Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna

Dom Sobhian Blackrose
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 17, 18, 19
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> Obrzeża miasta
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:03, 05 Lut 2010    Temat postu:

Benjamin zaraz zaprzeczył kręcąc stanowczo głową - Sobh. Nie mów tak. - zakazał jej zdecydowanym tonem. Nieśmiertelność. Nie mogło jej się nic stać. Ben uważał że wyjdzie z tego. Ze potrzeba jej tylko czasu. Zerknął na jej dłonie i poczuł się nie w pełni świadomy. To co się działo nie było realne, nie mogło być rzeczywistością. Mówiła tak jakby z góry wiedziała że przegra. A przecież... Przecież tak nie będzie - Nie ma żadnego 'gdyby jednak' Sobhian. Nie ma tak. Zobaczysz... - ujął w palce kosmyk jej włosów pocierając je lekko między palcem wskazującym a kciukiem - Będziemy ją kochać oboje. - zamilkł widząc znów to dziwnie nie ugięte, zasmucone spojrzenie - Obiecuję. - powiedział szybko, jakby nagle zabrakło mu czasu i innych słów - Oczywiście że obiecuję. - przełknął ciężko - Postaram się najlepiej jak umiem by niczego, jej nigdy nie zabrakło. Ani jedzenia, ani dachu nad głową... Ani opieki. - zapewnił wampirzycę łamiącym się głosem. Nie mógł na nią patrzeć, kiedy była w takim stanie. Serce mu się krajało a coś od wewnątrz coraz bardziej ściskało. Co muszę? Nie poganiał jej. Miała czas.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Siobhan Valedhed
Pół-wampir



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 926
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Irlandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:24, 05 Lut 2010    Temat postu:

Po kilku dobrych minutach ciszy kiedy mogła mówić odezwała się w końcu. - Ben. Musisz jej być matką i ojcem. - Zachowywała się tak jak by nie dosłyszała jego wcześniejszych słów. Jak by nie docierały do niej. Ona straciła na to nadzieję. Czuła co się z nią dzieje. Gdyby miała wyzdrowieć jej rany w jakimś tam stopniu by się zaczęły goić. A teraz? One nie goiły się. A jej stan zdrowia się pogarszał z godziny na godzinę. - Skarbie. - wyszeptała czułym głosem. Takim jakim używała tylko i wyłącznie wobec niego. Tylko on na to zasługiwał z jej strony. On i Jean. Znów w dołkach oczu zakręciły jej się łzy. Pogodziła się z tym co ją czekało. Nie walczyła. Nie dlatego, ze nie chciała, ale dlatego, ze czuła, ze jej walka i tak zakończy się porażką. Musiała jakoś na to przygotować Bena. Ale jak miała to zrobić? Jak można przygotować kogoś na to, ze tej drugiej osoby już nie będzie? Na to, że odejdzie pozostawiając po sobie pustkę, że się już nigdy nie zaśmieje, nie powie czułego słowa, nie przytuli, nie wysłucha, nie pocieszy. Po prostu nie będzie. Jak miała go na to przygotować? Nie potrafiła. - Kocham Cię wiesz? I zawsze będę bez względu na to gdzie się znajdę. - ciągnęła resztkami sił. Chciała się do niego przytulić ten jedyny, ostatni raz. Chciała poczuć jego silne, ciepłe ramiona zaciskające się na jej talii. Bała się jednak o to poprosić. Warga jej zadrgała niebezpiecznie. - Czy mógłbyś mnie przytulić? - zapytała jednak nieśmiało nie wiedząc czy nawet tego chce. Czy nie będzie to dla niego zbyt ciężkie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:46, 05 Lut 2010    Temat postu:

Pokiwał głową. Nie podobał mu się brak zapału w jej oczach, nic co działo się teraz z Sobh mu się nie podobało. Absolutnie nic - Jestem moja droga. - powiedział wyraźnie. Bał się ze zaraz coś się urwie i stracą kontakt. Zmarszczył nieznacznie czoło i zacisnął usta. Powstrzymywał się usilnie od czegoś wiedział że jeśli sam przebije się przez granicę, którą sobie wyznaczył nie będzie z nim dobrze, a Sobh nie zasłużyła na to by oglądać, jako zrozpaczonego. Dla niej musiał być silny - Wiem że mnie kochasz. - powiedział a na jego pobladłej twarzy przez chwilę zakwitł uśmiech. Uśmiech, który Sobh tak dobrze znała i w którym zapewne się zakochała - Jean też to powiedziała. - jak zawsze zapomniał wspomnieć o tym co najważniejsze - I ja i ona kochamy cię równie mocno. - powiedział cicho. Kiedy wyjawiła mu swoje życzenie spospęiał. Zachowywała się tak jakby wszystko kończyła, jakby się żegnała. Przecież tak nie będzie! Wstał i zawisnął nad Sobh by po chwili pochylić się nad wampirzycą. Starał się zrobić to o co go poprosiła jak najdelikatniej. Nigdy jej niczego nie odmawiał, więc nie wzdrygał się i przed tym. Jego dłonie popełzły ostrożnie po jej plecach, wyczuwając koszmar jaki sprowadził na nią jej wróg. Ramiona zacisnęły się wolno wokół jej ciała. Wolno i z wyczuciem. Miała nie czuć kolejnych porcji bólu ale Ben dobrze wiedział że choć nie wiadomo jakby się starał jej to nie ominie. Zamknął wampirzycę w swoich ramionach i przytulił do siebie - Przyjemność po mojej stronie kochana.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Siobhan Valedhed
Pół-wampir



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 926
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Irlandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:05, 05 Lut 2010    Temat postu:

Starała się odwzajemnić jego uśmiech. Jej kąciki lekko uniosły się na dwie sekundy w górę. Kiedy ją przytulił uśmiech zgasł. Zabolało. Jednak nie dała tego po sobie poznać. Zacisnęła jedynie silnie powieki, ale on nie mógł tego zobaczyć. Drżącymi dłońmi objęła go i przytuliła silniej do siebie. Wywoływało to w niej ból. Cierpiała. Jednak przycisnęła Bena jeszcze silniej do siebie jak by się faktycznie z nim żegnała. Potrzebowała tego. Potrzebowała w tych ostatnich chwilach jego bliskości. - I ja was kocham. - wyszeptała mu wprost do ucha. Głosem tak diametralnie zmienionym. Nie podobnym do niej. Głosem pełnym rozpaczy, żalu, ale i też troski i uczucia jakiego żywiła do tej dwójki. Do niego i ich córki. Pogłaskała go lekko drżącą dłonią po plecach. Dziękowała bogu za każdą chwilę wspólnie z nim spędzoną. Za to co mogła z nim przeżyć. Ucałowała go w czubek głowy gdy się pochylał. - Tak... - zacięła się znów. - Tak strasznie mocno mi na Tobie zależy. Cały czas zależało. Jesteś mi światełkiem w tunelu. I tak cieszę się bardzo, ze mam Ciebie. Takiego wspaniałego mężczyznę, o którym nigdy nie mogłam marzyć, a jednak dostałam to co najlepsze od życia. I Ciebie. I Jean. Jesteście moimi oczkami w głowie. - mówiła cicho. Nie musiała nadwyrężać strun głosowych. Był przy niej. Wszystko słyszał. - I pozostanie tak na zawsze bez względu na wszystko. - ścisnęła go mocno zaciskając znów powieki. Tylko cudem ratowała się przed tym aby się nie rozpłakać. Nie chciała aby patrzył na to. Dość i tak już to przeżywał. Jeśli były to ich ostatnie chwile to chciała je przeżyć jak najlepiej z nim. Kiedy uniósł głowę by na nią spojrzeć zbierając w sobie resztę sił złożyła na jego ustach lodowaty pocałunek, ale wyrażający jej całe uczucie do niego, całą jej miłość, całe uwielbienie i cały szacunek. Położyła znów głowę. Jej klatka piersiowa ledwo co się poruszała. Pogłaskała go po policzku. Wstrząsnął nią bardzo silny dreszcz. Zacisnęła usta w wąską linię tylko po to by nie krzyczeć. Jednak ciało się napięło. Coś zagruchotało w niej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:28, 05 Lut 2010    Temat postu:

Przymknął powieki. Nie chciał zapamiętywać takiego tonu jej głosu. Nie w tej barwie, nie w takiej intonacji. Nie taki. Zimna dłoń przesunęła się po jego plecach, wywołując dreszcz. Nie ekscytacji czy podniecenia a uczucia, którego na dobrą sprawę tak naprawdę jeszcze nie czuł. Odepchnął to od siebie. Tak nie mógł wyglądać jej koniec. Wiedział, wiedział dokładnie że kocha jego i Jean. Udowadniała to co dziennie, każdym gestem a Benjaminowi pozostawało być za to jedynie bezgranicznie wdzięcznym - Będę dla ciebie zawsze Sobh. Tylko i wyłącznie dla ciebie. - ona była jego, nie miał innej, nie chciał innej - Ty ciągle masz to co najlepsze od życia. Jestem tutaj i nie wybieram się nigdzie. Nie zostawię cię panno Blackrose. - pokiwał ledwo zauważalnie głową - I pozostanie tak na zawsze bez względu na wszystko. - powtórzył jej słowa składając tym samym pewnego rodzaju przysięgę. Ona przypieczętowała ją pocałunkiem. Ben nie odmówił jej tego. Nie chciał niczego odmawiać ani sobie ani jej. Przecież tak nie może być... Poczuł w ustach metaliczny posmak krwi. Nie swojej krwi. Ujął jej dłoń trwając przy swojej narzeczonej, dla niego już żonie. Kiedy zadrgała Ben nabrał głębiej powietrza w płuca - Sobh! - uczucie, uczucie mrożące krew w żyłach, uczucie ohydne, odbierające czucie w członkach, odbierające zdolność oddechu znów go zaatakowało ze zdwojoną siłą. Benjamin poczuł pierwszy raz w życiu prawdziwy strach.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Siobhan Valedhed
Pół-wampir



Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 926
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Irlandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:47, 05 Lut 2010    Temat postu:

- Ciesze się. Nawet nie wiesz jak bardzo. Jesteś moim marzeniem, które zawsze będę pielęgnować. O swoje marzenia trzeba dbać. – chciała aby jej głos zabrzmiał bardziej ciepło, ale nie potrafiła. Zabrzmiało to jedynie jak głos rozpaczy. Nie chciała tego tracić co uzyskała z tak wielkim trudem, ale było za późno. Za późno aby się starać, aby walczyć dalej. Ostatnie chwile spędzała z nim w najlepszy jak potrafiła sposób. Zapatrzyła się na niego. Na jego rysy twarzy, ciemne włosy, na nos i policzki i oczy, które teraz zionęły pustką, które cierpiały wraz z nią. Bolało ją to tysiąc razy bardziej niż wszelkie rany na jej ciele. Nie chciała aby cierpiał z jej powodu. Pomimo tego co robił. Pomimo wszelkich starań jakie dokładał Benjamin aby ratować Sobh na nie wiele się zdawały. Obrażenia jej ciała były zbyt poważne. Rozorana skóra na szyi, na brzuchu, po prawym boku, na udzie . Napastnik był bezlitosny. Pomimo tego, ze była wampirem była zbyt słaba aby mu się przeciwstawić. Był o wiele bardziej silniejszy niż ona. Nie miała zbyt wielkich szans. Nawet jej umiejętności na nic się nie zdały. Tylko wampir mógł przebić gruby, marmurowy pancerz jej skóry. Jej oczy kiedyś zawsze skrzące się zazwyczaj ciepłą barwą piwnego brązu teraz były poblakłe, jak by ktoś im odebrał wszelki kolor. Dogasały. Skóra wydawała się być jeszcze bardziej blada. Z trudem oddychała. Przełknęła głośno ślinę chcąc coś powiedzieć co przychodziło jej z nie lada wielkim wysiłkiem. - Ben... - trzymała go za dłoń leżąc na wielkim łóżku. Łóżku, które niegdyś zajmowali oboje. On spał, a ona czuwała nad nim. Teraz to on czuwał nad nią. - Przepraszam.... - wyszeptała prawie, ze bezgłośnie. - Dłużej już nie dam rady... - w jej glosie dało się słyszeć okropny smutek i żal. - Nie wytrzymam... - ciągnęła dalej tymże samym podłamanym, trochę zniekształconym głosem przez ranę na szyi. - Najwidoczniej Pan Bóg chce dla nas inaczej... Nie dane jest nam się sobą cieszyć... - przerwała na dłuższą chwilę przymykając powieki bo ogromna fala bólu rozeszła się po jej ciele co widocznie odzwierciedlało się na jej twarzy przez grymas i wykrzywione usta. - Pomimo wszystko chce, abyś wiedział, że to był dla mnie najcudowniejszy czas jaki spędziłam w całym swoim dotychczasowym życiu i nie żałuję żadnej minuty spędzonej z Tobą... - westchnęła ostatkiem sił próbując się unieść, ale wszelkie mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa. - Kocham Cię. I zawsze będę Kochać. - znów wyszeptała obracając głowę w jego stronę. Jej oczy teraz tak puste, bez blasku, usta bez uśmiechu, ciało bez ruchu, oznaczało to jedno. Koniec. Koniec jej życiowej wędrówki. Tutaj się musieli rozstać. Żałowała tego. Żałowała, że nie było im dane się cieszyć sobą. - Proszę Cię jeszcze o jedno zanim odejdę. - zmusiła się do podniesienia ręki. Ściągnęła z palca pierścionek, dowód miłości Bena. Uchwyciła jego dłoń i położyła go na niej. - Proszę Cię tam jest szkatułka. - wskazała palcem w odpowiednim kierunku. - Wyciągnij z niego łańcuszek. Zawieś ten pierścionek na nim i daj go Jean. Niech pamięta o mnie. Przekaż jej, ze bardzo mocno ją kocham... - rozkaszlała się a z jej ust poleciała krew. Starła ją na tyle na ile mogła. - Kocham i będę nad wami czuwać. Bez względu na wszystko będę. Znajde drogę aby Cię odnaleźć, aby być z wami... - palcami pogładziła go po kostkach jego palców. - Znajdę. - znów powtórzyła. - Wybacz mi... - jej ciało znów przeszył ból tym razem trzy razy mocniejszy niż wcześniej. Zawyła z bólu. Nawet nie miała siły się ruszyć. Leżała sparaliżowana. - Opiekuj się nią. Naszą córką. Naszym oczkiem w głowie. Opiekuj się. I nie smuć się po moim odejściu. Musisz mieć siły dla Jean. O to Cię jedynie proszę. Nie zapomnij mnie... - jej głos z każdym słowem ściszał się, aż po ostatnim słowie całkowicie zgasł. Ręka zdrętwiała. Oczy całkowicie zgasły. Nie ruszała się. Nie mówiła. Nie oddychała. Nie żyła. Śmierć ją zabrała. Być może do innej krainy. Być może tam gdzie idą dusze. Być może do piekła na potępienie. Tego nikt nie wiedział, jedynie ona sama. Ale czy tak łatwo miała zamiar się poddać? Czy tak łatwo zrezygnowałaby z swej rodziny? Ona, która tyle razy w życiu walczyła o dobro. Walczyła z wszelkimi przeciwnościami losu. Czy to się miało zakończyć tutaj i teraz? Tego również nikt nie wiedział. Faktem było, że nie przeżyła. Faktem to było dla Bena. I stanie się dla Jean kiedy się dowie. Lecz nie Sobh. Ona miała swoje inne plany. Plany tak niecne, ze bóg by ją za to pokarał. Nie potrafiła odejść, choć jej ciało było martwe. Jej duch był wolny. Mógł płynąć wraz z biegiem czasu. Nie Sobh. Z boku mogła patrzeć na rozpacz jaka owładnęła Benjamina po jej stracie. Ściskało ją to. Nie mogła na to pozwolić. Znajdzie sposób na to aby znów byli razem. I Bóg jej świadkiem, że nie spocznie, nie odejdzie z tego świata, bo kocha tego oto mężczyznę i oto swą córkę. I nie pozwoli im cierpieć. Znajdzie lekarstwo na ich bolączki. Choć teraz wyglądało to tragicznie, może w przyszłości znajdzie się jakieś światełko w tunelu. Tego nie mógł wiedzieć nikt, nawet ona sama.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Siobhan Valedhed dnia Pią 20:49, 05 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:15, 05 Lut 2010    Temat postu:

Obserwował. Był jedynie marnym obserwatorem. Lepszy od człowieka gorszy od wampira. Nie należał ani do jednych, ani do drugich. Dla jednych za dobry, dla innych gorszy. Bierny obserwator, który teraz nie mógł nic zrobić. Wpatrywał się w Sobh. W jej twarz, w jej oczy gasnące z każdą sekundą. Nie mówił już nic. Nie wcinał się, nie przerywał, nie przeszkadzał. Pokręcił momentalnie głową kiedy go przeprosiła - Nie rób mi tego... - poprosił cicho mrugając zawzięcie. To go przerastało. To było prawdziwe i działo się przed jego oczami. Sobh, choć nie powinna, choć jej nie pozwalał odchodziła od niego. Zostawiała go samego na tym świecie. Jego i Jeanine. I Syriusza. I ich przyjaciół. I tych ludzi na fotografiach, których Ben już nie pozna, bo Sobh zabierała ze sobą tajemnicę ich imion i nazwisk. Zbyt dużo zabierała ze sobą. Wydzierała z niego jego osobowość, która się jej uczepiła i nie chciała puścić za nic w świecie. Coś ciepłego i przezroczystego skapnęło na ich złączone dłonie a Ben nagle przestał widzieć. Obraz stał się zamazany, ale opanował to szybko kosztem spłynięcia kilku łez po policzkach. Musiał na nią patrzeć, nie mógł oderwać wzroku, nie u samego końca. Końca na który sie nie zgadzał. Przecież ty jesteś NIEŚMIERTELNA! Wykrzyczał w myślach a na zewnątrz nie pokazał tego nawet drgnięciem najdrobniejszego mięśnia. Tak NIE może być! Widział jednak jak się meczy, jak jest coraz gorzej choć jej ciało nie zmieniało się w żadnym stopniu. Przyjął od niej pierścionek i obrócił głowę w stronę szkatułki o której mówiła - Zrobię to. - wyszeptał. Na nic więcej już nie zareagował. Odczuł ból jaki trawił wampirzycę gdy krzyknęła. Musiało to być straszne. Nie miał już komu obiecywać, nie miał kogo zapewniać, nie miał do kogo się uśmiechnąć. Nie miał już przed sobą nikogo. Puste ciało. Martwe za życia, martwe po czymś co było chyba śmiercią. Nie miał pojęcia że można umrzeć dwa razy. Teraz był tego świadkiem. Przesunął dłonią i zamknął jej powieki. Pochylił się i ucałował w czoło. To był koniec wszystkiego. Odebrano mu powód do tego by miał chęci oddychać.

_________________________________

Godzina? Mało ważna. Pora dnia? Bez różnicy. Dzień, noc? Ben nie wiedział. Ile czasu minęło? Nie istniało pojecie jego upływu. Już nie miał znaczenia. Ściskał w dłoni pierścionek jaki podarował Sobh już wciągnięty na łańcuszek. Siedział obok niej. Wiedział co się stało. Przyjął to do wiadomości. Kiedy włóczył się za młodu po korytarzach za lekarzami spotykał się ze śmiercią często, ale nie sądził że odejście kogoś bliskiego może być aż tak bolesne. Uniósł dłonie ku górze. Łańcuszek zwisł na jego szyi i został ukryty pod koszulką. Do czasu aż nie przekaże córce ostatniego prezentu od matki u niego będzie najbezpieczniejszy. Wiedział co musi teraz zrobić choć wcale mu się nie spieszyło. Nie chciał tego zrobić. Mimo że zniszczona i pogruchotana wciąż był piękna. Pierwszy raz wyglądała tak jakby spała. Uczucie, którego nie było dane jej poznać, a tak chciała wiedzieć jak to jest. Sen. Benjamin nie czuł w sobie nic. Zawiódł nie tylko Sobh ale i sam siebie. Jej prośby, ostatnie prośby nie potrafiły zmienić jego odczuć. Czuł się winny, bo powinien coś zrobić a nie umiał. Wszystko stało się tak szybko. Zbyt szybko. Wstał. Wyprostował się. Popatrzył na wampirzycę z góry. Później jego spojrzenie trafiło na plecak. Na jego dnie leżał wyświechtany zeszyt. Kiedyś mu pomógł. Choć przez chwilę... Sięgnął po niego. Kiedy się schylił pomyślał że krzyż pękł mu na pół. Był strasznie obolały. Ran cielesnych nie miał nawet najmniejszych, te na duszy go niszczyły. Nie było tu nikogo. Nie musiał pokazywać że daje radę. Sobie samemu nie trzeba było kłamać. Usiadł ciężko na podłodze. Zmęczył się, ciężar, jakiś okropny natrętny ciężar go przygniatał. Kiedy doszedł do siebie poszedł do kuchni po zapałki. Ubrał się w korytarzu a zeszyt długopis i małe grzechoczące papierowe opakowanie wsunął do kieszeni. Wszedł do salonu. Wszedł? Korzystał z daru. Był niewidzialny. Ujął lodowate ciało w ramiona wciągając je pod działanie jego nadprzyrodzonej umiejętności, już nie bojąc się krzyku Sobh. Wykrzyczała już swój ból. Teraz ból był Benjamina. Musiał ją spalić. Urządzić wampirzy pogrzeb.

/ gdzieś w lesie


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Benjamin dnia Sob 1:06, 06 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 13:38, 06 Lut 2010    Temat postu:

Wrócił do pustego domu. Do prawie pustego domu, bo na progu czekał na niego jego biały kot - Miło cię widzieć. - mruknął pochylając się po niego. Jak narazie był to jego jedyny towarzysz. Ben pogłaskał go po łebku a zwierzę rozmruczało się zadowolone. Nacisnął klamkę i wszedł do środka. Niby wszystko było takie samo, a jednocześnie diametralnie inne. Nie dostrzegał niczego pozytywnego. Barwy były szare jak popiół. Miał kolejne zadanie do wykonania. Kolejna przykra powinność narzucona w góry. Kolejna której nie chciał wykonywać a był zmuszony. Nie chciał już tu mieszkać. Miał gdzie wrócić. To ze nie udało mu się sprzedac domu było terac całkiem szczęśliwym zrządzeniem losu. Wszystko na co spojrzał przypominało mu o bolesnej stracie jaką doznał niesprawiedliwie. Nie miał sił by tu przebywać. Zbyt wiele go to kosztowało. Zostawił Syriusza w kuchni przy miseczce z karmą a sam poszedł spakować siebie i Jeanine. Miał zamiar również zabrać ze sobą pamiątki po Sobh. Nie był w stanie zebrać wszystkiego. Wampirzyca miała wiele zainteresowań, a każde z nich pozostawiło ślad na budynku w którym zamieszkiwała. Stanął przy ścianie patrząc na fotografie ilustrujące jej życie, które podziwiali kilkanaście dni temu. Ben zaczął żałować. Żałował tego że Sobh jest uwieczniona na tych wszystkich zdjęciach a jego nie ma u jej boku ani na jednym. Popatrzył na ostatnie jakie wspólnie przywieszali. Nie wiedział jak przekazać informację o śmierci Sobh parze śmiejącej się na fotografii. Zbyt wielu rzeczy nie wiedział. I już się nie dowiem. Wsunął dłonie w kieszenie przesuwając wzrokiem po ramkach. Weź się w garść Ben. Usłyszał doskonale znany mu głos. Rozejrzał się spodziewając ujrzeć wampirzycę zaraz obok swojego prawego ramienia, ale nikogo nie było. Tak... Pokiwał wolno głową i obrócił się niechętnie. Masz świętą rację Sobh. Zdjął kurtkę, której zapomniał pozbyć się w korytarzu. Na dworze było już ciemno, światło nie było mu potrzebne. Nadał właściwe swojemu organizmowi półwampirze tempo. Pracę umilał sobie [link widoczny dla zalogowanych] Sobh nawet nie wiedziała że lubi takie kawałki. Mieli stanowczo za mało czasu dla siebie. Przed świtem był gotowy. Na korytarzu stało kilka kartonów, dwie podróżne torby i jego plecak. Benjamin popatrzył na to co zebrał. W porównaniu do tego co zostawiał było tego niezwykle mało. Pozostało mu to upchnąć jakoś w samochodzie. Koniecznie chciał zabrać się na jeden raz. Nie chciał tu już więcej wracać. Ciemnogranatowy samochód był gotowy do drogi wypakowany po brzegi. Ben wrócił do domu po Syriusza. Przekręcił klucze w drzwiach zamykając dom jak i pewien rozdział swego życia.

/ Dom Duttona


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> Obrzeża miasta Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 17, 18, 19
Strona 19 z 19

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin