Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna

Las
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> USA / Alaska / Park Narodowy Denali / Kantishna / Las
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paul
Pół-wampir



Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:44, 17 Sty 2010    Temat postu: Las

Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paul
Pół-wampir



Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:47, 17 Sty 2010    Temat postu:

/Ulica

Biegł przez ciemny las ile sił w nogach. Jako pół-wampir był szybki, ale nie tak bardzo jak stuprocentowy krwiopijca. Postanowił sobie trochę pomóc. Zamiast męczyć się wymijaniem drzew, 'zmusił' je do ustępowania mu z drogi. Pnie posłusznie usuwały się z toru biegu Paula, co pozwoliło mu dogonić wampirzycę. Uśmiechnął się tryumfalnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kate
Vampire



Dołączył: 02 Gru 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:41, 17 Sty 2010    Temat postu:

//Ulica

Zerknęła w bok, był już przy niej. Dziwne, wampirem do końca nie był, a biegał szybko. Naraz poczuła słodką, a zarazem palącą woń i jakoś zapomniała o ttym całym wyścigu. Kilkadziesiąt metrów dalej wędrowało stado jeleni. Porwała pierwszego i natychmiast, ówcześnie prowizorycznie łamiąc mu kark, wbiła kły w jego szyję, łapczywie chłepcząc z niej krew. I wystarczyło. Kate nie była wymagająca, jeden jelonek i z głowy. Wstała, odrzucając na bok cielsko martwego zwierzęcia i odwróciła wzrok. Nie lubiła zabijać, dlatego często chodziła mocno spragniona.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paul
Pół-wampir



Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:50, 17 Sty 2010    Temat postu:

Również przyuważył stado jeleni. Ale odrobinę za późno i za głośno, bo zwierzęta zaczęły uciekać. Paul stał wciąż w tym samym miejscu i położył dłoń na pniu drzewa. Nagle gałęzie wydłużyły się nienaturalnie w szybkim tempie, wymijając inne drzewa dosięgnęły najwolniejszego jelenia, oplotły go i skręciły mu kark. Paul podszedł do zdobyczy i spokojnie spił sobie z niej krew.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kate
Vampire



Dołączył: 02 Gru 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:33, 17 Sty 2010    Temat postu:

Poczekała grzecznie, aż Paul skończy i podeszła do niego, ciągnąc martwe zwierzę. Rzuciła je na zdobycz chłopaka i podpaliła obie zwłoki xD
-Juz mi lepiej. - Oznajmiła po chwili z uśmiechem. Miło było podejść do niego bez obawy, ze go niechcący zabije.
-Powiedz mi... - Zmarszczyła lekko brwi. - Nie jesteś wampirem... A jednak pijesz krew... Nie rozumiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Nie 22:01, 17 Sty 2010    Temat postu:

Pojawienie się zwolennika krwi ludzkiej na terytorium wegetarian nie zwiastowało niczego dobrego. Tym bardziej, jeśli owy koneser nie miał najmniejszego zamiaru podporządkować się tutejszym zasadom i zrezygnować ze swoich upodobań kulinarnych. Będą kłopoty, jeśli nie dziś, to jutro lub za tydzień. Faisal nie przyjechał gramolić się w śniegu tylko przez weekend, skoro przebył tak długą drogę z Węgier, trzeba uczcić to tygodniowym, górskim wypoczynkiem.
Taki miał zamiar, jak i również taki, aby odwiedzić tutejszy las leżący nieopodal celu wycieczki, posiadłości panien Denali . Nie przybył tu aby najeść się niesmaczną krwią sarenek, wcale nie był głodny i pomimo trzech godzin od ostatniego posiłku, wciąż na jego ustach snuła się woń człowieka. Przybył tu zaintrygowany dwiema postaciami mknącymi w sam środek drzew i krzaków.
- Biedne zwierzątka. – wymruczał z udawaną troską. – Trafiłem do piekła! No proszę. Mordercy i biedne stworzenia bez szansy ucieczki.
Udał smutną minę jednocześnie poruszając głową na boki w geście dezaprobaty. Powoli, rozkładając bezbronnie ręce, podchodził ku wegetarianom.
Powrót do góry
Paul
Pół-wampir



Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 8:57, 18 Sty 2010    Temat postu:

Obserwował chwilę płonące zwłoki po czym przeniósł wzrok na Kate, która tym razem podeszła bliżej. Trochę zdziwiło go jej pytanie. Uśmiechnął się wyrozumiale.
- Nie miałaś nigdy do czynienia z pół-wampirem? - zapytał.
Wtedy wyczuł obecność innego wampira. Pachniał ludzką krwią. Spojrzał w jego kierunku. Nawet tego nie kontrolując przesunął się przed Kate, jakby wyczuwał niebezpieczeństwo. Jego mina jednak pozostała niewzruszona.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kate
Vampire



Dołączył: 02 Gru 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:51, 18 Sty 2010    Temat postu:

Ona również go zauważyła, a zanim zdążyła odpowiedzieć na pytanie Paula, z gardła wyrwało jej się ciche warknięcie. Stanęła na równi z pół-wampirem i zaczęła wpatrywać się w nieznajomego. Czuła, jak przez jej opuszki palców przechodzą drobne wyładowania elektryczne. Póki co, to nic, ale później może mieć poważne konsekwencje.
-Wiesz Paul... - Mruknęła szeptem, nie odraywając wzroku od przybysza. Nie był stąd. Nie, tutejsze wampiry wiedziały dobrze, że nie poluje się tu na ludzi. Tymczasem jego tęczówki pobłyskiwały głęboką czerwienią. - Teoretycznie to ty powinieneś stanąć za mną. - Uśmiechnęła się półgębkiem, rzucając mu szybkie spojrzenie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 17:22, 18 Sty 2010    Temat postu:

Uśmiechnął się nieprzyjemnie, jak zwykł robić to w sytuacjach jednostronnie komfortowych z definitywną przewagą własnej osoby.
- Nie znam tutejszych zwyczajów, ale spodziewałem się milszego przywitania. – zwrócił się ze stoickim spokojem do nastawionej bojowo Kate. – Psy warczą, moja droga. – poinstruował ją fachowo, a następnie zbliżył o kilka kroków. – A ty, komplementuję cię, pachniesz o wiele lepiej od mokrego kundla.
Potarł dłoń o dłoń i chuchnął jak to w zwyczaju mieli zziębnięci ludzie chcący choć trochę ogrzać przemarznięte ręce. Faisal nie był spragniony ciepła, nawet przez sekundę jego ciało nie zarejestrowało panującego dookoła zimna. Uwielbiał jednak nade wszystko ironizować i grać w ponure, czasem półżartem półserio teatralne zabawy.
- Strasznie tu zimno. Od jedzenia na mrozie można się przeziębić. Mama nie wspominała? – tym razem, choć pozornie mówił do ogółu, wprawne oko mogło wychwycić dokładnie do kogo tyczyła się owa wypowiedź. Jasne było, że Faisal uznaje pół wampira bardziej jako człowieka, aniżeli nocnego łowcę.
Powrót do góry
Paul
Pół-wampir



Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:53, 18 Sty 2010    Temat postu:

- To ja powinienem bronić ciebie, a nie ty mnie. - szepnął do Kate i uśmiechnął się.
Zignorował docinkę nieznajomego.
- Czego chcesz? - zapytał, choć doskonale wiedział, że to nie jego teren i nie powinien się nawet odzywać.
Mimo tego, że Kate była od niego o wiele silniejsza, automatycznie nastawił się na obronę. Cóż, syndrom bodyguarda znowu dał mu się we znaki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kate
Vampire



Dołączył: 02 Gru 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:07, 18 Sty 2010    Temat postu:

-Nie witamy ciepło nieproszonych gości. - Odparła chłodnym, zdystansowanym tonem. Tak, potrafiła być wredna.
-Słuchaj... Kolego. Nikt cię tu nie zapraszał, tak? Park Denali to nasz teren, więc nie wolno ci tu polować. Koniec, kropka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 20:18, 18 Sty 2010    Temat postu:

Zmarszczył czoło. Nieproszony gość? Kolego?
- Chyba się nie zrozumieliśmy, panienko Denali. – zwrócił się uprzejmie do Kate, zgadując jednocześnie, że jest jedną z sióstr. – Nie jestem głodny. Nie mam zamiaru tu polować.
Odpowiedział zgodnie z prawdą, bowiem Faisal miał zupełnie inne gusta kulinarne i nie dla niego były jelenie, ani nawet puszyste niedźwiedzie. Preferował bardziej dwunożny typ zwierząt, mieszkający w blokach i oglądający Jerrego Springera pod wieczór.
- Koniec kropka mówiła moja ludzka przyjaciółka. Miała siedem lat i jeśli nie kupiłem jej cukierka, robiła straszne awantury. A później mówiła ‘koniec kropka’. Jesteś do niej podobna. Nawet. Aczkolwiek nawet dzieci mają więcej kultury i z chęcią ugoszczą biednych włóczykijów. – zadrwił, z paskudnym, acz szelmowsko uroczym uśmieszkiem.


(jeny, piszę o 4/5 mniej niż zwykle, ale hmm... naprawdę nie macie ochoty napisać czegoś więcej i się do tego przyłożyć? )


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 20:19, 18 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Kate
Vampire



Dołączył: 02 Gru 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:27, 19 Sty 2010    Temat postu:

-Zakładam, że ludzka przyjaciółka posłużyła ci jako deser. - Mruknęła z przekąsem, napinając mięśnie. W każdej chwili była gotowa do skoku, mimo że wiedziała, że w ostatecznym starciu to jej moc będzie decydującym czynnikiem. Bo gdyby nie ona, z pewnością nie miałaby szans, nawet z pomocą Paula, który skórę miał sto razy delikatniejszą i podatniejszą na uszkodzenia. Nie znała jego mocy, więc nie wiedziała w jakim stopniu może na nim polegać. Wyznawała zasadę, że na sam początek najlepiej jest się przygotować na najgorsze, a potem być najwyżej miło zaskoczonym. Bo strata może boleć. Strata matki bolała, bardzo bolała. Ale Kate starała się o tym zapomnieć. Tymczasem za każdym razem, gdy zobaczyła szkarłatne tęczówki, przypominały jej się obrazy sprzed lat. Volturi w pelerynach i odbijający się w czerwonych oczach fioletowy ogień. I tu nagle przybywa do nich Alice, mała, kochana, bezbronna Alice, z oczami równie rubinowymi jak te potwory...
Otrząsnęła się, powracając z powrotem na ziemię. Cóż, ten tutaj osobnik nie wyglądał na głodnego, lecz dziewczyna miała wrażenie, ze usilnie próbuje doprowadzić do konfliktu. Te wszystkie ironiczne wypowiedzi, jadowite uśmieszki... To wyglądało, jakby się po prostu popisywał i o.
-Słuchaj... - No fakt, nie przedstawił się. A może by tak zacząć z innej strony? Może... Może spróbowałaby być dla dupka uprzejma tak dla odmiany? Może warto spróbować?... - Okej, przepraszam. Nie powinnam tak na ciebie naskakiwać. Po prostu nie chcę, żeby ktokolwiek być zagrożony ujawnieniem, jasne? Nie polujemy na ludzi w parku, nie obnosimy się z połyskującą w słońcu skórą ani czerwonymi oczami. I tyle wystarczy. - Było uprzejmie. No, przynajmniej uprzejmiej niż poprzednio.
Stanęła swobodnie, próbując rozluźnić mięśnie i się odpręzyć, ale nie wychodziło jej to najlepiej. Po prostu czujac sam zapach niebezpieczeństwa odruchowo szykowała się do obrony. Tak zresztą, jak jej moc. Czuła prąd przechodzący przez całe jej ciało, przyjemnie muskający skórę i unoszący naelektryzowane wlosy lekko do góry. Nadawało jej to nieco chochlikowaty wygląd.

[lepiej? xD]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kate dnia Wto 15:28, 19 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paul
Pół-wampir



Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:59, 19 Sty 2010    Temat postu:

Kate złagodziła sytuację, on jednak nadal był czujny. Milczał. Nie lubił takich sytuacji, zważywszy, że bardzo rzadko uczestniczył w czymś takim. Przyzwyczaił się do życia wśród ludzi, słabych szaraczków. Nawet jeśli jego intencje były jak najbardziej dobre, pewnie i tak nie miałby szans z tym tutaj. Nie wyglądał na niebezpiecznego, ale sam ton głosu i słowa, które wypowiadał wzbudzały w Paulu negatywne uczucia. Miał cichą nadzieję, że nieznajomy da im spokój i odejdzie bez zbędnego szumu. Przypomniał mu się cel przyjazdu na Alaskę. Przecież miał ją odnaleźć... Miał przeczucie, że Alice była gdzieś w pobliżu. Czasem nawet zdawało mu się, że czuje jej zapach. Tymczasem tracił czas na użeraniu się z jakimś nieznanym krwiopijcą.

[ja tam się nie będę rozpisywać więcej, o!]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Wto 19:56, 19 Sty 2010    Temat postu:

[no ba! Smile)) ]

Faisal przetarł dłonią usta i oblizał zęby.
- Zakładam, że znasz mnie doskonale. – odpowiedział ze spokojem, choć w głębi duszy czuł dojmującą frustrację. – Dzieci wywracają się, tłuką kolana bardzo często, nie sądzisz, panienko Denali? Jestem pewien, że nawet twój przyjaciel przechodząc przez młode osiedle, biłby się z myślami, czy zjeść, czy tylko polizać.
Ton jego głosu, zwykle emanujący nużącą apatią lub patosem, brzmiał tym razem jakby jedna gama dźwięków była odpowiedzialna za humor i żart, natomiast druga powagę i sarkazm. Współgrało to ze sobą całkiem nieźle, zwłaszcza gdy szło w parze z grobowym wyrazem twarzy nadającym całej sytuacji trochę czarnego komizmu. Bez wątpienia Faisal miał zadatki na dobrego aktora lub przynajmniej lektora w horrorach. Miał do tego idealny wręcz głos.
-Przyjmuję przeprosiny. – odparł uprzejmie. – Skoro już wszystko wyjaśnione, pozostaje mi dostosować się do tutejszych zasad. – dodał nader formalnie, wyjątkowo dojrzale i wręcz dziwić mogła ta gwałtowna zmiana postępowania; z rzucającego się koguta po kulturalnego mężczyznę aprobującego odmienny styl życia. Chytry plan, a może jednak szczerość i chęć zmiany?
- Nazywam się Faisal Asim den Adel. – przedstawił się podchodząc bliżej. Znając zasady dobrych manier zgiął się lekko w pasie i poczekał aż nowi towarzysze wyciągną ku niemu dłoń. – Przybywam z Węgier. Usłyszałem o was przypadkiem, postanowiłem wpaść na jakiś czas.
Uśmiechnął się – uroczo, aczkolwiek każdy osobnik z wprawnym okiem mógł dostrzec nutkę poufałości i utemperowanej złośliwości, pałętającej się w postaci iskierek w czerwonych źrenicach wampira. Faisal swoją postacią prezentował się bardzo majestatycznie, choć swobodnie. Nie miał napiętych mięśni ani nie wyglądał na gotowego do walki rywala, pragnącego natychmiastowego rozlewu krwi. Fai trzymał się ziemi lekko, nie był ani trochę zdenerwowany.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 20:12, 19 Sty 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Kate
Vampire



Dołączył: 02 Gru 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:12, 23 Sty 2010    Temat postu:

-No to wszystko wyjaśnione. - Stwierdziła. Nie miała zamiaru się z nim zaprzyjaźniać. Nie lubiła czerwonookich. Tylko poinformować o zasadach i się zmyć. Westchnęła i zerknęła na Paula. Nadal wyglądał na spiętego i gotowego do ataku, do którego nie mogła dopuścić.
-My się spieszymy. - Oznajmiła w końcu. Złapała Paula za przegub i zanim odeszli, mruknęła do Faisala:
-Do widzenia. I powodzenia w wycieczce. - Gdy odciągnęła chłopaka, wreszcie mogła się uspokoić. Nie puściła jego ręki - nie tyle z jakiś uczuć czy coś, tylko po prostu zapomniała o tym zupełnie.
-Paul... Skoro twój samochód padł i nie masz się gdzie zatrzymać... mieszkam z siostrami niedaleko. Wpadniesz? - Nie była to, bron Boze, forma flirtu etc. Ot - zwykla wampira uprzejmość.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paul
Pół-wampir



Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:51, 25 Sty 2010    Temat postu:

Zmierzył wampira spojrzeniem ostatni raz po czym razem z Kate odeszli. Nawet nie nie zdawał sobie z tego sprawy, że wciąż trzyma go za nadgarstek. Kiedy zaproponowała mu wizytę u niej w domu, zastanowił się. Właściwie powinien wrócić do samochodu, doprowadzić go do stanu używalności i jechać dalej w poszukiwaniu tej jednej osoby. Z drugiej strony jednak, może dowiedziałby się czegoś od sióstr Kate. Istniała możliwość, że mu pomogą.
- No... dobra. Czemu nie? - uśmiechnął się nieznacznie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kate
Vampire



Dołączył: 02 Gru 2009
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:44, 11 Lut 2010    Temat postu:

Puściła go w końcu, uświadamiając sobie, że on jej nie odepchnął prawdopodobnie tylko z uprzejmości. Zmarszczyła nosek i westchnęła.
-No dobra, w takim razie zapraszam. Dzisiaj mamy dzień odwiedzin. - Stwierdziła z uśmiechem i skierowała się w stronę domu. Teraz czeką ją konfrontacja z Alice

//Rezydencja Tanyi


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paul
Pół-wampir



Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:00, 11 Lut 2010    Temat postu:

On zdążył jeszcze odebrać jeden telefon i wykonać drugi. Kiedy pozałatwiał wszystko co musiał, ruszył za Kate w milczeniu.

/Rezydencja Tanyi


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paul
Pół-wampir



Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:15, 18 Lut 2010    Temat postu:

/Rezydencja Tanyi

Znowu znalazł się w tym ponurym lesie, jednak tym razem w o wiele lepszym towarzystwie. Spojrzał z uśmiechem na Alice, by za chwilę przyciągnąć ją do siebie i wpić się w jej usta bez uprzedzenia. Wciąż dostatecznie się nią nie nacieszył. Korzystał z każdej sekundy ich wspólnie spędzanego czasu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice Cullen
Administrator



Dołączył: 27 Paź 2008
Posty: 1495
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Biloxi, obecnie Forks
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:36, 18 Lut 2010    Temat postu:

Uprzedził ją. Planowała wpaść mu w ramiona jak tylko odejdą jeszcze kawałek dalej. Tymczasem on przyciągnął ją do siebie i wpił się w jej usta. Zachłannie oddała pocałunek przyciskając go do najbliższej sosny. Palcami przesunęła po jego twarzy ciesząc dotykiem utęsknione rysy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paul
Pół-wampir



Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 233
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:01, 18 Lut 2010    Temat postu:

Uśmiechał się między pocałunkami. Czuł się dziwnie. Nigdy tak bardzo nie cieszył się na czyjś widok, nigdy tak za nikim nie tęsknił. Ba, wołami by go teraz nie odciągnęli od Alice. Odwzajemniał wszystkie pocałunki. Nie przeszkadzało mu nawet, że przygniotła go do drzewa. Chwilowo zapomniał o tym, że są w lesie. Jedynym zapachem wypełniającym jego nozdrza był zapach Alice i to wystarczyło by na jego twarzy pojawił się uśmiech.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice Cullen
Administrator



Dołączył: 27 Paź 2008
Posty: 1495
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Biloxi, obecnie Forks
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:02, 25 Lut 2010    Temat postu:

Nadal była w czerwone sukni z balu, poznaczonej śladami zaschniętej już krwi. Rozerwała materiał na obu udach czyniąc głębokie rozporki niemalże do bioder. Odciągnęła Paula od drzewa jedynie po to by zwinnie wskoczyć i objąć go nogami w pasie. Impet tego skoku znów pchnął go na pień. Alice mruknęła drapieżnie i obejmując go ciasno ramionami przygryzła skórę tuż przy jego uchu. Przesunęła po ugryzionym miejscu językiem uśmiechając się zmysłowo. Wpiła się w jego wargi ponownie, wciskając język do jego ust i drażniąc koniuszkiem jego podniebienie. Dłonie błądziły po jego ciele szukając dostępu do nagiej skóry.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:01, 17 Lip 2010    Temat postu:

// Ulica


Po pewnym czasie znalazła się w końcu w lesie. Była już wyczerpana tym wszystkim, ale nadzieja, iż może to być ostatni wysiłek na jakiś dłuższy czas wymusiła w sobie jeszcze trochę energii. Biegnąć po lesie bawiła się ze swym oprawcą. Dawała mu się do siebie zbliżyć pozwalając nasycić jego pragnienie okrucieństwa po czym uciekała mu dalej każąc się gonić. Jednak jej gra z każdą chwilą stawała się dla niej coraz trudniejsza. Bała się, że nie wytrzyma już długo tej obcej, krwawej świadomości w swojej głowie. Wszystko w jej środku krzyczało i błagało o odpoczynek, który jakoś nie nastawał zbyt prędko.

Wreszcie dopadł ją tak, że wrzasnęła z rozpaczą. Jej ciało niczym w konwulsji szarpnięte upadło na ziemię nie mogąc się pozbierać w żaden sposób. Zaczęła błagać o to by przestał, jednak niewidoczny dla niej oprawca nie miał najmniejszego zamiaru. Kiedy była już na skraju całkowitego załamania nagle wszystko ucichło. Przewróciła się na plecy, próbując złapać w płuca świeże, rześkie powietrze. Nie miała sił się podnieść przez długi czas. Zastał ją świt, więc nie mogła sobie pozwolić na powrót do mieściny i ujawnienie się ludzkim oczom. Cały dzień szwendała się pomiędzy drzewami czekając na kolejny atak, który nie nastawał. Najwyraźniej jej stwórca nasycił swe żądze na tyle, by jej odpuścić. Pytanie tylko na jak długo.

Zajęła sobie czas siedzeniem pod jakąś sosną, zastanawiając się co dalej zrobić. Wykonała w sumie tylko jeden telefon. Musiała załatwić sobie nowe papiery, by móc ukryć swoją dotychczasową tożsamość. Pomyślała też o chłopaku i zapewnieniu mu chociaż bezpieczeństwa finansowego, skoro nad innym właśnie pracowała. Martwiła się o niego, ale kiedy próbował się do niej dodzwonić, nie mogła odebrać. Nie mogła pozwolić sobie na chwilę słabości. Bała się, że nie potrafiąc zachować obojętności zdradzi mu miejsce swego pobytu i ściągnie na niego złość swego oprawcy. A tego właśnie chciała mu oszczędzić.

Miała też czas na polowanie. Posiłek, chociaż z obojętnością upolowany, przyniósł jej siły, których już jej brakowało. Drobna rzeczka znaleziona gdzieś w głębi lasu pozwoliła jej się doprowadzić do jako takiego stanu, by wraz z zachodem słońca wrócić do mieściny i móc poszukać sobie jakiegoś miejsca dla siebie. Nie chciała się spieszyć z powrotem. W ogóle podejrzewała, że będzie tu musiała spędzić jakiś dłuższy czas, by upewnić swego oprawcę o tym, iż dorwał ją i zmiażdżył jej psychikę do tego stopnia, że więcej z niej nie wykrzesze.


// Chata Dagome


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 9:45, 19 Lip 2010    Temat postu:

/ Chata Dagome

Roy z głową odchyloną maksymalnie w tył i wzrokiem wlepionym w korony drzew, trzymając dłoń Elizabeth zaczynał podziwiać teren Rezerwatu - A... To znaczy my jesteśmy teraz w tej neutralnej części, tak? Czy tej naszej? I w ogóle dlaczego wybrałaś akurat to miejsce? - z jej możliwościami bał się że wybędzie gdzieś o wiele dalej. Europa, Azja, Australia... Wszędzie by się dało znaleźć mniej nasłonecznione miejsca - Fajnie tutaj, tak inaczej niż w Seattle. Tam nawet jak się siedziało w lesie to wiedziałaś, choćby tak podświadomie że gdzieś jest droga, która prowadzi do wielkiego miasta które jest niedaleko. A tutaj? Co to jest za wielkie miasto? - miał na myśli osiedle domków i ich otoczenie - I droga taka że o matko... - trochę go wytrzęsło, kiedy szukał drogi by się tutaj dostać - Ale... Mimo wszystko fajnie tutaj. - powiedział odrywając w końcu wzrok od drzew i przenosząc go przed siebie w głąb lasu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:17, 19 Lip 2010    Temat postu:

Elizabeth uśmiechnęła się lekko. - Jesteś teraz na terenie Kantishna, czyli po wampirzej części. Lagoon jest... - dziewczyna przez moment porozglądała się na boki starając się odnaleźć właściwy kierunek. W końcu gdy go znalazła wskazała reką lekko po skosie od nich - Jest w tamtym kierunku, w odległości jakichś dziesięciu, dwunastu kilometrów. Ten neutralny pas zaczyna się gdzieś pomiędzy ósmym, no może dziewiątym kilometrem aż do Lagoon. Aż tak dokładnie to nie wiem. Nigdy wcześniej tu nie byłam a znam jedynie z opowiadań Marii. - wyjaśniła - Powinnam być jej wdzieczna za to, że opowiedziała mi o tylu rzeczach, o których nie zdawałam sobie nigdy sprawy. - dodała wspominając swoją przyjaciółkę i jej opiekę nad nią przez tych kilka lat. Gdyby nie ona, Elizabeth już dawno popadła by w jakieś kłopoty, z których ciężko byłoby wybrnąć.

- Czemu tutaj? - zastanowiła się przez moment. Było kilka powodów. Westchnęła nieznacznie. - Po pierwsze dlatego, że musiałam JEGO wyprowadzić za sobą. Gdybym zbyt długo zwlekała z ruszeniem się z miejsca znudziłby się i wszystko poszłoby na marne. Miałby zbyt wiele możliwości przeanalizowania sytuacji i przez to istniało realne zagrożenie, że odpuści. A nie mogłam pozwolić, by się tak stało. Dlatego wybrałam najbliższy możliwy dla mnie lot. - zaczęła wyjaśniać spokojnym głosem, chociaż znów pewien niepokój się wkradał w jej myśli. - Po drugie nie chciałam... abyś zdążył skończyć pracę i mnie zaczął szukać. Chciałam się wynieść na tyle szybko, by uniknąć tłumaczeń zwłaszcza, że miałam JEGO na karku. Nie chciałam, by odgadnął moje zamiary. - przyznała się dobrowolnie - Trzecia sprawa jest najbardziej prozaiczna. Miejsce musiało być na tyle daleko, by w razie czego nie pomyślał o możliwości szybkiego powrotu do Seattle a na tyle blisko, bym po przylocie miała jeszcze czas znaleźć sobie miejsce na ukrycie się przed wschodem słońca. Tutaj na szczęście nie musiałam brać pod uwagę różnic w strefach czasowych i wyliczać kiedy nastąpi wschód a kiedy zachód słońca. - dopiero teraz chłopak mógl usłyszeć od niej jak bardzo skomplikowane przemyślenia i analizy sytuacji musiała zrobić Elizabeth, by wyszło jej to, co zamierzała zrobić.

- Czwarta kwestia... Na tyle daleko od większych skupisk ludzi, by maksymalnie zmniejszyć szanse tego, że będzie się chciał wyżyć na jakimś człowieku. Im mniej ludzi w okolicy, tym lepiej. A to miejsce doskonale się do tego nadawało. No i piąta sprawa, którą dopiero w trakcie lotu sobie uświadomiłam, o czym niegdyś wspominała mi Marii, a było mi to niezwykle na rękę. Rodzina Denali, która w tej okolicy urzęduje, preferuje... dietę wegetariańską. - uśmiechnęła się delikatnie spoglądając przy tym na chłopaka. - A Winston... nie znosi tej diety. - zaśmiała się cicho z dość wrednym uśmiechem tym razem. - Gdyby zaczął robić rzeźnię, Denali zrobiliby wszystko, by go postawić do pionu. A ja nie musiałabym się w to mieszać wtedy. Ściągnięcie na siebie uwagi Volturi nie byłoby dla mnie dobre, więc zdjęcie choć tego problemu sobie z głowy wydawało się dobrym rozwiązaniem. - wyjaśniła. - Tak więc... Skoro nie mógł by zbyt długo tu przebywać, liczyłam na to, że prędko dojdzie do ostatecznego ataku a potem się go pozbędę. I chyba, jak mam nadzieję, udało się na razie. Pytanie tylko na jak długo mu to wystarczy. - mruknęła jeszcze.

Chyba już się na tyle uspokoiła, że mogła spokojnie o tym wszystkim opowiadać. Poza tym w jakiejś tam części chciała, aby Roy się dowiedział jak najwięcej na temat tego jak w razie czego zaplanować ucieczke. Musiał to wiedzieć. Nigdy nie było wiadomo jak się wszystko potoczy i umiejętność w razie potrzeby poradzenia sobie w trudnej sytuacji była niezwykle ważna jej zdaniem. - Prawda? - rzuciła uśmiechając się szeroko i rozglądając się wokoło, gdy chłopak stwierdził, ze mu się to miejsce podoba. - Podobnie jest w okolicach Forks i La Push. Tylko, że w rezerwacie w La Push aż się roi od wilczków. A w części lasu niedaleko Forks, wampiry możesz na pęczki spotkać. - zaśmiała się wesołym, bardzo radosnym głosem. - Dlatego chyba tu spokojniej i ciszej jest. - stwierdziła - A dzięki temu nieco przyjemniej jeśli się chce odpocząć. A i ludzie przyzwyczajeni do nas... - dodała omijając zgrabnymi krokami jakiś niewielki krzaczek, który znalazł się na jej drodze. Zaraz po tym schyliła się i uniosła z ziemi szyszkę, która spadła z jakiegoś drzewa. Trzymając ją sobie w dłoniach, zaczęła się bawić przekładając ją między palcami. Nagle przyszedł jej dziwny pomysł do głowy. Ujęła w ręce poły sukienki, by nie przeszkadzała i puszczając dłoń chłopaka odbiegła jakiś kawałek od niego. - Rooooy! - zwróciła jego uwagę na siebie, po czym cisnęła w jego stronę szyszką tak, by upadła pod jego nogi - Złap mnie, jeśli będziesz w stanie! - rzuciła i zaczęła oddalać się od niego między drzewami. Miała ochotę się rozprostować i rozruszać. Poza tym pogoda była na tyle ładna, że az się prosiło, by poprzemykać się biegiem wśród drzew.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 12:04, 19 Lip 2010    Temat postu:

- Czyli czujmy się jak w domu. Może być... - kiedy wysłuchał wszystkiego co wiedziała o topografii tego miejsca pomyślał że musiała tutaj bywać już nie raz. Był zaskoczony kiedy stwierdziła że wie tylko tyle ile powiedziała jej nieznana mu ciągle Maria - A ja pomyślałem ze robiłaś jeszcze sobie studia z turystyki i masz papiery na przewodnika. Jak to jest że ty zawsze wszystko wiesz, a ja jestem do tyłu, jakby... - zmarkotniał na moment, czując że jego świat jest naprawdę wąski w porównaniu z tym co wiedziała i widziała Elizabeth. W takim oto markotnym zamyśleniu wysłuchał tego co miała mu do powiedzenia, o wyborze miejsca i branych pod uwagę wszelkich problemach z tym związanych. Musiał przyznać że błyszczała geniuszem. On nie wiedziałby jak ma postąpić, nie myślałby o strefach czasowych, choć w przypadku Roy'a miało to akurat nikłe znaczenie. Z drugiej strony, gdyby miał na karku przez tyle lat psychopatę to pewne odruchy i scenariusze zdążyłby się już ukształtować w jego głowie. I wiedziałby jak postąpić. Pewnie gdyby żył tak jak Lizzy, samotnie, licząc się z tym że nie będzie mieć spokoju, rzucałby wszystko mało interesując się późniejszymi konsekwencjami. Zapamiętał jednak to wszystko. Może te informacje mu się jeszcze przydadzą gdyby znów musiał szukać wampirzycy - Nie mów o nim tak... W jednej z książek dla dzieci, czy filmie, już nie pamiętam... Bohaterka powiedziała że 'strach przed nazwiskiem wzmaga strach przed osobą'. Nazywanie JEGO z taką... Emfazą, tylko sprawia że w twoich oczach staje się gorszy niż zwykle. Ma imię, czy nazwisko... Niech ma, a ty go zacznij używać. - wtrącił, bo nazywanie jej oprawcy w taki sposób wybijało go z rytmu - To tutaj żyje jakaś rodzina? Taka... Prawdziwa? - nic nie wiedział, z wampirów znał tylko Elizabeth i Dagome. Reszta jego znajomych była typowo ludzka i przez to Roy znów poczuł się bardzo w tyle - W Forks?! Jeżdżę tam czasem, to znaczy bywałem kiedyś. I żadnego nie widziałem. - tylko wtedy nawet nie wiedział że takie martwe byty którym sam się stał istnieją naprawdę - A w La Push wilkołaki? Myślałem że dziadek mi buja... - mruknął wspominając opowiadanie legend, które miało miejsce zazwyczaj wtedy kiedy jeździł na wakacje. Zajęty przypominaniem sobie słów dziadka, nie zauważył czym bawi się Elizabeth i załapał kontakt dopiero wtedy gdy dostał szyszką - Hej! Odpowiedz mi... - zawołał, ale pędziła przed siebie - I znów nic nie wiem... Poczekaj... - puścił się za wampirzycą biegiem mając nadzieję że złapie ją szybciej przez tą niemożliwie długą suknię.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:51, 19 Lip 2010    Temat postu:

Roześmiała się na jego komentarz na temat tego, że mogłaby zrobić jeszcze studia z turystyki. Może i nie było to takie strasznie głupie. W końcu już w wielu miejscach była, co nieco zwiedziła i poznała. Poradziłaby sobie jakoś. Zapewne całkiem sprawnie. - Nie, nie mam żadnych papierów. To po prostu tak jakoś samo z siebie wyszło. - odpowiedziała z uśmiechem. Widząc jak chłopak zmarkotniał, szturchnęła go ramieniem. - Ej, spokojnie, i Ty się wszystkiego dowiesz. Zobaczysz, w swoim czasie będziesz nawet lepszy ode mnie z tą swoją zdolnością wyciągania z ludzi informacji. - rzuciła wesoło - I wcale nie wiem wszystkiego. Chociażby... - poszukała w myślach pierwszego lepszego przykładu - To Ty się znasz na muzyce, o której ja nie mam zielonego pojęcia. Potrafisz prowadzić samochód. I umiesz każdego rozbawić, choćby miał z Tobą do czynienia przez zaledwie parę sekund. Ja tak nie umiem. - stwierdziła pocieszając go tym, że są dziedziny, w których to on jest od niej o niebo lepszy. Poza tym miał masę czasu, by nadrobić zaległości. Z niczym nie musiał się spieszyć.

- Chyba masz rację. - zgodziła się z jego słowami, gdy zwrócił jej uwagę na to, by nie nazywała tak bezosobowo swego stwórcy. Może faktycznie gdyby postarała się go w jakiś sposób spersonalizować, może łatwiej by jej było zapanować nad swoim strachem. A Dagome nie był wampirem. Był pół-wampirem. Tak, jak Beani. Ją też poznał. - Tak, rodzina. - przytaknęła po chwili, gdy się zaczął zastanawiać nad tym kto mieszka w tej okolicy. Po tym jednak Elizabeth umknęła mu między drzewa i musiał ją gonić, jeśli chciał usłyszeć odpowiedź na resztę swoich pytań. Przez pewną chwilę dziewczyna była szybsza od niego. A w zasadzie nie tyle szybsza, co miała nad nim przewagę odległości. Jednak i ona się wyrównała po jakimś czasie. Bieg w pantoflach na niskim, bo niskim obcasie, ale jednak istniejącym znacznie utrudniał rozpędzenie się w pełni. Poza tym na dłuższym dystansie i materiał sukienki zaczął przeszkadzać. Roześmianą i zadowoloną Lizzy Roy w końcu dogonił i mógł złapać, by mu znów nie umknęła.

- Tak, w lesie w okolicach Forks żyją wampiry. A w La Push wilkołaki i dziadek Ci wcale nie bujał. - odpowiedziała z opóźnieniem na jego pytanie. Tym razem stając za drzewem, by jej chłopak nie złapał. - A rodziną dla wampira może być po prostu inny wampir, z którym żyjesz, mieszkasz, przebywasz sporą ilość czasu i postanawiasz traktować jak brata, syna czy matkę. - rzuciła z piskiem przeskakując kawałek dalej, zasłaniając się przed nim za kolejnym drzewem. - Dla mnie do tej pory niemalże rodziną stała się Marii. - stwierdziła obracając się, by wyjrzeć w stronę chłopaka z drugiej strony sosny przy której stała. - Przez kilka lat była dla mnie bardzo bliską przyjaciółką, prawie jak siostra. - wyjaśniła - I gdyby coś jej się stało... To jakby i mnie coś zrobiono. - dodała jeszcze po czym spojrzała się uważniej na Roya znów z drugiej strony drzewa - I Ty... - pisnęła, znowu próbując przedostać się za kolejne drzewo, by się za nim schronić. Jednak tym razem nie było już tak łatwo. Niechcący wypuściła z dłoni sukienkę i byłaby się zaraz zaplątała w jej materiał, gdyby nie zwolniła. A to dało tym razem chłopakowi nad nią przewagę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:23, 19 Lip 2010    Temat postu:

Roy kwalifikował Dagome bardziej jako wampira, niż jako człowieka, tak samo było z Beani i z kimkolwiek kogo by spotkał. Dla niego jedynie człowiek pozostawał człowiekiem. Każda inna osoba z pierwiastkiem czegoś ponadludzkiego była szufladkowana bezpośrednio, bez rozliczeń na drobne połówki. Tak jak liczył sukienka w końcu dawała Elzie we znaki. Roy, o wiele swobodniejszy, bo i w wygodniejszych butach dogonił ją, choć złapać nie mógł. Nie poddawała się łatwo. I dobrze. Zatrzymał się przed drzewem patrząc na roześmianą, znajdującą się po drugiej stronie pnia Elizabeth - Teraz to wiem, że mi nie bujał. Choć kto wie... Wierzył w to co mówił czy nie? - zapytał pochylając się lekko jakby przygotowując do ataku, a nic z tego nie wyszło bo znów przeszkodziło mu drzewo. Prychnął poirytowany - Jako dzieciak brałem to wszystko za opowieści wyssane z palca, po to tylko by to on mógł mnie zagadać, żebym ja się w końcu przymknął, bo babci pękała głowa od mojego paplania. Byłem strasznym dzieckiem ponoć... - do tej pory nie wiedział dlaczego. Roy tąpnął na co odpowiedział mu pisk i kolejny odskok za drzewo. Parsknął śmiechem i zapytał - A ty znasz jeszcze kogoś prócz Mari... Kogoś takiego jak my? - to dość durne pytanie, bo na pewno znała - Bo ciekawość mnie zżera... - jak zawsze - Po prostu, kurczę Lizzy to nienormalne, ale chciałbym wiedzieć jak żyją inni. Tutaj powiedziałaś że mają rodzinę, że tak żyją, a my raczej jak... - jak pustelnicy. Żyjący w dodatku na bezludnej wyspie, przynajmniej jeśli chodzi o ten sam gatunek. Postąpił o kilka kroków w przód, zbliżając się do Elizabeth biorąc poprawki na możliwe dla niej drogi ucieczki - I jaa...? - dopadł wampirzycę w pół skoku śmiejąc się z sukienki - I tak oto moda przyczyniła się do upadku kobiety i jej przegranej. Jednak jest na świecie jakaś sprawiedliwość. - rzekł tryumfalnie kiedy Elizabeth wróciła już do pionu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:26, 19 Lip 2010    Temat postu:

- A bo ja wiem czy wierzył? - rzuciła w odpowiedzi, całkowicie retorycznie. - Nie jestem w stanie Ci na to odpowiedzieć. - dodała widząc jak sie chłopak irytuje tym, że nie może jej złapać. - Jak sam pewnie wiesz, jest wiele opowieści o wilczkach i o nas. Większość z nich to bzdury, ale gdzieś tam kryje się prawda i tylko niektórzy potrafią odróżnić co nią jest aaa... - przeskoczyła wtedy za kolejne drzewo - A co nie. - dokończyła swą wypowiedź znajdując bezpieczną miejscówkę za szerokim konarem drzewa. - A ja wierzyłam w nie. - stwierdziła - Miałam jakieś takie przeczucie, że to może być prawda. Chociaż... Dzieci nieraz potrafią uwierzyć w różne dziwne historie. - próbowała znaleźć dla siebie wymówkę, wciąż starając się umknąć chłopakowi. Nie było to łatwe a z każdą chwilą, gdy Roy się do niej coraz bardziej zbliżał, stawało się jeszcze trudniejsze.

- Znam. - odpowiedziała swobodnie na pytanie o innych - Ale niewiele... Osobiście poznałam Zacka. - jego imię wspomniała z niejakim sentymentem - Wampir, którego utrapieniem jest to, że nie pamięta ostatnich ośmiuset lat, o ile dobrze zarejestrowałam. - wyjaśniła krótko - Nauczył mnie jak polować na zwierzęta a potem... Już się nie spotkaliśmy na moje szczęście. - dodała - Morgana... Sympatycznego właściciela sporej wytwórni filmowej. I takiego jeszcze jednego bufona, którego niezbyt polubiłam. Bawił się lodem, z którego tworzył kryształy. - rzuciła - No i jest jeszcze Jasper, chłopak z którym spotyka się Marii. Miałam go poznać gdy ona przyjedzie, ale jakoś jeszcze nie wyszło. No i jego rodzina, o której tylko słyszałam. Cullenowie. Też wegetarianie. Ponoć sympatyczni i... jedni z niewielu, którym Volturi odpuszczają. - dokończyła umykając w ostatniej chwili przed złapaniem jej przez swego towarzysza. Wciąż była rozbawiona i zadowolona. Podobały jej się takie igraszki z chłopakiem. Można się było pośmiać.

- Nie, Roy, to nie jest nienormalne. - odrzekła na moment zwalniając - To rzekłabym naturalne jest, że jesteś ciekawy. - przyznała mu rację. Jednak chwilę później Roy wyskoczył w jej stronę a ona zaplątana w sukienkę, nie była w stanie mu uciec. Wrzasnęła śmiejąc się cienkim, radosnym głosem, ratując się jego szerokimi ramionami przed upadkiem. Dopiero, gdy złapała równowagę obróciła się twarzą w jego stronę, obejmując go za szyję wyprostowanymi ramionami. - Wcale nie upadłam! - próbowała się wybronić - Ty mnie złapałeś. - dodała uśmiechając się do niego szeroko. - I tak, o Tobie mówiłam wcześniej. - przytaknęła spoglądając w jego oczy. - Jesteś dla mnie jak rodzina. To takie dziwne? - zapytała, ale zaraz dodała coś jeszcze - Pomyśl sobie jakie to... 'orientalne'. Jesteś dla mnie zarazem synem jak i chłopakiem. Nie sądzisz, że to perwersja w jakimś stopniu? - rzuciła wpatrując się błyszczącym z rozbawienia wzrokiem w jego źrenice. Zaraz po tym pocałowała go delikatnie. W zasadzie, to cmoknęła go w usta, dla samego poczucia ich smaku i ciepła dającego przyjemność.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 16:55, 19 Lip 2010    Temat postu:

- Ja też nie, ale z tego co wiem babcia była z La Push, no to... Ale mama zawsze mówiła że urodziła się w Port Angeles już... Sam nie wiem. - przynajmniej będzie miał o co wypytać Caren jak tylko ją zobaczy. Kto wie, może miał być wilkiem, a nie krwiopijcą. Los kapslem się toczy - Mówi się że we wszystkim zawsze jest trochę prawdy. To i w tym pewnie było. Coś tam mówił... Nie pamiętam już... - jęknął zawiedziony - Mały byłem. Wierzyłaś? Ja wierzyłem w Kapitana Amerykę. I całą Fantastyczną Czwórkę. - Roy roześmiał się na to wspomnienie. Fajne były to czasy, bo beztroskie. Był dowodem na to że dzieci, jak stwierdziła Elizabeth, wierzą w różne dziwactwa - A Angela w Czarodziejki z Księżyca i całą masę Japońszczyzny... Z tym małym, żółtym, prądotwórczym agregatem na czele... - trzeba mu było przerwać, bo rozgadywał się niebezpiecznie co nikomu nie wychodziło na dobre - Lodem? Takim normalnym do jedzenia czy w kostkach? - zapytał ciekaw niczym małe dziecko. Dziecko było też zainteresowane tym dlaczego 'na szczęście' więcej nie spotkała wspomnianego wampira. Nie zapytał jednak, dość już z niej dziś nawyciągał - A ci Cullenowie, to też taka rodzina? Jak tutaj? - Roy westchnął lekko i mruknął - Nie, to wcale nie jest normalne. Powtarzali mi że jestem zbyt ciekawy i kiedyś wsadzę nos tam gdzie nie trzeba. I mi się dostanie. - wzruszył ramionami - Co nie znaczy ze nie odnosi się korzyści, no wracając do... Sukienki, tak. - wcelował w nią palcem - Jakbym cię nie złapał, to być leżała jak długa i waliła piąstkami w ziemię zła jak osa na tą kieckę. - zakpił sobie raz jeszcze z niepraktycznej kobiecej mody. W pewnym momencie roześmiał się Elizabeth prosto w twarz - Bhohohże... To cholerna perwersja. - z drugiej strony nie było lepiej, no może jednak. Raczej to ona opiekowała się nim, choć to Roy starał się rozwiązać większość z jej problemów - Strach się bać co będzie dalej. - powiedział spoglądając na Elizabeth z dziwna powagą. Uwolnił się z jej ramiona i dał buziaka - Gonisz...! - jak on jej lubił zadania utrudniać. Zwiał na najbliższe drzewo.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Roy Smith dnia Pon 16:56, 19 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:20, 19 Lip 2010    Temat postu:

Parsknęła śmiechem słysząc wypowiedź na temat żółtego demona rzucającego na lewo i prawo elektrycznością. Trudno było się nie roześmiać. - I latałeś z płaszczykiem krzycząc to, co oni tam nadawali? - zapytała kręcąc głową w boki, jakby to jej miało pomóc w opanowaniu wybuchu śmiechu. Jakoś ciężko jej było sobie wyobrazić swego partnera z jakimś mieczykiem biegającego i ratującego świat od złego. Chociaż z drugiej strony jakoś dziwnie pasował do tej roli. - Lodem, lodem. Takim zwykłym. Jakbyś wyrwał kawałek lodowca. - odpowiedziała uśmiechnięta.

- Cullenowie? Ciężko powiedzieć. Jest tam kilka par. Ale nie jestem Ci w stanie odpowiedzieć kto za kogo tam robi. - rzuciła wzruszając lekko ramionami - To Marii by mogła coś więcej wyjaśnić. Albo może sami kiedyś poznamy. - dodała nie chcąc gdybać i przypuszczać na jakich zasadach oni stworzyli rodzinę. Roześmiała się ponownie słysząc komentarz o jej prawdopodobnym upadku. - A skąd wiesz, że by tak było? - zapytała nieco zadziornie - A może bym się po prostu położyła wygodniej na tej trawie i śmiałabym się dotąd, aż by mi przeszło? Poza tym zawsze wierzyłam, że mnie złapiesz. Nie było się więc czym martwić, czyż nie? - stwierdziła z przekonaniem spoglądając na jego palec wymierzony w jej stronę.

- Poczekaj! - rzuciła widząc jak chłopak nagle znika jej na horyzoncie - Daj mi wyrównać choć trochę szanse! - wrzasnęła śmiejąc się i spoglądając jak Roy wdrapuje się na drzewo. Niewiele myśląc zsunęła ze swych nóg buty a chwilę po tym sięgnęła do torebki. Wyciągnęła z niej na szybko niewielki flakonik perfum, by zaznaczyć ich zapachem miejsce, skąd zaczynała. Łatwiej jej będzie potem odnaleźć swoje rzeczy. Moment później jej torebka a wraz z nią i flakonik wylądowały na ziemi. O dziwo także sukienki się pozbyła, aby nie przeszkadzała jej w gonieniu go i aby nie zniszczyć użyczonego jej ubioru. Moment później już zaczęła się wspinać na drzewo, w ślad za chłopakiem - Nie wiedziałam, ze masz coś z małpki! - krzyknęła rozradowana ujmując dłońmi kolejne fragmenty kory, by się wdrapać na świerk, na którym był jeszcze Roy. - I co dostanę jak Cię złapię? - rzuciła próbując dopaść swoją ofiarę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:42, 19 Lip 2010    Temat postu:

- Nie, ja tylko oglądałem, czy czytałem. Odchyłów nie miewałem. Choć raz mi się prawie zdarzyło pochorować kiedy okazało się nasz pies, nudził się trochę i pogryzł komiks. Wyłem wtedy jak do księżyca. W końcu tata kupił mi nowy zeszyt i jakoś przeżyłem. - lód i kryształy z niego, były czymś co znów zadziwiło Roy'a ale szybko mu przeszło. Coraz szybciej przechodziło i wkrótce zacznie przyjmować takie rzeczy na bieżąco. Kryształy z lodu? Piorun kulisty z dłoni? Wyszarpywanie według zachcianek uczuć? Bez różnicy - I nie śmiej się ze mnie. - powiedział przybierając ton spracowanego, utrudzonego życiem faceta oraz adekwatną do tego minę, opuszczając ramiona bezwładnie - Bo to nie jest śmieszne. Ameryka był dzielny. - oświadczył tak pewnie jakby cofnął się o jakieś 22 lata i przedstawiał swoje zdanie własnemu ojcu. Kolejna z jego kwestii została już wygłoszona kiedy wisiał do góry nogami i patrzył na Elizabeth pozbywającą się sukni - O! To widzę że wszystkie chwyty dozwolone. Uciekam, nie ma tak... - podciągnął się zgrabnie i korzystając z bliskości gałęzi przedostał się na drugi drzewo zerkając na Lizzy wdrapującą się na pień - A dlaczego z małpy? Leniwce też wiszą na drzewach. - zauważył, bo często go można było porównać do tego właśnie zwierzaka. Roy roześmiał się wędrując po gałęziach - Co i co? Nic. Satysfakcję. - rzucił przez ramię szczerząc się do wampirzycy. Malo brakowało, a kolejny skok skończyłby się wylądowaniem na ziemi. Uchwycił się gałęzi zwisając z niej groteskowo niczym wspomniana małpa. Musiał się czym prędzej pozbierać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:10, 19 Lip 2010    Temat postu:

- Łeee... - zajęczała rozczarowana. Jakoś wybitnie zaczął jej pasować do niego wygląd małego, nieznośnego i blond-włosego rycerzyka ganiającego za księżniczkami w imię ich ratowania z opresji. Wyjątkowo dobrze byłoby mu w tej roli według niej. - No nie, nie... - próbowała się bronić - Ja tam się nie śmieję, to strasznie poważna sprawa. - udała powagę i to, jakby na serio rozważała właśnie dylematy w kwestii moralnej bądź też organizacyjnej takiego przedsięwzięcia. - Z pewnością musiał być dzielny! - przytaknęła ochoczo niczym matka poddająca się dziecku w zabawie w smoka i szewczyka Dratewkę.

- A tam chwyty! - zaśmiała się widząc, jak Roy próbuje jej pomiędzy koronami drzew uciekać. - Przecież po drzewach w sukience nie będę biegać, nie? - rzuciła udając naburmuszenie tak niecnymi kalumniami na nią rzucanymi. - Aaaa Leniwce tak szybko nie przeskakują między gałęziami! - zauważyła ze śmiechem przeskakując z pierwszej gałęzi na drugą a potem w ślad za chłopakiem na kolejne. Może i nigdy nie biegała zbyt wiele po drzewach, ale za to wygimnastykowana była i swą równowagą także nie powinna się wstydzić, toteż dość szybko udawało jej się podjąć trop za nim.

W końcu uznała, że taka technika w jej wykonaniu jest mało wydajna. Kroki stawiane na gałęziach były zbyt chwiejne i traciła na nie za dużo czasu, nim upewniła się , że nie zleci w dół nieuważnie kładąc stopę na jakiejś witce. Przeskoczyła zgrabnie z sosny na sosnę, starając się rozhuśtać, by wygodniej jej było docierać na kolejne drzewa. Widząc jak Roy zawisł na gałęzi, dziewczyna przyspieszyła. Nie było łatwo uważnie dobierać drogę przy takiej prędkości, ale też i na refleks nie mogła narzekać. - I tak Cię złapię! - obiecała wybijając się stopami z jednej gałęzi i chwytając dłońmi następnej, by zaraz na kolejnej przystanąć, całkiem niedaleko Roya. I znów się wybiła z jednej nogi powtarzając swą płynną sekwencję na tyle, na ile się dało. Śmiała się przy tym rozbawiona pomysłem chłopaka na latanie po drzewach. W sukience z całą pewnością nie byłaby w stanie tego robić. - No czekaj no! - krzyknęła jeszcze zmniejszając w szybkim tempie odległość ich dzielącą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:27, 19 Lip 2010    Temat postu:

- No, no, no... - nie mógł się pociągnąć w górę a wiedząc że Elizabeth depcze mu po piętach czuł jak grunt pali mu się pod nogami - Ty i złapanie mnie... - przynajmniej w przenośni, bo chwilowo do gruntu miał jakieś kilkanaście metrów, jak nie dalej - Jasne, że był dzielny... - jęknął i poczuł że zaczepił o coś stopami. Roześmiał się z własnej głupoty bo wisiał nad kolejną gałęzią. Stanął na niej i zaparł się dłonią o pień patrząc na wampirzycę i rozglądając się ukradkiem za dalszą drogą ucieczki - W końcu dostał serum superżołnieża i nie wymiękał byle kiedy. Zabili go z tego co słyszałem ze trzy lata temu. Ale dokładnie to nie wiem bo nie czytałem. - zeskoczył w dół, na niższy poziom i przeskakiwał dalej nie przerywając sobie rozmowy, bo przecież nie było ku temu powodów - No niby nie, aleee... - przeciągnął i obrócił kota ogonem - Niedawno nałożyłaś na siebie samą bana. I co? Mam teraz natychmiast zaniewidzieć? - zaśmiał się i mruknął - Kto tu kogo prowokuje, eche... - wybił się z w miarę pewnej i grubej gałęzi, wdrapując się wyżej, przepraszając po drodze wystraszone ptaki, niektóre już z jajkami w gniazdach chyba - Bo ja nie jestem normalnym leniwcem. U mnie ewolucja poszła o stopień wyżej. I... - i całkiem nieźle się poruszał jak na leniwca.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:52, 19 Lip 2010    Temat postu:

- No jasne, że mi się uda! - odkrzyknęła w jego stronę. W zasadzie uniesienie głosu było chyba tylko z przyzwyczajenia. Chłopak w końcu nie był aż tak daleko, by wymagało to od niej unoszenia głosu. Poza tym miał tak czuły słuch, że pewnie gdyby szepnęła sobie coś pod nosem, to to też by usłyszał. - No jaaa... No to nie dziwne, że kozaczył, skoro nażłopał się czegoś takiego. - stwierdziła ze śmiechem, dopadając prawie już do chłopaka.

- A tam zabili. Na pewno w reedycji wstanie na nogi. Super-bohaterowie nie padają od byle ran. Goją im się, całkiem jak nam. - parsknęła śmiechem. - Musisz zatem nadrobić zaległości. Nie można się tak obijać. A 'zaniewidzieć'... - dodała przeskakując na kolejną gałąź z gracją kota - możesz chwilowo. Skoro tak bardzo tego chcesz. - odparła śmiejąc się - Dałam sobie bana, bo... To była całkiem inna sytuacja. - wyjaśniła - A teraz, to miałeś ponoć uciekać przede mną a nie się oglądać. - wyszczerzyła się przeskakując na kolejną i kolejną gałąź. Rany, jak ona nie znosiła biegać po drzewach. Nie po to urodziła się dziewczynką, żeby teraz nadrabiać zaległości w męskich rozrywkach. No, ale odpuścić nie zamierzała.

- Poza tym... Gdzież ja niby prowokuję? - rzuciła nagle zmieniając taktykę całkowicie o sto osiemdziesiąt stopni. - Ja dopiero mogę zacząć prowokować! - stwierdziła bardzo pewnym tonem. Zeskoczyła po tym jednym, zwinnym krokiem ponownie na ziemię. Zaczęła odbiegać od niego. - Na przykład tak! - krzyknęła za siebie i szybkim ruchem pozbyła się góry swojej bielizny zostawiając ją gdzieś na nisko zwisającej gałęzi. Wiedząc, że chłopak za chiny ludowe jej nie dogoni w tej chwili, puściła się biegiem w stronę swoich rzeczy, by się ubrać, nim będzie zmuszona odwrócić się w jego stronę pokazując mu się topless. Gdyby na coś takiego nie zareagował, to chyba by zwątpiła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:16, 19 Lip 2010    Temat postu:

- Akuuurat. - bo jej jeszcze uwierzy i sam da się jej złapać - Ej a ty to nie przesadzasz? - zapytał bimbając sobie na jednym z konarów, przed nosem mając wystraszoną, ale jednak wojowniczo napuszoną ptaszynę. Zwrócił się do niej, mówiąc o Elizabeth - Słyszysz? Teraz to mi nadrabiać każe. Chyba na serio coś w tym było, kiedy mówiła że jestem dla niej synem. Heh a ona nie wie że Kapitan ma następcę. - pokiwał głową - I choćby chciał to i pewnie w reedycji nie wskrzesi się sam. Elizabeth...! - przełożył dłonie i znalazł się twarzą do wampirzycy - Ja nie powiedziałem że chcę.... To nie fair. - wytknął jej obrażonym tonem wiedząc że to samo ona mogła powiedzieć jemu - I tak ci się nie widzi, to gonienie mnie. - zakołysał się zadowolony jakby z udanego kawału - Boisz się że gałęzie się połamią... - powiedział widząc jak stąpa po nich ostrożnie, jakby każda miała rozsypać się w proch. Wychylił głowę patrząc co też wampirzyca takiego zamierza prowokującego poczynić - To cios poniżej pasa! - zawołał za biegnącą wampirzycą widząc jeszcze jak biustonosz spada z gałązki na ziemię, gdzie pacnął w kępkę suchawej trawy. Czując się przegranym i to jeszcze z kretesem, zeskakiwał w dół i znalazł się na ziemi. Prawdą było że kobieta miała coś co rozbrajało faceta, choćby i fantazję. Roy pochylił się zbierając jej bieliznę. Otrzepał ją z trawy i uświadomił sobie że ma w dłoni to czego nigdy nie pozwoliła mu tykać. Uśmiechając się pod nosem, niezbyt pospiesznie zaczął wędrować po śladach Elizabeth.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:44, 19 Lip 2010    Temat postu:

- A po co mam gonić, skoro sam do mnie przyjdziesz? - rzuciła wyzwanie chłopakowi oddalając się coraz bardziej od niego a zbliżając się z każdą chwilą do swoich rzeczy. Wpadł jej do głowy koszmarnie głupi plan i zamierzała z niego skorzystać. Na jej nieszczęście, niestety nie miała szans dojrzeć miny Roya, gdy dostrzegł górę od jej [link widoczny dla zalogowanych] bielizny opadającą powoli na ziemię. Cóż, nie można było mieć wszystkiego.

Kiedy prawie już zbliżyła się do swoich rzeczy, a była pewna, że chłopak wciąż jest zbyt daleko, by ją z takiej odległości dostrzec, zdjęła jeszcze dół, rzucając od tak, po prostu na rosnący na samym środku przejścia mech. Po tym pospiesznie sięgnęła starając się być wyjątkowo cicho do swojej torebki, wyciągając z niej swoje awaryjne ciuchy. Dresowe spodenki i bluza momentalnie znalazły się na niej. Miała nadzieję, że w pierwszej chwili Roy nie skojarzy tego, co mu kiedyś mówiła o tym, iż zawsze nosi ze sobą coś na wszelki wypadek.

Zasłoniła sukienką torebkę, jakby wcale z niej niczego nie wyciągała. Przebiegła parę razy dość chaotycznie po okolicy, starając się zmylić jego ślad po czym po cichu i bardzo ostrożnie wdrapała się na drzewo rosnące krok od miejsca, gdzie zostawiła swoją większość rzeczy. W skupieniu czekała aż chłopak podejdzie, gotowa zeskoczyć tuż za nim, gdy wpadnie w jej pułapkę stworzoną dla żartu. Wstrzymała oddech, starając się nie poruszyć i nie dać dostrzec spomiędzy innych drzew. Powstrzymanie śmiechu bynajmniej nie było proste, ale musiała się do tego zmusić, by nie zdradzić mu gdzie jest. Element zaskoczenia był teraz dla niej najważniejszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:07, 19 Lip 2010    Temat postu:

Czasem uważał że jest zbyt pewna siebie. Szedł pogwizdując sobie cicho melodię piosenki używanej przy jednej z dziecięcych zabaw. Czarny stanik okręcał się wokół palca wampira, który miał na chwilę nową zabawkę. Rozglądając się po lesie, po raz kolejny stwierdził że jest inaczej. Czuło się tutaj coś wielkiego, setki lat podczas których te drzewa wyrosły pokazywały potęgę matki natury. Pociągnął lekko nosem, by mieć pewność że przypadkiem nie zboczył z właściwego kursu. Roy zastanawiając się co go czeka zbliżał się powoli do miejsca od którego rozpoczynali z Elizabeth swoje zawody. I stanął jak wryty. Raz że Elizabeth nie było, a dwa że mu narobiła niezłego zagmatwania w nosie. Jej zapach był prawie że wszędzie, biegł w osobnych, całkowicie różnych kierunkach. Zacisnął nieznacznie usta. Usadziła go, bo w tropieniu raczej był marnym wampirem, bez doświadczenia. Popatrzył na najbliższe drzewa i ich korony. Roy podrapał się po policzku i odchrząknął - Rolnik sam w dolinie, rolnik sam w dolinie... - piosenka przez wampira zaintonowana miała ściągnąć Elizabeth do niego. Był sam, może nie w dolinie, co zrobić taki tekst. Z resztą już nie poszło tak gładko - Rolnik szuka żony... Szuka... - żony? - Szuka właścicielki stanika rozmiar, eee... - przeczytał dane z metki - No chodźże tu do mnie, chodź bo... - zaciął się szukając właściwego rymu - Bo ci zimno pewnie jest. - skrzywił się słysząc jak nieudolnie i dość żałośnie mu to wyszło. Wcale by się nie zdziwił jakby dostał szyszką w głowę. Celnym, silnym rzutem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:24, 19 Lip 2010    Temat postu:

Prawie udusiła się powstrzymując swój śmiech kiedy usłyszała rymowanki chłopaka. Z wymuszonym wewnętrznie spokojem oparła powoli swoje czoło o korę drzewa nie pozwalając wydobyć się z siebie żadnemu nieproszonemu dźwiękowi. Nie było to łatwe. Ze wszystkich sił starała się zapanować nad drżącymi jej lekko dłońmi i rytmicznie zaciskanymi mięśniami brzucha, który usilnie próbował wydusić z jej gardła jakieś prychnięcie czy pisk. Wciągnęła po cichu powietrze nosem zmuszając się do jeszcze chwili spokoju.

Szyszką nie dostał. Dziewczyna też w żaden inny sposób nie pozwoliła mu się odnaleźć wśród gałęzi. Schowana za konarem, jakiś kawałek od niego, wciąż czekała na kolejną jego reakcję, gdy natknie się na następne pozostawione na ziemi znalezisko. Nikt nie mówił, że nie jest przewrotna w swoich poczynaniach. Nikt też nie obiecywał, że będzie całkowicie grzeczna. Czasami strzelały jej do głowy dziwne pomysły i potrafiła je z uporem maniaka realizować. Teraz także się nie poddawała pomimo, iż nie było tak łatwo wysiedzieć w miejscu czekając na efekt swojego podpuszczania.

Wcisnęła nos w rękaw swojej bluzy podejrzewając, że chłopak właśnie powinien się natknąć na pozostawiony przez nią zapach. Miała tylko nadzieję, że za kilka kroków opuści wzrok i dojrzy jej szalony kolejny element wyznaczonego mu szlaku w jej stronę. Musiała być tylko cierpliwa. Na wszystkie anielki, jeszcze tylko odrobina cierpliwości z jej strony! Nie mogla się przecież odezwać i zepsuć sobie tego widoku jego zaskoczenia bądź też równie dobrze skrępowania tym co odkryje na mchu przed sobą... Nie wiedziała w końcu jak Roy zareaguje. A wszystko mogło się zdarzyć. Dopiero teraz zaczęła się zastanawiać czy to aby był dobry pomysł. Jednak i tak chciała go zrealizować do końca. Niezależnie od efektu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> USA / Alaska / Park Narodowy Denali / Kantishna / Las Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin