziłabyś mieszkanie szalenie nowoczesne to rozrośnięta czaszka mogłaby służyć jako... Stolik do kawy? Albo wazonik jakiś i serwetka... - Roy uśmiechnął się zapewne mając już gotowe wyobrażenie swych nowych funkcji i zadań jakie przed nim by wyrosły. Na przykład podawanie faktów historycznych od ręki. Zasłużyłby sobie na prestiżowe określenie 'chodzącej encyklopedii' - Ale... - zaczął wampir chcąc bronić swych racji - Jedno pociąga za sobą drugie. Najpierw się bawisz a później... Cóż, takie jest życie. - stwierdził bezczelnie szczerym tonem - Oczywiście nie wszystkie koty są takie wredne. I nie wszystkie myszki zasługują sobie na tępienie. Mamy wtedy do czynienia z uczuciem szczególnie pięknym bo wykraczającym poza ramy gatunku zwierzęcia. Poświecenie, zmaganie się z przeciwnościami losu, z brakiem aprobaty ze strony najbliższych... Opieka. Nie wiem czy Myszka bezpiecznie by się czuła u najbliższych Kota. - tak, znów plótł jakąś bajkę. Chyba źle z nim było skoro zaczynał od myszek, byle nie białe - Schronisko, ochronka? Jak wolisz. Dom opieki długotrwałej? - Roy skinął głową bardzo pewnie i powiedział - Na pewno w to uczucie uboga nie jesteś. - wydawało mu się że gdyby była to sama z siebie nie chodziłaby do szpitala jako wolontariuszka. Rozumiał poczucie hartowania samej siebie, ale jednak pomagała jeśli trzeba było czyli egoistką nie była. Wampir wyszczerzył zęby z zadowoleniem i miauknął cicho. Uniósł brwi w górę ciekaw co teraz - No co? - zapytał i parsknął śmiechem nie wiedząc co Lizzy się w myszkach nie spodobało - Trywialne myszki chwilowej uciechy, inaczej ladacznice, inaczej dziwki, inaczej panny lekkich obyczajów, inaczej... - tej ostatniej wersji którą miał na końcu języka postanowił sobie i wampirzycy oszczędzić. Na wszystko musiał mieć typowo kocie spojrzenie. Widząc wzrok, który nad nim zawisł, Roy zapragnął wtopić się w materac - Gorzej. Spam i autoreklama. Jeśli to nie to samo... - mruknął nie będąc tego do końca pewnym - Podziałało? - zapytał z niedowierzaniem słysząc jak przyznała mu rację. Jakże by mogło nie zadziałać - Co ty zazwyczaj mówisz w takich sytuacjach? - zaczął spoglądając na narzeczoną z dołu - Pocałuj mnie? Tak jakoś, nie?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:16, 03 Gru 2010    Temat postu:

Nie, nie mówił nigdy, ze wie wszystko i że zjadł wszystkie rozumy. Tutaj się nie mylił. - O boszzzz... - jęknęła cicho słuchając wymysłów chłopaka na temat jajowatego kształtu jego głowy i wykorzystania takiej płaszczyzny w domowych pieleszach. Ale miał pomysły.

- Najpierw się bawisz a potem skręcasz łepek? - upewniła się czy aby dobrze usłyszała. Drastyczne rozwiązanie na pozbycie się śladów i ofiar swojej zabawy. Jak to dobrze, że ona nie była taką myszą. Chyba. Miała przynajmniej taką nadzieję. Zaczęła się zastanawiać w którym momencie myszka o której rozmawiali przestała być bezosobową. Stała się Myszką. Przez duże "M". Zaczynała się jednak przy tym lekko gubić nie do końca wiedząc o czym mówi w tej chwili jej narzeczony a o czym ona sama zaczęła.

Kiedy jednak uściślił co znajduje się pod pojęciem myszki, mogła już dalej kontynuować dyskusję. - Chcesz mi powiedzieć, że masz jakieś bieżące doświadczenia z myszkami chwilowej uciechy? - zapytała drocząc się z nim. - I taką myszkę zabierałbyś, mój kocie, do swoich najbliższych? Przedstawiał rodzinie, zabierał do domu... No ładnie. - pokręciła lekko głową z udawanym niesmakiem - Czyli że co? Mam uważać na to, kogo mi przedstawisz, tak? - dopytała się dla swojej własnej pewności. Oj, niedobrze będzie miała pierwsza obca kobieta, którą zaprosi Roy do ich domu, by się Elizabeth z nią zapoznała.

Zaśmiała się słysząc potwierdzenie tego, że chłopak się tak reklamuje. - Yhym. - kiwnęła głową - Przekonałeś mnie tym zapachem. - pochyliła się nad jego szyją przez moment wdychając nosem zapach jego skóry, na której wciąż pozostawał jeszcze olejek z mleczka kokosowego. - Papuga jedna! - zachichotała moment później, na ułamek chwili unosząc spojrzenie znad jego szyi, by spojrzeć się na narzeczonego. Powtarzał jej słowa, teraz dopominając się prośbą o pocałunek. Wyjątkowo ochoczo przyłożyła się do wykonania tej prośby. Ujmując dłońmi za jego policzki pochyliła się nad jego ustami całując go powoli, lecz przy tym i namiętnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 10:55, 03 Gru 2010    Temat postu:

- Ewentualnie... - pociągnął sądząc że Elizabeth nie za bardzo przypadł do gustu pomysł jaki miał na siebie Roy - Możesz mnie postawić w kącie. I tam sobie ładnie obrosnę w pajęczyny. - co jednak jest mało prawdopodobne znając zamiłowanie Lizzy do porządku - Albo... Po prostu będę robił za bardzo mądry bibelocik. Wątpię by ktokolwiek miał w domu coś podobnego. Może od Wikipedii lepszy nie będę, ale zawsze coś. - stwierdził ze spokojem już rozmyślając który kąt w kawalerce sobie obierze jako miejsce wystawania, albo siedzenia. Uznał że w tym za szafą będzie w sam raz. Powinien się zmieścić - Większość kotów tak robi. - odparł chcąc szybko dojść do porządku z tym kto o czym mówi. Elizabeth nie była małym, szarym ssakiem. Elizabeth była zgrabną i smukłą czarną panterką - Nie. Nie mam żadnych bieżących doświadczeń. - bieżące? Raczej trudno było o dziwki na prawie bezludnej wyspie. W Seattle było o wiele łatwiej, ale nie był stałym bywalcem czy nawet 'od święta'. Roy? I myszka chwilowej uciechy? Nie... O przeszłe doświadczenia nie pytała, ale chyba za wizytę w barze ze striptizem głowy by mu nie urwała? Poza tym to było kiedy Lizzy miała jakieś trzynaście czy czternaście lat - Momencik. - rzucił kładąc jej palec na ustach. Popatrzył na Elizabeth z dołu marszcząc lekko czoło i przygotowując sobie jakieś dobre wytłumaczenie - Dlaczego mnie swojego oddanego kanapowca... - zaczął dając jej już możliwość odezwania się gdyby zechciała - Posądzasz o takie rzeczy? Po pierwsze musiałbym poczuć miętę do tej myszy. Po drugie... Awersja do zawodu. - już nie wspominając o tym że Aberforth wyrzucił by go z rodziny - Po trzecie... - wywrócił oczami, bo nie wyglądał na takiego który za dziwkami by się włóczył, bynajmniej miał nadzieję że na takiego nie wyglądał. Mruknął tylko - Lizzy przesadziłaś. Dlaczego miałabyś uważać na tego kogo ci przedstawiam? - zapytał nie mając pojęcia o co jej może chodzić - Acha... - sapnął bo najprawdopodobniej rozgryzł o co chodziło - Nie, nie będziesz musiała uważać, ponieważ nie będą to trywialne myszki. Bądź spokojna. - nie, ich rozmowy stanowczo schodziły tam gdzie nie miały bywać. Kiedy oboje zaczynali się bawić w domysły groziło to katastrofą. O wiele lepiej wampirowi wyszło jednak walczenie o pozycję pierwszego wśród pierwszych - Wiedziałem... Ten twój tekst w kawiarni do tej pory mnie bawi Lizzy. - powiedział odchylając głowę w bok jakby pokazywał teraz swoją najlepszą stronę - Co?! A wcale że nie! - zawołał oburzony takim oskarżeniem. Papuga czy nie, ale jednak cel został osiągnięty. Roy zamruczał pokazując że nie ma nic wspólnego z opierzonym drącym dzioba kolorowym straszydłem. Przytrzymując przy sobie Elizabeth podniósł się do siadu. Objął wampirzycę w pasie i wlepił w nią spojrzenie pytając - Mówiłem ci już kiedyś jaka jesteś fajna?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:50, 03 Gru 2010    Temat postu:

- W kącie? - no bez przesady. Lizzy nie zrobiłaby mu aż takiej krzywdy i nie kazała grzać rogów pomieszczeń swojemu narzeczonemu. Obojętnie pod jaką formą czy ludzką czy kocią. A pajęczyny to już kompletnie w grę nie wchodziły. - Bieżących? - roześmiała się, bo zorientowała się jak zgrabnie jej partner wybrnął z odpowiedzi. Faktycznie, odkąd ona była u jego boku raczej miał średnie możliwości na zdobywanie takowych. Nie to, że żadne, bo przecież zawsze jak by chciał, to by takowe zdobył, ale jednak...

O wizytę w barze z panienkami na rurce na pewno by mu głowy nie suszyła. Wiedziała dobrze, że każdy normalny, zdrowy na umyśle facet zapewne chociaż raz w życiu zajrzy do takiego miejsca, choćby i z samej ciekawości co to takiego i by sprawdzić czy to się podoba. Bo legendarne opowieści o wieczorach kawalerskich miały swoją renomę. A właśnie! Wieczór kawalerski! Kiedy już będą dyskutowali kwestie terminu ślubu i w ogóle, to będą musieli sobie przedyskutować także i tą tak zwaną ostatnią noc swobody. Na ile i na co wzajemnie zgadzają się. Bo żeby potem nie było żadnych dąsów, że któreś zrobiło coś całkowicie niedopuszczalnego przez drugą osobę. Lepiej od razu z góry takie rzeczy ustalić niż potem się gryźć z dylematami moralnymi.

- Ojjj. - odezwała się z westchnięciem - Ja wcale nie mówiłam, ze posądzam. To znaczy posądzam, ale tylko dlatego, żeby się dowiedzieć czy jest takowa opcja. - odrzekła kiedy już zdjął swe palce z jej ust i pozwolił jej mówić, tłumacząc co nieco. - No jak to dlaczego miałabym uważać? - zdziwiła się. to chyba było oczywiste. Czy nie? Roy jednak zajarzył co miała na myśli. - Nie będą to trywialne myszki? - znów łapała go za słowa. - To znaczy jakie będą? ukrywać się będą przede mną, tak? Dla niepoznaki? - widział w jej oczach, że to tylko przekomarzanie. Wampir nie wydawał się dziewczynie kompletnie typem, który by na takowe uciechy chadzał. Nie obawiała się tego.

Ostatnie pytanie było z serii tych za tysiąc punktów. Miało jednak w sobie coś z przekupstwa w tej chwili. Zwłaszcza, że sprowadzało ich rozmowę na całkiem inny tor. Posadzona do pionu objęła go kolanami wokół bioder, złączając kostki skrzyżowanych nóg za jego plecami. Dłonie zsunęły się z jego policzków na szyję, gdy dziewczyna przyglądała się z uśmiechem i błyszczącym spojrzeniem na swego narzeczonego. - Mówiłeś? Niee... - zaprzeczyła - Chyba nie mówiłeś. - a przynajmniej nie w takiej formie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 0:27, 04 Gru 2010    Temat postu:

- A gdzie? Na kwietniku? - odparował bez zastanowienia. Wystawka dla doniczek mu nie groziła, bo akurat kwietnika w kawalerce Elizabeth by nie znalazła. Wszystko tylko nie to co z kwiatami i dla kwiatów - Bieżących. - przytaknął - Sama tak pytałaś. - dodał by nie Lizzy dziwiła się tak bardzo. Średnie? Miał bardzo niskie możliwości. Chęci zdecydowanie zerowe, więc to rozwiązywało bezproblemowo sprawę odwiedzin burdeli. Ale jednak? Niech dokończy. Nie chciałaby, prawda? O to jednak wcale nie musiała się obawiać. Tak, z tą ciekawością trafiła w samo sedno. Gdyby wampir nie był ciekaw czegoś to zapewne świadczyłoby to o chorobie w jego wypadku. Tu wszystko miało swe podstawy w ciekawości. I urodzinach kumpla, które jakoś trzeba było uczcić. Że... Ze co? A po co mu wieczór kawalerski? Fakt, głupie pytanie, ale z kim niby miał go spędzić? Z Seanem? To byłby bardzo ponury wieczór. To nie była okazja by ściągać rozsianych tu i tam znajomych. Wieczór panieński proszę bardzo, kawalerski jakoś nie wyglądał na taki który wypali - Posądzam, ale nie posądzam. Uwielbiam cię słuchać. - stwierdził śmiejąc się z przeczącej sobie Elizabeth - I sądzę że już wiesz, iż takowej opcji nie ma, tak? Nie, nie będą to trywialne myszki. - zamilkł by nie wtrącać się w pytania które miała. Kiedy już mógł pokręcił głową przecząco i pacnął wampirzycę w czoło - Jesteś lepsza niż ja. Miałbym ukrywać trywialną mysz? Nie mam pojęcia nawet jak miałbym się za to zabrać. - dała mu powód do rozmyślań - Gdyby wyglądała na inteligentną to mógłbym uznać że... Pracuje ze mną. Problem w tym gdyby było odwrotnie, ale to marne szanse. - nie umawiałby się z delikatnie mówiąc głupimi. Choć tu miał chyba wysokie wymagania bo po co rozum kobiecie która zarabiała ciałem i instynktem? Po chwile zadumy blondyn mruknął - Już coś bym wymyślił. - dlaczego aż za tysiąc? Pytanie jak pytanie, w sam raz na Roy'a. Wampir zacisnął usta - Hm... - zamruczał wpatrując się w Lizzy - W takim wypadku musiałbym najprawdopodobniej powiedzieć jak bardzo cię lubię, czyż nie?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:14, 05 Gru 2010    Temat postu:

- No wiesz co?!? - rzuciła Elizabeth udając oburzenie. Przecież nie wciskałaby go do jakiejś doniczki. Znalazła by dla niego o wiele lepsze miejsce. O wiele przyjemniejsze. - Na moich kolanach? - odpowiedziała uważając, że miejsce takiego kota powinno się znajdować jak najbliżej niej. Najlepiej w jej ramionach.

Wywróciła oczami słysząc potwierdzenie, ze tylko o bieżących jego doświadczeniach z myszkami jednorazowego użycia dyskutowali. Nie chciała na prawdę wnikać co do tego, co było w jego przeszłości. Przeszłość aż tak się nie liczyła. Byli teraz razem i to co teraz miało miejsce się liczyło. Nie musiał się jej tłumaczyć z niczego, co się wydarzyło zanim się poznali. Owszem, jeśli by to miało mieć jakiś wpływ na nią samą, to z pewnością dla zaspokojenia swojej ciekawości i dla własnej świadomości, wolałaby wiedzieć. Ale nic poza tym. Teraz to teraz i przeszłość nie miała aż takiego wpływu na to, co dziewczyna teraz czuła.

Jak to z kim miały go spędzić? Mieli przecież wspólnych znajomych. Nie musiałby się ograniczać tylko i wyłącznie do Seana. Z pewnością Seba, Nicolas czy reszta chłopaków z baletu Elizabeth aż trzepotałaby uszami na wieść, że mogą uczestniczyć w przygotowaniach kolegi do ożenku z ich koleżanką. i już by mu zapewnili cały, upojny wieczór pełen atrakcji. Aż strach się bać na jakie pomysły by mogli wpaść, żeby Roy zakosztował przed tym sądnym swoim dniem wszystkiego, co potem było by w pewien sposób zakazane. Jednak na bank robiliby to tylko i wyłącznie z dobrego serca. I sympatii jaką obdarzyli jej narzeczonego.

- Oj no przestań! Wiesz o co mi chodzi przecież. - zajęczała Lizzy naburmuszając się jak mała dziewczynka. - No wiem, wiem. - westchnęła - Nie będą to trywialne myszki? O rany! A jakie w takim razie będą? Ponadprzeciętne niewiasty na których widok aż mnie zacznie coś ściskać w gardle z zazdrości, że taka nie jestem jak one? - zapytała ni to drocząc się ni to śmiejąc się z tego toku ich rozmowy, na jaki zeszła ich dyskusja w ostatnich chwilach. - Ach! Czyli mam uważać na Twoje koleżanki z pracy, tak? Zwłaszcza na te... Zaraz, jak to dziewczyny mówiły? Jak im było...? Kim, Zelda i jak jej tam było? Anabell? - przypomniały jej się wypowiedziane w dyżurce kiedy czekała na swego partnera trzy imiona dziewczyn, o których Lily i Susan tak gorliwie jej zdążyły zrelacjonować fakt, iż Roy miał z nimi coś do czynienia. A akurat takie fakty każdej kobiecie doskonale znajdowały sobie miejsce w pamięci. I zbyt łatwo nie dawały się z niej wybić.

- Czyli mam uważać, tak? I spodziewać się niespodziewanego? - zapytała uśmiechając się jednak przy tym, więc nie było strachu o to, że wampirzyca brała to sobie nazbyt do siebie. - Czy ja wiem... - zastanowiła się na głos. To mruknięcie chłopaka bardzo jej się podobało. - No, mógłbyś. - zgodziła się - Ale mógłbyś też to pominąć i przejść do szczegółów. - odrzekła wpatrując się w swego towarzysza jak w obrazek. Tylko, że ten uśmiech na jej twarzy psuł efekt fascynacji i wyczekiwania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> USA Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 19, 20, 21  Następny
Strona 20 z 21

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin