Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna

Dom Dutton'a
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> Obrzeża miasta
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Judit
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:13, 28 Paź 2010    Temat postu:

- Wiem, wiem. Ciebie wszak zadowolić nie idzie. - mruknęła Jud pod nosem by nie przerywać czytającej Marice. Przesunęła dłonią po policzku patrząc na sufit, a później na lodówkę, szafki aż w końcu znów wróciła do siostry. Młoda Hiszpanka od samego początku wiedziała że się nie przeliczy, choć wściekła Marika była raczej zabawna niż straszna. Bynajmniej takie odnosiło się późniejsze wrażenie, bo kiedy po raz pierwszy ją szarpnęła Judit przestraszyła się nie na żarty - Brak oświecenia w narodzie. - wytłumaczyła uznając że dyrektor jest zacofany i inaczej tego nazwać nie idzie. Nie była przecież jedyną która miała tatuaż, pech chciał że miała na tym cholernym treningu podwiniętą koszulkę. Wiele szumu o nic... Różowowłosa wywróciła oczami i powiedziała - Nie drzyj się tak. Obudzisz Adama. - jeśli nie było go w kuchni, to chyba musiał spać skoro Marika spuściła swego pierworodnego z oka. Zazwyczaj pędraka miała przy sobie. Ale co ja tam mogę wiedzieć.... Odchrząknęła i odpowiedziała - Tatuaż. - nic nie mogło się równać obrazowi wściekłej Mariki, absolutnie nic. Nawet Inez nie wściekała się tak malowniczo, ojciec był chodzącą zimną furią, a ona nie. Jud chciała podwinąć bluzkę, ale ją wyręczono nim to zrobiła. Obrócona chwyciła się futryny by nie upaść, postanowiła że Marice akurat dziś sprowokować się nie da i mogła jej nagwizdać - Zrobiłam sobie tatuaż, czy to tak trudno zrozumieć? Powiedziałam i przeczytałaś to w liście. Zobaczyłaś. Tak trudno zrozumieć? - powtórzyła pytanie uważając że być może Marika dziś jakoś słabo łapie wszelkie niuanse - Oj co sobie wyobrażałam... - mruknęła znajdując się nos w nos z siostrą - A ty nie chciałaś nigdy...? Ach zapomniałam. Ty... - podkreśliła - Jesteś chodzącym ideałem. Ogólnie chciałam mieć jakąś pamiątkę pobytu tutaj. Normalną pamiątkę a nie uraz psychiczny do końca życia. - wytłumaczyła swobodnie nic sobie nie robiąc z tych szarpnięć. Temat tego kto i gdzie dziarę wykonał pominęła. Carmelitta nie zasłużyła sobie na odwiedziny Mariki, bo to nie jej winą było że Judit miała wolną wolę - Przecież dobrze się uczę! - tutaj Marika była w błędzie. Stopnie Judit miała dobre. Już dawno uznała że robienie jej na złość szmatami w dzienniku nie daje efektu i przyłożyła się. Poza tym chciała zdać te durne egzaminy i w końcu stąd wyjechać. I nie lubiła jak Adam na nią krzyczał a to działało lepiej niż prośby matki i ojca o to by się uczyła. Judit nie miała pstro w głowie i czasem wiedziała co zrobić. Że ktoś wiecznie czepiał się o to samo? Zdarza się - Wiem, że masz mnie dosyć. - odpowiedziała obojętnie - Ile cię nie widziałam? - podpytała i zastanowiła się chwilę - Miesiąc z okładem, tak? Taaa, doskonale wiem że masz mnie dość. Mieszkasz za płotem, no a teraz to nawet za kilkoma... A mimo to nie przyszłaś. - zauważyła uśmiechając się do siebie w duchu. Na jej twarzy wciąż gościł ten wyraz uprzejmej obojętności. Poprawiła kurtkę powstrzymując chęć ziewnięcia - Nie, wcale tak nie myślę. To dyrektor chciał byś to dostała. On chce żebyś przyszła. Ja przecież wiem że to i tak niczego nie zmieni, wiec... - od wzruszenia ramionami też się powstrzymała - Och... - żachnęła się Judit i przytaknęła słowom starszej siostry - Ja to wszystko wiem. Ale szalenie miło jest to usłyszeć z ust najbliższej, przynajmniej teoretycznie, mi tutaj osoby. Wtedy zaczyna się w to naprawdę wierzyć. - powiedziała i uśmiechnęła się do Mariki słabo i żałośnie. Spojrzała na jej dłoń i strąciła ją - Zostaw mnie. Chodzić umiem. - odpowiedziała i podeszła do krzesła. Zdjęła z siebie kurtkę i złożyła ją na swoich kolanach. W kuchni był ciepło, a Judit podejrzewała że za moment jej zrobi się gorąco.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Judit dnia Czw 12:25, 28 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:31, 28 Paź 2010    Temat postu:

- Za to Ty jesteś wielce oświecona? - prychnęła cicho pod nosem, bo nienawidziła zarozumialstwa i braku poszanowania dla starszych osób. No cóż Judit zapewne nie wiedziała co to znaczy. Żyła w swoim wyimaginowanym światku w którym panowały całkiem inne zasady. Jej zasady. Nawet to nie wkurzało Mariki. Było jej z tego powodu jej żal. Choć może nie tak aż do końca. Przestała się nad nią użalać już dawno temu. Tym bardziej kiedy pierwszy raz nadepnęła jej na odcisk i zszargała tym samym Marice nerwy. Tym razem nie zamierzała się więcej denerwować. Było to bezsensowne, a dziewczyna i tak sobie z tego nic nie robiła. Uśmiechnęła się szyderczo. - Och, na prawdę? Od kiedy zrobiłaś się taka miłosierna i obchodzi Cię to czy kogoś swoimi krzykami obudzę czy też nie, a tym bardziej mojego syna? Daruj sobie to Judit. I nie mów mi proszę co mam robić, ok? - oderwała na moment spojrzenie swych ciemnych oczu kiedy zawsze stawały się takie gdy była wściekła na coś i trochę czasu upłynąć musiało nim powróciły do swego naturalnego koloru ciepłego brązu. Spojrzała w stronę okna i ponownie na nią. Patrzenie na jej włosy przyprawiało ją o mdłości. Każdy kolor, ale różowy? Był to kolor dziecinny. W zasadzie biorąc pod uwagę całą sytuację to nadawał się idealnie jak dla niej. Jak właśnie dla małego dziecka, które robi wszystkim na przekór byle tylko wyszło na swoje. - Trudno. Bo wbrew pozorom miałam Cię za dużo rozsądniejszą dziewczynę, najwidoczniej się przeliczyłam. To Ty się oszpeciłaś, nie ja? Czy myślałam? Pewnie jak każdy na szczęście mam tyle rozumu w głowie by się nie poddawać tak dennej modzie. To może idź od razu do kryminału tam uwielbiają dziargać sobie ciała różnymi rysunkami. - uniosła brwi w górę wpatrując się w nią przenikliwie. - A może kolejny obóz o zaostrzonym rygorze by Ci się przydał? Najwidoczniej z tamtego nie wyniosłaś nic, a nic. Ale czego można się spodziewać po zbuntowanej siedemnastolatce? - roześmiała się diabolicznie. Po prostu to ją zaczynało bawić. Cała sytuacja była nawet bardziej żałosna niż śmieszna. - Nie jestem, ale Ty tym bardziej nie. I daleko Ci do niego z swym zachowaniem. Myślisz, że Twój dyrektor napisał to bez powodu? Miał rację. W szkole ma się wyglądać na uczennicę, a nie na wypindrzone straszydło. W zasadzie to z tym Twoim malunkiem prawie, że Cię pod latarnię postawić. Dać Ci tabliczkę i sprawa załatwiona. Mogłabyś się z nimi utożsamiać jak najbardziej. - Przemaszerowała już dużo spokojniejsza te kilka kroków przysiadając sobie na krańcu stołu jednym półdupkiem, a noga wolno zwisała jej w powietrzu. Swe dłonie pozostawiła na udach i tak nie mając co z nimi zrobić.- Pamiątkę? To nazywasz pamiątką? Faktycznie będziesz miała pamiątkę. - zadrwiła z niej. Wszystko mogła usłyszeć, ale takich bzdur jeszcze w życiu nigdy nie słyszała. - Uraz psychiczny do końca życia to mogę mieć ja po Tobie. Na pewno odbije się to na moich dzieciach. Dobrze, ze choć junior wcześniej się urodził. Nie będzie to miało na niego tak dużego wpływu. Zanim dorośnie już dawno czegoś takiego pamiętać nie będzie. - pokręciła głową na boki a w ruch jej głowy zafalowały jej krótsze włosy. Wciąż jeszcze nie do końca się do nich przyzwyczaiła. Kwestia czasu by tak właśnie się stało. - Nie widziałaś i co? Źle Ci było? Za każdym razem do was przychodziłam dawałaś mi popalić i dziwisz się, ze moja noga więcej tam nie postała? Ale to się od dziś zmieni. - Już ona wiedziała co musi zrobić. - Na pewno Twój kochany tatuś ucieszy się z tych nowin. Z chęcią dziś do nich zadzwonię i zaproszę ich do naszego domu na kilka dni by zobaczyli jak ich kochane dziecko się sprawuje. Tak... To jest świetny pomysł. Zamieszkamy sobie razem, bo rzeczą jasną jest, że od dziś zamieszkuję z wami. Skoro tak strasznie narzekasz na to, że nie przychodziłam do Ciebie. Będziesz mnie miała pod ręką i aż nadto, 'kochana siostrzyczko'. - Kąciki jej ust drgnęły w górę. Ten pomysł ją rozbawił. W końcu sama narzekała, że mało ją widuje. - Chce nie chce... Skontaktuję się z nim dziś i poproszę by poczekał dwa dni, aż przyjadą nasi rodzice, na pewno z chęcią będą uczestniczyć w tej rozmowie. I skończą się pieniądze na karcie od tatusia. I tak muszę z nimi o czymś porozmawiać, więc myślę, że nie odmówią mi. Ostatnio dali radę, to teraz też dadzą wyrwać się na kilka dni. To chyba niezbyt wygórowana cena za opiekę nad Tobą, jak myślisz? - w jej oczach zaiskrzył jakiś figlarny blask. Najwyższy czas by się nią w końcu zajęli. - To już mało ważne czy Cię tutaj chcę czy nie. - Choć wiadomym dla każdego było, że kochały się chyba bardziej jak były z dala od siebie. - Czyż to nie wspaniałe, że znów będziemy tworzyć wspaniałą rodzinę? - nawet ani jeden mięsień na jej twarzy nie drgnął gdy to mówiła.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Judit
Człowiek



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:18, 29 Paź 2010    Temat postu:

A myślałaś że nie? Przynajmniej mam o wiele bardziej przyszłościowe spojrzenie na świat a nie jakieś zacofane poglądy, z resztą... Za miesiąc z hakiem będę pełnoletnia... Tylko ten miesiąc. Zmarszczyła lekko nos bokiem puszczając słowa siostry. To cholerny szmat czasu. - Nic mnie to nie obchodzi. - odparła - Dbam jak zwykle o siebie. Głowa mnie boli jak on beczy. - stwierdziła prosto i jasno tłumacząc Marice tą swoją rzekomą opiekuńczość i miłosierdzie - Okej, okej... I tak coś czuję że nie tylko mi będzie łeb pękał. - usiadła sobie na krześle stwierdzając że chociaż to w tym domu jest fajne i wygodne. Skrzypiały sympatycznie kiedy lekko się na nich zawiercić. Judit oparła się swobodnie jakby miała mieć za chwilę pogadankę z psychologiem a nie z własną siostrą. Poprawiła rękawy bluzy gotowa już wysłuchać wszystkich kar i gróźb jakie na nią padną, wiedząc że to nie będzie nic nowego - Czy tatuaż na plecach według ciebie jest oszpeceniem się? - zapytała Judit uśmiechając się lekko. Rozumiem jakbym sobie coś zrobiła... Nie wiem... Na szyi, w bardziej widocznym miejscu, ale w dole pleców? Pierdolisz.... - Tak, dennej modzie. - roześmiała się - Eche... Trafna uwaga. A wiesz co? Twój mąż też wychodzi na dennego. Bo wiedział i tatuaż mu się spodobał. - powiedziała unosząc głowę w górę w zadziornym wyrazie może i naginając pewne fakty. Jednak nie skłamała o tym że tatuaż Adamowi się spodobał. Ładna rzecz, tak to było. - Chętnie pójdę. Jeśli to pozwoliło by zejść z twych oczu chętnie pójdę do kryminału. Poza tym Mariko sprawiłabyś mi tym przyjemność. Przecież tam nic nie trzeba robić, leży się, czasem wyjdzie na spacerniak... Uważasz że taka jestem leniwa i głupia. Więzienie to coś dla mnie. Idziesz mi na rękę. - powiedziała zgadzając się z Mariką dla jej świętego wkurzenia. Jak nie kijem to marchewką. Tylko za co? Morderstwo siostry? Siostrzeńca? Podpalenie? Niszczenie mienia? - I z kolejnego nie wyniosę. - stwierdziła wzruszając przy tym ramionami. Popatrzyła na siostrę jak na kretynkę kiedy ta się roześmiała. Tak? Już? Główka boli? Jest na sali lekarz?! Judit uniosła brew trochę w górę nie będąc pewną czy Marika dobrze się czuje - Och jasne. Ale ty głupia jesteś... To jak dziewczyna sobie zrobi tatuaż to zaraz jest dziwką? I ponoć to ja nie myślę tak? Wiesz ile ludzi ma dziary? I co? Latarni by chyba zabrakło! - roześmiała się podobnie jak Marika rozbawiona takim ujęciem sprawy. Słucham, co jeszcze ciekawego wymyślisz. Przyłożyła sobie dłoń do policzka wybijając na nim rytm piosenki i odtwarzając ją w myślach - Jasne. A jak inaczej mam to nazywać? Aaa tak... Przecież dla ciebie to coś co mnie jeszcze bardziej oszpeca. Wybacz. - mruknęła kwaśno - Nie uwzględniłaś tego wcześniej. - podrapała się po nosie i złożyła dłonie na udach poprawiając dwa pierścionki które na palcach miała - Nikt ci nie kazał mnie trzymać tutaj. - warknęła - Trzeba było mnie odesłać póki mogłaś. Ale nie. Bo ty musiałaś pokazać co potrafisz... A co potrafisz? - zapytała czyniąc ostatnie z pytań retorycznym. Nic. Tylko wyrzucać mi swoje nieudolności. Zapytałaś się kiedyś co lubię? Nie, bo z góry założyłaś że to kretyństwo. Pomyślałaś że mogę się interesować czymkolwiek innym niż dogryzaniem tobie? Nie, bo przecież i tak jestem czarną owcą rodziny. Judit wbiła wzrok w podłogę bo własne myśli i ich dalszy bieg ją zaskoczyły. Czarna owca... Oderwała się od wzorku na gumolicie i spojrzała na kobietę - Mój kochany? To też twój ojciec. - wytknęła jej zaraz - Zadzwoń. Przyznaj się do twojej porażki. - powiedziała uśmiechając się do Mariki szerzej - Zamieszkanie... Zamieszkanie z nimi nic nie zmieni. Jakbyś nie wiedziała, a nie wiesz, no bo skąd... Nie wychodzę z domu, bo w tej dziurze nie ma gdzie i nie ma z kim wyjść. Poza tym nie będę narażała Christophera na kolejne wizyty u policji. - na wzmiankę o karcie i pieniądzach wykrzywiła lekko usta - Och tak, to mnie zabije, zniewoli i sprawi że będę się czołgać u twych stóp. Chciałabyś. I tak nie było ich gdzie tutaj wydać. - powiedziała z wystudiowaną obojętnością w głosie przegarniając włosy i błogosławiąc w duchu dalekowzroczność. Judit wstała wiedząc ze to już koniec. Przyszło jej teraz tylko czekać - Och tak, wprost doczekać się nie mogę. - wyznała z przewrażliwieniem jakby na to czekała od wielu, wielu lat - Jestem ciekawa co na to wszystko twój mąż. Zapewne ucieszy się jeszcze bardziej kiedy usłyszy o twoich planach budowania jednej, wielkiej, kochającej się hiszpańsko - amerykańskiej rodziny. - zapięła zamek i pożegnała się z nią - W takim razie, skoro już wszystko ustalone, z chęcią powitam cię w progach znów twojego domu. A teraz wybacz, pitraś ten obiad, nie będę demoralizowała Jeanine, bo sobie coś jeszcze zrobi... - mruknęła z kpiną i wyszła z domu o dziwno nie trzaskając drzwiami.

/ Dom Mariki Grey / Piwnica


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:59, 02 Lis 2010    Temat postu:

Nie odpowiedziała Judit na ani jedno słowo. Po prostu słuchała tego co mówiła. Z miną obojętną i niezbyt interesowną. Bo tej młodej nie dało się przegadać. Można by do niej mówić i mówić, a i tak nic sobie z tego nie robiła. Marika na moment zamieniła się z nią rolą. Teraz ona mogła mówić, a to Marika nie robiła sobie z jej słów nic, a nic. Powiedziała co chciała powiedzieć, ze może to było trochę przesadzone? Czy kogoś to obchodziło? Nie bardzo. Ją tym bardziej nie. Pewne słowa są mówione po złości bo początkowo Judit podniosła jej ciśnienie swoim zachowaniem. Ale czego po niej mogła się spodziewać? Jak ktoś jest zbuntowany to raczej nie łatwo go zmienić. Kiwała głową i kiwała będąc myślami w zasadzie gdzieś indziej. Czy teraz mogła poczuć to jak czuła się Marika gdy ona ją gnoiła? Może choć trochę. Też nie miała z nią lekko. Nie zamierzała tego żałować ani za to pokutować. Koniec z użalaniem się nad kimkolwiek. Dość litości. To uczucie zaczynało być Marice obce biorąc pod uwagę swoją rodzinę. Za dużo pozwoliła by stało się złego. Ale to się miało skończyć prędzej niż komukolwiek by się to wydawało. Ostatni raz uśmiechnęła się ironicznie gdy Judit zaczęła się zbierać do wyjścia. Machnęła dłonią jak by odpędzała od siebie coś złego. - Idź, idź. Nie potrzebuję fanfarów na przywitanie. - To było ostatnim czego jej trzeba było. Nie obejrzała się też więcej w jej stronę gdy wychodziła. Dzięki bogu mały nie obudził się nawet gdy krzyczała widocznie świeże powietrze tak na niego działało, ze spał smacznie. Choć on jeden. I bardzo dobrze. Siąknęła nosem. Nie wiadomo skąd przypałętał się do niej głupi katar. Z cichym jękiem zawodu odbiła się od stołu. Powróciła do swych czynności. Ziemniaki już dochodziły. Mięso też było miękkie. Mogła je w zasadzie zabielać co też uczyniła. Któż mógł przypuszczać, że robi to po raz ostatni? Ostatni raz gotuje. Ostatni raz spędza czas z kimkolwiek. Może nawet ostatni raz się uśmiechnie. To co się miało dziać dnia następnego będzie zapamiętane jako tragedia, bo czym można nazwać śmierć? Dobrze, że nie była tego świadoma. Może by próbowała odwrócić bieg wydarzeń, których odwrócić już się nie dało. Tak najwidoczniej było jej pisane. Wszystko stanie się jaśniejsze i klarowne. Tym komu była zawadą i utrapieniem pozbędą się problemów, tak jak i choćby jej mąż. Nie będzie musiał już więcej się z nią użerać. Dostanie to czego tak usilnie potrzebuje. Święty spokój, od niej od dziecka, od brata. Nie będzie ani jej ani Chrisa, ani też dzieci. Zostanie sam jak palec co zapewne będzie mu odpowiadać. Prawie, że skończyła swój obiad. Co raz bardziej to była głodna. Wyłączyła ziemniaki. Odcedziła je i z odrobiną masła ubiła przykrywając je pokrywką. Dokończyła też doprawiać mięso zostawiając je jeszcze na chwilę by doszło do siebie. Oparła się o szafkę rozmyślając nad pewnymi sprawami intensywnie czego oznaką była widoczna zmarszczka na czole. W pełni odrzuciła od siebie rozmyślania o tym co stało się niedawno. Nie chciała nawet przez pięć minut się tym zamartwiać. O tym pomyśli później. Zgarnęła z stołu swój kubek umaczając w nim swoje usta i pociągając z niego niewielkiego łyka. Zawiesiła się nasłuchując tego co działo się wokoło.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:11, 02 Lis 2010    Temat postu:

/ Korytarz / Szpital

Jean siedziała w pokoju cicho słysząc to wszystko. W zasadzie dla niej nie było to niczym ciekawym. Głaskała obydwa koty żałując tylko tego że ciocia chciała iść do siebie. Małej Dutton podobało się to że Marika z nimi mieszkała. Bo ugotowała obiad jak mama i była w domu kiedy ona wróciła ze szkoły. Z podkówką zamiast ust dumała co zrobić by tak zostało.
Ben kiedy tylko przyjechał do domu pomyślał że coś się święci bo zazwyczaj Jeanine nie wyczekiwała go na progu i nie była tak podenerwowana. Zaparkował patrząc na swoją podrygującą córkę i wysiadł z samochodu. Podbiegła do niego i wyrzuciła z siebie z rozpędu szeptem całą opowiastkę obrazującą to co tutaj zaszło. Pojękiwała przy tym co parę zdań prosząc ojca by zrobił coś by ciocia została. Zdezorientowany półwampir wszedł do domu a Jeanine śmignęła do pokoju zamykając za sobą cicho drzwi. Ben ściągnął kurtkę i odwiesił ją na kołek marszcząc czoło i próbując to wszystko co opowiedziała mu Jeanine poskładać w jedną logiczną całość. Podrapał się w głowę i rozpogodził na twarzy. Zajrzał do kuchni i przywitał się z kobietą opierająca o szafkę - Czołem Mariko. - przywłaszczył dla swojego tyłka kawałek szafki opierając się obok kobiety i patrząc na jej profil - Wybacz, ale moja córka ma strasznie długi jęzor. W tym jednym jednak wypadku nie mam jej tego za złe. - umilkł ciekaw tego czy Marika temat w jakikolwiek sposób rozwinie czy nie i zrezygnuje. Nie byłby jednak sobą gdyby czegoś nie dodał - Apetycznie... Tak, smakowicie pachnie. Chciało ci się? - zapytał okręcając w stronę garnków - Niepotrzebnie... Co nie znaczy ze nie zjem. Bo głodny jestem, ale... To poczeka, yhm... Mów. - zachęcił przyjaciółkę uśmiechając się do niej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:44, 03 Lis 2010    Temat postu:

Chyba dość mocno zatopiła się w swe rozmyślania skoro nawet nie słyszała kiedy Jean wymknęła się z domu. No cóż miała o czym myśleć. Bo po raz kolejny stwierdziła, że nie tak wyobrażała sobie własne życie. Najgorszym było to, że siedziała tutaj bezsensownie. Już tak dawno nie tęskniła za pójściem do pracy czy czymkolwiek podobnym. Jednak życie napisało jej inny scenariusz. Ocknęła się dopiero wtedy gdy usłyszała głos Benjamina nieopodal swej twarzy. Herbata w kubku się jej skończyła więc musiała ją nieświadomie popijać raz po raz podczas rozmyślań. Wzruszyła ramionami. Nie obojętnie. Z przyzwyczajenia. - Nic nie szkodzi. - Było jej to bez znaczenia. I tak wyszło by to na jaw. - Nie mam nic do ukrycia Ben. - uśmiechnęła się gorzko pod nosem. Inaczej w tej chwili nie umiała. - A co tu dużo mówić? Zawsze, ale to zawsze kiedy staram się sobie poukładać życie i już zaczyna mi coś wychodzić przyjdzie ktoś taki pokroju Judit i mi to spieprzy. - rzuciła kwaśno w przestrzeń przygryzając dolną wargę. - I mam już tego po dziurki w nosie, wiesz? - nie było to niczym nowym. Ostatnio często używała tego określenia. - Zostałam wezwana do szkoły przez dyrektora. I mam tam iść chyba tylko po to by spalić się ze wstydu. Moja wspaniałomyślna siostra zrobiła sobie tatuaż. Ponadto jest pyskata, za mocno się maluje, nieodpowiednio się ubiera i takie tam, zresztą masz... - podeszła do stołu, zwinęła z niego kopertę i podała Benjaminowi. - Przeczytaj. - to mu najlepiej wszystko zobrazuje, o co tak właściwie chodzi. - Jak zwykle same kłopoty z nią. Czy wiesz dlaczego przestałam przychodzić do domu obok? Bo ostatnim razem Judit doprowadziła mnie do rozstroju nerwowego. Tego sam Adam znieść nie mógł. Dlatego też łatwiej mu było się ulotnić. - poczochrała się za uchem spuszczając na moment głowę by po chwili spojrzeć w przestrzeń ponad sobą gapiąc się tępo w ścianę. - A wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? Że stałam się na to obojętna. Po prostu mnie to już nie rusza. Nie wiem, może jest ze mną coś nie tak. Ale przestałam się tym przejmować. Powiedziałam jej dziś kilka gorzkich słów. Może za dużo nawet i nie żałuję. Dziwne prawda? A może zwariowałam? - przetarła sobie twarz próbując samej to wszystko poskładać do kupy. - To nie ja ją powinnam wychowywać. Ma od tego rodziców. Chciałam się nią opiekować jak prosili, no cóż nie wyszło. Nie mam do tego cierpliwości. Sama mam dziecko na wychowaniu. Dwójkę w drodze. To ponad moje siły by zajmować się rozbrykaną nastolatką. - prychnęła cicho. - No cóż póki co muszę wrócić do swego pierwszego domu i do póki rodzice się nie zjawią sprawować nad nią pieczę. O ile w ogóle ją tam zastanę, bo jak znam życie i ją mogła uciec. - to też ją nie ruszało. To będzie już problem Inez i Eliasa. Ona umywa od tego ręce. - Chciało. I tak codziennie gotuję więc dla mnie to normalne. - kąciki jej ust na moment drgnęły w górę, ale też szybko i opadły. - Siadaj nałożę wam, a w międzyczasie możemy porozmawiać bo też jestem głodna. - Odbiła się od szafki idąc na poszukiwanie talerzy i sztućców. - Zresztą Ben dość masz swoich problemów nie trzeba bym i ja dokładała Ci swoich więc nie przejmuj się tym. Jakoś sobie poradzę z tym niewygodnym problemem. - Kiedy się tak zmieniła? Chyba kilka minut przedtem. Jeszcze wcześniej przejęłaby się tą sytuacją, a teraz? Nic. Kompletnie zero reakcji. Jedynie chłód i zimne opanowanie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:22, 03 Lis 2010    Temat postu:

- No ja tam nie wiem... - stwierdził przyglądając się Marice z uwagą. Aż był zły na samego siebie że nie potrafi prześwietlić jej myśli. Tyle by to teraz ułatwiło, ale nie. Miał dar mniej użyteczny niż jego córka - Ej ale to twoja siostra. Pokrój pokrojem ale to rodzina. Nie widziałaś mojej siostry! - zawołał i zapewnił ją - Jest tego samego pokroju co Judit, a nawet gorsza. Bo wybywa i nie mówi mi gdzie i w ogóle... Mało ją znam. - zakończył niezbyt szczęśliwie ale za to szczerze - I ma żółte włosy. - dodał uśmiechając się na wspomnienie małej postrzelonej Miyu - W tym wieku chyba każdej odbija. - tak, Benjamin wiedział że Marika miała tego po dziurki w nosie. Wiedział też że nie powinna do tego tak podchodzić, ale to już jej sprawa, nie jego. Sama potrafiła podejmować decyzję. Tatuaż?! To dlatego czułem od niej znieczulenie! Zamiast zaskoczenia na jego twarzy pojawiło się zrozumienie co chyba wyglądało trochę dziwnie. Wysłuchał listy przewinień Jud a później przeczytał je raz jeszcze w liście który dała mu Marika. Zrozumiał wszystko prócz jednego co też zaraz Hiszpance nadmienił - Nooo okej. Przyznaję że ona jest trochę inna. Ale to ciągle... Dziecko. Dobra, prawie dorosła osoba. Rozumiem że może mieć nierówno pod sufitem, ale przecież są sposoby by ją skutecznie ukrócić, w jakiś sposób zniewolić... Wychować. Przecież jest zależna od ciebie czy też od twoich rodziców. - Ben westchnął lekko i złożył dłonie jak do modlitwy - Błagam. Nie wałkujmy tematu twojego męża. Ty uważasz że się ulotnił, ja że miał obowiązek. A chyba nie miałabyś ochoty nagle zostać odcięta od zarobku, prawda? - rozplótł palce i chwycił brzeg blatu szafki - Nie. Z tobą wszystko jest w porządku. Może to niezbyt słuszne porównanie ale kiedy ktoś godzi się ze swoją chorobą nazywa się to etapem akceptacji. Ty też to zaakceptowałaś. I po prostu... Się żyje. Mariko... - Benjamin uśmiechnął się wybitnie smutno i powiedział - Naprawdę... Nie wiem na co narzekasz. Masz dom, męża, Juniora, zdrowie, trochę anormalną siostrę, kota, wykształcenie... Masz więcej szczęścia w życiu niż ktokolwiek inny mógłby mieć. Popatrz na to z tego punktu widzenia. Jesteście pesymistami. Co ja mam powiedzieć? Powiedź mi co miałem powiedzieć te pięć miesięcy temu? Co miałem powiedzieć Jean? Jak ją wychować? Bawiłem się z Sobh na waszym weselu a później już jej nie było. I co? A ty się martwisz swoją siostrą i jej głupim tatuażem jakby wróżyło to koniec świata. Zrobiła to zrobiła. Skończy szkołę i zapomnicie o tym. Nie dostrzegasz tego co masz. - wytknął przyjaciółce bynajmniej nie złośliwie. Rozsądnie, bo nie wiedział już jak z nią rozmawiać - Pomyśl nad tym. I zostań tutaj. Bo to ze tam pójdziesz mało pomoże a będzie tylko jeszcze gorzej. I zadzwoń do Adama skoro tak ci z tym źle. To do cholery twój mąż. I niech ci pomoże. - zakończył uderzając palcem wskazującym prawej dłoni w swoje udo - Siadaj. Ja nałożę. Idź zawołaj Jeanine bo żyje tylko o mojej kanapce. - nie wyglądał na takiego któremu można było się sprzeciwiać. Och to trudno, bo już za późno. Trochę zacząłem się przejmować, wiesz? Wtedy kiedy poznałem taką parę popaprańców jak wy... Ja się tu produkuję, a wy wszystko co dobre odrzucacie. I później ktoś powie że jest sprawiedliwość na świecie... Benjamin założył kuchenną rękawicę i uniósł pokrywki poszczególnych garnków patrząc co w którym jest.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:16, 03 Lis 2010    Temat postu:

- Siostra, nie siostra. Nie zmienia to faktu jaka jest. - przyłożyła sobie dłoń do czoła by na moment chociaż w jakikolwiek sposób je ochłodzić. Na nic się to zdało, bo jej ręka również była rozgrzana. - Mówisz, ze mało ją znasz, ja natomiast znam ją dużo lepiej, choć po dzisiejszym dniu stwierdzę, że chyba nie tak najlepiej. Nie potrafię się z nią dogadać. I nie potrafię ją zrozumieć. - krążyła po kuchni w jedną i drugą stronę. Bynajmniej nie nerwowo. - I nie potrafię się pod tym względem przemóc. - Starała się przecież. Przychodziła. Chciała dobrze. Zgodziła się na zabranie ich ze sobą wbrew woli jej męża i co teraz z tego miała? Same problemy. Nic więcej. To, że będąc w ciąży musiała się denerwować. Zatrzymała się gwałtownie obracając w stronę przyjaciela. Brew jej wystrzeliła w górę podobnie jak to nie raz się zdarzało Adamowi. - Wychować? Jakie sposoby? Zdradź mi choć jeden, bo ja próbowałam wielu i żaden nie przyniósł efektu. To nie ja ją tutaj wysłałam. A o to ma do mnie pretensje. Więc co ja jeszcze mogę? Mam się płaszczyć u jej stóp? Przepraszać ją? Błagać? To nierozsądne i niewykonalne. Nie zrobię tego. - Oczywiście jeżeli chodziło o płaszczenie. Słowo przepraszam jeszcze by jej przeszło przez gardło, ale reszty nie uczyni choćby nie wiadomo co. - Moi rodzice ją rozpieścili. Zależna ode mnie? Nie bardzo dali jej kartę kredytową co jest totalną głupotą. Ale no cóż może to ja się nie nadaję do wychowywania. Nie mam pojęcia. - I to nie było tak, ze Marika odrzucała od siebie wszystko. Bo czasami wierzyła w więcej niż było widać. I była cierpliwa. I czekała. I starała się zrozumieć, a to , ze w złości jej nerwy popuszczały jak każdemu? Nic na to nie potrafiła poradzić. - Wszystko jedno jak to nazwał. Ulotnił, obowiązek. Nie ma go i już. I nie to jest najstraszniejsze. Obiecał się odezwać. Nie dotrzymał słowa. Kolejny raz. Jego obietnice dla mnie przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Zresztą sam wiesz. Widziałeś mnie wielokrotnie po czymś takim. - skrzyżowała sobie ręce na klatce piersiowej zasiadając na krześle. Oparła się o oparcie by jak najwygodniej się ułożyć. - Akceptacja? No tak. Ja u siebie nazwałabym to przyzwyczajeniem do sytuacji i tego co się dzieje wokoło. - Hm.... Może i coś w słowach Bena było racją. Bo miała dużo więcej niż nie jedna osoba, a wciąż narzekała. Bo może to było wynikiem raczej samotności? Bo została z tym wszystkim sama, choć Adam mógł jej pomóc. Nie wyręczać ją, ale wspólnie mogliby rozwiązać te problemy. Chciał przecież by odetchnęła, by mogła odpocząć. Tym czasem spadło jeszcze więcej na jej barki i o dobrym odpoczynku mogła zapomnieć. - Wiem o tym Benie doskonale. Mam może i wszystko czego nie jedna osoba by mi pozazdrościła. I może faktycznie tego nie doceniam. Bo po prostu nie mam z kim tego dzielić. Kiedy był tutaj Adam przynajmniej było inaczej, a teraz też jest inaczej. - Wyraźnie się zasępiła. Z kilku powodów. Wspomnienie Sobh też bolało. Zrobiła niewyraźną minę jak by miała się zaraz rozpłakać. - Ech.... Rozumiem to Ben. I przepraszam. Zagalopowałam się. Po prostu denerwuję się takimi sytuacjami. Nikt nie ma w życiu lekko i nigdy nie można iść na łatwiznę. I tutaj już nawet nie chodzi o ten głupi tatuaż. To ona sobie robi krzywdę na ciele, nie ja. Chodzi o jej nieposłuszeństwo. Stwierdziła, że wolę się włóczyć po obcych domach niż zajrzeć do niej. - No tak może to właśnie tak wyglądało. Jak by uciekała od własnego, ale mówiła dlaczego jej noga nie postanie tam więcej. - Może i jest w tym coś racji. Może powinnam być na miejscu? - westchnęła ciężko. Przyłożyła sobie zwiniętą pięść do skroni opierając głowę na ręce. - Nie mogę do niego zadzwonić.... - zasępiła się jeszcze bardziej uciekając wzrokiem gdzieś w dal. - Jak już mówiłam obiecał się odezwać, nie uczynił tego. Poza tym ostatnim razem jak z nim rozmawiałam kazał mi radzić sobie samej ze swoimi problemami bez jego pomocy, więc jak widzisz staram się jakoś. To, że wychodzi jak wychodzi... - rozłożyła ręce na boki. - Nic na to nie poradzę. Więc w takiej sytuacji nie będę go prosić o żadną pomoc. Gdyby chciał mi pomóc zrobiłby to. Najwidoczniej odechciało mu się. Przed wyjazdem sam stwierdził, żebym pozwoliła mu zdjąć z moich barek część obowiązków, a dosłownie kilka minut później zmienił się nie do poznania. - siąknęła cichutko nosem, bo ten cholerny katar co raz to bardziej dawał o sobie znać. - Przepraszam na moment. - wyszła z kuchni wędrując do swej torebki. Stamtąd wyciągnęła chusteczkę higieniczną w którą wydmuchała nos i po chwili wyrzuciła do kosza na śmieci. Powróciła do stołu. - No dobrze sekunda. - ledwo zasiadła, a już musiała wstać. Wyszła ponownie z kuchni idąc do pokoju Jean. Wsunęła tam głowę. - Jean, chodź. Obiad już jest. - poczekała aż dziewczynka podejdzie do niej by podać jej swoją rękę o ile chciała, ale nie odrzuciła jej więc z blondynką u boku wkroczyła do kuchni by zająć należne miejsce przy stole. Chciała się skupić na jedzeniu. By choć przez chwile nie myśleć o niczym innym.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marika Knight dnia Śro 12:23, 03 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 15:14, 03 Lis 2010    Temat postu:

- To ja chyba powinienem się wyprzeć ojca... - mruknął Benjamin - Skoro nic nie zmienia faktu tego jaki kto jest... - jak jej krótkowzroczność zaczynała go irytować. Półwampir już dawno tak się nie czuł. Tylko nie i nie... Jakim cudem...?! - Słuchaj. - zaczął - Znasz mnie na tule dobrze by wiedzieć że uważam iż z każdym można się dogadać. Z dzieciakiem, nastolatkiem, osoba dorosłą czy staruszkiem. Z każdym rozumiesz? Zależy tylko jaki masz do rozmówcy stosunek. Twoja siostra... - Ben uniósł dłonie w górę szukając odpowiednich słów - Jest trudna, tak? Można to tak nazwać, ale przecież z każdym można dojść do jakiegoś złotego środka. Nie było tam... - wskazał w kierunku jej domu - Jakiś dzikich imprez... Nie wiem, nie chodziła pijana, nie zbierałaś jej z krawężników. Pyskata? Ty też taka jesteś. Rozpuszczona? O boże każda dziewczyna w tym wieku taka jest. Chce postawić na swoim? Dobrze, to tylko jej w życiu pomoże. Jest wyrazista? Lepsza taka niż szara mysz której nikt nie zapamięta. Mariko kiedy popatrzysz na to z drugiej strony, kiedy tylko zechcesz dojrzysz jakieś dobre strony w każdym. Naprawdę, proszę cię zrozum. Koncentrujecie się tylko na negatywach a to błędne podejście. Nie mówię że to dobrze jej pozwalać na wszystko, bo tak też nie można ale... Życie uczy moja droga. Wychowywałem się sam, bez matki... I naprawdę kiedy Judit będzie sobie musiała sama poradzić też otworzą jej się oczy i w porę zmądrzeje. A jeśli nie, to wróci i to ona tobie... - powiedział uśmiechając się do Mariki - Powie 'przepraszam'. Nie skreślaj własnej siostry tylko dlatego że jest taka a nie inna. Do kogoś musi mieć żal. Może ma spóźniony okres młodzieńczego buntu i czepia się wszystkich o wszystko bo tak jej każe rozum. Przejedzie się na życiu to ją olśni. Tym absolutnie się nie przejmuj, bo nie warto. Ile rodziców ma problemy z dziećmi? Ile wychowuje takich którzy... - zaczął wyliczać na palcach - Piją, ćpają, kradną, biorą udział w bójkach, odwiedzają posterunki i są tam stałymi gośćmi? Pomyśl. I co? Zachowują się tak jak ty? Robią się zimni i wyniośli i mówią że ich już to nic nie obchodzi? Mało takich widziałem a nie raz odbierają pociechy ze szpitala. - Benjamin spojrzał udręczonym wzrokiem na sufit podejmując kolejną nieszczęśliwą kwestię. A mówiłem sobie że więcej nie będę cię usprawiedliwiał... I nawet dziękuję nie usłyszę. - Nie mogę powiedzieć że znam Adama lepiej niż ty, prawda? - pokręcił głową przecząco - Właśnie. Jednak nie wydaje mi się by był z tych co usychają z tęsknoty i dzwonią co pięć minut by upewnić się że wszystko jest okej. Tak? Idąc dalej tym tropem można podumać nad tym że jest zajęty. Nie wiem na czym polega to co go tak zajmuje, ale może tak jest. Poza tym Grace, znamy ją obydwoje, może wzięła go w obroty jak już dostała w swoje szpony. Może go obcięła i twój maż teraz ryczy w kącie bo jest łysy? - Ben zachichotał cicho nie mając pojęcia co takiego ważnego może robić Adam by się nie odezwać, bynajmniej gdyby on był na miejscu Mariki tym by się akurat nie martwił - I co z tego widziałem? Wtedy uciekał od konsekwencji swych wyskoków a teraz zapewniam cię że nie leżał w szpitalu i nie miał przed czym zwiewać. Poza tym małżeństwo opiera się na zaufaniu, a nie... - strzelił sobie po czole dłonią aż plasnęło i zajęczał słabo naśladując kobietę wpatrującą się w niego - O boże! Nie odzywa się do mnie i to już koniec wszystkiego! Opanuj się. - wyrzucił jej prosto w oczy - Bo zacznę się o ciebie bardziej martwić niż zazwyczaj. - Benjamin odsunął się od Mariki i wziął pod boki co przy jego wzroście dawało bardzo korzystny efekt. Obrócił się jednak na pięcie i wyrzucił ramiona w górę słysząc znów tą samą śpiewkę - Po raz ostatni Mariko. - powiedział twardo - On być może, bo tego przecież nie wiem na sto procent ma swoje problemy tam. I też je rozwiązuje samemu, tak samo jak ty. Ty masz tutaj dom i syna. Doceń to bo za jakiś czas będziesz zgorzkniałą kobieta która niczego ciepłego nie dostrzeże w świecie. Skąd mógł wiedzieć ze stanie się tak a nie inaczej, powiedź mi? Telepatia? Wątpię by to potrafił. Skoro uważasz go za swojego męża to nie zgrywaj zranionej kobiety tylko złap słuchawkę i zadzwoń do niego. Powiedź co się stało i się dogadajcie, bo ja nie będę świadkiem na waszej sprawie rozwodowej. Przyznaj się do słabości, bo on z tego co wiem się do swoich przyznawał. I chował urażoną dumę w kieszeń. - nabrał głębiej powietrza w płuca wiedząc ze zbliżają się już do końca. Półwampir pomyślał ze koniecznie musi zgłębić wiedzę o psychologi co być może lepiej pozwoli mu to wszystko zrozumieć i mniej sobie przy tym poszarga nerwy - Nie, teraz już myślenie o tym co by było gdybyś coś tam... W niczym nie pomoże. Najwidoczniej Judit wie co cię zaboli bardziej. I sprawnie to wykorzystuje. Musiała ci nagadać by poczuć się lepiej. - po kolejnym zdaniu Benjaminowi już wysiadły nerwy. Odwrócił się od Mariki nie chcąc na nią patrzeć byle tylko nie unosić głosu. Z natury był wyrozumiałym i spokojnym facetem ale takie kluczenie naginało i jego dobrą wolę - Świetnie. - rzucił wzruszając ramionami i patrząc nadal po garnkach jakby doszukiwał się w nich czegoś czego tam nie było - Mogę dać wam numer telefonu do kumpla który mi przeprowadził sprawę rozwodową. Pójdzie łatwo. Skoro chcesz się z nim na siłę mijać i wmawiać samej sobie że on też tak chce... Spoko. Nie myślałem tylko że jeden telefon do osoby która w gruncie rzeczy jest tą najbliższą na świecie może być tak trudny do wykonania. - stwierdził gorzko i zamilkł już więcej nie mając ochoty się wtrącać. Jeanine podała Marice dłoń i poszła z nią do kuchni. Kiedy weszła spojrzała na ojca a Benjamin zajęty nakładaniem na talerze zignorował je obydwie. Marika według niego popełniała błąd, a Jeanine i tak tu nie mogła pomóc.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:48, 04 Lis 2010    Temat postu:

- Ale tu nie chodzi o Twojego ojca. - westchnęła ciężko. Tu chodziło o jedną konkretną osobę. - I ja się nikogo nie wypieram. Nie da się pokrewieństwa wyprzeć choćby nie wiadomo jak by się chciało. Po prostu wkurza mnie ta cała sytuacja. Te wieczne nagromadzające się problemy. Że się tak wyrażę z jednego gówna grzęznę w drugie i za jakie grzechy? No co ja takiego zrobiłam? Że chciałam dobrze? Bo chciałam Ben. Na prawdę. I starałam się. Przykładałam się do tego by wszystko było w porządku. I co za to dostałam? Zszargane nerwy. Więc jak mam nie myśleć negatywnie? - Chciałaby aby było inaczej, ale na chwilę obecną jakoś nie potrafiła w to uwierzyć. - No właśnie ten stosunek... - Niemalże prychnęła. Powstrzymała się jednak od tego bo głupio by to wyglądało. - Najwyraźniej nie potrafię być miłą dla własnej siostry i sama sprawia, że taki jest a nie inny. I nie zwalam na nią całą winę. Co to, to nie. Obie jesteśmy winne. Najwidoczniej moim błędem w jej pojęciu było to, że dawno temu wyprowadziłam się z domu. I zostawiłam ją tam z rodzicami. Wiesz, długi czas się nie odzywałam i tym podobne. I dlatego jestem złą siostrą. A kiedy dorosła też jej żal do mnie urósł do potęgi entej. - Przygryzła dolną wargę czując jak targają nią sprzeczne uczucia. Nic nie było niestety łatwym. - Złoty środek? - tym razem się roześmiała. Po prostu ją to rozbawiło. - Nie ma złotych środków Ben. Dawno się tego nauczyłam. Jest tylko chłodna kalkulacja. I to nie jest moja wina, że tak się wychowałam. Nigdy nie byłam osobą łatwą w pożyciu. Stare przyzwyczajenia wracają. - wzruszyła obojętnie ramionami. Wałkowanie tych tematów wcale nie pomagało. Żałowała, że w ogóle zaczęła ten temat bo wychodziła na tą najgorszą, co to nic nie rozumie, nie może się z nikim dogadać i jeszcze czyni zło. A czy ktoś pomyślał, ze może ona ma odmienne zdanie? Że może mieć własne i nie musi robić tak jak inni? Chyba raczej nie, bo najlepiej by było aby zachowywała się według czyiś poleceń jak marionetka. - Na szczęście nie. Inaczej już dawno odesłałabym ją do Hiszpanii. Ten jeden raz chciałam zrobić coś dobrze. I wzięłam pod swoje skrzydła Judit. No i Chris... - O nim też nie można było zapomnieć. - A teraz Judit ma pretensje, mój mąż mi wypomina, że popełniłam błąd. Ty mówisz jak powinnam postępować. Czy ktoś jeszcze chciałby rzucić we mnie kamieniem? Proszę, jestem bezbronna. - wstała od stołu. Nie potrafiła w spokoju jakoś usiedzieć na jednym miejscu. Całą aż ją nosiło. - Nie mówię, że złym jest to, że jest wyrazista, wyróżnia się czy coś w tym stylu. Oczywiście, że lepiej, ale może robić to poza szkołą. Czy tak trudno na te kilka godzin być normalnym? Żebym ja nie musiała się dodatkowo włóczyć po gabinetach dyrektora? - zaczęła krążyć niespokojnie po kuchni. Po prostu ją nosiło. Dawno nie była tak niespokojna. Objęła się ramionami jak by chciała się w nich zamknąć szczelnie. - Ben, nie każdy jest tak wesoły jak Ty. Czy Ty tego nie pojmujesz? Ja się nie potrafię cieszyć z byle czego. Cieszę się kiedy mam do tego powody. I mam prawo mieć na różne tematy swoje zdanie, ok. Więc tak, nie przegadasz mi. I nie mówię, ze to co właśnie mi wykładasz jest złe. Bo jak najbardziej jest słuszne i prawdziwe, szkopuł w tym, że ja... - pewne słowa ciężko przechodziły przez gardło. Wiedziała, że trudno jest z nią się dogadać. I może wychodziła na tą upartą bo w gruncie rzeczy taka właśnie była. Uparta oślica. - Obyś miał rację. - powiedziała nie chcąc nawet kończyć poprzedniego zdania. - Ale z tym przepraszam, to raczej przesadzasz. - W to akurat wątpiła by jej siostra ukorzyła się do tego stopnia. - Nie skreślam jej. Po prostu nie potrafię jej zrozumieć. Przecież wie, ze i tak nie mam lekko. A mimo to potrafi dołożyć mi zmartwień bez mrugnięcia okiem. Czy ja jestem aż taką straszną siostrą? Przecież dałam jej wolną rękę. Dałam jej swobodę. Czy to za mało? Widocznie nie tego jej trzeba. - Oparła się o ścianę przy lodówce patrząc na podłogę jak by nie wiadomo co tam miała ujrzeć zaraz. - Ale ja jestem inna. Każdy jest indywidualną jednostką osobowości. I ja też. I nie byłam taka, ale taka się robię. Właśnie. Zimna. Niekoniecznie wyniosła. Bo nie wywyższam się niczym, ale oziębła. To dobre określenie. I to w tym jednym przypadku. Bo nie dostrzegłam żadnych pozytywów w tym co robiłam. I ani razu nie usłyszałam, że jednak ktoś dostrzegł moje starania, więc przestałam się starać, bo po co? Zaczęło być mi to wszystko jedno. - Odbiła się od ściany gapiąc się na zegar tykający wolno na ścianie, który przesuwał wskazówki w rytm mechanizmu zawierającego w sobie. Opuściła głowę ogólnie rozglądając się po całej kuchni jak by widziała ją po raz pierwszy. - Oczywiście Ben. Nie jest z takich. I nie wymagam czegoś takiego od niego. Ale nie powiesz mi, że jest na tyle zajęty, żeby przez trzy dni chociażby mi nie napisać, że wszystko jest w porządku? Nawet przed pójściem spać? - W to akurat uwierzyć nie potrafiła. - Nie dąłby się jej. O to możesz być pewien. - Adam ani by nie płakał, ani tym bardziej nie dałby się swej matce obciąć. To nawet przez myśl Marice by nie przeszło. Zgromiła Benjamina zimnym wzrokiem i naburmuszyła się za to, że się z niej nabija. Dla niej to był problem, dla niego najwidoczniej powód do wykpienia choć nie musiał się akurat z tego uśmiechać. - Ufam mu... - Nie wiedziała jak on w ogóle mógł tak pomyśleć. - Sam się opanuj Ben. Co Ty mi w ogóle insynuujesz? Jaki koniec? Czy ja choć słowem o rozwodzie wspomniałam? Nie chcę się z nim rozstawać i gdybyś nie usłyszał niedawno właśnie o to mi chodziło. - Zaś wychodziła na totalną idiotkę, która się czepia o cokolwiek. - Jestem ciekawa czy gdybyś był na moim miejscu i Twój mąż przestał się do Ciebie odzywać w ogóle nie zaszczycając żadną uwagą, czy wtedy też byś tak mówił? - Co on tam mógł wiedzieć? Już więcej mu się z niczego nie zwierzy. - Doceniam bardziej niż Ci się wydaje Benjaminie. I nie będę zgorzkniałą kobietą. Jak każdy muszę czasem ponarzekać, no chyba że Ty jesteś idealny i nigdy tego nie robisz to co innego. - Ona nie była taka jak on. No cóż jednak jak zwykle była brana pod lupę. - No dobrze. Doskonale skoro rozwiązuje i jest zajęty to po co mam mu przeszkadzać? Widzisz to też jest wytłumaczenie? Nie ma czasu się odezwać więc nie ma czasu na rozmowę. Nie zadzwonię do niego po to by znów usłyszeć jaka to ja słaba nie jestem i do kitu. Że nawet z własną siostrą poradzić sobie nie potrafię. Nie dogadamy się bo jak sam przed chwilą stwierdziłeś ma własne problemy.... Nie będę mu dokładać następnych. Postawił mi jasno granicę. Mówiłam Ci przecież. Mam sobie radzić sama. Myślisz, że nie myślałam o tym by się z nim skontaktować? Wielokrotnie, ale znów będzie to samo. Pewnie stwierdzi, ze musi mnie we wszystkim wyręczać. - Może i wyolbrzymiała. Była za bardzo przewrażliwiona. Bo kolejna negatywna opinia zwłaszcza z ust jej męża by ją zgniotła. To by ją dobiło totalnie. - A Ty znów z tym rozwodem. Jak bym się chciała rozwieść już dawno bym to zrobiła, więc proszę przestań Benjaminie wywoływać we mnie negatywnych uczuć. - rzuciła urażonym tonem głosu. I oczywiście znów była nierozumna. No cóż nikt nie był idealny. - Czasem kosztuje, żebyś wiedział. - I wbrew temu co myślał Ben nie była dumna. I to nie chodziło o dumę. Ale o całkiem inną rzecz. Sam Adam zasiał w niej tą niepewność. Po ostatnich sms-ach do tej pory bała się cokolwiek do niego napisać, by znów się na niej nie wyżywał. Ben po prostu nie chciał jej zrozumieć. Wolał bronić Adama. Bo Marika najwidoczniej nie mogła się niepokoić o własnego męża. W ogóle nic jej już nie wolno było. I chciała jak najszybciej wysiąść z tego pociągu. - Wiesz co? Świetnie... Nie chcę do nikogo numeru telefonu... - To już wnerwiło Marikę na maksa. Mówiła mu o tym co ją trapi, a on dobrodusznie sugerował jej o rozwodzie. - Skoro według Ciebie te kilka problemów prowadzi do rozwodu to ja w ogóle za mąż nie powinnam wychodzić. Skoro nawet nie mogę się pomartwić o to co się z moim mężem dzieje. Ostatnim razem wyżywał się na mnie wiec nie odzywam się do niego by ponownie nie zostać zdołowaną... Ale to ja jestem tą złą bo nie odezwę się pierwsza. I świetnie. W ogóle milczmy. Po co mówić o czymkolwiek skoro mnie wszyscy potępiacie? Czy ja nie mogę mieć własnych choćby i tych błahych? Widocznie powinnam skulona siedzieć cicho, a najlepiej być jak marionetka pod czyjeś rozkazy. Wprost wspaniale... - wyszła z kuchni prawie, że z płaczem, który jej się cisnął do oczu niepotrzebnie. Poszła do pokoju gdzie spał jej syn. Musiała się czymś zająć by się nie rozpłakać. Na siłę mrugała zawzięcie powiekami i jakimś cudem udało jej się powstrzymać potok łez, ale nie obyło się bez uronienia łezki. Szybko ją starła z policzka. Jej syn jak na zawołanie chyba wyczuwając, że się zbliża leżał z otwartymi powiekami. Wzięła go na ręce przytulając do siebie i czule całując w jego główkę. Potrzebowała jeszcze bardziej czułości niż kiedykolwiek. Było jej cholernie źle. Totalnie odszedł jej apetyt. Nie miała ochoty jeść bo ją odrzucało przez nerwy. Czy tego Ben chciał czy też nie zdenerwował ją. - Cześć maleńki. Jak się spało? - zapytała jeszcze drżącym tonem głosu. Odchrząknęła cicho by doprowadzić się do porządku. Zgarnęła z stolika jego misia zabawiając synka by się porządnie rozbudził.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 10:32, 04 Lis 2010    Temat postu:

Jeanine odprowadziła Marikę wzrokiem a później zmierzyła ojca od stóp do głów zbulwersowana tym co się stało. Benjamin pokręcił głową i wskazał jak krzesło by usiadła. Dziewczynka niechętnie spoglądając w stronę drzwi zajęła swoje miejsce i chwyciła widelec, bo kiedy była głodna na niczym nie mogła się skupić. Półwampir z niemrawą miną też spojrzał na drzwi ciągle zły i ciągle przekonany do swoich racji. Dał sobie chwilę, chwilę potrzebną mu do napełnienia swojego talerza. Odstawił garnki i dźgnął widelcem ziemniaki będąc pod obstrzałem spojrzenia swej córki - no co? - Jeanine kopnęła go pod stołem w kolano i zasyczała patrząc w talerz - Miałeś zrobić tak by została a nie by płakała. - mężczyzna rozcierający kolano otwarł usta by coś powiedzieć, ale zamknął je. Widząc że tego tematu nie da się uniknąć powiedział - Słyszałaś. Uważasz że się da? Jest... Uparta. - wyartykułował powoli by Jean zrozumiała. Zamiast zrozumienia na twarzy dziewczynki pojawił się ten sam wyraz oślego uporu jaki miał okazję widzieć u Mariki - Co myślisz że chciałem? Daj mi spokój. - burknął i zaatakował widelcem kawałek mięsa. Ben odłożył widelec na bok i wstał od stołu odpychając w tył swoje krzesło. Jean okręciła się na krześle patrząc na to co zrobi jej ojciec. Półwampir otwarł drzwi do pokoju w którym swe żale kumulowała Marika. Wskazał na nią palcem ale zawahał się przez chwilę - Udzielanie rad nie jest rzucaniem w kogoś kamieniem. Nie powiedziałem ci ani razu że jesteś złą osobą. Nie powiedziałem ci że wina jest tylko i wyłącznie twoja. Nie miałem ochoty cię przegadać. Chciałem ci tylko pokazać coś innego. Trudno jeśli tego nie dostrzegasz. Wmawiasz sobie coś na siłę i utwierdzasz się w tym a to błąd. Nie umiem ci powiedzieć co Adam takiego robi że nie odezwie się do ciebie. Ale nie potrafię też powiedzieć dlaczego ty jesteś tak zacietrzewiona i nie chcesz się do niego odezwać skoro tego potrzebujesz. A nie... Ty już sobie znalazłaś usprawiedliwienie, zapomniałem. I kilka problemów do rozwodu nie prowadzi. - dodał stojąc obok kanapy i patrząc na czubek głowy Mariki. Zamierzał wyjść zaraz jak skończy - Ale ty tak je podkręcasz że do rozwodu doprowadzą. I przestań się z tym sama męczyć. Bo mówisz że nikt ci nie chce pomóc ale sama też o to nie poprosisz, albo wręcz to odrzucisz uważając za atak na swoją osobę. Uważasz że ja jestem zbyt wesołym kolesiem i nie dostrzegam poważnych i trudnych do rozwiązania problemów to trudno. Ale wierz mi lepiej działać niż skomleć. I nikt ci nie każe siedzieć skuloną. Ty sama tak siadasz. Przepraszam, jeśli w jakikolwiek sposób cie uraziłem. Popatrz jednak na to z mojej perspektywy a przyznasz mi rację. - odwrócił się i wyszedł czując jak zaczyna ściskać mu głowę jakby dopadł go nieznany nigdy ból głowy. Spojrzał na Jeanine a ona pokiwała głową i zabrała się za obiad, kiedy Ben usiadł obok niej i zrobił to samo.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:40, 04 Lis 2010    Temat postu:

W ciszy jaką potrzebowała do uspokojenia skołatanych nerwów podrygiwała małego dla zabawy na kolanie. Wsłuchała się w jego wesoły śmiech i choć trochę na sercu jej się zrobiło lżej. Jego śmiech zawsze potrafił stopić nawet największy lód w sercu. Tak i też było w tym przypadku. Te kilka dodatkowo nabranych głęboko oddechów pozwoliło unormować oddech kobiety. Rozluźniła się. Nie powinna się tak tym wszystkim przejmować. Zbyt poważnie do wszystkiego podchodziła, a przecież można wszystkie problemy rozwiązać na spokojnie bez żadnych nerwów i stresu. Trzeba tylko usiąść, pomyśleć i coś zrobić w tym kierunku by to sobie ułatwić. O tym chyba Marika zapomniała. Zrobiła się za słaba. Przecież kiedyś nie było dla niej rzeczy niemożliwych, a teraz? Takie sprawy urastały do rangi ogromu. A to błąd. Ta chwila wytchnienia dała jej też mały, bo mały, ale jednak czas do przemyślenia słów Benjamina. Bo przecież nie chciał źle dla niej, ale ona wszystko odbierała jak atak na siebie. A to był kolejny poważny błąd. Miała się zmienić i co? Jak na razie z jej przemiany nie wiele wyszło. I mogła sobie tylko wmawiać, że się nie da. Bo najłatwiej było się użalać nad sobą. Nikt za nią nie rozwiąże tego. Póki była tu sama i póki to spadło na jej barki to ona musiała się z tym uporać. Drgnęła jednak gdy przy kanapie znalazł się Benjamin. Też zachowała się jak dziecko obrażając się o to co mówił. Obróciła głowę w jego stronę spoglądając na niego w zasadzie kątem oka. Westchnęła cicho przygryzając dolną wargę. - Wiem o tym Benjaminie. - potarła sobie silnie prawy policzek. - I wiem, że masz rację. Bo czasem ciężko mi dostrzec pewne rzeczy. Powiedźmy tak jak bym miała klapki na oczach. I to ja przepraszam. Zachowuję się jak szczeniak, a nie jak dorosła kobieta. - obróciła się pewniej do niego. - Jak się zbiorę w sobie to może zadzwonię do niego. O ile znów mnie nie wykpi... No cóż zobaczymy... - Usadowiła sobie wygodniej juniora na udach by czasem jej się nie zsunął. - Bo sama się tak wkręciłam w to wszystko. Bo chyba tak było mi najłatwiej myśleć? Nie wiem. Chyba jedno i drugie. To właśnie chciałam zmienić, a zamiast tego znów się zaczęłam nakręcać. - Chyba zaczynała po prostu świrować. - Nie to miałam na myśli. Źle mnie zrozumiałeś... - pośpieszyła mu z wyjaśnieniem by nie wyszło to głupio. - Miałam jedynie na myśli, to , że po prostu jesteś weselszym facetem. Do większości spraw potrafisz podejść z większym luzem niż ja. I ogólnie jesteś wesoły. Ja tak nie potrafię. Oczywiście, że dostrzegasz powagę. Przecież nie o to mi chodziło. Jak już mówiłam, po prostu jesteś bardziej zdystansowany i masz trzeźwiejsze myślenie. - Tak mogła by to w zasadzie ująć co chciała powiedzieć. - Może i to prawda. Działać niż skomleć. Dobrze powiedziane. - pokiwała głową w zasadzie zostając już samej w pokoju. Nie będzie im przeszkadzać w posiłku. I tak mały w zasadzie zaczął się upraszać o pokarm więc musiała go nakarmić. A gdy była sama mogła to zrobić bez skrępowania.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 10:42, 05 Lis 2010    Temat postu:

Jeanine widząc że sprawy mają się lepiej i że jej ojciec trochę się rozchmurzył, w zasadzie nic już po nim nie było widać - Tato... - zaczęła pomiędzy jednym kawałkiem ziemniaka a drugim - A w księgarni widziałam taką fajną książkę... - Ben zerknął na Jean i uniósł brwi w górę chcąc by kontynuowała nie odrywając się samemu od obiadu. Dziewczynka zawierciła się oblizała usta i pociągnęła dalej skoro tata wymagał więcej informacji - To był album, o rybach. Nie takich z akwarium tylko takich z morza i oceanu. To znaczy... - zaczesała włosy za ucho - Nie widziałam go bo po drodze spotkała Judit i nie weszłam do środka, ale... Na okładce był rekin i ta... Taka płaska ryba, taka cienka, na dnie... - Benjamin wpadł jej w słowo bo wiedział że sobie nie przypomni - Płaszczka. - blondynka pokiwała szybko głową - Tak! I... No. Kupiłbyś mi...? Proszę. - dodała na końcu uśmiechając się do Ben'a który wyprostował się w krześle - Zrobimy inaczej. - powiedział przerywając na chwilę jedzenie - Założę ci kartę w bibliotece. - Jeanine zrzedła mina momentalnie - Ej, ej, tak to nie. Uśmiechnij się. Wiesz ile w bibliotece jest książek? Więcej niż w księgarni. Więcej niż u was w szkole. Idąc tam będziesz sobie mogła coś wybrać, wypożyczyć i obejrzeć. Są też i albumy z fotografiami zwierząt i tak dalej. Pisma przyrodnicze. Dużo rzeczy. Jak chcesz to możemy iść jutro po pracy, hm? - Jean długo nie dumała nad tym pomysłem i szybko się zgodziła - Fajnie. To załatwione. - dokończył i wziął do ręki pusty talerz. Nałożył na niego i podał Jeanine - Zanieś cioci i życz jej smacznego. Ja posprzątam. - dziewczynka zsunęła się z krzesła i ujęła w dłonie talerz idąc z nim i widelcem do pokoju. Zastukała cicho i zajrzała do środka - Cześć. - przywitała się z Marika jakby jej nie widziała co najmniej od wczoraj - Przyniosłam ci obiad. - powiedziała stawiając talerz na stoliku przed kobietą - Smacznego. Pomóc coś? Bo jak będziesz jeść to go popilnuję. - zaproponowała spoglądając na Adama.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:19, 05 Lis 2010    Temat postu:

Nie długo pobyła sama. W zasadzie przecież nie o to chodziło, prawda? Byłą gościem u Benjamina i jego córki. I nie mogła się zamykać jak rozkapryszone dziecko w pokoju nawet gdyby chciała. A nie chciała. Skończyła dokarmiać juniora, który sam oderwał się od jej piersi. Starła koniuszkiem kciuka kroplę mleka, która zabłąkała się w kąciku jego usteczek. Ręką wymacała czy czasem nie przemoczył pampersa, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Właśnie w tym momencie do pokoju weszła Jeanine niosąc jej talerz z jedzeniem. Nie była już tak głodna, ale czując apetyczny zapach potrawy ślina sama jej napływała do ust. Uśmiechnęła się delikatnie do dziewczynki. - Dziękuję skarbie. - postawiła go na stoliku. Choć mogła przecież zjeść w kuchni bo od tego właśnie była,a le tutaj też nie było źle. - A chcesz się przez chwilę z nim pobawić? Jeśli nie byłby to dla Ciebie żaden problem, w tym czasie ja na spokojnie będę mogła zjeść. - Najwidoczniej nie był skoro ochoczo się zgodziła. Posadziła syna na podłodze obok Jean. Sama zaś zasiadła przy talerzu. Chwytając widelec w dłoń nabrała na niego trochę ziemniaków, które trafiły do jej ust podobnie jak mięso i ogórek. Odgarnęła palcami grzywkę, która przy pochylaniu wpadała do jej oczu. Może w tym momencie przydałaby się jej jakaś podpinka, która skutecznie nie umożliwiała by im robienia tego. No cóż niestety takowej nie miała więc musiała się obejść i bez tego. - Jak Ci w ogóle idzie w szkole? - zapytała zaciekawiona zagadując dziewczynkę. Z tego co wiedziała blondynka była dość pilną uczennicą i nie sprawiała na szczęście Benowi żadnych problemów. I to była bardzo dobra wiadomość dla każdego rodzica. Oczywiście co będzie później nie wiadomo, ale trzeba było być dobrej myśli.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeanine
Pół-wampir



Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 171
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:53, 06 Lis 2010    Temat postu:

Blondynka rozsiadła się biorąc sobie Juniora między skrzyżowane nogi, by nigdzie jej nie umknął i dał się matce najeść. Przechyliła go ostrożnie przerzucając, automatycznym przy nim ruchu, włosy w tył. Chciała je mieć całe. A ty byś mnie zaraz szarpał i tarmosił... Spojrzała na ciocię spożywającą posiłek nie za bardzo wiedząc czy może z nią pogadać czy też nie chciała by jej przeszkadzano. Sprawa jednak rozwiązała się sama po chwili - Jak zwykle. - odparła wzruszając ramionami zastanawiając się dlaczego każdy dorosły zadaje takie samo pytanie na wstępie - Dobrze. Już nie długo wakacje. Fajnie, bo jak tak codziennie się tam chodzi to... A wiesz co tata powiedział? Wiesz? - zapytała nagle przypominając sobie o tym co przed paroma minutami obiecał jej Benjamin - Pójdzie jutro ze mną do biblioteki. I mi założy... Kartę! Tak powiedział. I mówił że tam jest więcej książek niż w księgarni. I pójdziemy jak przyjedzie ze szpitala, to może poszłabyś z nami, co? - zapytała uśmiechając się do Mariki uroczo. Takim uśmiechem zazwyczaj zdobywała wszystko. Począwszy od serca ojca a skończywszy na cukierku od Marry.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:14, 07 Lis 2010    Temat postu:

Z lekkością przyjęła jej odpowiedź. Zapewne nie jedna już osoba o to pytała, a Marika nie była w tym żadnym wyjątkiem. Ale przecież pytała z czysto teoretycznej ciekawości bo interesowało ją to jak Jean sobie radzi. Skoro dobrze, to nie miała żadnych zastrzeżeń co do tego tematu. Rozwijać go specjalnie też nie było sensu więc nie pytała ani o stopnie, ani o nauczycieli. Zresztą temat szkoły może faktycznie lepiej było pominąć. Wystarczyło to, że musiała się tam stawić by wysłuchać jaka to jej siostra nie jest. I sama nie wiedziała jakie odnosić co do tego stanowisko. Z drugiej strony pomimo tego co mówiła Marika, a mówiła na prawdę wiele rzeczy to o co tyle tak właściwie krzyku. Tatuaż... - Szepnęło jej sumienie. No dobra to może była faktycznie przesada i to w takim wieku, a jak już tak strasznie chciała go mieć mogła być bardziej uważną by nikt tego nie zauważył. Co tam było dalej? Włosy. Hm... Nic by do nich nie miała gdyby nie ten kolor, ale to była Marika jej siostra i jej nie musiał się podobać. Zastanawiała się przez chwilę dlaczego akurat teraz przyczepił się o jej włosy, a nie wcześniej gdy zaczynała szkołę. Przecież chodziła tam już od kilku miesięcy. Widocznie tatuaż był powodem, a reszta poszła na dokładkę. Więc pojedzie tam, wysłucha tego co ma do wysłuchania,a reszta się zobaczy. Zerknęła na Jean, która wesoło o czymś paplała. Niezbyt uważnie ją słuchała przez chwilowy odlot, ale bardzo szybko się połapała o co chodzi i nawet nie dała po sobie poznać, że nie słyszała początku. - Do biblioteki? - odwzajemniła jej szczery, szeroki uśmiech. Po namyśle pomysł wydawał się bardzo dobry. - Bo mają. Przeróżne. Nawet takie starsze, które w sklepie ciężko jest dostać lub w ogóle ich nie dostaniesz. Biblioteka to skarbnica różnorodnej wiedzy. I bardzo przydatnej. - Boże jak ona sama dawno nie miała w ręku żadnej książki, a z chęcią by coś dobrego poczytała. - Z chęcią się z wami wybiorę i może sama sobie coś wypożyczę. Dawno nie czytałam, a zgłębiłabym jakąś dobrą, wciągającą fabułę. - Zaśmiała się malowniczo operując dłonią w ruch swoich słów. Rozdrobniła mięso, po chwili wsadziła je sobie do ust cicho żując je w buzi. - Na pewno Ci się ona przyda. A jak wiadomo książki rozwijają wiedzę, nie tylko te szkolne. - Sama też kiedyś była stałym bywalcem biblioteki w Madrycie zanim się stamtąd wyprowadziła. A później no cóż. Zaprzestała robienia tego. Ale można by odkurzyć trochę umysł i zająć się czymś ciekawym.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeanine
Pół-wampir



Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 171
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:08, 08 Lis 2010    Temat postu:

Jeanine nie była zadowolona tymi szkolnymi pytaniami. Jakby nie patrzeć ciocia widziała ją codziennie i aż za dobrze powinna wiedzieć że dziewczynka zawsze radziła sobie lepiej niż reszta. W zasadzie to tam jej się nudziło. Gdyby nie to że wyglądała na lat sześć to już dawno poszłaby do wyższej klasy. Skoro jednak tata nie za bardzo się tym martwił, nie działo się chyba nic złego. Miała czas na poznanie wszystkiego. Normalnie nie byłaby w stanie przyswoić wiedzy jaką gromadziłaby kilka lat w kilka miesięcy. Z drugiej strony to ją cieszyło. Nie chciała wyprowadzać się z Forks, lubiła to miasteczko - Tak, do biblioteki. - dziewczynki nie zraziła chwilowa nieuwaga kobiety. Nie zauważyła jej nawet zajęta pilnowaniem Juniora i czekaniem na to aż mu się odbije, trochę już się nauczyła i pamiętała co było konsekwencją najedzenia się u małego. Wysłuchała tego co mówiła ciocia z uwagą, bynajmniej taką jaką mogła skupić i uznała że to co powiedziała Marika pokrywa się z tym co powiedział jej ojciec czyli biblioteka musiała być cudownym miejscem skoro tyle miało być w niej ciekawych książek - A masz tą kartę? Jak to wygląda? - zaciekawiła się i jak już miała kogo wypytać to pytała. Z kuchni dobiegały trzaski garnków i chlupot wody co wskazywało na to że półwampir był trochę zajęty - To jest taka kartka z zeszytu czy jak? - tego to akurat na lekcjach nie przerabiali a według Jeanine powinni - Te szkolne są nudne. - oświadczyła pewnie krzywiąc usta - Już te taty są ciekawsze... Mają dużo obrazków. - stwierdziła spoglądając na regał na którym rozpychały się różne książki związane z profesją Benjamina - A ty co lubisz czytać? - zapytała dręcząc znów Marikę.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jeanine dnia Pon 10:09, 08 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:32, 08 Lis 2010    Temat postu:

Może i widywała ją codziennie. I może faktycznie wiedziała, że uczy się dobrze, ale przecież to nie jest zbrodnią zapytać o to 'jak w szkole'?. Nie widziała w tym nic złego. Bo przecież każdego dnia mogło się wydarzyć coś innego. Chyba każdy szkolny dzień nie był aż tak bardzo podobny do siebie? Od czasu gdy Marika chodziła do szkoły tym bardziej podstawowej minęło dobrych kilkanaście lat więc i zwyczaje również mogły się zmienić, prawda? Imponowała jej ciekawość dziewczynki. Nie każde dziecko było tym zainteresowane w jej wieku. Większość stroniła od książek woląc się pobawić z kolegami czy też koleżankami na podwórku. A przecież to dobrze już w tak młodym wieku rozwijać w sobie pewne pasje. To też dobrze rzutuje na przyszłość. Bo wiedzy nigdy za dość. Czyż nie jest miło móc kogoś zaskoczyć jakimś niusem o którym druga osoba nie wie? Czyż dana osoba nie czuje się wtedy bardziej dumna, że to co wyczytała jest przydatne i budzi zaciekawienie oraz chęć dalszego słuchania mówcy? - Ja? Tutaj obecnie nie. Jakoś nie złożyło się bym zaglądnęła chociaż raz do biblioteki. - Spróbowała zobrazować dziewczynce najlepiej jak umiała kartę biblioteczną. - No więc nie jest z papieru. Te zapewne szybciej ulegałyby zniszczeniom i bardziej były podatne na żółknięcie. Te, które są w bibliotece są robione z pewnego, dość grubego papieru jak tektura. Sama karta, którą sobie zakładasz posiada Twoje dane, datę założenia i temu podobne. A później każda książka posiada i swoją kartę, na której jest wypisana data wypożyczenia, jak i numer serii. Wiesz takie oznaczenie na książce. - Miło było komuś o czymś opowiadać, chociażby i błahym. - Taką książkę możesz zabrać do domu, ale wciągu przeszło 2 tygodni musisz ją zwrócić by też inny czytelnik mógł ją wypożyczyć. - Temat uszkodzeń pominęła, bo wątpiła by Jean była taka nierozważna i narwana by w jakikolwiek sposób uszkodzić książkę. Miała ją za mądre i rozsądne dziecko. - Zgadzam się z Tobą. Też nigdy nie lubiłam czytać szkolnych lektur. Wolałam zawsze coś lepszego. Z dobrą fabułą i akcją. - Zastanowiła się nad jej ostatnim pytaniem. Lubiła wiele gatunków. To również zależało od samej książki, co w sobie zawierała. - Hm... Ciekawe... - roześmiała się bo to akurat było nikłe wytłumaczenie. - Thrillery. Romanse. Fantastykę. Psychologiczne no i przygodowe. Trudno się określić w jednym kierunku. A Ciebie co by ciekawiło? - raczej wątpiła by większość tego co wymieniła przypadła jej do gustu z racji wieku, ale kto ją tam wiedział. Nie zagłębiała się akurat nad tym. - Zresztą z czasem na pewno będziesz wiedzieć co Cię ciekawi. - Tym bardziej gdyby tak regularnie odwiedzali bibliotekę. No cóż to się jeszcze okaże jak wyjdzie. Bo akurat nie mogła niczego obiecać. Zresztą nikt ją o to nie prosił. O jednorazowy wypad tak, ale nie o codzienne, czy co kilkudniowe. Kwestią było też to czy miałaby na to czas?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeanine
Pół-wampir



Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 171
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:36, 09 Lis 2010    Temat postu:

Tak czy siak Jeanine wydawało się że Marika jak każdy dorosły przynudza, uznając że dzieci nie mają ciekawszych opowieści do przytoczenia niż te o ocenach jakie zdobywają. Benjamin pytał tylko czasami i raczej nie wymagał epistoły w tym temacie a Jean uczyć się lubiła więc nie przysparzała ojcu wstydu na wywiadówkach to i nie dręczył jej zbyt często. Kiedyś jej opowiedział o tym że chętnie do szkoły poszedłby razem z nią bo nigdy normalnego toku nauki nie zaliczył. Teraz wyglądał za staro a na studia nie było mu po drodze. Jeanine lubiła swoje koleżanki, ale tylko w szkole. Była na tyle świadoma że i tak nie za długo z nimi pobędzie, ciocia jednak o właściwej naturze dziewczynki i jej ojca nic nie wiedziała a Ben surowo zakazywał chlapnięcia o tym czegokolwiek. Jeanine popatrzyła na kobietę zdziwiona - Nie? To nic nie czytasz? - jej z musu zazwyczaj towarzyszyła jakaś szkolna lektura, bajka albo vademecum chorób kiedy nie miała co robić - Jak blok techniczny? - ona znała takie pojęcie z zajęć plastyki - Oznaczenie jak kod kreskowy? Czy jakiś inny numerek? - podpytała nadal nie będąc pewną o co Marice może chodzić - A jak nie zdążę w dwa tygodnie?! To co wtedy?! - zawołała a Junior zawiercił się zaskoczony takim poruszeniem i złapał bluzkę Jean jakby chciał by dała spokój. Wyplątała materiał z jego palców ujmując je w swoje - Th... Co? Thri... O czym są takie książki? - uniosła brwi w górę nie mając pojęcia o czym Marika opowiadała - Nie wiem, chciałabym jakąś książkę o zwierzętach. O rybach widziałam w księgarni i o nich chciałabym poczytać. - oświadczyła blondyneczka pewna swego. Z kuchni dobiegło je wołanie półwampira który najwyraźniej uporał się ze zmywaniem - Chce ktoś kawę, albo herbatę?!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:51, 30 Lis 2010    Temat postu:

Skoro tak strasznie przynudzała, to nie było sensu się rozwodzić o szkole, ani też tego typu rzeczach. Zresztą w obecnej chwili już było jej to obojętne. Pytała bo? No bo w zasadzie to ostatnio mało się interesowała takimi rzeczami mając całkiem inne na głowie. Mniejsza z tym. Temat był zamknięty jak dla niej. Poszorowała się zakłopotana po głowie zdziwieniem Jean. - No co? - uśmiechnęła się kwaśno. - Nie miałam na to czasu przecież. Żadnej. Ostatni rok trochę mi zapełnił czas po brzegi. To też nie miałam chwili wolne aby po jakąkolwiek książkę sięgnąć. - Nie było się czemu dziwić. Odkąd w zasadzie sprowadziła się do Forks żyła tak intensywnie, że takie rzeczy będące na drugim planie traciły na wartości i przestawały być w zasadzie dla niej zauważalne. Miała przecież co robić przez ten czas. - Coś w podobie. Ciężko mi to Tobie wytłumaczyć, jeśli nie mam na to żadnego wzorca. - Więc w takiej sytuacji póki co Jeanine musiała się obejść smakiem. Najlepszym rozwiązaniem było jej to po prostu pokazać i tyle. Bo z jej słów i tak blondyneczka mało się dowie. Liczyły się przede wszystkim przykłady. - Wiesz co? Mam pomysł. Po prostu z tymi objaśnieniami poczekajmy do jutra aż znajdziemy się w bibliotece, bo co z tego, ze ja Ci zarysuję obraz tej karty skoro tak nie będziesz tego kojarzyć? Tak będzie najlepiej. - Bo przecież mogłaby o tym mówić i mówić i starać się jak nie wiadomo co by choć w namiastce jej to objaśnić, ale z drugiej strony żywy przykład był lepszy. Dokończyła obiad odsuwając talerz na bok. Poczekała chwilę aż wszystko jej się ułoży w żołądku. Przeciągnęła się na boki niczym kotka po posiłku by naprostować swe kości. Brakowało jeszcze tego by zaczęła oblizywać futerko, którego i tak w nawiasie nie miała. - Hm... Nie wiem upomnienie? Kara? Nie mam pojęcia co tam wymyślają. Trza by się było zapytać. - podniosła się z kanapy stając równo na obu nogach. Zerknęła w stronę syna namyślając się bardzo szybko. W zasadzie po namyśle to przed nią była jeszcze połowa dnia. Za oknem było dość ciepło. Nie zapowiadało się na żaden deszcz, a ona tak czy siak musiała wstąpić do starego domu gdzie przebywał Chris i Judit. Przecież obiecała im kontrolę. Poza tym dawno tam nie była i nie wiedziała czego może się tam spodziewać. Miała nadzieję, ze nie będzie tam żadnej tragedii. Wyszła z pokoju zanosząc talerz do umycia. Na moment zajęła miejsce Bena, który chwilę wcześniej je zwolnił. Odkręciła kran z ciepłą wodą dokładnie go szorując. Mokry talerz i sztućce wytarła w suchą ścierkę i pochowała na swoje miejsce. - Ja, nie dziękuję. Zaraz wychodzę tylko się trochę ogarnę. - Zwróciła się uprzejmie do Benjamina. Brakowało tylko by dygnęła w dworskim ukłonie jak w jakiejś szopce. Podarowała sobie to. - Wrócę później. Idę zobaczyć co się dzieje w domu. - rzuciła bez ogródek zanim wyszła z kuchni. Poprawiła ręką kępkę loków. Po drodze zgarnęła z wieszaka swoją i juniora kurtkę. - Omówimy to Jean jak wrócę. Jak będziesz chciała. A na thrillery jeszcze przyjdzie pora jak dla tak młodego dziecka za ciężkie książki. - kąciki jej ust drgnęły minimalnie w górę. Poszorowała Jean po głowie i odebrała od niej juniora. - Zabiorę go ze sobą. Świeże powietrze jeszcze dobrze mu zrobi. - Najpierw zajęła się nim. Ubrała mu cienką kurtkę. Posadziła go na kanapie. Narzuciła na siebie kurteczkę zapinając ją do połowy. Zgarnęła małego na ręce jak zwykle całując jego policzek. - Niebawem wrócę jak załatwię to co załatwić muszę. - roześmiała się delikatnie obracając się na pięcie i kierując w stronę wyjścia z pokoju. Dawała też przecież swobodę jak by chcieli pobyć samemu. Wystarczyło, że siedziała im na głowie jak dla niej zbyt długo. Nie lubiła być dla nikogo ciężarem. - Do później. - przecięła korytarz dochodząc do drzwi. Pchnęła klamkę na dół otwierając je dość szeroko. Wydostała się na zewnątrz, a tam dostała się do swego auta. Wybrała podróż samochodem bo było wygodniej. Usadowiła się w nim opuszczając trochę szyby. Zerknęła na juniora. Wycofała auto z podjazdu wyjeżdżając na główną drogę o ile można było ją taką nazwać i kierując się w stronę starego domu. W lusterku zerknęła na dom Bena. A później skupiła się jedynie na drodze będąc uważną by nie spowodować przypadkiem żadnego wypadku.

/ Ulica


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marika Knight dnia Pon 23:23, 10 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:08, 14 Sty 2011    Temat postu:

Benjamin w międzyczasie nadsłuchując rozmowy jaką prowadziła Jeanine i Marika zajął się robieniem herbaty. Westchnął w duchu i uśmiechnął się słysząc jak jego córka pali się by nawiedzić miejscową bibliotekę. Oparł się o szafkę patrząc z cierpliwością na czajnik w którym miała się zagotować woda. Wrócił we wspomnieniach do swojego domu, tam gdzie dorastał i zaczął sobie przypominać kolekcję, którą zgromadził jego własny ojciec. Dla ich osobistego użytku, w zasadzie tylko dla Benjamina użytku, bo w większości to on z nich korzystał. Z zamyślenia wyrwała go Marika, która nie wiedzieć dlaczego wzięła się za zmywanie. Ben ustąpił jej miejsca okraszając to kilkoma uwagami, których kobieta chyba nawet nie raczyła posłuchać. Skrzyżował ramiona na piersi i patrzył na profil Mariki zastanawiając się nad palnięciem jakiegoś stosownego do chwili kazania. Kiedy tak bezceremonialnie oświadczyła że wychodzi półwampir uniósł lekko brwi - Nooo... - przeciągnął ustawiając kubki na blacie. Jeden odsunął na bok, skoro kobieta odmówiła - Okej. - przyznał. Przecież siłą nie mogę cię tu trzymać, nie mam nad tobą takiej władzy. Woda się zagotowała, Marika wyszła, a Benjamin machając leniwie łyżeczką został w kuchni sam. Kiedy za kobietą zamknęły się drzwi wejściowe, przyszła do niego Jeanine, a Ben zapytał - Zwykłej, owocowej? - dziewczynka stanęła obok niego, oparła się plecami o szafkę i zadarła głowę w górę by widzieć twarz swojego ojca - Bez różnicy. - skrzyżowała podobnie jak on chude ramiona na piersi i oświadczyła - Stanowczo nie lubię kiedy ciocia udaje szczęśliwszą niż jest. - miała przed oczami roześmianą twarz Mariki, a wiedziała że wcale do śmiechu jej nie jest. Zamrugała i spojrzeniem starała się poszukać jakiegoś wsparcia w mądrości ojca. Ben zalał herbatę powoli, jakby metodycznie i odwrócił się by sięgnąć po cukierniczkę - No co? - zaczął kiedy zauważył jak Jeanine wpatruje się w niego uparcie - To jej życie. Ma z kim je dzielić. Ja się nie wtrącam. - zakończył wzruszając obojętnie ramionami. Nie mam się w co wtrącać, a nawet jeśli to ona... I on, przedewszystkim sobie tego nie życzą. Ujął w dłonie uszka kubków i wskazał ruchem głowy na wyjście z kuchni, mając na myśli korytarz - Chodź, porobimy coś aż Marika nie wróci. - powlekł się za Jeanine do pokoju ziewając szeroko.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:14, 18 Sty 2011    Temat postu:

- Ej, a ty nie masz co robić? - zapytał Benjamin i trącił swoją córkę ramieniem w ramię, kiedy oboje siedzieli wyciągnięci na kanapie oglądając pierwszy lepszy serial, który wciągnął ich przez pierwsze pięć minut oglądania - Nie. - odparła krótko blondynka trzymająca w dłoniach kubek z herbatą. Zaczesała włosy na ucho i spojrzała na ojca - Nudzę się. - Benjamin roześmiał się krótko i poradził jej - To się pobaw. - Jeanine łyknęła herbaty i odparowała - Nie chce mi się. - półwampir podumał przez chwilę drapiąc się po nosie - Narysuj coś? - dziewczynka wzruszyła ramionami obojętnie - Nie chce mi się. - Ben zmarszczył lekko brew i zapytał - Ale ty wciąż się nudzisz? - jego córka pokiwała głową. Wsparła ją po chwili o jego ramię - Dzieci zawsze się nudzą tato. - mruknęła - Nie martw się. - i teraz prawdopodobnie Benjamin zaczął się martwić odpowiedzią jaką usłyszał. Przeczesał długie włosy Jeanine zastanawiając się nad tym ile jeszcze czasu zostało aż jego mała wydorośleje. Kiedy był skłonny przyznać że tak wiele tego czasu nie zostało, rozdzwoniła się jego komórka spoczywająca dotychczas na stoliku. Jean zerwała się pierwsza obdarzając przy tym ojca silnym ciosem łokcia po żebrach. Ben stęknął a ona oznajmiła patrząc na wyświetlacz - Szpital! Ze szpitala... - podała mu telefon szybko, ale usiadła w spokoju chcąc wysłuchać rozmowy. Benjamin rozmasowując bok odebrał, a po chwili był już na nogach, zbierając do kieszeni najpotrzebniejsze mu rzeczy. Dziewczynka, słysząc co się stało stanęła przy drzwiach wejściowych z Ciapkiem w dłoni. Mogło być tak że spędzą noc w szpitalu. Czasem tak się zdarzało - Już! - zawołał Ben jakby ścigał się z kimś. Wciągnął na stopy buty i porwał z wieszaka bluzę - Lecimy mała. Dawaj rękę. Bez samochodu będziemy szybciej. - ujął drobną dłoń swej córki na której twarzy mimowolnie pojawił się teraz szczęśliwy uśmiech. Uwielbiała korzystać z daru ojca.

/ Szpital


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:02, 22 Mar 2011    Temat postu:

/ Biblioteka / Centrum

- Tato...? - blondyneczka oparła się o mur kiedy Benjamin przekręcał kluczyki w zamku - Tak? - zapytał półwampir uchylając przed nią drzwi. Jeanine weszła do domu i zaczęła z siebie ściągać kurtkę - Czy ciocia była by zła gdybym jej coś narysowała? - stanęła na palcach i wyciągnęła się by powiesić okrycie na wieszaku. Ben pomógł jej w tym i odpowiedział z uśmiechem - Nie sądzę. Myślę nawet że bardzo by się ucieszyła, wiesz? Ona teraz musi wiedzieć że ma rodzinę i przyjaciół, że nie jest sama. - wytłumaczył odkładając plecak na ziemię. Pozbył się wierzchnich ciuchów i oddał Jeanine książkę, która wybrała dla siebie w bibliotece - To laurka będzie w sam raz? - dopytała blondynka przyciskając wyświechtane kartki do piersi. Półwampir pokiwał głową, a ona okręciła się na pięcie pewnie z zamiarem czmychnięcia do siebie. Ojciec przytrzymał ją za ramię i ukucnął. Lubił być z nią na jednym poziomie kiedy miał coś do przekazania - Nie tak prędko. Co zrobimy z dzisiejszymi lekcjami? - Jean przestąpiła z nogi na nogę i nachmurzyła się z lekka - No nic... - nie dokończyła zawieszając głos na chwilę - Nie muszę chyba iść odpisywać? - Ben otwarł usta a mała półwampirzyca jęknęła - Nie, ja to nadrobię, przepisze na szybko w szkole, proszę tato, naprawdę mi się nie chce. Nie wyspałam się i w ogóle... - to akurat Benjamin mógł doskonale zrozumieć, bo sam z tego powodu nie czuł się najlepiej a piasek pod powiekami ciążył mu nieznośnie. Popatrzył na Jean uważnie jakby rozważał za i przeciw. Westchnął ciężko i zgodził się z nią - Okej, ale tylko ten jeden raz, jasne? - blondynka pokiwała głową, a nim poszła to zapytała jeszcze grzecznie - To mogę już iść? - wskazała kciukiem za siebie, na drzwi do jednego z pokoi. Ben skinął głową nie do końca twierdząc że zrobił dobrze - Tylko sobie zeszyty na jutro uszykuj! - zawołał za nią idąc do kuchni. Nie miał siły medytować głęboko nad jakimkolwiek porządnym posiłkiem, więc bez przekonania w oczach zajrzał do lodówki. Gdzie te czasy, kiedy była ona pełna? Świetnie, skażę siebie i moją córkę na śmierć głodową, albo skoczymy do lasu po coś na wynos. Na samą myśl skrzywił lekko nos. Polowanie ani trochę mu się nie uśmiechało, chyba już nie umiał, nie pamiętał, ani nie chciał. Wygrzebał zostawiony właśnie na taką okazję kawałek pieczonego kurczaka postanawiając że zacne kurzęcie będzie miało duży wkład w ich dzisiejszą kolację. Użyczy siebie do kanapek i tyle. Ben włączył radio i złapał za nóż w międzyczasie wstawiając wodę na herbatę. Na kolację może i było za wcześnie, ale był wściekle głodny i chciał spać, a co za tym szło musiał się szybciej położyć. Krajanie mięsa umilały mu rozmyślania wolne od czegokolwiek. Neutralne, dotyczące wychowawczyni jego córki spotkanej niedawno w bibliotece.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeanine
Pół-wampir



Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 171
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:53, 24 Mar 2011    Temat postu:

Jeanine znalazła się w swoim pokoju. Podeszła do okna i odsunęła firankę by wyjrzeć przez nie. Nie zauważyła nigdzie białego kota. Wspięła się na palcach by dojrzeć więcej, ale to nic nie pomogło. Odstąpiła i przysiadła na łóżku biorąc do ręki wypożyczoną książkę. Benjamin mówił że książki nie ocenia się po okładce, ale Jeanine interesowały rysunki w środku. Na ich podstawie chciała sobie wyobrazić o czym mogą być poszczególne baśnie. Oglądała obrazki pełne zimy, zimy którą już znała. Teraz przyszedł czas na wiosnę, na ćwierkające ptaki i słońce. Była młodziutka, nie widziała tego jeszcze na własne oczy. Odłożyła książkę na bok i podeszła do biurka siadając na moment w fotelu. Pozbierała w garść kredki i wydarła bloku kartkę. Tak uzbrojona poszła do kuchni. Rozłożyła się na stole nie zerkając nawet na Benjamina jakby jej tutaj nie było. W tym samym czasie jej ojciec dokończył przygotowywanie kanapek i zapytał - Akurat tutaj i teraz ci się zachciało rysować, tak? Zabieraj kredki... Najpierw zjesz, a później pogadamy o udostępnieniu stołu. - blondynka, przegoniona westchnęła i zrobiła tak jak kazał. Wróciła na krzesło i usiadła sobie wygodnie podwijając nogi. Wychyliła się by wyjrzeć przez okno tak samo jak chwilę temu u siebie, ale i tutaj nic nie zobaczyła - Nie ma Syriusza. - oznajmiła przenosząc wzrok na ojca. Półwampir rzucił okiem znad czajnika za firankę i powiedział - Wróci, przecież to nie pierwszy raz kiedy tak sobie wychodzi. Pewnie był głodny i poszedł zapolować na coś do zjedzenia. Przyjdzie. - stwierdził odstawiając czajnik na kuchenkę. Jeanine popatrzyła jeszcze chwilę na ogródek widoczny przez szybę i sięgnęła po jedną z kanapek słuchając jednym uchem radiowej audycji. Benjamin usiadł po drugiej stronie i osłodził sobie herbatę pytając - I co narysujesz cioci? - wsadził sobie do ust łyżeczkę i zawiercił się na krześle by w końcu usiąść wygodnie. Dziewczynka wzruszyła ramionami i powiedziała - Nie wiem jeszcze. Laurkę. Taką w kwiatki chyba... - mruknęła widząc już w wyobraźni pewnie projekt czegoś takiego. Uśmiechnęła się do ojca z pełną buzią - A mogę iść jutro do Christophera? - Ben zerknął na Jeanine podejrzliwie marszcząc czoło. Przełknął z godnością i zapytał - A po co chcesz iść do Chrisa? - nie żeby miał coś przeciwko, bo znał młodego Knight'a o tyle o ile, ale znał też jego starszego brata i tu był pies pogrzebany - No... - Jeanine uniosła kubek do ust i podmuchała na herbatę - Tak sobie, będę się nudzić po południu. - Benjamin wsparł jedną dłoń na biodrze i wsparł się na stole przechylając się w stronę Jean i uśmiechając pojednawczo - Nie, nie będziesz się nudzić. Jutro idziemy do ogródka. Musimy zasadzić coś przed domem, chyba że nie chcesz mi pomóc? - podpytał oferując, jakby się wydawało dość przyjemny sposób spędzania czasu wolnego na świeżym powietrzu. Jeanine zaświeciły się oczy, kiedy nabrała głębiej powietrza - A masz nasiona?!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:55, 27 Mar 2011    Temat postu:

Benjamin miał nasiona. Całą furę małych, kolorowych saszetek. Chyba był pod wpływem 'Tajemniczego Ogrodu', albo czegoś podobnego. Nazajutrz, kiedy on skończył pracę, a Jeanine poodrabiała już lekcje jak obiecywał wybrali się do własnego ogródka by zaczął on przypominać coś w miarę ładnego a nie zarośnięte chaszcze. Oboje byli w dość dobrych humorach. Blondynka cieszyła się bo ich wychowawczyni w końcu wróciła do pracy i mieli jak najnormalniejsze lekcje, a Benjamina radował fakt że z Mariką nie dzieje się nic groźnego. Uzbrojeni w grabki, dla półwampira normalne, duże metalowe z drewnianym sztylem, Jean natomiast miała grabki plastikowe przez co chwilę się na niego poważnie boczyła, tłumacząc ojcu po cichu że ze zwykłymi sobie poradzi. Ben postawił jednak na swoim i powiedział że siedmioletnie ludzkie dzieci nie robią takich rzeczy. Blondynka po kilku minutach była zmuszona odpuścić, bo wolała robić coś konkretniejszego, a nie siedzieć pod drzewem i patrzeć na włóczącego się po ogródku Syriusza, który nie przejawiał najmniejszej ochoty na zabawę z nią. Koleje dni przyniosły kilka nowości. Jean zapisała się na konkurs warcabowy i męczyła kogo tylko mogła by z nią zagrał, a zazwyczaj wypadało na Benjamina, który po kilku dniach zaczynał miewać koszmary w których główny udział brały czarne i białe pionki goniące go po planszy. Mimo zapału jaki nagle wybuchł w Jeanine odnośnie warcabów, nie zapominała też o Marice, której wręczyła własnoręcznie zarysowaną kartkę, która była obiecaną laurką. Dziewczynka mimo wszystko, ani trochę nie zraziła się do kobiety która jej nie pamiętała. Jeśli mogła i była w szpitalu, miała przyzwolenie ojca i Adama oraz samej Mariki, siedziała sobie z Hiszpanką i czytała jej baśnie dla zbicia czasu. Ben podzielając czas między innych pacjentów a resztę obowiązków lekarza też do niej wpadał, zazwyczaj wtedy wykłócając się o pierdoły z mężem kobiety. Naginał wtedy bezczelnie jego opanowanie, dziwiąc się niepomiernie że Adam jeśli chce może aż tyle z siebie wykrzesać. Dobrze to wróżyło, taką nadzieję miał półwampir. Przyjemniej się żyło widząc jak komuś się układa. W końcu po dwóch tygodniach sam osobiście założył Marice gips i przykazał że ma nie chojraczyć tylko się oszczędzać, bo to jeszcze nie czas na to by pokazywać kto co może.
Wczesnym rankiem szykował się do pracy jak zwykle w lekkim rozgardiaszu pachnącym kawą i nieznaczną nerwówką bo nadszedł dzień w którym to Jean miała przeciwstawić swe możliwości innym dzieciakom. Turniej w szkole. Mała zrobiła się milcząca, a Benjamin jak zwykle w takich sytuacjach paplał jak najęty starając się uspokoić i ją i samego siebie, bo denerwował się nie mniej od niej. W końcu chciał tak jak i ona by wygrała, po to uczył córkę cierpliwie manewrów przyswojonych ze starej książki. W samochodzie zostały wymienione ostatnie uwagi, padły życzenia szczęścia i słabych przeciwników.

Jeanine -> Szkoła / Sala tortur
Benjamin -> Szpital / Korytarz (po drodze dyżurka) / Sala chorych


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Benjamin dnia Nie 21:57, 27 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeanine
Pół-wampir



Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 171
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:07, 18 Kwi 2011    Temat postu:

/ Parking / Szkoła

Przesiedziała w ciszy całą drogę z centrum aż pod dom. Kiedy Benjamin zaparkował, Jeanine wyszła zamknąć bramę. Rano tego nie robili, bo jakoś zawsze brakowało im czasu, dość że zdążyli ją zawsze otworzyć. Zasunęła zasuwkę i rozejrzała się po okolicy stając na palcach. Zawsze gdzieś mógł się tu powłóczyć Syriusz, ale teraz go nie zauważyła. Okręciła się zgrabnie i podeszła do samochodu z którego wydobyła swój plecak. Popatrzyła z góry na kwiatową grządkę, którą sama obsadziła czekając aż Benjamin otworzy drzwi od domu. Półwampir wydobył kluczyki i przekręcił je w zamku wpuszczając córkę do środka. Zachodził w głowę co też mogło się stać. Nie potrafił się zdecydować i wahał się pomiędzy tym że Jean psychicznie jej zbyt rozwinięta jak na podstawówkę i że właśnie zbiera się do tego by obwieścić mu ten fakt i dodać że rzuca szkołę, a tym że stało się coś strasznego i gdzieś w krzakach jest ukryty ktoś półżywy, którego jego córeczka w desperacji chapnęła, bo na przykład mogła jej się stać krzywda. Naprawdę, Ben spodziewał się wszystkiego. Poszedł za nią do kuchni kiedy tylko ściągnęli buty i tym samym machinalnym ruchem rzucili swoje plecaki pod ścianę małego korytarza. Blondynka usiadła na krześle przy stole i pochyliła się by wyciągnąć coś z plecaka. Był to jej dzienniczek, gdzie na końcu widniała ładnie ujęta w słowa nagana o tym że 'Jeanine Dutton nie uważa na lekcji'...' Bla, bla, bla... 'Wydaje się być cały czas zamyślona, ma problemy z wykonywaniem poleceń....' Bla, bla, bla... 'Rysuje zamiast uczestniczyć w lekcji.' Najbardziej jednak martwiła Jean wzmianka o tym że bywa wulgarna. Kiedy dziewczynka kończyła już opowiadać rozszlochała się na dobre - A to nieprawda. Bo ja nic takiego nie powiedziałam... Wszyscy słyszeli i... Zawołałam tylko że to niesprawiedliwe, że chcę iść na konkurs i pójdę... I... - rozpłakała się i wcisnęła na kolana Benjamina, który dotychczas kucał, a teraz musiał usiąść na podłodze - Tato, przepraszam. Nauczycielkę później też przeprosiłam, ale... - wsunęła twarz pod bluzę Ben'a a jego koszulka nasiąkała powoli jej łzami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:20, 20 Kwi 2011    Temat postu:

Benjamin przykucnął przy krześle na którym siedziała jego córka, patrząc jak z sekundy na sekundkę jej łzy stają się coraz większe i opadają coraz gęściej. Podrapał się za uchem mając bardzo mieszane uczucia. Bo i był zły za to że oberwała po uszach, ale było mu jej tak samo żal, bo widział że żałowała i to bardzo. Objął dziewczynkę ramionami i odgarnął blond włosy z rozpalonego czoła - Już dobrze. Nie denerwuj się, bo nie masz czym. Nie gniewam się Jeanine. - mruknął kołysząc ją powoli - Cieszę się że przeprosiłaś. Co prawda cieszyłbym się bardziej gdyby wcale do tego nie doszło, ale... Pokaż no ten dzienniczek. - poprosił łagodnym tonem. Jeanine podała mu zeszycik, który chyba miętoliła w dłoniach przez większość popołudnia. Benjamin strzepnął go i ustawił sobie przed nosem by przeczytać treść uwagi samemu. Podniósł się z podłogi a jego córka jak małpka uczepiła się szyi ojca nie chcąc go puścić. Ben odrzucił dzienniczek na stół i poprawił Jean na swoim ramieniu. Spojrzał na blondyneczkę i otarł jej łzy - Słuchaj... Widzę że wymagają mojego podpisu... I tak chciałbym o tym porozmawiać, więc... - Jeanine odchyliła głowę w tył i spojrzała na niego otwierając szeroko oczy - Ale ty się nie martw, tak? Naprawdę Jean, nie gniewam się. - powiedział dając jej buziaka w policzek - Zrobimy obiad i zjemy. Ty zostaniesz w domu, a ja pójdę do pani... - machnął lekko dłonią i posadził półwampirzycę na stole - Pani Valedhed. - mruknęła Jean szukając w kieszeni chusteczki. Ben pokiwał głową. Nie chciał mieć na głowie więcej kłopotów. Chciał je wszystkie rozwiązać. Dzisiaj. Po obiedzie uraczył Jean porcją lodów odkopanych z krainy mroźnej zamrażarki. Pochylił się nad nią kiedy oglądała bajki - Wychodzę. Wrócę niedługo. Wpuść Syriusza jak przyjdzie, dobrze? - przycisnął usta do czoła dziewczynki i pomachał jej z korytarza. Kiedy zamknął drzwi skupił się i zniknął.

/ Centrum / Gdzieś za plecami panny Valedhed


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeanine
Pół-wampir



Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 171
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:55, 22 Kwi 2011    Temat postu:

Dziewczynka pokiwała głową godząc się na to że zostanie sama. Pociągnęła nosem i zamrugała szybko kiedy drzwi zamknęły się za Benjaminem. Otarła załzawione oczy i dziabnęła resztkę lodów łyżeczką. Przeszła jej na nie ochota. Wpatrywała się w telewizor z twarzą bez głębszego wyrazu. Podciągnęła nogi i przytrzymała między kolanami kubeczek z lodami by podrapać się po lewym łokciu. Popatrzyła na okno oczekując na szlajającego się gdzieś białego kota. Obróciła kubeczek przytrzymując go delikatnie między palcami. Nabrała trochę zimnej, półpłynnej substancji by unieść łyżeczkę w górę i przekręcić. Porcyjka lodów wpadła do kubka a Jeanine wygięła usta w podkówkę. Westchnęła cicho i skrzyżowała nogi. Nie mogła sobie znaleźć miejsca. Odstawiła lody na stolik i poszła do swego pokoju by po chwili wrócić na kanapę. Niosła ze sobą książkę, którą wypożyczyła ostatnio. Przekonała ją zapowiedź na końcu. W końcu opowieść o magicznej szafie, która przenosi do fantastycznej krainy zainteresowałaby chyba każdego. Mała półwampirzyca chciała zapomnieć o dzisiejszych niepowodzeniach, a zaczęła się przekonywać do tego że ucieczka w wyimaginowany świat to doskonałe remedium na tego typu problemy. Wcisnęła się w bok kanapy łapiąc kubek. Zerknęła machinalnie na okno, ale kota na nim nie było. Przerzuciła kartki i zaczęła czytać. Było raz czworo dzieci... Zawierciła się rozsiadając wygodniej i wsadziła łyżeczkę w usta, a oczy blondynki przesuwały się w miarę czytania tekstu. Zatraciła się w swoich wyobrażeniach.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 1:00, 06 Sty 2012    Temat postu:

/ Dom Siobhan Valedhed / Centrum

Ben wrócił do domu niosąc pod pachą kota. Kota który bardzo się zdziwił kiedy nagle został poderwany z wygodnego progu na którym czekał aż ktoś otworzy mu drzwi bo najwyraźniej był zbyt leniwy by ruszyć się i wejść od tyłu. Kocie zmysły wyczuły kogoś, ale nie był zachwycony bezpardonowością tego kogoś, kto okazał się jego właścicielem. Półwampir poszmerał Syriusza po łebku a ten spróbował go drapnąć. Ben uśmiechnął się zaczepnie, oddał mu i zaczęli się pacać. Zamknął drzwi a od pokoju dobiegło go zlęknione - Tata? - odstawił kota na podłogę i wydał z siebie zduszone - Tak, Jeanine... - zdejmując jednocześnie buty. Kiedy się wyprostował blondynka stała już obok niego i wyglądała na zniecierpliwioną. Ben przyklęknął a jego oczy znalazły się na równi z oczami Jean - Udało się. Ale pamiętaj. Nigdy więcej. - nakazał mówiąc to bardzo wyraźnie i dobitnie - W porządku? - zapytał czując w duchu jakby od tej rozmowy zależała cała jego rodzicielska kariera. Blondynka pokiwała szybko głowa prostując się przy tym, a Benjaminowi znów zdawało się że urosła - Jasne tato! - odrzekła i objęła go przez szyję - I jeszcze raz przepraszam. - szepnęła zaciskając wokół niego ramiona z siłą która wskazywała że nie jest zwykłą, ludzką dziewczynką. Półwampir poklepał ją po plecach i poderwał w górę pytając - Jak sytuacja w Narnijskim lesie? - udało mu się odczytać tytuł książki jaką trzymała Jean. Ta rozpromieniła się już rozluźniona i zaczęła trajkotać nieprzerwanie aż doszła do opisu zabawy w chowanego. Usiedli na kanapie a dziewczynka nabrała w płuca powietrza - I tam skończyłam. I nie wiem co dalej. - jej ojciec zainteresował się tym co zostało z lodów i przywołał do siebie kota umaczając palec w kubku. Sierściuch powąchał to z rezerwą i odszedł a Ben żachnął się na niego i wytarł wodnitą substancję w chusteczkę wydobytą z kieszeni. Jean już zaczytała się w książce więc Ben nie mając nic lepszego do roboty wyciągnął się obok niej i zatopił w lekturze medycznego periodyku który zwędził ze szpitala na takie właśnie okazje. Uśmiechnął się do siebie, a nie do ładnej pielęgniarki z drugiej strony, bo dzisiejszy dzień nie mógł być zaliczany do najgorszych.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Benjamin dnia Pią 1:01, 06 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> Obrzeża miasta Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
Strona 5 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin