Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna

Rancho Los Alamitos, Long Beach
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> USA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 1:18, 08 Lut 2011    Temat postu:

- Eee... No booo... - nie, nie umiała znaleźć wyjaśnienia dla swojego, w teorii, nie usprawiedliwiania się. To było ewidentnie widać jak dziewczyna się zapierała, ale cóż, wszystko w ramach żartu. Jednak kiedy nazwał ją, jak ja nazwał, to już nie wytrzymała i parsknęła śmiechem - Ewenemencie? Ewenemencie?!? Nazwałeś mnie ewenementem? - popatrzyła się na chłopaka szeroko rozwartymi oczyma nie dowierzając otrzymania właśnie tego określenia. No jak on mógł! Ewenemencie? Ładne rzeczy...

- Nie wynaleźli słowa na ewenement? - no tutaj, to się już zdziwiła. Przecież dopiero co już je znalazł. I nawet obdarzył nim swoją narzeczoną. - Moja Ty kochana Brunhildo! - westchnęła w końcu słysząc tą abstrakcję w głosie swego mężczyzny. - Ale dasz mi wpierw zgrać z pamięci zdjęcia? - wyszczerzyła się w niewinnie słodkim uśmiechu ściemniając kompletnie, że nic a nic nie zrobiła. Pewnie podobną minę musiała mieć będąc kilkuletnim dzieckiem, które właśnie coś zbroiło i za nic w świecie się nie przyzna.

- Potrzebne! - no jeszcze bardziej się zaparła. Powinien jej za to już głowę ukręcić, bo jeszcze moment a zacznie się zapierać wszystkiego jak leci. Tak dla zasady. I dla śmiechu. - No bo przecież choćby i ta kura musi wiedzieć, że skręcamy, nie? - wyjaśniła z zaparciem godnym lepszej sprawy. Uspokojenie uspokojeniem. Lizzy i tak się stresowała siedząc w tej wielgaśnej maszynie. - No ufam Ci, ufam. - jakże mogła by mu nie ufać. Ale ten argument był z gatunku tych poniżej pasa. Jak mogła by zaprzeczyć w tej chwili, prawda?

- Nieeee? - zapytała niepewnie jakby serio próbowała przywołać ze swojej pamięci fakt czy uczył ją prowadzić z zamkniętymi oczami czy też nie. Ciężko było stwierdzić to w tej chwili. - Na pewno nie? - uchyliła i drugie oko, mając je mimo wszystko wciąż zmrużone. - Łaaaaaa! - zajęczała kiedy Roy zsunął dłonie na jej nadgarstki, nieco niepewna tego czy chce prowadzić ten piekielny ciągnik sama. - Nie rób mi tego! - dodała jeszcze jękliwie jakby błagając o to, żeby to on prowadził ta wielką kolubrynę z przyczepą ciągniętą z tyłu. Jeszcze tylko kawałek był na pole.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 19:59, 08 Lut 2011    Temat postu:

- No bo...? - podpytał z wrodzoną mu ciekawością przysuwając usta do ucha Lizzy. Wszystko co tylko mógł czasem wykorzystywał przeciwko niej. Ta interesowność była nie do poskromienia chwilami. Roy zawiesił brodę na jej ramieniu i zapytał - A dlaczego nie? Pasujesz do definicji tego słowa. - stwierdził zamyślonym tonem zapewne zastanawiając się czy faktycznie dobrze to osądził. Jak mógł i jak mógł... Normalnie. Przecież nie było to nic złego - Nie wiem czemu się tak dziwisz. To ładne jest. Ewenement... - przeciągnął jakby smakował każdą sylabę - To synonim od Elizabeth. - zażartował sobie zerkając na wampirzycę kątem oka - O wcale że nie! Tylko nie Brunhilda. Nie chcesz mnie wysłać na głębokie wody, prawda? Nie będę za kogoś wykonywał brudnej roboty. - Roy zaśmiał się złowróżbnie. Przejrzał Lizzy - Nie. Nie dam ci go do rąk... - pusta raczej ta groźba, bo nie był na tyle uważny by o tym pamiętać kiedy tylko wrócą do mieszkania - To tak jak w radiu... Najpierw zbierasz materiały, piszesz, ty akurat robisz zdjęcia, oddajesz osobie o której to jest, a ona wprowadza poprawki według własnego widzi mi się i oddajesz. A później wydajemy. W naszym wypadku przedstawiamy rodzicom. - chyba skończył mówić i tłumaczyć Elizabeth poszczególne etapy pracy jaką okazjonalnie przychodziło mu wykonywać - Gdzie jest ta kura?! - zawołał mrużąc oczy i szukając na prędce pierzastej kwoki - Oooj tam... - mruknął odchylając się w tył - Ona zna przepisy ruchu drogowego w tym gospodarstwie. I BHP. I wszystkie inne. Okej, skoro ufasz to wiesz, że nic ci się ze mną nie stanie. - powiedział będąc szczerze tego pewnym w tej chwili. Nic się nie mogło stać - Więc, bez nerwów moja droga, bez nerwów. Bo ci ciśnienie skoczy. - mruknął żartobliwie - Nie. Powiedziałbym nawet że to jest wskazane by podczas jazdy mieć otwarte oczy. To wszystko ułatwia. - powiedział ze stoickim spokojem. Wyprostował palce i przesunął je ponownie na dłonie wampirzycy - Już dobrze. Nie puściłem. - uspokoił Lizzy - Już niedaleko. Pomachasz widłami? - zapytał by zająć ją czymś innym.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:36, 08 Lut 2011    Temat postu:

- O jeju no! - pisnęła czując jego usta tuz przy swoim uchu. Przeszły ja dreszcze po całym ciele na samą myśl o jego ciepłym i miękkim pocałunku. - Nie rób tak nooooo! - wyjęczała kurcząc ramiona w górę jakby w taki sposób chciała osłonić swoją wrażliwą szyję. - No, no, no! - żachnęła się. Ten synonim jej się nie podobał. Zwłaszcza jak się go dopisywało do jej imienia. - Bez takich mi tu proszę. Wcale nie jestem ewenementem no! - uparła się bronić swego zdania chociaż i tak uśmiech wypełzał na jej usta.

- Nie chcę? no wiesz no... W końcu uczyłeś się pływać, to i na głębokich wodach dałbyś radę. - zaśmiała się z tego jak jej narzeczony zaczął się zapierać. - A Brunhilda to takie seksowne imię! - wyrzuciła z siebie starając się powstrzymać swój śmiech choć na chwilę. Kiepsko jej z tym szło. - No, ale jak poproszę, to będzie mogło być bez autoryzacji? - zapytała odwracając na moment w stronę twarzy chłopaka swój wzrok i trzepocząc rzęsami jakby chciała go w ten sposób przekonać do ustąpienia.

A gdzie kura? No jak to kura, polazła gdzieś w tej chwili. Złośliwie to robiła, bo się chowała przed oczami wampira nie dając udowodnić racji Elizabeth. - No właśnie zna przepisy ruchu drogowego i gdybyś nie wrzucił kierunku, to by nie wiedziała, że chcesz teraz tutaj pojechać! Mogła by Ci wpaść pod koła, o! - stwierdziła rozradowana z głupawki, która ich jak zwykle ogarniała. - Ej, ale to bez sensu! Z zamkniętymi oczami jest spokojniej! Po co miałby się człowiek stresować... - zażartowała czując się całkiem przyjemnie w jego objęciach, kiedy chłopak prowadził. Mogła w nich się bezkarnie rozsiąść wtulając policzek w jego szyję. - Pomachać mogę. - stwierdziła - A będziesz nadzorcą obozów pracy? - rzuciła dla kolejnego żartu - Czy współpracownikiem?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:24, 09 Lut 2011    Temat postu:

- Dlaczego nie? Przecież nic złego ci nie robię. - odparł z przebiegłym uśmieszkiem zadowolony z siebie. Ta mina anioła była w pełni autentyczna - I zimny też nie jestem. - zauważył kiedy skurczyła ramiona - Jestem wszak ciepłym, miłym i zabawnym facetem. Troszkę ciekawskim, ale taki już mam błąd fabryczny. Przebiłaś mi numery seryjne, ale niestety to nic nie dało. Można powiedzieć że tak już być musi na wieki wieków. Ale, wracając do tematu... - ukrócił sam siebie próbując przejść do sedna - Tak, nic złego nie robię. Że trochę się przykładam do uzyskania prawdy...? Po prostu mi zależy. Zboczenie zawodowe, wybacz. Ale dlaczego? - zajęczał niepocieszony tym ze określenie jakim obdarzył Lizzy nie przypadło do wampirzego gustu - Dla mnie jesteś. - oświadczył - I przestań się spierać, proszę. Ach taaak. I uważasz że bez odpowiednich kursów nurka głębinowego i tak dalej i tak dalej... Że mógłbym tak sobie wpaść w głęboką wodę? I wepchnęłabyś mnie tam pewnie, co? A wiesz że to byłaby robota na całodobowy etat? I nie było by Roy'a w domu. Bo gdzie by był? Łowiłby na wędkę krakeny i inne takie... I to jeszcze pół biedy, ale walkiria była płci pięknej, tak? Musiałbym jednak pożyczyć twoje sandały... Jakie? Seksowne...? - zerknął na Lizzy i mruknął powstrzymując śmiech - Dziwnie na to patrzysz... - odchrząknął i stwierdził karykaturalnie pewnym i nieustępliwym tonem - Nie. Choćbyś nie wiem jak prosiła będzie z autoryzacją. I jeszcze z moim podpisem. A najlepiej to pod okiem adwokata, notariusza czy kogo tam się trafi... - zakończył wymyślając z pasją kolejne instancje, które miałby nadzorować całą operacją z mocy prawa. I nawet trzepotanie nie pomogło, był twardy niczym kamień na który teraz wjechali. Ze skałka mała była, to wcale tego nie odczuli - Nie, nie, nie... - zaczął Roy tłumacząc znów Lizzy swoje - Zna przepisy, owszem, ale te gospodarcze a nie typowo drogowe. Nie możesz tego od niej wymagać. Widzisz by miała tutaj gdzieś pasy, albo sygnalizację świetlną? No nie. Więc ona podlega specyficznej odmianie tych przepisów, które różnią się od naszych i zezwalają na brak kierunkowskazów. Gdzie tam wpaść... - powiedział obojętnie - Przecież już sobie poszła. To kura uczona, nie jakaś nieopierzona sierotka. - wampir nie miał pojęcia po co się stresować, ale takie miał przyzwyczajenia i prowadził z otwartymi oczami. Tak było i teraz. Turlali się niezbyt szybko po dróżce mając przed sobą dość ładny, wiele odbiegający od miejskich standardów widoczek - No nie wiem. Bo będę kierowcą. Więc chyba tak po środku. Kierownik zmiany? W końcu kołchozu tu nie założę.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Roy Smith dnia Śro 21:10, 09 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:42, 15 Lut 2011    Temat postu:

- Nie robisz? Nie robisz?! - no była serio oburzona. Chociaż może nie serio, tylko z rozbawieniem oburzona. Bo przecież nie była by w stanie na niego się faktycznie oburzać o takie coś. - Ależ informuję Cię, skarbie, że robisz. I to bardzo wiele. - stwierdziła z przekonaniem - Powodujesz, że mam ciarki na całym ciele. - wyjaśniła jeszcze. Lubiła kiedy tak obił. Było to całkiem przyjemnie a i w takich okolicznościach przysparzało wiele śmiesznych sytuacji. - No nie, nie! Ja wcale nie powiedziałam, że jesteś zimny! Ty mój gorący facecie. - mruknęła wychylając na chwilę swoją głowę w tył, by ją na moment złożyć na jego ramieniu.

- Jak to Ci przebiłam numery fabryczne? - zachichotała obracając spojrzenie na jego twarz. - Wcale niczego nie przebijałam! Wgrałam tylko drobne poprawki do oprogramowania, jeśli już. - zaznaczyła. - zboczenie zawodowe? Roy! Ja nie jestem Twoją pracą! - zaśmiała się z takiego ujęcia słów przez narzeczonego - Powiedz, że robisz to dla mnie, a we wszystko uwierzę. Każda kobieta tak ma. - wyjaśniła podpowiadając prostą sztuczkę na przedstawicielki swojej płci.

- Aj tam! Po co Ci kursy nurka głębinowego, skoro jesteś tysiąc razy lepszy od nurka! Pomyśl o tym w ten sposób: Tlenu, to Ci nigdy nie zabraknie! - wyszczerzyła się z powodu myśli o ich wampirzej naturze. - Ależ słońce... Byłabym zawsze z Tobą. - powiedziała ugodowo dając mu całusa w policzek - Czy na wodzie czy pod wodą. Chyba, żebyś już mnie tam nie chciał. Ale pomyśl, ileż by było zabawy łowiąc takiego krakena! Tylko nie wiem czemu nazwa kraken kojarzy mi się ze słowem krakers. Myślisz, że krakeny były by smaczne? - teraz to ona się rozgadała zapominając kompletnie o tym, że wspólnie prowadzą właśnie ten nieszczęsny ciągnik. Chociaż to Roy bardziej go powadził, bo Lizzy kompletnie się rozproszyła.

Zmarszczyła brwi robiąc przy tym dziecięco słodką minkę. - No weeeeeź. Z tymi wszystkimi świadkami? Co Ty mi nie wierzysz? Mnie, skarbie? - ależ mu słodziła! Widać było wyraźnie, że chciała aby w pewnym zakresie dał jej wolną rękę. Roześmiała się już na dobre słysząc odpowiedź wampira o tym jaka ta kura była. Teraz to już kompletnie nie pamiętała o kierownicy ani o tym, że ich rydwan, którym dowodzili wciąż turlał się po piaszczystej dróżce, wjeżdżając powoli na pole, na którym porozrzucane było to tu, to tam siano, które mieli zebrać. - Aaa! No jak kierownik zmiany, to zgoda. - przytaknęła orientując się, że dotarli już w zasadzie na miejsce i powinni się zatrzymać, by zabrać się za pracę ze zgarnianiem stogów siana na wóz. - Mam pomysł! - rzuciła, gdy Roy zwolnił już zdecydowanie. - Kto więcej stogów załaduje na wóz! Co Ty na to? - zaproponowała uśmiechnięta czekając na zgodę bądź też jej brak.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:41, 16 Lut 2011    Temat postu:

Roy pokręcił pewnie głową jak dziecko które przeczy że nie, ale to na pewno... - Nie. - odparł w przeciwieństwie do Elizabeth zdobywając się na stoicki spokój któremu jemu można było pogratulować, bo zazwyczaj nie potrafił tego ot tak sobie osiągnąć - Ależ nie, moja droga. Przecież ja tylko jestem, a to nic wielkiego. Oj tam że ciarki masz... - powiedział machając obojętnie dłonią która zaraz powróciła na palce wampirzycy - Widocznie przeciągi gdzieś mamy. - stwierdził rzucając okiem na szyby ciągnika jakby faktycznie to miało być odpowiedzialne za odczucia Lizzy - Okej... Gorący, hm... W zasadzie kiedyś sobie muszę zmierzyć temperaturę, tak z ciekawości, ile teraz mam. - oświadczył a z jego tonu można było wywnioskować że ta ciekawość jest typowo dziecięca. Choć znając Roy'a pewnie w końcu to zrobi by wiedzieć o sobie coś jeszcze. Zerknął na wampirzycę kątem oka - Tak? - zapytał - Nie patrzyłbym tak na to. W końcu jesteś tak jak nówka sztuka, więc przebicie numerów jest lepszym wytłumaczeniem. Z tymi poprawkami... Ty mi cały czas różne aktualizacje wprowadzasz, to też się kwalifikuje, tak... Ależ nie! - zawołał zgadzając się z Elizabeth - Ja wiem ze nie jesteś moją pracą i chwała bogu, chociaż... Wyobrażasz sobie jakbyś wisiała na statywie a ja miałbym nadawać prosto do twojego brzucha? Latem? To by strasznie dekoncentrowało. - stwierdził umęczony samą wizją czegoś takiego - Brzuch to pikuś. - ciągnął dalej swoje rozmyślania - Gdybym miał mówić wprost w twoje usta...? - Roy uśmiechnął się do siebie bo to wyobrażenie o wiele bardziej mu odpowiadało - Chyba nic nie poszłoby w eter, albo bardzo, bardzo niewiele. - mruknął przyznając już samemu sobie, że wcale nie byłoby tak źle. Z jego perspektywy, wyłączając pracę i całą resztę, w tym i biedną Sus, która musiałaby siedzieć w tym samym studio - W porządku. - oświadczył unosząc dłoń w górę jakby chciał zgłosić chęć wygłoszenia własnego zdania - Moja kochana, ja wszystko robię z myślą o tobie i dla ciebie. Nawet dałem się za tym posadzić. - powiedział bujając się na siedzisku góra-dół w zależności od układu dróżki - Wiem, że mi nie zabraknie... Tylko pływać też trzeba umieć, tak? Popłynę na głębie i co? Ciśnienie ze mnie konserwę zrobi. Roy w puszcze. Danie na zimno. Przecena w supermarkecie. - dokończył wjeżdżając między rzędy z sianem. Puścił przy tej okazji dłonie Elizabeth i mogła nimi już swobodnie poruszać. Wampir zmarszczył brew chcąc zacząć odpowiednio - Księżycu... Księżyczko... Księżniczko! Ależ ty masz swoje zajęcia i swoją pracę. To ja jako ta łysa prawie bo łysa, ale zawsze głowa rodziny musiałbym ją utrzymać, tak? Więc ja do pracy łapać krakeny na syreni śpiew... - nastąpiła dowolność, Roy nie lubił się trzymać jednej historii, najwyraźniej walkirie już mu się znudziły - A ty w baletki i do Beani. - bardzo jasny podział ról. Może trochę staromodny, ale tak go nauczono - Bo podobnie brzmi. Kraken, krakers... Szkoda że nie ma rymu. - dodał po chwili ciszy, kiedy to najpewniej próbował znaleźć jakieś ciekawe powiązania między jednym na drugim - Bo ja wiem...? To takie strasznie oślizgłe. Taka większa ośmiornica. Chciałabyś zjeść ośmiornicę? - wykrzywił lekko usta analizując swój apetyt - Jest problem, bo mogłaby się przyssać tymi wszystkimi mackami... Za dużo pracy z odrywaniem tego paskudztwa z twarzy. - zawyrokował w końcu i wyszło na to że chyba kraken, gdyby istniał, nie byłby najsmaczniejszy i najprostszy do spożycia - Nie no... - zaczął pojękiwać nie będąc zdecydowanym - Niby... Niby - przekręcił głowę na lewo - Raczej, no... - przekręcił ją na prawo spoglądając sponad ramienia wampirzycy na pole - Tak! Oczywiście, że tak. - słodzenie odniosło prawdopodobnie pożądany skutek skoro był skłonny odstąpić od całego sztabu ludzi i niepotrzebnych formalności - Ależ nie śmiej się z niej! - zawołał broniąc wspomnianej kury - Ona jest mądra. Zapewne w kurniku założyły uniwerek dla zwierząt gospodarczych, z oddziałem dla drobiu. Uczą się zażądania jajkami i tak dalej. A wykładowczynią jest zapewne jakaś stara kwoka, oszczędzana przed rosołem. - zakończył przyciskając pedał hamulca bo dotarli na miejsce przeznaczenia - A kto będzie nim jeździł? - zapytał w odpowiedzi na pytania Lizzy - Chcesz biegać po całym polu? - uniósł brwi w górę nie wiedząc czy dobrze zrozumiał narzeczoną.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:57, 18 Lut 2011    Temat postu:

Powiedzieć, że mu się przyglądała jak do niej mówił, to zbyt wiele powiedziane. Bo jak można by było coś takiego powiedzieć mając obiekt swojego zainteresowania za swoimi plecami. Jednak w jakiś tam sposób obserwowała go. Kątem oka, trzymając twarz przy jego policzku śledziła jego roześmiane mimo wszystko oczy. I tak, miała ciarki. Niezaprzeczalnie. Doskonale je na sobie czuła. - To nie są przeciągi! - rzuciła z zaparciem. Dobrze wiedziała co czuła. I to nie było powodem byle jakiego powiewu wiaterku.

Przez chwilę wyobraziła sobie Roya z wielgaśnym termometrem pod pachą. A po chwili dojrzała go w swych myślach także i w ustach chłopaka. Skupiła się jednak dalej na jego słowach, bo z wyobrażeniem tego dziecięco wielgachnego przyrządu do pomiaru mogła by jeszcze spędzić wiele godzin. To przytakiwanie i przeczenie w jednym zdaniu znów spowodowało co gwałtowniejszy napad wyszczerzu na jej twarzy. Brzmiało to rewelacyjnie. - O nie! Nie chciałabym być Twoją pracą. Wolę być przyjemnością niż pracą. I sądzę, że by mi się nie spodobało wiszenie do góry nogami jako mikrofon. - wyjaśniła chichocząc nieprzerwanie pod nosem. - A jak tak, to ja już wolę niekoniecznie zaprzeczając grawitacji. - odrzekła jeszcze kiedy zasugerował, że jej usta byłyby mikrofonem.

Pokręciła przecząco głową rozrzucając na boki złapane w luźną kitkę swoje włosy po jego ramieniu. - Żadnej przeceny. Nie chcę narzeczonego z wyprzedaży jakiejś. - stwierdziła doceniając to, co miała do tej pory, jako całkiem odpowiednie dla siebie. Temat krakenów i ośmiornic zwszedł na dalszy plan kiedy już wysiedli ze swego pojazdu. Przy wywodzie o kurze inteligentce niemal się zwaliła na ziemię ze śmiechu próbując zejść po tych dwóch prowizorycznych schodkach prowadzących do siedziska ciągnika. - Oj no jasne! Czemu by nie? - odrzekła wyjaśniając w odpowiedzi swój pomysł chłopakowi. Przecież biegając po polu zmęczyć się nie zmęczą, prawda?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 23:33, 18 Lut 2011    Temat postu:

Roy nie mógł się poddać zbyt łatwo. Przecież jemu tylko zależało na dobru Elizabeth - A co innego jak nie przeciągi? - zapytał przeciągając niczym kretyn pierwszej klasy, który za nic w świecie nie potrafi załapać prostego skojarzenia - Lizzy... - zajęczał, a w tym jęku dało się dosłyszeć udawane zatroskanie jak się okazało stanem zdrowia wampirzycy - Może ty chora jesteś co? I ten termometr wcale pod moją pachę nie trafi, hm...? Gdzie ty masz czoło? - szkoda czasu na opisywanie drogi jaką przebyła troskliwa dłoń Roy'a w poszukiwaniu czoła Lizzy. W skrócie od pasa w górę, smyknęła po szyi, palce trąciły nos, aż w końcu trafiły na brązowe kosmyki - Hm... - mruknął w zamyśleniu. Czując się jak połączenie nastoletniego kierowcy który pokazywał co potrafi kierując jedną ręką i doktora osądził - Letnie. Chyba wszystko w porządku. Czyli nie infekcja. Więc co? Bo przecież nie ja. Ja cię wcale nie dotykam żeby jakieś ciarki... - pokręcił głową przesuwając wierzchem dłoni po policzku wampirzycy - Tu też nic... Co tak szczerzysz zęby? Przyznaj się co znów uknułaś. - rzucił będąc zapewne pełen najgorszych podejrzeń. Termometr w ustach? Może zaraz termofor i ciepła kołderka? Hm, kołderka w gruncie rzeczy złym pomysłem nie była. Jednak rozpościerało się przed nimi ładne pole, a w zasadzie chyba łąka na której w równych odstępach złożone były kupki siana. Siana które tak cudownie pachniało. Wampirowi na myśl przyszło stadko chomików przebywające gdzieś w Seattle - Pogadam z Matt'em czy użyczy mi trochę. Matko, jak to pachnie... - westchnął Roy pociągając nosem by wciągnąć jak najwięcej mieszanki zapachu który wdzierał się do środka przez wszystkie możliwe szparki - Tym można się naćpać. - stwierdził przekręcając kluczyki w stacyjce. Przestało trząść. Odchylił głowę w bok, bo włosy Lizzy łaskotały a któryś z co bardziej bezczelnych właził do oczu - Właśnie, więc nie zaprzeczaj, bo jeszcze nie wiesz co wymyślę. - stwierdził machając Lizzy palcem przed nosem. Wampir nie miał pojęcia dlaczego dziewczyna tak się śmiała z tej wyedukowanej kury - Ty niemiła jesteś. - burknął wyłażąc powoli za wampirzycą - Ona tak się przykładała... - wyliczał dalej broniąc gospodarczego ptaka - Na korepetycje do koguta chodziła. Ziarno oszczędzała by łapówki dawać. Odmawiała sobie nowych piórek, by mieć na edukację. A ty w śmiech... - inną sprawą było to że samemu coraz trudniej przychodziło mu się powstrzymanie od chichotu - Na kursy pewnie się zapisywała. Z przepisów ruchu w gospodarstwie pana Matt'a. A ty jej nie doceniasz moja droga. - wampir zacmokał i zeskoczył obok Lizzy spoglądając na narzeczoną, która wyjaśniła co jej chodziło po głowie - A mamy widły? Dwie pary? - zapytał podchodząc do wózka i wieszając na nim ramiona niczym dzieciak. Zajrzał do środka i skrzywił nos. Po chwili uniósł zwycięsko wioskowy trójząb i wręczył go Lizzy - W twoje ręce. Zaraz wygrzebię dla siebie. - poinformował. Po tej chwili stanął obok wampirzycy spoglądając na dół i czubek wideł - Przeprosisz kurę?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:22, 19 Lut 2011    Temat postu:

- Chyba bym nie chciała się dowiedzieć jak wygląda przeziębienie u nas teraz... - mruknęła. - To chyba było by coś strasznego. - no a jakże by inaczej? Wampir z katarem. Albo z brakiem apetytu związanego z ogarniającą organizm gorączką. Wypita krew by się w nich zważyła. I jak tu się jej potem pozbyć z żołądka jak ten nie pracował już normalnie? Nie, to zdecydowanie nie byłby dobry pomysł się przeziębiać w ich... hymmm... stanie.

Obróciła na moment głowę w stronę twarzy chłopaka, po chwili próbując śledzić tą jego dłoń, która przemierzała jej ciało. - Ykyhm! - chrząknęła chcąc zwrócić mu dźwiękiem uwagę, że tak, to raczej nie spowoduje obniżenia jej temperatury skóry a wręcz przeciwnie. Parsknęła po chwili ponownie śmiechem słysząc zadowolony głos chłopaka wciągającego zapach świeżo skoszonego siana. - Ty ćpunie mój jeden! - prychnęła mrużąc oczy z rozbawienia - A tam niemiła! - odrzekła słysząc tą przyganę dla niedoceniania wyedukowanej kury - By się zajęła domem a nie z łapówkami latała! W kurniku jajka marzną a ta lata se po polu i udaje nie wiedzieć kogo! - nie, nie będzie broniła tego zwierzęcia gospodarczego.

- Jej żywot krótki, na rosół przeznaczona, więc niewiele jej zostało czasu na wysiedzenie potomstwa. Zajęła by się pisklakami a nie... - zaśmiała się - Nie przeproszę. - odrzekła stając nieco szerzej na nogach i zastawiając się swoimi widłami, które wręczył jej w dłoń narzeczony. - To co? Trzy, cztery i kto więcej go tu naznosi? - zaproponowała po chwili rzucając wzrokiem na te wszystkie snopki. Wyszczerzyła się w uśmiechu, po czym rzuciła na prędko owe 'trzy, cztery' i poleciała do pierwszego stożka zagarnąć jego kolejne części na miejsce przy wozie. Śmiała się przy tym niczym dziecko, rozhahane z powodu tego, że udało mu się wystartować szybciej niż pozostali rówieśnicy w wyścigu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:50, 19 Lut 2011    Temat postu:

Też problem - Zawsze można spróbować się przeziębić. - podpowiedział Roy przypominając sobie wszystkie człowiecze sposoby przyciągania takiego stanu - Tylko że... Nie za bardzo możemy, prawda? - pierwszym co przyszło mu do głowy było wystawanie na lodowcu aż nie nabawi się kataru. Albo bieganie po mroźnym wietrze co przyniosłoby za sobą choć marną chrypkę - Jaaa... To takie dziwne. - powiedział kiedy sobie uświadomił to że nigdy nie pociągnie nosem z powodu zwykłego kataru - A Beani to się przeziębia? - zapytał ciekaw jak sprawa chorób wygląda u półwampirów - Czy też jest tak samo odporna jak my? Ewolucja mogła tego oszczędzić. Czasem łatwiej by się udawało przed ludźmi. Nie dzięki... - pociągnął jakby tłumaczył się przed kimś trzecim. Zamachał lekko dłońmi odmawiając czegoś najwyraźniej - Jestem przeziębiony i nie mam apetytu. Chociaż katarek, albo kaszelek, cokolwiek... Ale nie. Z drugiej strony... - zaczął z zadowoleniem - Nie ma to jak chodzący ideał. - dokończył sugestywnie spoglądając na Lizzy, której we wszystkim było dobrze, nawet i w ogrodniczkach. On i jego gadulstwo zajmowało stanowczo zbyt wiele czasu. Musi się ograniczać. Nikt nie udowodnił czy wampira można zagadać na śmierć, a on nie chciał być tym pierwszym który tą metodę wypróbuje - A powiedź że ci się nie podoba zapach siana. - zaperzył się czując wokół siebie ten słodki aromat który kojarzył się z wakacjami i dziadkami - Ładnie pachnie. Chlorofilem, pszczołami, pyłkiem, wiatrem, słońcem... Poezja aromatyczna. - nim dobrze zdążył się rozmarzyć znów musiał bronić drobiu - Ale żeby w tym domu być i gospodarzyć dobrze najpierw musiała się nauczyć. Normalna kolej rzeczy, prawda? Nie możesz powiedzieć ze miała to wyssać z mlekiem matki, bo jak? Kura nie za bardzo tak może. A przecież nie zjadła własnej skorupki... Kura nie ma tak łatwo w życiu jakby się zdawało moja droga. - osądził snując wnioski z kosmosu. Szlo mu jak zwykle łatwo, bez większego przygotowania wynajdywał kolejne fantastyczne argumenty - Oj tam zaraz na rosół... - jęknął - Może nie, może to ma być kura która wyrośnie na dorodną kwokę i później za nią będzie ganiało takie stadko małych, żółtych, puszystych... - stulił dłonie co zapewne miało obrazować puchate kurczaczki - Ale kaczuszki są fajniejsze. Tak fajnie kręcą kuperkami. - wtrącił sam sobie z uśmiechem. Urwał kiedy Elizabeth oznajmiła że nie przeprosi szanowanej przez Roy'a kury. Nie będzie się z nią o to spierać. Wampir otwarł usta chcąc odpowiedzieć, ale nie zdążył bo Lizzy zerwała się takim pędem jakby miało zaraz padać i od tego czy zbiorą siano w przeciągu minuty miało zależeć ich przyszłe szczęście. Roy pochylił się, wybrał najbardziej zielone ździebełko trawy i wsadził je w usta - Przyszło mi biegać po polu... Naprawdę, ty jak już coś wymyślisz... - jednak nie ociągał się, bo lubił wszystko co dawało zdrową rywalizację. Biegał więc z dziecięcym wyrazem radości na facjacie kątem oka obserwując swoją narzeczoną kombinując jak wyprzedzić ją w tym zmaganiu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:54, 22 Lut 2011    Temat postu:

Ile by się nie starali, to i tak by tego kataru nijak nie byli w stanie złapać. - E-e. - stwierdziła kręcąc przecząco głową. Nie mogli. Za żadne skarby. Ponoć. Bo jakoś nikt nigdy nie wspominał o chorym wampirze. Albo takim z gorączką i marudnym. O rany! Marudny wampir! To było by coś strasznego. Zwłaszcza jakby choroba się wydłużyła na ileś lat, jak to w ich przypadku lata stawały się wiecznością.

- Tak. -odrzekła wzruszając ramionami - Tak normalnie. Rzadziej, ale choruje. - widziała tą kobietę może ze dwa razy chorą. Była wówczas nie do zniesienia dla wszystkich. Zawsze surowa, sroga, to podczas przeziębienia i z bolącą głową była niczym tornado niepozostawiające niczego po sobie. - Oj przesadzasz! - rzuciła słysząc komplement z ust narzeczonego. Wcale się tym ideałem nie czuła. Rozmawiali już o tym nie raz. I tak. Zagadanie chyba było by jedną z dwóch ostatecznych śmierci wampirów. Chociaż Lizzy nic nie miała do gadaniny swego narzeczonego, ale racją było, że jak ten się rozkręcił, to nie było mu równych.

Nie miała nic do zapachu siana. Kojarzyło jej się co prawda niemal tylko z wakacjami na wsi, ale było całkiem przyjemne dla węchu. Poza tym, ze kręciło w nosie. Z lekkim fascynacją przyglądała się Royowi, który potrafił wyciągnąć kolejne argumenty za edukacją owej kury. Ona by chyba tyle asów dla tego drobiu nie była w stanie wyciągnąć w obronie. - To jak Ci się podobają kaczuszki, to Ci taką kupię. - stwierdziła - A potem jak podrośnie, to ją sam przyrządzisz w jabłuszkach, tak? - zaśmiała się wyobrażając sobie wampira w kuchni kręcącego się wokół ukochanej kaczuszki, aby wyszła jak najsmaczniejsza. Oj, brutalne myśli miała. A zbieranie siana szło im jakoś. Tylko pytanie było jedno - kiedy przerwać to zagarnianie. Bo z prędkością, to byli nieźli.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:14, 23 Lut 2011    Temat postu:

Widząc jak Lizzy kręci głową Roy opuścił ramiona wzdłuż boków nie za bardzo pocieszony tym że nawet pomarzyć o małej grypie sobie nie może - No trudno. - stwierdził krzywiąc nieznacznie usta - Żeby chociaż to coś na serio dało... - Caren i tak narzekała że wygląda na chorego i gdyby mogła ciągałaby go po wszystkich możliwych lekarzach i specjalizacjach jakie medycyna znała. Na wampiryzm jednak lekarstwa nie było i musiała znosić jego blade oblicze. Podrapał się po głowie z zafrasowaniem bo przez te dwa tygodnie zapomniał już o troskach swojej matki z nim związanych. Oj tam marudny wampir... Jak Roy nie miał co robić też stawał się marudny. Miała przykład takiego stanu obok siebie. Rzadko, bo rzadko, ale jednak. - Tak? - zapytał jakby nie chciał wierzyć że Beani się jednak przytrafiają jakieś infekcje - Fajnie ma. - jęknął co zabrzmiało niemożliwie absurdalnie. Cieszenie się z możliwości chorowania chyba nie było zupełnie normalne. Tym razem to wampir pokręcił przecząco głową co miało znaczyć ze absolutnie nie przesadza i jest tak jak powiedział. Ideały były wysokimi i szczupłymi brunetkami. Nawet jeśli miał tyłki jak 'stodoły'. Tu jednak należy zaznaczyć że nie było to jego zdanie, a jedynie zaniżona w tym temacie ocena właścicielki wspomnianej stodoły. Ktoś teraz wyszczerzył się szeroko wiedząc że ma rację, a przynajmniej dla niego tak to się przedstawiało. Tak, kiedy Roy się rozkręcał najlepiej gdyby go powstrzymywała - Nie! - zaprotestował natychmiast kiedy tylko Lizzy wspominała o kupnie kaczki - One są fajne tylko wtedy kiedy są małe. Takie żółte i puchate z tymi małymi płetewkami i dziobkami... Duże i opierzone już nie są takie fajne. A dlaczego miałbym ją przyrządzać w jabłuszkach? - zapytał patrząc na nią krzywo - Chyba ze zaprosilibyśmy kogoś na kolację, kogoś kto lubi mięsa przyrządzone w tradycyjny sposób, a nie... Swoją drogą to ciekawe jak kaczka smakuje... - spojrzał na niebo a po chwili na wampirzycę i wycelował w nią palcem - A pamiętasz... Boże jakie to było głupie... - roześmiał się głośno, bo z perspektywy czasu tylko to należało zrobić - Kiedy proponowałem ci właśnie kaczkę, chyba... W parku jak się pierwszy raz spotkaliśmy... - nie, przerywać nie trzeba było bo Roy który znalazł sobie nowy temat sam automatycznie zaczął wszystko spowalniać dokopując się do swych ludzkich wspomnień. Bieganie nie szło mu tak szybko i machanie widłami też nie stało na najwyższym poziomie - Musiałaś mieć wtedy ubaw, co? Facet wciska ci coś czego ty i tak nie zjesz... I jak tu odmówić?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:21, 26 Lut 2011    Temat postu:

Marzyć mógł, nikt mu nie zabraniał. Jednak jeśli już tak bardzo będzie chciał 'być chory', to będzie się musiał nauczyć doskonale symulować. Innej opcji nie było. Elizabeth parsknęła po raz kolejny śmiechem słysząc nutę zazdrości w głosie swego narzeczonego za to, że Beani mogła być od czasu do czasu chora a on nie. No kto by pomyślał, że akurat tego mu będzie brakowało z czasów życia ludzkiego.

- No a co byś potem zrobił z takim dużym kaczorem, co? - zapytała w odpowiedzi na to, jak wampir zaczął się zapierać, że tylko małe i żółte jest fajne, a jak już podrośnie to już absolutnie nie. - No rasista jeden, no! - zaśmiała się perlistym głosem czując jak całe jej ciało zatrzęsło się w tym wybuchu rozbawienia. - Małe żółte tak, a duże i zwykle już nie żółte tylko brązowe z dużym dziobem to już nie. - wyjaśniała zaśmiewając się wciąż z tego, że tylko malutkie kaczuszki mu odpowiadały.

Zmarszczyła brwi próbując sobie przypomnieć fakt, o którym chłopak jej właśnie przypominał. Mimo całej doskonałości istnienia bytu wampira, pamięć jednak wciąż pozostawała czysto ludzka. Zbyt wiele szczegółów czasem umykało. - Nie... nie wiem czy pamiętam. Coś było. - przyznała się marszcząc nos i wciąż starając się usilnie sięgnąć pamięcią do ich pierwszego spotkania. - Aaaatak! Już pamiętam! - wreszcie zaskoczyła. - No, było to dosyć... niewygodne. - podsumowała szczerząc się w uśmiechu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:32, 27 Lut 2011    Temat postu:

Różnych rzeczy brakowało, nie tylko możliwości złapania jakiegoś choróbska. Nawet sobie nie mógł poudawać że je, bo nic z człowieczego menu mu nie podchodziło prócz samego człowieka, a ten znów nie znajdował się w Roy'a menu, a bynajmniej wampir nie chciał żeby kiedykolwiek się tam znalazł. W zasadzie brakowało mu nawet zwykłego zmęczenia od wymachiwania widłami. Odczuwał tylko to psychiczne, choć akurat nie teraz - No co... To zależy jaką kaczkę byśmy hodowali. - stwierdził chcąc z tego jakoś wybrnąć - Bo jak takie dzikie na przykład... To można by ją było odstawić do stawku w parku, a jak takie normalne gospodarcze... - urwał słysząc śmiech Elizabeth. Wycelował w nią oskarżycielsko palec i zawołał - To wcale nie jest śmieszne, ani tym bardziej rasistowskie! Hitler był rasistą, prawda? On się brał za narody, a nie... Mniejsza z tym. Co bym zrobił i co bym zrobił... - zaczął ją przedrzeźniać pod nosem - Urosła by i mielibyśmy kolację, no... To bym zrobił. - mruknął burkliwie patrząc na roześmianą twarz wampirzycy z byka. I Roy parsknął cicho śmiechem nie mogąc się na nią długo boczyć - Ale powiedź. - pociągnął po chwili nie mogąc spocząć i zakończyć tego teraz - Małe kaczuszki są ładniejsze, czyż nie? - czasem był uparty jak dziecko i musiał, po prostu musiał, dopowiedzieć swoje czy dowiedzieć się tego na czym mu zależało. W międzyczasie siana przybyło trochę na wózku, a wampir stwierdził że gdyby się ze wszystkim streścili wróciliby przed obiadem do domu. Uznał że nie ma się co spieszyć i zaparł się o swoje widły krzyżując nogi - Dość niewygodne...? - zapytał uśmiechając się pod nosem - Lizzy... - wampir zastanowił się przez chwilę podpierając brodę czubkiem sztyla - To kurczak był, chyba... Jezu, no nie pamiętam, choćbyś mnie zabiła nie pamiętam. To bez różnicy, chodziło o drób. - podsumował wracając już na ziemię w którą widły zostały wbite dla większej stabilności - Fajnie tutaj. - stwierdził rozglądając się po polu i lustrując przy okazji całą okolicę - Ale chyba nie chciałbym się osiedlać na stałe. W gruncie rzeczy to za spokojnie. - Roy który nie potrafił usiedzieć w miejscu dłużej niż pięć minut, chyba że miał w ręku jakąś książkę czy też gazetę, pewnie szybciutko postradałby tutaj zmysły. Wykręcił tułów i obejrzał się na gospodarstwo Matt'a - Jemu chyba się tak podoba.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:16, 28 Lut 2011    Temat postu:

Któż by pomyślał, że będzie mu tego wszystkiego brakowało. Normalnie człowiek narzeka na wszystko, co go na co dzień spotyka. A to na reumatyzm, a to na brak sił, brak czasu czy tez nadmiar obowiązków. Za sprawą jednego ukąszenia dziesiątki tysięcy szczegółów zmieniają się tak bardzo, że nie sposób tego normalnie ogarnąć. I się tęskni. Za przeziębieniem, za siąpiącym nosem, za kichaniem. Za pustym żołądkiem, który burcząc przypomina, że z chęcią by się wtrząchnęło pikantne skrzydełka kurczaka albo że wypiło by się piwko po sutym obiedzie.

- Ależ oczywiście, że jest to śmieszne! - odrzekła zaśmiewając się w najlepsze. Kiedy tak zaczął się na nią spoglądać niczym obrażona na cały świat księżniczka spod woalki swoich rzęs, Lizzy jeszcze bardziej się zaśmiała. Nie sposób było zachować powagi. Z resztą ona w towarzystwie Roya cały czas się śmiała jak jakaś szalona. Rozbawiał ją byle drobiazgiem. A kiedy stroił takie miny, to już tym bardziej.

- Czy ja wiem... - zastanowiła się hamując na moment swoje salwy śmiechu - Taka stara, duża kwoka czy jak to się tam mówi na te duże kaczki, też jest fajna. - odrzekła z przekonaniem. Wyobraziła sobie takiego Kaczora Donalda próbującego wysiedzieć złote jajko. Ona także nie wyobrażała by sobie mieszkać i żyć w takim miejscu na stałe. Tak jak na wyspie było fantastycznie jako odskocznia od codzienności, tak i na tej farmie było przyjemnie, ale w granicach tego, co mieli tu i teraz. Nie na stałe. - Yhym... - mruknęła ze zrozumieniem - To co? - zapytała - Farmerem na stały etat nie będziesz? - wyszczerzyła się w uśmiechu do narzeczonego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:26, 28 Lut 2011    Temat postu:

Na pewno żaden wampir o tym nie myślał, kiedy brał się do obiadu i nie zamierzał tego obiadu zostawiać na później. Zdarzały się jednak takie przypadki jak Lizzy, i wtedy to z biegiem czasu wychodziły na wierzch jakieś małe, błahe sprawki, które na co dzień obojętne, od czasu do czasu pokazywały że jednak coś w życiu znaczą. Choćby i wspomniany reumatyzm, czy brak sił - Nie wiem gdzie napisali, o tym że to jest śmieszne. - zaperzył się Roy uparcie broniąc swego - Nic takiego nie czytałem, a wierz mi że i czytam i słucham dużo. - stwierdził tonem przemądrzalca, który do aktualnej sytuacji jak najbardziej się nadawał - I normalnie pewnie tak ważna informacja jak to który kurczak, lub też kaczka, duży czy mały jest fajniejszy, by mi nie umknęła. - powiedział pewnie popisując się dalej. Takie filozoficzne rozważania traciły wiele na uroku, kiedy domorosły filozof zapierał się w najlepsze o widły i wyglądał na rozleniwionego. Zero błysku inteligencji w oku. Za to błysków radości, to było sporo. W końcu nic tak faceta nie cieszy jak kobieta rozbawiona jego zabiegami pod tym kątem - Chyba że nasi cudowni uniwersyteccy naukowcy jeszcze tego zagadnienia nie zbadali, ale myślę że jeśli już to kwestia, kilku najbliższych lat... - mruknął machając obojętnie dłonią, jakby znał ich plany - Na Niewidzialnym Uniwerku w Ankh-Morpork mogliby się tym zająć. - dodał ciszej zastanawiając się jak książkowi bohaterowie podeszliby do tego absurdalnego tematu - Coś w sam raz dla nich... Duże, dorosłe kaczki, są fajne? - zaczęło się zasypywanie Lizki gradem pytań - Dlaczego tak uważasz? W czym są lepsze? Mają pióra i... Nie są tak urocze. Są... Dorosłe. I już takie zostaną, a małe... - westchnął pod nosem wyobrażając sobie kaczątko pochłaniające z apetytem liść sałaty. Sam im takie podtykał kiedy był mały. Roy pokręcił przecząco głową, wyprostował się i odpowiedział trącając dłońmi widły, które nie chciały się kiwać na prawo i lewo - Niestety nie. To taka nudna fucha... Poza tym musiałbym zrobić prawko na ciągnik. I ogólnie, kiedy wokół tyle jedzenia... Jeszcze bym się roztył. Nie, wolę się produkować w radiu. Tam przynajmniej nudno nie jest. Zaczynają się festiwale... - wspomniał usiłując sobie przypomnieć daty niektórych ze wzrokiem wbitym w niebo - Czasem się do studia kogoś ściągnie, ktoś płytę wyda... Gdzieś trzeba pogonić, czegoś się dowiedzieć... Miód, malina Lizzy. Farmerem na stały etat na pewno nie zostanę, choćby mi płacili. Ale jeśli było by to gdzieś bliżej miasta, to może jednak można byłoby tu zamieszkać i być dojezdnym. - wyciągnął widły z ziemi zabierając się do wznowienia wrzucania siana na wózek. Nim jednak to zrobił zaparł się o nie ponownie wodząc wzrokiem za Elizabeth - A wiesz, że wcale mi się nie chce...? - zaczął przeciągając i nie precyzując tego co miał na myśli. Wskazał jednak ruchem brody na łąkę, z czego można było wywnioskować że chodzi o machanie widłami - Lenistwo pochłonęło mnie bez reszty. - oświadczył dramatycznie chorowitym tonem i złożył głowę na ramionach. Podniósł ją jednak po chwili stwierdzając wspaniałomyślnie i biorąc się do pracy - Ale ci pomogę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:50, 01 Mar 2011    Temat postu:

- A musieli o tym pisać? - odrzekła nie dając Royowi wygrać. - I jeszcze więcej gadasz. - podsumowała narzeczonego rozbawiona jak zwykle niemal do granicy bólu brzucha. Gdyby jeszcze tylko mógł ją owy rozboleć. Wampiry jednak nie bywały raczej obolałe. - Że gdzie? - nie wiedziała o czym mówił jej narzeczony. - Jakim uniwerku? - jej poziom wiedzy na temat książek Pratchetta i jego twórczości ogólnie sprowadzał się mimo wszystko do znajomości okładek Kolorów Magii, trójksięgu Nomów i zapewne jeszcze tylko kilku tomiszczy, które teraz umknęły jej z pamięci. Kiedyś czytała więcej. Kiedyś. Teraz na nic nie starczało jej czasu. Powinna zdecydowanie nadrobić zaległości. Skrzynia na nóżkach i nieogarnięty mag Rincewind wymagały stosownej, systematycznej atencji, którą to zaniedbała dawno, dawno temu.

- Alez oczywiście, że są! Kaczor Donald! Sknerus McKwacz! Kaczor Duffy! - zaczęła wyliczać te fajniejsze kreskówkowe kaczorki. - Wszystkie są the best of the best! - zaparła się teraz ona do swego zdania. - Oj no przestań! Było by fajnie! - nie... teraz to ona kpiła i żartowała. Nie dla niej było bieganie na stałe w ogrodniczkach z sianem we włosach. I z wiadrem w rękach do dojenia krówek. No chyba, że takich fioletowych jak z reklamy Milka. Takie byłyby fajne.

- Nie chce Ci się? - zapytała nie przerywając pakowania na wóz siana tego, które sama zgarnęła. - Nie chce? A tego co potem też Ci się nie chce? - dopytała się z podstępnym uśmieszkiem na ustach. - No tego co po powrocie do domu? Im szybciej tu skończymy, tym szybciej się tam znajdziemy... - przypomniała podpuszczając go do wzmożenia wysiłków. I zostawienia tych wideł w spokoju, żeby się ich trzonek nie złamał jak on się tak na nich wspierał. - Daj spokój tym widłom, co one Ci zrobiły?!? - zapytała chichocząc pod nosem i widząc jak Roy nie może sobie nijak ułożyć pod brodą tego kija tak, by mu było wygodnie. - Ruszaj się, nooo...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:56, 02 Mar 2011    Temat postu:

- Oczywiście. - odparł pewnie - Każda ważna informacja godna jest odpowiedniej wzmianki w jakimś szanowanym piśmie czy to naukowym, gospodarczym czy jakimś innym. Nie napiszą przecież o tym w byle szmatławcu Lizzy. - zakończył cmokając z politowaniem, jakby znanym faktem było co jest lepsze kaczątko czy jego dorosła forma. Trudny orzech do zgryzienia, ale tym orzeszkiem całkiem fajnie się bawiło podrzucając kolejne argumenty za albo przeciw i uzasadnienia mające poprzeć tezę Roy'a lub Elizabeth - Na Niewidzialnym Uniwersytecie w Ankh-Morpork. - powtórzył, a w jego głosie wyraźnie zabrzmiało zdziwienie - Nie słyszałaś o nim? - zapytał uznając że nie mógł od niej tego przecież wymagać - Zajmowali się tam takimi różnymi sprawami. - wyjaśnił oględnie - I mieli świetnego bibliotekarza. Orangutana, bodajże.. - mruknął przesuwając dłonią po brodzie - W którymś tomie nabawił się czegoś i co jakiś czas zmieniał postać. Wydawało się że najfajniejszy był w formie rudego, futrzanego leżaka. - powiedział pociągając w zamyśleniu za skórę pod brodą wyobrażając sobie już to co opisał. Plaża i leżak. Rudy. Futrzasty. I magowie z swych czapkach. Westchnął z uśmiechem wracając na te kilka sekund do książki. Spojrzał na Elizabeth kiedy zaczęła swoją wyliczankę znanych kaczorów. Za każdym razem kiedy któregoś wymieniła wpadał jej w słowo wywracając oczami - Fajtłapa... Chciałabyś kogoś kto wiecznie robił w fabryce margaryny i miał samochód z 313 na tablicy? - o ile się nie pomylił - To pech murowany. Dusigrosz... Cieszyłabyś się rozliczając z każdego wydanego centa? Zero radochy po zakupach. - zauważył, a przy trzecim wymienionym roześmiał się i powiedział - On się pluł wiecznie. Wyobrażasz sobie pocałować takiego? Ja wiem że są fajne i the best, ale tu chodzi o żywą kaczkę. A nie o te z kreskówek.. Oj Lizka, co z ciebie wyrośnie? Wiecznie tylko bajeczki w głowie... - i kto to mówi? Ten który wynajduje jakieś anormalne placówki nauczania nie z tej ziemi. Mogła mu za to swobodnie oddać. Jednak Roy jak zwykle tylko żartował i upraszał o wybaczenie już zawczasu - Tak, jasne... - wydłużył sycząc sobie cicho - W końcu co nam szkodzi? - żachnął się a ramiona zadrgały wampirowi od duszonego śmiechu - E... Ale to poniżej pasa. - orzekł broniąc siebie i swego chwilowego lenistwa - Przecież się ruszam, ruszam... - przestał w końcu maltretować biedne widły i wziął się do pracy nadal dręcząc Elizabeth swoją rozgadaną osobą - A powiedź mi Lizzy, z kim z tych trzech których przed chwilą wymieniłaś poszłabyś na randkę? - tak, takiego pytania mogła spodziewać się tylko po nim - Albo, ogólniej... Bohater książki, filmu? Z którym byś poszła, hm?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:29, 03 Mar 2011    Temat postu:

- A ja myślałam, że to radio jest czasem lepsze od gazety... - zaśmiała się żartując niecnie z tego jego zapierania się o ważności słowa pisanego. O uniwersytecie słyszała. Coś. I to coś, to było całkiem sporo powiedziane, bo w aktualnej chwili za żadne skarby jakoś nie mogła załapać. - Aaa! - zaskoczyła wreszcie - Tego tam o! Od tych książek na łańcuchach, tak? - no to teraz już zaskoczyło wszystko na odpowiednie miejsce. Bibliotekarz był jedynym swego typu bibliotekarzem. I to chyba przez duże B powinno się pisać, bo to nie był jakiś tam marny bibliotekarzyk a małpiszon pełną gębą.

- Oni wcale nie są tacy źli! - żachnęła się w obronie swoich ulubionych kaczorów - Są duzi, fajni i nie mają już tak żółtych piórek, które się tak prędko brudzą! - o! no i znalazła też argument na kontrę. - Ale ja nie muszę całować takiego, żeby go uważać za sympatycznego! - zarzekła się - O wiele bardziej wolę Ciebie. - przyznała się, chociaż ten fakt, to chyba było już od dawna wiadomo, iż woli Roya od kogokolwiek innego. W końcu nie bez kozery ten pierścionek na jej palcu teraz widniał.

- Ale są też żywe kaczki! - zaśmiała się - W takim jednym kraju nawet były dwie. Bliźniacze. I rządziły tam sobie ponoć. - uświadomiła narzeczonego, że nie tylko kreskówkowe kaczki istniały na poważnych stanowiskach. - A, nie. - przypomniała sobie z sapnięciem pod nosem - To chyba były kartofle, jak to gdzieś w prasie innego kraju mówili. I jeszcze do tego coś się tam stało, że zrobiło się z jednego placek. Ziemniaczany. - stwierdziła przywołując z pamięci wiadomości, które gdzieś tam zasłyszała.

No nieeee... Tym pytaniem to ją rozwalił do szczętu! Jak on mógł takowe zadawać?! - No wiesz co?! - prychnęła - Zajęta jestem! - pokazała na wierzch swojej dłoni, na której był widoczny owy pierścionek zaręczynowy od Roya - Nie poszłabym. - pokazała chłopakowi koniuszek języka nie odpowiadając mu na jego pytanie jeszcze. Chociaż jak znała wampira, ten będzie drążył zapewne tą kwestię aż nie uzyska odpowiedzi na swoje pytanie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:01, 04 Mar 2011    Temat postu:

Roy spojrzał na Lizzy koso kiedy to wygłosiła uwagę uwłaczającą godności jego miejsca pracy – Ekhem! – odchrząknął głośno unosząc dumnie w górę głowę – Nie będę tego komentować. Powiem jedyne że w niektórych przypadkach słowo pisane niestety przewyższa to mówione… - chyba zabrakło mu jakieś sensownej puenty, bo powiedział na koniec tylko – Tak bywa po prostu. – ktoś nie znający Roy’a mógłby powiedzieć że właśnie strzelił focha, kiedy tak zadziornie obrócił głowę w drugą stronę, ale to wszystko było na potrzeby zabawnie udawanego oburzenia, które mu wychodziło całkiem nieźle. Jednak rozmowa toczyła się dalej a wampir obiecał pomagać – Yhm, tego. Dokładnie tego. – przytaknął z uśmiechem widząc że Lizzy i na tym pułapie łapie z nim jakiś wspólny temat. Pokręcił po chwili głową chcąc się przekomarzać z narzeczoną – Ja nie mówię że oni są źli. Jakżebym śmiał? – zapytał wrzucając na wózek kolejną kupkę siana – Przecież Kaczora Donalda to ja bardzo lubię. I wszystkich jego znajomków i tak dalej… Tym bardziej jego sknerowatego wujaszka. – dodał dla uściślenia, by choć trochę zmniejszyć rzekome oburzenie Elizabeth – Jasne że piórka się nie brudzą. Bo jeden nosi marynarski mundurek z czasów szkolnych, drugi coś jakby szlafrok, a trzeci ma pióra czarne. – z jej argumentem można było powalczyć na różne sposoby choćby i obejściem tematu piór . Roy wyszczerzył zęby w uśmiechu i ukłonił się głęboko wspierając na widłach – Cieszę się ogromnie… - wyjęczał w kierunku ziemi – Iż jestem lepszy niż postać z kreskówki. To niezwykle podnosi mnie na duchu… - wyprostował się powoli – I daje siły do dalszego życia. Już o podbudowanym ego nie wspomnę. – dodał na końcu puszczając do Lizzy oczko. Machnął dłonią i odparł – Ty mi nie opowiadaj bajek, z zasiedmiogórogrodu. My rozmawiamy o czymś innym, pragnę ci to przypomnieć gdybyś jakimś sposobem zapomniała. – no co? Pytanie jak pytanie, takie na miarę Roy’a. W jego stylu – No co?! – zawołał śmiejąc się z miny wampirzycy – No i co z tego? – zapytał unosząc dłonie na boki w niemym zdziwieniu – Ja też jestem zajęty… - sięgnął dłonią do kieszeni chcąc wyciągnąć z niej swoją nakrętkę – Cholera, nie te spodnie… - mruknął pod nosem pociągając szelki ogrodniczek - Mniejsza z tym. To nie szkodzi zapytać. Poza tym weź poprawkę na to ze pytam ja, a nie koleś który chce cię poderwać, tudzież któryś z tych wspomnianych kaczorów. No Lizka… - zajęczał uśmiechając się do niej ujmująco – Powiedź mi. Proszę. To przecież rozważania czysto hipotetyczne. – zapewnił próbując doprowadzić do tego by w końcu dała mu jakąś konkretną odpowiedź.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:15, 05 Mar 2011    Temat postu:

Prawie jej szczęka opadła kiedy narzeczonemu argumentacji zabrakło i zaczął zgadzać się z nią, że czasem słowo pisane może mieć wyższość ponad mówionym. Nie... Nie możliwe, żeby strzelił focha. Chociaż efekt i tak wyszedł mu całkiem przyzwoicie. - Aaaa! A widzisz! - zapiała z zadowoleniem - Czyli że jednak dorosłe kaczki mogą być fajne! - ten wyraz triumfu na jej twarzy był wyraźnie widoczny. Sam się przyznał. Udało się go do tego podpuścić.

- No oczywiście, że jesteś lepszy niż postać z kreskówki! - jakże by mógł nie być. - Co to tam z kreskówkowym gościem... Kiszka. - stwierdziła - Zdecydowanie wolę faceta z krwi i kości a nie pasteli i kawałka kartki. - odrzekła śmiejąc się pod nosem ze swych słów. W zasadzie kończyli już zbieranie siana z pola. Naładowali go tyle już na wóz doczepiony do ciągnika, że chyba tylko cud sprawiłby, żeby im to wszystko nie pospadało na ziemię kiedy ruszą. Ale najwyżej będą zbierać to, co zgubią po drodze.

Roześmiała się słysząc i widząc te nerwowe poszukiwania nakrętki. - Czy ja wiem... - zastanowiła się na głos. Jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiała kto by jej najbardziej pasował. - Nie mam pojęcia kto. - podsumowała po chwili zastanawiania się. - U każdego znalazłabym plusy i minusy, tak na sucho ciężko analizować. - A Tobie? Która aktorka, czy też postać z książek najbardziej by odpowiadała? - zapytała dla zabajdurzenia jeszcze choćby chwili po to, by móc się zastanowić nad własną odpowiedzią.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:22, 05 Mar 2011    Temat postu:

Naprawdę, bardzo zabawne, miała się też z czego śmiać. Każdemu mogło się zdarzyć, nawet takiemu wampirowi jak Roy czyli z reguły wyszczekanemu przedstawicielowi płci brzydszej - Wcale nie. Kto tak powiedział? - odciął się szybko myśląc na prędce czy w jego wypowiedzi można znaleźć jakąś lukę, która pozwoliłaby tak a nie inaczej sądzić. Znalazł ją i wziął poprawkę - Ale...! - zaczął próbując wtrącić się w wypowiedź Elizabeth - Ale... Nie trzymalibyśmy przecież kreskówek w zagrodzie, tu chodzi o... - westchnął zrezygnowany i machnął na to wszystko ręką, wiedząc że teraz choćby i stanął na głowie nie wygra. Wiedział co to znaczy kompromis - Tak. - przyznał dla świętego spokoju obojga - Dorosłe kaczki mogą być fajne. - trudno było iść w szranki z tym jej tryumfem. Niech ma. Wampir znany z momentami aż dziewczęcej skromności przymknął powieki i pokręcił nieznacznie głową - Nie, nie, nie... Nie taka kiszka. Z Donaldem miałabyś w dechę. On próbuje coś powiedzieć, a ty w śmiech... Nie wiem dlaczego ale zawsze mnie tym rozbawiał... Tym pluciem się o wszystko. Jednak przyznam ci rację że kość... Bo co tu dużo mówić o krwi... - wzruszył ramionami - Kość, jest zdecydowanie bardziej trwała od kartek i kredek. - to pozbierają to co im spadnie. Zajmie im to trochę więcej czasu niż mieli przeznaczone w harmonogramie na zbieranie siana, ale... Tak bywa. Roy wsparł dłoń na biodrze raz jeszcze robiąc sobie krótką przerwę. Dobrze, że kiedy prowadził audycję siedział, to mu wiele ułatwiało - Jak możesz nie mieć pojęcia? - zapytał ze śmiechem, bo to dla niego było dziwne. Sam kiedy był małym dzieciakiem wielokrotnie zastanawiał się, no może akurat nie nad tym z którą kobietą poszedłby na randkę, ale już którym bohaterem chciałby być to już tak - Każdy chyba ma kogoś takiego. - po chwili wywrócił oczami i wytłumaczył - Tu nie chodzi o plusy i minusy Lizzy. Chodzi o pierwsze skojarzenie. Rzucam hasło, a coś przychodzi ci do głowy. Przecież nie możesz mieć tam... - pacnął palcem w swoją skroń - Totalnej pustki. - stwierdził marszcząc lekko brew. Po pytaniu Elizabeth i na jego twarzy zagościł głęboki wyraz zamyślenia - Jakbyś zapytała o to którym bohaterem chciałbym zostać, byłoby łatwiej. - mruknął odrzucając z rezygnacją wspomnienie Aragona, albo Roberta Langdona - Która i z którą...? - zapytał szorując się za uchem - Świnka Piggy z Muppetów. - zadecydował i roześmiał się głośno - Nie... Żartuje oczywiście, choć panna Piggi to bardzo kształtna... - odchrząknął i spoważniał na tyle ile mógł - Zostawmy to Kermitowi. Cholera, to trudne Lizz. Nagle się okazuje że w książkach jest więcej facetów niż kobiet. To jakaś... Dyskryminacja chyba. - ileż on musiał się nagadać by w końcu dojść do samego sedna sprawy - Masz łatwiej. Większy wybór... - rzucił jeszcze jakby w czymkolwiek miało mu to pomóc - Hm... Niech będzie... - zaczął i zawiesił się na kolejną chwilę - Jako bohaterka filmu, Matylda z Leona Zawodowca. Chciałbym wiedzieć jak sobie radziła później. - ciekawy sposób uzasadnienia randki - A z książki? Mina z serii Dragonlance. Wszystkie inne są takie ckliwe i słabe, a ona rządzi wojskiem i... Niejeden facet mógłby jej pozazdrościć ikry. Albo żona Caramona... - tu już Lizzy tylko mogła się zgadywać o kogo chodzi - Tika Majere. - zerknął na wampirzycę i zapytał podejrzewając że zna odpowiedź - Dziwny wybór, prawda? - chyba żadna z wymienionych na dłuższą metę nie pasowałaby do wampira.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Roy Smith dnia Sob 15:36, 05 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:03, 06 Mar 2011    Temat postu:

Ależ oczywiście, że miała się z czego śmiać. Nie często się zdarzało znaleźć taki argument, by Roy stracił choćby i na moment swoje ogarnięcie. - Sam tak powiedziałeś! - odrzekła uchachana po czubki uszu. - No w zagrodzie, to nie. Ale pomyśl jak śmiesznie by było mieć w domu takie biegające pod nogami postacie z kreskówek! - pomysł niezły. Chociaż na dłuższą metę pewnie już nie taki fantastyczny. - O! No i właśnie. - pokiwała głową aprobująco. kompromis jej pasował jak najbardziej. Zwłaszcza jak przyznał jej w końcu rację.

- No normalnie. - stwierdziła po chwili wzruszając ramionami. - Nie zastanawiałam się nad tym nigdy za bardzo. - jej upodobania zbyt często się zmieniały w zależności od tego, którą książkę czy film aktualnie miała na tapecie. - Właśnie o to chodzi! - pokiwała teraz ze zrozumieniem i aprobatą głową. Wyobrażenie siebie w skórze jakiegoś bohatera było by o wiele łatwiejsze niż rozważanie z kim chciało by się umówić. Wciąż zastanawiała się w tle z kim chciała by się spotkać, jeśli by się już taka okazja przytrafiła, gdyby nie była z Royem i książkowo-filmowi bohaterowie byliby dla niej osiągalni.

- Aha. - przytaknęła. Dziwne wybory, ale nie jej z nimi dyskutować. - Tej żony Caramona nie kojarzę. - stwierdziła - Ale pozostałe postacie już tak. - wyjaśniła ściągając usta na jeszcze chwilę w zastanowieniu. - Z postaci z książek... Nie pamiętam jego imienia. Był sokolnikiem. Andre Norton o nim pisała, gdzieś tam w Pakcie Sokolników. - odrzekła po chwili - Był człowiekiem honorowym i bardzo przyzwoitym. - objaśniła swój wybór. - Z filmów zaś... - nie widziała raczej żadnego bohatera, z którym chciała by się spotkać. Już nawet nie chodziło o to czy na randce czy też od tak, po prostu. - Może z Dom Cobbem. - tak jej przyszło do głowy. Główny bohater Incepcji był mężczyzna, który bez względu na wszystko pragnął normalnej rodziny.

- Albo z Katsumoto z Ostatniego Samuraja. - jeszcze jedna osoba przyszła jej do głowy. Dowódca samurajów, świetnie wyszkolony wojownik a do tego perfekcjonista. Coś akurat dla niej. Choćby na chwilę. - No. Nikt więcej mi teraz nie przychodzi do głowy. Też dziwny wybór, prawda? - odparła poprawiając snopki siana wrzucone już na wóz, by im przy ruszaniu nie pospadały na ziemię. Sięgnęła po tym na siedzenie traktora po to, by wyciągnąć z niego aparat. Parę fotek by się przydało pstryknąć nim słońce całkowicie oświetli ich sylwetki. Jak dokumentacja miała być, to będzie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:27, 06 Mar 2011    Temat postu:

Jak tylko Lizzy wejdzie do kawalerki to niech złapie czerwony mazaczek i zrobi wokół dzisiejszej daty zgrabne kółeczko. Dopisze sobie pod spodem, że w tym właśnie chwalebnym dniu przegadała swego narzeczonego - Powiedziałem, powiedziałem. - przyznał kiwając głową bo nie wypadało zaprzeczać. Kłamstwa w żywe oczy jej teraz nie wciśnie bo oboje doskonale się słyszeli i rozumieli, nie mogło być mowy o niedomówieniu. Jak kazała tak zrobił. Pomyślał, a rezultaty ten tegowania nie były chyba zbyt poważne - Tak jak zwierzątka domowe? - dopytał snując już swoje wymysły - Nawet fajny ten pomysł. - stwierdził wyobrażając sobie miniaturkę Myszki Miki i małego Batmana bo postacie z komiksów też chyba mogły się tam znaleźć, a w sercu Roy'a miały stałe miejsce, tak jak wspomnienia z dzieciństwa - Tylko... Nie byłoby to z naszej strony odrobinę zachłanne? Co by zostało biednym dzieciom? Nie... Zatrzymamy się przy kocie... - którego jeszcze nie mieli, ale wampir twierdził że to kwestia czasu - I chomikach. - zakończył pojednawczo spoglądając na Lizzy by dowiedzieć się jak ustosunkowuje się do jego zdania. Roy znów zaczął się bawić widłami, a te zaczęły się kiwać jak metronom. Bawił się tak dalej słuchając preferencji wampirzycy co do bohaterów książkowych i filmowych - Tak? - wpadł jej w słowo zaskoczony i to mile - Kojarzysz Minę? Naprawdę muszę prześwietlić to co czytasz. Nie tylko japońskie romanse... - wspomniał z uśmiechem powieść o jaką ją męczył przez prawie cały urlop - A Tika jest z tej samej serii. Też Dragonlance. - wyjaśnił chcąc jej pokazać że wcale nie trzeba szukać gdzieś daleko - Nie czytałaś 'Legend'? O bliźniakach Majere? - już raz jej chyba chciał streścić wszystkie trzy tomy. Teraz aż tak się do tego nie palił, bo ciekawość wyboru Elizabeth była na pierwszym miejscu. Słysząc pierwsze objaśnienie przekrzywił głowę w bok. Jakoś automatycznie pomyślał o tym by porównać siebie i wspomnianego bohatera. Nie miał sobie czego zarzucić. Był dostatecznie przyzwoity jeśli na to i owo przymknąć oczy. Mieścił się też chyba w przegródce 'honorowy'. Bohatera Incepcji skojarzył i uznał że do niego mu daleko choćby pod względem bardzo przyzwoitego odzienia i błyskotliwości umysłu, która u Roy'a poszła w zupełnie inną stronę. Samuraja sobie nie przypomniał, bo nie znał go i może to nawet lepiej. Roy i perfekcjonista to jakby dwa sprzeczne słowa - Chyba mniej dziwny od mojego. - powiedział i skinął głową by po chwili pociągnąć dalej - To ja mam jakieś niecodzienne skłonności do bab z jajami i małych płatnych morderczyń. Ty przynajmniej wybrałaś kogoś na poziomie. - stwierdził - Tak trochę masochizmem zaleciało. - mruknął w odniesieniu do swoich wskazań, patrząc jak dziewczyna upycha złożone na wózku siano. Widząc co znów wyciąga zasłonił się widłami co z wiadomych przyczyn dało bardzo marny i groteskowy skutek - Nie! - zawołał i obrócił się na pięcie by schować się za ich przyczepką - Odłóż to! - oznajmił zza niej głośno. Gorzej jak dziecko. Że też jeszcze nie pogroził, albo nie spróbował przekupstwa, tudzież pójścia na jakąś ugodę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:57, 08 Mar 2011    Temat postu:

Podejrzewała, ze nawet gdyby chciała, to by owego czerwonego flamastra nie znalazła w kawalerce po powrocie. Roy miał taką cudowną właściwość gubienia wszystkiego, zawsze, kiedy tylko się dało. Oczywiście gubić nie gubił w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. On tylko odkładał te przedmioty tak, żeby się nie zgubiły a zarazem, aby nie leżaly na wierzchu. A Lizzy za żadne skarby nie była w stanie ich potem znaleźć.

Może lepiej by było, żeby wypluła ze swych ust ten pomysł z kreskówkowym przychówkiem. Już chyba ludzkie dzieci byłyby mniej niszczycielskie niż te z filmowych klatek. - Uff! - rzuciła słysząc stwierdzenie, ze jednak mimo wszystko lepszy jest kot i te chomiki, które ciekawe czy jeszcze żyły w opiece u Sebki.

- A niby czemu miałbyś prześwietlać, co? - zaśmiała się słysząc, że narzeczony na prawdę pragnie zrobić jej kontrolę rodzicielską lektur, które czyta. Nie były straszne. Zupełnie nie wiedziała czemu się stresował. - Czy ja wiem... - mruknęła zastanawiając się nad tym czy jej wybór był dziwniejszy od jego czy też nie. - Oj tam na poziomie! - pokręciła głową rozbawiona takim spojrzeniem. - Po prostu jeśli już, to chciałabym wiedzieć, że z osobą, z którą się umawiam, nie muszę się o siebie obawiać. - proste, prawda? I logiczne.

Nim zdążył zareagować, Lizzy zdążyła już zrobić zdjęcie. A przynajmniej nacisnąć przycisk, co nie oznaczało wcale, że zdjęcie było udane. Roy zasłaniający się widłami, w ruchu, wyglądał na wyświetlaczu jak zjawa. Albo egzorcysta startujący na swą ofiarę opętania. Wampirzyca przyglądając się zrobionemu ujęciu parsknęła śmiechem. - A gdybyś miał być którąś z postaci z filmu bądź książki, kim chciałbyś być? - zapytała starając się na moment spoważnieć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:34, 08 Mar 2011    Temat postu:

Oj znalazłaby, znalazła. Zawsze z resztą mogła zwrócić się z pytaniem o wyżej wspomniany do jedynej w swoim rodzaju wyszukiwarki. Roy zawsze wiedział gdzie co jest i jemu nigdy nic nie ginęło. Szukanie, owszem, zajmowało może trochę więcej czasu niż przeciętnemu zjadaczowi chleba, ale rzeczy najważniejsze miał zawsze pod ręką. Długopis, może i nie czerwony, ale jakiś zawsze by się znalazł, tragedii by nie było. I Lizzy wtedy dumnie mogłaby obwołać ich małe, prywatne święto. Z drugiej strony zawsze można było to zwalić na złośliwość rzeczy martwych, bo to one nikczemne, uciekały przed wampirem i chowały się po kątach i innych skrytkach - Co Lizzy? - podpytał kiedy ta westchnęła z ulgą - Nie chciałabyś mieć małego Spider-Man'a w kącie pokoju? Wyobrażasz sobie jego pajęczyny? Nie dość że pająki, te takie normalne to jeszcze i on... - zamyślił się by nie powiedzieć że marzycielstwo wzięło górę. Miniaturowy człowiek - pająk bimbający sobie z sufitu byłby bardzo ciekawą osobowością kawalerki - Bo chciałbym wiedzieć po co nie muszę chodzić do biblioteki. - odparł ze słodkim uśmiechem typowego wyzyskiwacza - Skoro nie tylko romanse... To może i znalazłbym coś dla siebie na dłuższą chwilę. - wytłumaczył gładko. Swoją drogą Roy zawsze miał w planach kupować sobie co jakiś czas jedną książkę. Wychodziło jednak tak że zawsze wypadało coś bardziej pilnego do opłacenia. Teraz kiedy już ich regalik ma być trochę większy, a przynajmniej miejsca ma być ogólnie więcej może w końcu zacznie spełniać swoje postanowienia i powstanie zalążek biblioteki. W końcu jeśli żyje się wiecznie trzeba robić coś pożytecznego - Na poziomie, na poziomie. - przytaknął pragnąc przegadać Elizabeth - Faceci wykształceni, obyci, przystojni... - choć o urodzie Leo to mógłby podyskutować - Poziom Lizzy. - wampir uniósł brew w górę i zapytał - W jakim sensie 'nie musisz się o siebie obawiać'? Czy którykolwiek z mężczyzn którzy nie przeszli selekcji jest wilkołakiem? DiCaprio przecież nie może być wampirem! - zawołał zapewne totalnie nie rozumiejąc logiki narzeczonej. Albo nie chcąc rozumieć. Albo podpuszczając ją jak zwykle. Mogła sobie wybrać i zgadywać co też teraz naszło jej kretyna. A on lubił szukać któregoś z kolei dna, jakby jedno i drugie mu nie wystarczyło. Egzorcysta? Do spółki z Aberforthem? Ciekawa rodzinna spółka - Czerwonym Kapturkiem. - po chwili ciszy takie burknięcie dobiegło zza wózka - Nie wiem... Schowałaś ten aparat? Pewnie nie... - odpowiedział sam sobie wiedząc ze Elizabeth teraz nie odpowie szczerze - Aragonem z Władcy... Wiem, że to nie normalne, bo mi do takiego samotnika daleko i nie nadaję się na króla bo audiencje i wszystkie przemówienia trwałby rekordowo długo, ale... To bardzo fajna postać. Taka dumna, pewna siebie, typowo władcza. Imponuje swoją postawą. I urosnąć chyba bym trochę musiał. I włosy zapuścić... - gwizdnął cicho - Ale metamorfoza. Lizzy, schowaj ten aparat, bo inaczej będę tu tkwił na wieki wieków, aż nie zgłodnieję, a wtedy moją ofiarą padnie ta oto mysz, która siedzi w norce nieopodal mojej lewej stopy. - opisał miejsce na ziemi, spod którego dało się słyszeć szaleńczy rytm serduszka małego ssaka.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:41, 18 Mar 2011    Temat postu:

Tylko jak on to robił? Przecież niemożliwością niemal było w tak alternatywnej aranżacji przestrzeni cokolwiek znaleźć. A jednak on znajdował. Pewnie dlatego, że to właśnie on to tam chował. Albo pyrgał. - Nie, zdecydowanie nie chciałabym go mieć. - stwierdziła z przekonaniem mimo wszystko uśmiechając się poprzez ten swój upór. - A już na pewno nie w kącie! - była o tym święcie przekonana - Jeszcze by mi je oblepił tymi klejącymi się pajęczynami. I po nocy huśtał się na nici, bleh! Ohydztwo! - stwierdziła jeszcze bardziej pewna swego. Nie zniosła by pajęczaka w domu. Zwłaszcza, ze się ich bała. Aż ciarki ją przeszły po plecach na samą myśl o pajęczakach. Nawet i tych z kreskówki.

Lizzy zaśmiała się słysząc stwierdzenie o książkach. - Obawiam się mój drogi, że niestety nic z tego. I tak musiałbyś połazić do biblioteki. - odrzekła - Nie mam wielu książek na własność, bo i nie miałam ich gdzie trzymać. - co racja to racja. Nawet w tych jej wielkich walizkach miejsce transportowe kiedyś się kończyło. A przy ilości butów, które miała wampirzyca na serio ciężko było zmieścić tam jeszcze kilkadziesiąt książek, które się jej podobały.

Co on miał do urody Boskiego Leo? Ten w wersji młodszej był lalusiowaty, ale ten z czasów już późniejszych i Incepcji był całkiem przyzwoity. - Nie, wilkołakiem? - zapytała unosząc jedną brew w górę. - To z Tobą jestem a nie z nimi. Nie umywają się do Ciebie. - roześmiała się rozumiejąc wreszcie w czym jest rzecz i gdzie znajduje się ten punkt niezrozumienia chłopaka dla jej stwierdzenia. - Kapturkiem? O Rany! - prychnęła za nic mając jego obruszanie się za zrobienie mu zdjęcia. W końcu po to właśnie przyjechali tu na tą farmę i musieli napstrykać tych fotek odpowiednio dużo, by starczyło na ten urlop, który przebimbali na wyspach wśród słoneczka.

- Aragornem? - dobry wybór. Ciekawy. - Yhymmm... - mruknęła zastanawiając się nad kolejną fotką. - Jeeeeezu, gdzie! - wrzasnęła nagle odskakując gdzieś na bok na hasło o myszy. Szczurowate też nie były w jej typie ulubionych chowańców. Na szczęście chomiki Roya nie miały ogonków. Takich paskudnie oślizgłych i wstrętnych. Zaczęła się rozglądać za tym szczurem, o którym wspomniał Roy, ale nie mogła go dojrzeć. Odruchowo zaczęła nasłuchiwać tej niewielkiej istotki pod ziemią zapominając o aparacie i zdjęciach jakie miała robić narzeczonemu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:33, 18 Mar 2011    Temat postu:

To była indywidualna cecha Roy'a, jedyna i oryginalna dzięki której nie dało się go podrobić ani trochę. Chował. Gubił. Znajdował. Geniusz. Ten geniusz spojrzał na wampirzycę odchylając się lekko w tył zaskoczony niemożliwie jej odpowiedzią - Jak nie? Jak... - zająknął się z wrażenia. To nie było normalne. Nie chcieć mieć bohatera komiksu w domu. Jak to jak?! No nie możliwe! Otwarł szerzej oczy i pociągnął próbując jakoś przekabacić Elizabeth na swoją stronę, choć wiedział że argument jaki wymyślił jest raczej z gatunku tych słabych - Ale on by ci pomógł. Wiesz, z tym chodzeniem po ścianach... Pomagałby ci sprzątać. Tam gdzie byś nie sięgała... - mówił wampir zataczając przy tym dłonią zgrabne kółko by dodać swojej wypowiedzi animuszu - Przyczepiłby się on. I pomógł... - zamruczał coś jeszcze pod nosem i zamilkł, a gdyby był jeszcze człowiekiem poczerwieniałby na policzkach. Z tej gadaniny wyszło że Elizabeth jest na etacie sprzątaczki. Odchrząknął trochę zakłopotany i skinął głową, pokazując że na tym koniec. Boże, co ta Lizzy z nim robiła że gubił przy niej wątek. Konfrontacja - Nie? To szkoda. - jęknął trochę już odzyskując twarz i rezon - Cóż, w takim razie podniesiemy statystki odnośnie czytania. Ponoć pod tym względem leżymy. - wspomniał patrząc przy tym gdzieś na niebo, śledząc wzrokiem strzępki chmur które przetaczały się po nim leniwie. Oj dużo miał do urody Brzydkiego Leo. Tym bardziej do tego z Incepcji. Nic a nic mu się nie podobał i Roy nie uważał tego aktora za przystojnego. Blondyn pokręcił przecząco głową i powiedział - Ale nie o to chodzi czy umywają się do mnie czy nie... Nie o tym rozmawiamy. - przypomniał Elizabeth, a to co sobie myślał to już było jego problemem - Byłem tylko ciekaw z kim byś się umówiła, a że to są postaci fikcyjne... Trochę szkoda. Ciekawe jakby to było, gdyby naprawdę tacy chodzili po świecie, prawda? - zapytał Roy, a w jego tonie można było już usłyszeć charakterystyczne rozmarzenie - Wyobrażasz sobie? Superman na ulicach.. Kobieta Kot, uwodzicielka mężczyzn... Doktor Octopus... Lizka, dlaczego oni są tylko w komiksach? - zajęczał jak dzieciak który chce ożywić to co można było powołać do życia jedynie w studiach filmowych. Szczegółem było to że znów trochę się rozgadał - A Joker? Ty, a może oni faktycznie gdzieś istnieją? - zapytał jakby kierował to pytanie do siebie. Spojrzał na Elizabeth i zaczął ostrożnie - Skoro istniejemy my... To może oni też? - zakończył niewinnie, unosząc przy tym brew. Brakowało jeszcze tego by zaczął przebierać palcami z przejęcia. Dobrze wiedział, że to niemożliwe, ale pomarzyć zawsze było można. Niechże tak nie prycha, bo owszem mieli robić zdjęcia, ale wampir myślał że na zdjęciach mieli być i Roy i Lizzy, a nie tylko sam Roy - Tak, tak... - dobiegło zza przyczepki - Dokładnie on. Świetne czasy. - stwierdził pewnie, oczami wyobraźni widząc już te zamki i miecze i wszystkie inne ceregiele za którymi przepadał. Wampir uśmiechnął się pod nosem i eleganckim ruchem korzystając z tego co dawało wampirzenie odebrał Lizzy aparat i obszedł ją wokół w międzyczasie wrzucając widły w siano zapakowane na przyczepkę - No... - mruknął - Nigdzie. - wyznał szczerze - Uciekła. - oświadczył i wyszczerzył się do narzeczonej robiąc jej zdjęcie. Z taką zabawnie zaskoczoną miną wyszła pierwszorzędnie - Uroczo. - ucieszył się chowając przezornie aparat za plecami. Najwyraźniej nie chciał go teraz za szybko oddać - Ale wiesz że ta myszka nic by ci nie zrobiła? - zapytał zaczepnie pokpiewając sobie z jej irracjonalnego strachu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:54, 19 Mar 2011    Temat postu:

- Ano tak, nie. Nie i nie. - powtórzyła jeszcze raz aby go upewnić w tym, co usłyszał. Była w pełni co do tego przekonana. Żadnych brykających po kątach w domu kreskówek. A już tym bardziej pajęczaków. Jeszcze czego! Kot im musiał wystarczyć. I chomiki Roya, za których zapachem futerka i skrobaniem ząbkami o drewienka zdążyła już zatęsknić. Przyzwyczaiła się do tych kilku szkaradziejstw i uważała je za członków ich dziwnej społeczności. W końcu rodziną ich chyba jeszcze nazwać nie można było. Ciekawe czy kiedyś będzie można.

- Dobra, dobra! - zaśmiała się z lekkim przekąsem. - Powycierał by kurze a potem polepiłby wszędzie gdzie się da te pajęczyny. O nie! Nie potrzebna mi taka pomoc. - nie dawała się przekonać. Co z tego, że nawet jakby ją przekonał, to realizacja i tak nie była by możliwa ze względu na to, że to postać tylko z bajki a nie rzeczywista. Lizzy nie czuła się sprzątaczką. Owszem, pewne czynności w domu trzeba było robić i nie było żadnego sposobu by się przed tym wymigać. Jednak niepotrzebnie się czerwienił. Nie było czemu.

- Nie ponoć, nie ponoć tylko na pewno. Kiedy ostatnim razem widziałam Cię z książką? - zapytała puszczając narzeczonemu oczko z uśmiechem na twarzy. Książki były zawsze lepsze niż oglądanie na durno filmów. Chociaż swoją drogą, to do kina by sobie z miłą chęcią poszła. Dawno w jakimś nie była. Boski Leo był boski. Miał tak specyficznie lalusiowaty wygląd a przy tym po upływie iluś lat wciąż w oczach tliło się coś z dziecka. I chyba ta iskra w tych niebieskich oczkach przyciągała uwagę. Poważny, stateczny, dorosły człowiek a nadal wydawało się go widząc jakby wyskoczył dopiero co ze sterty siana, w trampkach, krótkich kraciastych ogrodniczkach, koszulce z kołnierzykiem i z lizakiem w zębach. Jakoś zawsze tak jej się ten Leo kojarzył. Z dzieckiem w ciele dorosłego. I tyle.

A co takiego sobie myślał w tym czasie? Stawiał siebie w szeregu z wymienionymi przez wampirzycę mężczyznami i porównywał siebie do nich i na odwrót? Oj głuptas z niego, głuptas. - Czy ja wiem czy ciekawie... - wzruszyła ramionami. Słysząc jednak ten specyficzny dla swego narzeczonego słowotok tylko coraz bardziej opuszczała głowę patrząc się na niego pod kątem. - Jeśli już, to ja chciałabym poznać smerfy. - nieszkodliwe były. I smerfuś był zaiste smerfastyczny. Ale nie spiderman.

Jak on mógł pozbawić ją aparatu. - Oddaj! - pisnęła próbując mu po chwili otrząśnięcia się z zaskoczenia odzyskać zabrany przedmiot. Wiedziała, że nie będzie łatwo. Zwłaszcza jak schował go za plecami. Doskoczyła do niego próbując sięgnąć za jego plecy, ale stojąc z jego przodu miała ciut za krótkie na to ręce. - No oddaj nooo... To ja miałam Ci robić fotki. - zajęczała próbując jak zwykle obrócić kota ogonem i wymigać się od bycia na jakichkolwiek ujęciach. Jednak wiedziała, że się nie da. Mieli być na nich razem. - Wiem. Ale była! Mysz! - odrzekła fukając pod nosem. Głupi był ten jej strach czy też odruch, ale nadal w niej coś z człowieka pozostawało i nielubienie się ze szczurzastymi i pajęczakami wciąż w niej tkwiła na amen nie dając się wyplenić. - I pewnie miała długi różowy ogon i zęby ostre. I pewnie też roznosiła zarazki. - wyjaśniła naburmuszonym tonem. Jakby te zarazki też mogły jej kuku zrobić. Ach te odruchy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:10, 19 Mar 2011    Temat postu:

Roy cmoknął wywracając przy tym oczami - A ja mówię że i tak byłoby fajnie. Takie domowe, cholernie kolorowe przedszkole. - dopóki to przedszkole nie stało się zbyt uciążliwe. Jedna kolorowa postać, a cała ich zbieranina to co innego. I Roy chyba bardzo szybko by odpuścił, wlekąc się później do Lizzy na klęczkach i składając korne przeprosiny. Byłby mądrzejszy na przyszłość. Szka... Szka... Co?! Szkaradziejstw?! To obraza! On był święcie przekonany że wampirzyca polubiła jego chomiki tym bardziej kiedy Roy ucywilizował się trochę i przestał je traktować jako dania na wynos. No nie... Porażka. Totalna, melodramatyczna porażka i to jeszcze z kretesem jak stąd do Nowego Yorku. Jego chomiczki, buuu.... I dlaczego nie można by ich nazwać rodziną? Ich związek nie był usankcjonowany, to fakt, ale chyba bliżej im było do tej 'rodziny' niż do zwykłej początkującej 'pary'. Tak według prostego umysłu Roy'a sytuacja się przedstawiała - Wcale nie. Po prostu później ściągałby kostium i byłby zwyczajnym facetem. Taka natura każdego superbohatera. Muszą sobie pogwiazdorzyć a później są jak każdy. - uspokoił Lizzy, nie widząc tych pajęczyn które ona sobie tak malowniczo wyobrażała - Kiedy? Już ci mówię, sekundka... Chyba wtedy kiedy szliśmy do Monique. - stwierdził pocierając podbródek w zamyśleniu - Ja się naczytałem w młodości, szczerze rzecz biorąc teraz nie mam czasu. A bynajmniej ostatnie dwa tygodnie miałem bardzo pracowite. - stwierdził broniąc się najtańszym z możliwych wykrętów jakie przyszły mu do głowy - I po prostu nie było kiedy, moja droga. - zakończył wiedząc że jednak zgrabnie mu wyszło. Elizabeth była bardziej zajmująca niż jakikolwiek bestseller, który mógł wpaść w jego dłonie. Nie wypadało by zaprzeczała, a fałszywa skromność też nie była na miejscu. Boski Leo był Brzydkim Leo. Koniec i kropka. W tym problem, był lalusiowaty i chyba to raziło w nim Roy'a najbardziej. No wiadomo nie od dziś że głuptas, ale co począć, nie potrafił czasem myśleć jak przystało na dorosłego mężczyznę, taki syndrom wiecznego dziecka czy coś w tym stylu. I w dodatku zadzior koguci, co tu dużo mówić trzeba było jakoś skonfrontować siebie i tego którego wskazała jego kobieta. Takie to prehistoryczne i śmieszne, ale u faceta ponoć normalne. Im bardziej Lizzy na niego z byka patrzyła tym bardziej Roy się hamował i spoważniał na tyle ile mógł, a to i tak było mało - A wiesz że jak smerfy to i zaraz Gargamel z Klakierem? O! I byłby kot. Co prawda, taki trochę... Dziwny, ale... - z powodu braku czegoś lepszego pewnie i on dałby się obłaskawić dobrobytem ciepłego i cichego mieszkania chyba że tęskniłby za podupadającą i co rusz wybuchającą w powietrze chatą Gargamela. Wampir pokręcił przecząco głową szczerząc się bezczelnie - Nie oddam. - odparł wyciągając ramiona w tył by Lizzy nie dosięgnęła aparatu - A kto tak powiedział? - zapytał uśmiechając się bezczelnie - Lizzy, ja nie lubię paparazzi, chodzących za mną. Co ja jestem? Boski Leo? - nie, on jak zawsze powtarzał był chodzącą skromnością i pokorą, czasem tylko troszkę rozgadaną i zbyt głośno się śmiejącą - Ale już jej nie ma. - powtórzył jak zwykle nie tracąc cierpliwości względem Elizabeth - No chyba że nastąpiła mała zamiana ról, bo piszczysz podobnie jak ona. - mruknął i przerwał te utyskiwania pocałunkiem - Tak, tak... Zarazki. - przytaknął nadal trącając usta wampirzycy - Ale wspominałem, że mysz już zwiała, tak? I nie trzeba się zamartwiać ani ogonami, ani ząbkami, Lizz, nie martw się teraz niczym. - poprosił obejmując narzeczoną ramieniem w pasie. Drugie odgiął tak że aparat znalazł się gdzieś w górnej części jego pleców - Przecież z ciebie już duża dziewczynka.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:07, 21 Mar 2011    Temat postu:

- Aha! Już to widzę! I pomyśl co by było, gdyby to Twoje przedszkole na raz zaczęło się przekrzykiwać i ganiać po mieszkaniu! - parsknęła śmiechem nie wyobrażając sobie jakoś tego harmidru, który mógł przy tym powstać. Chyba byłby gorszy niż przy prawdziwych dzieciach. - Już chyba wolałabym własne dzieci niż takie "adoptowane" z bajki. - stwierdziła w sumie pierwszy raz poruszając na głos kwestię preferencji posiadania dzieci. Tak dziwnie jej to zdanie wyszło.

Ależ polubiła chomiki, polubiła. Ale z tymi bezogoniastymi kuperkami i napchanymi policzkami ziarnem wyglądały przedziwnie. I jakoś w ogóle nie potrafiła rozpoznać które to było samiczką a które samcem. Dziwne były te zwierzaki. No owszem. Było im bliżej do rodziny niż zwykłej pary. Jednak zarówno w jedną jak i w drugą stronę wciąż czegoś brakowało. - A no właśnie! To całkiem dawno! - zachichotała w odpowiedzi. - ale tak, tak. Urlop był pracowity. Nie było kiedy sięgnąć po książkę. - przytaknęła.

- Nie! Same Smerfy! Bez przychówku! - odrzekła torpedując z ledwie trzymaną powagą jego pomysł o Klakierze i jego Panu. - No coś Ty! Zdecydowanie nie! - odparła słysząc porównanie Roya do Leonardo - Jesteś o wiele, wiele lepszy. - zapewniła narzeczonego. I była po temu całkowicie przekonana. Te drobne pocałunki były przekupstwem! Całkiem skutecznym przekupstwem, bo dziewczyna zaraz złagodniała mrucząc tylko z przyjemności pod nosem. I nie dostrzegła gdzie on ten aparat tam wyciągał. Miał świetne pole teraz do popisu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:18, 21 Mar 2011    Temat postu:

- Piekło na ziemi. - odparł szybko Roy ze swoistym zadowoleniem w głosie. Tylko on mógł się cieszyć z tego, że przez jakiś czas wokół jego kostek mogły by pobiegać kreskówki - A myślisz, że jak w szkołach normalnie na co dzień jest? Zapomniałaś już jak to było, hm? Kiedy zabrzmiał dzwonek i z hukiem otwierały się wszystkie drzwi? A nie daj Boże była to jeszcze ostatnia lekcja i wszystkie te małe karakany wybywają do domów? Obłęd... - zakończył przeciągle i roześmiał się. Kreskówki nie mogły być o wiele gorsze. Najwyżej. Wampir znajdzie swoje życiowe powołanie w pedagogice. Roy przekręcił głowę w bok i stwierdził - Jasne, że ja też bym wolał swoje małe karakanki, tym bardziej gdyby były takie śliczne jak zacna mamusia. - mruknął szczerząc się do Lizzy niepoprawnie szeroko. To niech nie mówi, ze chomiki to szkaradziejstwa. To je obraża, to im ubliża i w ogóle wszystko bardzo negatywnie brzmi. Skoro nie byli ani parą, ani rodziną, skoro trwali w dziwacznym środku, wypadało się na coś konkretniejszego zdecydować. Roy bił głową w podłogę bo znał doskonale zdanie Elizabeth i pozostało mu tylko czekanie na jej ruch. Wampir obruszył się i prychnął przeciągle - Phiiii... Znalazła się ta która mi wszystko liczyć będzie. - mruknął siląc się na niezadowolenie - Nie martw się, nie zostanę analfabetą. Ja za to czytam dużo newsów w pracy. Może to nie taka literatura o jakiej rozmawiamy, ale... Zawsze coś. - stwierdził pojednawczo kiwając głową. I tak był niemożliwie w tyle, kiedy miał netowy odwyk przez te dwa tygodnie. Skinął bez słowa głową, usatysfakcjonowany tym że jednak a się z nim zgodziła - Ale Klakier być musi. - zajęczał - Byłby ten kot, nie chciałabyś takiego? On na pewno by bardzo kochał i byłby bardzo wdzięcznym zwierzakiem. - zapewnił wampirzycę hamując się od śmiechu. Roy uśmiechnął się lekko i jakby urósł kilka centymetrów. Być lepszym od filmowego amanta. Bezcenne. Jakim przekupstwem... Oj tam, szukała dziury w całym. Nie miał pola, bo gdyby chciał je mieć musiałby sobie chyba ramię złamać. Aż tak giętki to nie był. Cmoknął Lizzy raz jeszcze i zapytał - Pani ze mną do szoferki, czy jak na wiejską dziewuszkę przystało na wózek? - aparatu i tak nie oddał, teraz dziewczyna mogła o nim pomarzyć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:40, 25 Mar 2011    Temat postu:

- Wiesz, obawiam się, że wtedy sama byłam takim małym karakanem i nie przeszkadzało mi towarzystwo równych sobie. - odrzekła z uśmiechem. - Inaczej się wtedy na to wszystko patrzyło. - kreskówki były gorsze. O niebo gorsze. Bo nie dość, że były małe, to jeszcze krzykliwe i kolorowe. Za dużo grzybków w jednym barszczu.

- Oj przesadzasz. - stwierdziła w odpowiedzi. Wcale nie byłyby takie piękne. Bo i mamusia, zdaniem Elizabeth, nie była jakimś zjawiskiem. Miał wyidealizowany obraz. Aż nadto. Bała się jednak, że może jeszcze nie teraz, ale za jakiś czas zacznie mu brakować możliwości posiadania swojego własnego dziecka. - No niech tam Ci będzie. - skapitulowała. Gazety tez mogły być do poczytania. Cokolwiek co odciągało teraz jej myśli od tego, że będąc wampirzycą, była jednocześnie wybrakowana. Przynajmniej w kwestii rodzicielstwa. Chociaż swoją drogą czysto wampirze dziecko było by zapewne czymś strasznym. Wiecznie małe... Ech, koszmar.

- Jasne, że bym chciała kota. Ale zwykłego! Nie Klakiera! - zaparła się - A jeśli już to zdecydowanie bez Gargamela. Po co nam on w domu? Chciałbyś żeby Ci wiecznie przekopywał rzeczy twierdząc uparcie, że widział tam smerfa? - zaśmiała się lekko wyobrażając sobie ten bajzel jaki by zapanował w No Name. Parsknęła jednak śmiechem słysząc propozycję podwiezienia jej na pace. - No jasne, że na wozie. Jakem Elza. - odrzekła wdrapując się na stóg - Ino chyżo panocek by się rusał, bo nas noc zastanie jak się będziemy guzdrać z tym zielskiem. - zachichotała wpadając jak długa w stertę pachnącej słomy i siana na wozie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 23:53, 25 Mar 2011    Temat postu:

- Taaak... - zaczął wampir kiwając głową jakby słuchał po raz wtóry tej samej wypowiedzi i znal ją na pamięć - Teraz jesteśmy tak starzy że to się w głowie nie mieści i na sam widok dzieciaków dostajemy nerwicy, bezsenności i co tam jest jeszcze strasznego. - znów pokiwał głową przypominając starego człowieka pogodzonego z tym co tylko los ześle - Tak. Jesteśmy już tak starzy że przejście przez pokój nas nieprzyzwoicie męczy, a co dopiero opieka nad małym przedszkolnym oddziałem kreskówek, tudzież zwykłych dzieci. - na tym poprzestał, choć wyglądał na takiego który znalazłby jeszcze kilkanaście powodów do narzekań gdyby tylko zechciał nimi zadręczać Elizabeth. Taaa... - Oj wcale nie. To moje zdanie. - zaznaczył wskazując dłonią na swoją klatkę piersiową - A o ile wiem coś takiego jak konstytucja gwarantuje mi wolność słowa. Ponad to teraz nie obrażam nikogo, nie ubliżam... - zaczął wyliczać na palcach odginając co chwila jeden - Nie kłamię, nie robię niczego złośliwie. Elizabeth... - powiedział miękko wykorzystując przeciwko niej chwilowo oszałamiający ton głosu - Jesteś śliczna. - wyartykułował powoli a resztę wyrzucił z siebie jak serię z karabinu maszynowego - I przestań zaprzeczać bo się obrażę. W końcu nie możesz nie wiadomo jak długo podważać mojego gustu względem płci pięknej. Lizka mi naprawdę nie podobają się te chude, wysokie, blondwłose tyczki z wybiegów. Nie podobają mi się też kobiety dość sowicie obdarzone przez naturę czy przez chirurga, nadające się idealnie do pornosów. Nie podobają mi się koleżaneczki z pracy, ze szkoły i tak dalej... Koledzy też nie. Odpadają koszykarki, boże musiałbym na szczudłach chodzić, fryzjerki, ekspedientki, księgowe, sekretarki, aktorki, piosenkarki, opiekunki do dzieci, sprzątaczki, nauczycielki... - starał się wymienić chyba jak najwięcej zawodów - Pisarki, redaktorki, zakonnice, telemarketerki, krawcowe, kelnerki, inne baletnice i inne panie zajmujące się komputerami. Po tak dobitnej selekcji nie pozostaje mi zbyt wiele do wyboru. - mruknął z przepraszającą miną. Chyba potrafił ją odciągnąć od czegokolwiek jeśli tylko się postarał - Albo masz najbardziej wymagającego faceta pod tym słońcem, albo masz najbardziej ślepego faceta. Co jest gorsze, zdecyduj ty. Możesz też stwierdzić, że po prostu trafił ci się wybrakowany egzemplarz i w najlepszym wypadku oddać do serwisu, tylko nie wiem czy mnie gwarancja jeszcze obejmuje. - wytłumaczył zafrasowanym tonem zalatanego technika, który nie wie w co ma ręce włożyć - Bo na ile obejmuje wampirostwo? Dożywotnio? Ale chyba nie daje możliwości do zmiany ustawień fabrycznych, nie? Kiepsko wybrałaś Elizabeth, kiepsko... - zakończył tonem, którym to tenże technik oznajmia że niewiele już da się zrobić z przypadkiem z którym do niego rzekomo przyszła. Postawił na nim krzyżyk i kropka. Wampir zerknął w stronę gospodarstwa Matt'a i zapytał - A może on ma jakieś małe? W końcu wiosna i kotki chyba jakoś tak teraz albo trochę wcześniej... Rodzą się teraz małe kotki? Może ma jakiegoś, to byśmy przygarnęli jak by się dało, hm Lizzy? Co ty na to? Chyba że chcesz coś rasowego. - co wybierze to będzie miała. Od początku chyba popierał decyzję o domowym futrzaku większym niż pięć centymetrów i nie jedzącym ziarna. Wampir opuścił z wrażenia ramiona i pokręcił bezradnie głową, prawdopodobnie totalnie ogłupiały i nierozumiejący ani słowa - Zrozumiałem tylko 'Elza', ale... To i tak mi wystarczy. - zgodził się. Lizzy zrobiono zdjęcie nim zakopała się w tej stercie siana, a Roy zadowolony z życia znów dobrał się do kluczyków tkwiących w stacyjce - Trzymaj się! - rzucił przez ramię a po chwili toczyli się dróżką by dotrzeć tam skąd przyjechali.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:43, 27 Mar 2011    Temat postu:

zaśmiała się słuchając słów narzeczonego. Jak on coś mówił czasami, to nie było chyba takiego twardziela, który by się na dźwięk jego wypowiedzi przynajmniej nie uśmiechnął, jeśli nie roześmiał. Lizzy nie była wyjątkiem. Chichotała pod nosem jak jakaś wariatka czy inna szalona. - Uważaj bo Cię kiedyś wrobię w cały dzień opieki nad dzieciakami! - zaśmiała się szczerząc rządek białych ząbków do Roya.

- Albo o! - wpadła na lepszy pomysł - Zabiorę Cię kiedyś do siebie do pracy i mi pomożesz opanować przynajmniej jedną salę tych małych czortów, co to po operacjach i na lekach powinny leżeć a nie biegać i skakać pomiędzy łóżkami jak jakieś zdziczałe sarny. - oznajmiła. W sumie niewiele dotąd wspominała o tej swojej pracy. Wolontariat w szpitalu wydawał się taki nudny i męczący na pierwszy rzut okiem, ale właśnie na oddziale dziecięcym lubiła najczęściej przesiadywać. Zwłaszcza dla odprężenia się po kilku godzinach opieki nad dorosłymi na sąsiednim wydziale.

No taka wyliczanka w kolejnych słowach wampira nieco zatkała Lizkę. Dorzuciłaby zapewne jakiś komentarz o tym co też chłopak przegapił, ale tak ją zaparło słysząc listę wyrzucaną niczym z karabinu, że na koniec jego wypowiedzi kiwnęła tylko głową wypowiadając krótkie - Tak. - i nie wiedzieć czemu przytaknęła. Czy temu, że niewielki wybór mu zostawał czy też że albo wybredność albo ślepota, i to ta kurza chyba przywiązała do niej ukochanego. A może to temu oddawaniu do serwisu potaknęła, no ciężko było stwierdzić.

- Ale to już byś chciał tego kociaka? - oczy wampirzycy rozświetliły się jak gwiazdy polarne w obwódkach jej ciemnych rzęs. Tak jakby ktoś właśnie jej obiecał wymarzony prezent pod choinkę i już nie mogła się doczekać chwili, w której rozerwie papierek, pozbędzie się wstążki i będzie mogła się bawić do woli swoim podarunkiem. - Na prawdę moglibyśmy już? No, jeśli u Matt'a jakieś są teraz małe... - a szanse były spore. Jak to zwykle w takich gospodarstwach. Umościła sobie wygodne miejsce na sianie rozmyślając o szaroburym zapchlonym zapewne koszmarnie kłębku futra, który mogła by mieć całkiem za nie tak długo jak by się zdawało i dała spokojnie chłopakowi poprowadzić traktorek do stodoły.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:26, 27 Mar 2011    Temat postu:

Był taki jeden. Miał na imię Aberfoth i figurował w papierach Roy'a jako 'ojciec'. I on jeśli nie był w humorze, bez względu na to jak zabawne rzeczy opowiadał jego syn, potrafił się nie uśmiechnąć, a nawet zignorować to wszystko i puścić gdzieś bokiem starania blondyna. Wampir wyglądał na zainteresowanego tym o czym wspominała Lizzy - Tak? A wiesz że chętnie? - bynajmniej jej teraz nie podpuszczał i mówił jak najbardziej poważnie - Ale kiedy...? Ja się produkuję w pracy jak ty jesteś w szpitalu... - jęknął zawiedziony nagle swym zajęciem i ograniczeniami jakie nieraz niosło - Ale może kiedyś w niedzielę, co? Przecież wtedy też ktoś tam musi być, zabierz mnie kiedyś. - dwa razy mu nie trzeba było powtarzać, poza tym czas jaki mógł spędzić obok Lizzy bez względu na to gdzie i jak miałby im upłynąć chyba nie był stracony - Chętnie ci pomogę. - zobligował się ochoczo próbując sobie wyobrazić siebie w szpitalu, a wokół grupkę dzieci, które los pokarał za nic, bo przecież nie mogły sobie zasłużyć na chorobę w młodym wieku. Uśmiechnął się słysząc krótkie i treściwe przytaknięcie jakie wydostało się z ust wampirzycy. Skinął głową zadowolony, tym że tak jak często mu się udawało, znów przekonał Elizabeth do swoich racji. Albo nie pozostawił jej zbyt wiele możliwości. Na jedno wychodziło, kto by się przejmował statystykami i uzasadnieniami - A dlaczego nie? - zapytał z głupkowatą miną po trochu obawiając się że jak zwykle dał o krok za dużo i znów będzie musiał czekać nie wiadomo jak długo, albo nie daj Boże miałby się cofać z powodu swej popędliwości. Odetchnął w duchu, kiedy tylko zobaczył jak tęczówki jego narzeczonej jaśnieją - Tak, naprawdę moglibyśmy już. - zapiszczał imitując zabawnie jej ton - No chyba, że chcesz dostać indyka na Święto Dziękczynienia to trochę sobie poczekasz. - mruknął żartując sobie z wampirzycy niezbyt czysto - Tak. - potwierdził po raz kolejny wykazując iście anielską cierpliwość względem narzeczonej i tłumacząc jej jak małemu dziecku - Jeśli u Matt'a są jakieś małe to stanę na głowie byś jednego z nich mogła wziąć ze sobą dzisiaj... - podkreślił wyraźnie gdyby miała mieć jakiekolwiek problemy ze słuchem - Do domu. - nie było najmniejszych problemów z trafieniem w gospodarczą bramę tym bardziej że nikt nie trząsł się na jego kolanach, nie zasłaniał oczu dłońmi i nie histeryzował niepotrzebnie. Roy zeskoczył na ziemię kiedy wyłączył silnik i rozejrzał się jakby wypatrując tego o czym marzyła jego narzeczona - Chodź do mnie. - poprosił wyciągając w górę dłoń wspierając się leniwie bokiem o wózek. Mogła sobie mieć grację, mogła sobie być kim tylko chciała, ale o pozory już nauczył się dbać, a kobiecie wypadało pomagać - Kotka czy kocurek?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:46, 29 Mar 2011    Temat postu:

Ależ to niemożliwe! W oczach Lizzy Pan Aberforth wydawał się bardzo miłym i sympatycznym człowiekiem, który z całą pewnością nie mógł mieć piorunującego spojrzenia. Zainteresowanie chłopaka zaproponowanej przez wampirzycę kwestii spodobało się jej. Niby rzuciła te słowa bardziej jako pogróżkę niż rzeczywiste dla niego wyzwanie, ale skoro Royowi to jak najbardziej podpasowało, to nie mogła przecież narzekać.

- Damy radę. - odrzekła - Coś się wymyśli. - obiecała uśmiechając się lekko pod nosem - I będziesz czytał przez pół dnia bajki i robił za miłego Pana od zabawy w zgadywanki. - zachichotała cicho z takiego pomysłu zastanawiając się na ile realne było by to, żeby wprowadzić na oddział narzeczonego tak, aby nikt się nie czepiał jego obecności. W końcu go nie znali. No, ale nie było to niemożliwe. Zawsze wolontariuszy witano z otwartymi ramionami w szpitalu. Wszystko się dało załatwić jak się chciało.

Zgoda chłopaka na to, by jeśli to tylko możliwe już teraz przygarnąć i zabrać do siebie jakiegoś kociaka bardzo ucieszyła dziewczynę. - Nie, nie, nie! Wolę kociaka. - zapiszczała jak mała dziewczynka, której obiecano furę słodkości jak będzie się dobrze zachowywała. Ucieszyła się na prawdę szczerze, więc Roy miał ją przez chwilę z głowy, bo Elizabeth leżąc wśród siana rozmyślała tylko o tym puchatym, błąkającym się w jej marzeniu kłębku. - Kotka. - odrzekła przysiadając na brzegu wozu, by podać mu rękę i zsunąć się na ziemię tak, by przy tym nie połamać karku. Pomocne ramię Roya wybitnie się przy tym przydawało bez względu na to, czy się było tą wampirzycą czy też nie. Miłe gesty były zawsze w cenie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:49, 30 Mar 2011    Temat postu:

No cóż, w oczach Roy'a pan Ojciec nie zawsze był takim jakim widziała go Lizzy. Posiadał i piorunujące spojrzenie i własne niepodważalne zdanie, które czasem było dla domowników uciążliwe. Mógł jej to poświadczyć, a ona mogła uwierzyć choćby dlatego że wampir znał swojego ojca dłużej i lepiej. To to była pogróżka? Pff... Mogłaby się bardziej wysilić i wymyślić coś lepszego. Groźba typu 'bo każę Sus odciągnąć cię od mikrofonu', lepiej by zadziałała. Roy dzieci lubił, czasem tylko narzekał na nie i wyzywał od karakanów i tym podobnych - Spoko. Co tylko każesz. Mogę czytać bajki, mogę z nimi rysować, grać i opowiadać zagadki. - wymienił machając przy tym naprzemiennie dłońmi - Nie ma problemu, powiedź tylko kiedy Lizzy, a stawię się na oddziale. Będę się czuł jak z Wiliamem. - wspomniał na myśli mając jednego z młodszych członków swojej rodziny. Podobało mu się. Dokładnie rzecz biorąc podobało mu się to że Lizzy zaprasza go tak jakby do swego królestwa, tego drugiego, tego którego jeszcze nie zwiedził, bo sale baletowe i im przynależne znał już dość dobrze. Sam przecież kiedy tylko mógł ciągał ją po rozgłośniowych korytarzach. To indyka nie będzie. Trudno, wydawał się taki bardziej zjadliwy. No to kotek. Nie zjadliwy. Teoretycznie - Dlaczego kotka? - zapytał z czystej ciekawości, tak po prostu musiał - Nie wydaje mi się żebyśmy mieli myszy, a z tego co słyszałem to kocice są ponoć bardziej łowne, tak? A tak nawiasem nie uważasz że 'kocica', fajnie brzmi? Tak z pazurem. - odchrząknął słysząc że dyskusja jak zawsze za jego przyczyną trochę zbacza z toru - Dlaczego kotka Elizabeth? Za jakiś czas założymy przedszkole dla małych futrzasto miauczących kulek, a najlepiej jeszcze jak to będzie obok fabryki wełnianych kłębków... - Roy pociągnął nosem, ale było tutaj tego tyle że nie potrafił znaleźć zwykłego kota. Pies na drugim końcu podwórza za to rzucił się na nos od razu jakby miało zamiar padać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:54, 31 Mar 2011    Temat postu:

To w jego oczach. Widać spojrzenia jak i doświadczenia mieli różne, ale właśnie tak było normalnie. I dobrze. A niby po co miałaby go odciągać od mikrofonu? Nie dość się już nacierpiał przez te dwa tygodnie urlopu bez rozgłośni? na jakiś czas wystarczy mu tego odwyku. Lizzy wypoczynek się bardzo podobał, ale najwyższa pora było wracać powoli do domu. W końcu czekała ich nieszczęsna przeprowadzka przy której i tak będą mieli do groma roboty.

- Trzymam Cię za słowo. - potwierdziła wskazując w narzeczonego palcem. Była pewna, że obietnicy dotrzyma i go kiedyś rzeczywiście ze sobą zabierze do swojej pracy. Sama chciała aby poznał i tą jej stronę. - Pomyślimy po powrocie kiedy. W końcu z No Name będzie jeszcze trochę roboty to nie wiadomo jak tam z czasem i możliwościami będzie. - Roy miał przecież skręcać te meble a kiedy miałby to zrobić, skoro w tygodniu biegał do pracy?

- Bo milsze bywają. Poza tym koty zwykle większe fochy stroją. - wyjaśniła. - Nie, bynajmniej nie dla tej ich łowności. - odrzekła - Nie myślałam nawet nad tym. - wzruszyła ramionami - Tak jakoś. Wolałabym kotkę. - dodała uśmiechając się na tą 'kocicę'. - Oooo nie! Tylko nie kociarnia! Jedna kotka wystarczy. - zaśmiała się słuchając szalonej propozycji chłopaka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:11, 01 Kwi 2011    Temat postu:

Właśnie dlatego ta groźba była by bardziej dla wampira straszna niż jakakolwiek inna. Dość już się natęsknił, już chciał usiąść w studiu, zagarnąć do siebie wszelakie notatki i przywitać się z ludźmi jak zwykł to czynić co dzień o szesnastej. Gdyby mu zabroniła i miała jakieś sensowne możliwości zastosowania tego zakazu to faktycznie Roy mógłby się zacząć martwić i myśleć o tym że wypadałoby się poprawić. Oj przeprowadzka wcale nie zapowiadałaby się na taką nieszczęsną. Roy poniekąd się na nią cieszył. Mniej radosny był kiedy pomyślał o tym ze wypadałoby posprzątać i posegregować swoje pierdoły gromadzone przez lata - Możesz mnie trzymać nawet za ucho. - powiedział uroczyście - Sam się będę upominał. - stwierdził zastanawiając się już czy dzieciaki go zaakceptują i czy nie przysporzy tym Elizabeth więcej kłopotu niż pożytku. Miał nadzieję że nie, bo chyba spaliłby się ze wstydu i przepraszał ją przez następne dziesięciolecie - A tam. - Roy machnął dłonią nie widząc żadnych problemów związanych z No Name i tym o czym wspominała jego narzeczona - I tak nie śpimy. - przecież mebli nie będzie skręcał Bóg wie ile. Z pomocą Aberfortha nie potrwa to aż tak długo jak mogła sobie myśleć. Poza tym wampir uwielbiał kiedy jego dni były wypełnione po brzegi. Nie należał o leniwych, bynajmniej nie tych nałogowo leniwych, czasem mu się zdarzało trochę pobręczeć, jak każdemu - Tak? Nie zastanawiałem się nad tym nigdy. Serio, są milsze? - zapytał szukając szybko jakieś kotki którą znał. W porównaniu z kotem wypadło obojętnie. I to i to było przyjemnie aksamitnie i mruczące - Dlaczego? To zastępowało by nasze kreskówkowe przedszkole. - powiedział wygrzebując z siana ich widły - Co teraz? - zapytał obierając je z resztek suchej trawy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> USA Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin