Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna

Motel "Pod Sosnami"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> USA
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:38, 03 Cze 2010    Temat postu:

Co do tej sadystyczności Marika miała trochę inne zdanie, ale przemilczała je. Nie chciała się teraz nad tym rozwodzić. Wsłuchała się uważnie w jego zagadkę i roześmiała się wesoło jak mała dziewczynka wdzięcznym śmiechem. Cicho zapiszczała mogąc obwieścić to co wydedukowała. - Mówisz o swojej żonie? - wystawiła do niego język, a po chwili go schowała, a sama znalazła się za jednym z grubszych drzew. Nie miała dosyć. Zachciało jej się zabawy w chowanego. Znów mogła się poczuć jak małe dziecię, wieczne roześmiane, pełne pomysłów, wszystkiego ciekawe. Po części rozumiała co przeżywa ich syn. Za niedługo też będzie wszystkiego jeszcze bardziej ciekaw. I oni będą musieli im udzielać wszelkich odpowiedzi, ale do tego czasu nie musieli się o nic obawiać. - Junior gdzie jest mama? - zawołała zza drzewa do syna. Cicho się zaśmiała i wychyliła na moment głowę by po chwili znowu ją schować. - Nie ma, nie ma, nie ma , jest! - zawołała entuzjastycznie znów się wychylając. Poleciała za kolejne drzewo zmieniając swoje miejsce położenia. Historia powtarzała się kilkakrotnie. Kiedy w końcu wyszła z zza drzewa i przestała się ukrywać zakrywając sobie twarz dłońmi podeszła do syna i rozchyliła swe dłonie. Junior roześmiała się po swojemu. I ona wybuchnęła śmiechem wtórując mu tylko, że wyższym tonem głosu. - Jest już taki duży i taki kochany. - przytuliła męża przyklejając się do niego na dobre. - I taki nasz prawda? Mamy z niego tyle pociechy i pomyśleć, ze tak się kiedyś bałam tego, ale nie było tak na prawdę czego w zasadzie to Twoja zasługa, bo Ty mi to ułatwiłeś. Sprawiałeś, że te dni nie były straszne i płynęły w miły sposób. - dostał za to od niej słodkiego buziaka w policzek.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 17:52, 03 Cze 2010    Temat postu:

Adam roześmiał się głośno i zawołał - Brawo! - gdy chowała się mały Adam wiercił się w ramionach ojca. Znajdował matkę z chwilą poślizgu. Wyglądał bardzo zabawnie ze smoczkiem i szeroko otwartymi oczami. Podobało mu się, wyciągał w stronę Mariki małe rączki, a szczyt szczęścia osiągnął wtedy kiedy matka znalazła się obok niego i rozchyliła swoje dłonie. Roześmiał się, przez co wyleciał mu smoczek który złapał Adam czekając chwilę aż Junior za nim zatęskni i zacznie się rozglądać za niebieska chmurką bo takiego właśnie kształtu owy smoczek był. Mężczyzna uśmiechnął się do Mariki i cmoknął w środek czoła - Bo ja wiem, po prostu wiem jak ciebie do różnych rzeczy przekonać, a tutaj, w tym naszym małym... - poprawił Juniora na ramieniu - Przypadku, nie musiałem aż tak bardzo się gimnastykować. Musiałaś tylko mi uwierzyć, że naprawdę ci pomogę. - bliskość ciała kobiety, sprowadziła jednak na Adama całkiem ciekawe wyobrażenia. Objął Marikę wolnym ramieniem w pasie czując jak syn maltretuje materiał jego kurtki. Nie musiał używać zbyt wiele siły, by przyprzeć kobietę do najbliższego im drzewa - Marii... - pochylił się by pocałować ją delikatnie. Wsparł dłoń na pniu powyżej głowy Mariki. Ciężko, bardzo ciężko było oderwać się od słodkich ust własnej żony. Adam chciał ich więcej i więcej. Jego pragnienie chyba nie miało jasno określonych granic. Byli w tym lesie sami, było przyjemnie ciepło i cicho. Pocałunek był ewidentnie na zachętę. Chciał przedstawić Marice propozycję, jedną z tych nie do odrzucenia - Moja droga... - zaczął z czarującym uśmiechem, kiedy odsunął się od niej. I tak jedynie na milimetry, bo jego usta ciągle, uparcie , raz po raz czepiały się warg Mariki - Pamiętasz tę fantastyczną bajkę jaką mi opowiadałaś kiedyś? - przytrzymał Juniora, bo wiercił się nieznośnie. Daj mi dokończyć, zaraz... Przesunął pieszczotliwie kciukiem po brzoskwiniowym policzku Mariki - Dałabyś radę ułożyć raz jeszcze coś takiego? Na dzisiejszą noc? - zapytał ciekaw rozbudzając jej wyobraźnię coraz bardziej namiętnymi pocałunkami i gorączkowym szeptem tuż obok jej ucha - Marii... Tylko niech ta bajka będzie długa... Chcę cię mieć co najmniej do rana. I... - urwał na moment, by podsycić w niej ciekawość - Dreszczyk. Niech będzie z dreszczykiem. - zamruczał przeciągle - Kochanie... - przygryzł płatek poczerwieniałego teraz zabawnie ucha kobiety. Uśmiechnął się lekko kiedy jego dłoń z precyzją ślepca, który chce poznać każdy skrawek ciała, przesunęła się wzdłuż sylwetki Mariki zatrzymując się na co bardziej lubianych przez niego punktach, by skończyć na krągłym, miękkim pośladku, a w zasadzie w tylnej kieszeni spodni Hiszpanki - Nie odmawiaj mi skoro tak ładnie proszę... - usta mężczyzny powoli dotknęły skrawka skóry szyi kobiety - Co ty na to?

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adam Knight dnia Czw 17:53, 03 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:15, 03 Cze 2010    Temat postu:

Z jednej strony chciała wyciągnąć swoje dłonie po synka by go zagarnąć do siebie, ale z drugiej strony u ojca było mu również dobrze, więc zrezygnowała z tego. Nie chciała Adamowi odbierać tejże jakże wspaniałej przyjemności. Pamiętała jak jeszcze 4 miesiące temu się po prostu bał wziąć pierwszy raz małego Adama na ręce, a teraz? Teraz z chęcią go zagarniał do siebie. Oswoił się z nim i z myślą co go czeka, a to bardzo wiele ułatwiło. Wspięła się na palcach, wychyliła się w przód i ucałowała ciepłą główkę synka. Powróciła do swej poprzedniej pozycji. Idąc lekko, a w zasadzie ledwo co ruszając się obok Adama słuchała jego słów. Po części mogła się z nim zgodzić, a raczej większej części. Jednak nie byłaby sobą gdyby czegoś od siebie nie dodała do tego tematu. - Ale nie mów, że początkowo nie było Ci trudno? Przecież nie mogłeś być niczego pewny. Nie wiedziałeś jak ja się zachowam, a dodatkowo sam ode mnie stroniłeś. Jednak jak zawsze wszystko się skończyło szczęśliwie. - wyszczerzyła się lekko. Delikatnie palcami pogładziła plecy swego męża. Po chwili poczuła jego miękkie, rozpalone wargo na swoich ustach. Przymknęła powieki na moment by w jak najsubtelniejszy sposób móc czuć ich słodycz. Cicho zamruczała drapieżnym głosem. - Tak? - otworzyła swe oczęta spoglądają na błękit jego tęczówek. Brew jej wystrzeliła w górę. Zazwyczaj używał wobec niej takiego tonu, kiedy chciał coś od niej. A dotyczyło to ich obojga. - Pamiętam ją doskonale, a co? - po chwili dowiedziała się wszystkiego tego co chciała. Jego propozycja była bardzo kusząca. - Na dzisiaj? To bardzo krótki czas. Nie wiem czy podołam z tym? - jednak jego głos był tak kuszący, ze jej nogi miękły pod jego barwą. Nigdy nie potrafiła się jemu oprzeć. Wiedział jak nią manipulować by się zgodziła na wszystko to co chce. - Ja mam inny pomysł, by ta bajka była długa i z dreszczykiem. - uciekła mu ustami, a jej usta znalazły się blisko jego ucha. Językiem uchwyciła płatek jego ucha i swobodnie po nim przejechała. - Wymyślmy ją razem? Część Ty, część ja i tak na zmianę. To dużo ciekawsze niżbym sama miała nad tym myśleć. Co Ty na to? - zapytała niezwykle kuszącym, elektryzująco, namiętnym tonem głosu. Jej palce wybiły w górę. Rozpięła mu cienki materiał kurtki i przejechała palcami po klatce piersiowej. Cicho zajęczała nie mogąc się doczekać tego co miało nadejść wieczorem. Schyliła się lekko i wyślizgnęła mu się z objęć chowając za drzewo. Ich syn nie rozumiał tego co się dzieje między tym dwojgiem i pewnie mało go to obchodziło. - Wybór należy do Ciebie skarbie. Czy chcesz mnie całą, czy kawałek po kawałku? - roześmiała się i już jej nie było. Pędem puściła się przed siebie. Schowała się za kolejne drzewo. Ponownie pogrywała sobie z Adamem niczego wcale mu nie ułatwiając.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:39, 03 Cze 2010    Temat postu:

Z Mariką nigdy nie było zbyt łatwo. Nigdy nie szło z nią jak po maśle bo zawsze musiała mieć jakieś 'ale', i Adam doskonale wiedział od kogo ten wkurzający go teraz zwyczaj przejęła. I wcale nie czuł się z tym najlepiej. Cholera że tez akurat tego się musiałaś nauczyć. Akurat tego! - Ty byś nie podołała...? - żachnął się cicho - Ty? Marii to niemożliwe. - komplement chyba też za wiele nie dał. Patrzyła na niego zupełnie tak samo cwanie, jak on na nią. Adam wyprostował się i przesunął Juniora na drugie ramię. Drgnął słysząc jej głos przy uchu, poczuł co najmniej przyjemne dreszcze jakie przebiegły mu wzdłuż kręgosłupa. Marika też wiedziała jak na Adama zadziałać. W zachowywaniu się względem siebie, byli niedoścignionymi mistrzami. Nie miał innego wyboru jak się zgodzić. Wyciągała z niego wszystko, krok po kroku, słowo po słowie - W porządku. - przystał na jej propozycję - Raz ty a raz ja. I zobaczymy co nam wyjdzie. - on jednak jak zawsze też miał jakieś 'ale', i chyba by nie przeżył gdyby nie wtrącił - Ale ty zaczynasz. - zarządził z błyskiem w oku. Sam nie wiedział jak sobie poradzi bo nigdy nie próbował swoich sił w opowiadaniu bajek. Raz tylko, kiedy leżał w szpitalu roztaczał coś na kształt opowieści przed Mariką, ale raczej były to zawoalowane plany na życie niż prawdziwa bajka, wymyślana na prędce. Marika jednak była na tyle nieprzyzwoita, że zaczynała już teraz, nie czekając wieczora. I ten jej kuszący jęk, który mężczyzna ubóstwiał. Nacisk dłoni Adama bytującej w tylnej kieszeni jej spodni wzmógł się, ale jego żona zostawiła go w takim stanie i uciekła za drzewo. Adam nie dokonał wyboru według jej kryteriów. Stwierdził po prostu - Co to za różnica? Najpierw wezmę cię kawałek po kawałku a zaś w końcu już cała będziesz moją. Na jedno wychodzi. - powiedział ze spokojem rozpinając kurtkę do reszty. Rozpiął też bluzę Juniora i zerknął w stronę uciekającej od niego Mariki - Hej! Ja nie mogę z nim biegać! Wracaj... - już zdecydowanie ciszej, tak że Marika nie dosłyszała stwierdził - Bo nie dostaniesz deseru... - z lekkim westchnięciem i uczuciem niecierpliwości dotyczącym dzisiejszego wieczoru ruszył w jej stronę uśmiechając się do Mariki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:28, 03 Cze 2010    Temat postu:

W końcu ją znalazł, przecież nie uciekła zaś gdzieś zbyt daleko. Po prostu schowała się kilka drzew dalej i przykucnęła przy nim od czasu do czasu lekko się wychylając by zobaczyć na jakim są etapie. Chciała ich wystraszyć, ale odpuściła sobie. To mogłoby nie spodobać się juniorowi, a nie chciała słyszeć jak płacze. To by jej ścisnęło serce. Wolała jak był roześmiany, albo spokojny, lub ciekawy, ale nie płaczący. Wstała na równe nogi szczerząc się kiedy znaleźli się tuż przy niej. Puściła do nich oczko. - Co tam chłopaki? - zapytała zaczepnym tonem głosu. Uwielbiała wszelkie gierki, które dawały zdrową rywalizację między małżonkami. - Myślę, ze poradziłabym sobie, ale jesteś nieodłączną częścią naszego życia. I bez Ciebie to nie miało by sensu. - odpowiedziała gładko na jego komplement, choć zrobiło jej się z drugiej strony miło na spostrzeżenia jej męża, tylko do końca nie była pewna czy były powiedziane specjalnie, czy na poważnie? Mało ją to obchodziło. Już nie uciekała. Zmęczyła się trochę tym bieganiem. Usiadła sobie pod pniem drzewa opierając się plecami o chropowatą korę drzewa. - Może być zacznę jeżeli chcesz. Pomyślę nad tym. - odgarnęła sobie włosy, które opadały na jej ramiona. Jednak trzymała je z dala od kory drzewa by nie plątały się w jej włosach jakieś śmieci. - Ty zawsze bierzesz ode mnie wszystko to co chcesz. - Zauważyła spokojnie. To co powiedziała było szczerą prawdą. Ale też sama nigdy nie broniła mu dostępu do siebie. Dawała z siebie jak najwięcej mogła, a w zamian otrzymywała równie wiele. - I dobrze. Ja Cię nigdy nie ograniczam. - uśmiechnęła się perliście opierając swoją głowę o jego ramię, kiedy siadł obok niej. Obróciła się w ich kierunku odpoczywając sobie w spokoju.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:47, 03 Cze 2010    Temat postu:

Adam parsknął śmiechem i stwierdził - Od tych dwudziestu sekund nic się nie zmieniło matko. - wywrócił nieznacznie oczami - Mamusiu. - puścił do niej oczko - Mariko nic nie nie zmieniło. - to zdecydowanie brzmiało najlepiej. Do takiego zwrotu był przyzwyczajony i sytuacja nie wymagała jeszcze tego by zwracał się do niej per 'mamo'. Póki Junior był mały nie musiał tego pilnować, a i tak zapewne zawsze będzie się do niej zwracał po imieniu - Właśnie, nie było by sensu. Wracając do tego o czym rozmawialiśmy przed momentem... Nie stroniłem od ciebie. Odpychałem od siebie, ale to było pomylone, bo przecież tym samym cię do siebie przywiązywałem. Nie byłem niczego pewien oprócz tego czego chciałem ja. A ja chciałem tylko ciebie i jak widać... - spojrzał na Marikę i dał jej buziaka w policzek - Mam to co chciałem. - kiedy usiadła stał przez moment nad Mariką górując wzrostem i posturą. Uśmiechnął się nieznacznie, bo wyglądała jak hobbit z powieści Tolkiena. Wydawała się tak samo niska. Przysiadł obok kobiety stwierdzając z wrodzoną sobie delikatnością - Dostaniemy wilka w dupie. - roześmiał się cicho i spojrzał na Adama siedzącego teraz na jego udach. Bawił się łańcuszkiem smoczka, którego koniec miał przypięty klamereczką do kieszeni ciepłej bluzy w jaką ubrała go Marika. Wyglądało to tak jakby za wszelką cenę chciał łańcuszek rozerwać - Ograniczony nie byłbym sobą. Nigdy nikt mnie nie ograniczał za bardzo... - zauważył zerkając katem oka na Marikę - Co jeszcze robiłaś kiedy byłaś mała? Prócz ganiania po lesie... I niańczenia młodszej siostry?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:30, 04 Cze 2010    Temat postu:

Wywróciła oczami i parsknęła cicho śmiechem. Nikt jej jeszcze nie nazywał matką. Choć Adam żartował czuła się trochę dziwnie słysząc to z jego ust. Jeszcze wielokrotnie będzie to słyszała tyle, ze z ust jej syna, ale to już coś innego. - Jak nic się nie zmieniło to dobrze. - rozpięła sobie kurtkę bo zrobiło jej się ciepło. - Bardzo dobrze, co dowodzi, ze nic złego się nie dzieje. - I to ją satysfakcjonowało. Nie musiała się o nic martwić. Kiedy Adam jej dziś rano zaproponował wyjazd, nie wiedziała, że będzie tak fajnie i przyjemnie. Mogła się całkowicie rozluźnić. Nie musiała się bać, ze zaraz usłyszy jakieś krzyki, jakieś przykre słowa, które je załamią. Tutaj tego nie miała doświadczyć. Było słońce, które w tak wspaniały sposób ogrzewało jej brzoskwiniową skórę. Przypominało jej to w pewien sposób o czasie spędzonym w Hiszpanii. Gdzieś w górze roznosiło się echo ptasiego śpiewu. Radośnie sobie ćwierkały co było miłym efektem dla ucha. - Masz rację. To właśnie najbardziej mnie do Ciebie przyciągało. Poniekąd bałam się tego, ale będąc już pewną swoich uczuć nie potrafiłam się od Ciebie odczepić. To... - zamyśliła się na chwilę przekrzywiając głowę w bok. Kiedy wróciła do normalnej pozycji dokończyła to co miała na myśli. - Było trochę dziwne. A zarazem fascynujące. Ty byłeś dla mnie zagadką, tak jak ja jestem często dla Ciebie. Długi czas nie potrafiłam rozgryźć tego co w Tobie siedzi. A poza tym, to chyba było nam pisane. Te wszystkie kłótnie, te sprzeczki, te uczucia jakie się kłębiły. - przytuliła się do niego mocniej i z wdzięcznością. - I dziękuję Ci za to, ze mnie nie spisałeś na straty i dałeś szansę się do siebie zbliżyć. - Dostał za to słodkiego buziaka w usta, skradła mu jeszcze kilka i położyła swoją głowę na jego ramieniu. - Oboje dostaliśmy to czego chcieliśmy. - wymruczała rozleniwionym głosem w materiał jego kurtki. - Przejmujesz się? Ja tam nie mam czym. Nie boję się o to, a ziemia nie jest mokra, twarde sztuki z nas, a nic nas takiego nie złamie. - powiedziała radośniejszym głosem odgarniając mu z karku włosy, które się tam zaplątały. - Wcale, ze nie niańczyłam moją siostrę. No może na początku, ale uczyłam się. Zawsze byłam przykładną uczennicą, poza tym miałam wiele zainteresowań. Lubiłam rysować, chodziłam na kółko teatralne i nawet występowałam w szkolnych przedstawieniach. - roześmiała się wracając do tamtego okresu. Wtedy nie wyglądała tak ładnie jak teraz. Adam zdziwiłby się widząc jej zdjęcia. - A wiesz, ze kiedyś wyglądałam jak pulpecik? - wyznała mu szczerze. - Miałam trochę więcej ciałka niż teraz, ale chyba wraz z wzrostem utraciłam na wadze i teraz mamy tego efekty. - Jak dotychczas nie musiała narzekać na swoją figurę, bo nie miała tak na prawdę na co. - A tak ogólnie to byłam żywotnym dzieckiem, wszędzie było mnie pełno. I tak jak większość dzieci interesowałam się wszystkim po trochu. Typowe dzieciństwo. A później to inna bajka. Kiedy trochę podrosłam, moje nastawienie do świata się zmieniło, a ja wraz z nim. - Nie wytłumaczyła konkretnie tego co miała na myśli. Wystarczyło jej pamięć o tym.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 1:03, 04 Cze 2010    Temat postu:

Adam zapytał z niedowierzaniem - A co złego miałoby się dziać? Marii... - uwielbiał ją utwierdzać w swoich przekonaniach, w swoich racjach - Wszystko jest w najlepszym porządku. - na chwilę obecną. Nie ma tutaj tych gówniarzy, matka nie truje głowy, on... Zerknął na Juniora ciągnącego teraz zamek kurtki ojca. Nie płacze. - Jest wspaniale. - powiedział uśmiechając się do niej pokrzepiająco w podzięce za buziaki. Adam miał rację, wybierał trafnie i wiedział czego potrzeba Marice. Znał ją na tyle dobrze, że wiedział co robić. Dzięki niemu siedzieli teraz w spokoju, w półcieniu zajęci wspólnym towarzystwem i rozmową. Z dala od problemów dnia codziennego. Mężczyźnie przypomniał się Central Park i pożałował że nie ma tutaj jeziorka z kaczkami, które wtedy Marika z taką chęcią karmiła. Nie narzekał. Tak też było dobrze - Akurat to? - zaśmiał się i odchylił głowę w tył - Jestem chyba chodzącą sprzecznością. Przyciągałem odpychając. Kto drugi takie rzeczy potrafi? - mruknął pytając retorycznie. Nie znał nikogo takiego, ale może akurat Marika coś na ten temat wiedziała - Tak te kłótnie, sprzeczki... Lody po środku nocy... - wytknął jej z cwanym uśmiechem - Ciekawe co byś zrobiła jakbym cię nie zrugał a wręcz przeciwnie, zaciągnął wtedy do łóżka? - to pytanie już nie było retoryczne, ale sam Adam mógł sobie na nie odpowiedzieć. Nie zaciągnął by Mariki do swojej sypialni jak pierwszej lepszej, która okazała mu przychylność. Zbyt ją szanował i czuł by do siebie jedynie odrazę - Nie nie przejmuję się. - powiedział przesuwając dłonią w zamyśleniu po udzie kobiety - Ale jako stateczny ojciec rodziny muszę się o was troszczyć. - zauważył tonem tego właśnie statecznego ojca i męża, którego używał niezmiernie rzadko - Nie zaszkodzi jak wam czasem ponarzekam. - jego ramiona zadrgały od cichego śmiechu. Adam zapatrzył się w niebo słuchając swej żony. Była kompletnie inna od niego. Żadne kółka teatralne, przykładnym uczniem też nigdy nie był - Doprawdy? - zapytał na wzmiankę o pulpetach - Co ty chrzanisz? - zapytał zaczepnie - Nie wierzę. Nie mogłaś być pulpetem. Marii ja cię znam. I ty znów przesadzasz. - mruknął podając swe palce Juniorowi, który brykał na jego kolanach - Poza tym u was to chyba takie naturalne... Wydaje mi się że w krajach Europy, tam dokładnie w tych twoich rejonach zawsze dobrze się odżywiacie i dlatego... Poza tym jak byłaś w ciąży też trochę przybrałaś. I wyglądałaś równie ponętnie jak przed ciążą. - zapewnił Marikę z uśmiechem wytrawnego znawcy - A co było po dzieciństwie? Stałaś się jak Jud? Albo jak ja? - Adam wzruszył lekko ramionami - Młody gniewny który ma wszystko gdzieś?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:26, 04 Cze 2010    Temat postu:

Wzruszyła ramionami samej nie wiedząc. - Chyba nic, ale tu jest tak pięknie, to wszystko jest tak wspaniałe, że aż czasem się boję, ze zaraz ten czar pryśnie i znów będzie to co zawsze. - Odchyliła się w tył opierając o drzewo i uniosła głowę lekko w górę patrząc przychylnie na niego. Musiała przymknąć oczy kiedy promienie słońca zaczęły ją razić po oczach. Spuściła głowę otwierając je i obróciła głowę w stronę Adama patrząc na niego wdzięcznie. - Mam taką nadzieję. To, nie ważne masz rację nie ma się czym zamartwiać. - kąciki jej ust drgnęły w górę unosząc się w uśmiechu. Ponownie w jej ciele zapanował spokój. Nie martwiła się niczym, bo Adam był obok, bo zapewniał ją o tym wszystkim, o spokoju, więc siłą rzeczy mogła mu wierzyć. - Właśnie to. - roześmiała się na odkrycie męża. - Nie mam pojęcia, kto tak potrafi, ale Ty na pewno tak. Na początku tak strasznie mnie denerwowałeś i każdy dzień w którym stawałeś na mej drodze był koszmarem przynajmniej na początku. I wtedy kiedy dowiedziałam się o ciąży. Pamiętasz? Myślałam, ze chcesz mnie uderzyć, a Ty po prostu chciałeś tabletki, ja zaś źle to odebrałam, wystraszyłam się i od tego właściwie wszystko się zaczęło. - Coś w jej oczach zalśniło, jakiś dziwny blask, który się skrzył radością. - To było bardzo zabawne wtedy. - uniosła brwi w górę zastanawiając się nad tym co powiedział Adam. Sama nie wiedziała co by wtedy było. - Nie wiem, a chciałeś mnie kiedykolwiek zaciągnąć do łóżka? - zapytała tego ciekawa, ale sama osobiście podejrzewała, ze Adam nie był taki. - Myślę, ze nie. Nie jesteś taki. Jednak gdyby się tak stało, to sama nie wiem jak by wyglądały nasze relacje teraz. To znaczy wiele zależało by od tego jak oboje byśmy się po tym zachowywali. - zaplątała się w tym co mówiła. - Ale tak nie było więc nie ma co o tym rozprawiać. - skubnęła miękki materiał jeansów i strzepnęła z nich jakiś paproch poprawiając swoją nogawkę. - Nie chrzanię, mówię szczerą prawdę. - roześmiała się bo jej mąż nie chciał jej uwierzyć. - Pokażę Ci kiedyś zdjęcia, wątpię byś mnie poznał, na prawdę byłam jak taka mała kuleczka. - jej policzki powlekły się różem. - Może i lubimy nie wiem nie zagłębiałam się w tym. - wyciągnęła w końcu dłonie po syna też chciała go trochę potrzymać i dać Adamowi odpocząć. - Daj mi go proszę. - Powiedziała proszącym tonem głosu. Kiedy oddał jej syna posadziła go sobie na udach. - Później? Hm? Ciężko powiedzieć. Byłam odrębną postacią. Ani radosną, ani złą. Po części ze wszystkiego. Trochę taka jak Ty, trochę taka jak Jud i jeszcze wiele się we mnie kłębiło. To znaczy jak trzeba było to potrafiłam dowalić. W kaszę to ja sobie dmuchać nie dałam. - przypomniało jej się jak wyszturchała kolegę z klasy za to, że ją pociągnął za włosy. - Więc tak, po części byłam buntownikiem z tym, że potrafiłam nad tym panować i do osiągnięcia swoich celów udawałam miłą i posłuszną, a później się wszystko zmieniło, ale tą historię akurat już znasz. - Obróciła synka w drugą stronę i palcem pokazała mu przebiegającą wiewiórkę. Dziecko ożywione patrzyło w tamtą stronę z zaciekawieniem, ale owa wiewiórka była zbyt szybka aby można było na dłużej ją uchwycić.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:52, 04 Cze 2010    Temat postu:

- Marii... - zwrócił się do niej tak spokojnym i wyważonym tonem, jakby tłumaczył coś małej dziewczynce bojącej się dnia jutrzejszego - Nie masz się o co martwic. Twój czar nie pryśnie póki ja będę obok. - nie wywyższał się, ale miał ogromną rolę w tym ze Marika właśnie teraz czuła się szczęśliwa i kochana - Rozumiesz? - kiedy pokiwała głową pociągnął dalej - Doskonale. - stwierdził zadowolony tym ze zawsze dochodzili do porozumienia. Teraz przynajmniej jedno nie musiało uginać się przed drugim, bo oboje zgadzali się w danej sprawie. Jego mina trochę zrzedła kiedy przypomniała mu o dniu w którym przyszedł wyżebrać od niej tabletki - Nigdy nie uderzyłbym kobiety. - powiedział powściągliwie ciągle w zasadzie nie wiedząc jak mogła tak pomyśleć, ale Marika przedstawiła sobą obraz nędzy i rozpaczy wokół porozbijanego szkła, więc jakoś domyślał się dlaczego mogła go się aż tak bać. Dość jej wtedy już krwi napsuł - Tylko ty mogłaś przejść od strachu do uczucia miłości, naprawdę... - nie tylko ona. Przecież u Adama było dokładnie tak samo, tylko że on nie bał się jej, a bał się o nią, a to stawiało sprawę w zupełnie innym świetle - Szczerze? Tak. - odpowiedział i dodał zaraz - Ale z drugiej strony wiedziałem że nie mogę, ty mi wtedy wszystko psułaś dobierając się do mnie. To było okropne z twojej strony. - mruknął śmiejąc się pod nosem z tych wspomnień - Pokażesz? Świetnie. Z chęcią zobaczę moją Marii jak ganiała do szkoły z kucykami. Ja nie mam się czym chwalić... Może parę się uchowało, ale są w szafie w Nowym Yorku. - wykręcił się zaraz - Więc mnie sobie nie obejrzysz. - i tak by jej tych zdjęć nie pokazał - To nawet po części nie byłaś taka jak ja. - stwierdził - Nie byłem miły i grzeczny choćbym nie wiadomo czego potrzebował. - oddał Marice niezbyt chętnie Juniora. Nie był dla niego ciężarem. Teraz nie miał gdzie podziać rąk, więc z nudów wyłamał sobie palce - Sam sobie na wszystko dorabiałem, bo Grace dusiła pieniądze jak nie wiem i ani centa mi nie dawała. A nowego samochodu do tej pory nie kupiła... - teraz przynajmniej wiedział gdzie te pieniądze się rozpływały. Przekazywała pewnie ich większą część dla Christophera - W zasadzie to rzadko w domu bywałem. Lepiej jak mnie tam nie było.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adam Knight dnia Pią 13:02, 04 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:44, 04 Cze 2010    Temat postu:

Swymi cienkimi palcami dotknęła jego policzków zwracając jego głowę w swoją stronę. Jej usta zetknęły się z jego ustami w pocałunku tak delikatnym i czułym jak już dawno tego nie robiła. Kiedy skończyła przytknęła swoje czoło do jego i uśmiechnęła się z wdzięcznością. - Wiem i jestem Ci za to wielce wdzięczna. - wyszeptała gorącym szeptem w jego usta. - Oczywiście, ze rozumiem. Od samego początku. - pokiwała głową zgadzając się z nim w pełni. Nie mieli ze sobą problemów. Zawsze się dogadywali. Albo ona rozumiała jego, albo on ją lub wzajemnie. I to było w tym wszystkim najlepsze. - Teraz to wiem kochanie, ale musisz zrozumieć jak ja się wtedy czułam. Dopiero co dowiedziałam się o ciąży i Ty nienawidzący mnie. Pogardzałeś mną, zawsze chciałeś abym zniknęła, może nawet aby mi się coś stało, nie wiem co siedziało w Twojej głowie. I wtedy zjawiasz się ja Ci nie chcę dać tabletek, a Twoja dłoń wystrzeliła w moją stronę. Wystraszyłam się. Bo już nie chodziło o mnie, ale o to co się rozwijało we mnie. - pochyliła lekko głowę w dół i ucałowała główkę synka w pełni radosna, że go ma. - Na szczęście pomyliłam się. Bardzo się pomyliła i cieszę się, że to się szybko wyjaśniło. - cmoknęła o jeszcze raz w podzięce w policzek. Zawsze będzie mu za to dziękować. Bo zawdzięczała mu na prawdę wiele. Podniosła się z ziemi otrzepując swój tyłek. Przygarnęła do siebie synka. Podała dłoń Adamowi by wstał. Nie robiła to dlatego, ze nie potrafił czy potrzebował jej pomocy, ale chciała tego. W końcu byli jednością i chciała by w ten sposób wiedział, ze w niej ma pomocną dłoń. Uśmiechnęła się do niego słodko. - Sam mi w tym pomogłeś. Pomogłeś mi Ciebie pokochać. Nie potrafię Ci tego racjonalnie wytłumaczyć. To... to samo mnie naszło wtedy w hotelu w Plazie. To jak przyciąganie przeciwieństw. Dużo mi pomogłeś i jak mówiłam podobałeś mi się tylko Twój charakter mnie odpychał, to znaczy nie całkowicie charakter, a to jak mnie traktowałeś, a później nie wiem siedziałam w hotelu na łóżku, gładziłam się w zasadzie po jeszcze płaskim brzuchu i pomyślałam o Tobie. I jak już pomyślałam to poczułam takie motyle w brzuchu, a później wszystko ułożyło się w jedną całość. - Roześmiała się. - Przejdźmy się jeszcze. - chwyciła go pod rękę, a stabilnie drugą trzymała syna na ręce. Teraz jedynie mogła się z tego wszystkiego śmiać co było wtedy. - Na prawdę chciałeś się ze mną przespać? - uniosła brwi w górę szczerze zaskoczona tym co powiedział. - To było wtedy u Ciebie w mieszkaniu prawda? Ja? Ja się do Ciebie nie dobierałam. - spuściła głowę zawstydzona i cicho pod nosem się śmiała. - No może trochę, ale nie chciałam Ci zrobić nic złego, a jedynie się w Ciebie wtulić. - nie do końca była szczera, ale też coś w tym było. - A gdybym Ci nie przeszkodziła? Co by wtedy było? A poza tym wtedy byłeś strasznie powściągliwy co do mnie. - zauważyła rezolutnie. Splotła sobie swoje palce z jego palcami jak należało. - To było z mojej strony okropne? Na prawdę takie to było dla Ciebie straszne? Nie wierzę. - pokręciła lekko głową ba boki nie dowierzając. - Sam zobaczysz. Nie wiem czy byś mnie poznał. - wzruszyła ramionami w zasadzie było jej wszystko jedno. - Ale jakieś masz. I tak je kiedyś zobaczę, chyba podzielisz się sobą z swoją żoną? Nie ma się czego wstydzić ja Ci pokaże swoje. - Będąc blisko męża czuła się na prawdę spokojnie. Było jej błogo i dobrze. I chciała by to się nigdy nie skończyło. - Byłam po prostu sobą, nikogo nie naśladowałam, ale też sama nie prosiłam rodziców o pieniądze. Nie jestem taka jak Judit, ze szasta kasą od mamy i taty. Ja skrupulatnie odkładałam chociażby każdy cent, który dostałam i który później zarobiłam, aby zrobić prawo jazdy i kupić auto. Szybko też zaczęłam żyć na własny rachunek. Więc po części wiem co masz na myśli. - ominęła gruby patyk jaki leżał na drodze i znów zbliżyła się do męża. - Niby dlaczego? Nie lubiłeś? Wiem, ze masz z Grace różnicowe stosunki, ale w końcu to Twoja matka i tak Cię kocha. Okazuje to może w dziwny sposób, ale wiem, ze tak jest. Nic się nie poradzi na to, ze tak ją wychowano. - potrafiła zrozumieć matkę Adama. Nie kwestionowała nigdy tego jak był wychowany Adam, ani nie potępiała za to nigdy Grace, bo każdy ma swoje sposoby na bycie rodzicem. Oni też są rodzicami i znów będą wychowywać swoje dzieci po swojemu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 22:25, 04 Cze 2010    Temat postu:

Wzrok mężczyzny spoczął na kobiecie. Nie miał pojęcia za co teraz i dlaczego w taki sposób mu się odwdzięcza. Po chwili sprawa się wyjaśniła. Niebieskie tęczówki mężczyzny z uwagą przypatrywały się oczom Mariki - Bardzo dobrze. - przytaknął - To jak najbardziej się chwali. - więcej nie musieli już o tym mówić. Teraz to wiesz, o boże a czy wtedy wyglądałem jak skończony sukinsyn? Fakt myśleliśmy że przespaliśmy się razem w Podwiązce, ale... - Ale wtedy już tak tobą nie pogardzałem. - wtrącił urażony nijaką niesprawiedliwością płynącą ze słów Mariki - Pamiętasz? Zabrałem cię na urodziny Martina i droga... - odchrząknął - Przynajmniej do Seattle minęła nam w dość przyzwoitych stosunkach. - wtedy dla Adama ich wzajemne milczenie i słuchanie wrzasków wokalisty Slipknota było na naprawdę przyzwoite. Droga powrotna była zupełnie inna, ale to co mówił jeśli dobrze pamiętał też nie sprowadzało się do pogardzenia Mariką. Z lekka naburmuszony uspokoił się po kolejnym buziaku jaki zgarnął od żony. Odetchnął chcąc się wygrzewać w półcieniu cały dzień. Wystawiając twarz w stronę słońca pomyślał ze zgrozą że może choć trochę się opali. Wiadomo że wiosenne słońce też potrafiło pokazać co może. Tego mu brakowało. Wpatrzył się w ziemię przed sobą z zadziwieniem wynajdując coraz więcej szyszek, które gubiły się w poszyciu. Uniósł głowę w górę i zmrużył oczy patrząc na Marikę. Słońce go raziło. Kiedy już się przyzwyczaił wyciągnął w stronę kobiety dłoń i zaproponował w między czasie otrzepując spodnie - Może go poniosę? Robi się coraz cięższy. Daj mi go... - westchnął lekko i powiedział - Nie, nie. Nie chcę słuchać o racjonalnych czy nieracjonalnych rzeczach. Nie. Nie tłumacz. - poprosił Marikę. Nie chciał słuchać poniekąd o swoich wadach, o tym ile musiał się wyzbyć dla niej. Lubił siebie, a patrząc na swój charakter, z perspektywy roku jaki spędził u boku Mariki, był nie do poznania. Może jeśli mu tego trochę brakowało, to nie przyznawał się przed sobą, a co dopiero przed kobietą. Tu nawet Marika nie miała wstępu - Wcale. - rzucił z ironią - Jasne że chciałem. - przyznał się jej - Ale jak już mówiłem, wiedziałem że nie mogę. Za bardzo bym wtedy przypominał... - poszukał jakiegoś zamiennika imienia Aaron. Nie chciał sobie odzierać gardła jego nazwiskiem więc wypalił - Sama -Wiesz - Kogo. - Adam uśmiechnął się lekko z udanego żartu - Ty się nie dobierałaś? To co w twoim wypadku znaczy 'dobierać się do faceta'? Chyba nie znam własnej żony. - zauważył kpiąco. Wtedy ją przejrzał, a teraz znał doskonale. Szli leśnym duktem a do ich uszu dochodził cichy jednostajny szum. Byli dość blisko rzeki o której Adam czytał kiedy szukał dla nich motelu - A czy ty mi wtedy byłabyś w stanie przeszkodzić? - teraz już roześmiał się w głos - Nie chciałabyś, jeśli działabym tak jak działałem... Nie, sądzę że nie byłabyś w stanie. - przypomniałby jej poranek kiedy to wrócił do Mariki. Poranek który rozpoczął się niebywale gorąco i to nie z powodu podwyższonej temperatury Adama który borykał się z przeziębieniem. A rozstali się jedynie z zapasem jednego, jedynego, nerwowego pocałunku - Naginałaś wtedy moje sumienie, moją fizyczność i opanowanie. Nie było to dla mnie aż tak przyjemne choć z drugiej strony... - im dłużej go znała tym dziwniejsze rzeczy od niego słyszała i bardziej się dziwiła - Byłaś chyba pierwsza kobietą która tak mnie pragnęła. Pomijając Amandę, ale ona była... Idiotką. - wzruszył beztrosko ramionami wędrując u boku Mariki - Podzielę się. - zgodził się dla świętego spokoju zakładając że Marika zapomni, bo nie mieli w planach odwiedzin Nowego Yorku - Wiesz... - uśmiechnął się pod nosem i powiedział - Raz kiedy się pokłóciliśmy pół bloku do nas zapukało myśląc że może dojść do rękoczynów, a wyobraź sobie ze poszło o rzecz tak błahą jak moje kolczyki. - wytłumaczył nie patrząc na Marikę. Wbił wzrok w ziemię. Chyba wolał jej o tym nie opowiadać - Po prostu lepiej jak mnie nie widziała. - mruknął mając ochotę zakończyć ten temat.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adam Knight dnia Pią 22:57, 04 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:19, 05 Cze 2010    Temat postu:

- Oj nie złość się na mnie o to. Po prostu tłumaczę Ci jak wtedy wyglądało. Nie miałam Cię za nie wiadomo kogo, ale przypomnij sobie też w jakich stosunkach się wtedy rozstaliśmy? Powiedziałam Ci, ze... - westchnęła ciężko. Kiedy to sobie przypominała wcale nie czuła się z tym dobrze. - Cię nienawidzę. Po tym mogłeś sobie wziąć moje słowa do serca, mogłeś dosłownie wszystko. Mogłam się stać dla Ciebie totalnym wrogiem i również mogłeś mną jeszcze bardziej pogardzać. Przecież nie czytałam w Twoich myślach, aż tak bardzo, aby wiedzieć na co się zdobędziesz, dlatego mówię, cieszę się, ze to była pomyłka. - kopnęła jakiś kamyk leżący na drodze. Wystawiła swoją twarz na działanie słońca i wiatru. Dzięki temu nie czuła, aż tak bardzo rażącego palenia na jej skórze. - Jeżeli chcesz. - oddała mu ostrożnie synka na ręce. Dla Mariki nie był aż tak wielkim ciężarem, ale Adam miał więcej sił i z chęcią garnął się do tego, a ona mu tego nigdy nie broniła. Była z tego rada, ze tak bardzo się angażuje w wszelkie sprawy dotyczące ich synka. Pominęła resztę tematu jaki zaczęła. Wiedziała, ze Adama on nie zadowala, a sama nie chciała jeszcze bardziej go denerwować. - Rozumiem. To znaczyło, że mnie pożądałeś. Ale.... - zaraz zaprzeczyła wiedziała kogo ma na myśli Adam. - Pomimo tego nawet co by się między nami stało nigdy, ale to nigdy byś go nie przypominał. Masz w sobie więcej miękkiego serca niż on. W pożądaniu nie ma nic złego, ale to zależy od tego jak się później traktuje drugą osobę. - wzruszyła ramionami. Poszorowała się po karku i spuściła swobodnie ręce krocząc wolno z założonymi za siebie rękami. Wsłuchiwała się w spokój tego miejsca. - Oj żartuje, może i faktycznie się do Ciebie dobierałam. Trochę. Ja nic na to nie poradzę, że tak na mnie działałeś. - Po chwili jednak trochę zmarkotniała. Pamiętała swoje myśli na swój temat. Bała się tego by nie wyszła na pierwszą lepszą. - To właśnie ja chyba wyszłam na ta bardziej prowokującą i tą pier... - nie dokończyła. Nie chciała psuć całej atmosfery. - Czy ja wiem? To zależało by od wielu czynników. Może i bym nie chciała, nie wiem. - uśmiechnęła się lekko pod nosem. Z perspektywy czasu patrzyło się na to całkiem inaczej. - Wiem... Przepraszam... Nie mogłam się opanować. Wystawiłam Cię na bardzo wiele prób, ale to utwierdziło mnie jedynie w tym, ze jesteś bardzo cenny i wartościowy. - zawsze dostrzegała w mężu bardzo wiele pozytywnych jego stron osobowości i nigdy nie wstydziła się o nich mówić. Właśnie najlepszym było ich docenianie. A ona doceniała go jak nikt inny. - Na prawdę? Nie było przede mną żadnej? - zapytała niedowierzajac. - Ach, rozumiem, ale to i tak trudno mi uwierzyć, w końcu jesteś przystojny i taki, noooo... - oblizała sobie językiem lekko usta i przygryzła wargę. Po chwili przytuliła się do niego i z cwanym uśmiechem powiedziała. - I jesteś mój i tylko mój. - Zaśmiała się bezczelnie i samolubnie. - Jestem egoistką i dobrze mi z tym, nie lubię się dzielić tym co moje. - puściła do niego oko szczerząc swe białe zęby. Wywróciła oczami słysząc o kolczykach i kłótni. - Więc mieliście ze sobą ostro. No cóż może Ci to i wyszło na lepsze? Usamodzielniłeś się. Nie wiem, czasami tak trzeba i już. - sama była o tym przekonana w końcu też nie bywała za często w domu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 1:06, 05 Cze 2010    Temat postu:

- Nie złoszczę się. - powiedział przymykając na moment powieki co naprawdę miało pokazać Marice, że nad sobą panuje. Tak też i w istocie było. Kiedy otworzył oczy nie było w nich śladu irytacji czy czegoś poważniejszego - Po prostu, nie chcę o tym słuchać. Dziwne prawda? - uśmiechnął się słabo do Mariki - Nie chcieć słuchać o swoich zasługach. - znała jego pokrętne poczucie humoru. Jego szczególny samokrytycyzm, który zawsze mu towarzyszył. Jednak ten temat nie był zamknięty. Pokręcił głową i powiedział - Gdybym brał do serca sobie wszystko to co ludzie mi mówią, nawet chyba nie zdążyłabyś mnie poznać, bo już dawno tkwiłbym w grobie. - zrobił chwilę przerwy, by złapać syna. Na twarzy jego ojca zakwitł przez moment zwycięski uśmieszek. W ich przypadku czasem walczyło się absolutnie o wszystko. Nawet własne dziecko było kartą przetargową - Owszem nie powiem... - mruknął patrząc na bystre oczy Juniora - To osobiście mnie dotknęło, ale... Nie ty pierwsza i nie ostatnia stwierdziłaś że mnie nienawidzisz, więc to było mi już dość dobrze znajome. Byłabyś kolejnym dodatkiem na mojej liście wrogów... - wzruszył ramionami patrząc na Marikę - A tak? Nie rozpamiętuj tego, proszę cie. - powiedział cicho. Uniósł dłoń w górę a kiedy spoczęła ona na głowie Mariki pochylił się i przycisnął usta do czoła kobiety - Nie warto. Teraz za to jesteś na pierwszym miejscu mojej prywatnej listy cudów. - puścił do niej oczko, by przestała się smucić i rozgrzebywać już przecież dość dobrze zabliźnione rany. Wiedział że znów rozmowa zeszła na bardziej grząski grunt - Hej... - trącił Marikę delikatnie w brodę i uniósł ją ku sobie - Kochanie. - zwrócił się do niej z uśmiechem - Na nic nie wyszłaś. Nigdy, rozumiesz? To co wobec mnie czujesz... - nie wiedział przez chwilę co powiedzieć więc otwarł usta i dokończył - Jest naturalne. I pomijając już to kto pierwszy zaczął a kto komu na to pozwolił... - pocałował Marikę z pasją. Uśmiechając się przy tym zadziornie - Teraz możesz mnie potępić. - powiedział z zadowoleniem - Właśnie cię sprowokowałem i jest mi z tym cholernie dobrze. I to nie jest ani twoja, ani moja wina. Nie myśl o tym w takich kategoriach. - zaczynał być zły na siebie, że w ogóle zaczął taki temat. Przypomniała mu się ich noc poślubna i to jak Marika zamknęła się przed nim w łazience. Pokręcił głową i uśmiechnął się do niej szeroko - Ach ty moja niemądra kobietko. - poczochrał jej włosy - Co ja bym bez ciebie zrobił? - dziś to on o nią dbał o wiele bardziej niż na co dzień. Chciał by czuła się na tyle dobrze ile się dało. I nic nie było ważniejszego - I nie przepraszaj do cholery. - tupnąłby nogą gdyby nie był sobą - Bo nie masz za co. Mówisz tak jakby mnie to boleć miało. - wyszczerzył się do niej i szepnął do ucha - A ja z chęcią raz jeszcze wszystko dokładnie bym powtórzył. - przytulił Marikę do siebie kiedy przypadła do jego ciała. Zrobiło mu się niewyobrażalnie miło, kiedy poczuł płynącą od niej serdeczność. Patrząc na żonę z góry zapewnił - Jasne ze twój, jasne... - uspokoił kobietę przesuwając dłonią po plecach i uważając by nie wplątać sobie między palce jej kasztanowych włosów - Tylko twój. - mruknął stojąc tak przez moment i czując obok siebie osobę dla której w stanie był teraz zrobić wszystko. Właśnie za to że z taką miłością lgnęła o niego. Skradł jej jeszcze jeden pocałunek i pociągnął dalej w las ciekaw czy dotrą do rzeki i ile jeszcze do niej jest - Ile miałaś z wychowania fizycznego? - zapytał nagle machając ich złączonymi dłońmi. Temat jego życia z Grace i kobiet jakie miał przed Mariką został definitywnie na ten czas zamknięty.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:42, 07 Cze 2010    Temat postu:

- Cieszy mnie to niezmiernie. - powiedziała z nieudawaną ulga w głosie. Nie zniosła by chyba tego gdyby jej mąż zaczął być na nią zły z jej winy. Jak zawsze chciała mu oszczędzić wszelkich nerwów. Pamiętała wciąż o jego wrzodach i w każdej chwili mogłyby się nawrócić, a na to nie pozwoli. - Skoro taka Twoja wola. - zatoczyła dłonią okrąg w powietrzu i kiwnęła lekko głową. - Nie, skądże. Każdy ma prawo do czegoś innego. Najwyraźniej Ciebie to po prostu nie uszczęśliwia i tyle. - wzruszyła ramionami, ale nie z obojętnością. Po prostu nie widziała sensu rozwijać dalej tego tematu. Spuściła na moment głowę i zaczesała za ucho swe włosy, które wraz z jej ruchami zsunęły się w dół na twarz i ramiona. - Prawdopodobnie tak. Coś w tym jest mój drogi. Myślę, że tak jest najlepiej i najwygodniej. Nie można brać wszystkiego do siebie bo by człowiek w końcu zwariował prawda? - uśmiechnęła się lekko i bawiła się obrączką męża jeżdżąc po niej kciukiem raz w jedną stronę, a raz w drugą. To ją całkowicie uspakajało. I tak w tym momencie nie miała nic innego do roboty, jako, że jej ręce zostały zwolnione z małego ciężaru nie miała gdzie ich podziać. A właściwie to zawsze mogła sobie znaleźć coś do roboty. Musiałą tylko chcieć. - Wiesz, ale to co było w tym najgorsze, to to, ze skłamałam. Bo tak na prawdę nie czułam do Ciebie nienawiści. Nie byłeś niczemu winny. To ja sobie coś uroiłam. Byłeś doskonałym narzędziem do tego aby się wyżyć i do tego aby się Ciebie pozbyć, ale jak widać twarda sztuka z Ciebie i nie chciałeś mnie zostawił. - Parsknęła śmiechem. Teraz jedynie mogła się z tego wszystkiego śmiać i nic więcej, choć wtedy nie było jej do śmiechu. - Zresztą już Ci mówiłam dlaczego tak postąpiłam, a nie inaczej. - Ten temat też już kiedyś przerabiali, więc również nie rozwlekała się niepotrzebnie. To mogło by im popsuć całą atmosferę, a to było ostatnim czego mogła by chcieć. - Cuda nie istnieją, ale miło, że mój mąż ma mnie za skarb. - puściła do niego figlarnie oczko. Uniosła w górę jego rękę i ucałowała ją z namaszczeniem. Przyłożyła ją sobie do policzka by znów poczuć te miłe dreszcze kumulujące się w jej organizmie. - Staram się. Przepraszam, tak już czasem mam. Popełniłam w życiu wiele błędów, ale nie chcę być przez to osądzana, a Ty... - przechyliła swoją łepetynkę w bok i spod rzęs patrząc na niego dokończyła. - Nie robisz tego. Cenisz mnie za to jaka jestem, jak się zachowuję i to raduje me serce. - wspięła się na palcach i ucałowała go w policzek, aż słychać było ciche cmoknięcie. Adam zręcznie wykorzystał tą okazję i skradł jej przy tym pocałunek, od którego jej się w głowie zakręciło. - Ty na prawdę jesteś niemożliwy. - Pamiętała dokładnie kiedy użyła pierwszy raz tego epitetu. To było kilka miesięcy temu. A teraz to było teraz. Inna bajka. - Ale za to jak bardzo kochany. - w jej oczach coś zalśniło od nieskrywanych emocji. - Jak to co? Żył dalej. A jak to już inna kwestia, ale ze mną czy beze mnie co za różnica. - Jaka skromna kobieta. Wprost miód. Jednak ona nie uważała się za jakąś tam super idealną. Była po prostu sobą jak zawsze. - Ja? - nie musiała się długo zastanawiać. - A jak myślisz? Oczywiście, że 5 z wielkim plusem. Przecież mówiłam, byłam pilną uczennicą. - Wyszczerzyła w uśmiechu swoje białe ząbki. Nagle wpadła na pewien pomysł. - Kochanie.... - Zaczęła proszącym tonem głosu, a więc oznaczało, ze czegoś chce. - A wiesz tak sobie pomyślałam, że nie musielibyśmy czekać z tą bajką do wieczora bo strasznie mnie to fascynuje i... - przystanęła przed nim. Przytuliła się do niego swoim ciałkiem i wlepiła w niego mega, błagalne spojrzenie maślanych oczu. - Mógłbyś właściwie zacząć, bo myślę, ze pójdzie Ci to świetnie. Więc jak? Zrobisz to dla mnieeee.... - specjalnie przeciągnęła ostatnie słowo, znów mówiła tym swoim błagalnym tonem głosu. - W ten sposób uda nam się szybciej dojść do deseru. - oblizała sobie z premedytacją usta i po chwilę schowała język. Czekała na reakcję z jego strony.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:44, 07 Cze 2010    Temat postu:

Adam patrząc na Marikę miał niemożliwą ochotę na to by ją zakneblować. I choć raz jej pokazać ile może być pożytku z ciszy - Tak, taka moja wola i błagam... - zawarczał złowróżbnie patrząc roześmianymi oczami na Marikę - Zamknij się wreszcie. - nie dala się mu okiełznać. Idąc obok niej, cały czas pod górkę, wysłuchał w ciszy ze swojej strony i ze strony syna którego niósł, jej słów próbując powstrzymać się i nie odnosić się do nich ale nie umiał tego zrobić. Oczywiście, że mam prawo. Nikt mi nie będzie wypominał moich błędów. Dość że sam o nich pamiętam, więc po co znów to wałkować? Adam i Marika jednak należeli do tej grupy ludzi którzy setki razy, z różnych perspektyw, spoglądali na swoje zachowanie względem siebie i wyciągali coraz to nowe wnioski. Właśnie się dowiedział, że wcale go nienawidziła co go jedynie rozśmieszyło - I wzajemnie. - stwierdził. Marika już wiedziała o co chodziło jej mężowi. Nie raz jej mówił całkowitą prawdę że świetnie się z nią kłóciło i odbijał sobie na Marice za wszystkie niepowodzenia jakie go spotkały, więc byli jakby kwita. Tak samo ze sobą szczerzy. Wtedy kiedy wracali z Podwiązki był nijako pogodzony z losem. Zaakceptował to że w grę wchodziła przypadkowa ciąża i godził się na wszystko, bo nie był takim sukinkotem jakim okazali się co po niektórzy jakiś czas później. Para wyszła właśnie miedzy drzew i znalazła się na górce, na ostatniej górce a u jej podnóża płynęła leniwie mała szeroka może na dziesięć stóp rzeka. Adam pociągnął Marikę by zeszła razem z nim - Przecież jakaś tam kobieta która mnie nienawidzi nie sprawi że zapadnę się pod ziemię. - może to że miała go mieć gdzieś mało Adama obchodziło, choć później kiedy już trochę bardziej zaczęło mu na niej zależeć, kiedy zaczął doceniać Marikę i zapragnął tej swojej cholernej resocjalizacji sprawa wyglądała zupełnie inaczej - Ktoś musiał w końcu doceniać taką zołzę jaką jesteś. - powiedział z uśmiechem dźgając Marikę pod żebra - Na myśl przychodzi mi tylko jeden facet. - stwierdził pyszałkowato unosząc głowę dumnie w górę i prostując swe ciało - Żaden inny nie podoła. - skłonił się przed Mariką nieznacznie - Dlaczego miałbym cię oceniać po błędach? - zapytał kręcąc głową. Przesunął swoją dłoń z jej policzka na kark i pogładził go pieszczotliwie patrząc z zadowoleniem jak Marika wykręca się i chichocze niczym mała dziewczynka - A gdybyś ty miała tak zrobić względem mnie? - Junior zaśmiał się widząc rozchichotaną matkę. Widać taka leniwa atmosfera i świeże powietrze każdemu służyło - To bez sensu. Może jestem głupi, ale nie postępuję tak jakbym nie chciał by postępowano względem mnie. Czegoś się już w życiu nauczyłem Marii. - po chwili roześmiał się i zapytał udając niezmiernie zdziwionego - A dlaczego niemożliwy? Robię tylko rzeczy możliwe i zgodne z prawami fizyki. To ty... - trącił mostek kobiety palcem - Czynisz ze mną cuda. Wielką różnicę! - zawołał teraz oburzony jej skromnością. Marika nie doceniała siebie, a za każdym razem kiedy to dostrzegał tępił taką postawę - Nie miałbym powodów do życia. I bardzo szybko bym... Stracił chęci. - nie wiedział co by było gdyby nie spotkał Mariki. Nie chciał wiedzieć, to były zbyt czarne myśli. Bardzo szybko porzucił ten temat pragnąć zająć swoją żoną czymś innym. Zeszli już i Adam przysiadł na kamieniu sadzając sobie synka na jednym kolanie. Poklepał zachęcająco drugie patrząc na Marikę i wsparł plecy o pień drzewa - Pięć z plusem? - zapytał niedowierzając trochę - I byłaś pulchna, tak? - uniósł brew w górę i zasłonił się po chwili ramieniem wiedząc że zbierze za ten żart. Zamrugał kiedy zawisła przed nim i wlepiła spojrzenie swych przepięknych brązowych tęczówek. Adam choć jeszcze nie wiedział o co go poprosi podejrzewał że się zgodzi na wszystko. Mężczyzna otwarł usta i zamknął ja próbując pozbierać myśli bo po takim ataku z jej strony było to wybitnie trudne zadanie. Junior przywołał go do porządku domagając się uwagi i pluszowego pajacyka wystającego z kieszeni kurtki jego ojca. Adam podał mu go w milczeniu zastanawiając się nad początkiem opowieści, bo naturalnym było to ze się zgodził. I jeszcze ten deser... Odchrząknął i zaczął - Pewnego razu gdzieś w Ameryce żył facet, taki normalny przeciętny na pierwszy rzut oka facet. - naprawdę nie miał daru do opowiadania niestworzonych czy wyssanych z palca historyjek. Jego wyobraźnia była dość ograniczona, przynajmniej jeśli chodzi o historie na dobranoc dla siebie i dla własnej żony, choć do nocy było jeszcze daleko - Miał się czym cieszyć. Miał dom, dobrą pracę i tak dalej. Nazywał się Freddy Brand. - podał imię dalekiego kuzyna i nazwisko które często się przewijało w gazetach. Zabawił Juniora pajacykiem, a ten próbował go złapać co objawiło się większą zaciętością w jego oczach. Jego ojciec miał kolejną chwilę na to by się zastanowić - I ten mało zabawny Freddy, zwykle bardzo poważny i poukładany, dostał urlop. Pracował na co dzień w banku, a wolne dostał dlatego by odpocząć przed zadaniem jakie go czekało. Mianowicie na jego barkach spoczął obowiązek otwarcia małego oddziału swojego rodzimego banku w pewnym miasteczku. Kiedy tam się udał, pod koniec urlopu stwierdził że to dziura zabita dechami i nie ma za co się zabierać. Jednak musiał się tego podjąć, bo takie miał polecenie, a jeśli temu podoła miał dostać awans. Był tam uwiązany. Nie miał pojęcia gdzie jest hotel, więc zmuszony był kogoś zapytać. Miał tyle szczęścia że na chodniku młodej... - zastanowił się który kolor wybrać - Blondynce, rozsypał się telefon. - Adam z zaskoczeniem stwierdził że jego wspomnienia nie są już takie ostre. Szczegóły zatarły się. Miał jeszcze w pamięci ogólny wygląd Selene, ale nie potrafił już przywołać jakiś mniej lub bardziej charakterystycznych punktów jej twarzy czy barwy głosu. Blondynką jednak na pewno nie była, ale cóż, to tylko bajka - Fred zatrzymał się i spytał o drogę, a ona mu ją pokazała. - był ciekaw czy Marika zgadnie że mówi poniekąd o sobie. Nie mogła wiedzieć, nigdy jej nie powiedział o tym jak poznał czarnowłosą, nigdy nie chciał jej tego wyjawić, a ona wspaniałomyślnie nie naciskała. Adam zamilkł by oddać pałeczkę Marice.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:29, 07 Cze 2010    Temat postu:

Spojrzała ukradkiem na Adama z zamyślonym wzrokiem. Lekko zacisnęła swą szczękę prostując się. Spojrzała wprost w rozgrzane słońce i siłą woli musiała zmrużyć oczy bo niemożliwie raziło. Kiedy spuściła głowę przed oczami wciąż jeszcze miała migające plamki i jeszcze dłuższą chwilę trwało zanim całkowicie odzyskała zdolność normalnego widzenia. - Wiem kochanie, czasem trudno mnie powstrzymać przed mówieniem, ale wiedz, że to najlepszy sposób do tego by między nami nie powstawały konflikty, które mogą przerodzić się w niepotrzebną kłótnię. Czy nie myślisz czasem, że lepiej bym wypowiedziała czasem te kilka zdań na dany temat niż siedzieć całkowicie cicho i nie odzywać się? - nieznacznie obróciła głowę w bok. Jej twarz nie wyrażała teraz nic. Nie była ani zła, ani radosna, więc trudno było zgadnąć w jakim jest humorze. - Choć jeżeli miało by Ci to przeszkadzać to ja mogę się nie odzywać na te tematy. - Według Mariki Adam powinien jej w pełni ufać i dopuszczać ją nawet do najtrudniejszych spraw jakie dotyczyły jego osoby. Ale to było jej zdanie. Schyliła się by podnieść gałązkę z ziemi. Kawałek po kawałku urywała po małym patyczku i odrzucała go na bok. Gałązka i tak już była uschła więc nikomu nie robiła krzywdy. - Ja nie jestem jakaś, taka. - pogroziła mu palcem przed nosem żartobliwie. - Choć miałeś podstawy by tak o mnie sądzić. Prawda. Szczera prawda. - Zgodziła się z nim bezsprzecznie. Nie miała podstaw ku temu aby się z niem nie zgodzić. - Wiesz, często się zastanawiałam nad tym jak by wyglądało teraz moje życie gdybym Cię jednak nie poznała i stwierdzę, ze było by do kitu. Nie ma drugiej takiej osoby, z którą bym się tak świetnie rozumiała. Z Tobą mogę robić wszystko. Dosłownie. I nawet pokłócić i podroczyć i pośmiać i porozmawiać dosłownie o wszystkim. - szczery uśmiech wystąpił na jej usta. Lekko przytuliła się do jego ramienia odrzucając gałązkę na bok i wyszeptała do niego szczerym, pełnym podziwu głosem. - I dlatego wiem, że nie tylko jesteś moim mężem, ale i również przyjacielem, jakich mało. - Nie obyło się bez tego by Marika nie doceniła wszelkich starań jej męża. Dzisiejszy dzień był na tyle wspaniały, że samo się ciągnęło u nich za język. Nie pamiętała kiedy ostatni raz mogli ze sobą tak swobodnie porozmawiać by w ich zdania wciąż nie był wplątany Chris czy Jud. Dziś te imiona zostały na obecną chwilę zapomniane. Mieli się cieszyć sobą. Swoim małżeństwem, które tyle razy poradziło sobie w tak wspaniały sposób z przeciwnościami losu. - Roześmiała się na kolejne słowa Adama. - Jesteś nad wyraz bardzo pewny siebie. - puściła do niego oczko, a jej dalszy śmiech rozniósł się po lesie. - Oczywiście, któż inny by z taką zołzą wytrzymał jak nie Ty? - Nie chciała wiedzieć. Przed swymi oczami miała jedynie postać swego męża. - Nie wiem, tak po prostu. Czasem się tak robi. Jestem po prostu przewrażliwiona na tym punkcie.- Nie chciała tego teraz roztrząsać. Kiedy Adam otwierał już usta by coś powiedzieć uciszyła go przykładając palec do jego ust. - Nie ważne, nie jest to ani miejsce ani czas na tego typu rozmowy. - Nie chciała o tym mówić i prosiła by jej mąż to uszanował chyba, że wolał ją pocieszać kiedy zacznie się dołować z tego powodu. - To znaczy co? Oceniać po błędach? Człowiek całe życie się na nich uczy i to nie ma wpływu na mój osąd względem Ciebie. - skinęła głową odsuwając się od niego. Obróciła się i teraz szła tyłem do drogi, a przodem do męża uważając by nie zrobić sobie przy tym krzywdy co u niej było bardzo prawdopodobne. - Nie wątpię w to i dostrzegam każdą choćby i najmniejszą zmianę w twym charakterze. I jestem z Ciebie bardzo dumna. - poprawiła jego kurtkę chwytając go za zamek błyskawiczny z jednej i drugiej strony. Przygładziła dłońmi gładki materiał i spuściła dłonie. Uniosła kąciki ust w górę. - Oczywiście, Ty zawsze trzymasz się zasad zgodnych z normami przyziemnymi. - powróciła do poprzedniej pozycji stając obok Adama i chwytając go za rękę by spleść swoją dłoń z jego. - Cudem? Hm... Może nazwij mnie jeszcze nieziemskim stworzeniem. - zażartowała sobie, ale w głębi siebie była rada, że jest przez niego doceniana. - Żartowałam przecież. Wiem jaka jestem i nie umniejszam tego w sobie tylko myślę, ze nie muszę się tym szczycić. - uciszyła męża słodkim pocałunkiem by załagodzić jakoś jego oburzenie. Kiedy spojrzała w dół ujrzała niewielką rzeczkę, lecz jej woda była niczym nie zmącona. Można było się w niej przejrzeć. Słońce odbijało swe promienie co dawało wspaniały efekt wizualny. Zeszła wolno po górce w dół. Siadła zachęcona przez niego na jego udzie. Pokiwała głową. - A jak. Przecież nie mówiłam, ze cały czas taka byłam. Czas płynął, a ja się zmieniałam razem z nim. - Nie uwierzyłby jaką przeszła metamorfozę od tego jak była mała, a jak wygląda teraz. Mógł zarobić za to, ze się z niej naśmiewa, ale nie uczyniła tego. - Śmiej się, śmiej nie wygrał byś ze mną w biegach. - Wystawiła do niego język, po chwili go schowała bo Adam próbował złapać go zębami. - Próbuj dalej. A może Ci się kiedyś uda. - powiedziała zadziornie się uśmiechając. Wiedziała, że uda jej się wybłagać męża. Na jej oczka nie potrafił się oprzeć. Nastawiła uszu i z zaciekawieniem słuchała jego początku bajki. Zaczynało się dość ciekawie. Była tym bardziej ciekawsza dalszej części. Nie przerywała mu do momentu. - Kobieta? - Uniosła brew w górę i już zaczęła coś knuć w głowie. - Ok, niech i będzie. Fred będzie miał wiele dylematów. - uśmiechnęła się tajemniczo. Rozsiadła się wygodnie opierając głowę o ramię męża i zaczęła swoją część bajki. - W tym czasie gdzieś nieopodal wspominanego chodnika był park. - Jej ulubione miejsce. Lubiła często tam przychodzić. - Ich historia nie miała być spleciona od samego początku. Żadne z trójki ludzi nie spodziewało się jak mogą spleść się ich losy. Maya Sanders, młoda kobieta mieszkająca na jednej z prowincji w tym czasie jak stale każdego dnia o tej samej porze przebywała w parku. Kilka splecionych ze sobą alejek. Jedna przecinała drugą. Ona miała swoją wybraną. Zawsze szła prosto by skręcić w prawo, a tam znajdowała się jej ławka schowana pod kwitnącym tam krzakiem, który w ciepłe dni dawał schronienie i zapewniał choć minimalną ochłodę temperatury ciała. Żałowała, ze nie ma tu żadnego stawu by choć móc karmić kaczki. Te zajęcie ją uspokajało. Gdyby przyjrzeć się Mayi na pierwszy rzut oka można by zauważyć nietuzinkową kobietę. Dystyngowana w każdym calu. Piękne, długie kruczo, czarne włosy, kaskadą falujących się loków spływała po jej ramionach. Łagodne rysy twarzy. Błękit jej oczu zadziwiał. Długie nogi zawsze eksponowały sukienki do kolan. Znała styl i znała gust. To jednak pozory. Na zewnątrz intrygantka, kobieta niezbyt miła i niezbyt rozmowna z obcymi, ale wewnątrz siebie była zagubiona. Jak mała dziewczynka. I potrzebny był jej tylko cud aby ją odmienić. Kopa, tego jej trzeba było z powerem. Praca w banku ją znudziła. Za długo miała z tym do czynienia, a nic nie działo się ciekawego. Wypalało ją to od wewnątrz. W pewnej chwili poderwała się na równe nogi i zaczęła wolnym krokiem zmierzać ku wyjściu z owego parku. Dłonie wbite w płaszczyk pozwalały zając się sobą by nie zwariować. - Po tych kilku słowach wiele można było dostrzec z niej samej. Nie wszystko było prawdą, ale kilka faktów było prawdziwych. Kolejno znów oddała pałeczkę mężowi.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:47, 07 Cze 2010    Temat postu:

Adam przestał rozmawiać z Mariką na część z tego co omawiali. Powiedział sobie 'nie' i przestał nad tym myśleć. Najważniejsze było to że Marika rozsiadła się na jego kolanie a on mógł ją objąć wokół talii ramieniem, to że Junior był zadowolony swoim pajacykiem i szczęśliwy, to ze sam Adam czuł się odprężony i spokojny. W tej chwili nie potrzebował niczego innego od życia. Mógł tak sobie siedzieć nad rzeką i żyć samym powietrzem oraz obecnością żony i syna. Zerknął na Marikę koso i kłapnął zębami przy jej nosie. Nie zdążył, ale nie musiała zbyt długo czekać na odpowiedź z jego strony - Sądzisz że nie dam rady? - mówił w tym momencie o złapaniu jej języka - Oj przeliczysz się... - ujął kobietę pod brodę i uśmiechnął się lekko. Zdobywał Marikę z każdą sekundą pocałunku. Niespiesznie dążył do swego celu. Rozsmakował się w niej na dobre. Wciągnął ją na dobre i w pewnym momencie z cwaniackim uśmieszkiem w końcu przygryzł jej język - I co? - zapytał bardzo niewyraźnie unosząc w górę brwi. Patrzył prosto w oczy Mariki, znów jej udowadniając że za każdym razem dopnie swego. Spojrzał na Juniora a pod wpływem myśli jakie się w nim zrodziły parsknął śmiechem. Ucz się mały. - A co do biegów... Cóż z okazji tego że uwielbiam chorą rywalizację... Kto wie? Bardzo bym się starał, choć nie przepadam za bieganiem. Wolę rower. - przyznał co zapewne zaskoczyło Marikę, bo jeszcze nigdy go na rowerze nie widziała. Sam nie pamiętał kiedy gdzieś na nim jechał. Wpatrzony w płynącą wodę, chwilami zajęty Juniorem opowiedział Marice to co też wysnuł w te kilka chwil jakie mu dała - Oczywiście że kobieta. - mruknął nie wiedząc dlaczego tak się dopytuje - Przecież nie mężczyzna, daruj.... - przypomniał mu się wyraz jej twarzy kiedy wspomniał że do niej mógłby się i kobiety dobierać i stanowczo stwierdził że to nie na miejscu. Naturalnie wolał jak była tylko jego. Ton Adama zdradził zainteresowanie kiedy zapytał - Dylematów? I to jeszcze wiele? Świetnie. - uwielbiał podejmować wybory, tym bardziej że pokieruje teraz czyimś życiem. Wysłuchał kawałka swojej żony, stwierdzając że jej wychodzi to jakoś mniej topornie, bardziej płynnie. Junior zaciekawiony gałęziami wiszącymi im nad głowami patrzył wiecznie w górę, więc Adam ułożył go na ramieniu by mógł swobodnie podziwiać widoki. Sam zadarł na moment głowę w górę, ale nie dostrzegł niczego interesującego - Maya Sanders? W porządku. - westchnął nieznacznie i zdmuchnął włosy Mariki ze swojego policzka. Po chwili te co bardziej natrętne zagarnął jej za ucho bo drażniły go jedynie - Freddie jako facet umiejący zagadać... - nikt nie mówił że musi opowiadać o sobie, wolał pominąć wszystkie ekscesy jakich był uczestnikiem. I tak doznał wstrząsu kiedy zobaczył Selene w telewizji. Okazało się że śpiewa w jakimś zespole. Oglądał z nudów telewizję i wyśmiewał się po cichu ze współczesnej muzyki i teledysków w których przeważnie liczyły się półnagie kobiety, więc doznał prawdziwego szoku, kiedy nagle na ekranie pojawiła się jego była kobieta i zaśpiewała coś co współgrało z ciężkawym gotyckim rytmem. Marika akurat drzemała, więc Adam czym prędzej zmienił kanał nie wiedząc dlaczego tak się wtedy zdenerwował - Grzecznie i bardzo kulturalnie zapytał o drogę do najbliższego motelu. - odpuścił sobie to co sam zrobił potem - Kiedy mu ją wskazała udał się tam bezzwłocznie i wynajął sobie pokój. Pokój numer osiem. - miał sentyment do tego właśnie pokoju. Mieszkał w nim on, mieszkała w nim Marika i tam pierwszy raz musiał ja przeprosić - I... Żył. To znaczy nawiązał kontakt ze swoimi zwierzchnikami, zawiadamiając ich że dotarł na miejsce i że od jutra zabiera się do roboty. - Adam ziewnął lekko rozleniwiony słońcem i ciepłem Mariki - Chciał najpierw obeznać się z miasteczkiem, a przecież wiadomo że recepcjonistki wiedzą wszystko. Więc kiedy trochę się odświeżył i wypakował swoje rzeczy, zszedł na dół by zasięgnąć informacji. Za kontuarem siedział nie kto inny jak blondynka którą spotkał na ulicy. Freddie podszedł i zagadał do niej wdzięcząc się niczym idiota. - Adam podziękował w duchu że taki nigdy nie był - I od słowa do słowa, tak umówił się z nią w kawiarni. To znaczy kiedy skończyła pracę miała mu objaśnić przy kawie i ciastku co, gdzie i jak. Byli umówieni godzinę później, więc narazie postanowił sam się powłóczyć i wyszedł z hotelu. Tyle u niego. - powiedział czarnowłosy mężczyzna kończąc na tym swoją opowiastkę - Co u Mayi? - Nie spotkała przypadkiem Howarda? Długie nogi... Pierwszy by na nie poleciał... Uśmiechnął się kpiąco pod nosem i zupełnie machinalnie jak miał w zwyczaju zadbał o Marikę poprawiając jej kurtkę by nie miała odkrytych pleców.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:41, 08 Cze 2010    Temat postu:

Przyłożyła swój palec do policzka zastanawiając się nad tym o co pytał Adam. - Sądzę, że nie ma dla Ciebie rzeczy niemożliwych. - uśmiechnęła się lekko do niego. Po chwili poczuła na swych wargach słodkość ust jej męża. Zamruczała w pełni rozleniwiona jego pocałunkiem, co całkowicie uśpiło jej czujność. Wciąż było jej mało. Chciałaby aby ten pocałunek trwał wiecznie. Poczuła ugryzienie w język i cicho jęknęła odsuwając się lekko od niego. - Jak możesz? To akurat bolało. - zrobiła naburmuszoną, zawiedzioną minę, że tak ją potraktowano. - Teraz mnie musisz posmyrać za uszkiem żeby mnie udobruchać. - powiedziała cwanym tonem głosu. A jej jedynie chodziło o uzyskanie od niego więcej pieszczot. - Tak, przyznam wygrałeś. - skłoniła przed nim w podziwie głowę. Kiedy ją uniosła jej bystre oczy wpatrywały się w jego twarz. - Tak, tak oczywiście już to widzę. Ty i rower dobre sobie. - wyśmiała go. Nigdy go nie widziała na rowerze i wątpiła by kiedyś go ujrzała no chyba, ze by zmienił zdanie. - Ty kochasz swoje auto i najbardziej lubisz się nim wozić. - Było to bezsprzeczne i zaprzeczanie nie miało najmniejszego sensu. Oboje wiedzieli, ze tak właśnie jest. - Nie miałam nic takiego na myśli. Po prostu nie wiedziałam o czym dokładnie będzie bajka, ale wszystko z czasem się naprostuje. - mrugnęła do niego oczkiem. Miała już na uwadze pewne zamiary, które musi wcielić z swej opowieści w życie. Zerwała kawałek zielonej trawy rosnącej wokół nich i bawiła się nią raz ją zgniatając, a raz prostując w swych palcach. Z zaciekawieniem słuchała co było dalej z Freddim. Powoli zaczęła układać sobie w głowie dalszą część opowieści. - Maya? To się okaże. - kąciki jej ust drgnęły w górę. - Kiedy w końcu znalazła się u wylotu bramy nieśpiesznie uniosła głowę w górę patrząc na widniejący na nim napis. Znała go już na pamięć. Tyle razy go czytała, że nie sposób spamiętać ile tego było. Popatrzyła jeszcze w niebo, ale nie zauważyła tam niczego godnego uwagi. Chmurki płynęły sobie leniwie po nieboskłonie. Słońce świeciło niezbyt mocno, ale jednak. - ciągnęła dalej. Nie śpieszyło jej się. Miała na to mnóstwo czasu. - Jej ciche kroki były ledwo dosłyszalne. Można by ją posądzić o to, ze uczęszczała na lekcje baletu, lub też płynie w powietrzu. Po prostu jej ruchy były dobrze wyćwiczone. Nie miały nic wspólnego z wyrachowaniem czy czymś podobnym. - nabrała lekko powietrza w płuca i opowiadała dalej. - Poczuła przemożną chęć napicia się filiżanki mocnej, czarnej kawy. Akurat miała szczęście w bo w pobliżu była kawiarenka. Przeszła przez ulicę i po chwili stała pod wielkim szyldem ogłaszającym nazwę tejże kawiarenki. Pchnęła szklane drzwi z plastikowymi rączkami i weszła do środka. Zasiadła sobie przy pobliskim stoliku , a po chwili znalazła się przy niej kelnerka. Nie chciała niczego więcej jak samej kawy. To też po kilku minutach otrzymała. Czarna, mocna kawa, nie słodziła zbyt wiele bo nie lubiła wolała czuć smak goryczy w ustach i tak myśląc, ze jej życie nie zasługuje na słodycz. - kiedy poprawił jej kurtkę uśmiechnęła się do niego niezwykle ciepło. Dostał za to buziaka. By nie drażnić go swymi włosami położyła swą głowę jedynie na jego ramieniu odrzucając resztę na swoje plecy. - Nie liczyła czasu. Nie uważała by było to ważnym. W jej świecie, który był trochę zachwiany nie było w pełni porządku. Już dawno zrobiła w nim bałagan, a już na pewno nie miała ochoty na sprzątanie. Odstawiła na bok pustą filiżankę. Pod jej spodkiem zostawiła 50 dolarówkę jako zapłatę i jako napiwek dla kelnerki. Zarzuciła na siebie płaszczyk poprawiając go nienagannie. Włosy powędrowały w tył. Małą torebka zawisła u jej boku. Poczęła zbierać się do wyjścia. Pociągnęła za drzwi i zrobiła krok w przód aby wyjść, a ktoś inny krok w przód aby wejść. W konsekwencji się zderzyli. W jej oczach coś zabłyszczało niebezpiecznego. Skrzywiła się nieznacznie. - Przepraszam, ale mógłby pan chodzić uważniej. - zganiła go. Przed sobą miała młodego, wysokiego, dość dobrze postawnego faceta. Wtedy jeszcze nie wiedziała kim jest bo i mało ją to obchodziło. A tym bardziej nie wiedziała ile namiesza w jej życiu. - na tym zakończyła póki co. - I co na to Freddy? - Byłą tego bardzo ciekawa. Ich bajka z każdym zdaniem nabierała długości i sensu i to było najwspanialsze w tym wszystkim.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:57, 09 Cze 2010    Temat postu:

Nie myliła się. Dla mężczyzny obok nie było rzeczy niemożliwych, a nawet gdyby takowa się pojawiła starałby się i znalazłby rozwiązanie. Tym bardziej jeśli chodziłoby o Marikę - Nie prawda! - zaprzeczył zaraz gdy tylko oskarżyła go o nadmierne użycie siły - Wcale nie gryzłem mocno. Chyba że ty... - zaczął ze spokojem a jego dłoń popełzła usłużnie w górę by obłaskawić Marikę - Zapomniałaś jak potrafię ugryźć. - wyrzucił w końcu z siebie patrząc na kobietę, która przymknęła powieki zadowolona z jego zbawiennych zabiegów na które składało się upragnione przez nią smyranie za uchem - Wszystko ci dziś dokładnie przypomnę. - wyszeptał cicho wprost do jej ucha - I już więcej nie będziesz się skarżyć, moja droga. - odsunął się od niej i zapytał - A dlaczego nie? Widziałaś rower w mieszkaniu w Nowym Yorku, a to znaczy że umiem jeździć. Grace mnie nauczyła gdy miałem sześć lat. - oświadczył z dumą. Dostał właśnie od matki rower na urodziny i nauczył się na nim jeździć w przeciągu jednego dnia - Owszem kocham mój samochód i bardzo lubię nim jeździć, ale... Tutaj, w Forks po prostu jeszcze nie dorobiłem się roweru. - wyjawił w końcu powód przez który jeszcze jak wspomniała na tymże rowerze go nie widziała - Jak chcesz możemy się założyć. - wyszczerzył się do Mariki - W przeciągu tygodnia zobaczysz mnie na rowerze. A w zasadzie... Miałaś pięć z wychowania więc i ciebie pomęczę. Kupimy sobie rowery i kiedyś zrobimy wycieczkę. - jeszcze trochę i Junior będzie tak duży że będzie go można ze sobą zabrać. Adam roześmiał się i powiedział - Tak, ty i prostowanie ścieżek ludzkich. Jakbym cię nie znał, ale dobrze. - zamilkł na moment i dodał - Proszę, mów. - mały Adam uspokojony i uśpiony głosami rodziców zasnął nie mając nic lepszego do roboty. Ojciec przesunął uśpione ciałko by wygodniej było mu go trzymać. Wpatrzył się w strumień czując jak robi się systematycznie coraz bardziej głodny. Spojrzał na natrętna muszkę latającą mu obok ucha i odgonił ją machnięciem dłoni. Jego ramię po chwili znów odnalazło swe miejsce wokół tali Mariki gdzie zacisnęło się z lubością. Kiedy wysłuchał kolejnego kawałka uśmiechnął się ironicznie i zapytał - To że na niego wpada jest prostowaniem bajki? Marii... - wymruczał pożądliwie - Uwielbiam kiedy komplikujesz mi sprawę. - im było bardziej zagmatwanie tym lepiej dla niego i Freda - Nasz brązowowłosy bohater powłóczył się po miasteczku. Dajmy na to nazywało się ono... Little Hell. - Adam parsknął śmiechem - Tak. Byli w Little Hell. Przeszedł się jego główną ulicą i zatrzymał przed budynkiem, w którym miał urządzić biuro i tak dalej. Nie miał przy sobie kluczy, więc nie wchodził od środka. Zrobi to kolejnego dnia. Okazało się że miasteczko nie było aż tak małe, bo był w nim, choć Fred zastawiał się po co, szpital i biblioteka no i oczywiście szkoła. Godzinka minęła jak z bicza strzelił i... - Adam urwał i spojrzał na Marikę - Czy ty mi zawsze przerywać musisz? - zapytał poirytowany - Jak już się na to decydujesz to pociągnij sprawę do końca. - jak nie ona to on. Za przerwanie mu dostała kolejny otumaniający pocałunek. Adam pogłaskał Marikę po skroniach kiedy przyłożyła mu głowę do ramienia i mógł kontynuować - Wiec Freddy poszedł do jedynej kawiarni w mieście na którą dostał namiary od recepcjonistki. Miała na imię Sylvia. - wybrał pierwsze lepsze imię, bez jakiegokolwiek ukrytego znaczenia. Takie mu przyszło na myśl - No i... - machnął dłonią - Niech ci będzie zderzył się z Mayą. - Adam chciał wymieszać w osobie Freddy'ego dwa charktery i teraz to ujawnił - Pan Brand bardzo się wpieklił. Bo jak ona, jakaś tam kobieta mogła mu zwracać uwagę? Nie mogła. Nie przejął się jej uwagą wcale, ale za to dodał kilka własnych. - Adam zaczął odginać poszczególne palce - A to że sama niech patrzy jak idzie, bo przecież też ma oczy. Że nie powinna mieć głowy w chmurach jeśli stąpa po tym ziemskim gównie. I niech na niego nie naskakuje bo to nie jego wina była. On przecież myślał o firmie, o tym jak wszystko trzeba zorganizować, zaplanować. Miał wzniosłe palny i kobieta swymi nieuzasadnionymi pretensjami wszystko mu zburzyła. - to było takie jego. Zero winy. Wszystko zwalić na kogoś innego, przecież sam Adam tak robił wielokrotnie - Ale... - uniósł palec w górę i powiedział coś czym zapewne zaskoczył Marikę - Fred się opanował i przeprosił Mayę za to że tak na nią naskoczył. Stwierdził że niepotrzebnie, że każdemu może się zdarzyć. W ramach zadość uczynienia zaproponował jej kawę, lub kawałek ciasta. Używając swego uroku, który niewątpliwie był jego domeną, kusząc kobietę uroczym uśmieszkiem godnym choleryka i jednocześnie najlepszego z kochanków jakiego mogła zapragnąć wszedł do środka i poczekał za jej odpowiedzią. - Adam zamilkł zastanawiając się czy ma na tym skończyć. Marika miała możliwość wyboru, a o to chyba właśnie chodziło. Skinął głową mówiąc tym samym że to już i może wymyślać swoją część - Bardzo mu namiesza? - zapytał zaciekawiony zachęcając żonę do odpowiedzi leniwym przesunięciem się jego dłoni po jej boku.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:03, 09 Cze 2010    Temat postu:

Zamrugała rozleniwiona powiekami. Wyszczerzyła się wtedy gdy stanowczo zaprzeczył. - Tak, tak pamiętam, choć z drugiej strony te wspomnienie się zaciera. - powiedziała cwaniacko. Jak zawsze lubiła sobie pogrywać z mężem, ale zawsze wychodziło im to na dobre. Oboje z tego czerpali wszelkie korzyści i nikt nigdy nie był poszkodowanym. A już na pewno nie Marika. Wyciągnęła się lekko ku niemu czując zbawienne działanie jego dotyku. Było jej tak dobrze, że przymknęła powieki. Otworzyła je dopiero wtedy gdy wspomniał o rzekomym rowerze. - Prawda stał, ale nie jeździłeś na nim. - wystawiła ponownie ku niemu swój język. Jednak szybko go schowała nim jej mężowi znów przyszło by na myśl ją gryźć. - Na prawdę? Wprost nie mogę się tego doczekać. - W jej oczach coś błysnęło. Jak jej mężowi było wiadomo jego żona nie należała do łagodnych. Czy to w życiu prywatnym czy w sprawach łóżkowych, ale oboje potrafili znaleźć dla siebie kompromisy. Genialnie ze sobą współgrali. Po części można było powiedzieć, ze Marika ma w sobie hiszpańską krew. Co przenosiło się często na jej męża i o czym chociażby i świadczyły blizny na jego plecach. - Może najwyższy czas to zmienić? To poprawia człowieczą kondycję. Poza tym przyjemnie jest pojeździć sobie rowerem. - roześmiała się lekko. Sama już dawno tego nie robiła. Co nie znaczyło, że nie ma na to ochoty. - Świetny pomysł. Myślę, że to jest do zrealizowania. Chociażby i dla własnego zdrowia. - puściła do niego oczko. Nie musieli wciąż siedzieć w domu. Przecież mogli równie dobrze zacząć oddychać świeżym powietrzem i korzystać ile mogli z wszelakiej rekreacji. - Nie zakładaj się ze mną, bo... Przegrasz. - odpowiedziała pewnie pochylając się ku niemu i szepcząc w jego rozgrzane usta. - A co nie potrafię? Wątpisz we mnie? Nie ładnie. - skarciła go lekko. Jednak nie miała zamiaru się z nim o to kłócić. Tutaj mieli być bez kłótni. Słowem nawet nie wspomniała, że pośladki ją zaczęły boleć od siedzenia w jednej pozycji. Było tak gorąco, że ledwo co szło wytrzymać. Kiedy przyjechali tutaj rano było jeszcze w miarę dość, ale w miarę z upływem czasu słońce zaczęło mocniej grzać. Ciężko się to znosiło. Przetarła sobie dłonią zapocone czoło by pozbyć się niepotrzebnych z niego kropelek. - A nie? Za każdym razem coś staje się jaśniejsze. Nie powiedziałam, ze wszystko będzie od zaraz. - zaczęła sobie wyłamywać palce i jej kostki cicho strzelały jedna po drugiej. Z zamyśleniem popatrzyła na drzemającego już synka. Zazdrościła mu tego po części. Westchnęła cichutko. - Oczywiście, ja uwielbiam komplikować. - zwróciła swą głowę w stronę Adama. Zlustrowała jego twarz. Nigdy nie było jej, jego dość. Zasłuchała się w dalszej części bajeczki. Oparła wygodnie głowę o jego ramię bo tak słuchało jej się najlepiej. - Najwidoczniej jeśli mam jakąś uwagę do dodania to też tak robię. - powiedziała w pewnej chwili na jego słowa. Rozsmakowała się na nowo w jego ustach. Rozpalał ją tym po trochę za każdym razem jeszcze bardziej sprawiając , ze ma na niego większą ochotę. Kiedy skończył skinęła lekko głową nie będąc do końca pewną. - To się jeszcze okaże. Poczekaj, a sam zobaczysz. - powiedziała do niego cicho mrucząc coś pod nosem. - Maya nie należała do osób, które dają sobie dmuchać w kaszę. Miała gębę i często potrafiła jej użyć. Nie lubiła osób, które się wywyższały i zachowywały się pyszałkowato. A owy facet według niej na pierwszy rzut oka takim właśnie był. Zgromiła go spojrzeniem swych czarnych oczu co dawało niezwykły efekt kontrastując z jej włosami. Nie przyjęła pozycji obronnej chociaż mogła, ale i ona swoje powiedziała. - w trakcie mówienia ściągnęła z siebie kurtkę myśląc, ze zaraz się ugotuje. - Powiedziała mu oczywiście uświadamiając go zaraz, ze ona nawet nie zdążyła wyjść kiedy on wchodził i to on jako pierwszy się z nią zderzył nim zdążyła uskoczyć. Na pewno nie chodziła z głową w chmurach bo była osobą mocno stąpającą po ziemi, a marzenia nie były dla niej. - wywróciła oczami i cicho kichnęła bo przyświeciło jej słońce. - Przepraszam. - pokręciła lekko głową i ciągnęła dalej. - Co mi pan tutaj będzie wyjeżdżał na mnie? Nie dość, ze niewychowany to jeszcze zarozumiały. - powiedziała czarnowłosa dziewczyna do mężczyzny. Jednak na jej ustach nie widniał obraz złości, a jedynie cwany uśmieszek. - To miejsce jest dostępne dla wszystkich, co nie znaczy, że można traktować w ten sposób obce osoby. Nie kłóciła się z nim. Po prostu miała więcej rozumu w głowie by tego nie robić. Znała doskonale takich jak on. Snobów, którzy przychodzili do banku i chwalili się kolejnym dodatkowym zerem na koncie. Jednak nie powiedziała mu tego prosto w twarz choć mogło. Uważała, ze taka konwersacja nie prowadziłaby do niczego dobrego. Ze swojej pracy wyniosła to, ze trzeba być cierpliwym i miłym bez względu na wszystko jak będzie się zachowywać druga osoba. I tak też uczyniła względem brązowowłosego mężczyzny. Potraktowała go jak jednego z klientów. Zdziwiła się i uniosła brwi kiedy nagle przeprosił. Nie takiego zachowania się spodziewała co zbiło ją z pantałyku. Nie dała się oczarować na jego uśmieszek, przynajmniej nie na początku, ale on pomógł załagodzić całą sytuację. - W porządku. Nic się nie stało. - Zrobiła przejście w drzwiach by można nimi swobodnie wchodzić i wychodzić i by nie torować owego przejścia. Już miała się pożegnać i odejść kiedy zaprosił ją na kawę. Obróciła się ponownie w jego stronę i dłuższą chwilę przypatrywała się jego twarzy. Być może czegoś szukając, ale nie znalazła nic. Zamrugała lekko powiekami i w końcu skinęła głową. - Przyjmę zaproszenie, ale na samą kawę. Dziś słodkie u mnie odpada. - wolnym krokiem ruszyła ponownie w stronę kawiarenki i po chwili była już w dość przytulnym środku. Podeszła do wytyczonego przez niego stolika, ściągnęła z siebie płaszcz wieszając go na krześle. Wyciągnęła do niego rękę myśląc, ze trzeba się przedstawić. - Mam na imię Maya. - nazwisko według niej było mało istotne, ale po chwili dodała. - Maya Sanders. - po ogólnym przedstawieniu się usiadła na krześle zamawiając kawę. Uwielbiała kofeinę. Nigdy jej sobie nie odmawiała. Uśmiechnęła się do mężczyzny również czarująco jak on. Potrafiła się uśmiechać na prawdę uroczo. - Jesteś tutaj nowy prawda? To mała mieścina, w większości wszyscy znają wszystkich. Nigdy wcześniej Cię tutaj nie widziałam, a zapewniam, ze jestem tutaj codziennie. - Maya na pewno spostrzegła by takiego mężczyznę jakim był on. Unikalny egzemplarz. - Na tym zakończyła kolejny kawałek bajeczki oddając pałeczkę we władanie męża.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 0:13, 10 Cze 2010    Temat postu:

- Ojej... - Adam zajęczał przekonująco przybierając niepocieszony wyraz twarzy - Chyba to niezbyt dobrze, prawda? - zamruczał cicho przygryzając płatek ucha Mariki - Zaradzimy temu. - zapewnił swą żonę z nikczemnym uśmieszkiem - Nie jeździłem, bo kto jeździ po mieszkaniu i w dodatku tak małym jak moje? - zapytał zaczepnie choć nie potrzebował od niej odpowiedzi. Poza tym gdzie miałbym jeździć tym rowerem z tobą? Miałem cię zabierać na siodełko? Do Central Parku? Zmrużył oczy kiedy znów wyciągnęła język - Chciałbyś zadbać o kondycję? Mogę ci coś zorganizować szybciej niż rowery... - zabrzmiało to dość dwuznacznie a jednocześnie ciekawie i tajemniczo. Co on też mógł zapewnić jej szybciej niż przejażdżkę rowerem? Kiedy wyobraźnia Mariki zapewne już pomknęła w siną dal wyobrażając sobie to i owo Adam brutalnie ściągnął ją na ziemię - Mecz w siatkę. W grę wchodzi jaszcze baseball, ale... - przez przypadek pewnie i zupełnie niechcący spowodowałby uszkodzenie głowy biednego brata. Zrezygnował z tego tłumaczenie stwierdzając jednak w duchu że perspektywa odbicia piłki w stronę bezbronnego Chrisa z włożeniem w to całej siły jaką posiadał mężczyzna była bardzo interesująca - Nie mamy na to miejsca w ogrodzie. - stwierdził zasmucony i rozczarowany tym ze sobie nie użyje na młodszym bracie - Pojedziemy do Seattle kupimy piłkę, siatkę rozciągniemy między drzewami albo u ciebie albo u mnie i już. Co ty na to? Lubiłaś siatkówkę w ogóle? - zapytał bo proponował jej to nie wiedząc czy chociaż interesowała ją ta gra. Po chwili Adam roześmiał się pobłażliwie i stwierdził pewnie patrząc Marice z wyższością w oczy - Kochana... Czy ty przypominasz sobie bym kiedykolwiek przegrał w zakładzie z tobą? Pamiętasz kiedy ostatni raz się ze mną założyłaś? Kto mi wprost do ucha wyjęczał że jestem górą? - pomógł sobie wtedy butelką czerwonego wina, ale kto by to pamiętał po takim czasie. Liczył się efekt a Adam nigdy nikomu nie przysięgał że będzie grać uczciwie - Ja w ciebie wierzę Marii. - zapewnił kobietę puszczając do niej oczko - Nigdy nie wątpiłem. - powiedział to szczerze i mogła mu wierzyć. Już na samym początku kawałka Mariki, Adam wybuchnął śmiechem, ale nie przerywał jej ani słowem. Junior zawiercił się niespokojnie, a jego ojciec spojrzał na syna z przestrachem. Ciii... Śpij. Mały nie otwarł oczu i na wierceniu jedynie się skończyło. Maya wydała mu się troszkę ugrzecznioną wersją kobiety tulącej się do niego. On chciał zadbać by Fred był inny choć odpowiedź co wybierze, którą z kobiet bez względu na to co się będzie dziać, była znana z góry. Wszystko co wiązało się z Mariką przyciągało go niezmiernie - Okropna kobieta. Przecież przeprosił, prawda? Ale jeśli dała się udobruchać to świetnie. Freddy ze wszystkimi ceregielami podprowadził kobietę do stolika trochę zaintrygowany jej oschłością. Wydawała mu się niedostępna i zakazana a przynajmniej na pewno na taką pozowała. - sam o tym coś wiedział. Spojrzał na Marikę z troską i mruknął - Na zdrowie. Chcesz chusteczki? Mam w kieszeni, wyciągnij sobie. - jego kieszenie w ostatnich czasach miały w sobie różne rzeczy. Teraz obok chusteczek i kluczy była tam też mała paczka biszkopcików - Fred widział w Mai coś podobnego jemu samemu, ale... Później o tym. Zamówił dla siebie kawę i kawałek rolady powstrzymując się od zadania pytania, pytania które bardzo go korciło, bo dlaczego odmawiała sobie słodyczy i to jak stwierdziła akurat dziś? Nie jego interes. Kiedy mu się przedstawiła ujął jej dłoń i potrząsnął ostrożnie stwierdzając że ma bardzo delikatną skórę. Freddy trochę znał się na kobietach, więc ocenił ją na urzędniczkę, ewentualnie nauczycielkę, choć jak na jego oko była zbyt zadbana, albo na... - Adam przekręcił głowę w bok zastanawiając się - Tłumaczkę. Tak... Przedstawił jej się z tym samym uśmiechem z jakim ją przepraszał i wytłumaczył, będąc do tego zmuszonym, co on tutaj robi. To prawda... Wspomniał że dopiero co przyjechał i w zasadzie nie zna tego miasteczka, ale jest tak małe że zapewne bardzo szybko zgłębi jego tajemnice. Nadmienił, że jego firma zleciła mu tutaj mały projekt, ale nie wytłumaczył dokładnie o co chodzi, sądząc że zanudzi tym niepotrzebnie swoją rozmówczynię. Nie miał problemu z prowadzeniem konwersacji, więc wypytywał Mayę o miasto ze swobodą. Po prostu chciał się obeznać. Kiedy już na dobre rozsiedli się nad kawą, a on był w połowie kawałka rolady drzwi od kawiarni otwarły się i do środka weszła Sylvia rozglądając się by wzrokiem wyłapać zapewne jego. Freddy wstał by go zauważyła i zaprosił ją do ich stolika. Przedstawił sobie obie kobiety, bo raczej się nie znały, wytłumaczył i jednej i drugiej jak poznał każdą z nich i zapytał blondynkę co pije. Poprosiła o herbatę a do zjedzenia wybrała sobie kremówkę. Teraz rozmowa potoczyła się już może trochę mniej swobodnie, ale Brand nie stracił rezonu. Ciągnął za język jedną jak i drugą zabawiając zabawnymi anegdotkami. Miał przed sobą zestawienie dwóch światów. Sylvia, była cicha i skromna, a Maya... Maya choć starała się tego nie okazywać promieniowała pewnością i wyższością. Drażniła przez to biedne ego Freddy'ego, który miał o sobie trochę wygórowane mniemanie. Jednak facet bawił się wyśmienicie spędzając czas na rozmowie z nimi. Powiedziały mu dużo dopełniając się wypowiedziami, co dawało mężczyźnie całkiem przyzwoity obraz Little Hell. Kiedy każdy już skończył pić to co miał, a na talerzach Freda i Syl zostały już tylko okruszki pożegnali się i rozeszli. Każde w swoja stronę. Siłą rzeczy Fred poszedł z Sylvią w stronę hotelu. A Maya? - Adam spojrzał na Marikę i uniósł w górę brwi - Do swojego domu? - pozostawił tą decyzję jej - Freddy pełny chęci do pracy znalazł się w swoim pokoju. Przeglądał dość długo swoje notatki, sprawdzał po trzy razy czy ma wszystko, by jutro niepotrzebnie się nie wracać lub czegoś nie zapomnieć. Było już dość późno kiedy w końcu poszedł spać by nabrać sił na jutrzejszy, dość ciężki dla niego dzień.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adam Knight dnia Czw 9:40, 10 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:06, 10 Cze 2010    Temat postu:

- To zależy jak na to patrzeć. - wzruszyła ramionami. Zbliżyła swoją twarz do niego i potarła swoim noskiem zaczepnie o jego. - Nie wątpię w to. - jej oczy zjechały na jego usta, ale nie pocałowała go. Kiedy rozchylił lekko usta jak do pocałunku uśmiechnęła się cwanie i odsunęła od niego. Zaśmiała się wesoło. - Nie mówiłam o mieszkaniu. - wywróciła oczami bo jej mąż najwyraźniej źle ją zrozumiał. Porzuciła szybko ten temat. Uniosła brwi w górę kiedy powiedział jej o innej rozrywce. Nie wiedziała co tam myślał Adam, ale ona nie pomyślała na ten temat nic. Chciała usłyszeć po prostu co ma na ten temat do powiedzenia. - Co masz na myśli? - Natężyła słuchu i po chwili się dowiedziała. - Siatkówkę? Czemu by nie, dawno nie grałam, ale nie zaszkodzi spróbować. - zgodziła się bezapelacyjnie bez zmrużenia okiem. - To się zobaczy. Gdzie będzie więcej miejsca. Pomyślimy o tym jak wrócimy do Forks. - pokiwała głową. Zerwała w rękę kilka źdźbeł trawy i wiązała je ze sobą dla zabawy. Słuchając kolejnych słów męża zazgrzytała lekko zębami, ale nie denerwowała się. - A pamiętasz dlaczego? To był z Twojej strony podstęp. - zmrużyła lekko oczy, a po chwili je otworzyła normalnie. - Nie ważne. - machnęła na to dłonią. Zganiła go za to, ze zaczął się śmiać kiedy mówiła. Poczuła silne burczenie w brzuchu. Ślina jej napłynęła do usta co oznaczało, ze przydało by się w końcu coś zjeść. Poderwała się na równe nogi. Jej mąż uniósł zdziwiony brwi. - Mam już dość. Wracajmy. Jestem głodna, a... - spojrzała na zegarek. - Dochodzi pora obiadowa. - Może i Adam nie miał zbytniej ochoty wstawać, ale nie dawała mu wielkiego wyboru więc siłą rzeczy musieli iść. Jednak nie śpieszyła się, a szła powoli tak jak tutaj przyszli. W tym czasie wysłuchała jego części. - Mhm... Ok... - zarzuciła sobie kurtkę na ramiona bo nie chciało jej się ją nosić w rękach. - Maya, tak. Po dość wspaniale spędzonym popołudniu, po wszelkim żartowaniu z Freddym wróciła do domu. Maya nie lubiła konkurencji. W zasadzie nie wiedziała sama dlaczego traktuje tak Sylvię. Osobiście nie miała nic do dziewczyny i również starała się nie wywyższać nad nią, co było trudnym zadaniem bo porównując siebie do niej wypadała o wiele lepiej prawie w każdej dziedzinie. Skrzętnie to ukrywała. Dowiedziała się kilku istotnych wiadomości na temat faceta. Maya kochała zdrową rywalizację, a czuła, ze taka się między tą trójką rodzi. Dla pozornego widza wyglądali normalnie, ale tylko spostrzegawcza osoba dostrzegła by to co się działo na prawdę. Maya po części dogryzała Sylvi, ale było to tak maskowane odpowiednimi słowami, ze dziewczyna chyba nawet tego nie łapała, przez co uważała ją za głupiutką. Tak, była egoistką. Nie narcyzem, bo nie była w siebie zapatrzona, ale egoizm się w niej przejawiał. Jeszcze nie znali jej z tej strony. I nie prędko mieli poznać. Kiedy rozeszli się do domów pożegnała się z nimi i ruszyła w przeciwnym kierunku niż oni. Uwielbiała spacerować wieczorami. Kiedy latarnie oświetlały drogę. Kiedy wszystko zasypiało ona się budziła do życia. Wróciła do swego mieszkania na przedmieściach. Włączyła swą ulubioną muzykę. Idąc do łazienki po kolei zrzucała po drodze z siebie ubrania. Stanęła pod prysznicem, który orzeźwiał. Po kilku minutach już sucha i przebrana w piżamę przygotowywała się na następny dzień do pracy skrupulatnie dobierając swoją garderobę. Kiedy w końcu była gotowa ułożyła się wygodnie na łóżku do snu. Przyłożyła głowę do poduszki i po kilku minutach zasnęła. - Na tym zakończyła swoją bajkę. W drodze powrotnej przeciągnęła się aż jej coś strzeliło w stawach. Założyła sobie ręce za siebie. - I co teraz? - zapytała nie widząc czy odkładają bajkę na później czy też kontynuują dalej?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:59, 10 Cze 2010    Temat postu:

Adam wykrzywił nieco usta bo nie był fanem zachowywania się jak na eskimosa przystało. Wykiwany i wykpiony przez nią zaczesał swoje włosy w tył by po chwili uśmiechnąć się ironicznie - Oczywiście że pamiętam. - nie widział w swoim zachowaniu wtedy niczego złego, a nawet jeśli to Marika wtedy nie oskarżała go o to że ją upił. Sprawa się przedawniła i i tak wyszło na jego. Wzruszył ramionami - I wierz mi. Jestem z tego podstępu cholernie dumny i jakbym miał okazję postąpiłbym tak raz jeszcze. - zamilkł i chciał już wysłuchać w spokoju kolejnego kawałka kiedy Marika jak oparzona zerwała się na równe nogi. Uniósł zdziwione spojrzenie na kobietę kiedy oświadczyła że ma dość. Dość? A co też ci takiego zrobiłem że masz dość Marii? Myślał więc nie odbiło się to w wyrazie jego twarzy, gdyby pytał na głos zawarczałby, bo nie wiedział dlaczego użyła takiego dość ostrego stwierdzenia. Całą atmosferę rozleniwienia cholera jasna strzeliła i Adam pozbierał się z kamienia na którym siedział czując jak nagle wszystko zaczęło go nieznośnie boleć. Postał przez moment na jednej nodze, wspierając się dłonią o pień drzewa bo złapał go skurcz łydki w prawej dolnej kończynie. Kiedy mu przeszło poprawił Juniora ostrożnie by go nie wybudzić i ruszył za Mariką, która nie zważając na to że jej mąż nieznacznie utyka puściła się przodem. Po chwili zwolniła więc było mu dane się z nią zrównać i w końcu usłyszeć kolejny fragment ich wspólnej opowieści. Popatrzył na Marikę z boku, notując sobie kilka spraw które miał poruszyć kiedy skończy mówić. Wspinając się znów pod górkę zapytał - A od kiedy chęć zdrowej czy też chorej rywalizacji nazywamy egoizmem? Egoistą jest ten kto martwi się jedynie o siebie, a nie dogryza innym. - wiedział że się czepiał, ale nie byłby sobą gdyby tego nie zrobił. To było u niego wrodzone i nie nazywałby się Knight gdyby nie pytał - I dlaczego ona tak znielubiła Sylvię? - zapytał uśmiechając się do Mariki. Znał odpowiedź, ale chciał usłyszeć jej wersję, trochę bardziej rozbudowaną niż tą którą przytoczyła - I teraz... W Little Hell wstało słońce. Freddy Brand wstał rześki niczym ten poranek. To był taki jeden z ostatnich jesiennych darów. Dziś miał urządzać to swoje biuro... - Adam odsapnął i popatrzył ile jeszcze przed nimi. Męcząc się przez chwilę zdjął z siebie kurtkę i oddał ją żonie. Junior nie odczuł przez to większego dyskomfortu i drzemał nadal - Musiał wybrać do wnętrza wszystko od podstaw. Łącznie z kolorem farb na ścianach bo biuro było w stanie surowym. Pod wieczór wszystko było już pomalowane, a kolejnego dnia meble stały na swoich miejscach. Fred był zadowolony z efektu jaki uzyskał. Właśnie tego dnia po raz drugi spotkał się z... - czarnowłosy zerknął na Marikę i stwierdził - Z Sylvią, spotkał się z tą blondynką z hotelu. Był zajęty podłączaniem większości sprzętu, by wszystko było ze sobą kompatybilne. Usłyszał pukanie w szybę więc odwrócił się i spojrzał w tamta stronę. Machała do niego recepcjonistka. Skinął dłonią by zechciała wejść do środka. Kiedy weszła zadała mu kilka pytań rozglądając się z ciekawością a Freddy roześmiał się i zaczął cierpliwie tłumaczyć. Musiał jej powiedzieć czym tak naprawdę będzie się zajmować, dlaczego tutaj i dlaczego biurka są dwa. Oznajmił że będzie szukać kogoś do pomocy i zapytał czy nie mógłby mu kogoś polecić. Dziewczyna nie podała żadnego konkretnego nazwiska ponieważ mężczyzna stawiał trochę wymagań. Sylvia choć chciała nie mogła nikogo takiego znaleźć. Zaoferowała mu swoją pomoc, a kiedy Fred upewnił się że na pewno tego chce, wręczył jej ścierkę, mop i wiadro z gorącą wodą i szczerym uśmiechem. On szybciej skończy, a jeśli ona była taka uprzejma a w końcu była kobietą to mogła posprzątać. Zeszło im tam do wieczora. Kiedy zapytał ją czy przypadkiem nie musi się zbierać do pracy, ona pucując blat jednego z biurek oświadczyła że ma dziś wolne i nie ma się o co zamartwiać. Na koniec sprawdził jeszcze drukarki. Na jego dłonie trafiło kilka kartek z wydrukowanym na nich ogłoszeniem o pracę. Chciał je porozwieszać i poczekać aż ktoś się zgłosi, bo nie miał za bardzo innego pomysłu. Chyba że nikt nie będzie odpowiedni wtedy sprawę załatwić inaczej. - Adam westchnął ciężko i stwierdził zmordowanym tonem - Koniec. Robimy sobie przerwę na czas obiadu a później wracamy. Do pokoju bo tutaj się można ugotować. - zarządził bez pytania Mariki o zgodę. Marząc o chłodnej recepcji i czymś do picia zapytał - Na prawdę? - powrócił do rozmowy o meczu - Chciałabyś zagrać przeciwko Jud i Christopherowi? - w jego oczach coś zabłyszczało niebezpiecznie - Myślisz że daliby się wyciągnąć? W zasadzie dziś piątek, jutro sobota co będą robić? Nie idą do szkoły... - nie kierowała nim chęć wyciągnięcia do ich rodzeństwa pomocnej dłoni. Nie, Adam raczej znów chciał kogoś pogrążyć. I znów byłby to odwet za to tylko że Jud i Chris żyją.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adam Knight dnia Czw 23:05, 10 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:23, 11 Cze 2010    Temat postu:

- Oczywiście, cały Ty. Nigdy nie przepuścisz okazji aby mnie zaskarbić dla siebie. - kąciki jej ust lekko drgnęły w górę. Słońce w górze przyświecało już niemiłosiernie. Marika poczuła jak oblewa ją lepki pot. Nie marzyła w tej chwili o niczym innym jak o zjedzeniu czegoś, zaspokojeniu swego pragnienia jak i także Letniego prysznicu. Założyła sobie rękę za plecy i idąc przez dłuższy czas bawiła się swoimi włosami raz je przeczesując, a raz trochę unosząc w górę by za chwilę puścić. Zmarszczyła nosek kiedy jej mąż wytknął jej jakieś według niego nieprawidłowości. Obróciła głowę w bok by na niego spojrzeć. Po chwili odwróciła od niego głowę i dłuższą chwilę milczała. Kiedy jej mąż może już stracił nadzieję, na to, że w ogóle się odezwie przemówiła. - Czy Ty zawsze musisz się mnie czepiać? To Twoja część bajki czy moja? - zapytała sfrustrowanym głosem. Nie lubiła cholernie kiedy się ją poprawiało. - Jak tak dalej pójdzie to sam sobie będziesz wymyślał całą opowieść bez mojego udziału. - rzekła zobojętniałym tonem głosu. Ściągnęła kurtkę z ramion i przewiesiła ją sobie przez ramię. Westchnęła ciężko lekko się garbiąc bo jej mąż najwyraźniej nie miał zamiaru przestać. - Boże mój jedyny. Zdrowa rywalizacja, a egoizm to dwie różne sprawy, ale poniekąd są przypisane sobie. Nie będę Ci tego tłumaczyć. I właśnie była egoistką bo dbała o siebie o swoje interesy, a zdrowa rywalizacja to był tylko dodatek, ale dobrze skoro jesteś taki mądry panie wszystko wiedzący buduj swoją opowieść. Nie będziesz miał takich błędów jak ja. - rzuciła kpiąco. Pomyślała sobie, że jednak gdy sama wymyślała bajkę nie miała takiego problemu, a teraz było inaczej. - Tak po prostu. Nie tyle znielubiła co po prostu nie przypadła jej do gustu. Maya skrupulatnie dobierała sobie znajomych. I albo ktoś zasługiwał na to by się z nią przyjaźnić, albo nie. Ale tak zrobiłam z niej zbyt łagodną owieczkę. To się musi zmienić. - powiedziała twardo. Musiała teraz pomyśleć nad kilkoma zmianami u swojej postaci. To chyba przez to wszystko, ze przy Adamie złagodniała. I jakoś nie potrafiła być już tak ostrą laską jak wcześniej. - No to jedziemy dalej. - W tym przypadku nie przerwała Adamowi ani razu, żeby się nie czepił również o to, że wciąż mu się wcina w słowa. Cierpliwie poczekała za tym co wykombinował. Na razie nie było niczego ciekawego. Zbyt luźna atmosfera. Nic się nie działo, a to szybko nudziło Marikę. - Jeszcze chwila, akurat dojdziemy do domku to skończę. Zjemy obiad i później jak odpoczniemy znów będziemy mogli kontynuować. - Przyjęła kurtkę od męża, jako, ze miała wolne ręce, mogła to zrobić. Odchrząknęła cicho. - Wraz z nastaniem nowego dnia przyszły nowe obowiązki. Słońce budziło się do życia. Za oknem śpiewały ptaki swoją poranną serenadę. Dookoła pachniało kwiatami i skoszoną trawą. Przeciągnęła się aż jej w stawach zaczęło strzelać. Otworzyła na oścież okno, a do pokoju wleciało czyste, ciepłe powietrze. Dzień wyglądał na piękny i słoneczny. Po skończonej toalecie, ubraniu się zjedzeniu śniadania, doprowadzeniu się do porządku Maya opuściła swój azyl i wsiadając do samochodu musiała na czas dojechać do pracy. Nie, nie miała przywileju pracowania blisko swego mieszkania. Aby dojechać do pracy musiała przebyć dwa miasteczka dalej. Miasteczko w którym pracowała nazywało się Cape Hope. Zaparkowała na wyznaczonym dla niej miejscu i udała się na dzienne sprawunki. Dość szybko wdrążyła się w nowy rozkład dnia jak i założone z góry dla niej zadania. Nie przyznawała się jednak, że się nudziła. Cholernie. Przestało ją fascynować obsługiwanie klientów, choć zdarzały się wyjątki, ale to była rzadkość. Te wszelkie obsługiwanie komputerów. Wpisywanie danych, obliczenia i temu podobne. Nie miała dla kogo to robić, nie miała się dla kogo starać. Dla niej było to już czystą rutyną. A kiedyś tak to uwielbiała. Ten dzień wlekł jej się niemiłosiernie i kolejne również. Tylko piątek jakoś szybciej zleciał. To był już prawie tydzień od ostatniego spotkania z Freddym. W zasadzie była tak zajęta, że mało co o nim myślała. Najwidoczniej zbyt słabo wrył jej się w pamięć, a może po prostu nie chciała o nim myśleć, bo to nie prowadziło do niczego dobrego. Póki się nie widzieli nie musiała się niczym martwić i nawet nie wiedziała czy go kiedykolwiek jeszcze spotka. Po przebyciu dość długiej drogi, zrobieniu zakupów powróciła do domu. Powitał ją ulubiony przyjaciel. Kieł. Jej pupilek merdał wesoło ogonkiem i upraszał się o wyprowadzenie go na dwór. Posmyrała go za uszkiem. Nasypała mu karmy do miski, uzupełniła zapas wody i poszła wziąć prysznic. Wbiła się w swoje luźne ubrania, na które składała się sukienka do kolan i letnie klapeczki. Na dworze było ciepło więc nie brała nic na górę. W jej dłoni zaszeleściła smycz. Zapięła kła o obroże i wyszła z domu jak co piątek wędrując doskonale jej znaną drogą do parku. Tam zabawiała psa rzucając mu patyk i nakazując aportować kiedy spuściła go ze smyczy. W ten sposób relaksowała się. I tak było co tydzień. - przełknęła głośno ślinę bo zaschło jej w gardle od tego ciągłego mówienia. - No jasne. Zmiażdżymy ich na drobną miazgę. Z nami nie mają szans. Już ładnie o to zadbamy. - puściła do niego oczko i przekładając kurtki do prawej dłoni uchwyciła go pod rękę przysuwając do niego.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:18, 11 Cze 2010    Temat postu:

Słysząc jej słowa Adam począł się zastanawiać nad tym jak długo jeszcze będzie to akceptowała z jego strony. Uwaga na temat egoizmu, jego błędnego, według Adama, pojęcia przez Marikę nie była aż tak uszczypliwa by kobieta tak bardzo się zirytowała, ale w końcu Marika jak i on miewała swoje humory. Przez tą chwilę zobaczył w niej kobietę która ledwo co go poznała i umawiała się w Old Pub'ie o cokolwiek o co tylko mogli się wykłócać. Adam poczuł się wewnętrznie rozdarty, bo obudziła się w nim bardzo niezdrowa chęć uświadomienia Marice tego że to on ma rację, ale z drugiej strony musiał się pohamować by nie spędzać dzisiejszego wieczoru samotnie a przynajmniej z nabzdyczoną Mariką jako towarzyszką. Twoja bajka, ale godząc się na to że i ja będę coś do niej dopowiadać godziłaś się tym samym na korektę. I wyobraź sobie że znam pojęcie egoizmu. I zdrowej rywalizacji również. Chorej zresztą... Też znał i to bardzo dobrze - Już nie będę się wtrącać panno napuszona, proszę opowiadaj. - powiedział to trochę zgryźliwie, ale nie chciał zrobić na złość Marice. Gdyby ktoś spojrzał na nich z boku stwierdziłby że się przekomarzają. Może nie do końca tak było, ale do kłótni raczej sporo im brakowało. Dlaczego chcesz ją zmieniać? Ja lubię jak twoje bohaterki są płaczące i rozbite psychicznie. Miał dwie możliwości wtedy. Albo biedną psychikę zniszczyć do reszty, albo pozbierać i złożyć na powrót w całość. Maya taka raczej nie była, ale nie powiedział niczego głośno, by nie dostarczać Marice powodów do złości. Nagle nawiedziła go zabawna myśl. Dlaczego ja nie zostałem psychologiem? Odpowiedź była prosta. Psycholog miał pomagać, a Adam na pewno tego nie robił, chyba że trafiła mu się taka kobieta jak Marika. Nie miał tyle cierpliwości i wyrozumiałości względem innych. Uniósł lekko brew, ale i tym razem swe zdanie zachował dla siebie. Ja wspominałem o jesieni. Gdzie na jesień kwitną ci kwiaty ty niepoprawna romantyczko? Faktycznie, kiedy Marika skończyła swój wywód wyszli z lasu na niczym nieosłonięty podjazd - Dlaczego nie chciała o nim myśleć? - zapytał zaciekawiony - Taki fajny facet jak Freddy... - Adam popatrzył swą żonę obarczoną kurtkami. Uciekli przed słońcem i otworzył przed nią główne drzwi motelu. Powitała ich już znajoma recepcja. Adam odebrał klucze od wyrostka, który jak na jego oko był synem kobiety która ich tutaj meldowała. Wspięli się po schodach czując przyjemny chłód. Jak Marika powiedziała robili sobie przerwę na obiad, więc Adam nie palił się z kolejnym kawałkiem opowiadania. Przekręcił klucz w zamku i pierwszym co mu się rzuciło w oczy było łóżko, a za tym poszło już całkiem automatyczne pragnienia zdrzemnięcia się - Nie cieszyłbym się tak na twoim miejscu. - mruknął kładąc Juniora na poduszkach - Zawsze mogą nie chcieć. - podejrzewał że tak właśnie będzie, chyba że ich rodzeństwo będzie miało chęci na małą wojnę - Przejrzą nasze zamiary i tyle z tego będzie. Może wyciągniemy Ben'a, co? Zawsze wydawał mi się takim facetem w którym jest coś więcej i pewnie... Dałby radę i mi i tobie. Mógłby za nieprzekupnego arbitra porobić. Jean miałaby oko z nim na małego... A później zrobi się jakąś kolację, albo coś zamówi. - Adam usiadł a jego wzrok padł na radio. Wstał po chwili by poszukać swojej ulubionej stacji. Spojrzał na Marikę przez ramię i zapytał - Idziesz pod prysznic? - zaczął majstrować przy pokrętle patrząc na skalę by znaleźć wymaganą częstotliwość. Zaburczało mu w brzuchu, a Junior otworzył oczy. Jego ojciec odwrócił się z uśmiechem bo znalazł stację i usłyszał [link widoczny dla zalogowanych] w jakiś sposób kojarzącą mu się z wakacjami - Hej a ty gdzie?! - mały był już na tyle cwany że eksplorował łóżko. Jak zaczniesz chodzić to dopiero będzie z tobą utrapienie... Adam kręcąc z głową przykucnął na podłodze przy łóżku by czymś zająć syna. Junior jak zwykle po tym kiedy sobie uciął drzemkę był skory do zabawy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:20, 14 Cze 2010    Temat postu:

- Panno nabzyczona? - uniosła brwi w górę chwilę mierząc męża niezbyt przychylnym wzrokiem. Nie skomentowała tego więcej. Zachowała urazę za te słowa głęboko w sobie. Nie chciała się kłócić bo nie było sensu. Nie przyjechali tutaj po to, co nie znaczyło, ze puściła to mimochodem. Przez ten długi czas jaki była już z mężem nauczyła się czasem milczeć. W tym wypadku było to najlepszą drogą wyjścia. Adam nawet nie wiedział ileż to razy gryzła w sobie jego słowa nie komentując ich. A miałaby tak na prawdę wiele do powiedzenia. Jednak często prowadziło by to do kłótni, a takowej właśnie chciała uniknąć. Bardzo długi czas milczała, a jedynymi głosami jakie słyszała były ich przytłumione oddechy i odgłosy natury. Uniosła głowę w górę by spojrzeć na niebo. Pozwoliła promieniom słonecznym lizać swoją skórę. Kiedy dochodzili do pensjonatu dopiero wtedy odważyła się odezwać. - Bo... - W zasadzie nie zastanawiała się nad tym. Po prostu tak układała swoją część bajki. - Było za wcześnie o tym aby myślała o nim. Dla niej był osobą ledwo co poznaną, nie wrył się jeszcze w pamięć niczym przez co mógłby zajmować jej myśli. - wzruszyła ramionami tak to wszystko widząc. Powoli wchodziła po stopniach drewnianych aby znaleźć się na werandzie. Kiedy Adam otworzył przed nią drzwi skinęła mu nieznacznie głową i weszła do środka. Poczuła owiewający ją przyjemny chłód, dający ukojenie jej ciału. Nabrała głębszy wdech w płuca i cicho go wypuściła. Nie patrzyła w stronę kontuaru, bo mało ją obchodziło to co tam było, a raczej kto. Po odebraniu kluczy wspinała się wolno po schodach, a po chwili byli już w swoim pokoju. - To się jeszcze okaże. A co cieszyć mi się nie wolno? - zapytała rzucając ich kurtki na obszerny fotel. Ściągnęła z stóp buty i zaczęła je masować raz jedną, a raz drugą. Odrzuciła swe brązowe pukle w tył prostując się przy tym, aż jej coś strzeliło w stawach. Rozejrzała się po pokoju czegoś szukając. Powędrowała w stronę swojej torby. Wygrzebała z niej czystą bieliznę. Stanęła na równe nogi. - Taaak... - ziewnęła potężnie zakrywając usta swoją dłonią. - Pójdę się odświeżyć. Dobrze mi to zrobi. - Odwróciła się od niego plecami i powędrowała w stronę łazienki. Weszła do niej przymykając jedynie drzwi. Nie musiała się zamykać. I tak jej mąż już ją widział wielokrotnie nago. Rozebrała się do naga. Odkręciła kurki z zimną i ciepłą wodą ustawiając letnią temperaturę bo wciąż jej było gorąco. Weszła napawając się przyjemnym orzeźwiającym prysznicem. Stała tak dłuższą chwilę, aż poczuła jak jej nogi cierpną. Zakręciła wodę. Sięgnęła po ręcznik i okryła się nim szczelnie. Stanęła na gołej posadzce. Wytarła się, a po chwili ubrała na siebie czystą bieliznę. Weszła do pokoju znów idąc do torby po czyste rzeczy. - Jestem głodna, ubiorę się i mam nadzieję w końcu coś przekąsić. - Zdrowe powietrze działało na nią pobudzająco, bo miała lepszy apetyt. Ogólnie czuła się lepiej. I o to właśnie chodziło.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:46, 14 Cze 2010    Temat postu:

Adam odprowadził Marikę do łazienki wzrokiem zerkając na nią znad krawędzi łóżka i czupryny Juniora pełzającego po materacu. Uniósł lekko brew w górę zastanawiając się co też złego jej zrobił i czy pytanie o Freda aż tak bardzo na nią podziałało czy po prostu dopatruje się w niej czegoś czego nie ma. Zaciskając usta usiadł na brzegu łóżka wpatrując się w ścianę za którą przebywała jego żona. Adam uznając że lepiej będzie kiedy nic nie powie, bo nie miał sił na długi monolog pod drzwiami i nawet nie wiedziałby od czego taki monolog zacząć. Zaczął prowokować małego do śmiechu trącając go pajacykiem. Zerkając raz po raz w stronę łazienki, słysząc plusk wody nie był pewien czy uzyska to co tak naprawdę chciał uzyskać tym wyjazdem. Nie było dokładnie tak jak sobie wyobrażał i wiedział przez czyj niewyparzony język tak jest. Potarł silnie szczękę patrząc na Juniora z góry i zazdroszcząc mu spokoju ducha. Popatrzył na nią kiedy pojawiła się w samym ręczniku i co dziwne poczuł się nagle gorzej - Jasne, sam też coś bym zjadł. - dodał choć chyba nawet go nie słuchała. Adam spojrzał na sufit i pomyślał że Marika jednak źle trafiła, ale nie mógł już wszystkiego odwrócić. Nie wyobrażał sobie życia bez niej i bez Juniora. Trzeba było dwa razy więcej myśleć, a nie... Jak kretyn... Jego złość na siebie nie miała uzasadnienia. Dawał jej podporę, dawał spokój ale czasem jak i teraz dawał niepotrzebne nerwy, ale nie umiał inaczej. nie umiał nie być uszczypliwy. I ona doskonale o tym wiedziała. I nie musiała wybaczać na każdym kroku - No widzisz... - mruknął patrząc na syna. Będę cię uczył byś przemyślał wszystko trzy razy. A tym bardziej kiedy zaczniesz się starać o kobietę. Mały nie wiedząc że jego ojca cokolwiek trapi uśmiechnął się zadowolony, a Adam prychnął cicho. Mam ci czego zazdrościć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:59, 14 Cze 2010    Temat postu:

Odrzuciła na bok ręcznik już w pełni spokojna. Ten prysznic na prawdę jej pomógł. Rozluźnił ją wewnętrznie. Postawiła na coś prostego. Narzuciła na siebie zwiewną, czerwoną sukienkę na cienkich ramiączkach. Nie chciała się niepotrzebnie dusić. W pełni ubrana zasunęła torbę odkładając ją na bok. Ręcznik zaniosła do łazienki wieszając go na wieszaczku. Powróciła do pokoju i podeszła do okna. Przymknęła na moment powieki i wystawiła swą twarz ponownie na działanie słońca. Dawniej często tak robiła w Hiszpanii kiedy bywała w swoim pokoju tylko, ze tam wychodziła na obszerny balkon, a tutaj musiało jej wystarczyć okno. Nie narzekała. Nauczyła się dawno temu żyć z tym co dawało jej życie i los. Nie była wybredna. Kiedy w końcu się obróciła na jej ustach gościł lekki uśmieszek, a w oczach nie można było się dopatrzyć żadnej przykrości. Miękko przeszła przez pokój i położyła się na łóżku obok syna. Pogłaskała go po głowie. - Zamawiamy do pokoju? Cokolwiek bo później muszę nakarmić małego. Cud, że jeszcze nie płacze z tego powodu. - parsknęła cicho śmiechem kładąc się na plecach i podkładając sobie rękę pod głowę. Biła od niej pewność i spokój. Zachciało jej się gierek. Przeszła do siadu. Usiadła za mężem, a swoje nogi wywaliła na jego uda. Przytuliła się do niego od tyłu kładąc głowę na jego plecach. Z zadowoleniem zamruczała. To, że czasem się złościła było normalne, ale tak na ogół to nie wyobrażała sobie życia bez Adama. Było by nudne, pospolite i bezbarwne. On dawał jej gamę kolorów by je ubarwiać. I za to go kochała. - Ach głuptasie. - powiedziała cicho. - Pomimo tego, że czasem mnie denerwujesz i tak Cię kocham. - powiedziała miękkim, pełnym uczuć głosem. Uniosła się lekko i w górę i ucałowała go w kark.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:36, 14 Cze 2010    Temat postu:

Śledził Marikę ukradkiem będąc całkowicie pochłonięty Juniorem. Nie widział jej nigdy w sukience. Nie licząc Podwiązki i ślubu. Wiosna miała swoje plusy. Zaczął łaskotać małego by wymyślić na nim więcej radosnego rechotu czteromiesięcznego dziecka. Nie przeszkadzał swej żonie, wiedząc że tym nic dobrego by nie zrobił. Dał jej czas, ona sama też zawsze mu to dawała, w nadmiernych ilościach i w większości przypadków pewnie nawet sobie nie zasłużył. Tak jak i teraz - Wątpię by tak można było. To nie hotel w Seattle. Pewnie jest gdzieś na dole jadalnia. Poza tym ta kobieta wspominała że wydaja posiłki od do, ciepłe, a jedynie coś na przekąskę można... - odsunął dłonie od Juniora na wypadek jakby Marika zechciała coś zrobić. Złożył je na kolanach zaciskając w pięści. Spojrzał na zonę kątem oka i powiedział - Chyba będziemy się musieli przejść. - nie miał ochoty nikomu się prosić a tym bardziej że gdyby mu odmówiono nie mogłoby z tego wyjść nic dobrego. Miał jedynie nadzieje że Marika nie będzie nalegać. Drgnął nieznacznie kiedy przytuliła się do niego, a spięte mięśnie puściły i mężczyzna rozluźnił się uśmiechając niezwykle cierpko. Nie jestem głuptasem... Westchnął nieznacznie ujmując jej dłonie i splatając razem ich palce - Tak? To wspaniale. Ale nie mów tak... - mruknął oglądając się za siebie by zobaczyć twarz swojej żony - Bo sobie za dużo pozwolę i... - cały czas musiała go kontrolować - Będziemy mieli problem. - powiedział ciszej przyciskając Marikę do siebie - Idziemy?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:01, 14 Cze 2010    Temat postu:

No tak mogła się tego spodziewać. Przecież to nie był jakiś tam luksusowy hotel, gdzie wystarczyło zadzwonić, a chwilę później pod drzwiami był kelner z jedzeniem na tacy przywiezionym na wózku. To był zwykły pensjonat. I tutaj ktoś inny ustalał zasady, a oni musieli się do tych zasad dostosować jak by nie było. Jednak nie przeszkadzało jej to. Nie była księżniczką, której trzeba było usługiwać. Potrafiła o siebie zadbać. - Masz rację zapomniałam o tym. - dodała szczerze. Zdmuchnęła sobie grzywkę opadającą na jej oczy. Strasznie ją to irytowało. Koniecznie musiała udać się do fryzjera. Gdyby żyła Sobh na pewno by się nią zajęła, ale niestety jej już nie było. Ten fakt przez moment ją dobił, ale szybko ukryła to przed mężem. Nie lubiła o tym mówić. Nie chciała też psuć chwili. Jednak pamięć o przyjaciółce zawsze w niej pozostawała. I czasem nachodziły ją pewne refleksje z tym związane. Czasem powracał smutek, ale tylko gdy bywała sama ze sobą. Co również było rzadkością, jednak zawsze to ukrywała nie chciała by Adam się dodatkowo zamartwiał. - Wiem, wiem więc przyjdzie nam tam zejść. - Powiedziała cicho bo szczerze mówiąc nie chciało jej się ruszać, ale głód był silniejszy od niej. Zmarszczyła nieznacznie czoło. - Czyli, ze nie mogę nawet mówić mojemu mężowi miłych rzeczy? - była tym szczerze zdziwiona. Nie uważała aby musiała się wciąż ograniczać przy nim. To było bezsensowne. - To może od razu zacznę być wobec Ciebie chłodna i obojętna? - rzuciła cierpko odsuwając się od niego. I z dobrego nastroju nici. Nie wiedziała czemu Adam dzisiaj jest taki czepliwy o wszystko. Przecież nie zrobiła mu nic złego. Chciała dobrze, a jak zwykle wyszło źle. Była już tym szczerze zmęczona. Myślała, ze tutaj odpocznie od wszystkiego i po części tak było, ale pod koniec zmieniło się coś między nimi. Sama nie wiedziała co? Gryzło ją to strasznie od wewnątrz. Znów zaczynała być milczącą i przygasłą. Uważała, ze tak chyba będzie najlepiej. Wstała nieśpiesznie z łózka, obeszła je i wzięła synka na ręce tuląc go do siebie z miłością. Czekała za mężem. - Możemy iść. - powiedziała cicho ubierając pantofelki na nogi. Czekała za nim przy drzwiach.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:20, 14 Cze 2010    Temat postu:

- Zdarza się. Przecież nic się nie stało. - zapewnił Mariką z nikłym uśmiechem na twarzy - Zjemy i wracamy... - powiedział cicho pocierając kciukami w zamyśleniu drobne kłykcie Mariki - Nie musimy tam siedzieć długo. - szczerze rzecz biorąc to on sam nie miał ochoty. Gdyby mógł odebrałby ich obiad i przyniósł na górę, ale to nie był ich dom, gdzie mógł sobie na to pozwolić. Nie określał tutaj zasad, a musiał się podporządkować co dla Adama było pewna trudnością. Nie lubił tego. Zajęczał w duchu, kiedy uświadomił sobie że poszedł o krok za daleko - Marii... - zaczął, ale urwał zastanawiając się czy jest sens się odezwać i przeprosić za to że według siebie dbał o nią - Możesz mi mówić co tylko chcesz. Miłe rzeczy tym bardziej są wskazane, ale dobrze wiesz... - puścił Marikę nie chcąc się jej przeciwstawiać - Tak też nie... - pokręcił głową wiedząc że schrzanił wszystko na całej linii. Wstał i powiedział stając obok Mariki trzymającej Juniora przy drzwiach. Nie pytał czy może ją wyręczyć, wiedział ze teraz nie oddałby mu syna - Wrócimy do tego. I nie obrażaj się. Bo jak zwykle... - mruknął patrząc na swoja żonę bez mrugnięcia okiem - Chciałem dobrze, wierz mi. - zawsze chciał dobrze, a zadziwiająco często mu nie wychodziło i doprowadzał do takich sytuacji jak teraz. Poprawił machinalnie ramiączko jej sukienki by mieć czym zająć dłoń - Wierz mi. - powtórzył raz jeszcze trochę dobitniej i uchylił przed nimi drzwi. Zeszli w milczeniu po schodach w dół. Zapytali o jadalnie chudego chłopaka przy recepcji a on wskazał im odpowiednie drzwi. Adam wszedł do pomieszczenia bardzo podobnie urządzonego co recepcja. Tutaj też wszystko było w drewnie. Po bokach, przy ścianach tkwiło kilka stołów, bodajże osiem, z czego tylko jeden był zajęty. Siedział przy nim samotny facet z trzydniowym zarostem na twarzy. Na pierwszy rzut oka był chudy jak patyk i żylasty. Zaskakująco dobrze umięśnione ramiona, widoczne przez to że miał bardzo wysoko podwinięte rękawy kraciastej, flanelowej koszuli, były bogato zdobione tatuażami, przeważnie jednolicie czarnymi. Adam wskazał Marice stolik w kącie, zaraz obok pokaźnych rozmiarów dębowego kredensu idealnie pasującego do wystroju całej willi. Mężczyzna był chyba zawodowym kierowcą i zaglądał tutaj regularnie, ponieważ kelnerka, kobieta około lat trzydziestu z krótkimi włosami koloru blond kiedy podeszła do jego stolika powiedziała - Witam ponownie. Czy dla pana to co zwykle? - tamten wyglądał na takiego który marzy tylko o tym by coś zjeść i pójść spać. Adam spojrzał na Marikę i zapytał - A my co weźmiemy? - zerkał na nią zza karty dań, w której znajdowały się same domowe potrawy, nic wyszukanego czy kunsztownego. Mógłby się założyć że i kucharz czy kucharka należą do rodziny zajmującej się tym interesem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:25, 15 Cze 2010    Temat postu:

Wzruszyła ramionami. Faktycznie sprawa między nimi nie była jeszcze do końca zamknięta, a przynajmniej nie dla Mariki, ale odkładanie każdej sprawy na później było złem. Zapominało się o tym, gromadziło, a później wynikały z tego same, niepotrzebne kłótnie. A to było ostatnim czego by ona chciała. Ostatnio sama nie wiedziała co ma sądzić o słowach Adama. Mówił jedno, robił drugie, a pewnie myślał trzecie. Nigdy do końca nie był z nią szczery i wiedziała o tym doskonale. Ukrywał przed nią wiele tajemnic. Jeżeli sam nie chciał jej tego powiedzieć nie wyciągała tego od niego. Postawiła mu już kiedyś ultimatum, którego musiał się ściśle trzymać. Gdyby złamał daną jej obietnicę mogło by się to zakończyć ich rozstaniem, a tego by nie chciało z nich żadne prawda? Ok, więc w tej kwestii nie oponowała, ale z drugiej strony nie mogła mu na wszystko pozwalać. Nie chciała czuć się zniewolona, a czasami taką właśnie była. - A co w tym złego, że mówię Ci iż Cię kocham? Rani Cię to? Jeżeli mi przyjdzie taka ochota to będę Ci to mówić czy Ci się to podoba czy też nie. Nie możesz mnie ograniczać w tym. Chcę czuć swobodę wypowiadanych słów, a nie ciągle się kontrolować co mogę powiedzieć, a co nie żeby było dobrze. To jest bardzo męczące. I przez to nie czuję się sobą, a jak jakiś zaprogramowany robocik. - skrzywiła się lekko. Weszła do jadalni zajmując wskazane jej miejsce. Usiadła wygodnie usadawiając na swych kolanach synka i lekko go huśtała ruszając nogami. - Nie mam pojęcia, a co mają w karcie dań? - zapytała rozglądając się po pomieszczeniu. Było jej bez znaczenia gdzie są i tak długo tutaj nie zabawi. - Porozmawiaj ze mną o tym. Nie chcę by wciąż było coś spychane na bok. Wiesz co się później dzieje między nami przez to? Nie chcę tego, nie chcę kłótni z Tobą. Chciałabym abyś był ze mną częściej szczery niż ukrywał swoje "złote myśli". Jestem Twoją żoną, a czasem czuję się jak zwykła koleżanka. - wyburczała pod nosem. Może i przesadzała, albo i nie, ale miała prawo mówić o tym co ją trapi, a jej mąż musiał to uszanować i wysłuchać lub pozostać na to obojętnym. - Wiem co zaraz powiesz, ze wiedziałam za kogo wychodzę. Tak wiedziała doskonale. Ale nie jesteśmy już tylko parą, ani narzeczonymi. Adam jesteśmy małżeństwem, a w małżeństwie nie uważam aby trzeba było ukrywać przed sobą wszystko. Pozwól mi też czasem sobie pomóc bo czuję się bezużyteczna. - zrobiła strapioną minę. Te problemy od nich nie uciekną, a ona wolała zapobiegać niż leczyć. Pytanie tylko co na to wszystko Adam?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 10:17, 15 Cze 2010    Temat postu:

Porozmawiaj... Adam oddał się karcie dań chcąc dokładnie poznać jej treść a jednocześnie uciekając tyle ile mógł przed prośbą Mariki. Chciał o tym porozmawiać, ale nie przy obiedzie. Do diabła, zawsze musisz wysnuć najgorsze wnioski w najmniej odpowiednich momentach! Utkwił wzrok w małych, czarnych literkach wysłuchując tego co miała mu do powiedzenia Marika. Zerkał na kobietę co chwila starając się zachować najbardziej neutralną minę jaką teraz umiał przywołać na twarzy. Słuchał jej, nie mogła mu zarzucić ignorancji - Nie ma nic lekkiego. - powiedział w końcu kiedy uznał że już bardziej przeciągać nie może. Bawił się przez moment kartą obracając ją swobodnie w palcach i przyglądając się swojej żonie intensywnie. Odłożył ją na bok i splótł przed sobą palce. Podparł nimi brodę i poczuł się jak w pokoju numer osiem. Tam stół też był okrągły. Tutaj jednak nie było Amandy, był Junior, ale Adam i tak był do czegoś przymuszany. I to znów przez Marikę - Nie ukrywam żadnych złotych myśli. - powiedział ze spokojem patrząc swojej żonie prosto w oczy - Co miałbym ukrywać? Nie mam czego chwilowo. Byłem z tobą szczery. Nie spodobało ci się to. Jesteśmy od kłótni bliżej niż kiedykolwiek ostatnio i to nie przez to że cokolwiek przed tobą zataiłem. - kiedy zobaczył że Marika nic, a nic z tego nie rozumie pospieszył jej z wytłumaczeniem - Powiedziałaś że mimo tego iż cię denerwuję ty i tak mnie kochasz. W drugiej części tego zdania nie było nic złego. W pierwszej natomiast tak. - Adam był bardzo krytyczny względem siebie. Zazwyczaj dostrzegał i silnie piętnował wszelkie błędy jakich się dopuścił względem Mariki - Nie powinnaś się denerwować z mojego powodu. - mruknął sięgając po papierową serwetkę by zająć czymś palce. Miał ochotę je wyłamać, ale wiedział jak bardzo tego nie cierpiała. Rozłożył sobie bordowy kwadrat na stole i zagiął tworząc trójkąt - Nigdy nie byłaś bezużyteczna. - powiedział ostrzej zerkając na kobietę - Skąd w ogóle takie przypuszczenia? - opanował się i zagiął serwetkę raz jeszcze przesuwając po jej brzegach palcami. Jeśli myślisz że to dlatego bo nie podzielam z tobą każdej mojej myśli... Mylisz się. Poza tym... Nigdy nie wiedziała tak do samego końca co jej mąż myśli. Często sam nie wiedział co ma myśleć. Raz wychodziło to im na dobre, a raz nie - Chcesz bym był szczery, tak? - Adam uśmiechnął się kpiąco pod nosem tak by tego nie widziała - To powiem ci coś jeszcze. - miała poznać kolejny, ostatni już powód dla którego z nią się związał i pewnie będzie on dla niej równie szokujący co ten który już znała. Uniósł w górę głowę by znów utkwić wzrok w Marice - Mówisz że to ja ciebie zmieniłem, że stałaś się inną kobietą. Zobaczyłaś kolory w życiu, wiedziałaś że znów można żyć. Chcesz albo chciałaś znów się uśmiechać. Doprowadziłem do tego że chciałaś żyć. Przestałaś być złośliwa, zgryźliwa, wyzbyłaś się tej suki którą byłaś. - była nie mogła zaprzeczyć, nie obraził jej - Problem w tym że ja też tego potrzebowałem. I miałaś, byłaś... I pewnie... - machnął lekko dłonią - Ciągle jesteś moją resocjalizacją. - zrobił chwilę pauzy by przyswoiła sobie to co powiedział. Czego ja od ciebie nie wymagam, prawda? Miała być matką jego syna, który w gruncie rzeczy nie był jego, ale tak sobie ubzdurał i jeszcze to? Adam pociągnął dalej niczym nie wzruszony - Tez się chciałem czegoś pozbyć, też musiałem być trochę inny, by sprostać twojej osobie. - pochylił się ku Marice wspierając łokcie na blacie stolika - Tylko że mi nie udało się do końca. I dlatego powiedziałem że masz nie mówić że kochasz mnie za to że cię denerwuję. To zamiast mi pokazać że popełniłem błąd, kolejny Mariko, kolejny błąd z mojej strony... Nie zaprzeczaj. - przyznał bez niczego - Powinnaś mnie stanowczo ukrócić. Wiem że mnie kochasz, ale za to że cię irytuję i doprowadzam do... - wskazał na siebie i na nią zwiniętą w rurkę serwetką, mając na myśli chwilowo bardzo napiętą atmosferę - Tak nie powinno być. - był z nią szczery tak jak rzadko kiedy. Powiedział o co mu chodzi ciekaw jej reakcji na te rewelacje. Sama chciała. Odchylił się w tył i popatrzył na Juniora dobierającego się do obrusu - Przytrzymaj go, bo zaraz coś ściągnie. - Adam powiedział swojej żonie większość z tego co chciał jej powiedzieć. Nie mógł się dalej rozwijać w czymś co zabawnie nazywał 'byciem dobrym' skoro ona akceptowała go takim jakim był aż za bardzo, a później i tak miała o to pretensje. Albo go będzie akceptować i przestanie się unosić kiedy on dość nieczysto, ale zażartuje, no cóż takie miał poczucie humoru bo nie chciał jej tym sprawić przykrości, albo poszukają innego rozwiązania. Zawsze zostaje psychiatra... Pomyślał pod swoim adresem, widząc w tym ostatnie drastyczne wyjście jeśli sam ze sobą sobie nie poradzi. Poszedł by na taki układ, by nie stracić Mariki zrobiłby to. Dałby sobie zajrzeć w umysł i wystawił na wszystkie na ogół bezsensowne pytania lekarza. Może to go wyciszy, tylko czy wyciszony Adam będzie sobą? To właśnie dzięki temu jaki był trzymał wszystko w ryzach, a Marika nie raz chciała ze wszystkim zerwać, wiedział o tym. Zadowolona? Odwrócił od niej wzrok i wpatrzył się w okno. Kelnerka zniknęła na moment za drzwiami, zapewne wiodącymi do kuchni. Wiedział ze wychodzi na dziwaka. Nikt nie chciał by wytykano mu błędy, ale uznał że w tym wypadku nie ma innego wyjścia. Wina na pewno nie leżała po stronie Mariki. Jak zwykle... Po mojej, ale sama stwierdziłaś że wiedziałaś za kogo wychodzisz.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adam Knight dnia Wto 13:32, 15 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:14, 15 Cze 2010    Temat postu:

Czekała uderzając paznokciami o drewnianą deskę stolika. Widziała doskonale jak Adam unika odpowiedzi i przeciąga nieuniknione w nieskończoność co jej się zdecydowanie nie podobało. Czekała cierpliwie. Miała wrażenie, ze ostatnio jest jej ostoją. Potrafiła na prawdę długo czekać. Co nie zmieniało tego, ze zżerały ją lekki nerwy, ale nie ujawniała tego. To po prostu było w niej, na zewnątrz wyglądała na znudzoną całą tą sytuacja. Odwróciła od niego wzrok i wodziła nim wszędzie tylko nie patrząc na niego skoro sam unikał jej wzroku. Miała ochotę w tej chwili tym wszystkim pieprznąć i wyjść. Nie zrobiła tego jednak. Pozostała tak jak zawsze. - Możliwe. Może jest tak jak mówisz, jednak nie zawsze mówisz mi wszystko. Może nie wymagam od Ciebie abyś mi się spowiadał z każdej rzeczy, ale lubię otwartość. - wzruszyła ramionami. Zabawiała synka. Trzymał ją za palca i potrząsał nim raz w jedną stronę, a raz w drugą. Oddała się temu bo to ją uspokajało. - Ok czepiam się, wiem jestem upierdliwa, ale tak właśnie taka już jestem. Stwarzam problemy jak mi coś nie pasuje. I tak było w tym przypadku. - machnęła w końcu na to dłonią. - Po prostu zapomnij o tym. - Powiedziała podnosząc głowę znad główki ich synka by chwilowo spojrzeć na męża i znów ją opuściła w dół. - No cóż to mnie nie ominie. Nic na to nie poradzisz, ze się denerwuję. Tak jest, było i będzie. - rzuciła cicho w przestrzeń. Westchnęła cicho pod nosem. Poprawiła swoje opadające jej na ramiona włosy i poderwała synka w górę. Stanął na nogach trzymając ją za palce. Chwiał się, ale jego matka pilnowała by nie zrobił sobie krzywdy. Kolejno wzruszyła ramionami. Była bezużyteczna bo nic nie robiła. Ich rodzeństwo się jej nie słuchało, nie miała nad niczym kontroli wszystkim się zajmował Adam, a ona przy nim była nikim. Nie odpowiedziała mu. Uniknęła odpowiedzi zajmując się czymś innym. Słuchała jego słów w skupieniu, ale nie odzywała się. Czasem jedynie zerkała na niego kątem oka. Nie zdziwił jej ani trochę. Mogła się po nim wszystkiego spodziewać, a poza tym przecież wiedziała doskonale, ze się przy niej zmieniał, ze wiele czerpał korzyści z bycia z nią. Może ona nie określała tego resocjalizacją, ale chodziło o to samo. Jeszcze długi, długi czas milczała. Myślała głęboko na sensem jego wypowiedzi. Był z nią szczery i chwaliła go za to. Nie było tutaj żadnego ale. O to właśnie jej chodziło. - I to właśnie chciałam usłyszeć, szczerość. Dziękuję. A nie kocham Cię za to, ze mnie denerwujesz, to różnica mówiąc, ze pomimo tego, ze często działasz mi na nerwy to wciąż Cię kocham. Zauważ to. A nie za to, ze mnie denerwujesz, to jest wadą, z którą wciąż uczę się żyć obok Ciebie. - I ona była z nim szczera, ale uważała, ze tylko w ten sposób mogli stworzyć udany, zdrowy związek. - Ukrócać? Więc co mam Cię prowadzać jak psa na smyczy? Nie chodzi o to w życiu. Nie zamierzam cały czas na Ciebie baczyć. Adam cholera, masz swój rozum, jesteśmy małżeństwem, wspieramy się, ale to Ty sam powinieneś wiedzieć co jest dobre, a co złe i za swe czyny ponosić konsekwencje. Ja nie będę Ci tego na każdym kroku wypominać , no chyba, ze chcesz abym wykończyła się psychicznie. - cicho zakaszlała bo od nadmiaru wypowiadanych słów zaschło jej w gardle. Zakryła usta dłonią by ukryć ziewanie. Sen też ją dopadał, ale to było normalne o tej porze dnia. - Po prostu nie wymagajmy od siebie rzeczy nazbyt trudnych. Nie chcę Cię kontrolować i Ty mnie też nie. Cieszę się na prawdę, ze jestem dla Ciebie inspiracją do zmian, ale ze smutkiem stwierdzę, ze nie znasz mnie tak dobrze jak myślisz. Widzisz tylko zewnętrzny wygląd, piękno, które przemija, charakter, natomiast wewnątrz mnie jestem inna. Zdziwiłbyś się gdybyś wiedział co tam jest. - Już i tak za daleko zabrnęła w swych słowach. - Po prostu zapomnijmy o tym i zmieńmy temat. Zamów cokolwiek co da się zjeść inaczej wracam do pokoju, jestem zmęczona. - Być może sama teraz uciekała od odpowiedzi, być może unikała tematu, ale brała przykład z Adama tym razem może niezbyt świadomie. Nie robiła mu tego ani na złość, ani dla przykrości. Taka już była cała Marika. Pokrętna logika, pokrętny umysł, pokrętna osobowość.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:53, 15 Cze 2010    Temat postu:

- Nie. - powiedział ciszej. Marika powiedziała za dużo. Nie na jego temat co na swój. I powiedziała coś co zaniepokoiło Adama - Nie będziemy zmieniać tematu. - postąpił wobec niej tak samo jak ona wobec niego - Porozmawiaj ze mną o tym. - nie starał się jej przedrzeźniać. Po prostu użył podobnych słów. Był ostrożny jak cholera, dawno nie poczuł się tak w jakiś dziwny sposób zagrożony czy osaczony - I skoro mamy być już tak szczerzy to nie uciekaj od problemu. - robiła to, a Adama niezbyt taka decyzja cieszyła - Powiedziałaś że widzę w tobie jedynie rzeczy przemijalne. Uważasz że jestem ślepy? - nadal był spokojny. W końcu tyle już nią przebywał, że panował nad sobą o wiele lepiej niż kiedyś, a poza tym nie umiał się na Marikę wściec - Myślisz że nie wiem co siedzi we własnej żonie? - powstrzymał się od tego by wytknąć jej nieszczerość. Teraz ona taiła co nieco - Myślałaś że nie widziałem twoich przekrwawionych oczu? Płakałaś często. Co miałem na to poradzić? Robiłem to co uważałem za najlepsze. Miałem ich wyrzucić na zbity pysk? I Chrisa i Jud? Nie pozwoliłabyś mi na to a wiesz że jestem ku temu zdolny. Chętnie bym to zrobił, wręcz z uśmiechem. Kto jest winny temu że rzekomo nie wiem co w tobie siedzi? Nie rozumiesz mojego podejścia do ciebie? - zapytał przyglądając się kobiecie w czerwonej sukience z nijaką boleścią w niebieskich oczach. Przerwało mu nadejście kelnerki. Adam nie zwrócił na nią uwagi i rzucił jedynie - Rybę z frytkami. Podwójnie. Dziękuję. - nie chciał by jego myśli się rozproszyły. Musiał określić wszystko jasno. I albo doprowadzi do tego czego oboje będą żałować, albo w końcu on i ona się uspokoją choć nikt by im teraz nie zarzucił podenerwowania - Dlaczego odwracasz ode mnie wzrok? Czego się boisz Marii? Przecież nie mam ci niczego za złe. Ja po prostu chcę cię przed wszystkim ochronić. - powiedział to w końcu i wstrzymał na moment oddech. Oberwie, albo i nie - Wiesz dlaczego. Nie chciałem byś dłużej łkała. Dlatego chciałem cię we wszystkim wyręczyć. Nie chcę ci dostarczać na głowę więcej problemów. Zajmujesz się domem, Adamem, Judit... Zajmujesz się mną a nawet tego nie wiesz, to znaczy... Nie wyobrażasz sobie ile z tego czerpię. - był czymś w rodzaju pasożyta. A pasożyt wiadomo, ginie bez żywiciela - Nie pojmuj mojego zachowania opacznie. - poprosił ją - Powiedziałaś że jesteśmy małżeństwem i się wspieramy. Wybacz, ale może ze mną jest coś nie tak, bo ja tak właśnie pojmuje wspieranie cię. Wyrwałem cię z domu, chciałem odciążyć od tego wszystkiego. Nie chciałem cię bardziej kontrolować... - zajęczał urażony niesprawiedliwością tego stwierdzenia - Mariko... Ja po prosu kolejny raz chciałem sobie na ciebie zasłużyć. Widać trochę się przeliczyłem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:53, 15 Cze 2010    Temat postu:

To zabrnęło już zbyt daleko. Sama przecież tego chciała. Chciała szczerej rozmowy, a teraz od niej uciekała. To nie było w porządku wobec jej męża. Przecież starał się dla niej. Jak zawsze. To nie był pierwszy raz. Robił to cały czas. A jak ona mu się odwdzięczała? Robiła mu jakieś dziwne wywody. Westchnęła ciężko w głębi siebie. Przełknęła jakąś niewidzialną gulę znajdującą się w jej gardle, która torowała jej swobodny przepływ śliny i powietrza. - A chcesz? - zapytała jeszcze ciszej niż wcześniej. Gdyby nie chciał to by nie pytał. - Dobrze. Skoro taka Twoja wola. - na kolejne jego słowa pokręciła stanowczo głową. Nie to miała na myśli. - Nie! Skądże. Nie to chciałam powiedzieć. Po prostu dużo rzeczy o mnie nie wiesz i... - Kolejnymi słowami zbił ją z pantałyku. Myślała, ze o tym nie wiedział. Miał nie wiedzieć. Nie przyznała mu się do tego. Zapewne z tego samego powodu co on jej. Nie chciała by się o nią niepotrzebnie martwił uważała, ze sobie z tym poradzi jednak przeliczyła się lekko. - Myślałam... Sądziłam, ze nie wiesz o tym. Nie chciałam... - westchnęła jeszcze ciężej. Wzniosła na moment oczy ku sufitowi. Wciąż nie potrafiła o tym swobodnie rozmawiać. Kiedy sobie to tylko przypominało łzy same zaczynały jej się kręcić w oku. Nie chciała się rozpłakać więc dała sobie dłuższą chwilę na uspokojenie się i doprowadzenie do porządku. - Nie miałeś o tym wiedzieć. I powiem to samo co Ty. Nie chciałam Cię tym martwić. - spuściła zawstydzona wzrok. Zrobiło jej się głupio. Jemu zarzucała nieszczerość, a sama była z nim nieszczera. - Wiem o tym doskonale i nie potępiam Cię za to, po prostu jesteś ode mnie silniejszy psychicznie. Ja... Ja... - gdzieś tam pod stołem wyłamywała sobie zdenerwowana palce. Jej policzki powlekły się lekkim różem. - Za szybko się łamię. Jestem po prostu beznadziejna. Nie mam w sobie już tej siły co Ty. - nabrała powietrza przez nozdrza. Chwyciła go za dłoń aby dodać sobie otuchy. - Może nie do końca. - powiedziała szczerze. Wiedziała, że Adam stara się jej dać takie życie jakie chciałaby mieć. Zawsze do tego dążył. - Jednak nie ochronisz mnie przed wszystkim. Musisz się z tym liczyć. - przekrzywiła lekko głowę w bok. Odważyła mu się w końcu spojrzeć w oczy. - Bo szczerość chyba czasami zbyt wiele nas kosztuje prawda? To jak przyznanie się do błędów. - Już dłużej nie zamierzała od tego uciekać. Nie było sensu. Trzeba było być szczerym. - Nie uciekam, tak tylko... Skarbie rozumiem. Ty zawsze się mną opiekujesz mimo wszystko. Nieba byś mi przychylił i nie mówię, ze to źle, ale to co miało mnie dopaść musiało to zrobić. Nie mogłeś mnie przed tym ochronić. - ucałowała jego palce z czułością. - Płakałam bo było mi źle. Nie z Twojego powodu, ale taką przykrość jaką doświadczyłam ostatnim czasem od własnej siostry... To zabolało... - rzekła z dobrze odczuwalną przykrością w głosie. - Nie chce teraz o tym myśleć, bo to mi jedynie popsuje humor. Ostatnimi czasy mam zbyt wiele na głowie. Nasz syn rośnie, wciąż muszę go mieć na oku, wciąż się martwię czy z nim wszystko w porządku i jeszcze nasze rodzeństwo wcale nam niczego nie ułatwiało. Wiem co mógłbyś powiedzieć, że popełniłam błąd zabierając ich ze sobą, ale ja na prawdę wierzyłam, że będzie dobrze, że wyjdzie im to na dobre. Najwidoczniej się pomyliłam i to bardzo. Czasu nie odwrócę i ponoszę konsekwencje za swoje czyny. - chciałaby się do niego teraz przytulić, ale zrezygnowała z tego. Nie chciała go osaczać. Spięła się na jego ostatnie słowa. - To nie tak. Nie mówiłam, ze mnie kontrolujesz. Kochanie... - wbiła w niego proszące spojrzenie brązowych tęczówek. - Nie myśl tak nawet. Zrobiłeś dla mnie najlepszą rzecz jaką mogłeś zrobić i na prawdę jestem Ci za to wdzięczna. Nie przejmuj się moim smęceniem. To jeszcze ze mnie wychodzi, te negatywne emocje. Potrzebuję się oczyścić aby móc być na nowo czystą kartką papieru. - Wyciągnęła przed siebie dłonie z juniorem bo wiedziała, ze Adam uwielbia zabawiać go. - Pobawisz się z nim? - Ją rozbolała z tego wszystkiego głowa. P prostu potrzebowała odpoczynku to wszystko.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:00, 16 Cze 2010    Temat postu:

Wysłuchał tego wszystkiego co miała mu do powiedzenia bez słowa skargi. Nie wtrącał się wiedząc że nie ma prawa, ona też go wysłuchała. Po tym wszystkim nie zrobił nic innego jak tylko uśmiechnął się. Tak jak Adam potrafił. Trochę krzywo a jednocześnie uroczo i powalająco. Jedynie dla niej - Marii... Moja droga... - zaczął wpatrując się w jej oczy. Osiągnął to co chciał. Wyznała mu wszystko, a on myślał, miał nadzieję że to właśnie jej pomoże. Nie chciał zdenerwować czy poniżyć Mariki. Sama przed chwilą pokazała że szczerość pomaga - Oczywiście, że wiedziałem. Jak mogłem nie widzieć tego co się z tobą dzieje? Jesteś moją żoną a nie laleczką na półce. Czujesz i ja to wiem. I widzę co się z tobą dzieje. Marii... - wyciągnął dłoń w jej stronę - Nie jesteś beznadziejna. - powiedział pewnie, zaciskając po chwili palce kobiety w swoich. Musiała mu wierzyć, zawsze po czymś takim wierzyła - Wiem, że cię nie ochronię przed wszystkim, ale to nie przeszkadza mi próbować zrobić tyle ile w mojej mocy, prawda? Nikt nigdy nie powiedział że moje metody są konwencjonalne... Liczę się z tym. Znam życie. Raz jest gorzej, a czasem wręcz przeciwnie, jest lepiej. To normalne, ale chcę dla ciebie jak najlepiej. Możesz czerpać z mojej siły. W końcu po to mnie masz. Po to bym był ci podporą. - dodał pewnie. Od zawsze tym dla niej był. Adam starał się by być dla Mariki tym najlepszym. Czasem to tak nie wyglądało, ale na swój sposób się starał. Działał tak a nie inaczej bo takie schematy wyniósł z domu. Grace nigdy nie powiedziała 'jest źle', musiał się sam domyślać i temu zaradzać o ile mógł. Nie rozmawiali w domu o problemach. One były i trzeba było je rozwiązać. Adam opierał się na tym by działać a nie roztrząsać. Z Mariką było podobnie. Jej mąż robił to co podpowiadało mu sumienie. Chciał ją odciąć to odcinał, szukał dla niej czegoś innego by przestała się przejmować. Nie do końca widać to wyszło, ale jego decyzja wydawała mu się jak najbardziej słuszna - Może i nie mogłem. - mruknął mimo wszystko jednak widząc w tym swoją winę - Ale nie chciałbym dopuścić do tego znowu kochanie. Bo sobie na to nie zasłużyłaś. I postaram się... - zaczął powoli, ostrożniej dobierając słowa - Jakoś to zmienić. - nie chciał przeprowadzać rewolucji, ale jakąś zmianę musiał wprowadzić bo albo sam wykończy za plecami Mariki Judit i Chrisa albo sama Marika się wykończy. Wiadomo co Adam wybierze. Albo raczej co by wybrał gdyby nie ona - Zobaczymy czy cokolwiek z tego wyjdzie. - postanowił wejść na pokojową ścieżkę z rodzeństwem doskonale wiedząc na co się porywa. Pierwszą próbą miał być wspomniany mecz w siatkówkę - Skłamałbym gdybym powiedział że nie popełniłaś błędu, ale... Chciałaś dobrze. Dostrzegłem to w końcu. - żałował tylko że zajęło mu to aż tyle czasu. Cztery miesiące niepotrzebnie wylanych łez jego żony - I naprawdę... Sam jakoś się do tego przyłożę. Bo inaczej ktoś kogoś wykończy, a nie pozwolę byś ty padła tego ofiarą. - zerknął na faceta zajętego swoim zamówieniem. Adam zsunął się z krzesła i obszedł stół, by pochylić się na moment nad Mariką. Nic mu nie przeszkadzało, nic go nie obchodziło. Ujął jej twarz w swoje dłonie i powiedział - Przestań sobie tym łamać głowę. To było i trzeba iść dalej. I bez względu na to jak będziesz smęcić... - uśmiechnął się lekko - I tak będziesz się ze mną męczyć. Bo to ja jestem twoim największym, najukochańszym i najfajniejszym... - tu parsknął lekko śmiechem - Problemem na głowie. I nic mnie nie może przebić. Ani mnie, ani Juniora. Trzymaj się z nami, a zobaczysz że będzie... Fajnie. - bardzo rzadko mówił takie słowa. Nie padały one na co dzień z jego ust. Coś jest fajne? Niemożliwym było to od niego usłyszeć - W porządku? - kiedy pokiwała głową przycisnął usta do czoła Mariki jakby dawał kobiecie jakiś talizman na resztę dnia. Puścił ją i złapał Juniora - Chodź do taty. - uniósł go w górę i osadził na swoim ramieniu pieczołowicie - Teraz mnie trochę pomaltretujesz. - obrócili się w momencie kiedy drzwi od kuchni się otwarły i wyszła zza nich blondynka z dwoma talerzami - Zobacz. Ryba idzie. - mruknął synowi do ucha wracając na swoje krzesło. Kelnerka jak każda kobieta widząca Juniora uśmiechnęła się szeroko i postawiła przed małżeństwem talerze - Proszę bardzo. Mam nadzieję że będzie państwu smakować. Podać coś jeszcze? - Adam odmówił, ale poprosił o wodę dla Mariki. Zerknął na Hiszpankę i uśmiechnął się do niej. Chciał by przestała o tym wszystkim myśleć i uspokoiła się.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adam Knight dnia Śro 11:09, 16 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:41, 16 Cze 2010    Temat postu:

Poczuła się pod pewnym względem spokojniej. Jej mąż wiedział jakich użyć argumentów aby była w zupełni rozluźnioną. Mogła dalej się z tym wszystkim gryźć próbując to zataić przed Adamem, ale to nic nie dawało. Zaraz by ją rozszyfrował. Za dobrze ją znał. W końcu to nie był byle ktoś, a Adam. Był bystry i nic nie uchodziło jego uwadze. I wcale nie narzekała z tego powodu. To po prostu czasem ułatwiało sprawę, bo nie musiała się niepotrzebnie reprodukować i kłamać. - To dobrze. Bardzo dobrze, że nie jesteś ślepy na to co się dzieje dookoła naszej trójki. - kiwnęła głową jeszcze mocniej ściskając jego dłoń. Chciała sobie tym dodać otuchy i pewności. Czerpała. Znów czerpała korzyści z jego osoby, pobierała silny, które potrzebowała do dalszej egzystencji. - Może i nie. Nie wiem już sama. - pogubiła się w tym jednym słowem. Sama nie wiedziała co ma o sobie myśleć. Najważniejsze jednak, ze Adam dostrzegał w niej wszystko to co najlepsze i nie miał ją za głupią. - Masz rację. Zawsze starasz się mnie uchronić przed wszystkim co najgorsze bym się nie martwiła, ale kto ochroni Ciebie przed tym? - sama chciała, ale czasem miała wrażenie, że jej starania wychodziły na nic. Jednak wciąż pozostawała przy nim i nie zamierzała go opuścić. Będzie go wspierać tak długo jak będzie tego chciał. - I wzajemnie. Wzajemnie musimy się wspierać aby przez to wszystko przebrnąć. Pamiętaj bez Ciebie nie ma mnie i chyba odwrotnie tak? Więc oboje mamy w tym swój udział kochanie. - powiedziała z niebywałą czułością w głosie. Wyciągnęła ku niemu swoją dłoń i pogładziła go po policzku. - Oboje. Oboje się o to postaramy ja postaram się być mniej podatna na to co mówią, a Ty jak zawsze będziesz miał nad wszystkim kontrolę. Mrugnęła do niego porozumiewawczo. Skoro byli małżeństwem to wspólnie musieli dzielić problemy. - Koniec z ukrywaniem czegokolwiek. Tylko szczerość. - powiedziała pewnie. Rozpogodziła się na tyle na ile mogła. Lekki uśmiech przemknął przez jej twarz. - Chciałam dla nich jak to powiedziałeś? Resocjalizacji? Coś w tym stylu, myślałam, ze jak tutaj pobędą i za klimatyzują się to będzie lepiej, ale jednak nie jest tak jak zakładałam. Są zbyt młodzi aby zrozumieć to co się dla nich robi. Oni myślą, ze robimy im na złość, a to nie prawda. Prawdą jest również, ze odsunęłyśmy się z Judit od siebie. I sama nie wiem jak do niej trafić. - wzruszyła ramionami. Będzie musiała jeszcze nad tym pomyśleć i rozważyć pewne rzeczy. Poprawiła swoją bluzkę i strzepnęła z spodni jakiś paproch, który przypadkiem się tam zabłąkał. Powiodła za wzrokiem męża również patrząc na niezbyt ciekawego faceta. Szybko odwróciła od niego wzrok. Nie interesował ją. Jej obiekt westchnień siedział przy niej i był najbardziej pociągającym mężczyzną jakiego znała. Zsunęła swój klapek ze stopy i pod stołem zaczęła jeździć zaczepnie po jego nodze uśmiechając się co raz to szerzej. - Postaram się jak mogę. - Obiecała mu bez zastanowienia. Nie musiała się niepotrzebnie zastanawiać. To było dla niej naturalnym. - Męczyć? Oj... Zapomniałeś jeszcze dodać, najbardziej kuszącym problemem. - parsknęła śmiechem wtórując mężowi, a jej zęby ujrzały światło dzienne. Uśmiechała się tak tylko i wyłącznie dla niego. - Mam was. Dwoje moich ukochanych chłopców i nie trzeba mi więcej. - Zatrzepotała rzęsami zalotnie. Rozsiadła się wygodniej na krześle. Po chwili jedzenie było już pryz nich. Podziękowała osobiście kelnerce. Nabiła na widelec frytkę i wsadziła ją sobie do buzi. Kiedy przegryzła i przełknęła uniosła lekko brwi w górę. - Fajnie? Tak będzie fajnie jak tylko wszystko się ułoży. - uniosła się w górę pochyliła ku mężowi i dała mu buziaka w usta a po chwili wróciła na swoje miejsce. - Tak już wszystko dobrze. - powiedziała szczerze. - Jedź bo Ci wystygnie. - Ona miała apetyt. Wzięła się za konsumowanie tego co jej przyniesiono. Milczała, ale już nie martwiła się. Milczała bo miała zapchane usta. Zerknęła ukradkiem na męża i kiedy podchwycił jej spojrzenie uśmiechnęła się znów do niego.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:13, 16 Cze 2010    Temat postu:

W związku z wami nigdy nie byłbym ślepy. Osobiście nie dopuścił by się znieczulicy względem Mariki. Mógł się z nią kłócić, mógł ją wielbić, ale nigdy nie będzie wobec niej obojętny. Chyba że stałaby się jakaś katastrofa, ale i wtedy... Sama stwierdziłaś. Bez ciebie nie ma mnie i odwrotnie. - Mnie? - uniósł zdziwiony wzrok znad talerza. Chciał zacząć jeść, ale chwilowo nie mógł - Mnie nie trzeba chronić. Jestem ostatnim który polegnie. A skoro ostatnim to po co się fatygować? - nikt nie musiał go ochraniać. Nie był nietykalny, ale wierzył w siebie i na tym opierał swoją pewność. Był silny, czasem może i za bardzo, ale tak go ukształtowano i tak już pozostanie. I chyba Marice to odpowiadało. Uśmiechnął się trochę kpiąco i zwrócił uwagę na Juniora który koniecznie chciał dostać do rąk widelec - Nie, ty swoje dostaniesz w pokoju. - mały patrzył zawiedziony jak ojciec odsuwa od niego widelec - To jest moje. Jak urośniesz to wtedy pogadamy o podziale. - przytrzymując Juniora jedną dłonią zajął się frytkami i swoimi myślami. Zakrztusił się kawałkiem ryby, co skutecznie zamaskowało śmiech. Kiedy się opanował mruknął - Ość, jakaś mała... Uważaj. - on był nie reformowalny. Myślał jedno, mówił drugie a robił trzecie. Szczerość? Szczerość?! I tylko to? Nie przyjął tego. Nie okłamywał Mariki nagminnie, ale nie wyobrażał sobie być z nią we wszystkich sprawach w stu procentach szczery. Założył że będzie o wiele bardziej prawdomówny i mniej zamknięty w sobie, ale czy Marika będzie z tego zadowolona? Wiele razy się hamował przy niej by nie wybuchnąć z jakiegoś błahego powodu. Ale szczerość. W porządku... Zobaczymy. Okazywało się że wypad do motelu przynosił wiele zaskakujących postanowień nie tylko na linii starsi - młodsi, raczej jak zwykle te co ważniejsze padały pod adresem małżeństwa Knight. Adam przyjął sobie wszystko do serca jak rzadko kiedy i był ciekaw jak to się skończy. Wiedział jedno. Szczerość bywała bolesna i pewnie któreś z nich się na tym przejedzie - Nie mówmy o nich. - mruknął i podjął nieudolną jak zwykle w jego wykonaniu próbę żartu kiedy przełknął kolejnego kęsa - Chcę się skoncentrować na tym jak skopać im tyłki podczas gry. Ich resocjalizacja... Czy też nawracanie na dobrą drogę zostawmy sobie na później. - czyli najlepiej na 'nigdy' I wszyscy będą zadowoleni. Junior lekko podskoczył a jego ojciec spojrzał na matkę krytycznie - Daj mi się najeść. To... - przymknął oczy dręczony przez Marikę pod stołem - Też... - odchrząknął - Na później zostawmy. Na czym tak w ogóle skończyliśmy naszą wymyślną bajkę? Moja kolej? - zapytał by zająć się czymś innym i w nijakim spokoju zjeść rybę i frytki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> USA Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin