Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna

Parking + Teren przed szpitalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> Centrum miasta / Szpital Rejonowy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:53, 02 Kwi 2011    Temat postu:

Nie zawsze. Chodziło o tę jedną konkretną sytuację. On chyba lubił sam radzić sobie ze wszystkim sam nie wpuszczając do tego innych osób, nawet własnej żony. No cóż taki był już Adam. Może wyniósł to z swego wychowania, ze w życiu trzeba sobie radzić samemu zamiast liczyć na pomoc innych, co wcale nie było takie najgłupsze. No cóż nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. I nie zawsze mamy to co chcemy. Z tym trzeba było się pogodzić. Choć czasami można było zyskać więcej niż stracić. Los bywał bardzo zmienny i lubił się zabawiać czyimś kosztem. Z życia brało się to co najcenniejsze wcale tego nie żałując. Kiedyś... Tak, kiedyś tak było, a teraz? To były inne czasy, a teraz też są inne. Zbyt długo o tym mówić. Kąciki jej ust drgnęły lekko w górę nie wiadomo z czego. - A widzisz. Gdybym Cię nie kochała, nie akceptowałabym takich rzeczy. Bo sam musisz przyznać, ze czasem ciężko jest znosić u bliskich nam osób takich rzeczy. Więc chyba ktoś na prawdę cierpliwy musi mieć tą zdolność. - Co raz to więcej rzeczy się wyjaśniało. - A skoro Cię kochałam kiedyś, to teraz też tak musi być. - Nie trzeba było zbyt wiele o tym mówić. To się po prostu musiało rozwinąć i już. Adam dawał jej jedynie dowody na to, ze tak było i jest. A to Marikę zadowalało jak nic innego od ostatnich dni. Nie zwróciła większej uwagi na to, ze stawiał się w gorszym świetle. Akurat to dla Mariki, która przebywała z nim przez ostatnie dnie praktycznie większość dnia było mało istotne. Przyzwyczaiła się do tego. Najpierw starał się pokazać z jak najlepszej strony, ale później zauważyła, ze przestał. I lepiej by Marika widziała go jako kogoś prawdziwego, kim był niż udawanego, kim nie był. - No i super. - Powiedziała z dużo większym entuzjazmem. Faktycznie świeże powietrze chyba dobrze jej robiło, bo potrafiła być dużo swobodniejsza i lżej dało się z nią porozmawiać. A co mogło się za tym kryć? Coś jak bliższy kontakt, który Marika broniła mu do siebie. Czy byłby tak odważny by wbrew jej woli pocałować ją? Raczej nie. O to właśnie chodziło. A ten zaś swoje. Lepiej. Gówno prawda. U Mariki pod pojęciem lepiej równa się Adam. W zasadzie to wszystko sprowadzało się do jego osoby. Niech nie zapomina o tym ile wspólnie przeszli. Piekło z jej rodzicami i potrafiła im się sprzeciwić dla niego. Bo wtedy uważała, ze tak trzeba i nie pozwoli go obrażać i gdyby teraz pamiętała, nie zmieniłaby swojego zdania. To co nie podoba się rodzicom, nie znaczy, że muszą to akceptować ich dzieci. No właśnie Adam wiedział czego chce i dlaczego z nią jest i tak samo Marika. Nie można jej bronić jej wyboru. Jest z nim, bo chce. Roześmiała się. - No popatrz. Najwidoczniej. Awans przyznany. - mrugnęła do niego okiem w zabawny sposób. - Ja na pewno nie zamierzam żałować. Tak dla niedoświadczonych rodziców pierwsze dni są najgorsze, ale to tylko zwykły strach z niewiedzy, a jak się później okazuje to niepotrzebne. - Adam potrafił poradzić sobie z małym dzieckiem sam. - A Ty wspaniałym ojcem. - nie można było go w tym umniejszać. - Potrafisz się w właściwy sposób zając małym, gdzie w takiej sytuacji większość mężczyzn czułaby bezradność i nie wiedziała co robić. - Pochwaliła go za jego umiejętności. Złapała telefon puszczając piosenkę i przykładając ją sobie do ucha. Przymknęła powieki przysłuchując jej się, a jej głowa zaczęła kiwać się w rytm piosenki. Tak się zasłuchała w niej, że zapomniała gdzie jest. Bardzo przypadła jej do gustu. Czuła się tak jak by miała się zaraz rozpłynąć. Kiedy piosenka się skończyła Marika odsunęła telefon od ucha zastanawiając się krótką chwilę czy nie puścić jeszcze raz, ale by nie przesadzać zrezygnowała, choć nuciła ją w głowie. Otwarła oczy cicho wzdychając. - Taaak.... To mi się nigdy nie zmieni. Fenomenalna. - Spojrzała na syna jak by widziała w nim przyszłego perkusistę i roześmiała się na głos. - Owszem. Gdyby przejawiał takie chęci i grał tak, to sama polecę i kupię mu odpowiedni sprzęt do tego. - mówiła o małym jak by był już na tyle dorosły by zasiąść do perkusji. Trochę się zagalopowała. - Nie miałam nic takiego na myśli. To powinno być bardziej jak twierdzenie niż pytanie. Przecież wiem o tym. Gdyby tak nie było, nie wyszłabym z Tobą przed szpital. - A to znaczyło, ze obdarzała w pewien sposób Adama zaufaniem. zaśmiała się z ostatniego stwierdzenia męża. - Co masz na myśli, ze dziecinnieje? - nie wiedziała jak to interpretować.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:00, 03 Kwi 2011    Temat postu:

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo z łatwością obracając słowa Mariki po swojemu - Dobrze powiedziane. Ktoś cierpliwy... Nie znaczy że kochający. - szedł pokracznie za Juniorem rozstawiając szeroko nogi. Czasem zastanawiał się jak to jest, że małych dzieci nigdy nie bolą ramiona kiedy przez dłuższy czas trzymały je w górze prowadzane przez rodziców. Zatrzymali się na chwilę a mały popatrzył w dół, po chwili znów będąc w drodze. Obrócił się na moment i uniósł lekko brew jakby pytał 'doprawdy?' Teoretycznie nie musi tak być. Nie miałbym jednak nic przeciwko gdyby sytuacja nie ulegała zmianie i nadal byś ze mną była. - Miejmy nadzieję Mariko. A jak nie... To... Zrobimy replay. - chyba by tego nie zniósł. Raz jeszcze miałby za nią ganiać po kraju, słuchać użalań na tego gnojka i użerać się z Martinem. Nie, to już nie na nerwy Adama. Nie, wbrew jej woli nie. Spróbować jednak chyba by nie zaszkodziło. Niech mu nie przypomina Eliasa i Inez. Wystarczy że gdzieś jeszcze na wolności brykała Judit, jego kolejna zmora, z którą dotychczas nie zrobił porządku - Wspaniale. - mruknął krzywiąc na moment usta w wymuszonym uśmiechu - Jaki mamy następny poziom na jaki mogę awansować? Jakie umiejętności są ku temu potrzebne? - zapytał kpiąc sobie z tego trochę, jakby przyrównując ich życie do gry komputerowej. Pokręcił przecząco głową kiedy usłyszał pochwałę z jej ust - Nie jestem wspaniały. Zapewniam cię że jestem całkowicie przeciętny. Każdy facet gdyby się przyłożył potrafiłby to samo co ja, gdyby tylko chciał. Kwestia podejścia. - zakończył obojętnie kierując Juniora znów w stronę Mariki. Mały się zbuntował i usiadł na butach ojca, a Adam niezbyt zadowolony popatrzył na niego z góry i zaczesał włosy w tył. Podniósł go i podszedł do ławki, która stała przy wózku Hiszpanki - Taka sobie, słyszałem bardziej udane covery... - choć akurat nie tej piosenki - Nie pamiętam kto to śpiewał oryginalnie. Billy Idol? Mniejsza z tym. Ta była pierwsza w której perkusja była dość dobrze słyszalna. Jasne. - zerknął na marzącą o niebieskich migdałach Marikę i parsknął śmiechem - Mały Joey Jordison. Tylko bez maski. - powiedział siadając na drewnie i sadzając sobie Juniora na kolanach. Otrzepał jego buciki z kurzu i wsparł się o oparcie korzystając z półcienia który tutaj się zadomowił - Dziecinnieje... - Adam odchylił głowę w tył i zamknął oczy - Wydaje mi się ze Benjamin w każdej widzi kogoś dla siebie. Pewnie przesadzam i bezpodstawnie insynuuję, ale czasem... Znając jego historię, nie robiłbym już sobie większych nadziei. Niby jest młody, jednak... Rozwodnik i wdowiec. Niepełny wdowiec. Chyba niezbyt korzystna partia. - Ben pewnie za takie coś gdyby tylko go usłyszał i mógł bezkarnie ukręcić mu łeb zrobiłby to bez pytania - Postaw się na miejscu takiej pierwszej lepszej i powiedź co byś o nim pomyślała wiedząc to co dopiero powiedziałem. Z daleka trąci tragedią.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:55, 03 Kwi 2011    Temat postu:

Owszem strasznie trudno jest na coś czekać, ale też to zależy co jest nagrodą za to czekanie. - A Ty? Jesteś cierpliwy? - zapytała ignorując jego ton głosu. I tak nie mogli z tym nic zrobić. - Oj tam, nie bądź już takim pesymistą. Moje uczucie do Ciebie przecież nie mogło sobie wyparować ot tak. Ono gdzieś tam musi być. Wróci. - powiedziała z pewnością bijącą od niej samej. Nie wiedziała skąd się ona w niej bierze. Czy tak na prawdę chciała sobie przypomnieć to uczucie? Oczywiście, ze tak. Bo nie wyobrażała sobie inaczej życia z nim bez uczucia. A nie chciała przechodzić żadnych kolejnych scenariuszy, ani krzywdzić ich dzieci. Nikomu na tym nie zależało przecież. A spróbował by to zrobić? Nie bał by się, ze zarobi z otwartej od niej za to? Albo co gorsza Marika się do niego zrazi na dobre? Jeżeli jest taki odważny niech spróbuje. On sama za siebie ręczyć nie mogła. - Żaden. - odpowiedziała z ponurą miną widniejącą na jej ustach. Bo Marika wcale, a wcale nie traktowała tego w sposób przedmiotowy. Dla niej to było czymś bardzo ważnym. Ciekawe jak by Adam czuł się na jej miejscu? Nie jest łatwo, a Marika się przecież stara. Ale chyba czasem an gówno wychodzą te starania. - Daruj sobie te uszczypliwości. - odpowiedziała mu do poprzedniego tematu rozmowy. Najwidoczniej będzie musiała przestać całkowicie zwracać uwagę na wysiłki Adama. A już na pewno ich nie komplementować. - Owszem gdyby chciał. Wielu się nie chce, a Ty jesteś inny. - wzruszyła ramionami obojętnie jak by wcale jej to nie obchodziło. Skoro Adama to nie ruszało, to jej też nie powinno. - Niech będzie. Jesteś normalny. - Kolejny raz sparzyła się. I kolejny raz stwierdziła, ze coś co jest komplementem padającym z jej ust w jego stronę nie ma prawa bytu. Odnotowała sobie to w głowie jako coś zakazanego. Zapatrzyła się przed siebie. Ponownie splotła dłonie w powietrzu. Zerknęła w stronę słońca i szybko zmrużyła oczy bo nie dało się w nie patrzeć. Zbyt mocno świeciło rażąc. Dłuższa chwila musiała minąć nim Marika przestała mieć mroczki przed oczami. Zamrugała kilkakrotnie powiekami. Obróciła głowę w stronę męża by lepiej było się z nim porozumiewać. - A mnie się tam spodobała. - powiedziała ze szczerością nastolatki zblazowanej na punkcie swego idola. - Nie mam pojęcia. Chyba tak. - Nie orientowała się na ten czas w tym. - Ogólnie całość była dobra. - sięgnęła prawą dłonią w tył by podrapać się po lewej łopatce, która ją zaswędziała. Kiedy jej ulżyło opuściła dłoń kładąc ją na swoje miejsce. - Tak. Zobaczymy kiedyś co z niego wyrośnie. - Lepiej nie było się nastawiać w ogóle. Bo go co sobie zakładali teraz nie koniecznie musiało się spełnić kiedyś. Uniosła brwi krzywiąc się nieznacznie na słowa Adama. - Niezbyt korzystna partia? A jaka jest korzystna? - Trochę Adam z tym przegiął. - W życiu różnie ludziom się układa. I nie można ich skreślać tylko dlatego, ze kogoś stracili lub z kimś się rozeszli. - Przynajmniej Marika tak sądziła. - I nie wydaje mi się by Ben wodził wzrokiem za innymi kobietami. Nie zauważyłam niczego takiego. - Raczej faktycznie jej mąż wyolbrzymiał. - Po pierwsze nie potrafię się postawić na miejscu takiej osoby bo nią nie jestem. A tg co powiedziałeś. I co z tego. Tragedia, nie tragedia. Sam byłeś bliski do tego aby zostać wdowcem. I co? Też byś tak mówił? Że trąci tragedią, to do takiej osoby lepiej się nie zbliżać? - To jej się w głowie nie mieści. Jak Adam czasem mógł być tak chłodny i obcy. Marika to przemilczała. Tak było lepiej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:30, 04 Kwi 2011    Temat postu:

- Dostatecznie. - odparł szczerze. Bo cierpliwy i popędliwy to chyba jednak spora różnica. Mógł być cierpliwy, mógł na coś czekać przez dłuższy czas, tak zdecydowanie był cierpliwy, kiedy sytuacja tego wymagała. Adam spojrzał na Marikę chcąc podzielać jej pewność dotyczącą tego co ma powrócić. Dobrze że nie zapytała czy wierzy. Z tym byłby pewne problemy. Można powiedzieć ze przyzwyczaił się już do aktualnego stanu swojej żony i przyjmuje to na siebie z dnia na dzień. Ale czy wierzył tak naprawdę że pewnego dnia jej przejdzie? Raczej nie. Przygotował się na drugą wersję, w której znów musiałby o nią zabiegać. Chyba lubił mieć pod górkę. Czemu miałby nie spróbować? Nie, nie bałby się. Dobrze wiedział że gdyby Marika zamachnęła się na niego to ją zabolałoby pewnie tak samo jak jego. Te biedne żebra, potrzebowałaby przecież lekkiego skrętu ciała, by wydobyć z siebie więcej siły. Bardziej bałby się o to że tak jak wspomniała przekreśli go na wieki wieków. Nie powinna się jednak martwić. Od jakiegoś czasu był wobec niej bardzo ostrożny. Mężczyzna uśmiechnął się słabo i powiedział widząc nachmurzoną twarz swojej żony - Ej... Żartowałem. - wytłumaczył najprościej jak potrafił - Marii... - westchnął pocierając czoło. Zmarszczek na nim już nie dawało się wyprasować, nie w tej chwili. - Wiem, że jestem. Mówiłaś mi to już chyba niezliczoną ilość razy. Nie potrzeba więcej. Dzięki. - mruknął kiedy stwierdziła że jest jak najbardziej normalny. Junior skorzystał z oparcia jakie dawała klatka piersiowa ojca, a Adam popatrzył na chwilowo zmęczonego syna - Mam gdzieś w plecaku mały zbiór na odtwarzaczu. Pamiętaj mi przypomnieć bym ci go zostawił. - nie zda jej się może na długo jeśli Adamowi uda się porozumieć z Benjaminem, ale zawsze Hiszpance będzie choć trochę raźniej - Byle prawnik z niego nie wyrósł. - burknął mężczyzna pod nosem podwijając małemu rękawki u koszulki. Poprawił je pedantycznie by zająć się czymś innym, a nie wspomnieniem Howarda. Odemnie przeważnie jakoś tak trąci, jak nie tragedią to nieszczęściem. - Nie, Mariko. Być może źle to ująłem. - zreflektował się słysząc przyganę w jej tonie - Chodziło mi o to że Ben ma pecha. Nie wiem jak inaczej... Fatum? Jakiś zły omen? Coś nad nim wisi? Dobrze, może i nie wodzi. - zgodził się po chwili milczenia ciągnąc dalej - Nie... - rzucił ostro dodając łagodniej - Nie kracz. - teraz to on ją ustawił - Jednak skoro już pytasz, to nie mówiłbym tak. Za mało, wybacz porównanie... Materiałów badawczych. Nie mogę nic o sobie stwierdzić na podstawie jednego związku. - stwierdził, pewnie wbijając sobie gwóźdź do trumny i potwierdzając przypuszczenia kobiety. Był chłodny i obcy. Często.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:37, 05 Kwi 2011    Temat postu:

- To dobrze. - Odpowiedziała jak by była bardziej uspokojona tym faktem. To jej dawało trochę potrzebnego czasu by dojść ze sobą samą do potrzebnego ładu. Na razie musi to wszystko po kompletować i ułożyć w odpowiedniej segregacji. Miała nadzieję, ze nie zajmie jej to zbyt wiele czasu. Musi się tylko wyrwać z tego cholernego szpitala. A reszta jakoś sama się ułoży. Nie mogła ani się nastawiać pozytywnie, ani negatywnie gdyby coś nie wypaliło. Lepiej niech podziela. Czy on się nie nauczył jeszcze, ze jego żona nie należy do osób, które łatwo zmieniają dane słowo? Mało razy się o tym przekonał? Najwidoczniej jedna ze stron nie była tak na prawdę blisko z drugą, bo bycie małżeństwem to podzielanie wspólnych problemów. I rozmawianie ze sobą. Szczere. Nie ukrywanie niczego. A przede wszystkim wiara i zaufanie. Bez tego nie mógł istnieć żaden dobry związek na dłuższą metę. Poza tym ludzie nie rozstają się z sobą bez powodu. Zawsze winne są obie strony. Oczywiście zależy od typu człowieka i jego charakteru, ale ludzie nie rozstają się tylko dlatego, ze ktoś nie pamięta. Więcej wiary w swoją żonę. Tak, to zapewne mogłoby ja zaboleć i mogłaby tego żałować. On też nie miał się o co martwić. Marika nie zamierzała go przekreślać na wieki. Póki co oczywiście, chyba, że sobie zasłuży na to. - A skąd ja to mogę wiedzieć? Nie pamiętam przecież co było wcześniej, wiec też nie pamiętam czy mówiłam Ci takie rzeczy czy też nie. - odpowiedziała dość spokojnie na jego słowa. Nie było sensu żadnego robić z tego szumu. Najwidoczniej źle się zrozumieli. A Marika nie potrafiła jeszcze wyłapać kiedy żartował, a kiedy nie. - Nie ma za co. - Rzekła jak by nic wcale, a wcale się nie stało i nie było żadnego tematu rozmowy. No dobrze jeżeli sama nie zapomnę, bo z tą moją pamięcią to wiadomo... - chciała głupio zażartować i nawet delikatnie się uśmiechnęła bez przymusu oczywiście, ale prawdę mówiła, jak sama nie zapomni. W końcu miała o czym myśleć. To się jeszcze okaże czy nie zda, bo w końcu jeżeli Ben się nie zgodzi na jej wyjście i się uprze to będzie zmuszona tutaj zostać. Choć nie tak do końca, bo zaś jak Marika zacznie się upierać, to będzie spory konflikt. Miała taką cichą nadzieję, że jej mężowi uda się ją zabrać jutro do domu. Nie pragnęła by niczego innego bardziej. - Nie wydaje mi się. Choć w to kim będzie... Przyjdzie nam myśleć o tym za parę lat, teraz nie ma o co się martwić. - Mały był jeszcze za mały by o takie rzeczy musieli się zamartwiać. - Szczerze mówiąc nie wiem. Nie pamiętam tego okresu. I nie potrafię na to odpowiedzieć. Być może ma. Nie każdemu w życiu wychodzi. - różnie się układało. Jak nam los to zgotował. Albo się an to ktoś godził, albo nie. - Ja nie kraczę Adamie. Mówię jak jest. - Różnie bywało przecież. Poza tym mówiła czysto hipotetycznie. Nic się takiego nie stało na szczęście. - Materiałów badawczych? - zrobiła wielkie oczy, a po chwili prychnęła w szyderczym śmiechu. - Tak jeden związek przecież to za mało. Lepiej mieć kotku drogi dziesięć. Lepsze porównanie będzie. - westchnęła ciężko unosząc głowę wyżej i przypatrując się falującym, zielonym liściom, które unosiły się przy każdym podmuchu letniego wietrzyku. To ją trochę uspokajało. To już zdążyła zauważyć. Zaczęła sobie wyłamywać kostki strzelając nimi cicho. Zamyśliła się nad tą jego chłodnością. A im bardziej o tym myślała tym jej kostki jeszcze bardziej strzelały.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:35, 06 Kwi 2011    Temat postu:

Wprost świetnie. Jego myśl była tylko trochę ironiczna. Wiedział, że jest w stanie za Mariką poczekać tyle ile będzie trzeba jej czasu. Nie lubił jednak czekać i musiał się do tego przymuszać. A wiadomo, że nikt, a tym bardziej Adam nie lubił, jeśli do czegoś się go przymuszało. Może i się nauczył, może i nie. Ona chyba jednak jeszcze nie dostrzegła, że Adam ze wszystkimi problemami lubi radzić sobie sam i nie wymaga ingerencji osób mu bliskich. Wiara i zaufanie… Bogu dzięki, że Marika wiedziała co to jest. Adamowi przypominało się coś z przysięgi małżeńskiej, ale nie mógł być do końca pewien. Oczywiście, że wiedział, co to jest i co składa się na tzw. szczęśliwy związek. I chyba przez większość czasu, pomijając kilka chwil zwątpienia, stosował się do tych wszystkich cudacznych rzeczy, które kobita wymieniła jakby dla przypomnienia. Czarnowłosy wierzył w swoją żonę, bardzo w nią wierzył. Miał jedynie pewne zastrzeżenia względem siebie, którymi ona raczej nie powinna się przejmować, bo pewnie co mogła to już dla niego zrobiła, Adam był niereformowalny w większości. – Wiem, że nie pamiętasz. Dlatego ja ci o tym mówię… Choć nie wiem czy wierzyłbym na twoim miejscu. – mężczyzna ziewnął przeciągle i podrapał się w kark. Junior spokojnie siedział na jego kolanach pewnie zbierając siły na dalsze wędrówki. Bawił się łańcuszkiem smoczka, który przyczepiony był do kieszonki kurteczki. Adam popatrzył na kobietę spod półprzymkniętych powiek pobłażliwie. Jest za co, nie kłam... Uśmiechnął się z wymuszeniem, z tego jej słabego żartu – W takim razie będę pamiętał za dwóch. – nie duża różnica. Wszystko ogólnie robił sam ostatnio. Pamiętał za siebie, za Marikę, czasem i za Marka i Roberta. Pamiętał o Juniorze. O rachunkach, terminach, zobowiązaniach. I to mu odpowiadało, przynajmniej na razie – Tak, chyba masz rację. Choć gdybyś znała jego ojca to jednak byś się martwiła, zaręczam. - i jak tu nie być dwulicowym? Chcąc by Marika czuła się dobrze, musiał się w to bawić, bo inaczej nie dało rady. I tak pewnie go za to później będą chcieli ukamieniować, tak samo jak dziś rano. Milczał przyglądając się kobiecie, kiedy tłumaczyła się ze swojej niewiedzy. Wzruszył lekko ramionami, nie wiedząc, co powiedzieć. On pamiętał i wiedział swoje, Marika już niekoniecznie, choć nawet gdyby to pewnie by raczej żałowała Benjamina, a Adam brzmiał tak jakby poniekąd cieszył się z tego, że lekarzowi życie rzuca kłody pod nogi. Chyba zawsze tak brzmiał – Mówisz też tak jak mogłoby być. – stwierdził bawiąc się jej słowami i rozumiejąc je tak jak chciał zrozumieć - Nie chciałbym by coś takiego kiedykolwiek miało miejsce moja droga. – dodał ciszej. Już miał się jej odgryźć za tego kotka, ale ugryzł się w język. Patrzył teraz na starszego mężczyznę przechadzającego się o lasce. Towarzyszyła mu prawdopodobnie żona. Para przeszła obok nich witając się z Mariką i Adamem jakby byli starymi znajomymi – Dzień dobry. – powiedzieli oboje, a czarnowłosy machinalnie skinął głową obdarzając ich bezwyrazowym spojrzeniem – Widzę, że wybrała się pani na spacer? – starszy mężczyzna zwrócił się bezpośrednio do Hiszpanki – Przepraszam, leżmy po prostu na tym samym oddziale. – wytłumaczył się, a Adam przypomniał sobie skąd go zna. Nie raz go widział jak chodził po korytarzu przy pomocy rehabilitanta. Junior zaczął gaworzyć sobie pod nosem, a starsza kobieta obdarzył go ciepłym uśmiechem, który chyba mu się spodobał, bo wyciągnął ku niej rączki. Pomarszczona jak orzech włoski kobieta wyciągnęła ku niemu dłoń i potrząsnęła lekko łapką małego Adama, a jego ojciec znów poczuł się jak kretyn – A cóż to za młody kawaler? – zagdakała miłym dla ucha tonem. Mężczyzna pokręcił głową i wtrącił – Właśnie przez takiego brzdąca się przewróciłem. I złamałem sobie nogę… - Adam uśmiechnął się mając nadzieję, że to uśmiech pełen wyrozumienia – Wypadki chodzą po ludziach, a… - odchrząknął – To nasz syn. – mruknął widząc już, że Junior zagarnia całą uwagę starszego małżeństwa dla siebie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:37, 11 Kwi 2011    Temat postu:

No cóż rady nie było. Jeżeli chciał z nią być to musiał poczekać. W tej sytuacji raczej nie miał wyboru. Nie, nikt go do tego nie przymuszał. Chyba, ze jedynie czas i cała sytuacja. Marika sama jako w sobie tego nie robiła. Nie wywierała na nim też żadnej presji. To raczej nawet ona była tą stroną stronniczą. Może nie dostrzegła, a może n ie chciała. A może było to dla niej nie do przyjęcia. Wyborów było wiele jak i samych opcji. Tak, nie potrzebował. Jej też nie potrzebował do pomocy w niczym. I jak zwykle to Marika była zdana na jego łaskę. Oj wcale by jej się to nie uśmiechało gdyby wiedziała jak było na prawdę wcześniej. Kiedyś była kobietą zaradną i potrafiła sobie ze wszystkim poradzić, a teraz? To wcale nie pasowało do niej. Nie taką kobietą była kiedyś. Nie tak kruchą i tak wrażliwą. Czasami lepiej byłoby gdyby na powrót po części miała coś z tej starej Mariki sprzed małżeństwa, nawet sprzed związku z Adamem. A jednak najwyraźniej Marii miała o co się martwić. Ona najwyraźniej chyba lubiła się zamartwiać na zapas. Czasami niepotrzebnie. - Wiem o tym. Tak tylko sobie mówię. - A dlaczego miałaby nie mówić? Każdy temat dobry był do rozmowy. Żeby później nie mówił, ze ona milcząca jest czy coś. A, że mu o tym przypomniała. No cóż sama o tym zapomina często i tak jej się wyrwie dla przypomnienia, choć nie potrzebnie. Musi się do tego przyzwyczaić. Obróciła instynktownie głowę w bok zapatrując się na syna jak by czytała w myślach Adama. To był jednak tylko zwykły odruch. Uśmiechnęła się lekko pod nosem. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku i posmyrała go po nodze dla zaczepki. Zaśmiała się kiedy mały cofnął ją jak oparzony patrząc z niezrozumieniem na matkę. Westchnęła cicho z zadowoleniem. Dwulicowym... To się jeszcze okaże. Może to i lepiej, ze Marika na chwilę obecną nie wiedziała o tym. Mniej zamartwiania się, a to akurat było jej najmniej potrzebne. Jeżeli miała wyzdrowieć całkiem to takie rzeczy niech pozostaną tajemnicą. Przynajmniej nie będzie właśnie takich sytuacji jak rano. Może by żałowała, a może, nie, ale Marika różni się charakterem od swojego męża i ma na to wpływ wiele czynników. Mniejsza, o to. Nie powinno się cieszyć z czyjegoś nieszczęścia, bo samego siebie może to spotkać. - Nie mówię, że chciałbyś. Przecież to normalne. Chyba najgorszy drań życzyłby bliskiej osobie śmierci. - Adam taki nie był. Akurat o tym mogła być pewna. Co jak, co, ale nie był, aż tak spaczony, by życzyć jak najgorzej komukolwiek. - Dzień dobry. - odpowiedziała mężczyźnie Marika w zamyśleniu. W zasadzie to mało interesowała się tym kto z nią leżał na sali czy na oddziale, ale zrobiła dobrą minę do złej gry. Musiała trochę poudawać, że mężczyznę kojarzy, choć tak na prawdę to mało co go kojarzyła. - Tak, tak wiem. - uśmiechnęła się delikatnie. W zasadzie z wymuszeniem i tylko ten kto ją znał miał prawo poznać się na jej uśmiechu. Marika wolała milczeć gdy wypytywano się o ich syna. Głupio się czuła. Nie lubiła jak ktokolwiek się nim interesował i z przesadą świergotał im nad uchem, nawet jeżeli było to starsze małżeństwo. - Przykro. Do wesela się zagoi. - odpowiedziała cicho Marika. Udała zainteresowanie całą rozmową. Tak na prawdę jednak myślami była gdzieś indziej, ale by nie wyszła na idiotkę musiała podzielać uwagę na swoje myśli i dwoje obcych ludzi, ewentualnie na męża gdyby chciał coś do niej powiedzieć. Największą ochotę miała by sobie już poszli i zostawili ich samych tak jak było przed kilkoma chwilami. Nie potrzebowała więcej osób do rozmowy. - Owszem. W końcu udało mi się wyrwać na parę minut, bo w sali jest okropnie duszno. - pominęła fakt tego, ze zapewne słyszeli jak krzyczała. Wolała nie poruszać tego tematu. Popatrzyła ponad głowami małżeństwa na falujące liście. Czuła się tutaj obco. Chciała się odizolować od wszystkiego, ale nie mogła. Nie w tej chwili. Nie było to dla niej zalecane, bo powrót mógłby być jeszcze trudniejszy niż sama próba.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:09, 11 Kwi 2011    Temat postu:

- Czy ja wiem...? - zaczął powoli jakby rozpatrując słowa Mariki odnośnie drania i życzenia śmierci. Adamowi spodobała się ta iście uniwersytecka dyskusja - Hipotetycznie, każdy z nas jej komuś życzy. Mniej lub bardziej szczerze. - zauważył ze spokojem, jakby właśnie nalewał jej szklankę mleka i wytaczał przy tym nowe życiowe prawdy - Sukinsyna można po tym poznać że przyłoży do tego ręki, zwykłego człowieka że na czczych obietnicach się skończy. - był ciekaw czy podejmie rękawice. Czy zdecyduje się z nim porozmawiać. Temat był neutralny, nie sięgał do ich przeszłości, nie wybiegał w przyszłość. W swoim mniemaniu dobrze wybrał. Mężczyzna wsparł się na kuli całym swoim ciężarem i pokiwał głową - Nie powinno być pani przykro. - stwierdził zaskakując tym pewnie Hiszpankę - Jestem stary i już wiele mi nie zostało. Pani ma się o kogo troszczyć. - powiedział spoglądając na dwóch Adamów, a na myśli miał pewnie tego mniejszego wiercącego się teraz jakby chciał znów zmusić ojca do chodzenia za nim - Archie... - kobieta poklepała swego męża po ramieniu i powiedziała - Chodź, nie zajmujmy młodym czasu. Chodź, chodź... - ujęła jego ramię troskliwie i poczekała aż mężczyzna się obróci i ruszy przed siebie. Okręciła głowę w stronę Mariki i Adama by skinąć im na pożegnanie. Czarnowłosy patrzył na odchodząca parę przed dłuższą chwilę w zamyśleniu. Na jego twarzy wymalował się nieco niepokojący wyraz odrazy, ale i jakieś dziwnej uległości i niemej zgody. Mężczyzna kuśtykał niezmordowanie, a kobieta chyba zaczęła mu coś opowiadać, bo niezbyt wyraźnie i coraz ciszej, ale jeszcze było ją słychać - Mariko... - podjął Adam zwracając ku swej żonie spojrzenie - Zakładając że ciągle będziesz obok mnie... Boisz się starości? - zapytał nagle próbując wyobrazić sobie siebie za lat pięć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:36, 11 Kwi 2011    Temat postu:

- Na prawdę? Chyba jednak nie każdy. Bo ja nikomu śmierci nie życzę. - Przynajmniej na razie jej nikomu nie życzyła. Ach tak? - Czyli, ze byłbyś w stanie mi jej życzyć, skoro mówisz, ze wszyscy po części jej komuś życzą? - Uwielbiała przerabiać jego słowa na własną modłę, rozumiejąc je po swojemu. Czyżby aż tak bardzo się pomyliła w stosunku do własnego męża i zbyt dobrze go oceniła? Czy jednak krył się za jakąś maską i kłamał? Sama już nie wiedziała co ma o nim sądzić. Interesowała ją jego tajemniczość, ale pewne rzeczy w nim ją zaskakiwały niestety niezbyt pozytywnie, a odpychająco. Czy przyjdzie jej z tym żyć i godzić się na to? Ha! Oczywiście, że podejmie temat. Skoro sam go już zaczął to nic jej nie szkodziło. - Tak, może masz rację, a Ty? Jaki Ty jesteś i do której grupy byś się zaliczył? - to ją bardzo ciekawiło. Chciała wiedzieć choć Adam sam o sobie sądził. Choć raczej to co powie niezbyt by ją zaskoczyło, przynajmniej tak przypuszczała. - Śmierć. Każdemu z nas jest pisana tylko, ze w różnym terminie. Czasami można się o nią otrzeć i to jest czas do zmiany. Do tego by zobaczyć, ze nasze życie nie do końca jest takie jakie winno być. Nie o to chodzi jednak. - wzruszyła ramionami. Pożegnała się ze starszym małżeństwem odprowadzając ich wzrokiem, ale niezbyt przysłuchując się temu co mówili bo nawiasem mówiąc mało ją to obchodziło. Skinęła im głową na pożegnanie w podobnym geście co oni im i skupiła się na rozmowie z mężem. - Starość? - wytrącił ją z rozmyślań tym pytaniem. Nigdy o tym nie myślała. - Co? Ja? Nie wiem. - Podrapała się po czole zafrasowana. Zmarszczyła czoło. - To zależy jak by ta starość miała wyglądać. - Tak to chyba było najistotniejsze. - Myślę, że jeżeli przeżyłabym życie tak jak trzeba będąc w szczęśliwym związku do późnej starości jak to małżeństwo.. - wskazała ruchem brody odchodzącą starszą parę. - I miała masę szczęśliwych wspomnień, odchowane dzieci, wnuki i mój mąż wciąż byłby przy mnie to nie, nie bałabym się. Wiesz, nie myślałam o tym nigdy, ale tak jeżeli byłoby tak jak mówię, to nie. Myślę, że nie miałabym powodów by się bać. A Ty się jej boisz? - zwróciła ku niemu zaciekawione spojrzeniem tym co mógłby powiedzieć. Ona swoją opinię wyraziła chyba w najlepszym rozumowaniu jakie można było pojąć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:13, 11 Kwi 2011    Temat postu:

- Nie twierdziłem że masz życzyć tego z premedytacją Marii... - mruknął z naciskiem by nie wyolbrzymiała jego słów, co już jak zwykle zrobiła - Chodziło mi o takie zwykłe... 'A niech cię', i tak dalej. I nie wkładaj mi w usta czegoś co z nich nie wypłynęło. - zaznaczył zwracając jej na to wyraźnie uwagę. Nie życzył sobie tego, tym bardziej teraz jeśli oboje mieli ze sobą normalnie rozmawiać. On na nią jeszcze nie zaczął naskakiwać a na pewno tego nie chciała odczuć - Nie życzyłem ci śmierci, nie życzę i nie będę życzył. Bynajmniej tobie. Lepiej? Mam nadzieję. Przypominam że rozważamy teorię, a nie konkretne przypadki Mariko. - powiedział wspierając łokieć na brzegu ławki by podeprzeć dłonią głowę. Przesunął palcami po skroni zastanawiając się czy jednak nie wkopał siebie. Zadawała mu pytania na które nie miał ochoty odpowiadać. Bo uważał że nie jest odpowiednim tematem dla pogawędek ucinanych w czwartkowe wczesne popołudnie w otoczeniu przyszpitalnego skwerku - Chcesz wiedzieć? Naprawdę? - zapytał z niedowierzaniem krzywiąc się nieznacznie - Nie ucieszysz się zbytnio. - mruknął a krzywizna ust przeistoczyła się w ironiczny uśmieszek - Należę do grupy ludzi, która nie widzi niczego złego w złorzeczeniu innym. Nie przyłożę jednak ręki do tego by komuś stała się krzywda. W większości przypadków. - zakończył wzruszając ramieniem. Junior zsunął się z jego kolan i przysiadł obok dalej bawiąc się łańcuszkiem. Ojciec przesunął palcami po jego główce i wykręcił z włosów Juniora skromny loczek, który zaraz jednak roztrzepał, by nie było po nim śladu. Niebieskie oczy spojrzały na Marikę z naganą. To nie jest trudne pytanie. Wypada byś wiedziała, jakie masz o tym zdanie. Nie wymaga studiów, ani wyższego wtajemniczenia. - Więc pomyśl teraz. Nie poganiam cię do odpowiedzi. - zahaczył palcem o łańcuszek by posprzeciwiać się Juniorowi. Pociągnął go w swoją stronę a chłopczyk w swoją - Nie jest ci zimno? Albo za ciepło? - zapytał unosząc na moment wyżej głowę i odrywając się od syna - Może przesunąć cię bardziej w cień? - zaproponował wskazując ruchem brody na miejsce obok siebie - Pomogę ci i usiądziesz obok na ławce, hm? - Junior uniósł rączki w górę, a Adam spojrzał na niego z niemym 'co chcesz?'. Zaczepił palcem w łańcuszek ponownie a to wystarczyło, zabawa ciągnęła się nadal - Mariko, nie rozmawiamy o mnie. I nie chodziło mi o świetlaną, różową przyszłość. Starość to nie tylko wnuki, odchowane dzieci i szczęśliwe wspomnienia lat u boku mężczyzny którego sobie wybrałaś. Boisz się niedołężności? - pomyślał o Grace. O Grace, która spełniła większość z wymogów Mariki co do szczęśliwej starości. Bynajmniej miał nadzieję że choć jedno dziecko jest odchowane tak jak należy - A gdybyś była sama? I nie chodzi tutaj o nas. Po prostu chcę to sobie z kimś porównać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:38, 11 Kwi 2011    Temat postu:

- Nie wkładam Ci niczego w usta. - zaprzeczyła zaraz. - Zapytałam, a to różnica. Zapytałam czy byłbyś w stanie. Rozróżnij to sobie. - nie miał powodu by się na nią złościć. Sam przecież chciał podjąć taki, a nie inny temat, a ona mu na to odpowiadała. W normalny sposób. W taki jak myślała nic ponad to. - Pomimo wszystko nie życzę nikomu śmierci nawet poprzez takie proste jak mówisz 'a niech Cię'. I nawet gdyby to nie było z premedytacją. Nigdy nie wiesz w końcu czy Twoje przypadkowe słowa nie staną się prawdą. - Tego żadne z nich nie mogło wiedzieć. Z słowami trzeba było uważać. - No dobrze. Cieszy mnie to, bo nie chciałabym odczuć tego, że ktokolwiek, a już na pewno nie Ty życzy mi najgorszego. Nie jest tak, więc tak lepiej. - pokiwała głową. Tak, na tematy rozważane z swoim mężem trzeba było uważać tak samo jak na wypowiadane słowa. Czasami po prostu nie mogli się zrozumieć lub po prostu mieli odmienne zdania. Sam zaczął ten temat, a Marika chciała wiedzieć. Skoro pytała przecież. - Oczywiście, ze chcę wiedzieć. - popatrzyła mu głęboko w oczy oczekując od niego szczerej odpowiedzi. - Myślę, że wątpię iż byłoby w stanie mnie coś zaskoczyć. - Podejrzewała co może powiedzieć, ale chciała się po prostu o tym upewnić. Na jego słowa pokiwała głową ze zrozumieniem. - Tak właśnie myślałam. - odpowiedziała ze spokojem. Nawet jej to nie ruszyło. Czasami trzeba było się do pewnych rzeczy przyzwyczaić lub przyjąć ze stoickim spokojem. Nie przejęła się naganą widoczną w oczach Adama. Nie musiała myśleć w tak filozoficzny sposób jak on. - Oj tam, przecież mówię. - westchnęła cicho opierając policzek o wierzch dłoni. - Nie jest w sam raz. - W słońcu czuła się dobrze. Przygrzewało ją w miły sposób przez co nie było jej zimno. Czuła się dobrze. - Możesz jedynie obrócić mnie w swoją stronę bym nie musiała się nadwyrężać kiedy na was patrzę. - Jeżeli to nie był dla niego problem, choć przecież sam pytał. - To mi w zupełności wystarczy. - stwierdziła cicho zapominając o całym otoczeniu. Teraz nie było to dla niej ważne. Skupiała się na rozmowie z mężem i na prowadzonym przez nich temacie. - A dlaczego nie? Myślę, ze taka starość jest dobra. Niedołężności? - to zależy jak na to patrzeć i co brać pod nazwą niedołężność? - Gdybym była sama? Nie, nie boję się. Jeżeli to było by mi pisane, to starałabym się w jak najlepszy sposób sobie radzić. Nawet jeżeli byłabym chora. Niepełnosprawna. Przez życie swoje bym przeżyła. Nawet będąc samą. Nie boję się tego co jest nam pisane i tak nieuniknione. - Można by stwierdzić, ze te złe mity o nieszczęśliwej starości są przereklamowane. Samemu też można sobie radzić. Ludzie tak żyją i dają rady. Dużo zależy od woli i chęci starszej osoby. Marice do starości zostało jeszcze kilkanaście lat. Co ma być to będzie. - Czy to Ci odpowiada? Moja odpowiedź, czy jeszcze czujesz niedosyt? - bo w zasadzie to nie wiedziała czemu służyło jego pytanie, ale nie szkodziło jej odpowiedzieć na nie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:33, 12 Kwi 2011    Temat postu:

- Ale twierdzisz że znasz odpowiedź taką jakiej bym udzielił. W zasadzie zakładasz że zrobiłbym tak a nie inaczej, bo jestem taki a nie inny. To niewiele się różni, nie mam jak tego rozgraniczyć. - mruknął pewnie, nie pozostawiając jej miejsca do zbyt wielkiego i zwycięskiego 'ale'. Adam zamachał lekko palcem i poprawił ją - Nie. Tutaj niestety sama siebie wprowadzasz w błąd. Wielokrotnie... Mariko, wielokrotnie z twoich ust padały różnorakie złorzeczenia - zaśmiał się krótko i westchnął przypominając sobie klątwy które rzucała mniej czy bardziej świadomie - Swoją drogą bardzo zgrabnie ci to wychodziło. Przyjemnie było popatrzeć. - stwierdził ubawiony wyrazem twarzy Hiszpanki. Chyba nie myślała że była święta przed atakiem amnezji? Rozbawiłaby tym Adama jeszcze bardziej. Mężczyzna prychnął i rzucił kpiąco - Gdybym miał uważać na każde słowo, które wypowiem to nie byłoby już większości Nowego Yorku i połowy Forks. - pociągnął za kosmyk swoich włosów jakby sprawdzał ich długość. Zaczesał je zaraz w bok, bo im dłuższe to tym bardziej przeszkadzały. Adam odchylił się w tył prostując ramię spoczywające na oparciu ławki. Przesunął palcami po lakierowanym drewnie. Było przyjemnie ciepłe tam gdzie nagrzało je słońce - Trudno się było pomylić. - mruknął nie będąc ani zaskoczonym ani rozczarowanym. Byłby gdyby Marika miała o nim inne zdanie. Wiedział jednak że to mało prawdopodobne, a szanse w przeciągu dwóch ostatnich tygodni zbliżyły się do poziomu zerowego - Mówisz, a nie myślisz. - zauważył a nie zabrzmiało to uszczypliwie czy złośliwie. Po prostu zwrócił uwagę na pewien fakt - Mogłaś powiedzieć wcześniej. Już. - wstał z ławki i stanął przy wózku Mariki zerkając znad jej głowy na Juniora. Mały siedział we względnym spokoju ciągnąc za rzepki swoich butów. Adam obrócił wózek co na utwardzonej alejce nie było jakimś trudnym zadaniem i usiadł z powrotem by nadal prowadzić dziwaczną dyskusję jaką podjął z nudów - Nie, nie odpowiada mi. - powiedział i wytłumaczył Marice o co dokładnie mu chodziło - Miałem na myśli to co naprawdę byś robiła. Wyobraź sobie siebie w pustym domu. Możesz założyć że jestem z tobą, ale niekoniecznie chodzi mi o wspólną przyszłość. Siedzisz w domu Mariko. Sama. Dzieci... Ogólnie są poza nim, nie wiem, studiują, pracują... - wymienił obojętnie - Co chcesz. A co robisz ty? Starsza, ze zmarszczkami, posiwiałymi włosami, czująca się staro i słabo. Jak się czujesz gotując tylko dla siebie...? Nie boisz się tego? - zapytał ponownie przytrzymując Juniora, który zechciał opuścić ławkę. Mały nabzdyczył się, ale dał się obłaskawić kiedy stanął na kolanach ojca szczerząc pojedyńcze ząbki do Mariki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:59, 13 Kwi 2011    Temat postu:

- W pewnym sensie tak. Mogę to zakładać na podstawie tego co zaobserwowałam przez ostatnie kilka dni. Więc tak zakładam, że znam odpowiedź taką, a nie inną. - To akurat nie było zapewne żadnym zaskoczeniem dla niego. W końcu czego mógł się po niej spodziewać? Chyba raczej żadnej słodkiej odpowiedzi? Marika była osobą dość szczerą i nie uważała by trzeba było ukrywać przed Adamem takie rzeczy. Lepiej by wiedział jakie ma zdanie na ten temat. - Na prawdę? - zmrużyła delikatnie oczy przyglądając mu się. Jego wyraz twarzy nie mógł kłamać. - Być może. Na pewno nie w czasie gdy tu jestem. Nie mam wpływu na to co mówiłam wcześniej gdy pamiętałam. - Nie, co to, to nie. Marika w żadnym wypadku nie uważała się za świętą osobę. Daleko jej było do niej. Grzechy czy też grzeszki jakie popełniała łatwo można by było wymienić. - Zgrabnie? - podzieliła jego śmiech próbując sobie to wyobrazić. - I na kogo tak złorzeczyłam? Najwidoczniej musiał mi coś zrobić, ze na to zasłużył. Nie wydaje mi się abym była osobą 'lekką' w pożyciu. - wzruszyła ramionami jak by mało ją to tak na prawdę obchodziło. Skoro w szpitalu nie potrafiła się pohamować by naskoczyć na bliskie jej osoby to co dopiero na obcą osobą lub taką, która jej zalazła za skórę? - I co rozpieprzył byś to w drobny mak? - roześmiała się. Tak Adam i uważanie na swoje słowa tym bardziej do innych osób. Trudno było jej sobie to wyobrazić. Marii pochyliła się nieznacznie w przód uważając na swoje stłuczone żebra i podrapała się po łydce, bo okropnie ją zaswędziała jak by właśnie komar ją ugryzł. Nienawidziła wszelkiego robactwa, żadnych insektów i owadów. Ani tym podobnych gadzin. Napawały ją okropnym obrzydzeniem i z chęcią by je wyrżnęła w drobny mak tak by żadne z nich nie miało szansy na przeżycie. No, ale jak mawiają każde stworzenie jest boże i ma prawo do życia. No cóż z tym akurat by polemizowała. Jednak nie jej było sprzeciwiać się woli boskiej. Oj od razu do zerowego. A skąd Adam mógł wiedzieć co Marika o nim tak na prawdę sądziła, poza tym co usłyszał z jej ust? Nawet nie mógł podejrzewać jak bardzo są podobni w pewnych sprawach do siebie. No cóż w końcu Marika nie mówiła mu o tym, a on jasnowidzem też nie był. - Mówię i myślę. Bo dziwne bym nie mówiła czegoś bez zamyślenia się nad tym. - pokręciła głową na boki. Poczekała aż jej mąż nakieruje ją w odpowiednią stronę. Teraz kiedy miała lepszą widoczność i nie musiała się nadwyrężać czuła się o wiele lepiej. - Dziękuję. - Pewnie powie, ze nie ma za co, ale Marice wypadało podziękować. I tak też właśnie uczyniła. Westchnęła cicho. Nie wiedziała czemu służą te pytania. A skąd ona mogła to wiedzieć? Daleko jej było do tego. Więc skąd mogła wiedzieć co będzie robić za te kilkanaście lat? - Nie rozumiem czemu chcesz to wiedzieć i czemu o to pytasz? - zapytała ze spokojem. Nie było w tym ani grama nagany. Po prostu nie rozumiała na co to mu jest? - Wyobrazić. A Ty sobie potrafisz takie coś wyobrazić? I nie mów mi, ze nie rozmawiamy o Tobie. Odpowiedź potrafisz? - to było zwykłe pytanie. Marika lubiła czasami odpowiadać mu w ten sposób pytaniem na pytanie. - Nie mam pojęcia. Może nie najlepiej, a może dobrze? Gotowanie dla siebie samej nie jest najgorsze. - oparła policzek o dłoń jak uczyniła to kilka chwil wcześniej. - No dobrze zakładając, że jestem już stara, brzydka, pomarszczona, samotna i musząca zadbać o siebie samą... Co bym robiła? Hm... Chyba w większości to co starsi ludzie? Zatapiała się przy lekturze gdyby mi wzrok na to pozwolił? Może prowadziła dom? Może robótki ręczne, a może wcale tak by nie było. Z drugiej strony zaś mogłabym być aktywną osobą i wcale nie tak schorowaną. Wiele ludzi uprawia sport nawet na starość, jakieś wyprawy z powodu nadmiaru czasu. Nie mam pojęcia, zadajesz trudne pytanie. Bo tak na prawdę nie wiem co będę robić za te kilkanaście lat czy w ogóle dożyję tego czasu. Trochę mi do tego jeszcze pozostało. I póki co nie muszę się o to martwić. - Przynajmniej tak jej się wydawało. Spojrzała na synka, który świecił do niej swoim oszczędnym jeszcze uzębieniem. Uśmiechnęła się do niego promiennie, wyciągając do niego dłoń co w obecnej pozycji było o wiele łatwiejsze niż wcześniej. Pociągnęła go za nogawkę spodni, zaraz ją puszczając. By odpędzić te pokrętne myśli o starości od siebie zajęła się zabawianiem syna. Lekko go uszczypnęła w nogę, a po chwili pogładziła to miejsce tak, ze ledwo co to poczuł. Ogromnie sprawiało jej przyjemność patrzenie na jego uśmiechniętą twarz.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:54, 13 Kwi 2011    Temat postu:

- W taki razie zakładaj. - zgodził się dla jej świętego spokoju - Ale nie udzielaj odpowiedzi za mnie, ani przedemną. - poprosił z fałszywym uśmieszkiem na wąskich ustach, który mówił że tak oto właśnie zdobył dla siebie punkt w grze która nie miała żadnych jasno określonych reguł. Ona była szczera, a on nie był szczery. Idealna para - Przecież nie kłamię. - powiedział dobitnie i teraz akurat mogła mu wierzyć całkowicie - Było tak jak mówię. Mogłem z tobą konkurować o to kto komu bardziej uprzykrzy życie i wcale nie byłbym pewien o wynik tej rozgrywki. Bardzo zgrabnie. - przytaknął a słaby uśmiech powrócił na jego usta - Masz ku temu talent, tym bardziej jak zaczniesz w swoje wypowiedzi wplatać hiszpańskie przekleństwa. Co prawda wtedy niewiele rozumiem, ale... Wyglądasz bardzo imponująco. - stwierdził spoglądając na Marikę i przypominając sobie maskę pełną wściekłości która czasem jakimś cudem znajdowała się na pięknej twarzy Hiszpanki, która była jego żoną. Samo patrzenie na nią sprawiało mężczyźnie typową przyjemność z jakiegoś pokrętnego faktu posiadania. Tym bardziej kiedy teraz była w pewnym sensie jak dziecko we mgle. Adam otrząsnął się z wizji snu, który nagle mu się przypominał i wyrzucił sterylne terrarium, którego był władcą z umysłu - Komu? - zapytał wracając już na ziemię - Mam wyliczyć? Cóż... Zaczynając od rodziców... Poprzez znajomych, mojego brata i tak dalej, a na mnie kończąc. - dodał skromnie jakby ta ostatnia osoba nie była godna wzmianki. I wcale nie musiałaś mieć jakiś konkretnych powodów, choć w większości jednak je posiadałaś. Uniósł lekko brew słysząc jak kobieta się roześmiała. Dla niego nie było w tym nic zabawnego, więc w przeciwieństwie do niej spoważniał - Zakładając że samym życzeniem czegoś 'złego' mógłbym kogoś wykończyć, to chyba tak... - powiedział takim tonem jakby to o czym rozmawiali miało mieć miejsce. Chyba nie wiesz że czasami chciałbym tak móc... Strzelić palcami i choć na jakiś czas pozbyć się kogoś. - Z drugiej strony jednak szkoda miasta. Lubię je. - bynajmniej jeśli chodziło o Nowy York, bo nad Forks mógłby się zastanowić przez krótką chwilę i rozważyć argumenty za pozostawieniem miasta na powierzchni, a zrównaniem go z ziemią. Mężczyzna pokręcił głową przecząco, ale milczał. Zdziwiłabyś się ile powiedziałaś nie myśląc. Przeraziłabyś się ile ja wyrzuciłem z siebie nie myśląc nad tym o czym mówiłem. - Proszę bardzo. - odparł obojętnie. Junior buntował się dalej, ale raczej nie zanosiło się na poważniejszy wybuch histerii. Był jak każde małe dziecko niezadowolone z tego że ojciec nie pozwala mu na to i owo, a Adam teraz nie chciał go ani puścić ani z nim się przejść, ale pewnie będzie musiał - Mówiłem ci że chcę to do kogoś porównać, tylko tyle. - wytłumaczył znosząc cierpliwie wszelkie fanaberie swego syna, który klapnął z rozmachem na jego kolana. Adam usiadł wygodniej słuchając Mariki - Nie wiem. Nie zastanawiałem się nigdy, ale akurat życia samotnika nie muszę sobie wyobrażać. bez względu na to czy mówimy o mnie w wieku lat trzydziestu, pięćdziesięciu czy osiemdziesięciu. - odpowiedział dość zwięźle i jasno mając nadzieję że to jej wystarczy. Zapadł się w ławkę bo słońce wspinało się coraz wyżej i zagarniało dla siebie coraz więcej przestrzeni. Przesunął się trochę w bok. Przy takim nastawieniu Juniorowi groził albinizm nabyty. Jego ojciec uciekał przed ciepłem. Uśmiechnął się w pewnym momencie i wpadł jej w słowo - Lubię trudne pytania. Są ciekawsze. - mruknął i machnął dłonią by kontynuowała swoją wypowiedź dalej. Kiedy skończyła milczał przez chwilę patrząc jak kobieta bawi się z Juniorem - Nie chciałem byś się martwiła. Chciałem tylko znać twoje spojrzenie, a w zasadzie... Nieważne. - mruknął obojętnie. Grace nie pasowała mu do robótek. Powoli zaczął się skłaniać do decyzji która zagnieździła się w nim jakiś czas temu. Coraz więcej przemawiało za jej podjęciem. Teraz jednak musiał poczekać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:22, 14 Kwi 2011    Temat postu:

- Ależ wcale nie udzielam. Powiedziałam jedynie przecież, że mogę się domyślać tego. W żadnym wypadku nie wciskam Ci żadnych słów w Twoje usta. - zmarszczyła brwi w niezrozumieniu dla jej słów. Nie chciała tym urazić Adama. Trudno było odnieść inne wrażenie. No cóż najwidoczniej Marika będzie musiała bardziej się kontrolować. Grze? Marika w nic z nim nie grała, chyba, ze on sam prowadził jakąś pokrętną gierkę, o której ona nie miała żadnego, zielonego pojęcia? - Przecież tego nie mówię. - Mars na jej czole się pogłębił, ale po chwili wygładził się w rozluźnieniu. Wysłuchała go od początku do końca zastanawiając się nad tym czemu tak bardzo komuś źle życzyła i szczerze mówiąc nie doszła do żadnego rewelacyjnego wniosku. Najwidoczniej tak już musiało być. Tego akurat w żadnym wypadku nie kwestionowała. - I to Ci się tak bardzo podoba? - zapytała nie rozumiejąc co w tym jest takiego imponującego, pociągającego i tym podobnym. No cóż nie wiedziała, bo nie pamiętała siebie sprzed okresu wypadku. Gdyby pamięć jej wróciła wiedziałaby co w tym było. To nawet wyglądało czasem dość zabawnie. - Tak. Hiszpańskie przekleństwa. Gorąca krew. - kąciki jej ust drgnęły w górę. - Na prawdę bardzo ciekawe życie mieliśmy. - Nie powiedziała tego z żadną złośliwością. Po prostu tak to stwierdziła. I nie było w tym nic złego. Ale któż mógł wiedzieć jaki jeszcze demon siedzi w Marice? Nigdy nie była osobą spokojną, czy też miłą, biorąc pod uwagę okres jej życia przed poznaniem Adama. I mijając czas macierzyństwa kiedy to spotulniała, a nawet bardziej wpadła w sidła depresji. Nie było czego tu wspominać. - Zrozumiem znajomych i brata, ale na Ciebie? - zmrużyła delikatnie oczy. - Jednak chyba nie w czasie gdy byliśmy małżeństwem? - Raczej chyba wątpiła w to by własnemu mężowi życzyła śmierci. - Ale nie możesz. Więc to nie wchodzi w grę. Nikt nie ma takiej mocy. - To nie serial o typowych bohaterach udających herosów z nadnaturalnymi mocami mogącymi zrobić innym krzywdę bez ruszenia się z miejsca. To tylko fikcja i bajki. - Więc miasto zostało ocalone. - Powiedziała jak by z cichą ulgą w głosie. Mieszkańcy mogli być dumni. Przetrwają kolejne stulecie jak dobrze pójdzie. - Tak, rozumiem. Raczej nie jestem dobrym materiałem porównawczym. - Tym bardziej w tym momencie kiedy nie była jednoznacznie zdecydowana. - Lubisz takie życie? Samotnicze? - zapytała po prostu chcąc wiedzieć. Nie musiał się rozgadywać na ten temat. Zwykła odpowiedź jej wystarczy. Każdy chyba czasem chciał pobyć samemu. Czasami czas wolny dla siebie był potrzebny, ale jemu nie chodziło o krótki czas. - Nie martwię się. Póki co, nie. A w zasadzie to co? - Chciała by dokończył. Być może to akurat było dla niej ważnym. Nie lubiła niedokończonych zdań. Skoro prowadzili już na ten temat rozmowę. Decyzji? Jakiej decyzji? Co konkretnie miał na myśli? I co znów się gnieździło w jego głowie bo czasami można było się przerazić na samą myśl.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:29, 15 Kwi 2011    Temat postu:

Nie sprzeczaj się ze mną, bo wcale nie mam na to ochoty. Adam najchętniej uciekłby gdzieś w chłodne zacisze własnych czterech ścian. Tam mógłby się dopiero zacząć umawiać z kobietą o to kto, co i komu. Teraz pod wpływem ciepła stawał się raczej leniwy, jakby jego energia gdzieś uciekała. Jasne, że to on sobie tylko pogrywał. To chyba nie powinno być dla niej żadną nowością, bo przecież teoretycznie powinna go już poznać przez ten czas, jaki z nią spędzał. Twierdziła że już wiedziała co mniej więcej w nim siedzi. I właśnie siedziało w nim to. Nieuzasadnione pragnienie dziwnej zabawy, której tylko on znał reguły. Mężczyzna pokiwał głową – Tak, to mi się tak bardzo podoba. – powtórzył przeciągając lekko wyrazy jakby ją przedrzeźniał – Wyglądasz wtedy jak walcząca walkiria, której nic nie może złamać. Choć to zapewne pozory, bo złamanie ciebie czasem przychodzi zaskakująco łatwo. Możesz imponować, naprawdę. – dodał by rozjaśnić trochę jej niewiedzę, którą miała wypisaną na twarzy. Kiedy i to nic nie dało powiedział – Po prostu mam inny gust, albo coś w tym stylu. Chyba nie ma się czym martwić. – mruknął ciszej, jakby odbiegając już od tematu, który miał nadzieję wyczerpać. Nie potrafił tego wytłumaczyć, tak jasno jak Marika tego potrzebowała. Wydawało mu się że skoro jakiekolwiek uczucie w nim istnieje to już jest dostatecznie dobrze, bo zawsze mogło być gorzej – My ciągle mamy ciekawe życie. – poprawił ją używając czasu teraźniejszego – Ciągle też możemy je mieć. Nie mam nic przeciwko. – zobligował się i spojrzał na Marikę jakby i od niej oczekiwał podobnej deklaracji. Odwrócił jednak wzrok wiedząc że pewnie zbyt wiele by chciał. Parsknął śmiechem i podrapał się w kark – A dlaczego nie mnie? Nie sądzisz chyba że jestem ideałem męża i głowy rodziny? To znaczy… Mogę nim dla ciebie być, choć szczerze w to wątpię. Jednak nie o tym rozmawiamy. Mariko, oboje mamy niezgodne charaktery i czasem to się ujawnia aż nadto. Bywało różnie, wierz mi. Zawsze jednak dochodziliśmy do jakiegoś kompromisu. Tak, nawet teraz kiedy jesteśmy małżeństwem. – powiedział z naciskiem – Choć już zdecydowanie mniej. Ani ja, ani ty nie rozmyślamy o rozprawach sądowych. – zapewnił ją by nie wyobrażała sobie jakiś przekolorowanych wizji ich związku, w których to pewnie co dzień trzaskałby szklanki i talerze. Adam wykrzywił usta i jęknął – Zabierasz człowiekowi całą radość z życia. Nawet pomarzyć nie można. – stwierdził kwaśno – To oczywiste że nie bawiłbym się w boga… - ale już w jakieś pomniejsze bóstwo to może i nawet chętnie. Dlaczego by nie? Może akurat świat byłby lepszy – Nie chodzi o to że ty nie jesteś… Miałem na myśli to że nie mam do czego porównać naszego związku. O ile o takowym mogę jeszcze mówić. – Adam milczał przez chwilę zastanawiając się jak odpowiedzieć na jej pytanie – Czy lubię… Trudno powiedzieć. W zasadzie tak, ale z drugiej strony jednak ku tobie ciągnę, a potrzeba kontaktu z drugim człowiekiem chyba nie jest wyznacznikiem życia osoby samotnej z upodobania, prawda? Więc częściowo lubię, a częściowo potrzebuję czegoś innego. Odpowiada? – zapytał rozkładając dłonie w geście niewiedzy. Miał nadzieję, że to jej wystarczy, bo opowiadania o sobie nie cierpiał jeszcze bardziej niż opowiadania o kimś, lub o czymś ze swoim udziałem. On nie udzielał jej zwykłych odpowiedzi, bynajmniej nie teraz kiedy w jakiś sposób uczył Hiszpankę wszystkiego od nowa. Nie był skąpy. Kiedy się poznawali też dowiadywała się o nim o wiele więcej niż każdy inny przeciętny człowiek – Nic Mariko. W zasadzie nic. – zakończył wstając by potowarzyszyć Juniorowi w przechadzce. Ujął jego małą dłoń i pomógł w stawianiu kolejnych, chwiejnych kroczków.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:10, 15 Kwi 2011    Temat postu:

Przecież zawsze może to zrobić. To, ze Marika jest przykuta do tego miejsca nie znaczy, ze on też. Nikt nikogo nie trzymał na siłę. A już na pewno nie Marika. Nie było. Na pewno nie było ani nowością, ani zaskoczeniem. Czasami kiedy się już do czegoś przyzwyczaiła ciężko ją było czymś zaskoczyć. A gierki Adama, no cóż dawna Marika w łatwy sposób by się na tym poznała. Teraźniejsza jeszcze tak bardzo tego nie rozróżniała, ale pewne istotne fakty nie uchodziły jej uwadze. - Czasami mnie zadziwiasz. - uśmiechnęła się z lekkością. Nie było to dla niej czymś dziwnym, bo to chyba raczej naturalne i na miejscu by żona podobała się mężowi, nawet jeżeli chodziło o sam wygląd gdy się kłóciła czy coś w tym stylu. Każdy ma swoje upodobania. Że są czasem dziwne lub odstające od normy? Co z tego. Każdy ma prawo do lubienia czegoś innego. - Miło, ze tak myślisz. - to raczej powinno być miłe dla kobiety i łechtać jej ego. W końcu jej osoba pomimo wszystko nie była ignorowana, a wręcz przeciwnie. Adam powinien dodać, ze tylko bliskie jej osoby potrafią ją złamać. Obcy się to nie udaje. Ludzie z którymi ma bliską styczność i coś dla niej znaczą mają taką moc. - Rozumiem, przecież to normalne. Każdemu podoba się coś innego. Jak to się mówi to takie zboczenia. - roześmiała się cicho zakrywając usta dłonią. Jej oczy chyba pierwszy raz od kilku dni normalnie się śmiały. - Oczywiście, mamy, przepraszam, to takie przejęzyczenie. Jeszcze nie całkiem się w to wdrążyłam. I zapewne będziemy mieć. - Bardziej niż im się wydaje. Bo sami nawet nie są świadomi ile jeszcze na ich głowach będzie, a ile trosk im przybędzie. Oj niech on tak już nie ucieka od niej wzrokiem bo ona jest wciąż jego żoną. Zrobiła coś nieoczekiwanego jak nawet na nią samą. Wyciągnęła dłoń w przód i poczochrała mu włosy z zadziornym uśmiechem na ustach. Wierzchem dłoni kiedy cofała musnęła jego policzek, po czym jej dłoń wróciła na swoje miejsce. To była chyba jedna z nielicznych by nie powiedzieć, ze pierwszych bliższego kontaktu z mężem. A po chwili zachowywała się tak jak by nic się nie stało. - Szczerze? Nie wiem. To znaczy hm... A dlaczego nie? Nie koniecznie bycie ideałem, ale głową rodziny i mężem? Poza tym to zależy jak na to patrzeć. - wychyliła lekko twarz w stronę słońca myśląc o czymś. Przetarła oczy, po kilku sekundach nie mogąc patrzeć na słońce które raziło zapatrzyła się na punkt za Adamem. Znów te mroczki przed oczami. - To chyba lepiej przecież? Chyba byś nie wolał abym była uległą, potulną jak baranek szarą myszką bez własnego zdania i na wszytko sie zgadzającą? - O nie, co to to nie. Marika sama takiej siebie by nie zniosła dłużej niż pięć minut. - Czasami dobrze jest się dotrzeć by oczyścić atmosferę. - Wiadomo te negatywne, złe naładowania emocji,m które nie mają jak się uwolnić a później wybuchają w jednej chwili. Jak strzała, albo piorun. Kłótnie są czasem dobre o tyle o ile ludzie potrafią się później godzić i żyć dalej w zgodzie. W zasadzie to Marika nic sobie nie wyobrażała. Nie miała jasnej wizji jak wyglądało ich małżeństwo nie chcąc się uprzedzać ani nastawiać do niczego. - Tak, bo jestem wredną, podłą zołzą. - powiedziała z satysfakcją małego dziecka. - Poza tym niczego Ci nie zabieram. Stwierdzam smutne, okrutne fakty. - wyszczerzyła zęby w uśmiechu chorej satysfakcji. - No cóż ja Ci w tym nie pomogę. - wzruszyła ramionami. Przygładziła dłonią jakąś zmarszczkę, która powstała na koszuli kobiety i drażniła ją tym faktem, ze śmiała w ogóle bez jej zgody się tam pojawić. - Oczywiście, że tak. Tak jedynie chciałam wiedzieć co na ten temat sądzisz. - Tak jak mówiła nie trzeba było się nad tym rozwodzić. Zastanawiała się czy zadać mu pewne pytanie skoro już tak rozmawiali dogłębnie na temat ich związku. - Hm... - przyłożyła palec do ust milcząc dłuższą chwilę. - Mam pytanie, w zasadzie to chyba z gatunku tych głupich. - uśmiechnęła się kwaśno. - Czemu właściwie się ze mną związałeś? Pomijając to, ze mnie kochasz? Co Cię tak na prawdę skłoniło do tego? - to chyba nie powinno być trudne pytanie. A to Marikę niezwykle ciekawiło. Tym bardziej gdy Adam sam przed chwilą oświadczył jej, ze zrezygnował ze samotniczego życia na jej korzyść? I nie wierzyła, że była to tylko miłość. Z nią akurat mógł być szczery.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:20, 15 Kwi 2011    Temat postu:

To że Marika była przykuta, a to że on chciał być przykuty do Mariki to dwie całkiem inne sprawy nie podlegające żadnej, nawet najkrótszej dyskusji - Dlaczego? - zapytał będąc właśnie tak zaskoczonym jak Marika tylko że z całkiem innego powodu niż ona - Nie wiem co masz na myśli. Wytłumaczysz mi? - poprosił, bo skoro oboje tak cierpliwie tłumaczyli sobie wszystko to i to mogliby wyjaśnić. Tym bardziej że zastanowił go jej uśmiech. Taki szczery i promienny - Dziwne by było gdybym tak nie myślał. - zauważył zrzędliwie, starając się nie wywrócić przy tym oczami zbyt teatralnie. Prychnął cicho - Zboczenia? - zapytał marszcząc lekko jedna brew i patrząc na swoją żoną z rozbawieniem - Nie... Masz rację, ewidentnie. jak można jeszcze bardziej kochać kobietę, która chce w danym momencie skręcić ci kark? Tak, klasyczne zboczenie. Wprost perwersja Mariko. - dodał wtórując cichym, tłumionym śmiechem kobiecie. To że przebywali obok siebie miało na nich najwyraźniej zbawienny wpływ i to było widać. Adam czuł się najswobodniej w obecności Mariki, a ona chyba teraz też nie mogła powiedzieć że czuje się choć trochę podenerwowana czy spięta - Czas przyszły brzmi lepiej, prawda? - zapytał, a z ust takiego pesymisty jakim bywał na co dzień pewnie zabrzmiało to zaskakująco i anormalnie. Kiedy wyciągnęła w jego stronę dłoń mimowolnie chciał odsunąć się w tył ale oparcie ławki mu nie pozwoliło. Spojrzał na kobietę spod czarnej grzywy i spróbował ją zdmuchnąć co nie przyniosło pożądanych efektów. Koniec czułości Mariki jednak dopiero wprawił go w małe zakłopotanie, bo trudno było przestawić się z tego że kobieta z nietykalnej znów powoli staje się tykalna. Odrzucił wspomnienie w którym jego usta prześlizgiwały się po jej nadgarstku, który sekundę przed miał tuż obok siebie. Odchrząknął i mruknął pod nosem - Są inne sposoby przekazania mi tego ze czas najwyższy iść do fryzjera. - zagarnął włosy w tył - Zwykłe uwagi jestem w stanie znieść i rozpatrzyć. - popisał się swoim najlepszym żartem i po chwili jak i Marika zachowywał się tak jakby nic się nie stało - W takim razie jak na to patrzysz Mariko? Nadaję się na idealnego pana domu czy nie? - zapytał bez większego zainteresowania odpowiedzią której udzieli. Niezachwiana wiara we własne siły podpowiadała mu że co by się nie działo, to sobie poradzi. I sobie radził. Jeśli inni w niego nie wierzyli, to później tylko rozczarowywali się - Osobiście nie. Potulne baranki są miałkie i nudne. Ale przyznasz że zdarzają się mężczyźni, którzy szukają właśnie takich kobiet. Nie wiem... Dowartościowują się przez to w jakiś sposób? - wzruszył ramionami patrząc z góry na Juniora. Adam wyprostował się bo mały przystanął kręcąc główka we wszystkie strony. Mężczyzna podparł się pod boki i obrócił twarz w stronę kobiety na wózku - Weźmiesz go na kolana? - zamierzał popchnąć wózek, bo tkwienie w miejscu męczyło go niepotrzebnie. I być może robiło się już tłoczno, bo po alejce kroczył ktoś ktoś tak jak i oni zażywał kąpieli słonecznych. Mężczyzna pokręcił lekko głową i wziął Juniora w ramiona - Amnezyjna specjalistka od związków. Słyszysz co matka wygaduje? Trzeba się dotrzeć... Marii... Jedziemy. - zarządził i podał jej dziecko. Ustawił się za wózkiem i pchnął zaciskając lekko usta. Powinni tutaj mieć bardziej odosobnione miejsca. Choć nie izolatki. Kiedy zadała najlepsze z możliwych pytań spojrzał na nią z góry jak sęp na upatrzoną padlinę - Nic konkretnego. - powiedział błogosławiąc to że nie patrzy w jego oczy - Chyba to ze cię kocham powinno być dostateczną odpowiedzią. Nie potrafię wskazać jednej, konkretnej cechy, która mogła rzutować na to że się do ciebie zbliżyłem. Ogół Mariko, liczył się ogół. - Poza tym byłaś tak fantastycznie zagubioną kretynką z dzieckiem na karku... Podana na tacy. Zacisnął dłonie na rączkach silniej mając nadzieję ze nie będzie chciała dowiedzieć się więcej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:11, 15 Kwi 2011    Temat postu:

No tak, w takiej sytuacji akurat nie było się o co sprzeczać i dyskutować. - Tak po prostu. Wiesz nie boisz się wyrażać swojego zdania. Nawet jeżeli jest odmienne od innych. Poza tym przyznałeś się, ze Cię kręcę. - roześmiała się odchylając delikatnie głowę w tył. To powietrze stanowczo dziwnie na nią działało jak by ktoś, coś do niego wpuścił. - Ty się niczym nie zrażasz. Nie jeden już by zawinął się i nie wrócił, ale nie Ty. Trwasz i trwasz. I tu nie chodzi tylko o to, ze jestem Twoją żoną. Ogólnie sposób Twojego bycia jest dla mnie zadziwiający na kilka sposobów, bo owszem czasem odpychasz tym swoim pesymizmem, ale przez te ostatnie dni się przyzwyczaiłam do Ciebie. I do rozmowy i odmienności zdań i tak ogólnie. Bez Ciebie to już nie jest w zasadzie tak miło i wesoło. Bo czasem potrafisz mnie rozbawić. - Zaczesała zgrabnym ruchem ręki kosmyk włosów za ucho patrząc wprost w oczy Adama. Nie bała się tego. Nie uciekała też od niego. - A co nie jest top urocze? - zabawiała się z nim w słowa. - No oczywiście, ze można. Poza tym to zależy czym sobie zasłużył ktoś na skręcenie karku. - bo i tak mogło być, ale Marika raczej żartowała. - Sam powiedziałeś zresztą, że lubisz mnie wybuchową, więc nie widzę powodu byś takiej mnie kochać nie mógł. - zauważyła rezolutnie bawiąc się rąbkiem koszuli który przelewał się w jej palcach jak atłas. Owszem czuła się dobrze. W końcu z Adamem mogła swobodnie rozmawiać na wszelkie żywe tematy. Bez żadnego skrępowania. I najwyraźniej póki co czuła się przy nim dobrze. Można by rzec, ze coś się zmieniło w przeciągu tych kilku godzin. Sama myśl o wyjściu z szpitala ożywiła Marikę. Nie zastanawiała się nad tym co będzie dalej. - Owszem. Lepiej. - Kiwnęła głową zgadzając się z nim w pełni. Czas przeszły stanowczo nie pasował tutaj do nich, tym bardziej, że ich związek wciąż trwał. Miał lekkie utrudnienia, ale nie pierwszy i nie ostatni raz z czym zawsze potrafili sobie poradzić. - Co? - zapytała zdezorientowana jego uwagą na temat fryzjera i wybuchnęła po chwili śmiechem. - Niczego takiego Ci nie sugerowałam nawet. - Więc czym miał znaczyć jej gest? - A rozpatruj, nie składałam zażaleń. - uśmiechnęła się lekko cicho wzdychając by uspokoić własny oddech przyśpieszony od śmiechu i tylu bodźców. - Zapytaj mnie o to za jakiś czas jak pobędę z Tobą w jednym domu kilka dni. - To było lepsze rozwiązanie niż udzielanie opinii na temat na który niezbyt wiele mogla się wypowiedzieć z powodu braku jako takiej świadomości. - Może szukają, ale są to nawet nie mężczyźni,a raczej mięczaki, którzy tak na prawdę nie są tacy silni za jakich chcą uchodzić, a że mają ciche żony to mogą często szpanować. A taka i tak się nie odezwie. Na szczęście Ty taki nie jesteś. - Marika nie zniosła by męża mięczaka. Potrzebowała statecznego, pewnego siebie partnera, który wiedział czego chce i umiał o to walczyć. - Jasne, daj mi go. - wyciągnęła swe szczupłe dłonie w kierunku syna. Kiedy go odebrała od męża usadziła go na swych kolanach, ale on niezbyt chciał siedzieć. Przytrzymując się jej koszuli chwiejnie próbował wstawać na nogi, a Marika trzymała go pewnie by czasem nie wyślizgnął jej się i nie upadł. - O nie. Nic takiego. Nie jestem żadną specjalistką. To wydaje mi się najrozsądniejsze. Lepsze to niż wzajemne pozabijanie się. Bo i takie związki bywają. - Wyrażała jedynie swoją opinię na ten temat nic więcej. - Niech będzie. - Jednak jego odpowiedź jej nie usatysfakcjonowała, a czuła, że Adam nie chce się o tym rozgadywać więc nie ciągnęła go za język bezsensu. Małemu wyleciał z buzi smoczek. Przytrzymał się jedynie dzięki łańcuszkowi przypiętemu do jego małej kurteczki. Chwyciła go w swoje dłonie i wsadziła mu go z powrotem do buzi. Ucałowała go w policzek z radością czując się mogąc się nim zająć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:57, 15 Kwi 2011    Temat postu:

- A czego miałbym się bać? W końcu to moje zdanie, a o ile wiem mogę mówić to co myślę bo mam do tego prawo. - rzucił na wydechu - A jeśli sprawdza się powiedzenie że prawda w oczy kole...? Cóż, Mariko... To mnie mało obchodzi. - zakończył a w jego tonie można było usłyszeć pobłażliwe rozbawienie które wynikało z tego jak świat jest urządzony - Wymyślasz... Kręcisz mnie? Co to w ogóle znaczy? Mów jak człowiek. - poprosił ją bo nie cierpiał tych młodzieżowych zwrotów - Kobieta może pociągać, może się podobać, może budzić podziw i sprawiać że mężczyźni się nią interesują. Ale nie kręcić! To bezsens, który wyjątkowo kiepsko brzmi. Nic w tym z uczucia. - chyba jednak czymś się zrażał. Choćby słownictwem jakie teraz było w użyciu - Tak, trwam. A wiesz dlaczego? Bo nic lepszego nie pozostało mi do roboty, dlatego owszem trwam dość uparcie. Przyszło mi trwać u twojego boku, a skoro już to dlaczego się nie postarać by być solidną podporą? Przyzwyczaiłaś się? - chwytał Marikę za słówka, ale nie robił tego złośliwie, bynajmniej nie teraz - Grace mi kiedyś powiedziała że ze mną nie ma zbyt wielu dróg do wyboru. Albo się mnie akceptuje, albo nie. Sam robię względem innych tak samo, ale... - machnął dłonią - To nieważne. Przyzwyczajenie jednak chyba można podpiąć pod to pierwsze... Tak? Potrafię cię rozbawić? Wiedziałem że poczucie humoru też masz spaczone. - dodał ciszej z uśmiechem którego nie widziała, ale pewnie mogła go wyczuć w zachowaniu Adama - Nie. - powiedział dobitnie - To nie jest urocze. - stwierdził twardo. Jeszcze mu tego brakowało. Jakieś sielanki i klimatów z podrzędnej romantycznej komedii. Uniósł wzrok ku niebu. A mam ci wymienić? On tego najlżejszego przewinienia czy zacząć największym kalibrem? Nie raz byś mi kark skręciła gdybyś mogła. - Aleś ty inteligentna. - szczeknął słysząc ten przemądrzały ton - Normalna kobieta zadowoliłaby się tym że mężczyzna kocha. Ty się cieszysz bo kocham twoją wybuchowość. Zamiast dziwić się i niepokoić, ponieważ patrząc z boku, mogę mieć coś nie tak z głową, ty chyba naprawdę się z tego faktu cieszysz... Tak, tak... - burknął pod nosem patrząc na czubek głowy Hiszpanki - Rozpatrzę i zetnę sobie włosy zostawiając rozsądną długość centymetra. - chyba zwyczajnie się z nią droczył o ile w ich przypadku można było w ogóle o czymś takim wspomnieć. Bo Adam starający się w jakikolwiek sposób rozbawić Marikę sprawiał wrażenie jakby nie do końca był sobą. Wyglądał na takiego który żartował pierwszy raz w życiu i jeszcze nie do końca wiedział jak to się robi - Też mi szczęście. Nie mięczak? W takim razie tyran i choleryk. - chyba zawsze popadał w skrajności. Po prostu lubił widoczne rozgraniczenie między czernią i bielą - Nie... We wzajemnym pozabijaniu się nie ma frajdy. Wybacz, ale wykańczanie przeciwnika do końca... Jak powiedziałaś...? Nie kręci mnie? Dlaczego pozbywać się rozrywki skoro może nas jeszcze trochę bawić? - stwierdził przewrotnie teraz pewnie zasługując sobie na bardzo duży minus u Mariki. Niech się przyzwyczaja do jego światopoglądu. Zawody we wzajemnym wykańczaniu się długodystansowym... Adam trącił palcem ramię swojej żony i powiedział - Zapomniałem o czymś... Wożę w samochodzie już z tydzień twoją obrączkę i pierścionek... Pielęgniarki mi oddały to co miałaś na sobie, biżuterię... Dokumenty chyba mam do odbioru na posterunku. Chcesz je? - zapytał głupio jakby się obawiał że kobieta mogłaby się przyzwyczaić do tego że na jej palcach nic nie ma.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:55, 16 Kwi 2011    Temat postu:

- Owszem. Nie ma czego. Każdy ma do tego prawo, ale nie każdy z tego prawa korzysta. Proste i logiczne. - wzruszyła ramionami jak by mało ją to interesowało w tej chwili. - Bo nie każdy potrafi przyjąć tą prawdę i ją znieść. Są ludzie i ludzie tej drugiej kategorii mniej wytrzymałej. - zasłoniła usta dłonią w momencie gdy zaczęła ziewać. Trochę się zmęczyła, choć w zasadzie to nic takiego nie robiła poza siedzeniem na wózku, rozmawianiem i zabawianiem syna. Ale jego upilnowanie w jej stanie było na prawdę wielkim wyczynem. Zagryzła wargę prawie przygryzając ją sobie do krwi. Przełknęła niemiły smak w ustach i zacisnęła je w wąską linię. Tak rozmowa z Adamem czasem potrafiła być wybuchowa. Wywróciła oczami. - Mówię jak człowiek. Raczej nie przemawiam językiem zwierząt. - zauważyła zgryźliwie. Odechciało jej się o tym mówić. - Niech będzie, podoba, pociąga czy coś w tym stylu. A kręci to też normalne słowo i nie rozumiem co Cię takiego w nim razi. Jesteśmy różni i różnie mówimy nie podoba Ci się to, to nie słuchaj. - Nie obrażała się, ale nie była też zadowolona. Poczuła szarpnięcie na swych włosach. Spojrzała z niemym wyrzutem na syna, który jakimś cudem dorwał się do jej włosów. Wyplątała jego rączki z swych włosów i zabawiała go czymś innym. Byle z dala od jej głowy. - Tak zbyt wielkiego wyboru się nie ma. Podoba Ci się to bądź nie podoba to spieprzaj. Faktycznie, wielce wygórowane. - A Marika co wybierała? Czy miała jakikolwiek wybór? Raczej tak. I póki co był dość jasno klarowny. - No popatrz nie dość że spaczone poczucie humoru to i nienormalna żona. Wspaniały wybór. - Mariki to wcale nie bawiło. Trzeba było lepiej wybrać Adamie. Kogoś mniej spartolonego! - Tyle krytyki dawno nie słyszała, przyjmowała ją jednak na klat. Poradzi sobie z tym. I pragnęła być mniej uzależniona od czyjejkolwiek pomocy. - Żartowałam przecież, nie czepiaj się. - odpowiedziała mu z wisielczym humorem, który zmienił się u niej w przeciągu chwili. Tak kobieta zmienną jest. A Marika na pewnie nie zabawiała się w żadne sielanki. Daleko jej do tego było. - Bardziej niż Ci się wydaje. I nie obrażaj mnie. - uraził ją swoimi słowami. Ona nigdy nie kwestionowała jego inteligencji, natomiast on tak sam nie będąc najmądrzejszym. - Już Ci powiedziałam nie jestem normalną kobietą. I nie cieszę się ze zwykłych rzeczy. Więc się nie dziw. Nic mi do Twojej głowy. I nie koniecznie cieszę. Nie ważne. - machnęła na to ręką. Nie chciała ani rozwijać tego tematu ani też go kontynuować bo Adam i tak jej nie potrafił zrozumieć. To co mówiła było dla niego zbyt dziwne. - Tak? Nie wyglądasz mi na tyrana, choleryk bardziej. A zresztą... - Coś ją zakręciło w nosie. Kichnęła przysłaniając dłonią nos, natomiast drugą trzymając syna. Otrząsnęła się nabierając głębiej powietrza w płuca. - Nie mam pojęcia sam sobie odpowiedź na to pytanie. - Nie będzie się wypowiadać i wystawiać na jego dalszą krytykę. Dość się jej nasłuchała. Jeżeli Adam lubił takie rozgrywki to jego sprawa, Marika się w to bawić nie będzie. Minus? Tak kolejny na jej liście. Obróciła głowę mrużąc oczy gdy ją dźgnął w ramię czego szczerze nienawidziła. Wysłuchała go i wypaliła. - Głupio pytasz. Skoro należą do mnie to oczywiście, że je chcę. Nie wiedziałam gdzie są. A podejrzewałam, ze gdzieś być muszą bo raczej sama bym ich nie ściągała z palca. - To dla Mariki zawsze był wielki symbol. Tak wtedy jak i teraz. - Wracajmy już do szpitala. - zarządziła mając dość tego spaceru. Czuła się zmęczona. Wystarczyło jej tyle ile tutaj przebywała więcej jej nie trzeba było. Teraz chciała się położyć do łóżka.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:29, 16 Kwi 2011    Temat postu:

- Nie korzystają z tego tylko słabeusze i głupcy. Proste i logiczne. - podsumował sprawnie kończąc ten temat. Nie powiedział nic więcej nie widząc sensu w rozwodzeniu się nad wspominaną drugą kategorią. Nie lubił takich ludzi, można nawet powiedzieć ze w pewnym sensie nimi pogardzał. Uwielbiał otaczać się osobami z charakterem, takimi które twardo stąpały po ziemi i wiedziały czego chciały. Poza tym najlepiej by przez większość czasu były poważne i nie wiedziały co to śmiech. Wyjątkiem który już bardzo długi czas wymykał się regule był nie kto inny jak Robert, który wszystkim wyciął największy kawał przychodząc na świat i stając na drodze Adama kilka dobrych lat wstecz. Przemawiasz językiem młodzieży, a temu już daleko do zwierząt nie ma. Wystarczy popatrzeć na twoją siostrę... Gdybyś wiedziała to sama przyznałabyś mi rację. - Nie chcesz żebym przestał słuchać. - stwierdził pewnie upraszając ją by nie rzucała słów na wiatr, bo później mogło być różnie. Adam nie trzeba było powtarzać dwa razy w niektórych sytuacjach, a konsekwencje mogły być bardzo przykre. Zadziwiające jak wzajemnie potrafili sobie praktycznie niczym podnosić ciśnienie. Słysząc jej ton roześmiał się i stwierdził - Marii, nikt cię do niczego nie przymuszał. - powiedział pseudo pojednawczym tonem, w którym po chwili zagościła gorzka nuta prawdy i prostego wyboru - Jak najbardziej możesz spieprzać... Gdyby ci coś nie odpowiadało. - zakończył gładko, unosząc w górę głowę by patrzeć na świat z niezmąconym spokojem, który rozgościł się na stałe w tęczówkach o kolorze lodu - Nie powiedziałem że jesteś nienormalna. Za dużo sobie dodajesz. I dopowiadasz to czego ja nie powiedziałem. Nie zaprzeczaj temu drugi raz. - mężczyzna uśmiechnął się złośliwie i mruknął - Wybacz, nie chciałem cię w najmniejszym stopniu urazić. - pilnował się by brzmiało to jak najbardziej szczerze. Zbyt dużo bierzesz do siebie i szukasz dziury w całym Mariko, jak zawsze szukasz dziury w całym... Adam poruszył ustami ale Marika nie usłyszała żadnych słów. Przedrzeźniał ją tylko. Też żartowałem, dasz wiarę? Nie znasz się na moim poczuciu humoru co mnie coraz bardziej zastanawia, bo kiedyś byłaś skłonna choć do ironicznego uśmieszku, coraz to z tobą gorzej. Albo nie... Może wrócił ci zdrowy rozsądek? - Na zdrowie. - rzucił kiedy kobieta kichnęła - Narzuć sobie sweter na plecy. Bo Ben nie wypuści cię przez najbliższy miesiąc z oddziału. Już odpowiedziałem. I ty znasz tą odpowiedź. - stwierdził treściwie patyczkując się z Mariką aż miło. Chyba już od dawna z nikim nie darł kotów i zwyczajnie mu tego brakowało. Kiedy kobieta odwróciła się do niego i spojrzała na mężczyznę jego rysy natychmiast się wyostrzyły co nie wróżyło niczego dobrego - Nie łaska było zapytać i mi przypomnieć? Nie unoś się. - syknął jadowicie patrząc prosto w oczy kobiety - Nie mam głowy do tego by pamiętać o wszystkim. - zacisnął usta by nie powiedzieć kilku słów za dużo i zamilkł. W ciszy przebyli drogę do parkingu gdzie stał samochód Adama. Czarnowłosy pogrzebał w schowku z którego wyciągnął mały, foliowy woreczek, w którym był pierścionek zaręczynowy i obrączka, jedyna biżuteria którą jego żona nosiła na co dzień. Rzucił go jej bez słowa na podołek i zamknął drzwi. Centralny zamek dał o sobie znać, a Adam nadal zaciekle milczący i wyniośle obojętny zabrał się za dostarczenie Mariki pod jej salę, a dalej do łóżka.

/ Korytarz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:38, 16 Kwi 2011    Temat postu:

- A skąd Ty możesz wiedzieć czego ja chcę? Siedzisz w mojej głowie? - zapytała zgryźliwie. Nie miał nawet pojęcia co w niej siedziało. I tak jak mówiła nie musiał jej słuchać, przeżyje, nie pierwszy i nie ostatni raz. Nic na siłę nigdy. Nie musiał jej ostrzegać, nie było najmniejszej takiej potrzeby. I niech jej nie przypiera tym do muru. - Nie przymuszał, najwyraźniej. - poprawiła kaftanik małego by niepotrzebny wiatr nie owiewał jego odkrytego, małego karku. - Oczywiście, zapamiętam to sobie dobrze. Tak zrobię bez ostrzeżenia gdy mi coś nie będzie pasować. - Nie takiej odpowiedzi oczekiwała od męża. To, ze mogła by od niego odejść najwidoczniej mało dla niego znaczyło. Jak powiedział wielkiego wyboru się nie ma. I gdzie ten kompromis o którym wspominał, bo to raczej nim nie było w żadnym wypadku. Powinna kupić sobie zeszyt i zapisywać tam wszelkie zapiski na temat co jej się podoba, co nie czego powinna się wystrzegać, a do czego ciągnąć. A przede wszystkim spisywać swoje gorzkie żale, może by jej ulżyło. - Ja to powiedziałam. Zawsze mogłeś dokonać lepszego wyboru niż na żonę brać sobie takiego, kogoś jak ja. - powiedziała z goryczą słyszalną w głosie. - Widocznie sam masz spaczony gust. - westchnęła cicho pochylając się delikatnie w przód. Tak lubiła wyolbrzymiać sobie i doszukiwać się dziury w całym. Najwyraźniej taka już była. On lubił myśleć pesymistycznie, a ona wyolbrzymiać. Połączenie idealne. - Nie ważne. - Nie musiał jej przepraszać, nie było takiej potrzeby. Swoje i tak pomyślała. A to co czuła? Cóż kogóż to obchodziło. Była kobietą nie tak silną jak Adam. Wywodziło się to też z różnorodności ich charakterów i Marikę czasem w łatwy sposób można było zranić. - Dziękuję. - odpowiedziała na jego życzenie. Od nienaturalnej pozycji zdrętwiał jej kark. Poruszyła nim na boki i dłonią starała się go rozmasować by choć trochę jej przeszło. Nie przyniosło to jakiś wielkich rezultatów, ale zawsze coś. - Nie jest mi zimno. To zwykłe kichnięcie nic więcej. - Dla niej zawsze było zwykłe, a później okazywało się, że tak zwykle nie jest. Zrezygnowała jednak z swetra. - Może i znam. - nie trzeba było o tym mówić. No, nie chyba szlag zaraz trafi Marikę. Skąd on wziął tekst o tym, ze ona się unosi? W żaden sposób się nie uniosła. - Co? Niby kiedy się unoszę? - Bo chyba nie mówili o tej samej Marice. - Nie mogłam. Jakoś też nie pamiętałam o tym kiedy przychodziłeś do mnie. - zacisnęła mocno powieki pod którymi zebrały jej się łzy. Przytuliła się do syna by się jakoś otrząsnąć. Oddychała ciężko. Dała sobie kilka chwil na uspokojenie. Kiedy otworzyła oczy było już trochę lepiej. Nie płakała. Na pewno nie upokorzyłaby się w ten sposób przed Adamem wystawiając na pośmiewisko. - Nie powiedziałam, ze masz pamiętać o wszystkim. - Powiedziała z boleścią. I znów wszystko się sprowadzało do jej niepamięci. Czuła się taka bezradna w tej sytuacji. I winna. Bo to, ze Adam miał na wszystko na głowie, a ona nie ją bolało, czuła się jak wyrzutek i jak by ktoś ją oskarżał o to. Choć tego Adam nie powiedział jej wprost. Kiedy rzucił jej foliowy worek na podołek spojrzała na niego w milczeniu. Przytrzymując syna jedną ręką otworzyła go i wyspała jego zawartość na dłoń. Długo się jej przypatrywała. W końcu zacisnęła dłoń i przyłożyła do siebie. Jej dłoń od zaciskania pięści zbladła. Otworzyła ją w końcu i w grobowej ciszy, której nawet nie starała się przerwać ubrała obrączkę i pierścionek na serdeczny palec przypatrując się im. Marika tym wszystkim jedynie niepotrzebnie się zdenerwowała. Przeczesała palcami dłoni czuprynkę juniora patrząc jak jej obrączka połyskuje w słońcu i odbija od siebie światło. Do samego szpitala nie odezwała się nie wiedząc nawet co mogłaby powiedzieć więc wolała milczeć.

/ Korytarz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> Centrum miasta / Szpital Rejonowy Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin