Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna

Embry & Marianne

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> Retrospekcje, Albumy, Pamiętniki... / Wilkołaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Embry
Wilkołak



Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 1562
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:46, 01 Mar 2009    Temat postu: Embry & Marianne

"Dla mężczyzny - sercem jest świat; dla kobiety - światem jest serce"


Był piękny wiosenny dzień, dlatego Embry postanowił nie stracić go na towarzyszeniu narzekającej na życie matce. Szczerze to nie tyle już go to nudziło co w coraz większym stopniu irytowało. Wyszedł z domu mimo przeświadczenia, że nie ma zbytnio gdzie się podziać. Nie miał ochoty na towarzystwo sfory. Naprawdę nużyły i żenowały go żarty chłopaków na temat jego związku z Marianne. Nie miał już siły słuchać o tym, że jako wymuskany synek mamusi szuka starszej i dominującej kobiety. W gruncie rzeczy był też świadomy, że oni w zwykły, ludzki sposób po prostu mu zazdroszczą. Sam nie rozumiał nawet jak do tego wszystkiego doszło. Kiedy dziewczyna pojawiła się w La Push po raz pierwszy zaiskrzyło pomiędzy nimi… ale nie w tym sensie, jakiego zazwyczaj doszukują się wielcy romantycy. Ich pierwszą wymianą zdań była kłótnia i wyglądało na to, że jedną z wielu potyczek słownych to się skończy. Embry nie miał już na to siły i był prawie w 100 % pewny, że to samo czuje Marianne.
Szedł przed siebie ze spuszczoną głową. Nie bardzo wiedział jak powinien się zachować. Miał dosyć przepraszania za coś, co nawet nie było jego winą. Był wręcz sfrustrowany i pełen goryczy. Kochał M. najbardziej na świecie i wiedział to od momentu, kiedy spotkali się po raz pierwszy. Urzekł go jej uśmiech, pewność siebie i wyższość, mimo poczucia zagubienia w nowym miejscu. Ale wiedział, że dalej już tak nie pociągnie. Kiedy był u niej ostatnio, uciekła mu urażona jednym z niewinnych żartów. Miał wrażenie, że powoli każde jego słowo traktuje jak osobisty atak. A on naprawdę NIGDY nie miał złych zamiarów. Co prawda, otwarcie przyznawał się do tego, że umyślnie wrzucił ją kiedyś w śnieżną zaspę, jednak psychiczne zdominowanie jej, które tak często mu wypominała, nawet nie wchodziło w grę.
Kopnął ze złością kamień leżący na drodze.
-Uważaj idioto! –warknął na niego tak dobrze mu znany, kobiecy głos. Dziewczyna odwróciła się błyskawicznie w jego kierunku ze z podenerwowaniem malowanym na twarzy.
-Nic Ci się nie stało? –zapytał z troską. Podszedł bliżej z nadzieją, że nie rzuci się na niego z pazurami. Spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem. Tak bardzo chciał ją teraz przytulić czy choćby dotknąć, ale wiedział, że to tylko pogorszyłoby całą i tak fatalną sytuację.
Marianne trzasnęła drzwiami warsztatu. Wywiesiła kartkę „ZAMKNIĘTE” i wsiadła do rozklekotanej furgonetki. Ostatnio non stop była podenerwowana. Warczała na klientów, co nie służyło interesom. Całą drogę do La Push bębniła nerwowo palcami w kierownicę. Czuła niepokój i zdenerwowanie. Jej życie osobiste nafaszerowane było stresem i nerwami. Ciągłe kłótnie z Embrym wyciągały z niej wszystkie siły. Na wspomnienie chłopaka jej ciało przeszedł dreszcz. Nie bardzo wiedziała co powinna teraz zrobić. Jedna część jej kochała tego chłopca i chciała z nim być. Druga część buntowała się przeciwko jego zaborczości. Był pełen wyobraźni, energii, delikatności i troski. Do czasu. Właściwie to jego troska była tym, co wyprowadzało ją z równowagi. Powiedzieć o Embrym, że był nadopiekuńczy to zbyt mało. Embry był wilkołakiem, dominującym wilkiem. Marianne większość swojego życia spędziła wśród wilkołaków. Dominujące wilki miały troske i opiekuńczość wpisaną w swą naturę. U niektórych ta opiekuńczość posuwała się zbyt daleko. Tak było w przypadku Embry’ego. Marianne czuła się jak w klatce. Psychicznej klatce. Oczywiście on twierdził, ze nigdy nie próbował jej zdominować, ale... Robił to zupełnie nieświadomie. Musiał wiedzieć gdzie była, co robiła, z kim rozmawiała. Pytania przemycane pomiędzy kolejnymi delikatnymi pieszczotami działały na Marianne jak płachta na byka. Nie chciała się podporządkować, poddać kompletnej kontroli... Zbyt długo mieszkała z wilkami, jeden z nich ją nawet wychował, wiedziała czym to pachnie... Uwielbiała Embry’ego. Był pierwszym facetem, z którym się związała od czasu Jacka. Embry był delikatny, ufny i czuły, pełen młodzieńczego uroku. Prawie jej nie przeszkadzało, ze był od niej 5 lat młodszy. Sama nie wiedziała jak to się stało, ze wylądowali w łóżku. Po kolejnej wymianie zdań tama puściła. Kochali się tamtego dnia intensywnie i dziko. Na wspomnienie tych chwil Marianne dostała gęsiej skórki. Seks z Embrym zawsze był niesamowity. Potrafili rozpalać się nawzajem w mgnieniu oka... i równie szybko ten żar zgasić kolejną kłótnią. Embry był mistrzem w studzeniu jej poprzez jakiś głupi żart albo równie idiotyczne pytanie. Warknęła cicho i wyskoczyła z samochodu. Trzasnęła drzwiami i ruszyła spaceriem po ulicach La Push. Żarty miał wyjątkowo dziecinne. Tak jak to wrzucenie jej prosto w zaspę śniegu. Wściekła ię wtedy strasznie, bo wystroiła się dla niego w sukienkę. Jej temperatura nie sięgała 40 stopni, jej dla odmiany bywało zimno. Okupiła jego głupi żart zapaleniem płuc. Musiała przyznać, że opiekował się nią troskliwie, ale fakt jest faktem – to przez niego się rozchorowała. Albo ten ostatni jego zart... Na samo wspomnienie przyspieszyła wściekle roku. Jak w ogóle mógł wyskoczyć z tym, ze kupi dla niej smycz i będzie ją na niej trzymał. To, ze czasem zamieniała się w psa nie znaczy, że nim była...
Nagle dostała kamieniem w plecy.
- Uważaj idioto! – warknęła obracając się zdenerwowana. Embry stał na ulicy z wyrazem troski na twarzy.
- nic Ci się nie stało? – zapytał i uśmiechnął się.
- Na całe szczęście to tylko mały kamień, Anie jeden z tch głazów na plaży, wiesz? – rzuciła próbując ukryć wściekłość. Bardzo miło jej się zrobiło, ze się z tego smiał. Nie ma co...
- Marie – pieszczotliwie odgarnłą jej włosy za ucho – przecież to mały kamyczek... Nie sądziłem, ze może kogoś uderzyc...
- Może powinieneś czasem uruchomić tę odrobinę wyobraźni, która ci została? – burknęła nadal zła.
- Ostatnio nie narzekałaś na mój brak wyobraźni – mruknął przysuwając się do niej blisko. Marianne oblała się rumieńcem.
- nie o tym mówię, Em! – wydusiła z siebie próbując zapanować nad oddechem.
- Wiem – wyszczerzył się bezczelnie. – A w ogóle, to czy nie powinnaś teraz być w warsztacie – uniósł brwi – Co Ty o tej porze robisz w La Push, M? – zapytał z lekko drapieżną nutą.
- Umówiłam się na dziki seks z nowopoznanym samcem – rzuciła z niewinnym uśmiechem. Jego pytanie znów wyprowadziło ją z równowagi, więc chciała się odegrać.
- Marianne nie zartuj sobie w ten sposób – warknął wściekle Embry. Zmusił ją by spojrzała na niego. Jego oczy przybrały wiczy wyraz. Marianne nawet nie zamierzała opuścić wzroku. Chciał się zabawiać w głupie wilcze gierki o dominację to proszę bardzo.
- Znów zaczynasz Embry? – zmrużywszy oczy patrzyła prosto na niego. – Przestań mnie kontrolować! – intensywnie i z uporem wpatrywała musię prosto w oczy.
- O co ci znów chodzi? – warknął nie bardzo rozumiejąc – To Ty znów się zachowujesz jakbym nie wiem co ci zrobił! – Embry próbował zmusić ją do spuszczenia wzroku. Marianne nie zamierzała nawet się poddać. Po krótkiej walce jak na komende odwrócili wzrok jednocześnie. To była jedna z tych gierek, w których żadne z nich nie zdobyło nigdy przewagi nad drugim.
- Embry, znów mnie tłamsisz. Nie widzisz tego? – Marianne westchnęła ciężko – znów próbujesz mnie kontrolować za wszelką cenę, zdominować...
- Marianne, o czym Ty mówisz? Wiesz, ze nie lubię jak się ze mnie zartuje w ten sposób... Jesteś moja i.. – Marianne uciszyła go gniewnym spojrzeniem
- Nie jestem Twoją własnością. Nie jestem niczyja. To ja decyduję o sobie, rozumiesz? – powiedziała dobitnie. Embry wściekle kopnął kolejny kamień, który z głuchym odgłosem uderzył o ścianę domu naprzeciwko. – Ja mam tego dość, rozumiesz? – Marianne kontynuowała – Lubię Cię, Em.. Bardzo Cię lubię. Ale nie wytrzymuje już tego nerwowo. Od sześciu miesięcy ciągle się kłócimy, ciągle mnie kontrolujesz. Ciągle zamykasz mnie w klatce...- powiedziała zrezygnowana – Nie daję już rady... – westchnęła.
-A myślisz, że mi podoba się, kiedy wszystko co mówię traktujesz jako atak na Ciebie? Marianne proszę.Dlaczego nawet teraz, kiedy mówię coś do Ciebie strzelasz wzrokiem gdzieś w bok? -zapytał cicho widząc jak skupia całą swoją uwagę na jakimś samochodzie stojącym przy domu Sam'a. Mimo jego pytania nawet się nie ruszyła. Nadal wpatrywała się w coś za jego plecami a jej oczy przybrały mocno zdziwiony wyraz.
-Marianne... -mruknął poddenerwowany i mocno zawiedziony Embry.
-ochh zamknij się! -mruknęła i łapiąc Embry'ego za ramiona obkręciła go w kierunku usilnie przez siebie kotemplowanym.
-Marie to samochód...-westchnął, kiedy kobieta zatkała mu dlonia usta.
-Po prostu patrz... -szepnęła opierając mu brodę na ramieniu. Z samochodu zaparkowanego przed domem Sama wyszła urocza, drobna blondyneczka, aby po chwili zniknąć za drzwiami do domu alfy.
-To nie jest czasem... Kuzynka Leah? Co ona tam robi? -mruknął zdziwiony Embry.
-Też chciałabym to wiedzieć... -powiedziała M. przy okazji odskakując od niego jak oparzona.
-Marianne... Zmieniłaś temat... -szepnął patrząc na nią swoimi migdałowymi oczami. Dziewczyna tylko lekko drgnęła i odwróciwszy się zaczęła iść w kierunku swojego domu.
-Marianne.. -rzucił ruszając za nim. Dziewczyna nie zwolniła jednak kroku, zawzięcie maszerując do przodu.
-Marianne!- powótrzył już bardziej stanowczym głosem.Przyśpieszył. Dziewczyna wpadła do domu. Embry idący tylko kilka kroków za nią przytrzymał je ręka i wszedł za nią do domu. Marianne weszła do kuchni a zaraz za nią wpadł wilkołak. Oparła sie o blat i po chwili odwróciła w jego kierunku z frustracją malowana na twarzy.
-No słucham Embry.... Słucham. Co chcesz mi powiedzieć? -warknęła- Że nie będziesz już tego robił? Bzdura. Że SPRÓBUJESZ? Bujda. No więc czego mam jeszcze wysłuchać?! -krzyknęła
-Znowu krzyczysz... -mruknął cicho- Więc powiedz mi, że po prostu chcesz z tym skończyć. Męczysz się. Ja też. Powiedz mi prosto z mostu, że tego nie chcesz. Że Ci się to znudziło. Powiedz to... -wycedził każde słowo.
-Nie potrafię... -szepnęła prawie już zalewając się łzami-I dobrze wiesz o tym, że nie potrafie... -uderzyła go piąstką w klatkę piersiową, a Embry przygarnął ją do siebie. Przez chwilę szarpnęła próbując mu sie wyrwać. Jednak zaprzestała daremnych prób, czując jego ciepły oddech w okolicy ust.
-Przestań... -szepnęła delikatnie muskając jego usta swoimi wargami.
-Nie powiem żebyś mi to ułatwiała... -delikatnie przesunął swój pocałunek z jej ust na szyję.Embry pchnął ją na stół kuchenny tak, że całe ciało dziewczyny błyskawicznie pokryła sie gęsią skórką. Wsunął dłonie pod jej bluzkę gładząc ją po brzuchu. Marianne błyskawicznie ściągneła z niego koszulkę tak, że policzki chłopaka pokryły się delikatnym rumieńcem. Znów zaczął całować ją po szyi i dekolcie...
-Embry.. Uwielbiam Cię..-szepnęła powoli odwzajemniając jego pieszczoty. Przesunęła palcami po jego muskularnych plecach, powoli dobierając sie do ego spodni.
-Może wlaśnie na tym polega problem... -trącił nosem jej brodę.
-Na czym Em? -westchnęła wplatając dłonie w jego włosy.
-Ja Cię kocham M... -mruknął odchylając głowę, tak by móc spokojnie na nią spojrzeć.
- Ale to nie przeszkadza Ci zachowywać się czasem jak ostatni dupek – westchnęła ciężko. Nie wiedziała co mu odpowiedzieć. Sama nie była pewna czy go kochała. Kiedyś myślała tak o Jacku, ale okazało się to wielkim niewypałem i zwykłym zauroczeniem. – Em... wykańczamy się wzajemnie. Tak nie robią ludzie, którzy się kochają...Od sześciu miesięcy bez przerwy się kłócimy, o byle bzdurę – odepchnęła go lekko i wyślizgnęła się spod niego. Odeszła kilka kroków. - Uwielbiam Cię, ale chyba niedostatecznie mocno by dać Ci się zabijać po kawałku. Niszczymy się Em... Niedługo nic z nas nie zostanie... – schowała się do łazienki. Embry w mgnieniu oka dopiął spodnie. Nie odezwał się ani słowem. Wciągnął na siebie koszulkę i wyszedł z jej domu, nie dając sobie tej satysfakcji i nie trzasnął drzwiami. Kilka chwili z łazienki wyszła także Marianne.
-Embry przepraszam. Nie powinnam była tak mówić.. -mruknęła cicho wchodząc do kuchni. Zauważywszy, że go nie ma przeszła powoli do salonu. -Em... To nie tak jak Ci się wydaje... Ja po prostu... -rzuciła stając w wejściu i uświadomiwszy sobie, że go nie ma znów wpadła do kuchni. -Embry? Embry!- krzyknęła wypadając na werandę bez bluzki. Zauważyła go odchodzącego w kierunku plaży. Wiedziała, że tym razem nie wróci. Kłócili się...ale jeszcze nigdy nie wyszedł. Kiedy to sobie uświadomiła znów zaczęła płakać. Z jednej strony poczuła ulgę mogąc wydostać się z klatki... Jednak w gruncie rzeczy naprawdę lubiła Embry’ego. Będąc atrakcją dla przechodzących staruszek dostrzegła nikły uśmiech matki Embry'ego w grupie pań, które właśnie mijały jej dom. Normalnie zawstydziłaby się, jak wtedy kiedy pani Call bez uprzedzenia wpadła do pokoju Embry'ego zastając pół nagą Marianne siedzącą na biurku jej syna. Przetarła oczy dłońmi i schowała się do domu. Rzuciła się na kanapę zalewając się łzami. Naprawdę był dla niej ważny i nie chciała by to wszystko kończyło się w ten sposób... Miała nadzieję, ze kiedyś będą mogli rozmawiać normalnie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Embry dnia Nie 14:49, 01 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> Retrospekcje, Albumy, Pamiętniki... / Wilkołaki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin