Dom Lucyfera

Leah

-A ja muszę wstać... -mruknęła przeciągając się nieco. Usiadła na łóżku. Jej ubrania zostały na dole.
-Zaraz wstanie Jose... -westchnęła.

Lucyfer

-Dzieci to zło, wiesz? Wstają, chcą jeść...- mruknął spoglądając na nią. Wyciągnął rękę i przejechał nią wzdłuż jej kręgosłupa.

Leah

Przeszedł ją przyjemny deszcz, kiedy ją dotykał. Uśmiechnęła się lekko i nachyliła nad nim lekko całując. Owinęła się jakimś prześcieradłem i zwlekła się z łóżka.

Lucyfer

Usiadł na łózku. przeciągnął się leniwie.
-Hotel jest jakieś 1,5 km dalej, w centrum.- mruknął rozbawiony ze szczenięcym uśmiechem.

Leah

Rzuciła w niego poduszką. Usiadła na skraju łóżka i podpełzła do niego z szerokim uśmiechem.
-Ty okropny dzieciaku... -mruknęła mierząc go spojrzeniem.

Lucyfer

-nie bij mnie.- złapał poduszkę i przytulił ja do siebie.
-Też Cię bardzo polubiłem, Leah.

Leah

-Mam przenieść się do hotelu? -spojrzała na niego zaciekawiona. Odgarnęła jasne włosy na plecy. Nie chciała jeszcze wracać do domu. Proszę, proszę, proszę.

Lucyfer

-Nie, ale byłem ciekaw czy się wściekniesz. mógłbym wtedy powiedzieć, że wściekła jesteś jeszcze ładniejsza, o ile to w ogóle możliwe. -bajarz za 1,50 zł.

Leah

-Wściekłabym się, gdybym mogła powiedzieć, że perfidnie mnie wykorzystałeś.... -wzruszyła ramionami- A to kwestia godna dyskusji... -mruknęła wychodząc na moment do salonu po ubrania. Wróciła do sypialni dopinając po drodze już jeansy. Rzuciła prześcieradło na łóżko. Stanęła przy jego skraju i z szatańskim niemalże uśmiechem pociągnęła za kołdrę, którą przykryty był Lucian.

Lucyfer

-Mam dla Ciebie złą wiadomość, brak kołdry mnie nie wzrusza, bo jestem wilkiem i w dodatku starym kawalerem...- pokiwał głową jak to on. Siedział sobie na łóżku jakby nigdy nic...

Leah

Ale nie ściągnęła z niego całkiem kołdry. Spojrzała na niego szczerze rozbawiona. Poprawiła swoją bluzkę i związała włosy na karku. W sumie było jej nawet chłodno. Zima na Alasce a zima w La Push to jednak kilka stopni różnicy.

Lucyfer

-Bardzo ładnie wyglądasz.- pokiwał głową i wstał. Znalazł jakieś spodnie i koszulę, on za bardzo nie miał w planach się pindrzyć.

Leah

-Nie wykorzystujesz czasem zbyt wielu komplementów? -zmierzyła go wzrokiem i pokręciła głową. Oparła się plecami o ścianę i lekko przygryzła dolną wargę ust.

Lucyfer

-Mówię prawdę i tylko prawdę, proszę Wysokiego Sądu.- pokiwał głową w ramach zaprzeczenia. Uważał ją za ładną, no nie kłamałby w tak kluczowej kwestii, no bez takich posądzeń.

Leah

Przymknęła oczy spoglądając wcześniej na niego spod przymrużonych oczu. Wyciągnęła rękę przed siebie tak, żeby do niej podszedł.

Lucyfer

Wstal i poszedł.
-Chcesz mi powiedzieć, ze kłamię? no nawet się nie waż....

Leah

-Grozisz mi? -zaśmiała się oplatając jego kark swoimi rękami. Dopiero po chwili otworzyła oczy i spojrzała na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy, tylko oczy się śmiały.

Lucyfer

-Tak grożę Ci, bo wiesz. Moge Cię zamknąc w piwnicy i nie wypuścić...- zaśmiał się spoglądając jej w oczy.

Leah

-Uważaj! Bo się Tobą zauroczę... -zaśmiała się i cmoknęła go lekko w usta- Zresztą... Moje dziecko wydrapałoby Ci po pewnym czasie oczy z głodu.

Lucyfer

-No tak... Niestety.- zaśmiał się.
-Nie mam nic przeciwko, zebyś się zauroczyła.

Leah

-Ale muszę wrócić do domu... -mruknęła spoglądając na niego lekko strapionym spojrzeniem, które po chwili wróciło do normy. Przejechała dłonią po jego policzku należącym do ślicznej buźki.

Lucyfer

-No skoro tak twierdzisz...- zachował absolutny spokój, bo absolutnie nie chciał, nie szukał i nie miał w planach kobiety na stałe.

Leah

Zaśmiała się cicho i pokręciła głową.
-Spokojnie... Nie zamierzam aż tak nadwyrężać Twojej gościnności... -szepnęła widząc jego reakcję.

Lucyfer

-Jak dla mnie piękna kobieta w domu nigdy nie zaszkodzi.- pocałował ją w policzek, delikatnie.

Leah

-Ale raz na jakiś czas, co Lu? -mruknęła z uśmiechem. To było po prostu ciekawe stwierdzenie, żaden wyrzut. Przesunęła lekko policzkiem ocierając się o jego policzek. Na pocałunki była łasa.

Lucyfer

-Wyglądam na kogoś, kto kolekcjonuje kobiety w domu?- odpowiedział pytaniem. Miała rację i co z tego.

Leah

-Nie wyglądasz... Ale z twojego zachowania w niektórych sytuacjach można wywnioskować, że jest Ci potrzebna... -zaśmiała się i przygryzła leciuteńko jego dolną wargę ust, odciągając ją przy tym nieco w swoją stronę.

Lucyfer

Dobrze, ze go ktoś rozumie. Jakoś nigdy nie stronił od komplementowania kobiet i nie przywiązywał.
pocałowal ją z lekka zachłannie. Raptus jeden.

Halle

//Ulica

Stanęła pod drzwiami i zapukała, co miała zrobić? Przecież nie wyciągnie sama tego samochodu, a tamta grupka zdawała się nie zwrócić na nią biedną uwagi.

Lucyfer

-Jasna cholera... - mruknął niechętnie odsuwając się od niej.
-Jak to znowu Will, to mnie szlak tragi, ale otworzyć muszę.

Leah

-Nakopie Ci do tyłka? -zaśmiała się idąc za nim. Objęła go lekko w pasie.

Lucyfer

-No, jest Alfą, nie trawię go, ale wiesz... Guzik moge. Jak mi wpieprzy, wyrzuci mnie ze sfory to chyba mnie będziesz musiała przygarnąć.- zaśmiał się i poczuł znajomy zapach. Rodzina Willa, ale nie on sam. Nie umiał dopasować zapachu do osoby...

Halle

Stała pod drzwiami marznąc sobie w najlepsze.
- Cholerne wilki i to ich wspaniałe wychowanie. Kobieta w kłopotach, a oni nic.
Zaklęła jeszcze cicho pod nosem, pochuchała na ręce, jakby to miało pomóc.

Leah

-Nie otwierasz drzwi ? -zapytała stojąc za jego plecami, lekko w nie wtulona. Jej ręka wsunęła się pod jego koszulkę i zawędrowała na umięśniony brzuszek.

Lucyfer

-Ale będzie jazda...- mruknął i dobra, otworzył te drzwi. Nawet nie spoglądał na Halle, on się bał tej nawiedzonej rodziny.
-Czym mogę służyć?

Halle

Spojrzała na niego, uśmiechnęła się promiennie.
- Cześć, jestem Halle...
Wyciągnęła w jego stronę dłoń.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam....samochód mi się zakopał...macie może coś większego, żeby go wyciągnąć?
Podrapała się zakłopotana po głowie, wskazując na pokazową górę błota, spod której wychylała się jej piękna czerwona corvette.

Lucyfer

-Ja nie męczę, założę szlaban przed domem.- westchnął ciężko. Podniósł na nią wzrok. Niepodobna. Nie chciał stwierdzać nic więcej.
-Zaraz wyciągnę to małe cudo...

Halle

Uśmiechnęła się promiennie, nadal trochę zakłopotana.
- Dziękuję bardzo...i jeszcze raz przepraszam za kłopot...
Przeczesała blond kłaczki, nadal zakłopotana. Spojrzała na Lee i skinęła jej głową nadal z tym samym ciepłym uśmiechem.

Lucyfer

Zapiął koszule i wciągnął buty.
-Zaraz wrócę, Jose chyba się na górze obudziła.- uśmiechnął się do Lei. Czuł, że Halle nie jest wilkiem i tak na oko już raczej nim nigdy nie będzie. i dobrze, bo Will znowu by kuźwicy dostawał. jak zwykle... Chociaż skoro to rodzina.

//ulica

Leah

/ulica

Wchodząc do domu zlustrowała go wzrokiem. Westchnęła cicho nadal mu się przyglądając. Josephine najwyraźniej zjadła śniadanie po pobiegła na górę, gdzie była jej walizka z zabawkami.