Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna

Musha Cay
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15 ... 19, 20, 21  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> USA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:32, 02 Paź 2010    Temat postu:

Aż tak różny to on nie był, no bez przesady. Że pod pewnymi względami odbiegał od ogólnie pojętej normy to można było zrozumieć, ale naprawdę pod względem zachowania wobec na wpół rozgogolonej laseczki zachowywał się jak większość jemu podobnych - No... Ty niedobra. - odpowiedział dając twierdzącą odpowiedź na pytanie Elizabeth - A to... - obszedł retorykę wampirzycy z drugiej strony - Lekarze nie składają przysięgi Hipokratesa? Że zawsze trzeba pomagać? Chyba że coś mi się pomyliło i jest to przysięga Hipokryty... - ze względu na aktualny stan jego pamięci wszystko mogło się uroić w głowie Roy'a - Nie pamiętam! jak Boga kocham Lizzy... Nie pamiętam... - wyznał szczerze tym dotknięty ujmując przy okazji dłoń wampirzycy by cmoknąć jej wnętrze w ramach przeprosin. Oj tam, Roy zawsze marudził z tego powodu czy tamtego - I zacząć inną? Ja tam nie wiem, pacjent zawsze marudzi na gorzkie syropy i zbyt wielką ilość tabletek. Nie rezygnowałbym tak szybko, bo nie wszystko przynosi efekty od razu, no nie? - zapytał układając splecione dłonie pomiędzy nimi. Roy popatrzył na wampirzycę która nad nim zwisła z niewiedzą w oczach - Nie mam pojęcia. Ale uderzył chyba mocno. - powiedział przybierając minę świadczącą o tym ze to absolutnie nie jego wina. Wzruszył lekko ramionami - Znikąd. Tak sobie. A co? Kiepski pomysł? - zapytał nie widząc w tym pomylonym żarcie nic złego - Ej... - jęknął czując jak go stuka po głowie - Bo mnie boleć zacznie...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:55, 02 Paź 2010    Temat postu:

Uff... Jaka ulga, ze pod pewnymi względami jednak przypominał pozostałych, tak zwanych, samców. I jeszcze potwierdzał to, ze ona taka niedobra. Niby kiedy taką się stała? Była dobra, bardzo dobra. Przynajmniej w swoim pokręconym dość mniemaniu. - Lekarze. - odparła podkreślając to słowo - A ja nigdy nie byłam lekarzem. - zaśmiała się dodając to. - Ja co najwyżej sprawowałam funkcję sanitariuszki, kochanie. - odrzekła z czułością wymykając mu się dłonią z objęcia i kładąc mu ją na policzku. - Tak mi przykro, że Cię zawiodłam w takim razie. - igrała z nim tymi słowami. Przy ich 'leczeniu' się wzajemnym wcale nie trzeba było mieć nawet jednego patentu. Wystarczyło trochę dobrych chęci.

- Ale masz rację, lekarze składają przysięgę Hipokratesa. Chociaż przyglądając się stanowi lecznictwa, to spokojnie można powiedzieć, że to przejęzyczenie i powinno być Hipokryty. Zwłaszcza jak się słucha o pomyłkach lekarskich. Może dlatego nie jestem lekarzem. - powiedziała śmiejąc się bezgłośnie. Wpatrywała się w te jego błękitne oczka otoczone drobnymi rzęskami z radością i rozbawieniem. Przesunęła dłonią po jego policzku schodząc do szyi, ale zaraz jej ręka powróciła do jego dłoni lądując spleciona na piasku, tuż po całkiem przyjemnym pocałunku jej wnętrza. Przekupywał ją czy jak?

- Mówisz, że powinnam Ci dłużej podawać taką kurację i sama przekonać się czy jest skuteczna bez względu na to, że pacjent narzeka na jej rzekomą nieefektywność i uciążliwość? - zapytała wspierając swój policzek o ramię, bo tak było wygodniej. Szkoda tylko, ze nie pamiętał tamtych obietnic. W zasadzie to sugestii i insynuacji. Całkiem przyjemne się wydawały być. No szkoda, wielka szkoda. Ale jeśli nie pamiętał, to cóż. Może jeszcze sobie przypomni.

- Cichaj... No cichaj marudo jedna. - mruknęła i znów mu odebrała swymi ustami możliwość dalszego gadania. Wystarczająco jak dla niej się już nagadał. Poza tym jeśli mieli testować skuteczność podawania placebo, to nie można było robić zbyt wielkich przerw pomiędzy jedną a drugą dawką, bo pacjent na prawdę miałby dużą szansę poczuć, że terapia jest nieskuteczna czy coś. A to było by bardzo, ale to bardzo niedobre, bo trzeba by było wrócić do leczenia farmaceutykami. A po co paść całkiem zdrowy organizm chemią, skoro owe placebo by wystarczyło? Przysunęła się nieznacznie do niego przechylając się jak i on na bok, by mieć go bliżej siebie. Wpiła się pocałunkiem w jego usta robiąc wszystko, by nawet jedno słowo z nich nie było w stanie się wydostać. A tym bardziej kolejne pomysły obrabowania czegoś.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:37, 02 Paź 2010    Temat postu:

No dobra, dobra, niech jej będzie że dobra jest. Poza tym jakby ktoś go zapytał to Roy wyznałby wylewnie iż Lizzy jest najwspanialsza pod tym słońcem więc fakt że trochę się z wampirzycą droczył nie powinien być brany przez nią pod uwagę - Ale czy każdego kto w jakikolwiek sposób obliguje się do tego by dbać o ludzi i o ich życie oraz i zdrowie nie obowiązuje po trochu to samo? Będąc wolontariuszką nie powiesz przecież że dziś nie bo mam pana czy panią gdzieś, prawda? To tak jakbyś składała przysięgę samą sobie bez sali pełnej ludzi. - stwierdził Roy, jak zwykle rozwlekając coś w nieprzyzwoicie długi wywód - Wiesz... Jeszcze nie wszystko stracone, a nawet jeśli nie znajdziesz dla mnie właściwej kuracji to przecież nie mogę być zawiedziony. Ważne że się starałaś. - jasne że ją przekupywał. Jakoś tak dziś wychodziło że ciągle wszystko kręciło się wokół przekupstwa i innych mało uczciwych środków jakby było to tematem dnia - Oczywiście że tak. Po dziwne by lekarz słuchał uwag pacjenta który ni w ząb na medycynie się nie zna, tak? Właśnie, ty tu jesteś górą moja droga. - pewnie sobie kiedyś przypomni, nie ma strachu, w końcu szkoda by było nie spełniać takich obietnic - Nie cichaj na mnie. - powiedział Roy nie lubiący jak się go ucisza, choć po sposobie w jaki się zabrała do tego uciszania nie było nic złego i wampir skapitulował bardzo szybko obejmując Elizabeth. A dlaczego te pomysły jej się nie podobały? Przecież były takie zabawne, rodem z filmów sensacyjnych czy książkowych kryminałów. Hipotetycznie można było obgadać wszystko, a za hipotezę za kratki się nie wsadzało, prawda? No, ale... I mędrkowanie nad włamem cholera wzięła kiedy Lizzy wzięła się za leczenie swego narzeczonego. Mówił wampirzycy już ktoś że ten jej kocyk drapie skórę?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:08, 02 Paź 2010    Temat postu:

- W pewien sposób owszem. - przytaknęła - Ale tylko w takim zakresie jak sami wyznaczą. Oj! No jak już ktoś by wołał o tą pomoc i byłaby mu ona niezbędna, to oczywiście, ze by się nie odmówiło. - odrzekła. - Czyżbyś Ty potrzebował i prosił o taką pomoc? - zapytała przyglądając mu się uważnie.

No tak, przekupstwa dziś krążyły w dość znacznej mierze napędzane przez wzajemne potrzeby ich usłyszenia. Z resztą komu by nie były potrzebne, skoro przynosiły ze sobą całkiem sporą radość i przyjemność. - Wiesz, jeśli nawet nie znający się pacjent na rzeczy, mówi całkiem dobre uwagi, to warto go wysłuchać, prawda? To jak lekarz postąpi, to już inna sprawa. - stwierdziła udając ekspertkę w tym temacie.

- Co nie cichaj? Co nie cichaj, skoro Ci się należy, co? - zapytała uśmiechając się lekko do niego. Niech nie marudzi już no. Krzywdy mu przecież nie robiła swoim pocałunkiem, prawda? Niech więc ucichnie i niech się uspokoi. O właśnie tak, jak to zaraz zrobił. Całkiem przyjemnie jej było znajdując się w jego objęciach. I jego pomysły nie to, że się jej nie podobały jako hipotetycznie rozważane, ale w końcu mając na uwadze dobro pacjenta nie powinno się teraz niepotrzebnie gdybać o czymś abstrakcyjnym, skoro lekarstwo czekało na odpowiednie dobranie do zwalczenia choroby.

Zaraz.... Czy ktoś jej mówił? Chyba coś o tym było... ale kto i kiedy o tym wspominał... Nie sięgała tak daleko pamięcią zwłaszcza, gdy miała Roya tak blisko siebie. Teraz to jej się na pamięć rzuciło. To chyba zaraźliwa choroba była. Zawsze mógł jej to powtórzyć, to by się jej to jakoś przypomniało, jakby coś. Lizzy nie obraziłaby się za przypomnienie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:38, 02 Paź 2010    Temat postu:

- Otóż to, otóż to. - powiedział Roy przytakując samemu sobie gorliwie - Taaa. Ja tej pomocy potrzebuję jak... Jak... - trudno było teraz znaleźć odpowiednie porównanie. Jak powietrza? Odpadało. Jak wody? Też nie za bardzo trafione. Jak jedzenia? To już lepsze - Jak jeleniej krwi raz na tydzień. - po chwili dodał - Nie mogę znaleźć lepszego porównania, oddychać nie musimy, pić też nie za bardzo... - mruknął urywając swą wypowiedź - Wiem... Jak twojego pocałunku dla odzyskania równowagi zdrowotnej. Prawda? Ciekawe były te przekupstwa. I ile przyjemności dostarczały, dokładnie. Rozrywka na długie zimowe wieczory. Tylko o co oni by siebie wtedy przekupywali? Pewnie jak zawsze by się coś tam znalazło - No jasne. - stwierdził Roy rozbawiony jej słowami - Mówi gdzie go boli a to ponoć w diagnostyce niezastąpiony trop. - począł chichotać z jej pewności i rzekomo szerokiej wiedzy w danym temacie - Należy mi się, no ale... Za co?! - zawołał w myślach bo z jego ust już nie wyrwała się ani jedna samogłoska. Jasne ze nie robiła, trudno było to nazwać krzywdą i chyba tylko ktoś z nie takim poglądem na uczucia mógłby stwierdzić że jej pocałunek jest krzywdzący. Oj taaam nie było przecież niczym się podniecać, skoro hipotetycznie to hipotetycznie, ale było już trochę po fakcie i nic z tych niecnych hipotez nie dało się stworzyć. Żadnego genialnego planu, żadnego błyskotliwego sposobu przebrnięcia przez masę bankowych zabezpieczeń. Jednak skoro na tym polegała kuracja, to skromny pacjent poddawał się jej pokornie. Miała problem z tym? A to Roy jej przypomni - Drapie ten twój pled. - stwierdził bezczelnie przesuwając ustami po skórze jej szyi i przygryzając ją z wyczuciem jak obiecał. Co prawda była mowa o udzie, ale do tego jeszcze daleko, ważne że był już jakiś postęp w kuracji jaką przechodził. Och a to teraz Lizzy zaczynała cierpieć? Do diaska trzeba nad tym jakoś zapanować.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:22, 02 Paź 2010    Temat postu:

Uniosła brwi słuchając jak Roy może potrzebować tej pomocy. Porównywanie do czegoś tej potrzeby rzeczywiście mogło być zabawne. A już na pewno słysząc, że pomoc jest jak jelonek raz w tygodniu. Bo dlaczego akurat jelonek a nie sarenka? A poza tym czy owy jelonek mógł być zastąpiony innym zwierzątkiem? Bo przecież nie zawsze jej narzeczony polował na jelonki, urozmaicał sobie dietę, czyż nie? Wyszczerzyła się z rozbawienia w uśmiechu. Jednak jego dalsze wyjaśnienia były całkiem logiczne i rozsądne. - No tak. Ciężko znaleźć porównanie. - przyznała mu rację. - A potrzebujesz go dla odzyskania równowagi? - zapytała z błyskiem w oczach. Wyglądało na to właśnie z jego słów, że chyba lubił, gdy go całowała. Biorąc pod uwagę porównanie, to chyba nawet bardzo. A miły komplement zawsze cieszył.

Oj, znaleźliby sobie jakiś obiekt bądź powód przekupstwa. Wyobraźnia w przeciwieństwie do pamięci chyba im całkiem dobrze działała. A na pewno już nie szwankowała. - O! No widzisz sam, dobrze jest wysłuchać swego pacjenta. - zgodziła się bezsprzecznie. A należało mu się za to, że wygadywał jakieś kosmiczne durnoty. Bo kto by pomyślał o napadaniu na bank mając swoją kobietę obok siebie, leżącą na piasku i całkiem ochoczo zajmującą się swoim pacjentem? No ale w takim razie dobrze. Skoro temat analizowania zabezpieczeń bankowych spełzł na dalszy plan w tej chwili, to nie było o czym gdybać.

Znów się uśmiechnęła słysząc, że znowu jej koszulka go drapie. Było wiele możliwości i rozwiązań, by nie drapało. - Oj... - mruknęła zatroskana - A nie poradzisz sobie z tym jakoś? - zapytała z przyjemnością poddając się jego ustom. Można było się jego na przykład pozbyć. Albo też odsunąć się tak, by nie drapało nic, ale akurat tego, to by Lizzy nie chciała. jakoś za bardzo lubiła te jego miękkie i przyjemnie ciepłe wargi błądzące tu i tam. O udzie była owszem mowa, ale tak żeby przypomnieć, skoro Lizzy nie pamiętała i Roy najwidoczniej też nie, to zaczynało się właśnie wszystko od tej jej szyi. A cierpieć oczywiście, ze cierpiała. Wspominała już chyba przecież, że ta jego dolegliwość chyba zaraźliwa była. Całkiem jak ta choroba na 'L'.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:46, 02 Paź 2010    Temat postu:

Bo lubił jelonki. W zasadzie sarenka to ten sam gatunek chyba, ale co to za różnica? Lepszy taki jelonek według niego niż jakieś kotowate choć na te przyjemniej się polowało. Więc zależy od dnia i godziny oraz tego na co apetyt miał Roy - A sądziłaś że mógłby mi nie być potrzebny? Proszę cię Elizabeth. - żachnął się udowadniając wampirzycy po raz wtóry że na prawdę ciężko bez tego wyżyć. Dawało to przecież, bynajmniej jeśli byłby jeszcze człowiekiem, same pozytywne skutki o których gdzieś kiedyś przeczytał. Ciśnienie się obniżało o dziwo, cholesterol też, ćwiczyły się mięśnie twarzy, spalało się kalorie, produkcja hormonu stresu została hamowana i tak dalej i tak dalej. Same pozytywne rzeczy. Lekarze to powinni na receptach przepisywać. To komplemencik trafiony w dziesiątkę. Nic dodać, nic ująć. Tak, wyobraźnię jak zawsze mieli jak najwyższych lotów i tu nie było się czego wstydzić - Eche ja dużo widzę. - przytaknął uśmiechając się pod nosem. No kto, kto? Miała odpowiedź pod sobą. Tylko Roy był zdolny by wymyślać takie durnoty na poczekaniu. Miałby piękną wspólniczkę? Miałby. To że zajmowała się nim tak ochoczo miało szalenie korzystny wpływ na jego wyobraźnię. A że ta poszła akurat w tym kierunku a nie innym? Ślepy traf. Nie chciałaby z nim banku obrabować? Nawet debatując nad tym hipotetycznie? - Muszę. Zdrapie mi cały tatuaż i będę nagi... - stwierdził. Nie, nie, nie, nikt tu się odsuwać nie będzie. O wiele bardziej zachęcająco zabrzmiało pozbycie się go, na przykład na stałe bo Roy zaczynał mieć do tego kawałka materiału jakiś uraz chyba - Dawaj te sznureczki. - poprosił układając Lizzy na piasku by po raz kolejny tegoż pięknego, słonecznego dnia pozbawić ją kompletnie nieprzydatnego według niego okrycia, które przeszkadzało jedynie i nie pozwalało jej skórze błyszczeć w pełnej krasie. Pociągnął za jeden z nich rozplątując zgrabną kokardkę - No dobra, jak nie chcesz obrabować ze mną banku... No to nie wiem. - przyznał się do chwilowego zaniku pomysłów.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:16, 02 Paź 2010    Temat postu:

Ble. Dla wampirzycy jelonki były jakieś takie mdłe i bez polotu. Nie to co ryś czy puma. Te to przynajmniej miały w sobie jakąś nutkę dzikości i sprawiały ożywcze uczucie. A jelonki, jak to jelonki. Nuuuda. Ale skoro chłopakowi odpowiadały, to cóż. Jak to mawiano niegdyś "des gustibus est non disputandum". I owszem, jelonek i sarenka to ten sam gatunek, jedynie płeć inna. Widać Roy lubił posmak jelonkowego testosteronu.

- Nie, niepotrzebny nie. - odpowiedziała wesołym głosem - Ale, że potrzebny, to też nie. - dodała. Ogólnie to miło było się dowiedzieć, zwłaszcza gdy się nie wiedziało nigdy o tym, iż pocałunki mogą być aż tak niezbędne do życia. No dobra, w ich obecnym przypadku, to do istnienia. To aż tyle było tego zalet? Niesamowite... Czegóż to się można było przypadkiem dowiedzieć. A jakie teraz przynosiło korzyści? Rozładowywało stres (jeśli jakiś by mieli), pomagało się zrelaksować (jakby normalnie się nie relaksowali), przywoływało uśmiech (na jego brak nie mogli w sumie narzekać) i przynosiło zadowolenie (oj tak, to bezsprzecznie). Coś jeszcze? Dziewczyna niestety nie czytała w tej sprawie odpowiedniego artykułu, ale chyba ogólnie o to chodziło. I najważniejszą była chyba ta przyjemność, którą dawały pocałunki. Uwielbiała go nimi obdarzać jak i sama z nich czerpać satysfakcję.

Co takiego widział? W tej chwili, to chyba niewiele. Bo co takiego? Jej szyję. No i piasek kątem oka. No oczywiście, że miałby wspólniczkę. Czy piękną? Kwestia gustu, ale skoro się Royowi podobała, to tylko dla niej na plus. Z resztą Lizzy by zrobiła wszystko, byle z nim. Nawet jakby miał ochotę na prawdę pójść sobie w sposób nieautoryzowany wypłacić troszkę gotówki. Gorzej, jeśli by ich złapali na gorącym uczynku, bo zapewne nie istniały koedukacyjne więzienne cele dla wampirów-skazańców.

Zdrapie mu tatuaż? - Oooch. - zamruczała z rozbawieniem. No przecież nie mógł do tego dopuścić a ona na to pozwolić. - Wiesz, z tą nagością, to nie miałabym wiele przeciw, ale tatuażu szkoda... - rzuciła cicho chichocząc ze śmiechu. - Fajny jest. Podoba mi się. - powiedziała pozwalając się ułożyć wygodnie na piasku, by mógł zwalczyć te nieszczęsne supełki. Zapewne to do nich miał awersję po tym jak przez ostatnie miesiące żył we wstrzemięźliwości mając ją tak blisko siebie, ledwie na wyciągnięcie ręki. Teraz chyba sobie to chciał odbić i zwrócić z nawiązką.

Wcale nie po raz kolejny tego dnia. Ostatnim razem pozbywał się z niej tej bluzki poprzedniego wieczoru. A wiec to już nie po raz kolejny tego samego dnia. no ale to tylko semantyka. Fakt był taki, że Elizabeth bez opierania się pozwoliła mu rozwiązać troczki. - A powiedziałam, że bym tego z Tobą nie zrobiła? - zapytała - Przecież nie. Ale wiesz co? Później... Nie teraz, później... - wymruczała prośbę nie pozwalając zbyt długo pozostać jego ustom bezczynnym. Zwłaszcza jak dla nich znajdowała z przyjemnością swoje wargi, zajmując nimi ich czas.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:51, 02 Paź 2010    Temat postu:

Ble, ble... Wcale nie ble. Jelonek Bambi mógł być bez polotu ale taki normalany jelonek w końcu po jakimś czasie na jelenia wyrastał. Kiedyś jej przywlecze do domu poroże jak jakiś neandertalczyk i artykułowanym burknięciem da znać ze oto do jaskini wrócił najedzony pan domu prosto z udanego polowania. A z poroża Lizzy już sobie wydłubie jakiś etniczny naszyjnik. Jasne że łatwizna mu odpowiadała. Sama go tego nauczyła. Masz kubeczek i pij. Może nie było to zbyt słuszne oskarżenie ale początki miał niezwykle ułatwione. Poza tym bardziej spektakularne zakusy na zwierza też mu się zdarzały czasem. Jak już wspomniał, zależy od dnia, godziny i apetytu. I miała rację. O tym się nie dyskutowało. Testosteron? Powiedźmy ze miał własny, krew była słodka, a trudno sobie było odmówić słodyczy choćby i w tak okrojonej formie. Nie wiedziała że są do życia/istnienia potrzebne? No nie, Roy myślał że każdy to wie. Jak już on wiedział to każdy musiał wiedzieć. Czasem to co wyczytał na bieżąco posyłał w eter w ramach urozmaicenia czasu audycji jakąś krótką i zabawną wzmianką o czymś. Prawda? Nie wymienił jeszcze wszystkich ale to była większa część z ich zbioru. Jakby ktoś był uparty to mógłby kpić sobie z tego że ci co mieli pary powinni być zdrowi jak konie, a osoby samotne powinny już dawno wąchać kwiatki od dołu, ale chyba w tym przypadku taka reguła nie działała. Co jeszcze? Coś co dla nich w tym momencie było dość ważne. Całowanie uodparniało. Stymulowało układ odpornościowy. Leczy też czkawkę ponoć, choć u nich już trudno byłoby o taką przypadłość. A jeśli Roy i Lizzy całowali się z taką chęcią to wychodziło na to że są względem siebie całkowicie zgodni czy też dopasowani, jak kto woli, bo ponoć z tym z kim całowało się najlepiej to i najlepiej się żyło. Fajny i prosty sposób na szukanie sobie partnera, prawda? Tak widział jej szyję, widział trochę piasku, jeśli już widział jakikolwiek fragment Elizabeth to widział cały swój świat. Ach powinien kiedyś sobie zrobić jakieś studia z poezji, albo ogólniej z literatury. Oczywiście że mu się podobała i jak dla Roy'a nie podlegało to żadnej dyskusji. Więzienie chyba nie było by aż takim problemem. W końcu nie byłby im potrzebne łyżeczki by sobie wykopać tunel, wystarczyłby własne dłonie. Zdrapie! Ze słońca i księżyca nic nie zostanie i będzie tragedia na cała wyspę, ba na cały kompleks wysepek i wody Oceanu w zasięgu dobrych kilku morskich mil - No właśnie. Szkoda, szkoda, nie po to mnie tyle nakłuwali. Mi tym bardziej. - stwierdził zatroskany tą straszna wizją całkowicie bladej klatki piersiowej bez jakiegokolwiek rysunku. Nie, po prostu chyba nie lubił tego kocyka. Bo przecież mu niczym przez ostatnie miesiące nie zawinił, widział go w praktyce pierwszy raz. Poprzedniego wieczoru? To ten czas tak szybko leci? No kto by pomyślał że aż tak można się zatracić w szczęściu, prawda? - Nie, ale nie wyglądałaś na zachwyconą uderzając mnie w czoło, a to chyba raczej wyraz aprobaty nie był. A zamek z piasku ze mną uklecisz? - jęknął ze śmiechem nim Lizzy sięgnęła ku niemu. I druga para sznureczków szczęśliwie się rozwiązała.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Roy Smith dnia Sob 22:55, 02 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:27, 03 Paź 2010    Temat postu:

No niech tylko przywlecze do domu poroże. Elizabeth się wtedy wampira zapyta czy to znaczy, że ma jakieś zapędy do zostania rogaczem czy jak. Niech nie narzeka na to, jak mu pokazywała o co chodzi w jego nowej naturze. Starała się jak najdelikatniej jak potrafiła wdrożyć go w to wszystko, co teraz już chyba wydawało mu się normalnym. Mogła zrobić o wiele brutalniej, prawda? Na przykład zabrać do lasu, wyczekać aż głód zapanuje nad nim i pozwolić zapolować tak, jak mu instynkt nakazywał. Wtedy to dopiero miałby traumę a tak, Lizzy etapami, powoli, oswoiła go z jego drugą, nieludzką naturą i chyba to jakoś w miarę bezboleśnie przyjął.

Nie, nie wiedziała, że pocałunki są do ich życia potrzebne. No dobra, jak by się zaczęła nad tym zastanawiać, to pewnie sama by do tego wniosku doszła, bo przecież i dla niej jego usta były czymś, bez czego nie wyobrażała już się w tej chwili obyć. Tylko niech po powrocie do pracy, Roy nie zaserwuje swoim słuchaczom jakiejś wielce interesującej gadki na temat polowania na krew jelonków i całowania wampirzycy. Ale by wtedy był cyrk, bo ludzie niekoniecznie by zrozumieli o co mu chodzi. Pomyśleliby, że chłopak zmysły postradał na tym swoim wypoczynku i więcej go nie będą chcieli posłać na wakacje jak będzie o to prosił.

Ach, jaki on był mądry. Ileż to rzeczy wiedział na temat całowania się. Tylko niech nie próbuje sobie poszukać lepszej partnerki sprawdzając wszędzie jak popadnie jak owa panna się całuje. Odporność odpornością i dopasowanie dopasowaniem, ale wampirzyca na prawdę wolałaby, aby jej narzeczony już w ten sposób nie szukał sobie idealnej partnerki. Nie zniosłaby myśli, ze mógłby obcałowywać pół miasta jeśli nie więcej bo rzekomo w ten sposób by się upewnił, ze to ona jest jednak najodpowiedniejszą dla niego.

Nie przesadzał aby troszkę z tym całym światem widzianym wtedy, gdy ją miał w zasięgu wzroku? Chyba zadurzył się i to strasznie mocno w tej baletnicy. Interesujące zjawisko zważywszy na to, że raczej on sam za baletem nie przepadał, ale tancereczka to już mu odpowiadała. Ależ się przejmował tym, żeby ten jego obrazek na piersi nie zniknął. Lizzy uśmiechnęła się słysząc o tym, jak bardzo szkoda by mu było, gdyby tatuaż zniknął. - No bo skąd, skarbie, taki pomysł Ci przyszedł do głowy? - zapytała chichocząc cicho tuż przy jego policzku. - No jasne. - odparła na pytanie o klejenie zamku z piasku - Całe siedliszcze, jeśli tylko zechcesz. - dodała czując jak jej bluzka się rozchyla pod wpływem kolejnego wiązania, które poległo pod wpływem palców chłopaka. Objęła go za szyję dłońmi, przyciągając go mocniej do siebie. Jak to fajnie, że tutaj na tej wyspie on nie nosił na sobie koszulek. Jego skóra była przyjemnie miękka i ciepła, gdy ich ciała do siebie przylegały.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:39, 03 Paź 2010    Temat postu:

To raczej nie o to by wtedy poszło prawda? Bo rogi przyprawia mężczyźnie kobieta która go zdradza, nie? Więc przynosząc poroże raczej takich zapędów to by nie miał. No jasne że by mogła. Wytachałaby go za szmatki z leśniczówki i powiedziała 'Szukaj koziołka, szukaj...!' Roy pewnie miałby ją wtedy za totalną kretynkę, więc pomysł z kubeczkiem był godzien naśladowania w przyszłości. Traumę to on przeżywał jak rok Elizabeth nie widział, siedzenie w czterech ścianach i stopniowe przełamywanie się bywało trudne, ale wrodzony optymizm dużo mu dopomógł. I w końcu ktoś musiał iść do pracy. tak, tak, potrzebne były, niech się nad tym lepiej bardzo dobrze zastanowi to prędko dojdzie do takich samych wniosków do jakich doszedł wampir. Gdzie im o krwi będzie opowiadał, nie chciał stracić swoich słuchaczy i chyba Ravitz by go na zbity pysk wywalił. A pracy też stracić nie chciał skoro za lat kilka sam będzie sobie musiał wymyślić powód swego odejścia. Yhm, nie miała ciemnoty u swego boku, przynajmniej w większości spraw ciemnotą nie był. Nie no to by straszne nużące było, jak przeprowadzanie sondy ulicznej. Raz musiał to zrobić bo samo odwiedzenie wszystkich kolegów i koleżanek nie wystarczyło i musiał pochodzić i popytać. A jakby zamiast prostego pytania o ulubiony gatunek musiałby pytać o pocałunek to chyba by się zapadł pod ziemię. Nie, wystarczyło po raz kolejny pocałować Elizabeth i utwierdzić się w swoich wnioskach. A co miało do jego zadłużenia to że ona była baletnicą? Z zawodem czy zajęciem wykonywanym nie miał zamiaru się pobrać. Chciał Lizzy i to co będzie wykonywała było mu bez różnicy, no prawie, bo niektóre zawody w grę raczej nie wchodziły - Skąd mi przyszedł? Oświecenie, boska mądrość jak to niektórzy mówią na mnie spłynęła i proszę. Napad na bank. Szkoda że nie w takim starym stylu, jak w westernie. Dyliżanse i te taki inne... Tak? Ale będzie zabawy! - przynajmniej o brak piasku nie można się martwić - Aaa... - mruknął przerywając im kolejną chwilę wzajemnego uodparniania się na wszystko - Będziesz miała wspaniałą wieżę. Żeby jednak była jasność i tak nie pozwolę ci się w niej zamknąć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:26, 03 Paź 2010    Temat postu:

No miejmy nadzieję, że takich zapędów by nie miał, gdyż Lizzy jakoś niekoniecznie chciała by mu owe rogi przyprawiać. Przynajmniej nie rozważała takiej możliwości w najbliższym czasie, dajmy na to w najbliższych stu latach. Potem to nikt nie wiedział jak się będzie między nimi układało. No bez przesady, wampirzyca nie potraktowałaby go jak jakiegoś psa, któremu wydałaby polecenie szukania. A nie daj boże jeszcze i aportowania, czyli przyniesienia jej do obejrzenia tego, co by tam sobie złapał.

Skoro przeżywał traumę, to po co ją wtedy wyganiał od siebie? Źle mu było kiedy siedziała wraz z nim i chociaż trochę ułatwiała mu poznanie siebie w nowym kształcie? No w sumie racja. Tak się chwilę zastanawiając to rzeczywiście. Dziewczynie jego pocałunki też były jej niezbędne do dalszego bytowania. Bez nich to ani rusz. Jakiś taki marazm by ją złapał, nie byłaby w stanie znaleźć sobie żadnego miejsca. Pusta, jaka by ją ogarnęła, przytłoczyłaby ją w koszmarnym rozmiarze nie pozwalając już na nic, bo wszystko straciło by dla niej sens. Może i to patetycznie strasznie brzmiało, ale tak było i już.

Dlaczego pytać by się musiał o pocałunek? Przyjął by tak na słowo od kogoś informację, że według tej osoby całuje się świetnie? To raczej w praktyce trzeba by było testować. No a tego, to już by Lizzy nie zniosła gdyby Roy tak chodził od kobiety do kobiety całując ją by sprawdzić, że a nóż widelec będzie ona od niej lepsza. Niech więc zostaną przy tym jak było teraz. Byli dla siebie, według ich mniemania i przekonania, najlepszymi partnerami z możliwych. I chyba nie narzekali na taki stan, bo obojgu to odpowiadało.

Jego zadurzenie i to, że ona była baletnicą nic do siebie nie miało. To było tylko stwierdzenie, spostrzeżenie. Tak samo jakby ona powiedziała, że nie znosi audycji radiowych, ale sam chłopak, który w takim zawodzie pracował, to już był super. Przecież wiązali się z osobą a nie z jej pracą. Ta była całkiem poboczna sprawa czym się zajmowali. I tu miał rację, nie zaręczał się z baletem jako takim stylem tańca, tylko z nią. Co do samego ślubu, to tą kwestię będą musieli ze sobą kiedyś poruszyć. Ciekawe co wtedy z tego wyjdzie.

- Taaa... - mruknęła śmiejąc się. - Oświecenie. Chyba raczej Prze-świecenie. To od tego słońca, tak? - wciąż się z tego pomysłu zaśmiewała, bo wydawał jej się tak abstrakcyjny, że aż niemożliwy do zachowania jakiejkolwiek powagi. Oj no! Czemu przerywał tą kurację uodparniającą? Wyszczerzyła się jednak słysząc, że miejscówka dla niej na wieży będzie odpowiednio imponująca. - Nie pozwolisz? - zapytała - A jeśli miałabym się tam zamknąć razem z Tobą? - zaproponowała inne rozwiązanie ciekawa jak on by widział taki pomysł. Taka tylko ich wieża, z której by mogli straszyć innych. A na pewno razem dobrze się bawić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:20, 03 Paź 2010    Temat postu:

Roy z porożem? No jak on by wyglądał? Niech to sobie Lizzy wyobrazi. Poroże. Jeszcze takie duże i odpowiednio rozłożyste. I Roy. I lampki na tym porożu z okazji Bożego Narodzenia? Nie. Tak, to się nie bawimy. Bez rogów. Jakby mu wydała polecenie aportu to chyba by dostała wtedy martwe już truchło bo Roy zapewne nie umiałby się opanować przez posiłkiem mając gdzieś wszelkie zasady kultury przy stole. Wyganiał bo w kłótni człowiek nie myśli racjonalnie. Ale co postawił na swoim to postawił. Nikogo nie zagryzł i jakoś dał radę. A o jakim czasie ona mówiła? Jak szybko ten marazm by ją ogarniał? Chyba wytrzymają bez siebie te kilka godzin pracy, nie? Bo wiadomości tekstowe sprawy nie załatwią. Nie... To duże dzieci dadzą radę. Dlaczego musiałby pytać? A jakby to wyglądało jakby doskakiwał do przypadkowych kobiet, rzucał 'przepraszam' i całował? Wypadało najpierw zapytać czy zechcą brać udział w jego badaniach, prawda? Przecież nie śmiałby wystawiać jej cierpliwości na taką próbę, nie był tak... Ciekawy wyniku prób w tym temacie. Tak, tak, nikt nie narzekał. Och ten ślub, kiedyś na pewno poruszą jego zagadnienie, to nie ma takiej siły na świecie która by Roy'a od tego mogła odwlekać w nieskończoność. Nawet Lizzy chyba nie mogłaby zbyt długo przeginać. Poza tym poruszyć zawsze można, co nie znaczy że z rozmowy muszą wyjść zaraz jakieś konkretne terminy - Dokładnie! Elizabeth jaka ty jesteś mądra! - stwierdził dając wampirzycy całusa w środek czoła w ramach gratulacji - Jak się tyle czasu siedzi w przyjemnym i zacienionym studiu to później na dekielek uderza i masz efekty. - wytłumaczył się z przymiłym uśmiechem mając na co zwalić wymysły swej niemożliwej wyobraźni - Słońce to zło. Przynajmniej w nadmiernych ilościach i zależy w jakiej sytuacji, bo tobie na przykład... - mruknął wodząc palcem po roziskrzonym dekolcie narzeczonej - To wcale ci nie szkodzi. Wręcz przeciwnie. - oj no, przerywał bo był nieokiełznanym gadułą. I całkiem ładnie chichotała - Jak ze mną to co innego. Wtedy wywieszę na drzwiach tabliczkę mówiącą że ta księżniczka jest już zajęta. - tak, straszyć i rzucać kokosami w biedne, niewinne kraby, ojj tak.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:15, 03 Paź 2010    Temat postu:

oj nie, nie. Taka wizja Roya ze świecącym świątecznymi lampkami porożem, to jakaś porażka. No chyba, że na przedstawienie na Halloween w ramach żartu. A tak, to nie wchodziło dla niej to w ogóle w grę. Następnym razem, gdy się będą kłócili też będzie ją wyganiał? To nie fajne by było. O jakim czasie mówili? No, gdyby Roy odmówił współpracy i powiedział, że nie ma możliwości, już więcej jej nie pocałuje, to może i dzień czy dwa by zniosła, ale już powyżej, to by usychała z tęsknoty. Zwłaszcza, ze poznała już smak tego, co dobre i ciężko by się było obyć bez. Aż takich skłonności męczeńskich nie miała, by potrafić sobie odmawiać jego ust przez dłuższy czas.

Jakby tak pomyśleć, że mieliby się jeszcze raz od wszystkiego powstrzymywać, tak jak kiedyś, to ją nieprzyjemny dreszcz ogarniał. Chyba by już czegoś takiego teraz nie zniosła. No, ale tych kilka godzin w jego pracy czy też na jej zajęciach, to powinni wytrzymać. Rzeczywiście wysyłane do siebie sms-y raczej niewiele by zdziałały. Zwłaszcza, gdy któreś z nich nie mogło odpisywać. Różnie o bywało w pracy. Nie zawsze miało się czas i możliwość pisania z drugą osobą. Może wtedy po powrocie do domu będą nadrabiali zaległości, ale chociaż z przyjemnością i niejaką radością. Miejmy nadzieję, że obopólną.

No w sumie racja. O tym nie pomyślała Elizabeth. Napadanie na niewiasty celem sprawdzenia jak się całują raczej nie byłoby dobrym pomysłem. Skończyć się mogło w wielu przypadkach zapewne, jeśli nie łaskawie wymierzonym plaskaczem po policzku, to może i nawet wezwaniem policji z powodu napastowania. Lepiej byłoby zapytać czy takowa miałaby ochotę, chęci, zamiary i tak w ogóle czy by była zainteresowana. Bo jeśli dobierać sobie w jakikolwiek sposób partnerkę, to najlepszym było, jeśli takowa partnerka też chciałaby być dobraną. Opcja gdy tylko jedno z dwójki ludzi było zainteresowane raczej była średnim rozwiązaniem. No ale to ogólnie lepiej, że nie chciał nawet próbować. Wampirzyca, mówiąc bardzo delikatnie, nie czułaby się najlepiej wiedząc, że jej narzeczony rozpoczął krucjatę pocałunkową celem porównania i dokonania wyboru, która z niewiast byłaby dla niego najodpowiedniejsza. Tym bardziej wiedząc jaką techniką następuje proces wybierania.

Ten całus w czoło jeszcze bardziej ją rozbawił. Poczuła się jak małe dziecko, któremu rodzic gratuluje całkiem odkrywczej analizy. - Czyli to jednak nie kokos? - zapytała - Wiedziałam... Po kokosie to by były ślady. - zaśmiała się cicho wiercąc się nieznacznie, bo jego palec wodzący po jej skórze łaskotał ją. - Księżniczka zajęta? A czym? - dopytała się z rozbawieniem - Bo wiesz, jeśli na przykład księżniczka siedziałaby i haftowałaby chusteczki, to może i inne panny dworu chciałyby się dołączyć.Tak usiąść w kółeczko i wspólnie sobie coś tam podziergać. Albo poezję poczytać. Też by chciały przyjść. Musiałbyś to, skarbie, doprecyzować zapewne, bo inaczej miałbyś spęd ludzi w tej wieżyczce. - znów zaśmiała się cicho tym razem pochylając się w jego stronę i dusząc śmiech w jego piersi. Uszkodziłby te biedne kraby rzucając w nie z wieży. No i kokosy by im się kiedyś skończyły, bo przecież to byłaby wieża mieszkalna a nie składzik magazynowy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:47, 03 Paź 2010    Temat postu:

Nie, no gdzie rogi na Halloween? Jakoś nie pamiętał by jego kumple przebierali się za jelenie, chyba że to Roy miałby zapoczątkować jakąś nową tradycję. Nie lepiej jakby mu Lizzy doczepiała czerwony nosek i zaczęła się do niego pieszczotliwie zwracać 'Rudilfiku'? Nie wyganiałby jej, po pierwsze dlatego że trudno byłoby już bez Elizabeth wytrzymać a po drugie, no cóż dziwnie pusto by bez niej było w domu, zdążył się do dziewczyny już bardzo dobrze przywiązać i trudno by było się ot tak odwiązać. A dlaczego by Roy miał odmawiać współpracy? Nie wiadomo kto by mu musiał palcem przygrozić by coś wyszło z zakazu całowania Lizzy, a i wtedy pewnie zakaz zostałby złamany. Tak, powinni wytrzymać a poza tym takie kilkugodzinne rozłąki dobrze robiły. Im większa tęsknota tym większa przyjemność z późniejszego spotkania. Właśnie, Roy nie chciałby by te biedne kobietki łamały sobie na nim dłonie, bo po co skoro mogły mieć je całe, prawda? Bicie skały raczej bywało bezsensowne i nie przynosiło pozytywnych skutków. Wampirowi chyba prędko by się ta krucjata znudziła. Bo ile można? Elizabeth to co innego - Chyba nie, moja błyskotliwa pani doktor. - przyznał Roy zadowolony tym że jednak nie dał się pogromić zwykłemu kokosowi. Tak? Jakie ślady? Rozbity kokos? - Czym? Jeszcze pytasz... - prychnął jakby nie dowierzał jej niewiedzy - Oczywiście byłaby zajęta swym rycerzem z bajki. - skromny z niego facet skoro nie pretendował na księcia, już o królu nie wspominając - A gdzie ty masz tutaj inne panny dworu dzierlatko moja, hm? W... Nie wiem? W pniach palem? - zapytał nie znajdując czegoś co mogłoby imitować panny dworu - Jasne w kółko by usiadły a później by ploty rozsiewały na cały dwór. - stwierdził potępiając takie zajęcia, które były siedliskiem pomówień i innych niebezpiecznych wydarzeń - No chyba... Że księżniczka by nie chciała się rycerzem zajmować tylko wolałaby sobie haftem krzyżykowym czas umilać. To ja umywam rączki bo z haftem ni mi się mierzyć. - choć jakby się postarał to Lizzy na długi czas by zapomniała o tym zajęciu. O to chodziło przecież, krab musiałby polec. Wieża może i składzikiem by nie była ale przy jednym z jej maleńkich okienek mogła by palma rosnąć i co jakiś czas w ramach święta mogli by sobie małe zawody urządzać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:18, 03 Paź 2010    Temat postu:

A tam. Widać kumple nie wiedzieli co to prawdziwa zabawa. Lizzy niegdyś uwielbiała przebierać się na Halloween w bardzo abstrakcyjne stroje. Największy miała chyba ubaw, gdy wciągnęła na siebie ubiór a'la Cruella de Mon z kreskówkowej wersji 101 dalmatyńczyków. Zwłaszcza farbowanie sobie włosów pół na pół czarno-białych i potem doprowadzanie ich do poprzedniego wyglądu już po zabawie dawało niezły cyrk. Roy z czerwoniutkim noskiem? Ciekawa perspektywa. Trzeba będzie kiedyś sprawdzić jak by wyglądał.

Z różnych powodów mógłby zechcieć odmówić współpracy. Na przykład mógłby strzelić focha na Lizzy. A palcem chyba pogrozić by mógł jego Ojciec. I chyba dało by to jakiś skutek, jak podejrzewała wampirzyca. Przynajmniej do czasu, gdy by już zniknęli z oczu jego rodziciela. - Hymmm... Swoim Rycerzem z bajki? Mrauu. - mruknęła spoglądając na moment wprost w jego oczy. Ich kolor był intensywniejszy chyba niż nieba. Ciekawa obserwacja jak na ułamki sekund. - Dzierlatko? - parsknęła śmiechem i znów schowała przez to głowę w jego ramionach dusząc usilnie swoją radość. Ten zwrot zawsze ją strasznie rozbawiał.

- No jak to? Nie widziałeś w domkach tych wszystkich drewnianych figur aborygeńskich kobiet? Mało ich tam było? - zapytała znajdując sobie postacie, które mogłyby robić za damy dworu. - No wiesz... - zaczęła ściągając brwi i siląc się na obrażoną minę. - Jak mogłabym nie chcieć się zajmować swoim Rycerzem, co? - rzuciła wpatrując się w niego oskarżycielsko - Chyba bym była nie w pełni rozumu albo też nie byłabym sobą... - odrzekła zaraz go upewniając w tym, że na pewno by tak być nie mogło, solidnie przykładając się do wzmacniania jego odporności. A w zasadzie to chyba anty-odporności na jej uroki, bo przyciągnęła go do siebie z takim przekonaniem, że niewiele mógł mieć do powiedzenia i nikłe szanse na obronę przed jej ustami niecierpliwie się wpijającymi w jego wargi, rękami obejmującymi go na wysokości ramion i udami zakleszczającymi się po jego bokach, gdy się znów znalazł ponad nią.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:52, 05 Paź 2010    Temat postu:

Roy kiedyś miał bardzo fajnych kumpli. Bardzo, bardzo. W końcu jakby nie oni to i tatuażu pierwszego by nie było i tak dalej. Dla koleżków szacun. Żadni dziwni, przynajmniej według wampira dziwni nie byli. I to że nie mieli nigdy pomysłu za co się przebrać na Halloween nie znaczy że przy innych okazjach też im tych pomysłów brakowało. Elizabeth jako Cruella? I może jeszcze w futrze z dalmatyńczyków? Eee nie, jakoś nie potrafił jej sobie wyobrazić w takim wcieleniu i to jeszcze z dwukolorowymi włosami. Z czerwonym noskiem, dokładnie. Zapewne wyglądałby bardzo Rudolfowo, tylko kolor futerka nie taki, no chyba że lądowałby gdzieś obok egzemplarzy jasno ubarwionych danieli. Żeby Roy miał powody strzelić focha na Lizzy, ta musiałby mu czymś bardzo, ale to bardzo zajść za skórę. Aberforth? By pogrozić musiałby mieć dobry powód, poza tym groziłby swemu prawie trzydziestoletniemu synowi co raczej byłoby bardzo zabawną sytuacją 'Synku nie całuj jej, bo...' coś tam, tylko co? Bez przesady, tutaj i chyba autorytet ojca na mało się zdawał - Yhm... Mrau. Tytułów królewskich i innych takich nikt mi nie nadał, jestem więc jedynie skromnym rycerzykiem z bajki. Chyba że przez mariaż z piękną królewną będę wyżej, w zasadzie wtedy już najwyżej na drabince społecznej. - oświadczył Roy szczerząc się zadowolony z rzekomego podskoku w statusie społecznym - Dzierlatko. Ładnie, prawda? - stwierdził nie chcąc się mylić patrząc przy tym na Lizzy, a w zasadzie na czubek jej głowy z lekko uniesioną brwią - Takie chcesz mieć panny dworu? Jakieś takie kiepskie one mi się wydawały... Zasługujesz na ładniejsze, też je ulepimy z piasku... - roześmiał się widząc tą minkę godną dziewczynki której się zabrało najfajniejszą lalkę - Ja tam nie wiem nie, ale bywa różnie a jeszcze lepiej to jak mówi Angela różnie i podłużnie i... - i po raz kolejny okazało się że Elizabeth umie bardzo skutecznie zamknąć usta wampira. Roy już nie miał nic do dodania.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:12, 05 Paź 2010    Temat postu:

Skoro Roy miał tak fajnych kumpli, to czemu nie utrzymywał z nimi kontaktu? Zawsze mógłby się do nich jakoś odezwać i spotkać się z nimi, jeśli tylko miał ochotę. Elizabeth nie stawiałaby mu przeszkód, skoro takim sentymentem ich darzył i tak dobrze się z nimi bawił. Natomiast co do Elizabeth jako Cruelli, to owszem. W futrze. Co prawda sztucznym, ale wypisz wymaluj jak z bajki. I wyglądała wtedy czadowo. Za brzuch można było się łapać, bo z jej charakterem kompletnie to nie pasowało. Zapewne dlatego właśnie tak wszystkich jej kreacja rozbawiała.

Co do Ojca jej narzeczonego, wbrew podejrzeniom chłopaka, na pewno miał coś do powiedzenia w tym zakresie. Chociażby 'Synu nie całuj jej, bo to nie przystoi'. Miało by to w znaczeniu fakt, iż w niektórych okolicznościach nie wypadało po prostu się całować. Nawet z najszczerszej, najbardziej płomiennej miłości. Taką sytuacją było by spotkanie się u jego rodziców. Bo czy wyobrażał sobie siedzenia na kanapie, dyskutowanie o czymś z nimi z pasją... i nagle zwrot w bok, bo nie do powstrzymania się zapragnął ją pocałować? Dziwne to by było. Bardzo.

- Zawsze mogą Ci nadać. - odpowiedziała bez zastanowienie wpatrując się w jego oczy. - Aj... Skromny rycerzyk, ale kochany. - zamruczała czując przez chwilę przesłodzenie płynące z jej ust. Ostatnio w ogóle na serio czuła się jak w bajce jakiejś. Wszystko było takie lekkie, przyjemne, wspaniałe i nic nie burzyło tego ładu. Aż nierealne, ale dotyk jego ciała tak blisko niej, jego dłonie tu i tam błądzące i smak jego ust bynajmniej takimi nie było. Było to aż nadto realne. - Przez mariaż mówisz? - zapytała ciekawa tego, co chce jej przez to powiedzieć. Czyżby tak właśnie chciał o tym porozmawiać?

- Zabawnie. - odpowiedziała na pytanie o to czy ładnie brzmi to zwracanie się do niej jako do dzierlatki. - Zabawnie i to bardzo. - podkreśliła swe słowa równie jak on szczerząc się do chłopaka. - Z piasku? - roześmiała się próbując sobie wyobrazić piaskowe dwórki. Jakoś nie mogła chyba, że byłyby to odwrócone kubełki z piaskiem, na których palcem wycisnęło by się uśmiech i oczka. Ale takie dwórki?

- No wiesz co!?! - rzuciła z oburzeniem. No jak mógłby nie wiedzieć, że oczywiście z największą przyjemnością zajmowała się swym narzeczonym. - Nie chcieć się zajmować Tobą? niedoczekanie... - odpowiedziała jeszcze dobitniej pokazując mu, że nie ma takiej opcji, by nie była zainteresowana. Jeszcze nie był o tym do końca przekonany? Jej dłonie prześlizgnęły się po jego plecach a usta jeszcze łapczywiej sięgnęły po smak jego warg. I bardzo dobrze, że już nie miał nic do gadania, bo Lizzy już kompletnie nie miała ochoty już mu pozwalać mówić cokolwiek. Niech o tym sobie zapomni na najbliższe chwile, do czasu aż wampirzyca nie nasyci jego bliskością swego pragnienia. I masz ci los, jeszcze ten piasek...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:57, 05 Paź 2010    Temat postu:

Bo tylko on był zatwardziałym wielbicielem Seattle i nie ruszył się z Port Angeles ani na krok. Reszta się porozjeżdżała za pracą, pozakładali rodziny i osiedlili się w innych miastach. A wampir z natury nie za bardzo lubiący nowe miejsca i jeżdżenie w tę i spowrotem po kraju wolał i swoje miasto i swoją pracę. A Seattle i park w nim to już ubóstwiał, prawie tak bardzo jak osobę którą poznał w nim, ewidentnie miał miłe skojarzenia. Chciałby tą milutką Cruellę zobaczyć na żywo jeśli wrażenia miałby być niezapomniane. No bez przesady! Czy on wyglądał na takiego niewyżytego by nie móc sobie odmówić przy rodzicach? Wolał nie słyszeć jak mu się czegoś zabrania, albo zwraca mu się na coś uwagę, na ogół wiedział jak się zachować i nie miewał jakiś dziwacznych odchyłków. Cierpliwy też był - Tak? A to kto tutaj jest koronowaną głową, która może nadawać tytuły? - zapytał bardzo tym faktem zainteresowany. Zaraz go ambicja zacznie zżerać, byle tylko zaimponować swej princessie - Bo ja mogę nawet w szranki z kimś stanąć by udowodnić że jest godzien i tak dalej. - powiedział z duma godną prawdziwego rycerza. Czasem to chyba za dużo sobie wyobrażał. I ta skromność o której wspominała Elizabeth jakoś pierzchła gdzieś w nieznane. Ale fajna była ta bajka prawda? Jemu też się bardzo podobała, choć żałował że nie ma praw do scenariusza, ale jednak satysfakcję dawała rola jaką tutaj i teraz odgrywał. To że ktoś przebije banieczkę cudowności raczej nie groziło. Bo kto? Roy ze sobą szpilek nie zabierał - Eche. Przeważnie przez to można się jakoś... Bardziej rozwinąć. Obracać się wokół wyżej postawionych ludzi... - nie, raczej mariaż rozpatrywany był tylko w sytuacji o której rozprawiali na linii księżniczka - rycerz, chyba aktualnie nie miał głowy do tego by debatować nad własnym ślubem - Ma się piękną i inteligentną żonę... - przesładzania ciąg dalszy wraz z dodatkiem kolejnych, przerywanych przez padające słowa, pocałunków - Która otwiera tyle dróg i zawsze jest u boku swego małżonka... - mruknął w wyobraźni widząc Lizzy w szerokiej sukni do ziemi o kolorze byczej krwi, z wysokim ażurowym kołnierzem i kunsztownie upiętymi włosami w których połyskiwały perły. On sam wyglądałby przy niej niezwykle zabawnie w pełnej zbroi, ciężarem ciała na prawej nodze i mieczem trzymanym od niechcenia w lewej dłoni. Broń wspierałby na ramieniu, a nie nosił przy pasie jak przystało - Fajnie, teraz będę wiedział jak cię rozbawić... - jakby już nie wiedział - Wspomnę coś o dzierlatkach i... - cmoknął te wygięte w uśmiechu usta - No jasne że z piasku. Nie widziałaś nigdy takich piaskowych rzeźb? Ludzie z tego cuda potrafią zrobić, a ja kurcze ciągle tylko babeczki lepię jak dziewczynka w piaskownicy... - powiedział Roy z żalem w głosie. Jakby mógł to pewnie by spuścił głowę z tej zgryzoty - Jeden zero dla mnie. - powiedział ciesząc się z udanej prowokacji, która doprowadziła do zaognienia sytuacji na linii frontu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:57, 06 Paź 2010    Temat postu:

No to skoro się porozjeżdżali po innych miastach, to Roy mógłby ich sobie poodwiedzać tak przy okazji, skoro jechać specjalnie do nich by nie chciał. W końcu już ustalili z Lizzy, że raz do roku na urlop pojadą gdzieś. Co za problem na parę godzin zboczyć z drogi, by odwiedzić jego przyjaciół. Na serio żaden. A tym bardziej dla wampirzycy, która z dużą przyjemnością i sporym zaparciem dążyła do tego, by Roy póki jeszcze może, utrzymywał kontakty z bliskimi sobie ludźmi.

Oj na prawdę było by na co się popatrzeć, gdyby dziewczyna ponownie przebrała się za postać z bajki. Normalnie jakby ją granatem z niej wyciągnęli, tak dobrze pasowała do niej kreacja. Albo też inaczej na to patrząc, tak dobrze potrafiła się wczuć w swą rolę. Byłby aż taki cierpliwy, gdyby znaleźli się na przykład znów w domu jego rodziców? Na pewno nie skradł by jej całusa czy dwa w chwili, gdyby rodzinka na moment się gdzieś rozeszła do innych pomieszczeń? Elizabeth była w takim razie jego przeciwieństwem, bo z ogromną chęcią sięgnęłaby po buziaka gdyby tylko na moment spuszczono ich z oczu.

- Jak to kto? - zaśmiała się lekko dziwiąc się jego pytaniu - A tam na planszy dwóch królów nie zostało? - kiwnęła głową w nieokreślonym bliżej kierunku, mającym za zadanie wskazać stronę, gdzie zostawili szachy. Wciąż były w grze te dwa królewskie pionki. Któryś z nich musiał mieć uprawnienia do pasowania takiego rycerza i nadawania stosownych tytułów. - Uuu... W szranki? - dopytała się słysząc tą gotowość chłopaka do walki - Ej, ale ja nie chcę stać z boku i się martwić, że mogło by się komuś coś stać... - stwierdziła - Wolę Cię mieć blisko przy sobie niż wypuszczać z objęć. - wyjaśniła cicho mrucząc niemal wprost do jego ucha. - I na pewno jesteś godzin, na pewno. Nie ma innej opcji. - zapewniła chcąc odroczyć jakiekolwiek możliwości oddalenia się chłopaka od siebie.

- Yhymmm... - zamruczała ze zrozumieniem. - Mówisz awans społeczny? Ach! I jeszcze dobra małżonka? - zachichotała cicho zaśmiewając się ze statusu, jaki podnosiła królewska córka, wychodząca za mąż za takiego rycerza. - Zapomniałeś jeszcze dodać coś o posagu wnoszonym. I ziemi... - aż drżała z rozbawienia, dusząc usilnie kolejne napady wesołości. Ona natomiast wyobraziła sobie przez chwilę rycerza w pełnej zbroi ganiającego po polu z pługiem i księżniczkę w strojnej sukni wyciągającą z brudnej, rozpaćkanej na błoto ziemi, buraki.

No tak, słowo dzierlatka faktycznie działało na nią jak taki włącznik on/off jej śmiechu. Z przyjemnością oddała jego pocałunek. - Ooooch Tyyyy! - wyjęczała rozbawiona nieprzerwanie - To był podstęp, tak? - rzuciła oskarżycielsko. - Ja Ci dam tak prowokować... - dodała, ale zamiast go ukarać za podstęp, z przyjemnością zatopiła się w pocałunku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:09, 06 Paź 2010    Temat postu:

Jasne, bo on miał te urlopy tak często by sobie doskakiwać do New Jersey, Bostonu, na Florydę i tak dalej kiedy tylko poczuł chęć pogadania z nimi. Oduczył się chyba przyjmując to co miał, poza tym kiedyś już Lizzy powiedział że nie ma zbyt wielu znajomych więc to że jakoś się obywał bez ich wianuszka nie było niczym strasznym dla wampira. Poza tym przecież jeśli już wyniosą się z Seattle to chyba tam gdzie trafią później też kogoś poznają, prawda? Nie szykowali sobie raczej pustelni, bo ani Roy, ani Lizzy tego by nie wytrzymali choćby nie wiadomo jak byli wpatrzeni w swoje oczy. Potrafiła być tak okropną kobietą i zdzierałaby skórki z biednych, ciapkowatych szczeniaczków? To znaczy zdzierała by je innymi rękoma, ale na swój użytek? Sadystka. Gdyby familia się rozeszła to co innego. Wtedy to już mu nikt niczym pogrozić nie mógł i przeciwwskazań by nie widział przecież - A słyszałaś by oni cokolwiek powiedzieli? - zapytał Roy mając zamiar udowodnić Elizabeth ze królowie o jakich wspominała są do niczego - Bo tylko stali i nic nie robili. I taktycy z nich też pewnie marni. I mają tą koronę tylko dlatego że osoba która te figury tworzyła tak sobie wymyśliła. Ja potrzebuję króla z krwi i kości, takiego z głową na karku który wie... Jak i za co się zabrać by jego królestwo opływało w dostatki. Szachowa figura która sięga mi pasa może być jedynie moim giermkiem kochana. - zakończył ale dodał coś jeszcze - Więc liczę jedynie na tan mariaż z księżniczką. A tak, w szranki. Fajnie by było porywalizować trochę. Nie uważasz? - zapytał wpatrując się z uwagą w oczy Elizabeth - Rozstrzygnięcie na śmierć i życie w moim wypadku już nie za bardzo wchodzi w grę i byłoby fajnie. Ach komuś, tak? - zawołał łapiąc wampirzycę za słówka - To o mnie byś się nie martwiła tylko o kogoś? I ty się burzysz jak mówię że jesteś wredna? Oj Lizzy... - z tym nie wypuszczaniem z ramion to chyba nie było najmniejszego problemu, bo wampir nie wykazywał chęci opuszczenia Elizabeth ani na moment, tak jak chciała - Nie widzę powodów do zmartwień moja droga. - zapewnił narzeczoną gorliwie - Z tą godnością to bym się jednak zastanowił. Bo mało mam, bym mógł starać się o tak wysokie progi. Ani szlacheckiej rodziny, koń też taki sobie... - mruknął zamartwiając się tym jak najbardziej poważnie - O tak! Dobra małżonka. A co? Może nie? Nie ma takiej opcji Lizzy. Nie, ten posag to już miej się dla mnie liczy. Powiedźmy ze nie jestem takim materialistą bo dla mnie liczy się piękno wewnętrzne. - zakończył specyficznym tonem w którym było słychać dumę z trafionego komplementu. Może i tekst był trochę oklepany, ale chyba każda kobieta słysząc coś takiego w stosunku do swojej osoby czuła się mile połechtana. I gdzie ta księżniczka po tym polu by chodziła? Jej rycerz by ją po czole popukał. Parobków by od tego mieli, sami by się nie brudzili. Jeszcze by się jej fryzura przekrzywiła a perełek nikt by nie szukał - Ooooch ja! Wiem że jestem fajny! - odparował śmiejąc się z reakcji Lizzy. Wywrócił oczami i mruknął - A co? Źle ci? - no chyba nie. Bynajmniej nie odczuł niczego takiego w pocałunku jakim go obdarzyła.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:07, 06 Paź 2010    Temat postu:

Niech nie marudzi no... Albo mu ich brakowało albo nie. Jeśli tak, to co za problemem było wsiąść w samochód czy samolot i zjawić się w odwiedzinach u kolegów po to, by z nimi sobie pogadać? A jeśli mu ich nie brakowało, to cóż, po sprawie. Na pewno na przyszłość nie szykowali sobie pustelni. Ani Lizzy ani Roy nie byli typami odludków, które wytrzymałyby z dala od znajomych i przyjaciół. Co prawda ich wampirza natura utrudniała nieco niektóre kontakty, ale przy odrobinie dobrej woli i samozaparcia wszystko dawało się załatwić. Wpatrzeni w siebie mogli być, do granic absurdu nawet, ale kontakty z innymi ludźmi też były potrzebne. Na sto procent więc nie znieśliby na dłuższą metę tej ich samotności we dwoje. Chcąc zachować jako taką normalność musieli wręcz utrzymywać z resztą świata jakieś kontakty.

Nie, Elizabeth nie potrafiłaby zedrzeć z pieska ani też żadnego innego stworzenia skory. Dlatego też podkreślała to wcześniej, że futro było sztuczne. Innego by na siebie nie założyła. Czułaby się wtedy o wiele gorzej niż zazwyczaj, gdy musiała się posilić. Wtedy miała uzasadnienie, wytłumaczenie jakieś dla swego postępowania a i tak starała się, aby zwierzak jak najmniej przy tym wycierpiał. W innym przypadku dla niej przemoc była czymś dziwnym i nienormalnym.

Wampirzyca z uśmiechem na twarzy zastanowiła się chwilę nad słowami swego narzeczonego. - Nie. Bo oni odzywają się wtedy tylko, kiedy jest to wręcz konieczne. W innych przypadkach nie mitrężą swego głosu na pierdoły. - odpowiedziała z satysfakcja niejaką. - Od taktyki, to oni mają kogoś innego. Sami sobie rączek tym i główek nie zajmują. - roześmiała się. Zawsze musiał znaleźć coś, do czego się przyczepić. - Króla, króla mu się zachciewa... Z krwi i kości... - chichotała cicho na te jego utyskiwania - Mariaż masz już zapewniony. - odparła wciskając pomiędzy ich twarze na ułamek chwili swą dłoń i znowu pokazując mu pierścionek. Jaki wdzięczny obiekt do ucinania wszelkich gdybań... Błyskotka na palcu widniała, panna była już zaklepana i nie było co rozważać. Przeniosła zaraz dłoń ponownie na jego kark, gładząc palcami delikatną w tym miejscu jego skórę.

- Eeeej... - jęknęła, gdy złapał i przekręcił pod siebie jej słowa - No jasne, że bym się martwiła. - zapewniła wychylając się na moment, by musnąć delikatnie jego usta. - Nie no, nic, nic. Nic nie mówię. - śmiała się lekko, błyszczącym z rozbawienia spojrzeniem wpatrując się wprost w oczy chłopaka. Wzruszyła ramionami, drażniąc się z wampirem. - A bo ja wiem? Ja się żenić nie będę, to nie wiem jaka żona być powinna. - prawie wypiszczała rozweselonym głosem. miała rację, żenić się nie będzie. Co najwyżej wychodzić za mąż. I jeszcze jaki samokrytyczny był w stosunku do siebie. - Bardzo fajny. - przyznała mu rację - Nie, nie jest mi źle. Zdecydowanie nie jest mi źle. - przytaknęła ochoczo. Ale i tak był podstępny. Wpierw pozbył się tych jej zawiązanych tasiemek od bluzki a teraz poprowokował... I osiągnął swój cel, jeśli takowym było podkręcenie Lizzy. I to znaczne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 12:05, 07 Paź 2010    Temat postu:

Czy Roy kiedykolwiek marudził? Czy teraz marudził? Nie miał sobie nic do zarzucenia. Z niego to tylko brać wzór i pokazywać w szkołach jako przykład do naśladowania. A taki problem że wampirowi wydawało się trochę dziwnym przejechanie kontynentu, wpadanie ot tak sobie do znajomych tylko dlatego by wypić kawę, której w zasadzie teraz i tak nie aprobował. Nie, nie brakowało mu ich i nie narzekał. Jak już o pustelni mowa to wampir miał oczywiście osobliwe skojarzenia. I mieszkanie w jaskini razem z gromadką nietoperzy które mogliby traktować jako domowe zwierzątka było już chyba ponad siły Elizabeth więc lepiej że nie wiedziała co jej narzeczony wymyślał. Albo ta wieża. Też bardzo wdzięczna na pustelnicze miejsce. W ramach rozgrzewek mogli sobie rano zbiegać, po tysiącu schodów w dół i wbiegać w górę, tak na zmianę. I widoczek z małego okna pewnie też byłby niczego sobie. Jednak mimo wszystko popierał Elizabeth z tym przymusem utrzymywania kontaktów. Byle nie zwariować. Tu nie chodziło o to czy futro było sztuczne czy naturalne. Tu chodziło o postać którą kreowała. Bo Roy myślał że to dla niej dziwny wybór, widział Lizzy w innych rolach, ale nie jako czarny charakter - Nie mitrężą głosu na pierdoły powiadasz? - zastanowił sie nad tym przez chwilę i wysnuł dziwaczną konkluzję - Wiec skoro przy mnie nie otwarli, a przecież widzieli jak bardzo chcę wyratować księżniczkę z tej parszywej wieży, no to chyba jestem pierdołą. Nie pomogli mi, tylko stali jak przysłowiowe słupy soli. Kiepskich masz królów zacna królewno. Kogo mają od tej taktyki? Też mu mogę rękawicę rzucić i zobaczymy kto bardziej cwany jest. - powiedział aż bojąc się tego jak Lizzy może to wykorzystać. Czasem bywał zbyt pewny siebie chyba i zapędzał się tam gdzie miało go nie być, ale... Z tego Ab chciał go wyleczyć całe życie i widać było że skuteczności nie było żadnej - Oczywiście. Króla z krwi i kości bo jak być pasowanym to przez kogoś odpowiedzialnego, wiesz? - wampir pokiwał głową pewny swego mogąc to tłumaczyć Elizabeth do upadłego, byle tylko przyznała mu rację. Roy zerknął na pierścionek który na moment pojawił się przez jego oczami i stwierdził - Czyli na królów mogę się wypiąć. - jaki niewdzięcznik - Skoro mariaż mam już zapewniony... Nie orientujesz się przypadkiem w tym czy królewski tron jest wygodny? - podpytał chcąc zadbać najwyraźniej o wszystko z czym przyjdzie mu się mniej lub bardziej silnie związać - Nie, ty byś żałowała tych przegranych i biegałbyś ich opatrywać moja miłosierna wolontariuszko. Sądzę jednak że po kilku partyjkach rozeszłaby się wieść że naprawdę trudno mnie trafić, więc nie miałabyś zbyt wiele powodów do zmartwień. - Roy parsknął śmiechem i mruknął - Nooo jak ty byś się żenić miała... Nie uważasz że dwie panny w sukniach ślubnych wyglądałyby obok siebie bardzo dziwnie? Nie lepiej jakby jedna miała garnitur? I włosy przylizane na brylantynę... I muszkę, obowiązkowo. I takie czarne błyszczące lakierki. I wąsik! Taki pedantyczny, wystrzyżony, malutki wąsik. - jak zawsze miał swoją wersję czegoś i jak zawsze ta wersja była inna od tych stereotypowych - No. - przyznał - I chwała ci za te zapałki. - powiedział pochylając się ku twarzy wampirzycy. Roy był podstępny?! Ale kiedy? Przecież on nic takiego strasznego nie robił. Aureolka została chyba gdzieś przy szachownicy, owszem, ale podstępny nie był. No gdzie... On? Nie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:15, 07 Paź 2010    Temat postu:

Jasne. Ideał stąpający po ziemi, nie mający nawet jednej skazy. Niech się tak nie zapiera, bo nawet lepszym było to, że miał jakieś swoje wady jak i zalety. Uzupełniały się całkiem ładnie tworząc jedną całość. Taką, która najbardziej się podobała dziewczynie. ależ miał wizje. dobrze, że ich nie zdradzał swej narzeczonej, bo dziewczyna popukałaby go jeszcze raz w czoło zastanawiając się czy aby na pewno wszystkie klepki miał na swoim miejscu czy też może gdzieś któreś się poluzowały i poprzemieszczały.

- Owszem. - przytaknęła - Nie mitrężą głosu niepotrzebnie. Jak to koronowane głowy mają swoje widzimisię. - dodała jeszcze czekając na to, co powie Roy. - Nieee... - zaśmiała się - Na pewno nie odezwali się do Ciebie dlatego, że jesteś pierdołą. Bo nią nie jesteś. Może to był test jakiś? Sprawdzali co zrobisz? - podrzuciła pomysł na inną interpretację. - Kogo mają, kogo mają... - zamruczała coraz mniej jakoś mając ochotę na tą rozmowę. Nie dlatego, że jej nie pasowała, tylko dlatego, iż miała zbyt blisko siebie chłopaka i całkiem inne myśli chodziły jej po głowie niż dysputy. - Jeden z królów ponoć pozwolił się w taktyce wykazać pewnemu rycerzykowi. Nie wiesz może coś o tym zaufanym rycerzu? - zapytała się z ciekawością.

- Tak, na króla możesz się wypiąć. - roześmiała się słysząc kolejne jego słowa - Mariaż masz zaklepany. - potwierdziła - A to nowy król nie wstawia sobie nowego tronu? - zapytała - Wiesz, nowe rządy, nowy wizerunek sali audiencyjnej i te sprawy. - zachichotała cicho dusząc usilnie swój śmiech - Tak, tak. Dwie panny młode to porażka. Dlatego wolę wyjść za mąż niż się żenić. Poza tym wiesz... Mam tu już upolowany taki jeden, męski obiekt westchnień i nie chcę żadnego innego. - odpowiedziała rozbawiona. Wyobrażenie pary kobiety i kobiety przebranej w mężczyznę jeszcze bardziej ją rozbawiło. - Nie, nie ma opcji takiej. - zaśmiała się trącając ustami jego wargi w przelotnym pocałunku. Ale pitolili od rzeczy.

- Zapałki? - zdziwiła się lekko. - Ach! Tamte zapałki. - przypomniała sobie spotkanie w parku. Naparła na niego tak, że przeturlali się po piasku, po chwili znów lądując w poprzedniej pozycji całując się ze śmiechem jak opętani. Tak, był podstępny. Dopiero co sam się do tego przyznał. Cwaniaczek jeden. I prowokator. Już ona mu pokaże co to znaczy prowokować. Jej dłonie zaczęły błądzić po jego ciele o wiele śmielej, jedna z nich zagubiła się gdzieś w okolicach jego pośladków, druga na jego boku prześlizgując się pomiędzy jego zebrami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:56, 07 Paź 2010    Temat postu:

No a nie? Oczywiście że tak. W nim wszystko składało się tak jak mówiła Lizzy w jedną całość, ale ta całość właśnie teraz była skłonna do tego by błyszczeć i mieć się za pyszałka niż przyznać się do swoich słabości czy wad. Tu o rycerską dumę chodziło, a nie o rozdygotane kolana. O odwagę a nie strach i tak dalej. Dlatego w tym momencie był ideałem. Tak, a on by stwierdził że znów go bije. Nie chciała mieć nietoperza? Roy lubił wszelkie dziwne stworzenia tym bardziej takie które czasem sam przypominał. Ale ze wszystkie klepki miał w porządku to zrezygnował świadomie z tego tak genialnego pomysłu - Mówisz? Test? Hm... - zamyślił się przez moment zastanawiając się jak obejść słowa wampirzycy by wyszło że to on i tak jest poszkodowaną pierdołą, którą w gruncie rzeczy faktycznie nie chciał być bo przecież rycerzowi ni jak to nie pasowało - No dobra. To jak myślisz, zdałem czy nie? Pragnę zauważyć że żadne wojsko... - wskazał kciukiem w stronę z której przyszli - Nie nadciąga żeby odbić cię z moich ramion, więc śmiem twierdzić że wypadłem w tym ich teście całkiem przyzwoicie. - Roy zmarszczył czoło i przymknął powiekę lewego oka zastanawiając się nad tajemniczym rycerzem o którego pytała Elizabeth - Nie znam gościa. Nie słyszałem o nim. - stwierdził ciągnąć po chwili dalej - Ale to musi być ktoś. Bo nawet połowa figur nie została zbita a jednak księżniczka jakimś cudem została odbita z tej mrocznej wieży. Ale... - Roy zatrzymał się na niecierpiącej zwłoki sprawie tronów i wyposażenia zameczku. A właśnie. Gdzie oni będą królować? W zamku z piasku czy wieży? - Ale po co? To trochę takie bezsensowne. Marnotrawić to co już jest. Chyba że naprawdę niewygodny by był ten tron to co innego. Z tym wyglądem sali audiencyjnej bym nie przesadzał moja droga, bo jak już... Nasza ludność zacznie się schodzić po to by zasięgnąć rady mądrej głowy... - wskazał na siebie i na Elizabeth - To lepiej jak będą to te same kąty które odwiedzali za panowania poprzedniego króla. To nie wprowadzi zamieszania, ludzie nie będą się pałętać po korytarzach i tak dalej. - ciągle nie wiedział dlaczego Lizzy dusiła w sobie śmiech. Przecież nie straszyła swym chichotem, a wręcz przeciwnie całkiem miło się go słuchało - Yhm. Popieram twoją decyzję, lepiej w twoim wypadku wyjść za kogoś. - tak, tym bardziej że ten ktoś szczerzył się teraz szeroko właśnie z powodu bycia obiektem westchnień wampirzycy - No ale dlaczego? Ta druga by wyglądała jak kobieca wersja Chaplina, tylko laseczki i melonika by nie miała. I ten wąsik... - oni ostatnio cały czas od rzeczy pitolili, ktoś by powiedział że to jeden z objawów choroby na 'l', albo jej powikłanie. Wszystko da się wyleczyć jeśli zajdzie taka konieczność, a teraz chyba żadna ze stron nie pytała kiedy przyjmuje lekarz - Tak... Tamte zapałki. - zgodził się z Lizzy kiedy sobie uzmysłowiła o których to patyczkach mowa - Eeej! - zawołał po tej małej akrobacji którą wykonali. Na dalszą część zażalenia trzeba było jednak poczekać bo Elizabeth nie dopuściła go do głosu i nawet Roy zapomniał o czym miał powiedzieć, a wszystkie swoje ataki amnezji mógł zgonić na dłonie wampirzycy - Poniewierasz mną. - stwierdził bardzo zasmuconym tonem szepcąc te dwa słowa na ucho narzeczonej - Poproszę jeszcze. - teraz dopiero go mogła wyzwać od prowokatorów i co jej się żywnie podobało.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:41, 07 Paź 2010    Temat postu:

Nietoperze, szczury, pająki, węże i inne tego typu zwierzęta raczej nie należały do ulubionych przez Elizabeth. Wszystko co kojarzyło jej się z oślizgłością, brudem bądź zarazkami raczej nie było dla niej miłe pomimo tego, że przecież niewiele mogło jej takie coś zrobić. - Myślę, że... - zamyśliła się na głos specjalnie teatralnie to wyolbrzymiając - Sądzę, że zdałeś. - potwierdziła jego przypuszczenia słysząc zaraz o braku armii idącej jej na ratunek. - Ale ja nie chcę żadnego ratunku. - zajęczała jakby małe dziecko wyjęczało, iż nie chce iść jeszcze spać póki jakakolwiek bajka na jakimś kanale w telewizji może być jeszcze nadawana.

- Mi tu dobrze. - podkreśliła fakt, że w jego ramionach jej całkiem satysfakcjonująco było. Mogli jej nie ratować. - Nie znasz? - zaśmiała się - Wydaje mi się, że całkiem dobrze powinieneś go znać, bo to o Tobie mowa. - odrzekła roześmiana - Ha! Bo ten rycerz jest wyjątkowy. - rzuciła - Pewnie dlatego królewska para bez robienia problemów oddała już mu bez większych problemów księżniczkę. - jakże dziwnie było o sobie mówić w kategorii koronacyjnej głowy. Gdzie będą królować? Miasto chyba się zwało Seattle a siedzibą główną miało zostać niejakie No name. Dziwna nazwa jak na zamek, ale widać nowe trendy weszły do tego zastarzałego, skamieniałego nazewnictwa.

- Wiesz, po tylu latach rządzenia na nim, to pewnie siedzisko już niewygodnie wygniecione. I wiesz, ten welurek z poduszki pewnie się już wytarł. - odpowiedziała z uśmiechem. A reszta wystroju starego zamczyska musiała być nieźle zakurzona po tych latach. O alergie nie trudno. Nie chciał by pewnie aby mu połowa królestwa nabawiła się kataru siennego. Wampirzyca nie lubiła głośno się śmiać. Jakoś tak zawsze dusiła tą swoją radość i nie potrafiła inaczej. Nawyki robiły swoje. - Nie, nie, nie. Ja zdecydowanie wolę mężczyznę od kobiety. - odpowiedziała przesuwając swoją dłoń powoli z jego pośladka na jego bok. - Kobietom brakuje kilku atrybutów męskości, za którymi przepadam. - odparła jedną z dłoni leżących teraz na jego bokach przenosząc na ramię chłopaka.

- Co ej? - zapytała niewinnie podgryzając z wyczuciem płatek jego ucha. Niech wreszcie przestanie gadać od rzeczy, tylko się nią zajmie może, co? W końcu rozwiązał sznureczki jej bluzki, przylgnął do niej ciałem i co? Miała tak marznąć czy jak? Przeciągi jej groziły pomiędzy rozwiązanymi troczkami. A tak dużo ktoś naobiecywał mówiąc coś o jakichś namiętnych ugryzieniach i pocałunkach czy też o dotyku i bliskości. Niech wreszcie się zajmie realizacją a nie odwleka mi odwleka. No chyba, że nie chciał już, to inna sprawa. Jednak dziewczyna postanowiła mu pomóc sobie przypomnieć o tych obietnicach. - Poniewieram? - rzuciła zdziwiona - I prosisz o jeszcze? - roześmiała się cicho jeszcze raz go popychając, by teraz ona znalazła się na górze. No tak, prowokator, prowokator z niego był czasami. Ale jej to odpowiadało. oparła się kolanami po jego bokach bioder, pochylając się nad jego szyją. - mam tylko poniewierać czy coś jeszcze może sobie Pan życzy? - zapytała muskając skórę jego szyi ustami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 23:22, 07 Paź 2010    Temat postu:

Nic z tego co wymieniła raczej do oślizgłych nie należało. Nietoperze może i były dość specyficznym przykładem zwierzątka domowego, ale pająka to już miał i jakby nie zdechł to Elizabeth miała by okazję Jack'a poznać. Szczura sam nie chciałby mieć bo nie podobały się wampirowi ich ogony. Wąż. To dość interesujący i godny zastanowienia pomysł. Roy raz jeszcze się rozejrzy po swoim biurze które to miał mieć i pomyśli nad dużym i przestronnym terrarium - To niezwykle dla mnie ważne. - przyznał pompatycznie - Móc wiedzieć że zasłużyłem sobie na rękę tak pięknej królewny i to jeszcze w miarę uczciwie. - zakończył z miną anioła który nie ma pojęcia że to co trzyma za plecami, to diabelskie widełki. A bynajmniej nie chciał mieć pojęcia - Mam nadzieję że nie chcesz. Czułbym się trochę niepewnie widząc idący na mnie uzbrojony oddział mając za plecami ciebie. - w końcu nie oddałby Lizzy zbyt łatwo i broniłby jak należało - A wiesz, że mi też? Pozostańmy w tej konfiguracji skoro nas oboje satysfakcjonuje. - rozwiązanie godne mistrza, niczego więcej już nie trzeba było skoro oboje byli zadowoleni - O mnie?! - zawołał zaskoczony udając ostatnią sierotę - Nie. Nie, no nie. Gdzie tam ja... Na pewno nie Elizabeth - Oj tam... Wyjątkowy. - prychnął i dodał ciszej - Jest co najwyżej fajny. Ale skoro para oddała mu swą córunię to on nie będzie sprawiał żadnych problemów i będzie się bardzo cieszył z tego co mu los zesłał. - powiedział w stu procentach zgadzając się z opinią króla i królowej, tudzież przyszłych teściów. A wiadomo, z teściową trzeba było dobrze żyć. Ułaa, to rozległe włości we wianie ta princessa niosła. Ho ho i jeszcze trochę. A nazwa bardzo przyzwoita jeszcze tylko herb wymyślić i sprawa będzie zakończona - A tak, tak. - przyznał wampirzycy rację gdy wspomniała o wytartym welurze - To stanowczo odbiera większość przyjemności z rządzenia państwem. - oczywiście że nie chciał, jakby siła napędowa zaczęła masowo chorować to i pewnie królestwo prędko by upadło. Dlaczego to kobiety zawsze zmuszały mężczyzn do zmian w wystroju? Dla Roy'a było to niepojęte, ale tak jak setki tysięcy mężczyzn przed nim zgodził się ze swoją połówką - Tak? Atrybuty męskości, a to ciekawe... - mruknął rozbawiony słowami narzeczonej. No ale jemu się tak przyjemnie gadało, że zapominał to co jej obiecał. To nie Roy'a wina że Elizabeth była doskonałą rozmówczynią z podobnie postrzelonymi pomysłami i nieograniczoną wyobraźnią. I cholernie dobrze się mu z nią roztrząsało ważne problemy ich przyszłego królestwa. A zimno jej było? Ojej to mogła powiedzieć przecież. Oddałby jej swoje spodenki w ostateczności bo kocyk nie mógł wrócić - Jak najbardziej. - przyznał gorliwie kiwając przy tym głową. I dał się ponownie sponiewierać podpierając na łokciach i wlepiając spojrzenie w wampirzycę. Na tle czystego nieba, w kocyku czy też bez, roziskrzona wyglądała wspaniale - Yhm, jeszcze. - przyznał uśmiechając się do Lizzy nader kusząco - Hm... A co pani proponuje? Oddam się w pani ręce z pełnym zaufaniem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:23, 08 Paź 2010    Temat postu:

Należało. Oczywiście, że należało. Nietoperze miały te skrzydełka paskudnie gładkie. I do tego uszka ochydnie odstające. Pająki były włochate i przez to aż ciarki przechodziły na ciele myśląc o ich nóżkach tuptających gdzieś w pobliżu. szczury kojarzyły się dziewczynie ze ściekami i czerwonymi, krwiożerczymi oczkami a węże to już w ogóle były koszmarem. Śliskie to to, łuskowate, syczące i ogólnie fe. No, jakby Roy wstawił sobie węża w biurze, to miałby z głowy wampirzycę i jej wchodzenie do tego pomieszczenia. To 'w miarę uczciwie' było kluczowym zwrotem. Lizzy roześmiała się na te słowa. Jak to dobrze, że nie chciał żadnych zmian. Z pewnością poczułaby się bardzo niepocieszona, gdyby wolał widzieć ją na ślubnym kobiercu z jakąś kobietą. Zdecydowanie opcja ślubu z nim była dla niej lepsza niż z kobietą. Jej własna płeć jakoś ją nie pociągała. - O Ciebie, o Ciebie. - przytaknęła temu swojemu nic nie wiedzącemu aniołkowi. - I oczywiście, że wyjątkowy. - musiał być wyjątkowy skoro Elizabeth się nim zainteresowała i że chciała z nim zostać. - Ano atrybuty męskości mój drogi. - wymruczała rozbawiona. Nie wiedział jakie? Jak to, znowu zapomniał co jej naobiecywał? A może nie chciał tego pamiętać? Narobił jej nadziei i teraz zostawiał ją taką biedną, samotną i niepocieszoną z ogromem chęci, ale brakiem możliwości realizacji, skoro tak usilnie wymazywał z pamięci swoje obiecanki. Jak to kocyk nie mógł wrócić? I teraz znowu kusił tym swoim usmiechem dla którego ujrzenia dziewczyna dała by się oskórować. Przesunęła ustami po jego grdyce wędrując w stronę podbródka. Chwilę później zaczepiła wargami o jego usta kusząc teraz jego ich miękkością. - To zależy od preferencji. Menu jest dosyć obszerne w możliwości. - odpowiedziała cicho przygladając mu się spod przymrużonych powiek. - Wszystko zależy od tego, czego by Pan sobie życzył. - nie dawała mu odbić piłeczki w jej stronę. - Jestem otwarta na wszelkie propozycje. - mruknęła cicho muskając kącik jego ust. Dłońmi objęła jego twarz po chwili podciągając go lekko do siadu, by móc się wygodniej zatopić w kolejnym pocałunku.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:04, 08 Paź 2010    Temat postu:

Bo takimi stworzono te zwierzęta i nie były niczym obrzydliwym, naprawdę. Jego pająk był równie przyzwoity jak właściciel. I siedział sobie w terrarium jak mu Roy przykazał. Elizabeth nie musiała się bać o tupiące nóżki. A tak na marginesie to te zwierzęta powinny się bać i wzdrygać na widok Lizzy a nie odwrotnie. Była przecież znajdowała się o wiele, wiele wyżej na drabince ewolucji, jeśli nie najwyżej. I to pająk mógłby się bać jej klekoczących szpilek. No a to jakoś nieuczciwie ją zdobył? Nie mógł przecież powiedzieć że na wszystko ma kwitki, ale chyba tego nie potrzebowali, bo komu miałby je przedstawić? Królowie i to obaj ponoć bezapelacyjnie go zaakceptowali, więc chyba wszystko było w jak najlepszym porządku. Nie, nie, nie. Żadnego ślubu z kobietą. Według skromnej opinii Roy'a Lizzy najlepiej wyglądała u jego boku. Tak mu się jakoś uroiło jakiś czas temu i tak zostało. Najważniejsze że ta zainteresowana osoba też się z nim w tej sprawie zgadzała - Nie, na pewno nie. - zaprzeczył chcąc podroczyć się z wampirzycą i poudawać teraz dla odmiany skromnego - Co do tej wyjątkowości... - wykrzywił lekko usta i wymruczał wreszcie przeciągając słowa - Nooo to tak, tak muszę być w jakimś stopniu wyjątkowy, skoro dziabnęła mnie tak wyjątkowa dziewczyna to i mi pewnie z tego coś przyszło. Kurczę, czy ja do ciebie mamo powinienem mówić? - zapytał nagle serwując Elizabeth pytanie godne pięciolatka. Wampir wpatrzył się z uwagą w dziewczynę chcąc poznać odpowiedź na swe pytanie. Nie. Biednej, samotnej i niepocieszonej to on jej raczej nie zostawi. Chyba sam byłby wtedy biedny, samotny i niepocieszony. Nie mógł, chyba ze koniecznie by kocyka i jego powrotu chciała, wręcz żądała, ale tak? Słońce grzało, ciepło było, chciała się przegrzać? Chyba nie. Co by się dała? Oskórować? To brzmiało jak tortura, niech się nie waży poddawać torturom z jego powodu. Ani niech o tym nie myśli - Menu? To dopiero zabrzmiało ciekawie. - stwierdził odchylając głowę w tył - Proszę panią... Sadzę że jeśli powiem iż chcę 'wszystko"... - zawiesił na moment głos a tą pierwszą cześć zdania sformułował jako pytanie - To chyba nie będzie żadnego problemu ze spełnieniem tej zachcianki, prawda? - oj każda piłeczka była do odbicia jak się chciało. Roy uniósł się posłusznie ku Lizzy napinając mięśnie brzucha. Objął wampirzycę w tali nie dając najmniejszych szans na to by obok niej stanęła jakaś nabrylantowana panna.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Roy Smith dnia Pią 17:17, 08 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:25, 08 Paź 2010    Temat postu:

Nic takiego nie mówiła przecież, że niby nieuczciwie ją zdobył. Kwitków nikomu pokazywać nie musiał. Lizzy była jego i to było już bezsprzeczne. I bardzo dobrze, że mu się uroiło, iż razem ze sobą wyglądali najlepiej. Niech tak już pozostanie, dla wampirzycy to także było najlepsze z możliwych rozwiązanie. - Ooo... I zaraz mi będzie wypominał ugryzienie. - fuknęła z rozbawieniem o dziwo - A to ledwie cmoknięcie kochanka było. - kontynuowała wciąż w nucie nadinterpretacji i błędnego, niekoniecznie poprawnego analizowania faktów.

- A spróbuj tylko. - rzuciła Elizabeth marszcząc brwi i nos. Wcale nie chciała, by ją Roy nazywał matką mimo, iż w wampirzym tego słowa rozumieniu była dla niego stwórcą i spokojnie mogła być nazywana matką. Jednak w ich przypadku odzywanie się do niej matko było jakieś takie nie na miejscu. I niezbyt pasowało. Dobrze chociaż, że wcześniej na taki pomysł nie wpadł. Lizzy nie podobało się takie zwracanie do niej.

Powrotu kocyka nie żądała. W jego objęciach nie było jej zimno. W ogóle tak patrząc się obiektywnie nie mogło być jej zimno. A poza tym jakoś nie czuła się nazbyt skrępowana w obecności chłopaka pomimo, że coś tam z tego jej wstydzenia się siebie pozostawało. - Uuu...! - zawyła cicho - Wszystko? - dopytała się z błyskiem w oczach - Nie. Nie będzie większego problemu. - odparła kiedy się o to dopytał. - Tak więc jeśli byś tylko powiedział, że chcesz wszystko... - zamruczała - To i wszystko byś z menu otrzymał. - dokończyła. Owszem, każda piłeczka dawała się odbijać w drugą stronę. Przynajmniej przez pewien czas. A skoro tak zdecydowanie ją objął nie dając szans na żadne inne ewentualności, to wampirzyca postanowiła mu dość solennie przypomnieć o obietnicach, które jej nie tak dawno temu złożył. Samej zaczynając wodzić ustami po jego skórze podgryzając delikatnie gdzieniegdzie, dłońmi nadrabiając resztę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 22:01, 08 Paź 2010    Temat postu:

Ale, ale, jakby się ktoś czepiał to by stwierdził że urojenie sobie czegoś nie jest najlepszym objawem. Bo to można było zinterpretować jako omam i iść dalej. Choć czy zmiany chorobowe mogą następować w poniekąd martwym mózgu? Jak Roy w ogóle mógł myśleć? Musi to kiedyś z Lizzy na spokojnie przeanalizować. Jak to jest być żywym a jednocześnie nie żywym. Zakrawało to na długą, bardzo długą dyskusję zahaczającą pewnie o światopogląd i to jak Elizabeth i Roy patrzą na to czym teraz byli. Niemniej jednak taka rozmowa wampirowi wydawała się niezwykle pociągająca - Nie! Ależ nie. Ja niczego nie wypominam. - oświadczył Roy kręcąc przecząco głową. Zależy jak na to spojrzeć. Bo może i nie skakał pod sufit ze szczęścia, z drugiej jednak strony jakby był nadal tak apetycznie ciepłokrwisty to chyba nie leżałby teraz z Lizzy na plaży i nie rozmawiał z nią. Więc w ogólnym bilansie wszystko było na plusie bo osoba wampirzycy przebijała większość minusów - Jejku! Ledwie cmokniecie? Maaatko... - sapnął kuląc zabawnie ramiona jak przerażone dziecko - To jak ty kąsasz wroga? - zapytał z pętającym się w jego głosie przestrachem, co prawda i tak udawanym - A sam bym nie chciał. - powiedział krzywiąc się tak samo jak dziewczyna - To by wybitnie dziwnie brzmiało. - złapał jej nadgarstek i pociągnął lekko parę razy - Mamo... - popatrzył przy tym na Elizabeth a słowo 'mama' jakoś kłóciło się z jej młodym, nastoletnim wyglądem - A kupisz mi... Albo na przykład upolujesz mi coś na obiadek? Nie... To porażka. 'Kochanie' brzmi o wiele lepiej. - powiedział przekręcając głowę raz na lewo a raz na prawo podając przy tym kolejne przykłady przesłodzonych epitetów - Słonko... Skarbie... Perełko... Rybko. Syrenko. - zakończył wyliczankę, bo schodziła ona na tematy związane z wodą i jej mieszkańcami a przecież Elizabeth skrzeli nie posiadała, ani łusek nie miała, to już doskonale wiedział. I chwała kocykowi. Kiedyś Roy pledek schowa tak że Elizabeth go nie znajdzie. Jakby jeszcze czuła się skrepowana to nie wiedziałby już co poradzić. W ich przypadku taktyka małych kroczków chyba nie była zbyt skuteczna a najlepsze były wstrząsy albo postawienie sprawy na przysłowiowym ostrzu noża, przynajmniej wampirowi tak się wydawało. A teraz to już nie mieliby czego na tym ostrzu postawić - Wszystko! - przyznał z cichym warknięciem - Tak? To moja przyszła królowa strasznie szczodra jest. Ale dobrze, dobrze... Kto jak kto, ale ja mogę to sobie jedynie chwalić. - mruknął zadowolony z danych mu obietnic. Chyba teraz przyszło mu spełniać swoje po kolei. I postarać się o zadowolenie Lizzy. W tym wypadku skrupulatności mu można było tylko pozazdrościć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:29, 08 Paź 2010    Temat postu:

A tam. Kto by się przejmował chorobliwym znaczeniem stwierdzenia o ich urojeniach. Już i tak wyglądało na to, że byli wyjątkowo chorowitą parą, więc jedna choroba mniej czy więcej nie powinna robić zbyt wielkiej różnicy. I niech on lepiej nie rozważa tego jak to jest być martwym a jednocześnie żywym poniekąd, bo to nie miało sensu. Tak było i już. Nie było co tego roztrząsać.

Gdyby Roy był teraz wciąż człowiekiem, z Lizzy to co najwyżej miałby raz na jakiś czas możliwość spotkania się na przysłowiowej kawie, której ona i tak by nie wypiła i tyle. Nic więcej ich łączyć ze sobą nie mogło by. Bo przecież który człowiek przy zdrowych zmysłach spotykałby się z wampirzycą? I to do tego tak martwo zimną wampirzycą? Nic ciekawego. Teraz przynajmniej wzajemnie nie czuli od siebie chłodu a rzecz by można chyba było swobodnie, ze całkiem przeciwnie, odczuwali przy tej wzajemnej bliskości całkiem sympatyczne ciepło. Chociaż dla kogoś kto by ich teraz dotknął i tak pozostaliby oziębli niczym lodowiec.

- Nie chcesz wiedzieć. - odparła pokazując mu koniuszek języka w ramach dziecięcej przekory. Lizzy nie kąsała wroga, ona go rozszarpywała i tyle. Ta wyliczanka słodkości spowodowała uśmiech na jej twarzy. Tylko niech nie przesadza z ich ilością, bo mogło zemdlić. No i co racja, to racja, dziewczyna skrzeli nie miała. Łuki to tam pikuś, gdyby było trzeba, to by się je dorobiło. Gorzej ze skrzelami, bo ich sobie umieścić operacyjnie w ciele nie dałaby. Z resztą po co, skoro w wodzie i tak nie musiała oddychać i tak.

Wstrząsy i stawianie wszystkiego na ostrzu noża były lepsze według niego? No dobrze. Lizzy to sobie na przyszłość zapamięta. Może się kiedyś przyda gdyby chciała coś wskórać u niego czy załatwić. A przynajmniej rozwiązać jakąś ciężką dla nic sprawę. Teraz jednak inne rzeczy zaprzątały jej głowę i jakoś tak niewiele miały wspólnego z myśleniem o czymkolwiek innym. I wszystko kręciło się wokół niego, jego pocałunków, pieszczot i dotyku. I całkiem sympatycznego ciepła które wokół siebie roztaczał kiedy ich ciała się ze sobą łączyły.

I owszem, skrupulatności nie można mu było odmówić co było wyraźnie widać po reakcjach dziewczyny bądź choćby po tym z jakim rozanieleniem opadła po wszystkim na piasek odruchowo w ludzkim odruchu dysząc ciężko, ale szczerząc się przy tym niesamowicie szeroko. Dobrze, że chociaż uszy miała, to ten uśmiech miał się na czym zatrzymać, bo inaczej to by okrążył pewnie kilkakrotnie jej głowę. Przyciągnęła Roya do siebie wtulając się w jego ramiona i nieco rozkojarzonym spojrzeniem wpatrując się w niebo nad nimi. Musiała się chwilę uspokoić a to po tym co się działo wcale nie było takie łatwe. Nawet nie miała za bardzo siły się odezwać. Zamruczała tylko tuż przy jego uchu z zadowoleniem łaszcząc się niczym kotka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 23:07, 08 Paź 2010    Temat postu:

Skoro tak chorowali i nie zanosiło się w najbliższym czasie na poprawę, to może najlepiej było zacząć się starać o jakiś zasiłek chorobowy? Albo najlepiej o rentę, dożywotnią od razu. Wypłacali by ją sobie wzajemnie w postaci porannej czy wieczornej dawki pocałunków z zależności od potrzeb danej osoby. Miał łeb na karku. Te dawki pewnie często by wypadały z ogromną nadwyżką, ale najwidoczniej byli dobrze ubezpieczeni. Dlaczego nie? Roy uwielbiał tematy-rzeki których można było rozprawiać w nieskończoność. Na każdy, lub prawie każdy, argument można było znaleźć kontrargument. Przeciwko racji jednej ze stron można było znaleźć coś co pokazywało sprawę w innym świetle. Dlatego uprawiał taki zwód jaki uprawiał. To mu się podobało. Kolejne dlaczego. Dlaczego miałby się nie spotykać? Roy od zawsze twierdził że ma coś nie tak z klepkami w czym często utwierdzał go Aberforth. Może i ciężko byłoby przetrawić wieść o tym że piękna bladolica dziewczyna już nie żyje w pewnym stopniu, ale jeśli się o tym zapomniało i odepchnęło myśl o tym że mogło być się dla niej obiadem to dlaczego nie? Różni desperaci wybierali różne drogi pożegnania się ze światem. Jeśli śmierć miała by kogokolwiek spotkać w ramionach pięknej kobiety nie mogła być aż taka zła. Co prawda Roy do desperatów nie należał. I czego jak czego ale raczej wiecznego ukojenia w ramionach Lizzy nigdy by nie szukał. Dostał to gratis w ramach nowego dość interesującego życia, jeśli przymknąć oko na pewne szczegóły. Oj że tam martwo zimna, u partnerów ponoć inne wady, gorsze wady się akceptowało. No i przecież istniało coś takiego jak termofor. Jak to się mówi 'wystarczy chcieć' - Dobrze wiem czego chcę. - oświadczył pewnie Roy a z jego oczu biła taka sama pewność jaką dało się słyszeć w tonie mężczyzny. Rozrywała? To Roy przenigdy nie chciałby wejść z nią na wojenną ścieżkę. Mimo wszystko bałby się jej jak ognia widząc co mogła z nim zrobić. Mogło ją zemdlić, chyba i tak nie miała czego zwrócić. To był taki jednorazowy wyskok, niech mu wybaczy. Raczej było to lepsze. Bo jak oni zaczynali chodzić wokół siebie w kółko i owijać w bawełnę to chyba im jeszcze nic dobrego z tego nie wyszło. Lizzy się wpieklała a Roy'a nachodziły poważne, życiowe przemyślenia, które niebyły najszczęśliwsze i najbardziej trafione. Ale wampir nie lubił być pępkiem świata. Kręciło się wokół nich po równo, nie pozostawał Elizabeth dłużny. Blondyn zerknął kątem oka na swą narzeczoną, przypominając sobie o jednym spazmatycznym wdechu i uśmiechnął się pod nosem słysząc iście koci pomruk - Hmmm...? Poszmerać cię za uchem? - jeśli się nie mylił koty i kotki także to uwielbiły. Wsunął palce między włosy Lizzy i zrobił to o co pytał. Palce Roy'a przesunęły się niżej gładząc leniwie szyję dziewczyny. Otwarł usta, ale po chwili przemyślenia zamknął je, co będzie psuł przyjemne chwile.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:23, 09 Paź 2010    Temat postu:

Zasiłek chorobowy? Ciekawa myśl. Z rentą to kiepsko raczej, bo skoro miałaby być wypłacana do końca życia, a oni nie żyli, to raczej wiele by na tym nie zyskali. No chyba, że licząc wampirzego życia, to co innego. Wtedy było by to całkiem, całkiem przyjemne takie odbieranie sobie stosownie wyliczonych rat z naddatkiem. A nadwyżka nie groziła im skutkami zdrowotnymi, wiec martwić się faktycznie nie musieli.

Dlaczego mieliby się nie spotykać za często, gdyby Roy wciąż był człowiekiem? Ano z obawy o to co już się stało, czyli faktowi, by nie padł ofiara jej posiłku. Dziewczyna wolałaby nie nadużywać swojego opanowania za bardzo. Lepiej więc było tak, jak było teraz. Przynajmniej nikt nie musiał się martwić o zawartość rubinowej posoki w żyłach. Dobrze wiedział czego chciał? - A Czego chcesz? - dopytała zadziornie chwytając jego dolną wargę z wyczuciem między swoje zęby.

No ale racja. Kiedy tak chodzili wokół siebie ostrożnie i na paluszkach, to tylko sobie więcej problemów tworzyli niż było tego warte. Jakiś spazmatyczny wdech ugrzązł mu w pamięci? A ciekawe dlaczego? Z powodu jakiejś nerwowości ruchów czy też może innego uczucia mu towarzyszącego? I czyj to był wdech? Jego czy jej? - Mmmm.... - zamruczała z przyjemnością nadstawiając się jego dłoniom i obejmując go na wysokości pasa, by mieć go bliżej siebie. To było niesamowite. Święto jakieś. Roy powstrzymał się od mówienia? Szok. Na prawdę w kalendarzu musiała zaznaczyć ten dzień jako bardzo szczególny. Może nawet co roku obchodzić tradycyjnie to święto? Milcząc wspólnie i będąc ze sobą bardzo blisko w tym czasie. Ciekawa tradycja.

A swoją drogą, to ile im jeszcze tego urlopu zostało? Jakby Lizzy się zastanowiła, to pewnie ledwie ze trzy dni jeszcze czy coś koło tego. Szkoda. Te przyjemne chwile zbyt prędko się kończyły a jeszcze wszystkich wysp nie zdążyli zwiedzić. Jednak będąc w jego ramionach wcale nie mogła narzekać na brak rozrywek i zajęć. Miała inne i to całkiem przyjemne biorąc pod uwagę jego ciepło koło siebie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 8:23, 09 Paź 2010    Temat postu:

Tak, zasiłek chorobowy. Ciekawa, prawda? I bardzo ale to bardzo użyteczna, choć Roy nie wiedział jakim cudem na to wpadł bo przecież jeśli jest się na takim czymś to raczej nie nadaje się do pracy, co absolutnie do wampira nie pasowało. Jak widać jednak Lizzy była tak zajmująca osóbką że przebolewał pewne straty nawet tego nie czując, tak więc wszystko było w jak najlepszym porządku. Faktycznie, z tą rentą miała rację. Trochę kłopotliwe było to że się nie zestarzeją, ani nie pochorują i urzędnikom mogło to sprawić nie lada problem. No cóż, pozostaje renta wypłacana sobie wzajemnie. I co to zmieniało? Tak czy siak kiedy mógłby sie przy niej zaciąć choćby kartką papieru, mógłby się uciąć nożem a w przypływie nudy rozdrapać przy Lizzy ten strupek. Problem tkwił w tym czy by wiedział czy nie. Czy wiedziałby że spotyka się z postacią z komiksów czy uważał Lizzy za całkiem normalną dziewczynę kochającą się w balecie poniekąd maniaczkę odchudzania skoro przy nim nigdy by nie tknęła jedzenia. Czego chciał? To proste. Nazywała się Elizabeth Preston i siedziała na jego kolanach. Właśnie, w takim razie będą się musieli zaopatrzyć w zastawę stołową ze szczególnym naciskiem na sztućce, żeby to powiedzenie w ich przypadku miało choć trochę sensu. Bo 'na czubku kła' jakoś nie brzmiało tak fajnie. Lizzy mu przypomniała o tym by trochę pooddychać, jakoś wyplenił to z siebie szybko, tym bardziej tutaj kiedy nie trzeba się było zastanawiać nad tym dlaczego dana osoba się dziwnie patrzy i przypominać sobie o tym że klatka piersiowa powinna się ruszać. Taki oddech to nawet był na miejscu, gdyby jeszcze byli ludźmi okropnie ciężko byłoby się im wyzbierać. Niech nie robi z tego takiej afery! Nie odezwał się i trudno, nadrobi to bo przecież on nie potrafił zamknąć się dłużej niż na pięć minut chyba że spał, albo robił coś strasznie zajmującego. Można powiedzieć że szmeranie Lizzy za uchem właśnie było takim bardzo zajmującym wampira zajęciem, ogólnie cała Lizzy była bardzo zajmująca ostatnimi czasy. W kalendarzu? Może to Roy jej pożyczy ten którego sam miał używać by wpisywać tam poszczególne daty zaręczyn? Miejsca może i zbyt wiele by nie miała, ale 'Roy powstrzymał swą gadatliwość' gdzieś by wcisnęła, a on chciałby za to odznakę ze słoneczkiem, jako że bardzo dobrze się sprawował. I z kotkami chyba też miał obycie skoro nie usłyszał gniewnych prychów a pazurki z nienawiścią nie zostały wbite w jego bok. Nie, on porzuciłby to święto szybciej niż zostałoby ustanowione. Nie miało prawa bytu, chyba że cały dzień Lizzy usilnie starałaby się mu zamknąć usta, jakby jej wychodziło tak jak dziś to jakieś szanse powodzenie były. Że ile?! Że tylko trzy? Roy to przeliczał na trzy ale tygodnie najchętniej. Jaka szkoda że to się skończy no, porażka jakaś. Na wyspach nawet o pracy się zapominało, o swoich chomikach zapomniał, o No Name. Całkowita demencja i totalny reset. Wampir miał tak jeszcze pomilczeć? Niech Elizabeth powie że nie, albo niech się sama odezwie. To katorga dla niego, nie odzywać się.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:12, 09 Paź 2010    Temat postu:

Renta wypłacana sobie wzajemnie była całkiem interesująca opcją. Lizzy nie mogła narzekać na takie świadczenia. Były dla niej bardzo, ale to bardzo przyjemne. Nawet jeśli otrzymywane raty przekraczały zapisaną przez terapeutę dawki. Chciał w kalendarzu wpisywać poszczególne daty zaręczyn? To ile on chciał razy powtarzać to jedno zdarzenie? Czyżby jej zgoda aż tak wiele dla niego znaczyła, że teraz chciałby rozpamiętywać ten fakt do nie wiedzieć kiedy?

Odznakę ze słonecznikiem dało by się załatwić. Już coś by wampirzyca takiego wymyśliła. W ostateczności kupiłaby w kwiaciarni cały słonecznik na takim długim badylu, podcięła go nieco i przypięła by narzeczonemu do koszulki na piersi na agrafkę. No dobra, dwie albo nawet trzy agrafki, bo słonecznik był ciężkim kwiatem i na jednej mógłby się nie utrzymać.

Oj, ona już by się postarała o to, by chłopak nie miał zbyt wiele okazji do gadania w taką rocznicę. Solidnie by się zajęła zajmowaniem mu czasu. Jakoś by sobie z tym radę dała. O to nie musiał się martwić. A co do urlopu, to przecież jeszcze nie jeden razem spędzą. I o to niech by się nie martwił, bo nie było po co. Po dłuższej chwili na wpół leżenia w jego objęciach Lizzy się poruszyła. Udało się jej już wyrównać oddech, odpoczęła chwilę i teraz nabrała ogromnej ochoty, by coś porobić.

- Rooooy... - przeciągnęła jego imię jak to zwykle robiła, gdy chciała go do czegoś namówić. - Idziemy popływać? - zapytała. Pomiędzy wyspą na której byli a sąsiednią była płytko położona rafa. Dziewczyna miała ogromną ochotę ją obejrzeć i ponurkować. Tym bardziej, że jej partner całkiem nieźle już sobie radził z wodą i mógłby spróbować teraz zanurzania się pod powierzchnią, by obejrzeć kolorowe niczym tęcza narośla.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 14:24, 09 Paź 2010    Temat postu:

Przecież nikt nie żądałby zwrotu naddatku. Roy nie był takim bezwzględnym zdziercą i zapewne znaleźli by na wszystko doskonałe rozwiązanie które zadowalałoby obie strony. Z tym nie powinno być najmniejszego problemu. Terapeuta, w przypadku Lizzy byłby nim wampir którego miała obok siebie, już by wiedział jaką dawkę zapisać. Tak by było najlepiej i najzdrowiej dla jej organizmu. O to niech się nie martwi. Nie, nie o ten kalendarz chodziło. W wyobraźni widział ten w którym miałby zapisywać Elizabeth poszczególne próby zaręczyn. Mniej lub bardziej oficjalne, z użyciem żabiego skrzeku czy czegokolwiek innego co można było jej podarować. Teraz taki kalendarz już do niczego by się nie nadawał ponieważ najbardziej oficjalne z oficjalnych zaręczyn mieli już za sobą, dlatego chciałby jej ten terminarz pożyczyć jeśli zaszłaby taka potrzeba. To ten słonecznikowy kwiat pół piersi by mu zasłaniał a jakby był naprawdę wyrośnięty to prawie całość. Najlepiej zaraz na łańcuchu go uwiesić na wzór gwiazd rapu i podobnych. Oni mieli by medaliony ze złota czy z czego tam chcieli a Roy byłby od nich po stokroć bardziej dumny bo dostałby kwiatka od swej narzeczonej. Gdyby się postarała to chyba nie było by przeszkód obchodzić takie święto. Zawsze mogła mu kazać się zamknąć i uzasadnić to tym ze nadwyręży sobie cały aparat mowy a takich przymusowych wakacji to Roy nie chciałby mieć za żadne skarby. Pamiętał jeszcze jak chorował na gardło i miał ochotę ukatrupić samego siebie za brak szala i za głupotę. Wiadomo że spędzą. Ale ten był tak przyjemny że ciężko sobie było wyobrazić dzień w którym trzeba będzie spakować swe rzeczy i wsiąść w samolot. Spojrzał natychmiast na Lizzy kiedy ta dała mu możliwość otwarcia ust - Kocham cię za to. - wyrzucił z siebie Roy jakby miał wybuchnąć gdyby trzeba było pomilczeć jeszcze trochę - A teraz tylko cię słucham moja droga. - powiedział poświęcając wampirzycy całą swą uwagę - Jak najbardziej. - oświadczył przystając bez najmniejszego 'ale' na propozycję narzeczonej - Zbieraj ten opiaszczony tyłeczek i idziemy. - zarządził cmokając Elizabeth w czubek nosa.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:39, 09 Paź 2010    Temat postu:

No skoro nikt by nie żądał zwrotu naddatku to już w ogóle bajka. Nic tylko oddać się sumiennie leczeniu. A taki terapeuta to już całkiem wypas. Ten słonecznik na łańcuchu wyglądałby całkiem, całkiem. Tylko jeszcze dla klimatu Roy musiałby założyć przekrzywioną czapeczkę spod której wystawałaby nierówno zawiązana chustka. Jednak z drugiej strony to tak dziwnie by było gdyby facet dostał od kobiety kwiatek.

- Za co? - zdziwiła się jego słowami, bo nie oczekiwała raczej, że Roy teraz nagle potwierdzi swoją miłość do niej. poza tym nie wiedziała za co miałby ją kochać, skoro stwierdził właśnie, że za coś konkretnego ją kocha. Zaśmiała się słysząc o podnoszeniu się z piasku. Wstała otrzepując się z drobinek stwierdzając w sumie, że tak na prawdę to chyba kostium kąpielowy nie jest jej potrzebny. Z resztą takowego nie miała nawet przy sobie, musiałaby się cofnąć do domku a tego, to jej się nie chciało.

Strząsnęła z siebie piasek i sięgnęła po sam dół bielizny stwierdzając, że chociaż tak się ubierze. Bez góry mogła zostać. Naciągnęła majtki od kostiumu na siebie strząchając jeszcze ze swych nóg piasek. To samo zrobiła ze swoimi barkami. Czuła, że piasek ma też we włosach, ale stwierdziła, że wypłucze się podczas kąpieli w morzu. Podała Royowi rękę, by pomóc mu wstać. - To chodź. - rzuciła i ruszyli razem do wody.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:08, 09 Paź 2010    Temat postu:

Prawda? Nie będzie przecież sępił na własnej narzeczonej wiedząc że to co włoży w jej leczenie i jemu się zwróci. Wychodzili na tym po równo, oboje zadowoleni i szczęśliwi z dostępnych opcji. Jasne i co jeszcze? Może spodnie z krokiem w kolanach? Elizabeth wyobrażała go sobie takim? On jakoś nigdy. Poza tym wychodził z głupiego założenia że dobry raper musi być czarnoskóry co nie zawsze się zgadzało, ale miał takie skojarzenia i utarte wzorce. Poza tym nie lubił chodzić w bluzach które przypomniały koszule nocne jego matki. Dlaczego dziwnie? Może tylko troszeczkę, ale gdyby wiedzieli o tym jedynie oni to byłoby to dla nich dziwne? Z nikim nie musieli się dzielić tym co robią kiedy są tylko we dwoje. Chyba że to naprawdę dla Elizabeth było dziwne - Za całokształt. - odparł Roy nie widząc potrzeby uzasadnienia swoich słów - Muszę wymieniać poszczególne cząstki które się na to składają? Mam zacząć alfabetycznie? Oj... - miał zaczynać? Serio? Jak tak to musiała mu dać chwilę na myślenie. Co by było pierwsze? Animusz? Nieważne, zastanowi się nad tym. Wampir podniósł się do siadu rozglądając za swoimi spodenkami. Wyciągnął ramiona w ich stronę i złapał końcówkami palców sznureczek przyciągając je do siebie. Wstał otrzepując się podobnie jak Lizzy, pozbywając resztek drobnych ziarenek. Ujął dłoń wampirzycy i mruknął odwracając od niej głowę byle nie widziała jego uśmieszku - Myślałem ze skorzystasz z usług transportowych moich ramion... - no trudno. Daleko do brzegu nie mieli i musiał w tym wypadku obejść się smakiem. Po kilkudziesięciu krokach ciepła woda obmyła im stopy a Roy spojrzał na Lizzy - Nie to co ta rzeczka w lesie. Czysto, przejrzyście... O krabik! - zawołał wznosząc ich dłonie w górę i wskazując Elizabeth drepczącego po piasku zwierzaka.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:06, 09 Paź 2010    Temat postu:

Jak to dobrze, ze nie zamierzał jej wyliczać co do joty tych dawek. Jaki z niego był szczodry chłopak skoro nie chciał, aby Lizzy czegoś brakowało. No nie, nie. Spodnie szerokie z niskim krokiem odpadały. Zdecydowanie. Tego by dziewczyna nie zniosła u swego partnera. Kompletnie nie jej klimat. Jeśli zaś chodziło o czarną skórę, zawsze dawało się to jakoś załatwić. Wystarczyłby węgiel albo coś i już byłby cały czarny.

I dzięki bogu, że nie musieli się z nikim dzielić informacjami na temat tego, co robili będąc ze sobą tylko we dwoje. Bo jakby to było, gdyby komukolwiek mieli się zwierzać chociażby i z tego, co dopiero co robili na tym piasku na plaży? Porażka jakaś kompletna by była. Przyjęła jego odpowiedź, że za całokształt ją kocha, z uśmiechem na twarzy. Miło to było słyszeć. Chociażby od czasu do czasu. gdyby jej to cały czas powtarzał, to by pewnie po jakimś czasie mogło się przejeść i spowszednieć a tak było to coś zauważalnego i docenianego o wiele bardziej.

A co by było przy "Z"? Zapominanie? Nie, to by podpadało raczej pod "S" jak skleroza. A pod "A" to chyba anemia, bo o to chyba posądzali wampira rodzice przez to, że ostatnimi czasy tak pobladł. Roześmiała się słysząc jego zastanawianie się nad alfabetycznym wymienianiem dlaczego ją kocha. - Nie musisz wymieniać. - odrzekła dając mu buziaka w policzek, gdy się podniósł. Pomogła mu się otrzepać z piasku ściągając z jego pleców i ramion drobinki skrzące się w słońcu. - W drodze do wody? - roześmiała się. Co ona była syrenka jakaś, że pod wpływem wilgoci jej nóżki w płetwę się zamieniały? Nie. Mogła sama dojść do wody.

Skrzywiła się widząc niedaleko nich kraba. Paskudne stworzenia. I takie... Takie... Nieprzyjemnie skorupowate. Aż się wzdrygnęła. Puściła jego dłoń postanawiając jak najszybciej znaleźć się w głębszej wodzie, z dala od tego czerwonawego bydlęcia tuptającego po brzegu plaży. Przeskoczyła kilka mniejszych i delikatnych w tym miejscu fal, po czym zanurzyła się w wodzie, wynurzając po chwili swą głowę ponad jej powierzchnię, odwracając się w stronę chłopaka, by na niego zaczekać. - Chodź Ty mój krabiku jeden! - zawołała zachęcająco przewracając się na plecy i z uniesioną głową tak, żeby Roya jeszcze widzieć zaczęła bardzo powoli odpływać od brzegu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> USA Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15 ... 19, 20, 21  Następny
Strona 14 z 21

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin