Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna

Ulica
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 98, 99, 100
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> Centrum miasta
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aaron
Człowiek



Dołączył: 21 Cze 2009
Posty: 882
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 23:27, 18 Sie 2010    Temat postu:

/ Sklep

- Nie nazywaj jej dzierlatką. - odparł nie godząc się z Mariką raczej z zasady niż z poczucia obowiązku - Jest w moim wieku, czy nawet rok starsza. - w metrykę Amandy jakoś nigdy nie zajrzał - Że jej nie trawi. Znalazłaś sobie argument! Nie pamiętasz jaka kiedyś sama byłaś? - umiał wszystko przeciwko niej obrócić jeśli się postarał - Chciałaś go wsadzić za to że uszkodził, ten właśnie... - wskazał krótkim gestem na jej auto - Samochód. Zaprzecz a skłamiesz sama sobie. - powiedział z pokrętnym uśmieszkiem na ustach. Kiedy otwarła mu drwi położył torbę na przednim siedzeniu i obrzucił Marikę ostatnim spojrzeniem. Pełnym politowania - Narazie moja gradowa chmurko. - powiedział puszczając do Mariki oczko - Dbaj o siebie. - pouczył ją jakby miała tego nie wiedzieć. Obrócił się i odszedł jak zwykle pewnym, sprężystym krokiem w stronę swego domu. Z tego wszystkiego zapomniał kupić krzyżówki. Ale kto by się przejmował...?

/ Dom Aarona


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:42, 18 Sie 2010    Temat postu:

/ Sklep

- To, że starsza, nie znaczy, ze mądrzejsza. Powinieneś o tym doskonale wiedzieć. - Nie rozwodziła się dalej nad tym. Miała swoje zdanie, które właśnie w tej chwili wyrażała. Nie zamierzała go zmienić. W ten sposób się nastawiła i już. - Ja to co innego. Przynajmniej byłam dla niego godnym przeciwnikiem. Nie kleiłam się do niego, tak jak ona. - Swoje już wiedziała. Reszta ją nie obchodziła. Podeszła do samochodu. - Ty mnie wtedy do tego napuściłeś. Nie pamiętasz? Nie chciałam niczego składać. - wsadziła kluczyk w drzwi. Przekręciła i o tworzyła auto, najpierw usadzając synka z tyłu i porządnie go zapinając. Następnie odsunęła się by wrzucił torby na przednie siedzenie. Kiedy to uczynił i odsunął się trzasnęła drzwiami. Obeszła auto otwierając drzwi od swego samochodu. - Nie jestem Twoja. Zapamiętaj to sobie raz na zawsze. - skrzywiła się wsiadając do samochodu. Trzasnęła drzwiami zapinając się pasami. Nie obrzuciła go więcej swoim spojrzeniem. Zapuściła silnik i wyjechała na ulicę kierując się w stronę swojego domu. Miała dużo do roboty, a jeszcze więcej do przemyślenia. Miała wrażenie, ze jej małżeństwo się sypie przez wszystkie nieżyczliwe im osoby. Adam też coś dokładał od siebie. I ona też. I wychodziło na zero, czyli nic. Podłamała się tym faktem trochę. Dodatkowo jej samopoczucie drastycznie spadło. Rozbolała ją głową. Poczuła kolejny skurcz w okolicy dołka. Złapała się za brzuch i lekko zaczęła rozmasowywać odchylając się w tył w fotelu. Prowadziła spokojnie, nie chcąc spowodować wypadku.

Obrzeża miasta / Dom Adama Knight'a


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeanine
Pół-wampir



Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 171
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:31, 27 Paź 2010    Temat postu:

/ Dyżurka lekarska / Szpital

Rozejrzała się po ulicy. Widząc że nic nie jedzie przebiegła na drugą stronę. Złapała końcówki szelek i zaczęła wędrować do domu. Miała dość spory kawałek od centrum, ale lubił spacery. Przy okazji mogła sobie obejrzeć sklepowe wystawy. Dużo ich nie było, więc poświęcała każdej chwilę jak zwykle najdłużej zatrzymując się przy szybie księgarni. Jeanine oglądała kolorowe książki zastanawiając się czy Ben dałby się naciągnąć na jakąś jakby ładnie go poprosiła. Wsunęła dłonie do kieszeni i oderwała się z trudem od wystawy. Poszła dalej rozglądając się wokół i obdarzając spojrzeniem mijane codziennie domy, wyłapując znane tylko jej szczegóły i porównując z tym co przypominała sobie ze wczoraj. Usłyszała za sobą rower i to rower jakby się wydawało dość znajomy. Coś w nim skrzypiało cicho, ale tak charakterystycznie że mała półwampirzyca nie mogła się pomylić. Obróciła się i zamachała do współlokatorki Christophera - Jud! Juuuudit! - podskoczyła i uśmiechnęła się widząc jak tamta hamuje - Też wam dziś skrócili zajęcia? Bo u nas nie było nauczycielki i...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Judit
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:34, 27 Paź 2010    Temat postu:

/ Gabinet dyrektora / Szkoła

Ruszyła spod szkoły wściekła na cały świat. I za co? Za głupi tatuaż! Czy tutaj panują jeszcze jakieś... Normy innego świata? Innej kultury? I co z tego ze mam różowe włosy? Nic temu pierdolcowi do tego... Wszystko jej zawadzało. Słuchawka co chwila jak na złość wypadała z ucha, niedopięta kurtka przeszkadzała w jeździe. Jakaś kobieta obejrzała się i spojrzała na nią, co oczywiście Jud zdenerwowało jeszcze bardziej. Hiszpanka rządna krwi, jakiejkolwiek krwi uznała ze mała Dutton nawet się nadaje. Widząc ją już z daleka, machającą jakby ktoś ją opętał zacisnęła rączkę hamulca i zatrzymała się obok blondynki - Zamknij się. - warknęła na wstępie - Nie rób takiego rabanu na ulicy. - nabrała głębiej powietrza w płuca i spróbowała trochę spokojniej - Nie. Mogliśmy tylko iść wcześniej. - wytłumaczyła nie widząc potrzeby uświadamiania Jeanine w durnowatych motywach postępowania szanownego Lonich'a - Słuchaj... - zaczęła odgarniając włosy z czoła - Nie wiesz przypadkiem gdzie jest moja siostra? Mam do niej sprawę. Niecierpiącą zwłoki wręcz... - wsparła ramiona na kierownicy czując że mogłaby wypluć sobie wnętrzności. Z nerwów, ze strachu i ze zmęczenia. Zakaszlała ciężko winiąc za to wszystko dyrektora i nauczyciela wychowania fizycznego. Nikogo innego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeanine
Pół-wampir



Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 171
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:37, 27 Paź 2010    Temat postu:

Jeanine zamilkła usłużnie widząc że jej koleżanka nie jest w najlepszym humorze. Przyzwyczaiła się już do tego że tamta rodzina jest po stokroć dziwniejsza od jej własnej i myślała że nigdy tak naprawdę nie załapie o co chodzi. Skoro Benjamin często nie potrafił tego rozgryźć Jeanine nawet się za to nie zabierała - Okej. Już nie robię, nie gniewaj się. - poprosiła nie widząc powodów by wściekać się na nią, skoro nic nikomu, tym bardziej Judit nie zrobiła. Popatrzyła na dziewczynę uśmiechając się do niej pogodnie by ją uspokoić. Wiedziała że tata takim czymś potrafił czynić cuda i podążając za jego autorytetem chciała potrafić tak samo - A to fajnie mieliście. - stwierdziła kiwając głową - Ciocia? - zapytała i odpowiedziała jej zaraz - U nas jest. Od wczoraj. A wuja nie ma. - zaczęła paplać - Bo pojechał do pracy i ciocia z Adamem jest u nas. Idę właśnie do domu. Idziesz ze mną? - zaproponowała patrząc na czubek głowy Judit - Źle się czujesz? - dopytała słysząc jej kaszel. Brzmiał okropnie - To pobiegnę po tatę... - powiedziała wskazując na szpital, nie zdążyła ujść zbyt daleko od miejsca pracy Benjamina.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Judit
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:57, 27 Paź 2010    Temat postu:

- Nie. - zakazała ostro unosząc w górę dłoń - Żadnych tatusiów, żadnych lekarzy... Ani mi się waż. - i tak miała mieć przegwizdane. Im mniej osób w to wciągnie tym lepiej. Przełknęła ślinę i uniosła głowę w górę by spojrzeć na Jeanine. Odetchnęła i odpowiedziała - Dobra, nie jęcz, nie gniewam się. - nie lubiła jak ktoś tak do niej zagadywał, tym bardziej kiedy sama dobrze wiedziała że nie miała podstaw by na dziewczynce się wyżywać - No fajnie, fajnie. - mruknęła - Też się cieszę. - zakończyła z ironią czując jak list, niczym kilka cegieł, ciąży w jej torbie - Och, u was jest, tak?! - zawołała i nachmurzyła się. Świetnie. Czyli i tak wszystkiego będziesz musiała wysłuchać. Popatrzyła na Jeanine zastanawiając się co z nią zrobić, bo nie miała ochoty by ktokolwiek był przy rozmowie do której się zbierała od pięciu ostatnich minut. Uznała że to nie jej problem, bo to nie ona włóczy się po czyiś domach mając dwa swoje do dyspozycji. Szczegół. - Eche, tak myślę ze cię podrzucę. Ładuj się na bagażnik. Pojedziemy do ciebie, a ja tylko wstąpię jeszcze gdzieś, później zahaczę o dom by zostawić lekcje i pojedziemy do Mariki. W porządku? - Jeanine nie była taką która stawiała opór a w tym momencie Judit wychwalała dziecko za to pod niebiosa - Tylko nogi szeroko, bo nie chcemy kolejnej krzywdy. I trzymaj się mocno. - ruszyła powoli z dodatkowym ciężarem dziewczynki. Tak jak mówiła w drodze powrotnej zabezpieczyła się finansowo. Kasę i torbę zostawiła w piwnicy. Jeanine podała adres, bo Jud nie miała pojęcia gdzie dokładnie mieszkają i we dwie udały się do jej domu.

/ Obrzeża / Dom Dutton'a


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:45, 18 Sty 2011    Temat postu:

/ Sypialnia / Teren przed domem / Ulica / Obrzeża miasta / Centrum

Jadąc pustą drogą co było niepodobne o tej godzinie załączyła sobie ulubione radio w którym nadawali same przeboje rockowe. Ostatnim czasem zżyła się z tym gatunkiem muzyki. On ją nastrajał i dawał jako takie poczucie humoru. Przynajmniej coś co na nią oddziaływało. Jedna pozytywna rzecz. Choć nie licząc jej syna, który zawsze był na pierwszym miejscu, no i jej mąż, ale tutaj w tej chwili nie mogła powiedzieć aby rozmowa z nim ją nastroiła. Chciała to zrzucić na dalszy plan toku myślenia niestety uparcie te myśli wierciły jej dziurę w głowie. Zafrasowana podrapała się po zmarszczonym czole. Docisnęła pedał gazu znacznie przyśpieszając. Jej uwaga nie była do końca skupiona na jeździe. Może i poczuła się zbyt pewnie tym, ze nie ma ruchu na drodze, co było niewyobrażalnie wielkim błędem i miało zaważyć na jej dalszych losach. Mijała kolejne domostwa wjeżdżając na główną drogę wiodącą przez centrum miasta by dojechać do szkoły do której uczęszczała jej młodsza siostra. Od razu stanęła jej przed twarzą ich ostatnia kłótnia jak i ostatnio wypowiedziane słowa. Może częściowo i za ostre. Czyżby ją brało poczucie winy? Nie do końca, ale jednak coś ciążyło niebezpiecznie na jej sumieniu. Choć o niej też nie chciała myśleć w tej chwili to jednak nie mogła nic z tym zrobić, ze te myśli same napływały do jej umysłu. Czuła się psychicznie wykończona tymi wszystkimi wydarzeniami ostatnich dni, czy też miesięcy. Tutaj gdy była sama nie musiała niczego udawać. Czuła się opuszczona i samotna. Nie było przy niej jej męża, Judit też uciekła. Nikt nie chciał przy niej był. Czuła, ze jej życie nie zmierza w dobrym kierunku. Dla niej było jeszcze gorzej niż wcześniej. Samotna łza zakręciła jej się w oku z tego powodu, a po chwili wybuchnęła gorzkim płaczem. Zapomniała całkowicie o tym, że na rzęsy miała nałożony tusz do rzęs. Przetarła dłonią oczy i tenże tusz dostał jej się do oczu co utrudniło jej całkowitą jazdę samochodem. Na moment straciła zdolność widzenia jadąc na oślep. Kiedy mrugała oczami by wyzbyć się ich szczypania i w końcu jako tako mogła spojrzeć na drogę zauważyła w nie porę, że z naprzeciwka w jej kierunku zmierza auto dostawcze przewożące drewno. Było za późno na zatrzymanie się czy też zjechanie na bok. Trąbił na nią, ale głośna muzyka zagłuszyła wszystko. Mocno skręciła kierownicą w bok. Kręciła nią w prawo i w lewo by jakoś z tego wyjść. Jej auto niebezpiecznie skręcało. Zbyt szybka prędkość spowodowała, że odbiła na sąsiedni pas wpadając w poślizg. Koło najechało z dużą siłą na krawężnik co spowodowało wybicie go w górę i odskoczenie. Auto przeturlało się kilkakrotnie po asfalcie by w końcu wpaść nieopodal w rów zatrzymując się do góry nogami. Auto dostawcze w porę zahamowało, ktoś inny akurat jadący w tą samą stronę co ona zatrzymał się widząc całe zdarzenie. Od razu zrobiło się zbiegowisko. Wszyscy skorzy do pomocy. Kiedy ktoś podszedł do pomiażdżonego auta ujrzał na szybie krew. Trzech rosłych facetów mocowało się z drzwiami. Potrzebowali czegoś do podważenia. Po niecałych pięciu minutach udało im się dostać do niej. Ktoś krzyczał, ktoś wołał, a ona ani drgnęła. Po twarzy spływała jej krew sącząca się z głowy, którą uderzyła w szybę przy koziołkowaniu. Jej dłonie zwisały z góry bezwiednie. Ktoś sprawdzał czy ma puls. Miała. Ledwo wyczuwalny, ale jednak. Zaraz została wezwana karetka. Jako, ze szpital nie był daleko mogła dojechać w szybkim tempie. Zjawiła się również straż pożarna i miejscowa policja. Sanitariusze ostrożnie wyciągnęli ją z auta. Jak się okazało miała złamaną nogę. Jęknęła nieświadomie z bólu będąc nieprzytomną gdy tylko to miejsce zostało dotknięte. Zaraz usztywniono jej kark odpowiednim kołnierzem by zapobiec jakimkolwiek dalszym urazom. Jak się okazało później miała złamane dwa dolne żebra. Była cała poturbowana i posiniaczona. Z rozciętej wargi wypływała mała stróżka krwi. Jej twarz opływała w krwi, a mokre włosy przyklejały się do czoła. Nie reagowała na jakiekolwiek próby ocucenia ją. Wyglądała okropnie. Obraz nędzy i rozpaczy. Musiała jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. Ostrożnie usadzono ją na specjalnych noszach i zapakowano do karetki, która wraz z nią pojechała do szpitala. W międzyczasie badano ją by ustalić co tak na prawdę dokładnie jej jest. Karetka na sygnale mknęła w stronę Centrum prosto do szpitala. Uprzątnięciem auta by nie zagrażało porządkowi ruchu jak i przywróceniu normalnego ładu zajęła się policja i straż pożarna. Jej auto niestety nie nadawało się już do niczego jak jedynie na zezłomowanie.

/ Szpital


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 19:28, 08 Lut 2011    Temat postu:

/ Korytarz / Szpital

I niech drży. Wcale nie, zaraz zabójcze. Jeszcze nikt z ręki czarnowłosego nie zginął. Niech blondyn nie zachowuje się jak pierwszorzędny mięczak. Bywały gorsze rzeczy niż brat który patrzył trochę krzywo. Adam wszystko znosił, niech nie martwi się o niego aż tak bardzo - Z ciebie. - odparł ze spokojem - Jesteś momentami zabawny. - powiedział spoglądając na blondyna z tym samym słabym uśmieszkiem. Wywrócił oczami słysząc a później widząc jego tryumf. nie chciał żeby wózek zginął, ale utarcie nosa Chrisa mogło być tego warte. W końcu była to rzecz do nabycia. Czarnowłosy westchnął w duchu, wiedząc że musi mu odpowiedzieć możliwie jak najuprzejmiej - Mój świat nie jest tak ograniczony jak twój. - powiedział siląc się na spokój. Nie kpił sobie choć chciał - Poza tym moje ramiona nie osłonią go przed wiatrem, deszczem i tym podobnym. Jest też wygodnym. - wytłumaczył popychając przed siebie obiekt ich dyskusji - A właśnie. Dobrze, że wspominasz. Pójdziesz do sklepu i kupisz... Napiszę ci listę w domu. - powiedział zaczynając już takową spisywać sobie w myślach. Mężczyzna wzruszył ramionami i zapytał - A która by cię chciała? - sądził że to pytanie retoryczne, bynajmniej nie wymagał odpowiedzi od niego. Judit ci nawet zwiała. Pod tym względem jego brat miał chyba większego pecha niż sam Adam - Zaraz ty możesz mieć problemy z pamięcią. - warknął zaciskając dłonie na drążku i patrząc na blondyna koso. Nie potrafił być na coś takiego obojętny. Adam rozłożył na boki dłonie, nadal nie rozumiejąc tego co chce mu przekazać Chris. Uniósł w górę brew słysząc najnowsze rewelacje płynące z ust chłopaka. Adam otwarł lekko usta zapominając że są na chodniku i zmierzają do domu - Nie powiedział! - zawołał i obrócił się ku szpitalowi otwierając szeroko oczy - Ten kretyn mi nie powiedział akurat tego! - w jego tonie było słychać wszystko. Od oburzenia poprzez zdziwienie, niedowierzanie i w końcu radość. Spojrzał na swojego brata i widząc jak ten pobladł parsknął śmiechem - Ty cieniasie. Weź się w garść. - powiedział wesoło, co w jego wykonaniu zabrzmiało bardzo nienaturalnie. Tym razem to on strzelił go w plecy by się pozbierał. Jasne, że ze mną! Czarnowłosy roześmiał się i zapytał chwytając ponownie rączkę wózka - Nie znasz się na tych sprawach...? Mam ci wytłumaczyć na pszczółkach? - wybuchnął rechotliwym śmiechem i zostawił blondyna idąc przed siebie dziarskim krokiem. Odechciało mu się spać, zmęczenie chwilowo odpłynęło.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Christopher Knight
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:04, 09 Lut 2011    Temat postu:

/ Korytarz / Szpital

Tak oczywiście strach się bać. Ha i tu Adam się mylił Chris nie był mięczakiem. I wcale też się tak nie zachowuje. Jest tylko bardziej do niego sceptycznie nastawiony. No cóż nigdy przecież nie wiadomo z której strony może nadejść atak. Przezorny zawsze ubezpieczony jak to często mawiano. - No co Ty nie powiesz? - nie lubił jak się z niego nabijano, ale przyjął to na klatę. Nie pierwszy raz słyszy czyjś śmiech z własnej osoby. Także wrażenia na nim to nie zrobiło. Lepiej by się śmiał niż płakał, co graniczyło chyba z cudem, bo blondyn czarnego płaczącego nie widział no chyba, że się ukrywał po kątach i wtedy? Nie to raczej odpadało. Nawet on nie podejrzewałby o to Adama. - Mój świat wcale nie jest ograniczony! - zaoponował zaraz biorąc kilka głębszych wdechów i mówiąc już dużo spokojniej. - Ty masz swoje przeżycia, a ja swoje, a to, ze matka zesłała mnie na tą pipidówę nic na to nie poradzę. - rozłożył ręce na boki z bezradności. - Nikt nie lubi chyba żyć na wsi. - bo Forks mógł zaliczyć do czegoś rodzaju właśnie życia osadniczego czy też wiejskiego. - Co nie znaczy, że zamykam się w sobie i nie interesuje niczym, o to nie prawda. - zaperzył się wbijając sobie dłonie w kieszenie i idąc hardo przed siebie. Przygryzał sobie wnętrze policzka z zmartwienia. - W tym jednym akurat rację Ci przyznam, choć niechętnie. Faktycznie nie ochronią. - A zdrowie dziecka przecież było najważniejsze. - Masz wózek jednak więc się ciesz i nie ciągnij tego daremnego tematu. Nudny się robi. - Nie potrzebował by ktokolwiek go pouczał. Człowiek uczy się na błędach i on tak samo. Nikt nie ukradł czterokołowca więc powinno być wporzo. - Co? Ja! Zwariowałeś? - zrobił wielkie oczy patrząc na niego z niezrozumieniem. - A po drodze nie możesz zrobić zakupów? - przecież byli w centrum. Nie uśmiechało mu się iść do sklepu, bo Adam tak chce. Nie był chłopcem na posyłki. - I byś się zdziwił, bo chciała. - w ciągu tych kilku miesięcy jakie tutaj był umawiał się z paroma laskami, to, ze nie znaczyło to dla niego zbyt wiele to inna kwestia, ale dziewczyny go lubiły. Na to narzekać nie mógł. Co do Judit to nie miał na to żadnego wpływu, nie winił siebie za to, bo nie wyganiał jej stąd. O to winić się bardziej mógł Adam i Marika bo oboje na nią najeżdżali. Zresztą miał to gdzieś. Nie maczał w tym palców i wyłączał się z tej akcji. - Pamięć mam bardzo dobrą. Nie zapowiada się bym w najbliższym czasie miał z nią mieć jakiekolwiek problemy. - odpowiedział zaczepnie odsuwając się jednak trochę od Adama gdyby ten chciał mu z nią coś faktycznie zrobić. Powiedział to co miał do powiedzenia. Patrzył ze zmieszaniem na brata. Raz się uśmiechał, raz poważniał. Jego mina zmieniała się jak w kalejdoskopie. Podrapał się zafrasowany po podbródku. - Może nie chciał przy Marice? W końcu jak dla niej to chyba za dużo jak na jeden dzień? Poznawanie tych samych ludzi na nowo nie jest zapewne niczym przyjemnym. - westchnął bezgłośnie. Zastanawiał się jak to teraz wszystko będzie wyglądać. O nie, od cianiasów nikt go wyzywać nie będzie. Kiedy Adam poklepał go po plecach zaś zrobił wielkie oczy. Wyprostował się wypinając pierś w przód i unosząc głowę wyżej. - Nie jestem cianiasem i jestem ogarnięty. - Powiedział trochę kłamliwie, ale jego twarz nabrała kolorów, wiec nie można się było przyczepić o nic. Już wydobrzał i to szybko. Jakże dziwnym było słuchać śmiechu Adama. Rzadko go słyszał. Teraz w sumie się nie dziwił, albo może jednak. Tak była w ciąży, ale z amnezją. Wprost bestseler doskonały. Pokręcił głową na boki chrząkając. - Pogięło Cię? - skrzywił się zniesmaczony. - Wiem o co chodzi. Źle mnie zrozumiałeś. Miałem na myśli, ze nie wiem jak przekazywać takie informacje, nie musisz mnie uświadamiać co to stosunek płciowy z kobietą. - boże, że też on musiał mówić o takich rzeczach. Wołał o pomstę do nieba by to się skończyło. - Takie bajki to dzieciom w przedszkolu można mówić. Doskonale wszystko rozumiem i wiem. - nie gonił Adama nie było sensu. Wlókł się za nim niezbyt pośpiesznie. Miał ochotę załamać ręce, ale nie czas na to. W końcu też nie było tak źle. Odrzucił to wszystko od siebie. Zgarnął się w sobie raz a porządnie i nabierając tempa podgonił Adama.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:19, 09 Lut 2011    Temat postu:

Był, był. Sam dobrze o tym nie wiedział, a Adam nie będzie mu tego wbijał do jego momentami zakutego łba - To co słyszysz. - powiedział kwaśno, nie lubiąc kiedy zadawało mu się tak impertynenckie pytania. Tym bardziej nie lubił ich z ust Christophera - Jak to nie?! - zawołał zaskoczony takim wnioskiem - Jest cholernie ograniczony. Bo co też takiego robisz? - zapytał obojętnie - Chodzisz do szkoły... Brzdąkasz na tej gitarze... - wymienił wykrzywiając nieco usta - Znajomych chyba nie masz zbyt wielu, tak? - kiwnął głową bo nie widział nigdy jeszcze brata z kimś innym - I co? Powiesz mi może że to wiele? Postarałbyś się. Wziął się za siebie, nie wiem... Chcecie grać na jakąś większa skalę? Co wam szkodzi popytać po klubach? Jest jakiś tutaj, prawda? - możliwości było wiele, wystarczyło tylko chcieć. W zasadzie Adam nie zdziwiłby się gdyby Chris powiedział mu że owszem coś tam kombinują, ale uważał że już by o tym dawno wiedział, albo powinien wiedzieć - Matka cię nie zesłała. - odparł i powiedział coś co było absurdem w czystej postaci - Trafiłeś pod skrzydła kochającego braciszka. Źle ci? Zapewniam że u Grace nie miałbyś lepiej. Tutaj przynajmniej nie musisz mieszkać z opiekunem pod jednym dachem. Naprawdę to takie złe? Ja tez nic na to nie poradzę. - powiedział z żalem podzielając zapewne po części uczucia blondyna. Adam spojrzał na Chrisa jak na kretyna - Wieś? Chyba nigdy na wsi nie byłeś. Nie, bo... Pewnie nie podróżowałeś po Haven. To jest miasteczko, ma prawa miejskie. Jasne że to nie Nowy York, ale przestań wybrzydzać, bo poszukam ci odpowiedniego miejsca odosobnienia. I ześlę cie tam z pełną premedytacją. - zagroził, a znając Adama był w stanie to zrobić i to jeszcze z uśmiechem na wąskich ustach. Zerknął na blondyna a w jego oczach zagościł wyraz tryumfu, kiedy ten przyznał mu rację. Zmarszczył jednak zaraz brew i odparł - Czuję się dobrze. I nie zwariowałem. - zaznaczył - Nie nie mogę. Poza tym po drodze... - rzucił okiem na zegarek planując już Christopherowi resztę dnia - Możesz do kogoś wpaść i odpisać sobie lekcje z dzisiaj. Po co mam chodzić, skoro ty i tak to zrobisz? - zapytał retorycznie już postanawiając że to Chris a nie nikt inny do sklepu pójdzie. Czarnowłosy zaśmiał się krótko i stwierdził - Chyba ta biedna dziewczyna miała problemy z postrzeganiem. - albo z czymś innym. tak czy siak nie była chyba w stu procentach normalna - Owszem, tobie się nie zapowiada. Ale ja mogę to zapowiedzieć w przeciągu sekundy i to spełnić. Nie denerwuj mnie więc i zamknij się uprzejmie. - po chwili czarnowłosy machnął obojętnie dłonią słysząc jego rozważania na temat tego co Ben zrobił, nie zrobił, lub też zamierzał zrobić. Jutro z nim porozmawia, albo jeszcze dziś gdyby się udało - Nie byłbym taki pewien. - powiedział przecząc Chrisowi przekornie - A jestem krzywy? - zapytał nie rozumiejąc użycia takiego języka. Jemu też się zdarzało ale wybitnie rzadko - Nie? A ja myślałem że właśnie chodzi o seks z kobietą, tylko nie wiedziałeś jak zapytać. - zakpił sobie spoglądając z uśmiechem na Juniora leżącego w wózku. Obejrzał się przez ramię by zobaczyć czy blondyn za nim podąża - Bo zaraz powiem że się wleczesz.

/ Obrzeża / Ulica


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adam Knight dnia Śro 20:30, 09 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Christopher Knight
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 0:53, 11 Lut 2011    Temat postu:

A wcale, że właśnie nie był i już. - Nie jest. - Nie lubił się sprzeczać z bratem, ale czasem to było nawet dość zabawne kiedy tak się przebijali argumentami. - No i co z tego? Też kiedyś chodziłeś do szkoły. Że teraz pracujesz? Wielkie mi sobie. A przepraszam Ty nie pracujesz, Ty się wyjątkowo wyrwałeś do Nowego Yorku, z tego co wiem to od dłuższego czasu jesteś na 'urlopie'. Więc sam się za wiele nie napracowałeś. I mi mówisz, ze mój świat jest ograniczony. - prychnął cicho pod nosem. Każdy miał jakieś brudy pod paznokciami, ale nie trzeba było od razu zaglądać w nie. - Nie brzdąkam tylko gram. I idzie mi to bardzo dobrze. A i może i chcemy, ale jak byś nie wiedział skupiam się na nauce i przygotowaniu do matury. Co do moich znajomych... Mam i to wielu. I tu i w Nowym Yorku i w New Jersey. - wystarczyło, ze większość czasu spędzał z nimi w szkole. A co Adam go śledził, ze nie widział? Oj najwidoczniej nie zawsze był przy oknie. Oczywiście, że się spotykał kiedy się umawiali. Nie musiał dziennie ganiać do nich. Szanował prywatny czas czyiś osób i swój własny również. - Staram się i to bardzo. - odpowiedział z pewną zadumą w głosie. Może Adam nie dostrzegał wszystkiego, ale Chris wbrew pozorom nie był głupim chłopakiem. - W Seattle zapewne są. Poza tym po co mam tutaj szukać, skoro zapewne nie zabawię tutaj już zbyt długo? - Tak mu się przynajmniej wydawało. W zasadzie to taka była umowa. Poza tym chciał rozpocząć studia. A mieszkanie tutaj kolidowało by mu z tym. Na kolejne słowa Adama wybuchł gromkim śmiechem myśląc, ze od niego się udusi. - Nie, no teraz to ja stwierdzę, że jesteś czasem zabawny.- otarł niewidzialną łezkę w kąciku oka. - Tak kochającego. Faktycznie kogo Ty chcesz oszukać. Przecież my się nie kochamy. Ledwo tolerujemy, owszem, ale gdzie tam nam do miłości. - westchnął z rozbawieniem uspakajając się. - Mogło być zawsze gorzej. Jest średnio, ale tragedii póki co nie ma, no chyba, ze się strasznie czepiasz i jesteś upierdliwy to co innego. Ty się na prawdę czasem chyba nie słyszysz. I nie żebym to na złość Tobie mówił, po prostu to taki mały zauważalny fakt. - wzruszył ramionami delikatnie mówiąc obojętnie. Ziewnął zakrywając usta dłonią. Tak kolejna dawka kawy by mu się przydała. - Widziałem. Może mieć prawa miejskie, dla mnie to wieś i już. - Adam mógł sobie mówić co chciał, Chris miał na to własny pogląd. - Uważaj bo na prawdę zacznę się bać. - Lubił go czasem zaczepiać, może i nawet świadomie konsekwencji jakie mogłyby z tego wyniknąć. Zacisnął usta w wąską linię, a jego oczy zwęziły się w dwie szparki kiedy Adam starał się nim dyrygować. A może Chris wcale nie miał zamiaru odpisywać dzisiaj lekcji. - A jak nie zrobię to co? Powiesisz mnie za to? - czasem stawiał się niepotrzebnie, ale taki już był. Tak się wychował i ciężko coś takiego zmienić było. To tak jak by Adamowi nakazano na raz być osobą wiecznie pogodną, optymistyczną z poczuciem humoru. - Jasne, zawsze do Twoich usług, o panie. - rzekł kpiąco z krzywą miną. Przełknął ślinę, która zdawała być się gorzka. - Ciekawe jakie Marika miała postrzeganie gdy Cię pierwszy razu ujrzała bo dam sobie uciąć rękę, ze niezbyt pozytywne. Ja przynajmniej w odróżnieniu od Ciebie nie krzywię się wiecznie i nie mam wyrazu wkurwienia na twarzy. Więc się nie czepiaj. I zapewniam Cię, że na pewno nie miała żadnych problemów z niczym. - rzekł już dużo spokojniej nie chcąc się denerwować bo to było bezsensowne, a jeszcze bardziej napędzało tylko Adama. - Nie. Nie chodziło. Gdybym chciał zapytać, zapytałbym. Nie mam problemów z takimi rzeczami. - Nie był już szczeniakiem i na takie tematy akurat miął sporą wiedzę, co nie znaczyło, ze musiał ją łączyć z praktyką. Może i był bardziej staroświecki od reszty swoich rówieśników, ale nie chciał być jak każdy inny by mu to kobiety palcami wytykały. - Nie wlekę się, idę przecież normalnie. - Takie wyprzedzanie się nawzajem było bezsensowne więc dał sobie spokój trzymając równe tempo z krokami Adama.

/ Obrzeża / Ulica


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Judit
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:47, 01 Kwi 2011    Temat postu:

/ Ulice / Obrzeża

- Ta jasssne... - wyjęczała biorąc się pod boki. Takie stanie prosto jednak odezwało się skurczem mięśni brzucha, więc objęła się wokół ramionami i spojrzała na Chrisa z udawanym wyrzutem - Przez ciebie naprodukowałam sobie tyle endorfin że wystarczy mi na pół roku panie Zabawny. A wiesz co będzie jak mi się wyczerpią? - zapytała parskając znów śmiechem na widok wyczynów Christophera - Siłą ściągnę cię do Seattle. - pogroziła mu, a brzmiało to dość realistycznie - I będziesz mi nawijał cały dzień aż nie padniemy gdzieś w jakieś uliczce od nadmiaru emocji. Chyba pierwszy udokumentowany przypadek zgonu ze śmiechu. - Judit przekrzywiła głowę i przyjrzała się chłopakowi poddając dokładnej ocenie blond strzechę - No wiesz... - zaczęła marszcząc lekko czoło. Uniosła w górę okulary by przestać podziwiać chłopaka w różowych barwach bo chyba przez to za bardzo jej uderzał do główki - Może warkoczyk? - zapytała z niewinnym uśmieszkiem - Albo koczek? - dodała a jej roześmiane oczy omiotły twarz Chrisa wyobrażając go sobie w najnowszej fryzurze jaką mu wymyśliła. Lepiej niech nie wie co zobaczyła - Nie. - odparła wesoło - Nie spieszy mi się, ale chciałabym z tobą posiedzieć dłużej. W zasadzie teraz też z tobą... Jestem. W jakimś tam sensie. Ale nad koktajlem przyjemniej jest pogadać. - zakończyła mając nadzieję że wyjdzie to bardziej szczęśliwie niż pechowo - A to bardzo dobrze że się tak skupiasz. To cholernie skuteczna taktyka, ja sama mogę się pod nią podpisać i poświadczyć że jest jedną z najlepszych dla tych co chcą przeżyć w tym popapranym świecie. - Judit wpakowała listek do ust i zamknęła się na chwilę żując uparcie. Uniosła jednak palec zaznaczając że zaraz coś powie i nie powinien nawet myśleć o tym by jej przerwać czy wtrącić się w słowa - Gash... - zaczęła kiedy przełknęła nadmiar śliny - Ty... - zabrakło jej chyba jakiegoś sensownego słowa mogącego objąć jego ignorancję - Ty tu mieszkasz, chyba powinieneś coś wiedzieć o rodzimym klimacie i geografii ogólnie pojętej... - pokręciła głową i zamachała dłońmi nie chcąc słuchać tłumaczeń które mógłby popłynąć jak rzeka z ust chłopaka - Nie... - powiedziała powoli patrząc pod nogi i podziwiając białe czubki trampków - Nie jestem pewna, ale to jak i nie jestem pewna tego czy jutro będę żyła. Rozumiesz? Teraz dla mnie nic nie jest... Stałe. - wzruszyła ramionami obojętnie - Może będę tam, może gdzie indziej. Może zaszaleję, wydam większość kasy i pojadę tam gdzie Erna da najbliższy koncert. - Judit zachichotała po swojemu, z nieodzowną beztroską, która nie pasowała trochę do jej słów. Zaczesała włosy za ucho i poprawiła torbę na ramieniu - Rodzice są zapracowani. - ucięła nie mając ochoty wikłać się w domniemania czy i na nią rodzice tak bardzo się obrazili jak kilka lat temu na jej siostrę. Znając ich i swoją rodzinę nikt jeszcze nie wiedział że Judit nie mieszka już w Forks - Winnica, zajmuje dużo czasu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Christopher Knight
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:40, 01 Kwi 2011    Temat postu:

/ Ulice / Obrzeża

- No co jasne? - wtrącił się przerywając jej na moment. Wysłuchał tego co miała do powiedzenia uśmiechając się tajemniczo. - No i bardzo dobrze. - nie chodziło mu o to by coś ją bolało, ale o to by się uśmiechała. - Tak powinno być. Dzięki uśmiechowi będzie Ci lepiej. - Trochę pieprzył, ale kto by się tym w zasadzie przejmował? - No co zrobisz? - kiedy mu powiedziała roześmiał się unosząc brwi w górę. - Tak zrobisz? No to się będziesz musiała trochę nastarać. - zażartował sobie bo nawet nie myślał o tym czy jeszcze kiedykolwiek tutaj wróci chociażby i przejazdem, ale o tym nie chciał jej uświadamiać. Nie chciał, bo sam nie wiedział. - To byłby bardzo ciekawy przypadek. Dwoje nastolatków uśmierceni śmiechem. Chyba przestali by już pieprzyć o tym, że śmiech to zdrowie. Już widzę te ich miny. - uśmiechnął się szatańsko jak by miał jakiś plan, ale żadnego takiego nie wyjawił. - Miła perspektywa. Z Tobą zawsze. - zapewnił ją idąc dalej przed siebie. Co rusz omijając jakieś kamyki czy też płyty, które poprzez namoknięcie nieznacznie wybiły w górę. - Weź przestań. - zrobił taką minę jak by miał się zaraz rozpłakać lub zwymiotować. - Nie wypowiadaj tych słów. Moje włosy nigdy nie dojdą do takiego stanu. - Nie gustował w tego typu fryzurach, a jego mu się podobała, choć teraz nieznacznie był trochę zarośnięty, ale niebawem się ogarnie. I będzie po sprawie. - No jasne, bo od tego ciągłego śmiechu czy też gadania zasycha w ustach. - Więc to był dobry pomysł. Napić się czegoś dobrego. Nie protestował przeciw temu, poza tym każdy dodatkowy czas, który mógłby spędzić z Judit go cieszył. Minęli skrzyżowanie prowadzące do głównego centrum i wyszli na prostą drogę wchodząc na chodnik i omijając kolej e domostwa czy też sklepy jakie się tutaj mieściły. - No widzisz. Jakoś trzeba sobie radzić by przetrwać każdy kolejny dzień. - Nie rozwodził się dłużej nad tym bo nie było sensu. Wszystko co trzeba było zostało powiedziane. - A tam nie przesadzaj. Że mieszkam od razu to muszę wszystko wiedzieć? Jak by mi to było potrzebne, to uwierz, że dowiedziałbym się o tym i owym, ale że nie potrzebuję tego w danej chwili to mało mnie to obchodzi. - wzruszył ramionami zamyślając się nad czymś. - Tak, rozumiem. Potrzebujesz czasu by wszystko sobie unormować. - Gdyby mógł to by jej pomógł, ale jak? Na razie niezbyt wiele był w stanie. A chciałby, na prawdę. - Takie szaleństwo, tak? - zapytał zaciekawiony. W sumie to było jej życie i mogła z nim robić to co tylko chciała. Nikt nie mógł jej niczego nakazywać. - Ale żeby aż tak? - ugryzł się po chwili w język by nie ciągnąć dalej tego nieszczęśliwego tematu. Jego matka też się pozbyła więc w pewien sposób byli do siebie pod tym względem podobni. - Rozumiem. Nie mówmy już o tym. - Machnął ręką jak by nie było to nic ważnego i poprowadził ich do baru, o którym wspominał mieszczącego się w bocznej uliczce. Kiedy stanęli przy jego drzwiach uchylił je przed nią i wpuścił jako pierwszą do środka.

/ Kawiarenka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Judit
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:39, 01 Kwi 2011    Temat postu:

Judit spojrzała na Christophera a zainteresowanie w jej oczach nagle wygasło jakby go w ogóle tam nie było. Teraz mi będziesz o uśmiechu... Pouczasz mnie? Niestety to trochę za późno, jestem za stara na takie bajki. Dziewczyna wyciągnęła od niechcenia dłoń i złapała rękaw koszulki Christophera. Pociągnęła go ku sobie przystając wpierw. Uśmiechnęła się, bo zaskoczenie w jej przypadku zawsze wychodziło - Oto co zrobię. Złapię za szmaty i przywlekę do Seattle. - wyjaśniła i niedbale przesunęła palcami po materiale wygładzając nierówności jakie dzięki niej się utworzyły. Poklepała Chrisa w mostek i ruszyła dalej nie oglądając się na niego. Nie musiała się chyba martwić bo dotrzymał jej kroku. Już ona widziała to jego ogarnięcie. Pewnie przez miesiąc będzie wyglądał jakby wypadł spod kosiarki. Długie włosy miały to do siebie że jeśli się je obcinało, to ta reszta która została wyglądała nienaturalnie krótko, co chyba wzbudzało niemożliwy żal w dziewczynie - Nie... Tfu, tfu... - wypluła swe słowa i stwierdziła - Chyba wtedy nie przyznałabym się do ciebie. Dobrze ci tak jak zwykle. - stwierdziła tego będąc pewną.. Przeszli te kilka ulic, a Jud rzucała tu i tam ukradkowe spojrzenia jakby spodziewała się że zza rogu nagle ktoś wypadnie i zaciągnie ją siłą do domu. Musiała zaufać Christopherowi i wierzyć w to że Adam jest zajęty swoją żoną bardziej niż zwykle o ile to w ogóle możliwe. Bała się wierzyć w to że mogła być mu naprawdę obojętna. Chyba to jej doskwierało tak naprawdę - Taaak... Powiedź lepiej ze jesteś patentowanym leniem, w to uwierzę szybciej niż w śpiewkę o tym co ci potrzebne a co nie. - powiedziała patrząc mu bezczelnie w oczy i uśmiechając się przy tym cwanie - Tak, takie szaleństwo. Sully wydał solową płytę i zapowiada ze trasa z nią związana będzie niesamowita... - powiedziała trochę rozmarzonym tonem głosu - Chciałabym być na jednym z tych koncertów. - oświadczyła patrząc przez okulary na chorobliwie cukierkowe niebo - Świetna ta płyta. Choć gdyby dawał koncert z chłopakami z Godsmack to też bym nie pogardziła. Judit skinęła krótko głową uśmiechając się przy tym. Aż tak Christopherze, aż tak. Zerknęła na kawiarnię, w której chyba nigdy nie była - Dzięki. - mruknęła przechodząc przez próg i rozglądając się po wnętrzu lokalu mrucząc pod nosem ciche - Dzień dobry. - jej wzrok potrzebował chwili by się przestawić. Jud zdjęła okulary i przygryzając końcówkę oprawki zamrugała lekko.

/ Kawiarenka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Siobhan Valedhed
Pół-wampir



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 926
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Irlandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 1:06, 20 Kwi 2011    Temat postu:

/ Sklep

Siobhan nienawidziła takich dni jak dzisiejszy. Kiedy coś nie szło po jej myśli. A tym bardziej nienawidziła wystawiać komukolwiek uwag, a już nie jej ulubienicy, bo Jean była dobrym uczniem i należała do jednej z takich osób. Z przykrością to zrobiła, ale bardziej zamartwiała się tym dlaczego nie uważała i wciąż była taka zamyślona. I jeszcze ten wulgaryzm z jej ust. Nie chciała o nim myśleć teraz. Nie podejrzewała by Ben źle traktował swoją córkę i przez to nie była skupiona. O nie, znała się na ludziach, a Ben w żaden sposób nie przedstawiał człowieka, który mógłby być tyranem i wyżywać się na własnej córce. To musiało mieć inne podłoże i nad tym się zastanawiała. Rozumiała, że dziewczynka denerwowała się też na konkurs, który Siob zagroziła, ze nie pojedzie tam. Miało to zmusić małą do uważania. Nie chciała jej przecież tym robić przykrości. Posada nauczyciela czasami wcale nie była taka fajna na jaką mogła się wydawać, bo będąc nauczycielem też to wszystko przeżywała. Poprawiając papierową torbę w rękach podrzuciła ją lekko w górę by jej się nie wywinęła z rąk. Przycisnęła ją mocniej do siebie. Westchnęła ciężko. Miała dość tych rozmyślań i choć po pracy na chwilę chciała odpocząć od wszelkich myśli związanych z jej uczniami. Nawet się nie zorientowała, ze w czasie kiedy była tak mocno pogrążona w swych myślach co chwila przystawała lub zwalniała kroku co wyglądało na prawdę dziwnie. Otrząsnęła się biorąc w garść i ruszyła pewniejszym krokiem przed siebie, ale wcale nie śpieszyło jej się do pustego domu gdzie jak zwykle nikt na nią nie czekał. Czasami miała już dość tego samotniczego życia i co raz to bardziej zastanawiała się nad wyjechaniem z tego miasteczka, choć lubiła swoją pracę. Jak dotąd nie spotkała mężczyzny z którym chciałaby się związać. I zaczynała szczerze w to wątpić, ze taki się dla niej urodził. Bo ona nie była zwykłą osobą. Była pół wampirem i to dyskwalifikowało potencjalnych partnerów w postaci człowieka, którzy prędzej czy później zorientowaliby się, ze z nią jest coś nie tak. A swojej natury wyjawić nie mogła zresztą i tak nikt by jej nie uwierzył uważając ją za stukniętą wariatkę. I nie dziwiła się temu wcale. Pół wampirów, które znała mogła policzyć na palcach jednej ręki. Więc no cóż wciąż skazana była na bycie samą. Niedługo będą wakacje i jeszcze nie zastanawiała się nad tym dokąd wyjechać na nie. Nawet nie podejrzewała w najmniejszym stopniu, że przyjdzie jej to zrobić w najbliższym czasie i to bardzo szybko. Gdzieś zniknął ten jej optymizm, którym tryskała na co dzień. Dziś nawet nie miała zbyt wielkiej ochoty by się uśmiechać. Jej mina raczej była neutralna. I znów te rozmyślania przez nie prawie wpadła na kogoś, a kiedy podniosła głowę i zobaczyła kto przed nią stoi jej oczy zrobiły się wielkie, jak dwa spodki. Opanowała się szybko próbując tą osobę wyminąć by nie stać jej więcej na drodze, bo raczej nie podejrzewała, że ta osoba mogłaby chcieć z nią zamienić kilka słów, ale po chwili zatrzymała się gdy z jej rąk prawie wyleciała torba. Odkąd ona była taka nie rozgarnięta i miała problemy z koncentracją? Chyba z nią samą nie było też dobrze. Za dużo się przejmowała wszystkim, a później widoczne były tego konsekwencje.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Siobhan Valedhed dnia Śro 1:10, 20 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 11:01, 21 Kwi 2011    Temat postu:

/ Dom Dutton’a / Obrzeża

Gdzie ta kobieta mieszka? Wyszedł z domu w zasadzie nie wiedząc o czymś takim. Nie miał zamiaru szukać wychowawczyni swojej córki po całym Forks. Nie miał ani czasu, ani ochoty. Nic mu nie wychodziło. Wybrał o tyle dobrze ze wyszedł korzystając ze swojego daru. Przy odrobinie szczęścia mógł zajrzeć do większości okien i tak znaleźć tą której szukał. Kiedy tak przemierzał chodnik pomyślał o tym by po prostu zadzwonić, ale uświadomił sobie, że nie zabrał telefonu, a nie chciał się wracać do domu. Z każdym kolejnym krokiem Benjamin uświadamiał sobie że jego życie jest coraz bardziej niezorganizowane i jeszcze trochę a utonie w tym rozgardiaszu bezpowrotnie. Nic mu nie wychodziło, absolutnie nic poza składaniem złamanych kości i ucieraniem nosa zaziębionym dzieciakom. Odetchnął, bo poczuł że za dużo tego. Naprawdę czuł, że coś go przerasta. A był sam z Jeanine. I sam musiał sobie z tym poradzić bo wiedział że kolejki do szpitalnego psychiatry są bardzo długie. Półwampir wsunął dłonie w kieszenie, których nie było widać i doczłapał się do centrum. Obrzucił wzrokiem pojedyncze sklepiki, pragnąc wpaść do jednego z nich po coś słodkiego, choćby lizaka. Uznał że to strata czasu i szukał dalej. Nie długo. Zauważył ją kilkanaście kroków przed sobą idącą jak robot któremu nie wszędzie dochodzi olej i ma przez to problemy z poruszaniem się. Głupio było stać się widzialnym tak na środku ulicy. Półwampir westchnął i zaczął stawiać większe kroki – Przepraszam… - szepnął kiedy znalazł się na wysokości blondynki. Odczekał chwilę by uspokoiła się bo zapewne wystraszył ją takim skradaniem się – Że tak… Bardzo incognito… W zasadzie incieleśnie. – poprawił się, a w jego glosie było słychać zrezygnowanie, determinację i ostrożne rozbawienie – Mniejsza z tym. Mam nadzieję, że mnie pani… Cóż, wyczuła. Bo naprawdę nie chciałem denerwować, ani nic z tych rzeczy, jeśli tak to proszę o wybaczenie i… - machnął niewidocznymi dłońmi. Jak zawsze nie mógł dotrzeć do początku sprawy, a gdzie tu dopiero dotrzeć do sedna – Chciałem tylko porozmawiać o Jean, i zapewne chce pani mnie widzieć, a to wymaga, jakiegoś bardziej zasłoniętego przed ludźmi miejsca, bo oczywiście nie mogę od tak sobie… - cały czas szeptał, a z każdą chwilą było to coraz szybsze i coraz bardziej nerwowe wyrzucanie z siebie słów – Przepraszam… - jęknął uświadamiając sobie swój błąd – Nie zapytałem nawet czy ma pani chwilę czasu?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Siobhan Valedhed
Pół-wampir



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 926
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Irlandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:34, 21 Kwi 2011    Temat postu:

Siob dała sobie odpowiednią chwilę na ochłonięcie. Zebrała zakupy do kupy trzymając je kurczowo przy sobie jak by miały jej dosłownie wyfrunąć. Faktycznie początkowo wystraszyła się, ale szybko wyczuła kto do niej przemawia choć wcale tej osoby nie widziała. Rozglądnęła się czy nikt przypadkiem im się nie przygląda, a raczej nie, ale każdy był zajęty sobą i miał to gdzieś co ona robi. Kobieta pokiwała głową. - Proszę nie przepraszać. - rzuciła również przyciszonym tonem głosu by nie wyszło na to, ze gada sama do siebie. To niezbyt dobrze by wróżyło reputacji nauczycielki, która zajmowała się młodymi dzieciakami, a w żadnym wypadku nie chciała by posądzono ją o wariactwo. - Nic się nie stało. - odpowiedziała już dużo spokojniejszym tonem głosu. Natomiast niepokoił ją głos lekarza, który był teraz tak inny od głosu, który słyszała w bibliotece. - Trochę się wystraszyłam, ale już jest w porządku. Nie zdenerwował mnie pan. - i znów panowali sobie. Chyba ostatnio przecież ustalili, , że będą mówić sobie na Ty, ale chyba nic z tego nie wychodziło. - Owszem bardzo bym chciała. - w jej głosie dało się słyszeć nutę zaniepokojenia jeżeli chodziło o małą blondynkę. Tym lepiej się złożyło, ze się spotkali. - Może lepiej było by gdybyśmy przeszli do mojego mieszkania? Tam będziemy mogli na spokojnie porozmawiać o pańskiej córce. - Siobhan w żaden sposób starała się by jej głos nie brzmiał nazbyt oficjalnie i nauczycielsko. Wolała by był to ton przyjemny i przyjazny skłaniający do spokojnej rozmowy. - Proszę za mną, poprowadzę pana. - Nie czekała nawet za jego odpowiedzią. Jej dom był lepszy o tyle, ze w jej czterech, pustych ścianach nikt ich nie usłyszy. - Niech mnie pan nie przeprasza. Oczywiście, ze mam. Nic się nie stało. Dla rodziców swoich uczniów zawsze go znajdę. - Taka była jej rola nauczycielki, ze czasem musiała się poświęcać, zresztą i tak nie miała nic lepszego do roboty, a im szybciej wszystko sobie wyjaśnią tym lepiej. Bardzo chciała wiedzieć co trapi małą i co trapi jej ojca. Nie chciała się zabawiać w zbawicielkę, ale jeżeli mu ulżyła czuła by się z tym lepiej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:30, 22 Kwi 2011    Temat postu:

- Łatwo pani mówić. Ja teraz niestety czuję się bardzo głupio. Jak nie bardziej niż przedtem. Bardzo dobrze, ze tego nie widać, bo formalnie spaliłbym się ze wstydu. I raz jeszcze przepraszam, że tak znikąd praktycznie naskoczyłem. - wyrzucił z siebie z prędkością stłumionego karabinu - Tak jasne, bo uwierzę. - mieli takiego zabawnego pecha że ich serca biły, a serce półwampirzycy nie miało rytmu takiego jaki powinien być u osoby spokojnej. Ben to wszystko wyłapał. Lekki skurcz mięśni u ramion i nóg, to nerwowe rozglądanie się wokół. Nie była spokojna. Benjamin też nie. Chciał to załatwić jak najszybciej i mieć to już za sobą. Złapał nauczycielkę za ramię nie bacząc czy ktoś ich zobaczy czy też nie i stanął jak wryty, bo ciągle ją widział. Czuł że trzymał jej ramię, ale ona była ciągle tak bardzo materialna jak przed momentem - No nie... Jestem ostatnią sierotą i najwyraźniej pora umierać. - jęknął cienko, sądząc że to iż jego dar przestaje działać ma podłoże w psychice i że już długo z tego powodu nie pociągnie - Przepraszam... - powiedział po raz wtóry - Chciałem panią zdematerializować dla oczu ludzkich, ale chyba robię się w tym beznadziejny. - nie miał pojęcia że Siob może popisać się umiejętnością przy której on wydawał się śmiesznie słaby. Puścił ramię półwampirzycy i wygładził machinalnie materiał - Cóż, chyba pójdziemy normalnie. - poczłapał się za nauczycielką snując się po chodniku jak niewidoczne widmo, którym w zasadzie był. Nie odzywał się więcej smakując goryczy porażki i popadając powoli w czarną rozpacz. Jeszcze moment i pewnie zacznę mrugać jak w kreskówkach. Będę i nie będę się pojawiać... A później jakby strzeliło z rury wydechowej i już nigdy nie będę niewidzialny... A może lepiej zostać właśnie niewidzialnym? Przybywało mu tych problemów jak na zawołanie. A przecież chciał tylko w spokoju spędzić popołudnie z własną córką. To nie było aż tak wiele, jakby się wydawało.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Siobhan Valedhed
Pół-wampir



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 926
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Irlandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:05, 23 Kwi 2011    Temat postu:

- No cóż problem w tym, ze wcale nie jest mi łatwo tego mówić. - Zaprzeczyła zaraz. Ben najwyraźniej za bardzo się zapędzał. Ktoś musiał go przywrócić do rzeczywistości. Nienawidziła gdy ktoś się denerwował tym bardziej, ze zaraz jej udzielała się ta cała nerwówka, a na nikogo nie działało to dobrze. - Już mówiłam, nie ma pan za co mnie przepraszać. - rzuciła tonem upartego dziecka. Stanowczo wolała gdy lekarz był spokojniejszy i uśmiechnięty. Teraz wyglądał nad wyraz bardzo żałośnie z tym swoim cienkim głosikiem, a jej się robiło co raz to bardziej żal. Musiała się wziąć w garść. Zebrała się w sobie i drgnęła delikatnie czując jego ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Nic się jednak nie stało. - Ben... - wyrwało jej się machinalnie z gardła. Westchnęła z cierpliwością. - Niech się pan uspokoi, panie Dutton, bo nerwy nikomu nie służą. Żadnego umierania, żadnych sierot. - Gdyby mogła obróciła by się w jego stronę i zarobił by solidnego kuksańca od niej. - Na mnie to nie działa. - wyjaśniła mu żeby niepotrzebnie się nie zamartwiał tym, że wciąż jest widzialna. Była odporna na działanie innych darów. - Mieszkam tuż obok. Daleko nie pójdziemy. Za chwilę będzie pan mógł normalnie powrócić do swej natury. I proszę się nie zamartwiać niczym na zapas. - Jak mogła go bardziej pocieszyć? Chyba kiedy już wszystko sobie wyjaśnią to co ich trapi powinno pomóc to obojgu, a zwłaszcza mężczyźnie. Ruszyła by nie stać tak miejscu i nie bacząc na to czy idzie za nią bo wiedziała, że to zrobi poszła w stronę jej domu. Kiedy mniej więcej znalazła się przy płocie, uchyliła go otwierając na oścież. Przepuściła go by głupio nie wyglądało to, ze nagle furtka sama się zamyka,a to, ze ona mogła postać dłużej nie było w tym nic dziwnego. Kiedy upewniła się, ze znalazł się na jej posesji zamknęła ją i ruszyła w stronę domu. Weszła do niewielkiego budynku człapiąc na górę. Jakoś udało jej się wygrzebać klucze od domu i otworzyć zamki. Kiedy to uczyniła weszła do środku kładąc zakupy na szafce i czekając aż pół wampir zamknie za sobą drzwi.

/ Dom Siobhan Valedhed


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:09, 23 Kwi 2011    Temat postu:

Gdyby mogła zobaczyłaby jak lekarz zgadza się z nią i kiwa głową. Nie powiedział nic, bo ktoś ich mijał. Odsunął się jedynie z drogi jednego z tutejszych policjantów. Nie istniał i chciał w tym stanie pozostać przez dłuższą chwilę. Kiedy zaczęła go uspokajać pomyślał że za chwilę rozszlocha się jak Jeanine. Jak mam być spokojny skoro nie działam poprawnie?! Teraz przydałaby mu się duża dawka daru jego córki. Mogła go tym naładować aż po końcówki czarnych, krótkich włosów. Wtedy może uspokoiłby się i uśmiechnął naturalnie. Kiedy nauczycielka stwierdziła że na nią to nie działa Benjamin przekrzywił głowę przyglądając się jej plecom sceptycznie. Jak to? Nie działa? Co to znaczy nie działa? Niwelujesz? Odpychasz? Jak? Kwestia jego pechu i tego co go do niej przygnało odeszła na moment w niepamięć a półwampir zajął się typowo nadprzyrodzonym przypadkiem. O czymś takim jeszcze nie słyszał. Ale co nie działa? Wszystko? Tak absolutnie? Ciekawe... Obrzucił niepozorną kobietę wzrokiem od góry do dołu jakby miała ukrywać w sobie jakąś niespodziankę. Nie mógł takiej znaleźć. Benjamin przesunął dłonią po brodzie depcząc jej po piętach wiedziony jedyną w swoim rodzaju ciekawością. No, ale jak nie działa? Nie mógł tego pojąć. Uśmiechnął się przekornie jakby zachciało mu się przeprowadzić mały eksperyment. Nie miał jednak odpowiednich odczynników, w postaci innych wampirów które dary miały być składnikami reakcji. Wsunął się na jej posesję i zapamiętał sobie dom w jakim mieszkała. Okręcił się wokół chcąc machnąć dłonią by podeszła, ale uświadomił sobie że i tak tego nie zobaczy. Chyba jednak go wyczuła, bo zamknęła uliczkę. Kroki półwampira było już wyraźnie słychać bo nie przykładał się za bardzo do tego by stąpać ciszej. Poczekał aż mu otworzy, a kiedy zamknął za sobą drzwi można było już zobaczyć wysokiego pobladłego faceta, który z powściągliwą ciekawością stanął w miejscu trochę zakłopotany jednak sytuacją w jakiej się znalazł. Ben splótł dłonie za plecami i skłonił się lekko - Witam... - mruknął uśmiechając się nieporadnie.

/ Dom Siobhan Valedhed


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Christopher Knight
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 1:58, 05 Sty 2012    Temat postu:

/ Dworzec

Wiedział, ze zostawia ją na pastwę losu i wiedział również, że postąpił źle. Nie pierwszy raz przecież. Słyszał co mówiła, akurat nie miał głośno muzyki, problemem jedynie była bariera języka. To znaczy kilka słów zrozumiał, choćby to o draniu i to o dupku. Z jej słów po prostu wywnioskował, ze jest na niego wściekła za to co zrobił. Jej słowa może odczytał opacznie. Obwiniał się o to. Jestem wielkim idiotą! Nie, idiota to mało powiedziane. No Knight, teraz w pełni mogą Cię nazywać głupcem Roześmiał się gorzko w głos. Ludzie mogli pomyśleć, że jest wariatem Śmiało. Przecież to prawda... Za niedługo trafię do czubków.. - Zawyłbym gdybym potrafił... - gadał do siebie cicho pod nosem. Zachowywał się nieracjonalnie. Musiał się otrząsnąć. I tak mu nic więcej nie pozostało. Czuł jak jego serce rozrywa się na pół i krwawi. Po prostu krwawi. Schrzanił po raz kolejny wszystko. Nic mu dobrze nie wychodziło. Zatrzymał się koło jakiegoś budynku ciężko dysząc. Wzbierała w nim złość. Załączała się agresja, ale raczej nieszkodliwa dla ludzi, bardziej dla niego. - Dlaczego! - wywarczał uderzając pierwszy raz pięścią w murek. Był tak wściekły, że nawet nie poczuł jak jego skóra się odziera. - No, dlaczego tak musi być?! - Jednak kiedy drugi raz walnął tą samą pięścią w murek nie obeszło się bez rozlewu krwi. Rana nie była duża, ale sączyła się z niej krew. Od razu cała poczerwieniała i spuchła. Czuł pulsujące ciepło na dłoni. Spojrzał na dłoń bez wyrazu. Słabo się tym przejął. Należało mu się. Postanowił wrócić do domu i zamknąć się w nim na wieczność. Albo obmyślić jakiś plan jak się zabić. To mu się co raz bardziej podobało. Zachowywał się jak szaleniec. Oczy mu błyszczały. Odepchnął się od muru pozostawiając za sobą małe kropelki krwi, które ścierał bluzą. - Wypierze się. - Chyba nic nie było w stanie na niego wpłynąć. Czuł się odrzucony. Był naiwny myśląc, albo chociażby mając nadzieję, że Judit mogłaby spojrzeć na niego przychylniej. Musiał przyznać sam przed sobą, że zakochał się beznadziejnie. Jednostronne uczucie nie miało szansy przetrwania. Brakowało mu tlenu dosłownie. Przyśpieszył kroku nie zważając ani na ludzi, ani na to co się dzieje w około. Nie chciał niczego słyszeć. Ani też nikogo widzieć. Musiał coś z sobą zrobić, bo inaczej zwariuje. Był dość wysoki, więc jego kroki były dwa razy dłuższe, a chód szybszy. Po kilku chwilach opuścił centrum kierując się na obrzeża i domu. Jeżeli można to tak nazwać. Lepiej by było powiedzieć, ze kwatera do pomieszkiwania... - Cały dziś był drażliwy. To wszystko przez jego brata. Mógł się do cholery jasnej nie zgadzać matce, aby brać go pod swoje skrzydła. Nie miał by takiego problemu. Nie czułby może tego co teraz. - Do dupy z tym wszystkim... - wymruczał przyciszonym głosem. Widział już zarys domu Mariki.Nie ulżyło mu. Ale tego pragnął teraz najbardziej, ciszy, spokoju i samotności. Chciał się męczyć sam ze sobą.

/ Obrzeża / Dom Mariki Grey / Korytarz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> Centrum miasta Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 98, 99, 100
Strona 100 z 100

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin