Ulice

Paul

/Lotnisko

- Przyczajony Smok. Sama nazwa mi się podoba. - uśmiechnął się. Trochę dziwnie się poczuł gdy wkroczyli w tłum niziutkich Japończyków. On ze swoim prawie 1,90m "lekko" wybijał się z tłumu. - No tak... - czuł na sobie zdziwione spojrzenia tutejszych. - To... gdzie ten hotel? - zapytał.

Alice Cullen

- Niezbyt daleko - pociagnęła go w stronę rikszy - Tam się bedziesz czuł swobodniej. - wskoczyła pierwsza tłumiąc śmiech. Ona sama była wzrostu większości ludzi tutaj. - Chodź dryblasie - wyciągnęła w jego stronę rękę.

Paul

Usiadł obok Alice i objął ją ramieniem. Zaśmiał się. - Krasnoludek się odezwał. - trącił ją nosem w skroń nadal się śmiejąc. - Rany, mam nadzieję, że łóżka nie są robione na wymiary Japończyków, bo naprawdę wyląduję dzisiaj na podłodze. - mruknął odwracając głowę w stronę tłumu.

Alice Cullen

- Przecież ostrzegałam - zaśmiała się perliście. Przytuliła się do niego jakby znali się od wieków a nie zaledwie od paru godzin. - Ale mnie nie słucha nikt. Jak zwykle - uśmiechnęła się. Oczywiście ze to nie była prawda, ale... pomarudzić czasem mozna XD

Paul

- Ale w Twojej wersji powodem nie były za małe łóżka. - zaśmiał się. Wolną dłonią złapał Alice za rękę. Uścisnął ją delikatnie. - Chyba nie pozwolisz mi spać samemu na podłodze, co? - zapytał przysuwając usta do jej ucha.

Alice Cullen

- Mam tam spac z Tobą?- zaśmiała sie ponownie. To zadziwiające ile ona się przy nim śmiała. Otarła się uchem o jego usta.

Paul

- Byłoby miło. - uśmiechnął się. Mówił teraz ciszej. - Chyba, że nie chcesz spać z dryblasem. - zaśmiał się cicho. Trącił ją lekko nosem w skroń.

Alice Cullen

- Ja nie sypiam - wyszeptała prawie bezgłośnie odwracając się w jego stronę i uśmiechnęła się niewinnie.

Paul

- Fakt. - stwierdził. - Ale to nie znaczy, że możesz mnie tam na podłodze zostawić samego. - mruknął unosząc lekko brwi z uśmiechem. Wpatrzył się w oczy Alice; nie były już takie złote jak wcześniej.

Alice Cullen

- Ależ mogę, Paul. Wszystko mogę - uśmiechnęła się tajemniczo - I nikt nie powiedział, ze będziesz tam sam. Powiedziałam ci przecież ze w Tokyo spotkasz kobietę, która ci się spodoba - przeciągnęła nosem po jego szczęce - Ale to nie będzie Alice Cullen - mruknęła cichutko. Nawet nie skłamała o dziwo.

Paul

- W takim razie pewnie będzie to Jennifer Gordon. - mruknął z figlarnym uśmiechem. Jako, że to miejsce było najbliżej jego ust, ucałował delikatnie czoło Alice. - Jak na razie nie widziałem tutaj żadnej kobiety po za tobą... - szepnął.

Alice Cullen

- To proszę... - Delikatnie złapała go za podbródek i odkręciła jego głowę w stronę chodnika - masz okazję. - zachichotała łaskocząc go oddechem w szyję.

Paul

Zerknął przelotnie w tłum ludzi. Miał wrażenie, że wszyscy wyglądają tak samo. Zrobił dziwną minę i znów odwrócił głowę w stronę Alice. - Atak klonów. - zażartował. Czasem ciężko mu było być poważnym przez dłuższy czas.

Alice Cullen

- Nie twój typ, co? - mrugnęła z uśmiechem. - Cóż panie Gordon... Trudno panu dogodzić - wyszczerzyła się. Niby przypadkiem pogłaskala go po szyi. A przecież tylko poprawiała mu kołnierzyk koszuli.

Paul

- Zdecydowanie nie mój typ. - rzekł. Nadal wpatrywał się w oczy Alice jak zahipnotyzowany. Na jego ustach widniał z lekka rozmarzony uśmieszek. Dojeżdżali już do hotelu. Paul nie miał ochoty jeszcze wysiadać, wspaniale czuł się mając Alice tak blisko siebie.

Alice Cullen

- Cóż ja na to poradzę panie Gordon - westchnęła z figlarnym wyrazem twarzy. Zapłaciła rykszarzowi i wyciągnęła Paula z pojazdu. Pociągnęła go za sobą do hotelu. na dworze zaczęło kropić.

//Hotel "Przyczajony Smok" [Alice pierwsza ]