Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna

Sala chorych
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 29, 30, 31
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> Centrum miasta / Szpital Rejonowy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:17, 29 Mar 2011    Temat postu:

/ Kuchnia / Dom Adama Knight'a / Obrzeża

Adam przeczuwał że dziś coś go rozdrażni i to na samym wstępie. Poranne słońce było jednak preludium do tego dnia, jakby ono zwiastowało kolejne może nie tragiczne, ale zapewne przykre w skutkach wydarzenia. Junior w przeciwieństwie do swojego ojca nie wykazywał żadnych niepokojących cech, był po prostu jak zwykle bezmyślnie radosny jakby wiedział że za kilka chwil spotka swoją rodzicielkę jakby figurujący w aktach 'ojciec' mu nie wystarczył. Adam pchnął drzwi które prowadziły na oddział chirurgii. Oddział na którym poznał już chyba wszystkich i prawie wszystkich do siebie zraził, albo było mu do tego dość blisko. Przełożył nosidełko w którym spoczywał niecierpliwiący się Junior z prawej dłoni do lewej by nie zawadzić nim w faceta idącego o kulach. Poprawił plecak zwisający z ramienia swobodnie, by nie spadł mu z niego. Czarnowłosy rzucił okiem w głąb korytarza i zobaczył ze pewna znajoma mu postać znika w drzwiach dyżurki, a te drzwi wcale się nie zamykają co znaczyło ze Ben za chwilę stamtąd się wydostanie, a Adam miał niejasne przeczucie że to co stanie się później będzie dotyczyło Mariki. Przyspieszył kroku i znalazł się pod salą na której leżała Hiszpanka. Przed wejściem spojrzał raz jeszcze w kierunku pokoju lekarzy i wykrzywił usta. Przeniósł wzrok na Marikę nawet nie zamykając drzwi bo wiedział że to bezsensowne - Zaraz wpadnie tutaj nasz ulubiony lekarz z kazaniem dla ciebie. - z tego co wiedział Benjamin nie był entuzjastą pomysłu na jaki wpadła kobieta, a na który Adam chcąc nie chcąc przystał - Mam nadzieję że nie będzie się upierał. Nie mam ochoty się denerwować. Słońce świeci. - dorzucił takim tonem jakby przepowiedziano koniec świata na jutrzejsze popołudnie. W zasadzie chodziło o to że Marika może wyjść bo pogoda jest ku temu odpowiednia. Odetchnął i rozluźnił się widząc uśmiechniętą twarz swej żony - Dzień dobry Mariko. - powiedział przypominając sobie o właściwej kolejności rozmowy. Odpiął paski ubezpieczające Juniora i uniósł go w górę patrząc raz na niego a raz na Hiszpankę - Kolejny ząb. Któryś z tyłu. - oświadczył podając dziecko kobiecie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Benjamin
Pół-wampir



Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 1625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:40, 29 Mar 2011    Temat postu:

/ Dom Dutton'a / Obrzeża

Benjamin jak to miał w zwyczaju dość żwawym krokiem przemierzył szpitalne schody w poważaniu mając windy. Wparował na chirurgię ostrożniej niż zwykle nie chcąc na nikogo wpaść, co tutaj mogłoby być niezbyt miłe, nawet bardzo nie miłe. Witając się po drodze ze wszystkimi z nieodzownym dla niego uśmiechem. Półwampir zerknął za zegarek i złapał w zęby brzeg kurtki pociągając przy tym w dół zamek błyskawiczny. Wiedział o której zaczynają się odwiedziny, a Adam nie miał w zwyczaju się spóźniać. Wszedł do dyżurki i rzucił swój plecak pod biurko łapiąc po drodze fartuch i włączając wodę na kawę. Narzucając na siebie biały materiał szedł prosto do sali na której leżała Marika. Westchnął w duchu widząc otwarte drzwi. Najwyraźniej się go spodziewano - Dzień dobry! - zawołał gdy tylko zobaczył małżeństwo. Kiedy zobaczył ich miny sposępniał na moment i powiedział zamykając za sobą drzwi - Tak, ja nadal jestem przeciw. - podszedł do łóżka i ujął łapkę Juniora w palce - Czołem młody. - przywitał się również z nim obdarzając dziecko promiennym uśmiechem. Stojąc tak, zgięty w pół spojrzał na Adama i zapytał próbując odwołać się do jego rozsądku - Nie uważasz że to trochę za wcześnie? - wyprostował się i wsunął dłonie do kieszeni patrząc z przyganą w oczach na parę przyjaciół - Nie wiem, naprawdę nie wiem co... - zaczął, nie wiedząc jak najlepiej zakończyć. Marika była odłączona od wszelakiej aparatury, więc Ben przyłożył dłoń do jej czoła by sprawdzić czy temperatura nie jest za wysoka. Odsunął kołdrę chcąc się upewnić czy z nogą wszystko w porządku. Pod gips zajrzeć nie mogła ale nie zauważył opuchlizny czy czegoś podobnego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:01, 29 Mar 2011    Temat postu:

Zbolała mina jej męża ją poniekąd rozbawiła tym bardziej gdy dodał słowa o słońcu i jeszcze bardziej się skrzywił, nie mogła go o to nie zapytać. - Nie lubisz słońca? - pokręciła głową bo to akurat jej się nie mieściło w jej łepetynce jak można go nie lubić. - Jest fajne, przyjemnie grzeje i opala. Lepsze to od prószącego śniegu. - Po stokroć wolała lato, wiosnę niż jesień i zimę, choć jesień jeszcze mogła znieść, ale całą zimę mogłaby przespać. Czuła, ze tego nie cierpi i już. - Tak? To świetnie bo mam do niego sprawę. - Nie powiedziała jaką. Bo działo musiała wytoczyć naraz i ani on, ani jej mąż nie mogli jej się sprzeciwić. W przeciwnym razie wypisze się na żądanie. - Jego kazania nie są dla mnie straszne. - przyłożyła dłoń do ust mówiąc ciszej i pochylając się w stronę męża. - Wiem, ze potrzebne, ale on się za dużo zamartwi. - Tego Marika nie lubiła. Czuła się już lepiej, co nie znaczyło, ze znakomicie, ale przecież to, że wyjdzie na jakiś czas przed szpital jej nie zabije. A może jej pomóc. Potrzebowała tego. - Ach, no i dzień dobry Adamie. - uśmiechnęła się zaś delikatnie spoglądając w stronę syna. Wzięła go na ręce sadzając koło siebie na łóżku. Ucałowała jego małą główkę i przyjrzała mu się z dokładnością. - Widzę, że pcha sobie piąstkę do buzi, przez co jeszcze bardziej się ślini. - Marika westchnęła cicho prosząc męża o zwykłą pieluchę tetrową. Czymś musiała otrzeć twarz dziecka. - A płacze? - Chodziło jej czy z tego powodu. Czasem dzieci płakały gdy im zęby wychodziły bo było to nieznośne dla nich, albo swędziały je dziąsła i łapały wszystko co da się przygryźć by ukoić swoją potrzebę. Przyjrzała się dziąsłom małego lekko unosząc kciukiem jego usta w górę. Wtedy do sali wszedł Ben od razu gderając na temat jej pomysłu. Westchnęła ciężko nie przenosząc nawet na niego wzroku. - Witaj Benjaminie. Również miło Cię widzieć. - Uśmiechnęła się, ale z pewną powściągliwością. - A Ty dalej swoje. To nie dobry pomysł. A co jest dobre? - zapytała i utkwiła w nim swoje stanowcze spojrzenie. - Nic mi się do cholery nie stanie. To chwila, przed szpital. No nie daj się Ben prosić, bo ja tutaj zwariuję. Z każdym dniem powiększa się moje wariactwo i za kilka dni wyląduje nie na chirurgii, a na psychiatrii. Nienawidzę szpitali. A mnie już po prostu skręca, od ciągłego leżenia. - Pozwoliła mu się obadać, byle tylko się zgodził na jej wyjście. - Będę ostrożna obiecuję. Nie zamierzam przecież skakać, prawda, Adam? - szukała poparcia u męża, bo samej jej ciężko było. Jeżeli Ben się upierał tak by ją tutaj zatrzymać, a chciała wyjść tylko przed budynek, co dopiero powie gdy spyta go o wyjście do domu. - Jest w sam raz. Ładna dziś pogoda, a ja chcę choć kilka chwil spędzić na świeżym powietrzu. Zacznie mi się pogarszać, jak tego nie zrobię. - trochę przesadzała, ale wszystko było dobre, byle tylko przystał na jej prośbę. - No i jest jeszcze coś, o czym musisz wiedzieć, a raczej się zgodzić, czy też dostosować.... - Zastanawiała się czy skończyć czy też nie. - Ale o tym możemy później porozmawiać. - Nie chciała wszystkiego na raz, a to mogło wywołać burzę, ale Marika była uparta i nie chciała ustąpić.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 19:42, 29 Mar 2011    Temat postu:

Czarnowłosy pokręcił przecząco głową i powiedział - Nie, nie lubię. Właśnie... - podjął wskazując dłonią na Marikę - Przyjemnie grzeje. Chyba nie pamiętasz jak potrafi nagrzać czarne ubrania. - zauważył zerkając sugestywnie na swoje ciuchy - I opala... - powtórzył w zamyśleniu - Chyba wolę być taki blady jak jestem. To ciekawie wygląda. - gdy Marika wyglądała na taką która nie za bardzo wiedziała o co chodzi wytłumaczył jej - Ty jesteś smagła i bez opalania, taką masz karnację, moja przy tobie wygląda wręcz chorobliwie i dlatego to jest ciekawe. - wytłumaczył jej swoje spojrzenie na sprawę a zrobił to aż nader zawile. Inaczej nie potrafił i jak zwykle wyszedł na lekkiego dziwaka. Uniósł brwi w górę bo entuzjazm Mariki, a bynajmniej to że ucieszyła się na wieści o Benjaminie jakoś jemu humoru nie poprawiało. Nie są straszne? Bo nie pamiętasz, takiego jednego... Wtedy oboje siedzieli cicho jak trusie i słuchali lekarza, dokładnie jak przystało na grzecznych pacjentów, co zabawne też miało to miejsce w szpitalu, tylko na innym oddziale - Jak tak dalej będzie się zamartwiał, to nam się w końcu zmartwi... I będzie pogrzeb. - dokończył złowieszczo popisując się doskonałym poczuciem czarnego humoru, nieodzownego dla mężczyzny. Adam wsunął nosidełko pod łóżko na którym sam teraz przysiadł i wyciągnął przed siebie nogi krzyżując je w kostkach. Czekał, a uprzejma rozmowa jaką prowadził z żoną była swoistą przykrywką dla zniecierpliwienia i oczekiwania - Wszystko gryzie. - mruknął pochylając się do plecaka i rzucając na łózko Mariki biały materiał - Wczoraj mi trochę popłakiwał. - powiedział przypominając sobie wczorajszy wieczór - Poszukałem tej maści, którą kiedyś mu zapisali. Chyba przeszło bo zasnął i spał do rana. Adam utkwił wzrok w podłodze zwyczajowo już nie witając się z lekarzem. Chyba to nikogo nie dziwiło. Skrzyżował ramiona na piersi oczekując na dalszy rozwój wypadków. Nie musiał się wtrącać, jego żona sama sobie radziła - Prawda. - przytaknął jej kiedy tego potrzebowała - Nawet bym ci nie pozwolił skakać. - zwrócił się bezpośrednio do Mariki uśmiechając krzywo. Wyprostował się z westchnięciem i spojrzał na Benjamina. Na pierwszy rzut oka było widać po czyjej jest stronie - Ben. Z mojego punktu widzenia... - zaczął od niechcenia - Wydaje się to być dość prostym. Marika nawet się nie zmęczy. Zjedziemy razem na dół, posiedzimy tam trochę i wrócimy, tak? - zapytał dobitnie - Jest ciepło, wiatr nie wieje. Nie będziemy tam przecież siedzieć godzinami. Ponad to, ty jako lekarz... - wspominał jakby troszkę zajadle - Powinieneś znać rzekomo zbawienny wpływ świeżego powietrza na organizm. Chyba że coś pomyliłem? - zapytał nie czekając na odpowiedź - Wychodzimy. - oświadczył zbierając się na równe nogi - I wracamy za pół godziny. Wypij coś, zjedź, zrób obchód... - wymienił obojętnie - Cokolwiek. Nami się nie przejmuj. - półwampir zacisnął dłonie na poręczy łóżka. W wywodzie Adama jak zwykle trudno było znaleźć coś do czego można byłoby się odwołać i znaleźć punkt zaczepiania dla siebie. Popatrzył na nich pełen niezdecydowania, myśląc co faktycznie będzie lepsze w tej sytuacji dla Mariki. Nie wypadało zaprzeczać czarnowłosemu i się ośmieszać. W takich momentach szczerze wątpił w swój autorytet, naprawdę wątpił. Znalazł sobie jednak deskę ratunku i zapytał - A jak się przeziębi? - nie przerwał nawet wtedy kiedy jego przyjaciel zmrużył oczy i otwarł usta by coś odpowiedzieć - Wiesz że w jej stanie jest to nie wskazane. Tym bardziej ze jest ogólnie... Osłabiona. - teraz już trochę wymyślał - I... Dużo ogólnie ostatnio przeszła, a to może być szkodliwe dla dzieci. - teraz to on skrzyżował ramiona na piersi, patrząc z zadowoleniem na oczy Adama, w których dostrzegł tak rzadko tam widziane zawahanie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:18, 29 Mar 2011    Temat postu:

- Jak można nie lubić słońca? - Nie mogła się powstrzymać. - Nie rozumiem tego. - No cóż najwidoczniej nie każdy musiał je lubić. Oceniając mężczyznę od stóp do głowy faktycznie można było rzec, ze jest strasznie blady jak jakiś anemik. - Raczej nie bardzo. - skrzywiła się delikatnie, ale zaraz szybko to ukryła. - Ciekawie? Wyglądać jak taki... Anemik? - To jedyne jej na myśl przychodziło. Wysłuchała jego dalszych słów nie wtrącając się aż do ostatniego słowa. W jej oczach napotkał niezrozumienie. - Faktycznie, bardzo ciekawe połączenie. Solara i biel. - Tak jej się to kojarzyło. Pokręciła głową na boki z westchnieniem. - Myślę, ze jednak trochę słońca by Ci nie zaszkodziło. Od tego się nie umiera. - ten temat nie zmierzał donikąd więc porzuciła go czym prędzej zajmując się czymś innym. Obtarła smukłe usteczka syna umazane własną śliną jak i jego drobne paluszki uważając na to by nie zrobić mu przypadkiem żadnej krzywdy. - Wiesz co? - zganiła go zaraz bo jego czarny humor wcale, a wcale jej się nie podobał, a żartować w tak głupi sposób nie wypadało tym bardziej, ze niedawno ona była blisko śmierci. - Ty to od razu zakładasz najgorsze. To tak samo jak byś powiedział o mnie. - zrobiła zacięty wyraz twarzy dłuższy czas się nie odzywając i swoje ukojenie szukając w synu. Czuła, ze od tego wszystkiego zaczyna ją boleć niezmiernie głowa. - To dobrze. Nie trzeba by się męczył niepotrzebnie. Lepiej go ukoić. - pogłaskała synka po policzku, a on próbował złapać jej palce w swoje malutkie rączki szukając sobie kolejnej zabawy. - Do póki mu zęby nie wyjdą czasem będzie nieznośny. - Tak się przynajmniej domyślała, ale oczywiście mogła się mylić, co do tego pewności mieć nie mogła. Lekkie zadowolenie odmalowało się na jej twarzy gdy mężczyzna zgodził się z nią. - Nawet nie dałabym rady tego zrobić. Za ciężko by w moim stanie takie rzeczy robić. - przecież to było oczywiste. Nie była żadnym himenem by regenerować się w mig i móc dalej iść bez żadnego szwanku. Nie przeszkadzała mężowi gdy jej bronił, bo to była prawda, przecież nic jej się nie mogło stać. I miała już dosyć tego całego boju o to czy może wyjść czy też nie. - To prawda. Przecież jest ładna pogoda. No bez przesady. Mam sobie zacząć rwać włosy z głowy żebyś się zgodził. - Była już prawie ucieszona, ze w końcu jakoś sprawa się rozwiąże, ale tylko się przeliczyła, a dalsze słowa Bena po prostu ją rozwścieczyły i miała ochotę syczeć na niego jak żmija. - Cholera jasna Ben przestań mnie traktować jak dziecko. - zawarczała,a jej oczy zwęziły się do niemożliwych granic. Jej ręce poczęły drgać, co próbowała ukryć zaciskając mocniej dłonie na rączkach małego, byle tylko na nią nie patrzeli, a kolejne słowa lekarza wprawiły ją w wielkie zakłopotanie. - Przecież wiem jaki jest mój stan, czuję się lepiej. - bo pomyślała, że chodzi mu o wypadek i o to jak się czuje, ale ostatnie jego słowa ścięły ją z 'nóg' - Jakie dzieci? - nic z tego nie rozumiała i patrząc raz to na Adama, a raz na Bena widziała jakąś tajemnicę między nimi co jej się cholernie nie podobało, a jeżeli nie podobało, to narastał w niej irracjonalny gniew. - Dowiem się?! Jakie dzieci? - zrobiła zaciętą minę i tylko głupiec kazałby się jej sprzeciwiać w tej chwili.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marika Knight dnia Wto 20:19, 29 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:57, 29 Mar 2011    Temat postu:

- Można. - stwierdził krótko - Każdy znajdzie sobie coś czego nie lubi. Nie trzeba nawet się naszukać. Tak. - przyznał twierdząc że bycie anemikiem mu jak najbardziej odpowiada - Jak mówiłem bladość ładnie kontrastuje, a ja lubię to co sprzeczne. Kiedyś zrozumiesz. - zakończył z pewnością. Kiedyś rozumiała i nie było to dla niej niczym dziwnym. Przynajmniej nigdy nie wyrażała takiej opinii głośno - Nie, ty nie chodzisz na solarium, chyba że wy wszystkie... - miał na myśli ogół obywatelek słonecznej Hiszpanii - Uczęszczacie regularnie na... To sztuczne opalanie. - strasznie mu się nie podobała ta 'solara i biel'. Różne określenia pod ich adresem słyszał, ale to akurat wybitnie nie przypadło mu do gustu - Tak, ja nie umrę, a ty za to wyzdrowiejesz. Przestań i tak mnie nie przekonasz. - powiedział kończąc na tym definitywnie temat odnoszący się do jego, słońca i anemii. Adam spojrzał na Marikę z wyrzutem i odparł - Różnym osobom mógłbym naprawdę życzyć śmierci. Ale ani ty, ani Benjamin nie znajdujecie się na tej liście. Do tego chyba się teraz nie przyzwyczaisz, prawda? Tylko jak zrobiłaś to wcześniej, myślę że nawet to lubiłaś... Więc co ci stoi na przeszkodzie? Szczerość? Nie musiała tłumaczyć Adamowi co zrobić by jego syn czuł się lepiej. Mężczyzna odchylił głowę w tył z nikłym zainteresowaniem słuchając rozmowy jaka wywiązała się między Benjaminem a Mariką. On już powiedział swoje, a przynajmniej mu się zdawało ze wystarczy. Jednak nie. Adam spojrzał na Benjamina i zmrużył oczy. Nie lubił kiedy ktoś mu się przeciwstawiał, bardzo nie lubił. Nim przystąpił do ponownego przetłumaczenia swoich racji spojrzał z góry na Marikę i powiedział cierpko - Nie dawaj mu broni do ręki. Za chwilę jest gotów stwierdzić że jesteś niepoczytalna. - według niego niepotrzebnie się denerwowała, a ponoć to on był w gorącej wodzie kąpany. Benjamin pokręcił głową i sapnął - Wymyślasz Adam, teraz to już wymyślasz. Nie powiedziałbym tak. - przyznał i spojrzał przepraszająco na Marikę. Przymknął powieki kiedy został zrugany. Pomyśleć że chciałem usłyszeć, 'dzięki Ben za to że troszczysz się o mnie'. Adam przewędrował wzrokiem od lekarza do Mariki, a z każdym centymetrem jego spojrzenie traciło na uporze i zaciętości. Przygryzł nieznacznie policzek i odpowiedział - Nie. To niczego nie zmienia. A jeśli już to chyba lepiej, prawda Benjaminie? - zapytał nagle i znów spojrzał na mężczyznę - Korzystnie wręcz. - po chwili, w której obaj stoczyli niemą wojnę Adam uprzytomnił sobie że jego żona nie ma pojęcia o czym toczyła się dyskusja a w znacznym stopniu, jeśli nie w całości dotyczyła nikogo innego jak jej - Nie denerwuj się Mariko... - zaczął Ben spoglądając na Adama, który jeszcze m nie przerwał. Połwampir skorzystał z tego skwapliwie - Naprawdę... - zamachał lekko dłońmi - Nie masz ku temu powodów, wręcz przeciwnie, powinnaś się cieszyć. Masz teraz Adama i w ogóle, a nie tak jak... - odchrząknął napotykając ostrzegawcze spojrzenie niebieskich oczu. Nie dokończył tylko uśmiechnął się do kobiety jak najbardziej szczerze. Wyższy z mężczyzn po chwili milczenia powiedział powoli i wyraźnie by nie było mowy o pomyłce - Jesteś w ciąży Mariko. - lekarz uniósł lekko palce i dodał jakby nie mógł się powstrzymać - Bliźniaczej. - gdyby ktoś spojrzał na to z boku mógłby uznać ze cała ta sytuacja jest pomylona. Mamy oto dwóch mężczyzn jak się zdaje doskonale poinformowanych o stanie kobiety. Trudno byłoby zgadnąć który z nich jest ojcem. Ten który sprawia wrażenie jakby kamień spadł mu z serca, czy ten który czeka w powściągliwym milczeniu na to co powie główna zainteresowana czyli zdziwiona kobieta.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:32, 29 Mar 2011    Temat postu:

- Tak, zapewne. Kiedyś zrozumiem może wiele rzeczy. - To kiedyś oznaczało jak odzyska pamięć. Kiedy to miało być? Oj tego nie wiedział nikt. Zrobiła kpiącą minę. - A wyglądam jak bym chodziła na solarium? - uniosła wyżej brwi przypatrując mu się w chwilowym milczeniu. - Raczej w to szczerze wątpię. Użyłam tak bardzo głupiego określenia, to tyle. - To odpowiadało za wszystko. Nie trzeba było tego więcej tłumaczyć. - Nawet nie zamierzam. Twoja decyzja. - wzruszyła ramionami. Nie było sensu toczyć wojny z wiatrakami. Jeżeli ktoś nie chciał nie można było go do tego zmusić. A ona już na pewno nie zamierzała. - Nie powiedziałam niczego takiego Adamie. Stwierdziłam, że zakładasz najgorsze. Nie miało to nic wspólnego z życzeniem tego komukolwiek. - Czuła, ze ta rozmowa zmierza w niewłaściwym kierunku, a dodatkowe nerwy nie były nikomu potrzebne. - Nie daję. Niczego, nikomu nie daje. Niech sobie twierdzi co chce. Nie jest Bogiem. - chciała by ten dzień był fajny, ale zaczynał być całkowicie do bani, a Marika miała ochotę zapaść się pod ziemię i nie wychylać stamtąd głowy przez najbliższe sto lat. To było jednak jej jedynie pobożne życzenie. Chciała całkowicie się wyłączyć z tej rozmowy, ale coś jej nie pozwoliło. Zamrugała kilkakrotnie powiekami obserwując mężczyzn, którzy toczyli między sobą walkę jak by jej tam wcale nie było, a najgorsze było to, ze wszystko dotyczyło się jej osoby. I to ją denerwowało. Zachowywali się tak jak by na tej sali byli sami. Jakieś nieme miny, znaki. A ona wciąż nie otrzymała odpowiedzi i co raz to bardziej się niecierpliwiła. - Przestańcie, bo nie mogę tego słuchać. - odezwała się w końcu jak by oprzytomniała. Uspokajanie Bena zdało się na nic. Chyba nikt nie był w stanie jej uspokoić. Nadal nic nie rozumiała z tego co mówił Ben. Zamrugała skonsternowana. - Ben o czym Ty mówisz? Czyś Ty się dziś czegoś najadł? - skrzywiła się, a jej usta wygięły się w małą podkówkę. Po kolejnych słowach poczuła się jak by dostała mocno w twarz. - W ciąży? Bliźniaczej? - powiedziała to z taką boleścią jak by komuś się rozrywało serce. Opadła bezwiednie na poduszkę. Przymknęła powieki nie otwierając ich dobrą chwilę. W ust wydała dziwny dźwięk jak by właśnie uszło z niej całe życie. W głowie zaczęło jej się kręcić. Z jej twarzy odpłynęła wszelka krew i zrobiła się blada jak kreda. Dłuższą chwilę się nie ruszała i wyglądała jak by albo straciła przytomność, albo nie była obecna w tej sali. Chyba jeszcze nikt z nich nigdy nie widział u niej tak bardzo zbolałej miny, tak zranionej i tak zawiedzionej. I nie chodziło o to, że była w ciąży. To powinno ją cieszyć i cieszyło, ale o fakt tego, ze ukryli to przed nią. Kiedy otworzyła oczy patrząc na nich jej wzrok był nieprzenikniony, ale te oczy. Czarniejsze niż sama noc. Migotały zdradliwie. Kiedyś gdy wpadała w furię miały podobny odcień, ale nigdy taki jak teraz. Oczy zwęziły się w dwie szparki. Czuła jak by wszystko działo się w zwolnionym tempie. - Wy.... - Nie dokończyła. Nie chciała ich obrażać, a to zapewne by zrobiła. Jej serce jeżeli było możliwe pękło na pół. Czuła się tak cholernie zraniona. Jej usta wolno wypowiadały słowa, ale nie czułą, ze mówi, nie czuła niczego. - I jak długo jeszcze zamierzaliście to przede mną ukrywać? - w jej głosie nie było słychać żadnej radości, a sam wyrzut. Zdradę. - Aż sama zauważę. I błagam was nie pieprzcie mi tutaj, ze to ze względu na mój stan zdrowia, bo właśnie dla niego powinnam od razu o tym wiedzieć. - jej słowa były przesiąknięte jadem. - Mam się oszczędzać? I kto to mówi? Para kłamców, którym tak strasznie zawierzyłam. - zawrzało w niej. - Byliście jedynymi osobami, którym tak strasznie zaufałam, a wy po prostu mnie oszukaliście. Boże, jak ja się na was zawiodłam. - Te słowa chyba najbardziej raniły. Przyznawała się przed nimi, ze im ufa, wręcz bezgranicznie, a raczej ufała co było jednoznaczne z tym, że przestała. Była bliska płaczu. Nie rozpłakała się jednak. Nie da im tej satysfakcji. Zrobiła się tak bardzo niedostępna. - Cieszę się, ze jestem w ciąży, ale to co zrobiliście wy to przekracza wszelkie normy. - Nie była spokojna. Była tak napędzona i nabuzowana, że nikt nie mógł jej powstrzymać. Przeszła jej ochota na wyjście przed szpital, zapragnęła jeszcze bardziej czegoś innego. - Wychodzę. I to w tej chwili. Chcę wyjść z szpitala na własne żądanie. I nie interesuje mnie wasze zdanie. Zmawiajcie się dalej. Jeżeli ktoś się na to nie zgodzi, ucieknę. Nie wiem jak, ale ucieknę. - Zachowywała się jak wariatka. Nawet więcej niż wariatka. Zrobiło jej się tak niedobrze, że całe wnętrzności podeszły jej do gardła. Nerwowo przełykała ślinę. Ciężko oddychając znów przymknęła powieki, bo robiło jej się słabo na samą myśl tego wszystkiego. Jeżeli ktoś był mistrzem w dziwnym reagowaniu na takie nowiny to oczywiście Marika. Nie chciała słuchać żadnych tłumaczeń, które uważała za kłamliwe. Pierwszy, podstawowy i niewybaczalny błąd zatajenie tak istotnej prawdy. Musiała ochłonąć, bo miała wrażenie, ze zaraz eksploduje.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:20, 29 Mar 2011    Temat postu:

Wiedział. Adam wiedział ze ten dzień nie będzie piękny jakby się zapowiadał. Nigdy pod tym względem się nie mylił. Stąpał od jakiś dwóch tygodni po cienkiej linie, a ani się obejrzał linka pękła z trzaskiem. Żeby chociaż z jego winy. Nie, tym razem wina była rozbita na części. Jak zawsze skutki były większe niż zakładał. Nie miał pojęcia dlaczego jeszcze się nie nauczył i zapominał o tym że Marika czasami jest osobą dość porywczą i impulsywną. Dlaczego zapominał że jej reakcje często nie mają zbyt wiele ze zdrowym rozsądkiem, który czasem dla niego, kiedy już sam ochłonął i przestał się ciskać, był religią. Miał ochotę kogoś ciężko uderzyć. Ta osoba stała za nim i próbowała uspokoić zdenerwowaną kobietę. Adam w tym czasie usiadł ponownie na łóżku i utkwił wzrok w Juniorze mając nadzieję że krzyki Mariki i małego nie doprowadzą do histerii. Poczekał. Benjamin w tym czasie raz po raz otwierał usta próbując przerwać Marice. Na salę zajrzała zaniepokojona pielęgniarka, ale Ben odprawił ją machnięciem dłoni - Co my? My wcale, nic... My nic złego Mariko, tak po prostu... - urywał co chwila nie chcąc się z nią przekrzykiwać. Adam patrzył na produkującego się lekarza znudzonym wzrokiem. Półwapmpir przyłożył palec do ust i jęknął - Błagam cię Mariko, to jest szpital i tutaj są też inni chorzy. Spokój, potrzebują go... Ciszej, proszę. - próbował z nią na różne sposoby - My nic nie ukrywaliśmy, serio... Prawda, Adam? - zapytał z naciskiem a czarnowłosy przytaknął - No, widzisz. - zaczął znów Ben wskazując na Adama - Nic nie ukrywaliśmy, po prostu tak wyszło, że... Przecież nie robilibyśmy z tego żadnej tajemnicy, wierz nam. - poprosił przykładając dłonie do klatki piersiowej i pochylając się nieznacznie w kierunku kobiety - Przecież nikt cię nie oszukał Mariko. - podjął jękliwym tonem - Nie złożyło się i tyle, nie myślałem ze będziesz chciała tak szybko, wyjść na dwór, a to tylko z troski... - urwał a oczy zrobiły mu się wielkie jak spodeczki - No nie! Adam! Powiedź jej coś! - zwrócił się bezpośrednio do milczącego cały czas mężczyzny - To twoja żona, nie może się ot tak sobie wypisać. Ja się nie zgadzam. - czarnowłosy do tej pory dobrze przypominający skałę ruszył się trochę - Mariko... Nie krzycz. Wystraszysz Juniora. Benjaminie... Wyjdź. - lekarz spojrzał na niego w taki sposób jakby to on teraz zdradził jego zaufanie - Adam... - Knight pokręcił przecząco głową - Wyjdź. - rzucił krótko - Sądzę że moja żona zadowoli się jednym kłamcą, dwóch to już przesada. - stwierdził cierpko wskazując spokojnym i wyważonym gestem dłoni drzwi. Ben obrzucił go rozzłoszczonym spojrzeniem i zerknął na Marikę. Pokręcił głową a wychodząc mruczał coś o tym że umywa ręce. Adam spojrzał na okno podchodząc do niego wyprostowany i spięty. Postał przy nim chwilę dając swej żonie czas potrzebny na ochłonięcie - Nie uciekniesz. Nie jesteś głupia. - zaczął spokojnie oglądając szpitalny parking - Wiesz dobrze dlaczego nie możesz tego zrobić. Nie masz dokąd. Nie wiesz gdzie mieszkasz. Nie masz niczego. - oświadczył - Nie jesteś w stanie. - dodał i obejrzał się by wskazać ruchem brody na gips jak miała na nodze. Spojrzał znów na okno szukając wzrokiem swojego samochodu. Słońce przez szybę grzało niemiłosiernie. Adam zmrużył oczy i przekrzywił głowę - Ben nie jest kłamcą i na niego nie masz powodów być wściekłą. Możesz wściekać się na mnie. Nie ukrywam... - mruknął parskając śmiechem - To dla mnie nie nowość. Nazwanie kłamcą to też chleb powszedni. - odwrócił się i przeszedł przez salę w równym rytmie długich kroków nie patrząc na kobietę - Nikt przed tobą niczego nie ukrywał. Ja nie dowiedziałem się o tym od ciebie. Przeżyłem bez większych nerwów. Dowiedziałem się od brata, a pierwszym któremu wyjawiłaś tą radosną nowinę był ten którego niedawno wyrzuciłem za drzwi. - wyjaśnił wpatrzony w jasną ścianę - Nikt przed tobą niczego nie ukrywał. - powtórzył patrząc na wściekłą kobietę z drugiego końca sali - Bądź więc tak miłą i się uspokój. Takie zachowanie nie sprawi że wypiszą cię szybciej. - stwierdził wiedząc że ma absolutną rację - Jedynie zaszkodzi. Jeśli nie tobie, to naszym dzieciom i tak dalej. - podszedł do jej łózka i wsparł ramiona na jego oparciu splatając przed sobą dłonie. Czarne włosy zwisały swobodnie, a Adam wyglądał na uprzejmie spokojnego, co powinno napawać jeszcze większym niepokojem niż rzekome kłamstwo które mu zarzucono - Rozumiesz?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:12, 29 Mar 2011    Temat postu:

Nie chciała ich słuchać. Po prostu nie miała dłużej ochoty słuchać żadnego z nich, a musiała, bo żaden nie zamierzał popuścić. To przeradzało się w jakąś paranoję. Mogli mówić sobie wszystko co chcieli, Marika miała swoje zdanie, którego nie zamierzała zmienić. Chyba bardzo słabo w nią wierzyli. A to było wielkim błędem. Była wzburzona, a Marikę wzburzoną ciężko było od czegokolwiek powstrzymać. Zmrużyła gniewnie oczy ruchem ręki nakazując Benowi by milczał. - Zamilcz. Jak boga kocham Ben zamilcz. Ten jeden raz pragnę byś nic już więcej nie mówił. - Ale nie jak facet się nakręcił, to nie było przebacz. - Mam głęboko gdzieś innych. - odpowiedziała mu cierpkim tonem głosu. - Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej. - Za nic w świecie nie dawała się przekonać. Zniżyła ton co było wielkim sukcesem, o ile w ogóle o takim można było mówić. Dała sobie chwilę na odetchnięcie. I uspokojenie się, ale jej krew tak buzowała, ze ciężko było, a później pomyślała o czymś i zrobiła się dużo spokojniejsza. Jeżeli była w ciąży to na pewno nie wpływało dobrze na jej dzieci. Jednak jej ton głosu nie zmienił się. Był ostry i nie dało się go słuchać. - Oczywiście z troski. I z czego jeszcze? Leżę tutaj ponad dwa tygodnie. Widujemy się dzień na dzień i przez te dwa tygodnie nie złożyło się? Te bajki wciskaj dzieciom Ben. - odetchnęła głębiej ze zmarszczonym czołem wpatrując się w szybę gdzie świeciło słońce. Przestało ją pociągać, a teraz nawet jej zawadzało i uważała, ze jest głupie. Gdyby mogła zaciągnęła by w całym pokoju wszelkie rolety by zrobiło się ciemno. - Mogę i zrobię to! - dodała podwyższonym tonem głosu. Zapomniała, o tym, ze miała tego nie robić. Sapnęła cicho, a na Adama spojrzała jadowitym wzrokiem gdy kazał jej nie krzyczeć. - Nie rozkazuj mi. - wysyczała przez zaciśnięte zęby. Utkwiła wzrok w synu. Przymknęła powieki, a po chwili gdy je otworzyła lekko migotały. Nie obejrzała się nawet na chwilę za wychodzącym lekarzem. Kiedy zostali sami w pokoju panowała w nim nienaturalna cisza. Marii nie chciała się odzywać, a Adam najwyraźniej też się do tego nie kwapił. Ciężko jej się oddychało czując jak by w pokoju panowała gęsta mgła przesiąknięta złem . - Tak? Żebyś się nie zdziwił. - Nie on jej będzie mówił jaka jest i co ma robić. Zacisnęła usta w wąską linię i zazgrzytała zębami. Ach więc z tym też kłamałeś? Co jeszcze chcesz powiedzieć? Zamilcz! - Więc czemu nie powiedziała tego na głos? Bo było to bezsensowne? - Na prawdę? Och jakże miło się tego dowiedzieć. Przypomnę Ci mój drogi, kłamliwy współmałżonku, że jeszcze tydzień temu twierdziłeś, że mam dom, mam gdzie mieszkać, a teraz twierdzisz, ze nie mam nic i nie mam dokąd pójść? Kolejne kłamstwo padające z Twoich ust? Niezbyt dobrze to o Tobie świadczy. - nie chciała na niego patrzeć. I czego jeszcze się dowie? Chciała by ten cholerny dzień się skończył, a to dopiero był początek. Gdzie podział się ten jej uśmiech z rana? Przepadł gdzieś bezpowrotnie. - Nie dam? Nie każ mi udowadniać Tobie w jakim to jesteś błędzie. Nie istnieje dla mnie słowo, nie dam rady. - dodała z goryczą w głosie, a coś w jej wzroku mówiło by nie wystawiać ją na próbę, bo zdolna była to zrobić. I mogła wyjść na głupią. Mało ją to obchodziło. Za nic miała jego słowa. I będzie się wściekać na kogo zechce. Przybrała spokojny, acz szyderczy ton głosu. - Przestań go bronic, bo oboje siedzicie w tym bagnie po uszy i nie chce mi się słuchać waszych bezsensownych tłumaczeń. Oboje jesteście winni, on jako lekarz, ze mnie o tym nie uświadomił choć powinien, a Ty jako mój cholerny mąż wiedząc o tym. Możesz mówić co chcesz, nie wierzę i nie będę się powtarzać kolejny raz. Nie będę spokojna. Bo nie jestem osobą spokojną. Nie jesteś mną i błagam Cię nie mów mi co mam robić. - to była ostatnia prośba jaką mógł usłyszeć z jej ust. Miała ochotę walić głową w ścianę. Szlag ją tutaj trafiał dosłownie. Wnerwiał ją ten jego spokojny ton głosu jak by się nic nie stało. Aż wrzało od niej. Rzuciła z obojętnym chłodem w jego stronę. - Nie, nie rozumiem. Niczego nie rozumiem. - I nie chciała rozumieć. Była tak strasznie uparta jak tylko upartym można było być. - Wyjdę stąd. I to jeszcze dziś. Czy to się wam do cholery jasnej podoba czy nie, wyjdę stąd. Choćby i prosto na ulicę, skoro nie mam dokąd pójść, ale nie zostanę tutaj dłużej. - To była jej ostateczna decyzja. Taką już podjęła. Może i traciła poczucie racjonalnego myślenia, ale jeżeli chociaż raz powzięła decyzję nie zamierzała jej zmienić. - I lepiej Ty to zrozum. - zakończyła już spokojnym głosem, będąc w pełni opanowaną.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marika Knight dnia Wto 23:19, 29 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:16, 30 Mar 2011    Temat postu:

- Daleko mi do rozkazywania. - wyjaśnił czarnowłosy nadal tym samym irytująco spokojnym tonem. Patrzył na wybuch złości swej żony jak na średnio interesujący program telewizyjny. Zgarbił się by zaczesać włosy za jedno ucho słuchając dalej wywnętrznień, które wyrzucała z siebie tak zajadle - Nie sądzę by coś było mnie jeszcze w stanie zdziwić. - zauważył kierując te słowa raczej do siebie a nie do Mariki. Adam westchnął i zapytał - Skończyłaś? Świetnie. Po pierwsze moja droga prawdomówna współmałżonko, wtedy nie kłamałem. Bo owszem, prawdą jest że masz dom. Odpowiedź sobie jednak na podstawowe pytanie. Gdzie jest ten dom? Na obrzeżach? W porządku. A który dom jest mój? Jakiś biały? W porządku. A który konkretnie? - zapytał i zamilkł na moment by Marika zrozumiała jego tok rozumowania - Mariko, ja nie kłamałem, ale przyznaj przed samą czy ty naprawdę wiesz gdzie miałabyś pójść? - zakończył przyglądając się kobiecie z wyczekiwaniem. Uśmiechnął się słabo i zakpił z niej - Oczywiście że nie dasz rady. Jeśli nie ze strony fizycznej, to psychicznej. Kogo znasz? Powiedź mi i wymień osoby które tak naprawdę znasz. - w jego rozrachunku można je było policzyć na palcach jednej dłoni - I co? Obawiam się że wszystkie są przeciwne twoim wybrykom i raczej nie dopuszczą do tego by takowe miały miejsce. - wycedził wiedząc że teraz Marika już nie wiele mogła wynaleźć na swoją obronę. Wyprostował się i przeciągnął, po chwili znów wspierając się o łóżko, by uwięzić Marikę w swoim spojrzeniu - To nie jest żadne bagno. - odpowiedział przeciągając samogłoski i drapiąc się po policzku. Wyciągnął z kieszeni okulary i zaczął je obracać w palcach by zająć czymś dłonie - Nie musisz mi wierzyć. - powiedział obojętnie oglądając uważnie ciemne szybki. Ustawił je pod światło by obejrzeć je dokładniej - Jednak, naprawdę byłbym wdzięczny gdybyś się uspokoiła. W końcu jeśli mamy pamiętać nie szkodzisz już tylko sobie. - mruknął kiedy poddał już dokładnym oględzinom okulary. Obrócił je znów w palcach i przetarł oprawki - Nie, nie będę ci mówił co masz robić., jesteś dorosła. - dodał z cieniem uśmiechu na ustach - Powiedziałem ci tylko co się stanie kiedy faktycznie postąpisz tak heroicznie jak zapowiadasz i wyjdziesz. A przyznasz że perspektywa chyba nie jest zbyt powalająca, tak? Och rozumiem, rozumiem... - rzucił i machnął lekko dłonią chyba totalnie ignorując te jest straszliwe groźby - To mamy już sobie iść, czy...? - wskazał na małego Adama i rozłożył dłonie w geście niewiedzy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:53, 31 Mar 2011    Temat postu:

- Mam taką nadzieję, bo nie pozwolę sobie na to by ktokolwiek mi rozkazywał, czy jesteś tą osobą Ty czy ktokolwiek inny. Ewentualnie... - zaznaczyła od razu już na prawdę dużo spokojniejszym tonem. - Można mnie o coś poprosić i ja tą prośbę mogę spełnić, ale nie rozkaz. - zamachała palcem na wyciągnięcie ręki jak by w zasadzie odganiała się od muchy. Tak samo jak szybko potrafiła wybuchnąć tak też szybko potrafiła się uspokoić faktycznie mając na uwadze nie tylko swoje dobro, ale też dobro jej czy też ich nie narodzonych dzieci, a na pewno nie chciała doprowadzić się do stanu w którym nie dało by się ich uratować bo tego by nie przebolała. - Tak, domyślam się. Wydaje mi się, ze jesteś człowiekiem, którego w zasadzie nic nie rusza. - wzruszyła ramionami nie mówiąc tego złośliwie, a raczej z pewnej obserwacji, choć wiadomo mogła się mylić. - Owszem skończyłam. - Ciągnięcie tego tematu nie miało zbyt wielkiego sensu. Każdy z nich stawał przeciwko niej. I nie zamierzała się temu sprzeciwiać. Mieli do tego pełne prawo. Ona mogła jedynie się bronić. Co też robiła, ale już na dużo łagodniejszy sposób. - Jestem prawdomówna, bo nie mam powodów do kłamania, poza tym moja niepamięć mi na to nie pozwala, więc akurat nie mam powodu by nie mówić pełnej prawdy. - To akurat była taka mała aluzja, ale to było mało ważne w tej chwili. - Nie mam pojęcia. - odwróciła od niego wzrok zamyślając się nad czymś i w zasadzie to słabo go słuchając. Po głowie krążyły jej inne myśli. Ocknęła spoglądając na niego ukradkiem. - Żaden. Żaden nie jest mój. Jak sam przed chwilą zaznaczyłeś, 'Twój'. A to duża różnica, między 'nasz'. Więc tak jak mówiliśmy na początku niech będzie, że nie mam domu. - dosłownie było jej to obojętne. Czy będzie miała się gdzie podziać, czy też nie. Gniła w tym szpitalu bezsensownie. - Nie. Nie mam dokąd pójść. Oczywiście, nie mam przyjaciół, nie mam nikogo znajomego, nie mam gdzie iść. - A to co jej chodziło po głowie, lepiej żeby w niej jedynie pozostało nie wychodząc na światło dzienne. - Wybrykom? - uśmiechnęła się przesłodzenie. - Ty to nazywasz wybrykiem? - roześmiała się odchylając głowę w tył, a junior spojrzał na nią z zaciekawieniem. - Niech będzie, są to moje wybryki. - Przyznała mu rację, ale nie obyło się bez kpiny w jej głosie. Chciała mu powiedzieć, że choć on jeden mógł stanąć po jej stronie i wynegocjować z Benem by ją zabrał do tego czegoś, co jeszcze niedawno w myślach uważała za dom, ale rozmyśliła się. Nie będzie się go o nic prosić. Na pewno nie po jego słowach. Niech się tym domem wypcha. - Wiesz, nie musisz mi w kółko o tym przypominać. Przyjęłam to do wiadomości. Jestem w ciąży. I nerwy mi nie służą. Tak stara śpiewka. - westchnęła zapatrując się na swoje wyblakłe paznokcie, z którymi dawno już nic nie robiła, a przydała by im się jakaś pielęgnacja dla odnowienia. - Jestem spokojna, nie widać? - Nie mógł jej niczego zarzucić bo ani razu nie uniosła głosu. I była opanowana. Starała się z nim normalnie rozmawiać, ale sposób jego zachowania ją od niego odpychał. Po prostu miała mu ochotę przywalić w twarz tak by się opamiętał. - Dorosła, tak z umysłem dziecka. - Bo raczej z tym jej się to kojarzyło. Z nową nauką wszystkiego. Nie rozwijała tematu bo to nie było potrzebne. - Co się stanie? Bo chyba coś przeoczyłam. - zmrużyła delikatnie oczy. - Że nie będę miała dokąd pójść? Ale mi nowość. Uświadomiłeś mnie o tym bardzo dobitnie i pokazałeś gdzie jest moje prawdziwe miejsce. I kim jestem. Faktycznie moje wyjście stąd niezbyt wiele by zmieniło. Zostanę. Nie dla Ciebie, i nie dla waszej chorej satysfakcji. Bo jak sam powiedziałeś nie mam dokąd się udać, a już sama nie jestem. - odpowiedziała mu z niejaką obrazą w głosie. - Idź. Nie trzymam Cię przy sobie jak Ci tak źle, ale on zostaje. - wskazała podbródkiem na syna. - A przynajmniej do wieczora. Wcześniej Ci go nie oddam. - I by zapobiec jego czepialstwu, na pewno nie traktowała syna jak zabawkę czy kartę przetargową, po prostu chciała się nim choć trochę dłużej zająć jak normalna matka. Utkwiła swoje spojrzenie w twarzyczce syna nie chcąc patrzeć na męża. Nie w tej chwili.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marika Knight dnia Czw 15:57, 31 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:53, 31 Mar 2011    Temat postu:

Jaka szkoda że nie pamiętasz, szalenie mi szkoda Mariko. Kiedyś nie narzekałaś za bardzo kiedy... Adam westchnął i wyprostował się odchodząc od jej łóżka. Tak chyba było lepiej. Im dalej był od Mariki tym bezpieczniej dla niej, bo Adam powoli dochodził do pewnej, cienkiej granicy, której nie za bardzo miał ochotę przekraczać. Szkoda, bo każda moja prośba czy też... Groźba, zawsze wychodziła ci na dobre i mimo że buntowałaś się na początku tak jak teraz to później chyba nie narzekałaś jakoś szczególnie. - Tak. - przyznał z nutką ironii w głosie - Poczekam aż łaskawie się zdecydujesz. Co mi szkodzi. - wsparł dłonie na parapecie znów obserwując sytuację za oknem. Jakiś samochód zaparkował dość krzywo by się poprawić i podejść do manewru raz jeszcze. Mężczyzna który z niego wysiadł jednak chyba nie zamierzał tego robić, bo wysiadł i poszedł w kierunku drzwi głównych szpitala - Nie... Masz rację, jeśli nie chcę to nic nie jest w stanie mnie ruszyć. I lepiej nie chciej się przekonać jak to jest. Poza tym dość zszargałem sobie ostatnio nerwy. - mężczyzna stojący przy oknie sprawiał wrażenie takiego który ma ochotę spalić się żywcem. Słońce grzało niemiłosiernie przez szybę. Adam obrócił w pewnym momencie głowę i spojrzał na kobietę unosząc lekko brew - Co? Obawiam się że tym razem, po raz kolejny już raz, nie zrozumieliśmy się dokładnie moja droga. - dodał na końcu starając się na nią nie warknąć, bo nie miał ochoty wszczynać kolejnej podjazdowej wojenki - Wydawało mi się dość jasnym że mówię to z twojej perspektywy stąd taka a nie inna forma. - wyjaśnił znów zwracając wzrok w stronę świata za szybą - Nigdy bym cię nie wyrzucił z domu, ani tym bardziej nie odmówiłbym ci powrotu do niego. - dodał by rozwiać wszelkie wątpliwości które jeszcze mogły gdzieś się plątać po móżdżku Mariki. Pewnie nie wiele się mylił - Nie powiedziałem też że nie masz przyjaciół. Chciałem jedynie zwrócić ci uwagę na to że każdy kogo znasz ma na uwadze woje dobro, a jeśli Ben jest za tym żebyś jeszcze trochę została to ja mu wierzę. Chyba że naprawdę już więcej nie wytrzymasz, wtedy z nim pogadam. - chyba jeszcze nigdy nie był w kontaktach ze swoją żoną tak dyplomatyczny jak teraz. Nigdy chyba nie dawał jej aż takiej swobody wyboru i nigdy nie dostosowywał się do jej zachcianek tak jak teraz. Obrócił się i wsparł tyłkiem o parapet czując jak ciepło przyjemnie rozluźnia mięśnie pleców - Owszem. Wybryki brzmią lepiej niż głupota. - mruknął kpiąco uśmiechając się przy tym delikatnie jakby żartował z niej uprzejmie, co też chyba w zasadzie robił - Stara, ale prawdziwa. - powiedział skubiąc skórki przy paznokciach - Urodziłaś Juniora przedwcześnie bo się zdenerwowałaś. Nie chciałbym tego powtarzać. - dodał ostrzegawczo i zerknął na Marikę chcąc być pewnym że go słucha - Jesteś, nic mi teraz do tego. - przyznał ugodowo i splótł palce by strzelić nimi po kolei - Tego nie powiedziałem. - zaprzeczył kiedy umniejszyła się do zwykłego dziecka. To twoje zdanie, możesz w nim sobie błędnie tkwić jeśli dusza pragnie. Adam westchnął i spojrzał na Marikę a oczy mu nagle pociemniały - Przestań! To nie jest nasza chora satysfakcja! - warknął zaciskając dłonie na brzegu parapetu i wychylając się nieznacznie w przód - Tak sobie możesz tłumaczyć naszą troskę o ciebie. Jeśli chcesz to sobie tego nie doceniaj. Twój problem. - Adam urwał nagle jakby mu czegoś zabrakło. Spojrzał na Juniora, kiedy Marika oświadczyła że on zostaje z nią do końca tego dnia. Życzę powodzenia. Na pewno za nim nadążysz...Gwarantuję ci że nie będzie grzecznie siedział cały dzień. Powściągnął kąśliwe słowa cisnące mu się na język i przymknął na moment powieki - Nie jest przedmiotem byś miała mi go zabierać, albo oddawać. - zauważył tego akurat nie mogąc sobie odmówić. Przetarł dłonią czoło a później całą twarz - Chodź, wyjdźmy przed ten szpital. - zaproponował obojętnie, nie mając ochoty zostawiać ani Mariki, ani Juniora - Nie musimy rozmawiać, ale... Chyba nie powinno nam to przeszkodzić w tym byś chwilę odetchnęła innym powietrzem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:10, 31 Mar 2011    Temat postu:

- Na co? - Bo nie zrozumiała wcale, a wcale o co jemu też mogło chodzić. Zaczynało jej to ciążyć. Ta cała rozmowa. Te ich słowne przepychanki. To zabrnęło za daleko, a Marika na prawdę nie chciała się więcej kłócić biorąc pod uwagę to, że sama nawet tą kłótnię wszczęła. Kiedy Adam stał do niej plecami poczęła mu się przyglądać raz po raz na niego spoglądając. Westchnęła w końcu cicho opuszczając głowę. Na prawdę chyba zaczynała po prostu wariować. Choć przychodziły do niej różne osoby, to czuła się trochę samotna. Bo tak w zasadzie sama nie mogła być pewna czy ktokolwiek z nich próbował ją zrozumieć. Nie mogła dostrzec tego samego co Adam, bo była przykuta do tego łóżka. Jej świat w tym momencie ograniczał się jedynie do oglądania bielutkich ścian w pokoju. Mogła nawet rzec z zamkniętymi oczami gdzie i w którym miejscu są jakieś nadpęknięcia, jak wygląda zegar wiszący na ścianie i wiele, wiele innych rzeczy. Marika pominęła fakt, tego co nie rusza jej męża. Nie chciała poruszać tego tematu, n ie w tej chwili bo czułą, ze zaczęła by ją boleć głowa gorzej niż teraz. - Chyba najwidoczniej, bo ja tego tak nie odebrałam. - odpowiedziała mu co najmniej przyciszonym tonem głosu, w którym czaiło się coś obcego. Może ból? A może smutek? Sama do końca nie potrafiłaby tego zidentyfikować i określić jako coś jasnego. - Rozumiem. Może i faktycznie źle zrozumiałam. - I oto Marika przyznawała się właśnie do własnego błędu. Nie kajała się, ale było jej głupio z tego powodu, że tak impulsywnie zadziałała. To nadwątliło jej osłabione już i tak siły. - No dobrze, przepraszam. Źle zinterpretowałam Twoje słowa. - Potrafiła się przyznać do błędu, co było na prawdę wielkim cudem. Bo jej hiszpańska krew równała się wielki temperament, a osobom jej pokroju z wielką dumą nawet przez gardło by to nie przeszło, a jednak ona to potrafiła choć wymagało od niej to wiele wysiłku i pokory, co nie znaczy, ze nie czuła się upokorzona. Czuła, ale ten akurat fakt zataiła kryjąc w sobie. - Wiem. - zacisnęła mocniej usta. - Ale prawdą jest to, że i tak nie znam tu nikogo, a przynajmniej nie pamiętam nikogo, kogo znałam wcześniej. Tylko Ciebie i Bena i Jean. - miała ochotę się położyć, zasnąć i wcale się nie budzić. Nie czuła się najlepiej. I to nie fizycznie, ale psychicznie. Jej mąż uświadomił jej kilka istotnych faktów. - Mógłbyś? - choć na moment w jej oczach zapaliła się iskierka, która jednak bardzo szybko zgasła. - On i tak się nie zgodzi, a ja na prawdę już tutaj nie wytrzymuję. To miejsce przyprawia mnie o mdłości. Z chęcią spałabym cały dzień byle tylko nie patrzeć na to gdzie jestem w tej chwili. - westchnęła ciężko skubiąc materiał kołdry. Po chwili poczuła lekkie pacnięcie na twarzy i to był jak impuls. Spojrzała z niedowierzaniem na synka. A on jedynie się uśmiechał chcąc się bawić. Uśmiechnęła się do niego odrobinkę. Pogłaskała go po głowie próbując go czymś zająć. - Przedwcześnie? - To było jak kolejny policzek. Zacisnęła usta w wąską linię spoglądając na syna. A w jej oczach chyba zakręciły się łzy, które powstrzymywała. Przytuliła swoją twarz do główki dziecka bez słowa. Nikt nie potrafił teraz zrozumieć co ona czuła. Jak wielką miłością darzyła to dziecko. Jej serce biło jak oszalałe z radości i strachu. Gdyby straciła tą kruszynę, umarłaby chyba razem z nią. - Ja to mówię. Czuję jak bym miała umysł dziecka, to znaczy chodzi mi o to, ze wszystko muszę poznawać na nowo. Z tym mi się to kojarzy. - wyjaśniła mu, choć nie wiedziała po co to robi. Dłuższy czas milczała kiedy na nią nakrzyczał. Musiała sobie to spokojnie przetrawić, bo nie chciała wybuchnąć, a tak właśnie by się zapewne stało. Kiedy odzyskała mowę, odrzekła, a raczej odburknęła cichym głosem. - Nie denerwuj się. Bo i Tobie to nie służy. - kark zaczynał ją boleć od jego naginania. - Doceniam, bardziej niż Ci się wydaje. Jestem osobą wybuchową i czasem za dużo mówię. Ok? Jakoś się bronić musiała, choć to bardzo głupie i bezsensowne. - Znów się przyznawała do błędu, a to już kompletnie nadszarpnęło jej siły. Marika zacisnęła usta. - Nie traktuję go w ten sposób i wiedziałam, ze to powiesz. Chciałam się nim zająć trochę dłużej jak normalna matka i nie miało to nic wspólnego z targiem. - Czuła się tym podejrzeniem urażona, ale przebolała to w milczeniu. - Wiem, że według Ciebie jestem krucha, słaba i tym podobne, ale ja potrafię sobie poradzić. Jeżeli trzeba, to potrafię. - zapewniła go o tym gorliwie. Bo dla dziecka była w stanie zrobić wszystko. - Sama nie wiem. - zaczynała szczerze wątpić w dobro tego pomysłu. - Skoro Ben mówił, że nie powinnam? - wahała się. Chciała i nie chciała. I nie potrafiła się zdecydować. - Tu nie chodzi o rozmowę. - wzruszyła ramionami. Nie zamierzała się kłócić. No cóż decyzja należała do jej męża, bo to on ją miał tam zabrać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:04, 31 Mar 2011    Temat postu:

Przyjemnie było słuchać tej uspokajającej ciszy która nagle między nimi zapadła. Adam czekał, zastanawiając się czy jego słowa przyniosły jakiś skutek czy też nie i dalej będą się wzajemnie nakręcać. Czekał wodząc wzrokiem za przechadzającą się po chodniku kobiecie z dzieckiem, które ciągnęło za sobą psa na smyczy. Opasłego pekińczyka. Mężczyzna zaczął się zastanawiać czy to podpada już pod męczenie zwierzęcia, kiedy usłyszał za plecami cichy głos który wywołał dreszcz zadowolenia na jego plecach. Wyraz tryumfu zabłąkał się na bladej twarzy. Miał rację. Wiedział że miał ją zawsze, a ponad to posiadał fantastyczną zdolność przekonywania swojej żony do wszystkiego o czym tylko zamarzył. Przy odrobinie cierpliwości czy też sile głosu zawsze dopinał swego. Trzeba było tylko dobrze sprzedać produkt, czegoś się jednak na studiach nauczył i nie było to przydatne tylko do sprzedawania mieszkań i podobnych - Dzięki. - mruknął odbijając się od parapetu i idąc w stronę szpitalnego łóżka. Choć obyłoby się bez tych przeprosin. - Nie znałaś zbyt wielu osób i przedtem. - powiedział tak swobodnie jakby sytuacja sprzed chwili nie miała w ogóle miejsca. Albo był tak uzdolniony aktorsko, albo naprawdę znudziła mu się ta zabawa - Mógłbym. - machnął lekko dłonią i schylił się po nosidełko Juniora - Nie... Ben nie lubi kiedy się od niego czegoś żąda. Myślę że gdybyś podeszła do tego inaczej łatwiej byłoby się z nim dogadać. Naprawdę, nie chce byś czuła się źle i nie trzyma cię tutaj na siłę. To konieczność. - stwierdził wyciągając paski na zewnątrz, by później pozapinać nimi małego - Tak... - zaczął i zaczesał włosy w tył odwracając się w stronę Mariki biorąc pod boki - Byliśmy wtedy w Nowym Yorku. I znaleźliśmy się w pewnej nerwowej sytuacji. Nie zamartwiaj się tym. - poprosił widząc niewyraźną minę Hiszpanki. Usiadł na brzegu łóżka patrząc na nią - Nic mu się nie stało i jak widać świetnie sobie radzi. - powiedział zerkając na swego syna z uśmiechem. Przesunął dłoń w kierunku dłońmi Mariki i ujął ją ostrożnie - Naprawdę, nie masz się czym martwić, w porządku? - zapytał kciukiem gładząc kłykcie kobiety - A dzieckiem nie jesteś. To... Stało się i tyle, przejdzie, a jak nie to nie wiem... - jedynym sensownym kimś kto ich łączył był na ten czas Junior - Nie będzie źle. - zakończył jak na niego niemożliwie pozytywnie - Mną się nie przejmuj, wszystko co mogłoby mnie zdenerwować już zdenerwowało. - Marice na lewej dłoni brakowało obrączki co teraz bardzo Adama raziło. Dziwnie to wyglądało, bez tego złotego krążka, kiedy na jego palcu takowy widniał - Tak, doskonale wiem że za dużo mówisz. I nie musisz się tłumaczyć. - skinął głową puszczając dłoń kobiety, by raz jeszcze wyłamać sobie palce. Tym razem nic nie strzeliło, nie wyszło mu. Adam odchylił się trochę w tył i wsparł za sobą dłonie na materacu - Nie przeczę że sobie poradzisz. Jednak pamiętaj że masz gips na nodze, a on dopomina się by do prowadzać. Nie mam ochoty byś znów nadwyrężyła sobie żebra. - niechże pamięta o swoich ograniczeniach, bo nie chciało mu się tego co chwila tłumaczyć. Adam wstał kręcąc głową - Ben tak mówił, bo na niego naskoczyłaś. Tłumaczyłem ci już, z resztą nie jest zimno, nie wyciągam cię na gwarantowane przeziębienie. Tak czy siak wyjdziesz. Jak nie dziś przed szpital, to jutro do domu. - stwierdził decydując za Marikę - Zaraz wrócę. - rzucił przez ramię wychodzą trochę popłaszczyć się przed pielęgniarkami by pożyczyły mu wózek.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adam Knight dnia Czw 21:11, 31 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:44, 31 Mar 2011    Temat postu:

Raczej nie miał jej za co dziękować. Niestety nie było za co. Po tym co działo się kilka minut temu nie pozostało już nic. Wszystko ucichło. To jak burza między małżonkami by później się pogodzić. Spory o różne rzeczy. Teraz było podobnie tylko, ze w to wplątana była jeszcze i trzecia osoba. - Najwidoczniej nie było mi to potrzebne. - Skoro tak było i wcześniej. Poza tym osobiście jakoś nie czuła się jak dusza towarzystwa, a ktoś bardziej wyalienowany i usunięty na bok z życiorysu innych. - Ale przecież na początku prosiłam go łagodnie o to. Nie wywierałam na nim presji. On się uparł, żeby zatrzymać mnie w tej sali. Rozumiem, ze się martwi i dba o moje dobro, ale nie musi aż tak bardzo przesadzać. Zauważ od czego się zaczęło. Od głupiego tematu wyjścia na dwór. Wiem, ze to konieczne by wyzdrowieć. Zdaję sobie z tego sprawę, ale z drugiej strony moja rekonwalescencja potrwa o wiele dłużej będąc tu. Bo ja się w tym miejscu duszę. Nienawidzę szpitali. Przyprawiają mnie o cierpką skórę i czuję się zamknięta jak w klatce. - Mówiła mu to chyba już po raz kolejny. Po prostu to tak strasznie jej ciążyło. Nic bardziej by jej nie ucieszyło jak wyjście z tego szpitala. Och ciężko było jej się tym nie zamartwić. Widziała, ze z jej synem wszystko w porządku,a le jednak ta sama myśl przyprawiała ją o nieprzyjemne dreszcze. Chciała mu wierzyć jak tylko potrafiła, ale nie do końca ją to przekonało. - Widzę. Pomimo wszystko... Nie, nie chcę o tym myśleć. - Wolała nie rozwijać swoich myśli. Ten jeden, jedyny raz pozwoliła mężowi na głębszy kontakt z nią nie cofając dłoni, z jego ręki. Chyba tego po prostu potrzebowała. - Postaram się. - Tyle tylko umiała w tym temacie z siebie wydukać. - Stało... Przejdzie czy nie będę musiała z tym żyć. - Innego wyboru nie miała. Pozostawało jej jedynie wierzyć, ze wszystko będzie w jak najlepszym porządku , a jej utrata pamięci jest tylko chwilowa. - Skoro tak mówisz. - kiwnęła głową opadając miękko na poduszki. - Wiem. Jest strasznie uciążliwy. - pokiwała głową popatrując na swoją nogę będącą w gipsie. - Domyślam się, ze tak jest, ale mówię, ze gdybym była zmuszona do tego, rozumiesz. - Na razie jednak tak nie było więc nie musieli się o to martwić. - Nie będę. Nie chcę czuć tego bólu, bo na pewno nie należy do przyjemnych. - na tym zakończyła temat swojego zdrowia. - Pamiętam. Słyszałam przecież doskonale co mówiłeś. - Tego akurat nie musiał jej powtarzać. - Świetnie. Będę w pełni uradowana. - Nie zapiszczała jak nastolatka, nie zrobiła tez jakiegoś wyraźnego kroku, ale lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy. Tak bardzo pragnęła stąd wyjść. Kiedy została sama z synem szepnęła mu do ucha. - Widzisz? Mamusia opuści to miejsce. Byle jak najszybciej. - ucałowała go z radością w policzek czekając za swoim mężem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:16, 31 Mar 2011    Temat postu:

Czarnowłosy nie miał ochoty się zastanawiając skąd w kobiecie taki entuzjazm. O wiele więcej potrafiła z siebie wykrzesać niż przypuszczał. Nie miał pojęcia czy się tym cieszyć czy też nie. Odpuścił sobie te rozmyślania, wiedząc że nie nadają się na teraz. Stanął u biurka pielęgniarki wyjaśniając w krótkich, treściwych słowach swoje życzenie. Kobieta równie jasno i zwięźle wytłumaczyła mu gdzie ma szukać tego czego potrzebował. Mógłby ją nawet polubić, była tak przyjemnie rygorystyczna jak Grace. Adam idąc po wózek rozglądał się za Benjaminem ale nigdzie na niego nie trafił. Tym razem cieszył się z tego. Nie miał ochoty raz jeszcze mu wszystkiego tłumaczyć. Miał dość po utarczce z Mariką. Stanął nad czterokołowym pojazdem i popatrzył na niego z góry starając się jeszcze nie myśleć jak Marika będzie na nim nieszczęśliwie wyglądać. Z kwaśną miną obrócił go i pchnął przed siebie by zaprowadzić go na salę, na której znalazł się po chwili. Powóz zajechał. - Cóż... - zaczął nie znajdując żadnego sensownego zakończenia - Zapraszam. - nie zabrzmiało to nawet ani trochę miło. I bynajmniej nie chciał jej tym zrobić przykrości. Wózek był dla Adama symbolem kogoś kto już nie jest w stanie poruszać się o własnych siłach i nie będzie w stanie. Dałby wszystko co miał by Marika mogła chodzić normalnie. To po prostu go odrzucało - Nie wygląda zachęcająco, ale... - stwierdził takim tonem jakby ją za coś przepraszał, przyglądając się krytycznie temu co ze sobą przyprowadził - Z kulami pewnie byś się umęczyła. Nie mamy więc wyboru. - stwierdził kończąc wszelkie dywagacje na temat tego co czuje względem inwalidzkiego wózka - Daj małego... - poprosił wyciągając po niego dłonie - Zniesiemy go w tym. - mruknął spoglądając na nosidełko. Kiedy Junior już się umościł Adam stanął nad Mariką i podał jej dłoń z zabawnym - Zabieram cię na przejażdżkę. - pomógł jej wstać i objął w pasie pozwalając by objęła jego kark. Chyba byli teraz najbliżej siebie, od chwili wypadku kobiety. Przyjemnie było sobie przypomnieć jej ciepło - Hm... Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak szliśmy. - powiedział i dodał z pokrętnym uśmieszkiem na ustach - Ale chyba byliśmy wtedy po jednym winie czy po dwóch... - chłopczyk powiódł spojrzeniem za swoimi rodzicami przyglądając im się i zapewne myśląc co też znowu wymyślili. Adam złapał rączkę wózka i przyciągnął go do siebie by Marika nie musiała robić niepotrzebnych kroków. Chwilę zajęło mu zablokowanie hamulca - Siadaj. - kiedy to zrobiła zapytał wskazując na plecak - Chcesz sweter? Wziąłem ci jeden, tak na wszelki wypadek. Jakby Ben zamierzał mi skręcić kark..

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adam Knight dnia Czw 22:18, 31 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:48, 01 Kwi 2011    Temat postu:

Kilka dobrych minut zajęło jej zajmowanie się synem, który wciąż był skory do zabawy. Nie dziwiło ją to wcale, bo jak każde normalnie, rozwijające się dziecko było wszystkiego ciekawe. U juniora wciąż się to rozwijało, a z czasem będzie jeszcze gorzej. Jak postawi pierwsze kroki to trzeba będzie za nim latać wszędzie. O tym jednak Marika nie chciała teraz myśleć. Dla niej syn był jeszcze mały i trochę czasu minie nim to nastąpi. Kiedy mały zaczął na czworakach wędrować w przeciwległy kraniec łóżka i kobieta ledwo dała radę go złapać nim jej się wyślizgnął do pokoju wszedł Adam z czymś czego Marika wolałaby uniknąć. Najpierw spojrzała na wózek, który wwiózł Adam, a później na niego samego z niemym pytaniem w oczach. Ona miała na to wsiąść? Najwyraźniej tak jeżeli chciała stąd wyjść, chociażby i przed sam szpital. Zrobiła niezadowoloną minę. Ale po chwili opanowała się nie grymasząc bo jeszcze jej mąż byłby skłonny zmienić zdanie. - Już lecę. - odpowiedziała mu równie kwaśno. Sama nie była w stanie raczej wstać z tego łóżka by nie obyło się bez pojękiwań. - Masz rację nie wygląda. - Potwierdziła jego słowa cicho wzdychając. - Jeżeli chcę wyjść przed szpital, to nie. Kule, to jeszcze za wczesny czas. Doszłabym w nich pewnie tam jutro. - Wyobrażając sobie to, tak by pewnie było. Jej kroki były by wolniejsze chyba nawet od samego ślimaka. Oddała mu dziecko by samej jakoś móc się wygramolić z tej pościeli. Kiedy mały ułożył się już w nosidełku, Marika odkryła koc, odsłaniając tym samym swe nagie, zgrabne nogi. W zasadzie to jedna była ukryta pod gipsem, ale drugiej nic nie dolegało. Obciągnęła koszulę trochę w dół jak by czegoś się wstydziła. Podała mu w końcu dłoń z lekkim wahaniem na jego komentarz. - Na przejażdżkę? Tak, zabawne. - udała, ze się śmieje z tego, ale wcale jej nie było do śmiechu. Raczej czuła się tym upokorzona. Była zmuszona trzymać się kurczowo Adamowego karku i stać niego tak blisko, że aż zaczęła drżeć na ciele. I nie wiadomo wcale czy to z zimna, czy też z przyjemności. Lekko się speszyła. Nie chciała obracać nawet głowy bo ich twarze znalazły by się zbyt blisko siebie. Kiedy dodał coś o winach, machinalnie obróciła do niego głowę, a ich usta prawie, ze się zetknęły. Dzieliły ich może dwa lub trzy centymetry. Spojrzała mu najpierw w oczy, a później na jego usta, których teraz dopiero kształt dostrzegła. I tak szybko jak tą głowę obróciła tak ją odwróciła jeszcze bardziej się pesząc, ale nic nie powstrzymało ją przed zadaniem pytania co do jego słów. - Szliśmy upici? - Lekki uśmieszek wypełzł na jej usta bo nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Adam ją przyjemnie grzał. Czuła jego ciepło. Nawet skłonna była stwierdzić, ze słabo, bo słabo, ale słyszy bicie jego serca, a raczej czuje. A może po prostu jej się to zdawało? Umościła swą szanowną na wózku przytrzymując się dłońmi bocznych poręczy by łatwiej było jej usiąść na tym czymś, na czym wyjechać miała. - Jeżeli jest ciepło na dworze, to nie. Nie będzie potrzebny. Nie trzeba. - to dopiero by wyglądała w koszuli nocnej, pod którąś w zasadzie miała tylko majtki i w swetrze. Nie chciała go. W zasadzie to była gotowa do drogi, choć zbyt daleka to ona nie była. No cóż dobre i to w zasadzie. Jak na początek. Uśmiechnęła się delikatnie próbując robić dobrą minę do złej gry.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:28, 01 Kwi 2011    Temat postu:

Mężczyzna rozłożył dłonie na boki i zapytał - Co? - nie podobało mu się to spojrzenie, ale pewnie sam w takiej sytuacji obdarzyłby Marikę podobnym - Nie narzekaj. Nie mamy nic lepszego. Nie po to tyle się nagimnastykowałem byś mi teraz miała odmówić, wiec nawet nie próbuj z łaski swojej. - dał jej chwilę na to by się przemogła kokosząc się przy Juniorze i pozwalając by paski się zaplątały. Rozplątywał je metodycznie, grając na czas. Jemu też się nie uśmiechało, ale nie mógł nic zrobić. Ben pewnie jeszcze o tym nie wspomniał, ale Adam podejrzewał że Marikę czeka jak zwykle w takich przypadkach po zdjęciu gipsu rutynowa rehabilitacja. O to już musiał zapytać jednak lekarza, pewnie ostanie instrukcje przy wypisie - Niestety, nie masz innego wyjścia. - zawyrokował mając nadzieję że nie będzie się opierać i wymyślać. Wolał by była zdecydowana, bo po manifestacji jaką mu urządziła kilkanaście minut temu już nie płaszczyłby się przed kobietą. Wóz albo przewóz, ewentualnie wózek, albo łóżko. Ujął dłoń Mariki pewnie nie chcąc by ciągle miała z nim jakiś problem. Musiała mu ufać i musiała czuć że może to robić. Pomógł jej wstać i uwiesić się na sobie - To nie miało być zabawne. - stwierdził wzdychając w duchu - To realistyczne do bólu. - mruknął obejmując Marikę w pasie - Jak nie mówisz że ci zimno tylko dlatego że 'nie'... - zaczął czując jak kobieta delikatnie dygoce. Chyba miał prawo to podejrzewać bo zazwyczaj jakoś obywała się bez tego, nie przypuszczał że może aż tak na nią wpłynąć - To naskarżę Benjaminowi. A on już pasami cię do łózka przywiąże. - widząc u swojej żony zachowanie godne zawstydzonej nastolatki Adam wywrócił oczami, ale nic nie powiedział - Nie daleko. - mruknął przypominając sobie trasę jaką pokonali - Chyba tylko z łazienki do sypialni. - wyjaśnił i teraz to on zerknął na Marikę ciekaw reakcji na te informacje. Jakoś jeszcze nie doszli do tego ze sypiali ze sobą, zawsze tylko rozmawiali o tym, że owszem są małżeństwem, takim jakby czysto platonicznym. Pomyślał jednak że to niezbyt szczęśliwy temat dla Hiszpanki która ma ochotę odskoczyć za każdym razem kiedy tylko ją dotknie. Spojrzał na kobietę z góry i stwierdził - Na wszelki wypadek i tak go wezmę, nie będę się wracał gdybyś go jednak potrzebowała. - wygrzebał rzeczony sweter z plecaka i rzucił go Marice na kolana. Budziła jakieś nazistowskie skojarzenia z tą wyprostowaną przed siebie nogą. Adam złapał w dłoń nosidełko Juniora i pchnął bokiem wózek ze swoją żoną na pokładzie - Nie musisz się niepotrzebnie uśmiechać. - mruknął pochylając się na moment nad jej uchem. W niecałe kilka minut znaleźli się na dole. Obyło się bez głośnych narzekań Adama na ogół tego co go otaczało.

/ Teren przed szpitalem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:57, 01 Kwi 2011    Temat postu:

- No nic. - odpowiedziała mu gładko nie komentując nawet wózka. To akurat musiała jakoś przeboleć, nie było innego wyjścia. Marika była dzielną kobietą i potrafiła to znieść. Obiecała sobie nie grymasić. I tak już dość się natruli wcześniej. Ponowne zgrzyty ani trochę nie były wskazane dla nich obojga, ani dla nikogo innego. - Nie narzekam przecież. Wygląda trochę dziwnie, ale spoko dam radę. - Na tym kończyła temat wózka, wyobrażając sobie całkiem coś innego. Tak było lepiej. Było to wtedy mniej uciążliwe. - Wiem, wiem. Jest w porządku. Skoro chcę wyjść przed szpital. - Odpowiedziała mu całkiem znośnym głosem. To i tak było o niebo lepsze niż leżenie ciągle w tej szpitalnej sali i trucie się tutaj podczas gdy na dworze było tak pięknie. Już całkowicie zapomniała jak to jest. Bo nawet co z tego, że jej otworzyli okno, skoro to i tak dawało marny efekt, a teraz będzie się mogła nacieszyć chociażby normalnym powietrzem i poczuć jak leciutki wietrzyk owiewa jej twarz o ile takowy w ogóle będzie wiał. Było to bez znaczenia. Najważniejsze, ze cokolwiek się ruszyło na przód. - Aż za bardzo, ale nie zapominajmy, że jesteśmy w szpitalu, a ja na tym wózku nie spędzę wieczności, a jedynie kilka chwil. Jak ściągną mi gips, a na pewno kiedyś to nastąpi i dojdę do siebie, to znów będę mogła normalnie chodzić. - uspokoiła męża. Domyślała się po jego minie i reakcji, ze i on ma negatywny stosunek do tego wózka. Długo jej na nim nie zobaczy. Nie było w końcu już czym się przejmować. - Ale na prawdę nie jest mi zimno. - Zapewniła go solennie. - Nie jestem przyzwyczajona do Twojego dotyku. Wiesz o co mi chodzi. - nie musiała mu tego tłumaczyć, a ukrywanie tego, że na nią podziałał też nie miało sensu bo sam to widział. Był jej mężem to chyba mogła być z nim szczera? - Nie mów mu nic, bo zaraz zacznie swoje. - Nie potrzebowała tego. Wysłuchiwać tysiąca kazań, że ma się ciepło ubierać, że nie powinna i w ogóle. Wolała się obyć bez tego dla świętego spokoju. - Aha. - odchrząknęła cicho nie komentując tego, choć już podejrzewała jak mogło się to skończyć. Owszem wcześniej o tym nie rozmawiali i teraz jakoś Marika też unikała tego tematu, choć to raczej było normalne skoro byli małżeństwem i mają syna, oraz dzieci w drodze. Marika wiatropylna nie była, a świętoszkami zapewne też nie byli. Jednak wolała pozostawić ten temat w spokoju by nie wywoływać u siebie dziwnych relacji co mogło by wyglądać co najmniej komicznie. Szybko zmieniła temat. - No dobrze weź. Myślę, że nie nie przyda, ale nie zaszkodzi. - Kiedy sweter wylądował na jej kolanach i leżał w takim nieładzie chwyciła go w swe dłonie i poskładała w ładną kosteczkę czując się z tym o wiele lepiej. - Ale nie muszę też być smutna. - odpowiedziała mu uśmiechając się już dużo bardziej naturalnie bo na prawdę cieszyła się na to, ze wyjdzie na dwór. Nim się obejrzała byli już na dole, a Marika pierwsze co od razu wyciągnęła nieznacznie szyję przed siebie i dała się skąpać twarzy w słońcu chłonąc go od razu jak gąbka, nawet nie zwracając najmniejszej uwagi na innych ludzi, którzy przyglądali im się zapewne albo z zaciekawieniem, albo z politowaniem, ale to akurat Marikę obchodziło tyle co zeszłoroczny śnieg.

/ Teren przed szpitalem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:46, 17 Kwi 2011    Temat postu:

/ Korytarz

- Tak, bywasz bardzo przykra w niektórych momentach. - przyznał bez zająknięcia, bo przecież ani nie kłamał, ani nie wyolbrzymiał. Stwierdzał fakty, a to że były jakie były i trudno było z nimi polemizować to inna bajka. Mężczyzna uśmiechnął się słabo i powiedział - Odpowiedziałaś sama sobie. Nie masz przyjaciół, bo ich nie potrzebujesz. To jak najbardziej rozsądne. - stwierdził, bo sam nie miał nic przeciwko takiemu podejściu do świata. Nie potrzebował otaczać się wianuszkiem mniej czy bardziej wiernych mu osób. Te na których mu zależało mógł wyliczyć na palcach obu dłoni i nie czułby z tego powodu jakiegokolwiek dyskomfortu. Mężczyzna wywrócił oczami i zapytał retorycznie- A czy związek z kimś jest dla ciebie wyjątkowym? - jak ją znał to tak. Sugerował, sugerował. Dla siebie zawsze wybierał najlepsze i to w każdym aspekcie życia - To ponownie się tego nauczysz. - zapowiedział zwracając uwagę na to że Marika teraz akurat nie wzdrygnęła się ani nie zesztywniała co zawsze miało miejsce kiedy tylko mniej lub bardziej umyślnie jej dotknął. I jemu to poprawiło humor. Tak było lepiej. Swobodniej i jakby po staremu. Do tego właśnie był przyzwyczajony - Zawsze wtedy kiedy już pokażesz mi drzwi mogę iść do ciebie i zostać twoim sąsiadem jak kiedyś. - zabrzmiało to co najmniej dziwnie, więc dodał nie wiedząc czy zapamiętała to co jej opowiadał - Ten dom, który kupił ci Martin... A w którym aktualnie pomieszkuje mój pomiot... - odchrząknął i stwierdził szybko - Bynajmniej trudno byłoby ci się odemnie uwolnić. - minęli dyżurkę pielęgniarek odprowadzeni czujnym spojrzeniem jednej z nich, a Adam nigdzie nie zauważył czarnowłosego mężczyzny który śmiał się okazywać dyplomem z chirurgii. Bardzo dobrze, bardzo dobrze... Zerknął na Marikę i nie mogąc się powstrzymać szepnął pod swoim nosem nie będąc pewnym czy go nie usłyszała - Wszystko w mniej czy bardziej okrojony sposób dałoby się załatwić... - miał tu na myśli choćby zwykłego, dziecinnego buziaka, którego nie dostał od niej już dłuższy czas jeśli pamiętać o ich dziwacznym rozstaniu przed wypadkiem. Uchylił drzwi sali i znalazł się w niej z Mariką - Lepiej nie mów mu tego głośno. Nie mam ochoty byś jechała na uspokajających proszkach a Ben w swojej nadopiekuńczości gotów ci je zapisać. Jakby co to grzecznie jesz, przesypiasz całe noce i jesteś cholernie zadowolona z życia. To powinno mu wystarczyć. Jesteśmy. - oznajmił na końcu zamykając za sobą drzwi. Nic tak go nie ucieszyło jak te kilka stopni mniej od tego co panowało za oknem. Nie było przesadnie gorąco, ale dla Adama to i tak już za wiele.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:20, 17 Kwi 2011    Temat postu:

/ Korytarz

- Domyślam się. Czasami sama sobie utrudniam sobie życie. - Właśnie przyznawała się przed nim do własnych błędów. Każdy je popełniał, ale ona czasami w szczególności. Miała do tego wybitny talent. Najważniejsze, ze potrafiła się do tego przyznać. Oczywiście nikomu nie przychodziło to z łatwością, ale czasami nie było czemu zaprzeczać. - Przecież Ci mówiłam, że jestem co najmniej dziwną osobą i powinieneś już dawno o tym wiedzieć. - Nie zaprzeczała temu w żaden sposób. Nie było czemu skoro Marika sama tak o sobie sądziła. - Nie potrzebuję. Tych, których potrzebuję mam blisko siebie i nie uważam by w ten krąg musiał się wkradać jeszcze ktoś. Co za tłoczno to nie dobrze. Nie lubię tłoku. - Pokręciła głową na boki. Byli małżeństwem dziwnym, ale zarazem w swoim rodzaju inni żyjąc po swojemu. Nie musieli podzielać przykładu innych. I na pewno nie będą go podzielać. - Z osobą, z którą jestem? Jest. Musi być skoro z nią jestem. Poza tym to zależy jak patrzyć na wyjątkowość. I co za nią się kryje, ale nie skoro jesteśmy razem to nie widzę tego aby było inaczej. - I nie było czemu zaprzeczać. Ani rozwodzić się nad tym za bardzo. - Jeżeli trzeba będzie to tak. Jednak mam nadzieję, ze wszystko wróci do wcześniejszego stanu i nie będę musiała. - Wierzyła w to wielce. I wciąż miała nadziej, że szybko to nastąpi. A im szybciej tym lepiej. - Tak pamiętam, opowiadałeś mi o tym. - Coś jej przyszło na myśl, co ja rozbawiło i wydawało się jako takie zabawne i ciekawe. - I znów byśmy darli ze sobą koty tak jak kiedyś. Ciekawe co to by było. - roześmiała się pod nosem zastanawiając się jak by to było, ale za bardzo nie mogła sobie tego wyobrazić. - No tak, czy tak i tak byśmy nie mogli przechodzić obok siebie obojętnie. - Jednak raczej do niczego takiego nie dojdzie w najbliższym czasie i raczej w ogóle. Adam miał pecha, ze Marika miała bardzo dobry słuch, a on najwyraźniej nie mówił, aż tak bardzo cicho. Obróciła głowę w jego stronę przyglądając mu się i nie mogąc się powstrzymać zapytała. - To znaczy co masz na myśli? - Nie wiedziała o co właściwie mogłoby mu chodzić. A bardzo chciała się dowiedzieć. - I myślisz, ze w to uwierzy? - choć czasami Bena dało się w łatwy sposób oszukać. - Raczej wątpię w to, ze podałby mi je ze względu na mój stan. W ciąży powinnam przyjmować jak najmniej leków. Więc nie pozwolę mu aby mi coś takiego zaaplikować. - wzbraniałaby się przed takimi lekami. - Mam udawać? Ok n ie ma problemu jestem w tym mistrzynią. - uśmiechnęła się lekko. Jeżeli będzie musiała to udawanie przyjdzie jej bez problemu. Nawet zmusi się do zjedzenia szpitalnego jedzenia. Wszystko byle tylko wyjść stąd bez problemu. - Dobrze. - nie mogła już patrzeć na to łóżko i miejsce, ale myśl, że wkrótce je opuści podnosiła ją na duchu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:50, 17 Kwi 2011    Temat postu:

Skinął bez słowa głową nie musząc komentować tego co powiedziała. Sama wiedziała najlepiej, a utwierdzanie jej w takich wnioskach nie należało teraz chyba do rzeczy im najpotrzebniejszych - Wiem. To nie jest dla mnie nowością. W pełni akceptuję twoją niecodzienność. - stwierdził. Chyba naprawdę chciał jej poprawić nastrój i w jakiś sposób przekazać że mogli ze sobą żyć, tak jak powinni - Rozumiem i cieszę się. - powiedział kiedy wyjawiła swoje plany co do kręgu najbliższych jej osób. Jak się okazało nie pomylił się wcale i zgadł co miała na myśli Marika. Strzał w dziesiątkę - Nie... Nie sądzę by darcie kotów było najlepszym wyjściem. Pech... Mógłby ucierpieć. - mruknął pseudo żartobliwym tonem, który najpewniej miał być zabawny - Można by mówić o sięgnięciu po topory wojenne dotychczas wiszące na ścianach, które od czasu do czasu polerowaliśmy profilaktycznie. - dobre porównanie. Takie było ich życie. Przeplatane mniejszymi czy większymi utarczkami, ale któż tak nie miał? Adam nie znał takich ludzi. Uniósł zaskoczony brwi i zacisnął usta kiedy kobieta odwróciła się w jego stronę - Trzymaj małego. - rzucił na wstępie, by dać sobie sekundę - Nic konkretnego nie miałem na myśli. - powiedział po chwili wiedząc że stąpa po cienkim lodzie - Gdyby jednak brakowało ci spokojnego wylegiwania się w łóżku... - zaczął powoli akcentując wyraźnie piąty wyraz wypowiadanego zdania - To już niedługo poznasz uroki salonowej kanapy chyba że masz dość siły by wejść na górę. I schodzić na dół do łazienki. - odetchnął w duchu wiedząc że jakoś się wywinął. Stanowczo będzie musiał bardziej uważać na swój język. Zmianę tematu przyjął z niewysłowioną ulgą - Tak, myślę że to mu wystarczy. Poza tym z kim będzie ci lepiej niż ze mną? - żachnął się nie wyobrażając sobie by jednym z argumentów Ben'a było właśnie to że Marice pod okiem Adama mogłoby czegokolwiek zabraknąć - Zawsze może zacząć coś bredzić o słabych lekach ziołowych... Nie. Wychodzisz jutro i na tym koniec. Jeśli chce może sobie ciebie oglądać w domu, a dla mnie nie będzie problemem podrzucenie cię na regularne kontrole czy czego tam sobie zażąda. - stwierdził obojętnie, postanawiając że bez względu na wszystko jego żona jutro do domu trafi, bo skoro już podjął taką decyzję to sam nie odstąpi od niej łatwo. Adamowi też będzie w jakiś sposób lżej, nie będzie musiał wybierać się do szpitala codziennie - A udajesz?! - zawołał nagle porażony jej słowami - Jeśli źle się czujesz to powiedź. - nakazał tonem który nie znosił sprzeciwu i pojawił się przed Mariką wspierając dłonie na podłokietnikach jej wózka, by przyjrzeć się kobiecie uważnie - Marii, pamiętaj: nie kosztem twojego zdrowia, tak? - zapytał jakby obawiał się że kobieta nie znała konsekwencji swojego wyboru. Niebieskie oczy teraz trochę zaniepokojone lustrowały twarz Hiszpanki, a mężczyzna nie zważał na to że Junior prawdopodobnie zamierza pozbawić go guzika u czarnej koszuli.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:47, 17 Kwi 2011    Temat postu:

- Zadziwiającym jest to ile Ty na prawdę akceptujesz u mnie rzeczy. Aż dziw, ale bardzo pozytywnie. - uśmiechnęła się szeroko. Tak faktycznie poprawił jej humor i pozwolił na to, ze poczuła się o wiele lepiej. - Czemu by nie? Przenieślibyśmy się jak w czasy średniowiecza. Nasze domy byłyby obstawione drewnianymi palami z ostrymi końcami by trudniej było się dostać. Te topory też się przydadzą. Gorzej gdy któreś pod rękę podejdzie. - roześmiała się trochę bujając. Miała zbyt wybujałą wyobraźnię. - Nie, lepiej nie. Chciałabym jeszcze pożyć te kilka dobrych lat w spokoju. - Więc jej pomysł odpadał. O tak życie mieli wybitnie udane. Ale te utarczki czasami były potrzebne. Choć wtedy nie było cukierkowo, choć nie, oni nigdy nie mieli takiego życia. - Trzymam, spokojnie. - Na pewno nie dopuściłaby do sytuacji w której przez swoją nieuwagę czy też zaniedbanie upuściłaby małego lub stała mu się jakakolwiek krzywda. Skupiła się na małym. Usadziła go na swoich kolanach. Mały się wiercił niezbyt zadowolony z tego faktu. Była dla niego pełna podziwu bo zadziwiające było to, ze nie płakał. Może mu się nie podobało coś, ale nie płakał. - Kanapa na prawdę w zupełności mi wystarczy. Na pewno będzie o niebo lepsza niż to łóżko. - wskazała ruchem brody metalową ramę łoża na którym przyszło jej leżeć od kilku dni. - Nie wiem czy dałabym radę. Mogłoby to dla mnie być zbyt męczące. - Plusem było to, że kanapa znajdowała się na dole. Nie będzie musiała się nigdzie wspinać. - No oczywiście. W końcu przecież dobrze się mną opiekujesz. A nie wydaje mi się by mógł się o cokolwiek czepić związanego z tym. Poza tym z kim mi będzie lepiej niż osobą, która jest moim mężem? - Nie wyobrażała sobie by Ben miał prawo się do tego przyczepić i śmieć to kwestionować. Wierzyła, ze będzie dobrze. - Spokojnie. Myślę, ze wszystko idzie załatwić. Dobre argumenty i nie będzie miał prawa się przyczepić. Jeżeli chce, mogę przyjeżdżać na kontrole, ale nie ma potrzeby na prawdę bym tu leżała cały czas. I dobrze. - Postawa jej męża bardzo ją zadowalała. Dla wszystkich będzie to o wiele lepsze. Mając na uwadze małego i Adama to będzie dużo wygodniejsze, poza tym Marika też będzie czuła się lepiej. Rozszerzyła oczy. Adam najwyraźniej źle ją zrozumiał, bo przecież powiedziała, ze może udawać bez problemu, a nie udawała teraz. Miło było patrzeć na zatroskanego męża, co jedynie jeszcze bardziej udowadniało, ze zależy mu na niej jak i na jej zdrowiu. Uśmiechnęła się szeroko czym na pewno zbiła go z tropu. - No wiesz... - zaczęła z lekkim rozbawieniem w głosie. Czasami bywała szalona. A to co jej teraz przyszło do głowy na pewno pod to podpadało. Jej wzrok spoczął na jego miękkich ustach, które ją kusiły. Oj tak ten jej dobry humor miał stanowczo na nią dziwny wpływ. - Wiem o tym. - Westchnęła cicho decydując się na coś bardzo szalonego. - Jeżeli to podpada pod złe samopoczucie to... - przytrzymała jedną dłonią syna by nie upadł natomiast drugą ujęła palcami jego podbródek. Jej oczy dziwnie płonęły i były czarne. Coś się w nich skrzyło. Ich twarze były tak blisko siebie. Zbyt blisko. Jego ciepły oddech łechtał jej twarz. Przymknęła powieki. Jej usta były bliżej i bliżej aż w końcu zetknęły się z jego ustami. Miękkość jego warg powalała. A po jej ciele przeleciały przyjemne dreszcze przyprawiające ją o gęsią skórkę. Wzdrygnęła się. Jej język zetknął się z jego językiem i rozsmakowała się w nim. Cicho zamruczała chyba zapominając się. Kiedy w końcu się otrząsnęła otwarła oczy i oderwała się od niego puszczając jego podbródek. - Jeżeli to podpada pod złe samopoczucie, to tak źle się czuję. - roześmiała się pozostawiając go z tym uczuciem. Spuściła głowę smyrając syna po podbródku. Tak chyba uwielbiała przyprawiać męża o dziwne uczucia. Sama czuła się jakoś inaczej. I nie mogła powiedzieć, ze ten pocałunek z zaskoczenia nie był miły. Jego smak ust. O tak, chyba zachowywała się jak wariatka. - W żadnym wypadku nie udaję. Powiedziałam przecież, ze mogłabym udawać. Jeżeli chodzi o Benjamina. Czuję się co najmniej bardzo dobrze. I nie masz się o co martwić. Nie kłamię. Mówię prawdę. - Nie miał się co o to martwić. Sama zaskoczyła siebie tym zachowaniem. Bo przecież stroniła od dotyku Adama, a teraz sama do niego wręcz przylgnęła. Tak mógł sądzić, ze ma jednak coś nie tak z głową. I znów zaczęła się zachowywać tak jak by nic się nie stało. Oj pogrywała sobie z Adamem sama stojąc nad przepaścią, a cienka linia miedzy krawędzią a przepaścią była bardzo, ale to bardzo cieniutka. - No dobra, lepiej bym położyła się do łóżka jeżeli mam jutro wyjść. Nie chcę by ktokolwiek miał jakieś zastrzeżenia co do stanu mojego zdrowia. - Nawet przez sekundę nie zdradziła się z drżeniem głosu, które powinno wydobyć się z jej gardła. Oj będzie miała o czym rozmyślać. To co się stało już się nie odstanie. Czy żałowała? Nie. Przynajmniej mogła wiedzieć co utraciła przez swój wypadek, ale nie bezpowrotnie. Musiała się bardziej kontrolować. Zresztą nawet nie mogła być pewna czy to zadziałało w jakimś stopniu na Adama. Na nią na pewno. Te ciarki w środku. Coś ją ściskało w środku kiedy choć na chwilę myślami powróciła do wspomnienia przed chwilą gdy odważyła się na to by pocałować czarnowłosego. Tak, stanowczo sprawiło jej to przyjemność. Chyba to, że miała wyjść do domu ją odmieniało. Jednak to, ze pocałowała Adama na pewno nie było spowodowane tylko tym. W pewien sposób on ją przyciągał do siebie. Gdyby ktoś spojrzał na nią z boku pomyślałby, że albo jest pijana, albo naćpana, ale żadne z tych zjawisk nie miało miejsca, bo była jak najbardziej świadoma tego co zrobiła. Odważyła się spojrzeć na oszołomionego męża, a uśmiech z jej ust nie schodził.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marika Knight dnia Nie 22:57, 17 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:13, 18 Kwi 2011    Temat postu:

- To nic szczególnego. - odparł zdobywając się na niecodzienną skromność. On widział to inaczej - Naprawdę zadziwiającym jest to ile ty akceptujesz u mnie. Bez porównania więcej, wierz mi Mariko. - na pozytywy jeśli chciał też mógł się z nią potyczkować. Zaskakujące było że potrafił w ogóle takie znaleźć, najwidoczniej jednak się starał. Adam skrzywił się i pokręcił zaraz głową - O czym ty bredzisz? Średniowiecze? Jeszcze mi tego brakuje. W żadnym wypadku. - oświadczył za nic w świecie nie chcąc zmieniać czasów w jakich przyszło mu żyć. Nazwisko było tylko nazwiskiem i nie miało nic wspólnego z preferencjami co do ery w której chciałby znaleźć się jego właściciel. Jego domeną była rzeczywistość i nic innego nie wchodziło w grę. Mężczyzna rozluźnił się, kiedy okazało się że jego żona nie zamierza drążyć - Nie wiem. Nie sprawdzałem jeszcze czy się rozkłada... - mruknął chcąc ją zająć czymkolwiek innym byle tylko zapominała o tym o czym wspominał przed chwilą. Miał nadzieję że mu się udało, choć jak miało się po chwili okazać poniósł tutaj klęskę na całej linii - Benjamin czasem mógłby wymienić cały łańcuszek kochających cię ludzi, a dopiero na końcu przypomniałbym mu się ja... To całkiem prawdopodobne. Na twoim miejscu nie byłbym więc taki pewien. On czasem ma rację, a to ja żałośnie się mylę... - pomyślał przypominając sobie swój ostatni pobyt w szpitalu i to jak lekarz usadził ich obok siebie by prawić małżeństwu całkiem sensowne kazanie. Co prawda Adam i tak zrobił to co uważał za słuszne, ale nie mógł odmówić Benjaminowi rozsądku w pewnych sytuacjach - Tak, zgodzę się z tobą. Nie ma powodów. Czujesz się dobrze, bynajmniej nie narzekasz, albo mi tego nie mówisz. Nogę masz usztywnioną, gdybym to ja był lekarzem już dawno pozbyłbym się ciebie z oddziału... - stwierdził bezdusznie i brutalnie szczerze, bo niestety taka była rzeczywistość. Jego pewność natychmiast ustąpiła uczuciu niewiedzy i zdezorientowania, kiedy Marika zabrała się do wyjaśnienia mu tego czy faktycznie udaje swoje dobre samopoczucie czy też nie - Marii... - warknął ostrzegawczo kiedy usłyszał w jej tonie echo rozbawienia. Nie było w tym dla niego nic śmiesznego, a w takich momentach, kiedy zachowywała się jak głupia smarkula miał ochotę zwyczajnie ją sprać i wbić do tego poczochranego łba trochę rozsądku. Zacisnął dłonie na podłokietnikach wózka nie chcąc dopuścić by ruszyła się choćby na centymetr. Wpatrywał się w nią uparcie, stojąc zgięty wpół i czując jak nerwy powoli zaczynają mu puszczać, bo oczekiwał jasnych i konkretnych wyjaśnień a nie takich ogólników jakich używała Marika. Po ułamku sekundy już wiedział co jest grane. Zdecydowanie nie powinien dopuszczać do tego by Marika przy nim czuła głupie i niedojrzałe porywy serca. Wiedział nie gorzej od niej co teraz czuła. Wiedział co siedziało w jej wnętrzu, kiedy spoczywało na nim spojrzenie pociemniałych oczu. Wiedział co oznaczało lekkie rozchylenie kształtnych warg. Mógł przysiąc, że jeszcze sekunda a wyrwie się z nich zduszone westchnienie czy pół jęk wyrażający bliżej niesprecyzowane tęsknoty Hiszpanki. Szarpnął głową nieznacznie w tył kiedy ujęła go pod brodę jednak nie wyrwał jej się całkiem. Nie chciał. Ciekawość tego czy jego przypuszczenia okażą się słuszne zwyciężyła, więc utkwił w Marice lekko drwiące spojrzenie jakby bezczelnie podjudzał ją twierdząc że prawdopodobnie nie zrobi tego co miała zrobić. Nie była jakaś inna. Była taka jaką ją pamiętał. Z tym nieokiełznanym płomieniem we wnętrzu i chęcią na masę różnych dziwnych, szalonych rzeczy których z nim nie realizowała. Była jego żoną, a Adam dowiedział się teraz że zbyt wiele się nie zmieniło, a przynajmniej wszystko mogło wrócić do stanu rzeczy sprzed trzech tygodni. Wychylił się w przód, kiedy tylko poczuł że Marika ma zamiar siebie mu odebrać, a to wystarczyło by się zachwiał. Dłonie straciły oparcie, a wózek wraz z kobietą i dzieckiem odtoczył się trochę w tył. Mężczyzna przygryzł wargę i spojrzał na nią z klasyczną złością w oczach. Bo to w nim teraz obudziła pożądanie. To z nim teraz bawiła się dając i odbierając. To jego nieświadomie dobijała takim zachowaniem. To czego przed chwilą był pewien minęło, a na to miejsce pojawiło się całkiem inne uczucie, które nie poprawiło mu nastroju. Hiszpanka wyglądała teraz na zauroczonego podlotka, a Adam wiedział że zauroczenia nie są niczym stałym. Piorunował ją w milczeniu próbując się uspokoić. Pomyślał że oszukał sam siebie, czując gdzieś coś czego nie mogło jeszcze być. Otwarł usta by coś powiedzieć, ale spojrzał ponad Marikę, na pielęgniarkę która weszła do sali. Kobieta powiedziała przepraszającym tonem - Pani Knight, lekarz prowadzący umówił wizytę z neurologiem... Chce wiedzieć czy wszystko w porządku, a akurat teraz doktor Lewis ma chwilę wolną. Zawiozłabym panią do gabinetu... - spojrzała na Adama unosząc brwi, a on skinął skwapliwie głową widząc teraz dla siebie jedyne wyjście. Nie musiał z Mariką rozmawiać, nie musiał tego po raz wtóry przeżywać. Mężczyzna zdążył na twarz wrzucić już neutralną maskę i przywołał nerwy do porządku - Jak najbardziej. Idź, to ci się przyda, kolejny argument dla Bena, o ile wszystko będzie w porządku. Nich pani poczeka sekundę. - rzucił spoglądając na zegarek chcąc się skoncentrować na tym i tylko na tym. Musiał odrzucić od siebie ślepe pragnienie powtórki sytuacji sprzed minuty - Wezmę Juniora... Prawie południe, czas by coś zjadł, przespał się. - mówił pospiesznie zabierając plecak oraz nosidełko. Zatrzymał się w pół kroku i obrócił by wsunąć do szufladki szafki stojącej przy łóżku odtwarzacz mp3 - Może pani ruszać. - zarządził otwierając przed kobietami drzwi i obdarzając przy tym Marikę jednym ze swych zagadkowych spojrzeń. Nie rozmawiali przy obcej kobiecie, a jemu było to bardzo na rękę. Rozstali się na końcu korytarza, a Adam obierając Juniora jego matce mruknął jej na ucho - Powinienem na ciebie bardziej uważać. - to powiedział cicho, to co dodał było już głośniej, bardziej oficjalnie - Zobaczymy się jutro rano. Powiedźmy że muszę przystosować dom do twoich potrzeb jak i moje nerwy do twoich wybryków. I sprawdzić czy ta cholerna kanapa rzeczywiście się rozkłada czy też nie! Do widzenia. - tak zostawił Marikę. Z jedną zagadkową uwagą, z jasną instrukcją, z przelotnym buziakiem na policzku i wizerunkiem Juniora który przy pomocy ojca machał łapką matce na pożegnanie. Adam wyszedł przed szpital trzymając już przy sobie małego. Nasunął okulary na nos i długim krokiem który zdradzał jego podenerwowanie ruszył w stronę parkingu - Naprawdę Adam... - zaczął zwracając się do syna - Albo przejmiesz stosunek do kobiet po mnie i będziesz żałował, albo przejmiesz go po ojcu i nie będziesz się przejmował będąc totalnym sukinsynem. Tak czy inaczej jesteś niestety na straconej pozycji. - zakończył gorzko wyszarpując kluczyki z kieszeni.

/ Obrzeża / Dom Adama Knight'a / Kuchnia


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adam Knight dnia Wto 18:57, 19 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:17, 19 Kwi 2011    Temat postu:

- Coś w tym musi być. I raczej wątpię bym robiła to bez powodu. - Czując, ze niezbyt jasno mu to objaśniła pociągnęła dalej. - Chodzi mi o to, ze skoro jako Twoja małżonka przed wypadkiem związałam się z Tobą, zostałam Twoją żoną i tak dalej to raczej naturalne, ze jestem w stanie wiele zaakceptować biorąc pod uwagę to, że przecież wcześniej znałam Twoje wady. Bo każdy je ma ja czy Ty czy ktoś inny, ale mówimy tutaj o nas. I widzisz jedynie potwierdzasz moją teorię, ze nie bez powodu Cię kochałam... A Ty wiecznie jesteś zdziwiony. Ogarnął byś się mężu... - Tak, para idealna. Wprost wręcz nadzwyczaj. Poza tym Marika była w stanie wiele znieść. - Spokojnie, tylko żartowałam. Czasem puszczam dziwne wodze fantazji i pieprzę trzy po trzy. - Nie było w tym nic złego. Chciała go trochę rozbawić, co niezbyt jej wyszło. Zamiast śmiechu Adama słyszała jedynie zgrozę. Przecież to nie było możliwe by przenieśli się w takie czasy. Głupio sobie gadała i tyle. Poza tym nie wyobrażała sobie takich czasów, bez dzisiejszych nowinek elektronicznych, które tak bardzo ułatwiały czasem życie człowiekowi. Choć Marika ograniczała się raczej do komórki w nagłych przypadkach i czasem komputera gdy potrzebowała z niego skorzystać. A i nie mogło oczywiście zabraknąć muzyki. Nie, bez niej by nie użyła. - Może być nawet połówka. Mnie na prawdę niezbyt wiele potrzeba. Byle się ułożyć i tyle. Nie zamartwiaj się tym na zapas. - A ostatnio często to robił według Mariki niepotrzebnie, ale Adam chyba już taki po prostu był. - Nie przesadzaj, na prawdę dramatyzujesz. Nie uważam by tak myślał. Nic mu do naszego małżeństwa. Poza tym w jakiś sposób się dogadujecie na swój sposób, a on jako ta osoba nadopiekuńcza wątpię by puścił mnie z kimś, kto nie ma na uwadze mojego dobra, a tak nie jest i on doskonale o tym wie. Widzę więcej Adamie niż Ty. - Była obserwatorem. I zauważała o wiele pomniejszych czy większych faktów jakie miały miejsce pod jej nosem. No właśnie bo jak by Adam czasem posłuchał Benjamina to wcale by na tym źle nie wyszedł, ale Adam tak czy siak zawsze robił po swojemu. Zawsze tak było. - Bo nie mam na co? Czuję się na prawdę dobrze, ile jeszcze razy mam to powtarzać? Gdyby się coś złego ze mną działo byłbyś pierwszą osobą, która by się o tym dowiedziała. Nie mam powodu by czegokolwiek ukrywać. Chcę wyzdrowieć, a mając na uwadze swoje dobro wiem, ze muszę się oszczędzać. I staram się to robić. Już dość się nasłuchałam o tym co powinnam, a czego nie. Na prawdę powoli dochodzę do siebie choć do całkowitego powrotu zdrowia jeszcze mi brakuje, ale nie ma źle. - Mógł jej wierzyć albo nie, ale Marika nie kłamała. Bo to i tak prędzej by wyszło na jaw. Nie zauważyła u siebie żadnych niepokojących objawów. Nie było się czym martwić póki co. - I bardzo dobrze, nie ma sensu by niepotrzebnie zajmować łóżko. - Zgodziła się z mężem nie zważając na jego bezduszność i szczerość. Bo taka była prawda. Im szybciej opuści szpital tym lepiej. - Co? - skoro wołał ją zdrobniale po imieniu. O nie, w żadnym wypadku Marika nie czuła porywów serca. Tutaj Adam był w wielkim błędzie. Bo trzeba sobie rozgraniczyć to co jest chęcią spróbowania i sprawdzenia czegoś, a tego, że komuś serce bije na samą myśl o tym, a u niej tak nie było. Jak zwykle zrobiła co chciała bez żadnych zahamowań. Nie zamierzała się w żaden sposób ograniczać nawet kosztem własnego męża. Owszem była bardzo dziwną kobietą. Cóż zrobić, że tego potrzebowała w tej chwili i taka jej na to przyszła ochota? Wiedziała i była na to przygotowana, ze może zdenerwować tym męża lub może mu się to spodobać. I nie pomyliła się. Naraziła się na jego gniew. I bardzo dobrze. Niech się gniewa. Nie jest żadną smarkulą. Ani podlotkiem. I nie rzuca się z motyką na słońce nie wiedząc czym to grozi. Mógł ją nawet spoliczkować, zasłużyła sobie tym, ze tak z nim pogrywała. Nie była łatwą w pożyciu, a teraz Adam mógł się przekonać tym bardziej, że jeszcze jest w stanie go zaskoczyć. Zapewne ciężko było mu rozgryźć jej ciągłą zmianę w zachowaniu. I w żaden sposób nie można było tego zrzucić na karb hormonów. Zrobiła co chciała. Podtrzymała jego spojrzenie. Kiedy jej wózek odjechał lekko w tył, a Adam się zachwiał uniosła brwi w górę. - Dobrze się czujesz? - wyrwało jej się z gardła, ale nie odpowiedział jej zapewne dając sobie czas na dojście do ładu z sobą, po dawce emocji jakie mu zgotowała. Nie! Marika w żaden sposób nie była zauroczona. Zauroczenia zbyt szybko przemijały, a to co miała czuć Marika musiało być czymś głębszym i poważniejszym. I tego mógł oczekiwać od niej. Niczego więcej. I kiedyś, być może będzie mogła mu to dać. Poza tym nic nie mogła poradzić na to, ze Adam sam w sobie był tak cholernie przystojny z tymi swoimi przydługimi włosami. Czarne jak noc. Nawet jego bladość jej już nie przeszkadzała. On ją przyciągał do siebie. Czasami hipnotyzował i w rytm tego co jej grał miała ochotę się kołysać. Zapamiętywała każdą rysę jego twarzy tego jak złościł się jak uśmiechał. I cholernie jej się to podobało. Zapominając o tym kiedy go pierwszy raz ujrzała po wypadku zdążyła go już lepiej poznać i no cholera podobał jej się, ale wciąż nie czuła tego co czuć powinna. Pieprzona niepamięć. Wszystko mi zabrałaś! Jesteś bez serca! - O ile pamięć w ogóle mogła mieć serce co nie było realne. Nadaremno się wściekała. Błogosławioną cisze jaka zapanowała między nimi przerwała pielęgniarka. Marika zwróciła głowę w jej stronę. Wysłuchała od początku do końca mając na uwadze słowa Adama i pokiwała głową. - Dobrze. Jeżeli taka potrzeba mogę jechać. - zgodziła się bez zająknięcia jak nie ona sama. Nie dziwiła się temu, że Adam ucieka. Tak uciekaj, bo gryzę... Następnym razem pogryzę Cię bardziej! Z uczuciem zrezygnowania obróciła głowę w stronę męża, który zabierał od niej syna i zawahała się na moment. - To się więcej nie powtórzy. I nie bierz tego do siebie za moje wybryki. - wzruszyła ramionami zapominając, ze w pokoju jest pielęgniarka. Musiała się opanować. Dlaczego wy faceci gdy robi się gorąco zawsze uciekacie w popłochu? Dlaczego Ty uciekasz? Przecież mówiłeś, ze mnie kochasz, a jednak mój pocałunek Cię złości. Czyli, że nie do końca jest tak jak mówisz drogi małżonku. Boisz się jak bym parzyła lub była jakaś trędowata i swoim dotykiem mogłabym Cię zarazić... - oczywiście jak zwykle przełożyła sobie to na swoje myślenie już nie zachwycając się tym tak bardzo. Może popełniła błąd i nie powinna tego robić. Dała się odwieść do lekarza bez słowa protestu. Kiedy Adam szepnął jej coś na ucho odpowiedziała mu tym samym. - Uważaj bo z rąk Ci się wywinę. - sama pozostawiła go z tą zagadką co miała na myśli. I dosłownie po chwili się pożegnali. - Będę czekać. - odpowiedziała zobojętniałym tonem głosu. Jeżeli niedawno się cieszyła, to teraz była wpół chodzącą sprzecznością uczuć. Zakazała sobie robienia więcej takich rzeczy. Powinna być poważniejsza. I tego chyba też oczekiwał od niej jej mąż. Odbierano jej wszelką przyjemność i radość. Przybrała na twarz maskę zadowolenia i okazu zdrowia by lekarz nie miał się do niej o co przyczepić. I lekkim uśmiechem na twarzy wjechała do pokoju w którym miano ją zbadać.

/ Pokój badań


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marika Knight dnia Wto 0:25, 19 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 1:35, 19 Kwi 2011    Temat postu:

/ Pokój badań

W czasie gdy jej nie było zostawiono dla niej obiad składający się na ziemniaki z chudym mięsem z piersi kurczaka i sałatką, której nie potrafiła określić. Jaaa szarpnęli się? Jakieś święto? - Nie zastanawiała się nawet jak to będzie smakować, a coś zjeść musi przecież. Pielęgniarka z ostrożnością i uważając na nią pomogła Marice się przedostać na łóżko jakie zajmowała. Trochę się namęczyły obie, ale w końcu jakoś się udało bez żadnych szkód. Usadowiła się do odpowiedniej pozycji tak aby było jej wygodnie. Po chwili pielęgniarka zabrała wózek i zostawiła Marikę obiecując, że wróci po talerz. Dodała, ze ma nadzieję iż będzie pusty. Chyba chciała zażartować, ale Marika nie poznała się na jej żarcie. Dobrze, ze młoda kobieta była już obrócona do niej plecami bo zobaczyłaby jej piorunujące spojrzenie. Kiedy została sama postawiła przed sobą tacę przyglądając się jedzeniu. Ukrawała sobie kawałek mięsa i wsadziła go do ust. I pierwszy raz stwierdziła, ze nie jest takie najgorsze. Kucharza zmieniliście? I dobrze, bo tamten był bardzo kiepski... - O ile Marika była wybredna, o tyle nie szło jej dogodzić. Wiele nie potrzebowała, ale uważała, ze jeżeli czegoś jest niewiele to ma być to w doskonałej jakości z czym kłóciła się szpitalna stołówka. Na szczęście już niedługo będzie tu musiała się żywić w co bardzo mocno wierzyła. W względnej ciszy jadła swój posiłek zaspokajając głód nie tylko dla siebie, ale i dla tych istotek, które nosiła w sobie. Po kilku minutach na szafce wylądował o dziwo pusty talerz. Popijała kompot by nie czuć suchości w buzi i pozbyć się ewentualnych resztek jedzenia jakie mogłyby utkwić między jej zębami. Pusty kubek trafił koło talerza. Marika otarła sobie wierzchem dłoni usta. Jak zawsze po jedzeniu czuła się okropnie senna. Dodatkowo wymęczona przez skoki nastroju, badania i tak ogólnie nie miała siły na nic. Przymknęła powieki by poleżeć, ale pech chciał, ze nawet na dobrą sprawę nie wiedząc nawet kiedy zasnęła umęczona. Nie wiedziała ile jej zeszło na spaniu, ale kiedy otworzyła oczy będąc jeszcze rozespaną i z niezbyt przytomnym wzrokiem rozglądając się po sali za oknem było już dość ciemno, więc musiała przespać kilka dobrych godzin. Po talerzu z obiadu nie było śladu więc musiał zostać zabrany przez pielęgniarkę, która jej to obiecała. Ogólnie Marika była mało rozmowna. Nie chciała się wdawać w żadne dyskusje z nikim uważając to za co najmniej niepotrzebne i bezsensowne. Kark jej zdrętwiał od leżenia w jednej pozycji więc w miarę możliwości poprawiła sobie poduszkę na której leżała. Ziewnęła zasłaniając usta dłonią. Leżała w bezruchu rozmyślając o tym co się dzisiaj stało. I nie była zadowolona z swojego występku. Nie powinna w żaden sposób tak postępować zakazując sobie tego po raz kolejny surowo. Musiała trzymać męża na dystans tak jak do tej pory. I sama nie mogła mu dawać żadnych powodów do takich czynów do momentu kiedy nie będzie pewna, ze kocha Adama. Marika przymknęła powieki czując się pustą w środku. Westchnęła ciężko. Przypomniało jej się, ze jej mąż zostawił jej odtwarzacz. Sięgnęła do szafki po niego. Włączyła go, a do uszu wsadziła słuchawki. Ustawiając średnią głośność by nie dudniło za bardzo puściła play, a w słuchawkach rozniosły się takty gitary, perkusji i ciężkiego, męskiego głosu, który darł gardło, a Marika czuła się lepiej słuchając takich brzmień. Potrzebowała ich dla ukojenia własnych nerwów. Oj długo jeszcze tak leżała nawet gdy w szpitalu panowała już cisza, a na korytarzu bardzo rzadko można było spotkać pielęgniarkę mającą nocną zmianę czy lekarza idącego sprawdzić czy wszystko w porządku i odwalającego swoją robotę. Marika w najmniejszym stopniu nie zwracała na to żadnej uwagi. Nawet tego nie słyszała. Wpuściła się w trans. Muzyka ją poniosła. Tak się w niej zasłuchała, ze dosłownie po jakimś czasie ukojona i uwolniona od wszelkich trosk ze spokojem i czystym sumieniem zasnęła nawet nie zdążając wyłączyć odtwarzacza. Przez całą noc miała czysty niczym niezmącony i niezachwiany sen, a muzyka wciąż grała wprowadzając ją jeszcze w głębszy trans. I tak jej to zleciało do samego rana. Po pokoju ktoś się kręcił, a ona wciąż nic nie słyszała. A to pozwoliło jej przespać dodatkowy czas by mogła obudzić się wypoczęta i wyglądać dobrze i tak samo się czuć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:57, 19 Kwi 2011    Temat postu:

/ Sypialnia / Dom Adama Knight'a / Obrzeża

Życząc sobie by po raz ostatni odwiedzać ten szpital wszedł przez jego główne drzwi zmierzając na górę. Ziewnął szeroko zakrywając usta wierzchem dłoni. Junior, który od rana chyba wziął sobie za punkt honoru by utrudnić Adamowi wszystko ile tylko będzie można siedział na jego ramieniu bo za nic w świecie nie chciał podróżować w nosidełku co obwieścił parokrotnie głośnym rykiem. Cudem było że dał się przewieść samochodem, choć jak podejrzewał Adam, mały nie zwrócił uwagi na to w czym siedzi zajęty bardziej zmieniającymi się za szybą obrazkami Forks. Kiedy podróż się skończyła jakby sobie o czymś przypomniał i natychmiast wygiął usta w podkówkę, a jego ojciec nie ryzykując kolejnego rwetesu wziął go na ramiona. Poprawił plecak i skłonił się machinalnie przed pielęgniarką, która wczoraj zabierała Marikę na badania, kiedy on wychodził. Ciekawe jakie miała wyniki? Cholera, powinienem do niej zadzwonić. Za chwilę jednak jego niewiedza mogła zostać zaspokojona bo chwycił klamkę od drzwi za którymi powinna być jego żona. Zajrzał do środka i zobaczył Marikę, tak jak zazwyczaj widywał ją od dwóch tygodni. Półleżącą na łóżku z nogą, która znów wzbudziła w nim skojarzenia z Trzecią Rzeszą Niemiecką. Uśmiechnął się pod nosem, stwierdzając że to skończony absurd i powiedział - Dzień dobry Mariko. Nadal chce ci się wychodzić na to... - zerknął na okno i dokończył tonem który nie pozostawiał wielu wątpliwości co do jego niechęci - Słońce? Bo słyszałem że ktoś może cię stąd zabrać, o ile masz czyste papiery i nie nagrzebałaś sobie przez noc u lekarza. - zaoferował przysiadając na brzegu szpitalnego łóżka. Pochylił się i cmoknął kobietę w czoło czując że więcej w nim tej niepohamowanej i irracjonalnej ciekawości niż chęci wzbudzenia w Marice niechęci i przywrócenia jej szczątkowego rozsądku. Plecak zsunął się z ramienia mężczyzny, a on wsunął go pod łóżko stopą. Spojrzał na szafkę gdzie spoczywał znajomy mu odtwarzacz i uniósł w górę brwi stawiając kobiecie nieme pytanie odnośnie tego co prawdopodobnie słuchała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:07, 19 Kwi 2011    Temat postu:

Słuchawki niemiłosiernie zaczęły jej się wbijać w uszy kiedy tak już przeleżała z nimi te kilka godzin. Co najprawdopodobniej wzbudziło w kobiecie niezadowolenie. Otworzyła oczy i dłonią sięgnęła do kabelka ciągnąc go w swoją stronę i wyciągając w ten sposób słuchawki z uszu. Wyłączyła odtwarzacz, który jakimś cudem się nie rozładował. Położyła go na szafce. Spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Było świeżo po 9 rano. Załapała się na śniadanie. W zasadzie nie była zbyt głodna, ale nie mogła myśleć jedynie tylko o sobie. Kiedy skończyła w zasadzie była 10, a jeszcze musiała się z pomocą pielęgniarki ogarnąć. Co zajęło jej trochę więcej czasu. Ułożona na nowo na łóżku czekała na męża. Dochodziła prawie 11, a ona była strasznie cierpliwa. Dowiedziała się w między czasie, ze jej wyniki są jak najbardziej w porządku, a lekarz nie miał żadnych zastrzeżeń co do niej. To dobrze rokowało. Zostało to odpowiednio zaznaczone w jej karcie. Kiedy tylko otworzyły się drzwi Marika zwróciła w tamtą stronę głowę jak by czekając na zbawienie, które miało nadejść. Widząc męża i syna czuła się jakoś lżej bo jej humor dzisiaj nie należał ani do najlepszych, ani też do najgorszych. Był pośredni. - Dzień dobry Adamie. - odpowiedziała mu uprzejmym tonem głosu. Pokiwała głową. - Oczywiście, że chcę. - Przerwała mu wpół zdania wpadając w słowo. - Byle jak najszybciej. - zrobiła cwaną minę oglądając swoje paznokcie ze znużeniem. - Papiery mam jak najbardziej czyste, a co do lekarza, to nie miałam jak. Przespałam tak jak pan bóg kazał calutką noc. Nie miałam jak mu zaleźć za skórę. - Co do tego mógł być pewien. Czuła się dziś dość świeża. Włosy zalatywały jej nutami kwiatowymi. A ciało pachniało brzoskwinią. Kiedy mąż ją ucałował w czoło znów się cała spięła. Wszystko wracało do stanu rzeczy z początku. Marika bardzo dobrze pamiętała o swoim zakazie i groźbie męża. Nie życzył sobie tego, a Marika szanowała jego wolę i tego miała zamiar się trzymać. Kiedy tylko musnął ustami jej czoło odsunęła się w bok jak by ją parzył. Powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem i wzruszyła ramionami. - Nie wiem na czym skoczyłam. Zasnęłam z słuchawkami w uszach. A rano za bardzo mnie bolały by słuchać dalej. - Więc nie uzyska od niej konkretnej odpowiedzi. Bo po prostu nie pamiętała. Spojrzała na syna i od razu wyciągnęła w jego stronę ręce zabierając na chwilę go mężowi by się z nim przywitać. Ucałowała go w policzek na przywitanie, a on się skrzywił na ten gest. Marika nie zrażała się. Uśmiechnęła się do niego przymilnie. - Jaka skwaszona mina. Mama Ci już nie pasuje? - zapytała go tak jak by miał rozumieć cokolwiek z jej słów. Nie musiał jej odpowiadać. Póki co jeszcze nie miał takiej zdolności. - I co rozmawiałeś z Benem? - zapytała nie mogąc się powstrzymać od ciekawości bo już tak strasznie nie mogła się doczekać tego by stąd wyjść. Nie musiała po sobie zostawiać dobrego wrażenia, nie zależało jej na tym, ważne by opuściła ten budynek jak najszybciej i nie wracała tu w ogóle co akurat nie było możliwe, ale im mniej z nim będzie miała styczności tym lepiej. Utkwiła spojrzenie swych brązowych oczów, które teraz bardziej przypominały rozlany, złoty miód niż sam brąz w oczach Adama wyczekując na to co powie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:03, 20 Kwi 2011    Temat postu:

Czarnowłosy uśmiechnął się pragnąc wyrazić w ten sposób zrozumienie dla Mariki. Jak na pierwszy tego dnia uśmiech wyszedł mu całkiem przekonująco i szczerze - Nie martw się. Już niedługo. - pocieszył ją chcąc by to podniosło kobietę odpowiednio na duchu. On sam z godziny na godzinę na tym duchu upadał. Mimo tego że chciał mieć swoją żonę blisko siebie, obawiał się bliżej nieokreślonych komplikacji. Podejrzewał że kiedy będą w domu zamiast bliskości względem siebie, którą teoretycznie powinni poczuć, oni zaczną się zachowywać jak obcy dla siebie ludzie. Po chwili jego podejrzenia mogły okazać się słuszne. Spojrzał na Marikę a kącik jego ust drgnął nieznacznie jakby powstrzymywał się od śmiechu. A cóż to się stało? Pokręcił głową i zacmokał. Ugryzł się jednak w język, a słowa które miał na końcu języka zostały na nim czekając na swoją kolej.Przesadzasz, naprawdę przesadzasz... Każdy inny temat był lepszy i bardziej neutralny, a muzyka na szczęście bardziej ich łączyła niż dzieliła - Nie pytam na czym skończyłaś. Pytam czy ogół ci się podobał. To chyba nie jest aż tak bardzo trudne, prawda? Adam skoro był wolny od Juniora przesunął się i oparł o tył łóżka krzyżując ramiona na piersi i starając się nie ziewać. Zaczął bawić się kolczykiem w lewym uchu okręcając go machinalnie - Jemu nic nie pasuje, nie chodzi tylko o ciebie. Od rana jest nabzdyczony... Nie wiem co go ugryzło. - tym bardziej nie miał pojęcia po kim Junior dziedziczył takie zachowania. Przecież nie po dwójce tak idealnych rodziców, naprawdę... - Nie nie rozmawiałem z Benjaminem i nie będę z nim rozmawiał. - oświadczył pewnie. Co mu po Benjaminie? Wypisy ze szpitala załatwiało się z ordynatorem - Grace kazała ci pogratulować. Powiedziałem jej... - mruknął wywracając lekko oczami - Że jesteś w ciąży. Bardzo się cieszy i ma nadzieję że będzie wszystko dobrze. - wyrecytował na wydechu to co mniej więcej powiedziała jego matka. Adam zerknął na zegarek stwierdzając że poczeka jeszcze trochę, nie miał pojęcia czy lekarz teraz może go przyjąć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:53, 21 Kwi 2011    Temat postu:

- Nie martwię, przecież mi to obiecałeś, więc raczej nie mam czym się zamartwiać. - Wierzyła przecież w słowa swojego męża, że dziś zabierze ją do domu. Odwzajemniła jego uśmiech. Lekko bo lekko, ale jednak. Zaczesała sobie opadający na jej oczy kosmyk grzywki na bok by dalej jej nie przyprawiał o nerwy. Nie było to wcale do niczego jej potrzebne. Obcy? Niestety jest to niemożliwe. Obcymi ludźmi mogliby być dla siebie gdyby nie znali się w ogóle, a oni byli małżeństwem, co najwyżej mogą faktycznie ograniczyć kontakt cielesny, ale nic więcej, a i tak nie wiadomo jak długo to będzie trwało. Życie było pełne niespodzianek. Więc niech Adam się tak na zapas nie zamartwia bo Marika to na prawdę przewrotna kobieta jest. I nie raz jeszcze przyprawi go o ból głowy, albo jej zawrót. Przy niej wszystko było możliwe jak najbardziej. Źle go zrozumiała z tą muzyką i tyle. - Przepraszam inaczej odebrałam Twoje słowa. - odpowiedziała mu jak najbardziej spokojnym głosem. - Owszem bardzo mi się podoba. Lubię taką muzykę. Nastraja mnie pozytywnie. - Zaśmiała się delikatnie przyglądając się synkowi, który był taki kapryśny. - Hm... Nie mam pojęcia, może mu idą kolejne zęby? Albo coś go boli? - Nie potrafiła tego jasno określić. Miała nadzieję, że to tylko stan przejściowy i jej syn się poprawi. - Mama Cię trochę pozaczepia. - robiła jemu na przekór. Usadziła go sobie obok siebie. Dłonią zaczesała mu włosy na bok. Zaczęła bawić się sznureczkiem jego małej bluzy. Miziała go nią po policzkach, on się tak zabawnie krzywił próbując mu ją wyrwać bezskutecznie bo dłonie Mariki były szybsze. Spojrzała w milczeniu na Adama gdy obwieścił jej, ze nie zamierza rozmawiać z Benem. Nie skomentowała tego jednak. Najwidoczniej jej mąż wiedział co robi. - Grace? Ach Twoja matka. - pokiwała głową. To chyba nat6uralne, że Adam jej powiedział skoro kolejny raz miała zostać babcią. - Dziękuję, też mam taką nadzieję. - Nie inaczej. Chciała by wszystko było w porządku. Do samego rozwiązania i dłużej. Czas pokaże co to będzie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 12:02, 21 Kwi 2011    Temat postu:

Chyba czasem za bardzo we mnie wierzysz, moja droga. A co jeśli nie? Czy zawiodę twoje zaufanie po wsze czasy? Nie uwierzysz w ani jedno moje słowo? Miał się nad czym zastanawiać. Wyraz bladej twarzy jak zwykle nie zdradzał rozterek Adama. Był neutralny. Zazwyczaj poważny jak i teraz. I dlaczego się uśmiechasz? Bo dajesz się nabierać na moje… Trudno było nazwać to, co czynił. Bo przecież jej nie uwodził, chyba nigdy tego nie potrafił. Nie zwodził jej. Bo nie zamierzał zostawić. Chyba jak zawsze trochę naginał prawdę, po to by Marika czuła się dobrze. I jak zawsze przynosiło to efekty. Jego zmęczenie schodziło na dalszy plan, jego zamiary były mniej istotne. Uważał że tak właśnie jest dobrze. Uczynił jakiś bliżej nieokreślony ruch, który był czymś między obojętnym wzruszeniem ramion a zachęceniem kobiety do tego by jednak powiedziała, co sądziła. Tym razem mimo że uśmiech mężczyzny był równie wątły, przynajmniej był całkiem szczery i nieudawany – Wiem coś o tym, choć nie ująłbym tego tak jak ty. Po prostu nastraja. Nie zawsze pozytywnie. Chyba trafiałaś na same lajtowe kawałki, a te cięższe zwyczajnie przespałaś. – Adam przesunął dłonią po policzku naciągając lekko skórę spoglądając na plecy juniora i zastanawiając się o co mu mogło chodzić – Cokolwiek to jest niech mu przechodzi jak najszybciej. Nie dał się wsadzić do nosidełka. Rano niedługo na kolanach musiałbym błagać by coś zjadł. – wymieniał mężczyzna krytycznym tonem – Do wieczora może się jeszcze wiele zdarzyć. – mruknął kończąc tonem w którym niechęć mieszała się ze zgryzotą. Zmarszczył lekko brew. Na miejscu Mariki nie pogrywałby sobie tak z Juniorem. Nie miał ochoty później go uciszać i uspokajać. Ułowił spojrzenie Hiszpanki jakie na nim spoczęło i powiedział – On nie ma nic do twojego wypisu. Mi jest potrzebny ordynator. Z Benjaminem możesz sobie pogadać w domu, jeśli tak bardzo tego potrzebujesz. – stwierdził pilnując się by echo przekąsu nie zagnieździło się w jego głosie. Ach, twoja teściowa. Skinął głową pokazując Marice że pamięć jej teraz nie zawodzi i nic nie pomyliła. Kiedy zapadła znów ta męcząca cisza Adam mruknął – Kanapa się rozkłada.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:52, 21 Kwi 2011    Temat postu:

A to lepiej było by w ogóle w niego nie wierzyła mając jego słowa za pobłażliwe i nic nie warte? Chyba to wiadomo lepiej, ze mu ufała. Komuś musiała, skoro samej sobie nie mogła. A jeśli się sparzy? No cóż wtedy będzie się o tym myśleć. Po co zawracać w tej chwili sobie głowę takimi rzeczami skoro poniekąd można się cieszyć z innych. Chociażby z tego, ze będzie ją miał obok siebie? Może i w trochę dziwnej konfiguracji, ale potrzeba na wszystko czasu lub chociażby i z tego, ze ona wciąż z nim jest. Już nie raz dawno temu mogłaby odejść, nie wybaczyć, zapomnieć, a ona wciąż z nim pomimo wszystko jest. Chyba to wystarczająco o czymś świadczy? Ale nie Adam nie jest osobą, która potrafi cieszyć się z byle czego. On zawsze doszukuje się najgorszego i zakłada najgorszy scenariusz, a czasem niepotrzebnie bo i mniej nerwów by się najadł i był spokojniejszy, ale chyba to już nie był ten sam Adam, którego wszyscy znali. - A mnie zaś jak jest dobra muzyka pozytywnie. Czy to są lekkie brzmienia czy ciężkie. Coś przy czymś idzie się pokiwać, zasłuchać i temu podobne. Nie wszystko musi być smutne. - przedstawiła mu kolejny swój punkt widzenia na ten temat. Choć czasami jak myślało się o przykrych rzeczach i do tego dochodziła smutna piosenka, to źle się robiło. Za bardzo ją wtedy ściskało i chciało płakać. Jakaś, taka dziwna reakcja więc unikała takich rzeczy. - Może się nie wyspał? Albo po prostu ma taki dzień jak większość dzieci. Przejdzie mu na pewno przejdzie. Prędzej czy później... - Chyba jednak każde z nich wolało by nastąpiło to szybciej niż później bo Marika właśnie zarobiła placka w twarz. Zmarszczyła czoło spoglądając z krytyką na syna, który nic sobie z tego nie zrobił. - Nie wolno tak robić mamie. To nie jest miłe. - Przemówiła do niego spokojnym głosem, a przynajmniej starała się by na taki zabrzmiał. - Wiem przecież wiem, tak tylko zapytałam. Nie wiedziałam po prostu z kim będziesz to ustalał i tyle. - wzruszyła ramionami z obojętnością. Mało ważnym dla niej było kto ją wypisze, najważniejsze by to zrobił i to jak najszybciej. - O ile po wczorajszym jeszcze będzie chciał mnie widzieć i ze mną rozmawiać w co szczerze wątpię, bo wszystko jest możliwe. - Uszanowała by decyzję Benjamina gdyby tak postanowił. Miał do tego prawo, a Marika przegięła i nawet nie miała okazji go przeprosić za swoje zachowanie, a nie chciała tego robić przez telefon. Po prostu musi na niego trafić i już. - To dobrze, choć na prawdę zadowoliłabym się nawet połówką i nie pisnęłabym słowa protestu. - Marika po prostu była minimalistką i wolała mieć czegoś mniej, ale z konkretem. Poza tym jej wiele do szczęścia nie trzeba było tak jak i do życia.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 23:50, 21 Kwi 2011    Temat postu:

Nie. Tego ani nie powiedział, ani nie pomyślał. Uwielbiał się czepiać czegoś czego nikt inny by nie ruszył, był mistrzem w wyszukiwaniu takich małych, błahych spraw, które po jego zainteresowaniu potrafiły urosnąć do horrendalnych rozmiarów. Choćby teraz mógł stwierdzić że Marika jest zbyt ufna. Chrzanić ich małżeństwo Znajdowała się obok nieprzyjemnego powierzchownie mężczyzny. Obok kogoś kto jednym krótkim spojrzeniem potrafił wyrazić niechęć do całego świata. Obok kogoś kto mało liczył się z innymi, jeśli tego nie chciał, a zazwyczaj tak było. Znajdowała się obok kogoś, kogo ktoś rozsądny omija szerokim łukiem. A jednak Marika mimo wszystko rwała się do tego by oddać się w jego ręce, by pojechać tam gdzie zechce ją zawieźć, by gdzieś z nim żyć. Co gorsza nie wiedziała dlaczego to robiła. Bo miał taką samą obrączkę na palcu? Bo twierdził że dziecko jest wspólne? Nie mogła mieć pewności że jest dobrym człowiekiem, dobrym mężem, jednak robiła to co robiła. Była zbyt ufna, a Adam był przyzwyczajony do tego ze obchodzono się z nim jak z bombą, albo co propagowała Grace rozbrajało się go od razu jak granat. A co było złego w znajdowaniu najgorszego scenariusza? Nie mydlił sobie oczu, bolało mniej, nadzieją się nie łudził. Bardzo rozsądne w jego mniemaniu. Jeszcze źle na tym nie wyszedł. Tym się objawiała jego niepowtarzalność - A kto powiedział że musi? Nie miałem nic takiego na myśli. A muzyka nie dzieli się na pozytywną i negatywną. Mamy przecież wiele odcieni pośrednich. Zleży od płyty, zespołu i nastroju tekściarza, który wszystko tworzy. - stwierdził odginając przy tym palce. Wyłamał je po kolei zatrzymując się chwilę dłużej na małym palcu lewej dłoni, który nie chciał tak charakterystycznie strzyknąć - Nie wiem Mariko. Niech mu szybciej przechodzi bo jest dziś nie do zniesienia. - a wiadomo było ze Adamowi czasem nie potrzeba było wiele do chwilowej utraty kontroli nad swoimi nerwami, co mogło być bardzo przykre dla otoczenia, a Junior jako taki nie odpowiadał za siebie. Mężczyzna zacisnął wargi by nie parsknąć śmiechem. Przełknął powoli i zasłonił usta dłonią przyglądając się cierpliwym pouczeniom Hiszpanki z pewna rezerwą. Nie zamierzał się wtrącać. Adam odchylił głowę w tył i powiedział przyglądając się sufitowi - Benjamin nie potrafi nie mówić. - przesunął palcami po szyi skubiąc skórę która ją opinała - Nawet gdybyś się na niego wściekła i powiedziała coś za dużo, on chyba byłby w stanie za pięć minut rozmawiać normalnie dalej i to jeszcze tak jakby się nic nie stało. Nie wiem co z nim jest ie tak i w gruncie rzeczy nie chcę wiedzieć. - zawyrokował czarnowłosy wiedząc ze lepiej w takie dziwactwa się nie wgłębiać i trzymać się od nich jak najdalej. Miał masę swoich problemów, wystarczało mu ich w zupełności - Jak znam życie wpadnie do nas przy najbliższej okazji. I będzie jak zwykle wkurzająco pogodny. - zmarszczył lekko czoło pewnie już przeżywając pojawienie się młodszego od niego mężczyzny w domu. Zapewne z Jeanine. Jeszcze lepiej. - Ale później piszczałabyś z bólu. - rzucił czarnowłosy i wstał. Wyprostował się oznajmiając - Idę poszukać lekarza. - spojrzał na Juniora ale polecenie 'masz być grzeczny' nie wywarłoby najmniejszego skutku, więc obrócił się na pięcie mając nadzieję że kiedy wróci wszystko będzie w porządku. Marika mogła się pomęczyć z małym dobre pół godziny aż drzwi na salę otwarły się ponownie - Co za sukinsyn... - dobiegło od drzwi a głosu który to powiedział nie można było z żadnym innym pomylić - Czy oni wszyscy maja tutaj iloraz inteligencji przeciętnego trutnia? - zapytał gorzko Adam zamykając za sobą drzwi - To chyba przecież oczywiste że rozumiem i wyobrażam sobie wszystkie rzeczy które wiążą się z twoim pójściem do domu. Nie porzucę cię na pastwę wilkom, ani innym dzikim zwierzakom. Nie zamknę w piwnicy jak obłąkanej. Co za kretyn! Marika, pakuj się! - rzucił ale rozłożył tylko dłonie w niemym geście błagania o pomoc, albo o dodatkowa cierpliwość. W jednej z nich widniała skromna biała koperta formatu A4, najpewniej z wypisem - Wybacz. Ja cię spakuję. I pamiętaj żebyśmy odebrali od pielęgniarki kule. Mamy je zwrócić kiedy nie będziesz ich potrzebowała. To chyba wszystko. - mruknął i wypuścił z siebie powietrze. Podszedł do łóżka i wsunął jej papiery do plecaka.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adam Knight dnia Czw 23:51, 21 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:39, 22 Kwi 2011    Temat postu:

To po co sobie ją brał za żonę skoro teraz mu przeszkadzało to, ze Marika za bardzo mu ufa? Wcześniej jakoś nie miał z tym problemów. Była jego żoną to sądziła , ze może mu ufać przecież. Tak jak wtedy tak i teraz. No chyba, ze nie powinna? To inna kwestia, bo jeżeli tak bardzo mu na tym zależy to może przestać w bardzo szybki sposób, ale wtedy niech nie oczekuje od niej, ze nie będzie się czepiać o każde wypowiedziane przez niego słowo i doszukiwać się wciąż dziury w całym z myślą, ze jego słowa mają i tak całkiem inne podłoże niż jej przedstawia. To zdanie Adama na swój temat. Jeżeli chce może tak o sobie sądzić, ale niech da Marice szansę na to by sama mogła zadecydować i osądzić jak chce widzieć Adama i w jaki sposób ma go oceniać. Nie mógł jej w żaden sposób narzucać swego zdania. Sama to oceni. Może i nie mogła. Przecież tego właśnie się uczyła teraz. Czy wolałby może aby Marika się go na każdym kroku bała i chodziła wystraszona? Czy na tym właśnie mu zależało? Na zrażeniu jej do siebie? Chyba właściwie sam nie wiedział czego tak do końca chce, a Marika nie mogła się rozdwoić i być dwoma różnymi osobami. Jeszcze nie całkiem się w tym wszystkim odnalazła, ale przecież starała się jak mogła. By ich życie pomimo wszystko wyglądało jakoś normalnie. Nie chciała być dla nikogo ciężarem i kulą u nogi. I nie trzeba było się z nią obchodzić jak z jajkiem. - Nie powiedziałam, ze się dzieli na jakąś. Mówię jedynie, że mnie nastraja pozytywnie. Mniejsza, o to. - To akurat było mało ważne. - Spokojnie. Zajmę się nim. Nie trzeba się od razu denerwować. - Jej mąż chyba jeszcze mało był przyzwyczajony do takich sytuacji. Marika podchodziła do tego bardziej na luzie. Nie było w tym raczej niczego niepokojącego. Skąd małe dzieci miały wiedzieć co jest dobre, a co złe? Nie można było je winić za to. Każde z nich kiedyś w ten sposób broiło i ich rodzice jakoś sobie dawali radę i oni też sobie dadzą. - Czasami to jest dobre. Bo możesz komuś coś powiedzieć, a i tak się na Ciebie nie obrazi. Ben... On po prostu taki już chyba najwyraźniej jest. Nie każdy musi być wiecznie ponury z rezerwą podchodzący do wszystkiego. Nie można nikomu tego bronić. - Tak, zapewne Adam wolałby aby otaczający ich świat był pełen ludzi podobnych do niego, bez wyrazu, bez uczuć, pełen minimalizmu bez bliższych kontaktów ani uśmiechu. Taki ponury, szary świat. No cóż pech chciał, ze nie miał takiej władzy by to uczynić. - Pożyjemy, zobaczymy. - Tyle na to mogła powiedzieć. Czas wszystko pokaże. - Nie piszczałabym z bólu w żadnym wypadku. - Nie mógł tego wiedzieć bo nie był nią. Ot, co. - No dobrze... - Marika westchnęła cicho. Odprowadziła męża wzrokiem do drzwi, a kiedy za nimi zniknął zajęła się synem. Starała się jak mogła go zabawiać, ale i uspokoić. Czasem wychodziło lepiej, a czasem gorzej. Najgorsze było to, ze strasznie był ruchliwy, a Marika chociażby chciała nie mogła się nadmiernie ruszać. Czasami strzelał takie miny, ze Marika zaczynała się głośno śmiać, a mały nawet czasem jej wtórował. Z tego dobrego humoru wyrwało ją nerwowe gadanie jej męża gdy do nich powrócił. Nawet w pierwszej chwili to się wystraszyła wzdrygając kiedy tak znienacka wpadł na salę. Szybko jednak się opanowała niczego nie pokazując po sobie. Wysłuchała jego nerwowej gadki wywracając oczami. - To lekarz, takie są procedury wszędzie. Taka jego praca. Musi Cię uświadomić czy wiesz o tym, czy nie w razie gdyby si coś stało, on ma czyste ręce. Czego się spodziewałeś? Za bardzo się denerwujesz.... - Skrzywiła się kiedy nakazał jej się pakować. Z drugiej strony chciało jej się śmiać więc jej mina dłuższy czas zmieniała się między czymś jak by kpiącym uśmiechem, a politowaniem. No oczywiście, już wstaję i lecę się pakować. Poczekaj tylko wyczołgam się z tego łóżka... - podrapała się po karku. - No, chyba ciężko mi będzie. - powstrzymała się od kąśliwego tonu by nie denerwować jeszcze bardziej męża. Dała mężowi chwilę na uspokojenie się. Najwyraźniej obydwoje mieli tego szpitala po dziurki w nosie. - Jeżeli mógłbyś, choć w zasadzie to nie ma zbyt wiele do pakowania. - Bo praktycznie rzecz biorąc prawie nic tutaj nie miała. Cholera musiała się jakoś ubrać. Spojrzała na męża z zakłopotaniem. Nie wyobrażała sobie tego by on to miał zrobić, bo za bardzo by się tym krępowała. - Będę pamiętać. O, tak. Kiedy tylko nie będą mi potrzebne pierwsza je zwrócę. - Najchętniej o tym okresie jej życia zapomniała i wyrzuciła go całkowicie z pamięci. Niestety tak się nie dało. Choć czas mógł zacierać ślady. - Na prawdę poczuję się lepiej jak już opuszczę ten szpital. - Co w zasadzie miało nastąpić za kilka minut. A ona tak się już doczekać nie mogła, ze chyba tej dziecięcej radości nikt nie mógł jej odebrać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:18, 22 Kwi 2011    Temat postu:

Ależ źle go zrozumiała. Wiedział kogo brał za żonę i wiedział po co. Problemem dla Adama była jej ufność, którą okazywała po wypadku. Pamiętając Marikę, która kiedyś bez zmrużenia okiem mogła go zbluzgać jedynie za to że żył, Marikę która trzymała się od niego byle dalej i bezpieczniej, mógł mieć pewne podstawy do tego by się dziwić. Owszem, wtedy też zachowywał się wobec niej inaczej i o wiele mniej przyjaźnie niż teraz. Jak się okazuje zmiana w kobiecie zaszła większa niż można byłoby się spodziewać. Przecież dawał jej szansę, dawał jej ją cały czas. Miała okazję poznać go ze wszystkich stron, a na pierwszy ogień poszły te najgorsze, by nie musiała się później rozczarowywać za bardzo. Mogła decydować i mogła sądzić dowolnie. Nie, nie zależało mu na jej strachu, ani niechęci. Nigdy mu na tym nie zależało pomijając początek ich znajomości. Adam zawsze wiedział czego chciał, zawsze. Problemem było to że nie wszyscy rozumieli jego zachcianki. Jednak tym akurat mało się przejmował. To dobrze że nastrajają pozytywnie. Ciekawe co nastroiłoby cię negatywnie? Nokturny? Był przyzwyczajony. Znosił wszystkie humory Juniora w miarę dzielnie, jak na niego to nawet doskonale. Nie szkodziło mu chyba jednak denerwować się tym jak każdemu normalnemu człowiekowi. Adam uniósł lekko brew i zapytał - Doprawdy? Uważasz że to jest dobre? Nie wiem, mi kojarzy się z brakiem kręgosłupa i samozaparcia... Tak jakby człowiek nie miał nikogo innego do kogo mógłby się zwrócić, więc zostanie nawet z tym kto ma go w największym poważaniu... - dokończył kpiąco zamykając za sobą te nieszczęsne drzwi. Kiedy znów się otwarły był w o wiele gorszym nastroju, co rzucało się w oczy z daleka - Ale czy ja wyglądam na bezmózgą bakterię? - zapytał Adam poirytowany słowami Mariki jeszcze bardziej niż samym spotkaniem z lekarzem - Wystarczyło by mi powiedział że jest tak, a nie inaczej, a nie dopytywał się setkę razy czy wiem na co się pisze, jakby chciał sprawdzić moje zdrowie psychiczne i zdolność panowania nad nerwami. - warknął. Ta zdolność teraz chyba gdzieś pierzchła i opuściła czarnowłosego mężczyznę, którego oczy ciskały groźne błyski. Wcale się nie denerwuję. To naturalna reakcja, kiedy spotyka się takich... Adam zapiął zamek i spojrzał na swoją żonę kładąc zaciśniętą w pięść dłoń na biodrze Uchwycił pełne skrępowania spojrzenie Mariki, nie mając pojęcia o co jej może chodzić. Uniósł głowę trochę wyżej bo skojarzył odpowiednie fakty. Naprawdę, widziałem cię już nagą i nie jest to dla mnie żadną nowością. Nie poniżaj mnie aż tak i nie każ mi iść po pielęgniarkę. Przecież krzywdy ci nie zrobię. - Wiem, wiem że poczujesz się lepiej. - mruknął grając na czas i wyciągając z szafki rzeczy Mariki. Układał je systematycznie w plecaku by pomieściły się wszystkie, innej torby już ze sobą nie miał. Kucając obrócił się w jej stronę patrząc na kobietę i dziecko które miała przy sobie z dołu. Trzymał złożone w schludną kostkę coś co najpewniej było kompletem jej ubrań - Wziąłem ci jakieś luźniejsze spodnie, bo w jeansy pewnie się nie wciśniesz z tym... - zerknął na gips. Spodnie były dresowe i należały jak najbardziej do Mariki. Nosiła je kiedy nie mieściła się w żadne inne przy poprzedniej ciąży - Bluzkę... - wskazał na ciemny materiał - Bieliznę... - leżała na samym wierzchu. Chwycił pierwszy lepszy stanik i majtki. Miał niejasne przypuszczenia że coś bardziej fikuśnego przyprawi Marikę o niezdrowe rumieńce, kiedy zobaczy to w jego dłoniach. Adam wyciągnął ramię w tył i wspierając się o drugie łóżko wstał patrząc na Hiszpankę z jakieś normalnej perspektywy metra i dziewięćdziesięciu centymetrów - Chyba że chcesz wracać w piżamie. - stwierdził sztucznie obojętnym tonem, by nie denerwować jej bardziej. Mogła sobie wybierać to w czym chce wrócić. Na wybór garderobiany nie było miejsca, zadecydował za nią i wyglądał na takiego który jest w stanie odrzucić każdy sprzeciw. W gruncie rzeczy obie ręce miała sprawne i jego pomoc mogła nie być aż tak bardzo potrzebna. Mężczyzna spojrzał wyczekująco na ubrania, jakby to one miały mu odpowiedzieć, a nie Marika.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adam Knight dnia Pią 20:56, 22 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:38, 23 Kwi 2011    Temat postu:

Bo czasy się zmieniają? Mało miał okazji widywać jej zmiany? Przecież by;li ze sobą blisko, więc nie było w tym raczej nic dziwnego. Wcześniej było inaczej, a teraz jest inaczej. I nie ma się czemu dziwić. Bo po odzyskaniu pamięci przez Marikę wszystko jeszcze może ulec zmianie o całe 360 stopni. Nikt tego nie wiedział tak na prawdę. Ani on, ani ona ani też nikt inny. Życie czasami zaskakiwało w co najmniej bardzo dziwny sposób i nie zawsze były to pozytywne uczucia czy też chwile. I dobrze. Lepiej by widziała go takim jakim był niż miałby udawać przed nią kogoś kim tak na prawdę nie był. Marika nie ;ubiła fałszywych ludzi. I takich omijała szerokim łukiem. - Niekoniecznie. - spojrzała na męża ciągnąć dalej. - Ben... Nie on taki jest już. Mało bierze do siebie i szybko wybacza i nie chodzi tutaj w żadnym wypadku o to, ze nie ma do kogo się przyczepić. Gdyby tylko zechciał przecież mógłby stronić od nas, ale przyjaźń między ludźmi nie polega na tym. Po prostu jest chyba bardziej odporny na przykre słowa, a nerwową atmosferę próbuje rozładować zwykłym uśmiechem. Przynajmniej mnie się tak właśnie wydaję, choć oczywiście mogę się mylić. - Tego pewna w stu procentach być nie mogła. Mogła sobie tylko to wymyślać i brać na swoje myślenie. I nikt nie musiał jej w to wierzyć. Jeżeli zechcieli by się dowiedzieć jak na prawdę jest musieli by zapytać o to samego lekarza. Domniemanie rozprawianie o tym nie miało najmniejszego sensu. - Nie. Powiedziałam Ci już tak pracują lekarze. Co ja Ci na to poradzę? Nie wyżywaj się na mnie za to, ze ktoś Cię zdenerwował. - Powiedziała zgorszonym tonem głosy jak by ją tym uraził. Nic mu nie zrobiła, a Adam zbyt ostro reagował. Wolała się nie odzywać by niepotrzebnie jeszcze nie oberwać od czarnowłosego, który zapewne z chęcią spopieliłby wszystko co się rusza byle tylko sobie ulżyć. Westchnęła bezgłośnie patrząc w bok na białą, sterylną pościel. Odpychała ją bo wszystko to wciąż kojarzyło jej się z szpitalem. - Nie.... Daj mi to... - Wyciągnęła rękę w jego stronę by oddał jej rzeczy. Czyli, ze nie mogła liczyć na pomoc pielęgniarki, bo jej mężowi ciężko byłoby po nią pójść, bo musiałby wystawić się na pośmiewisko. Na prawdę... Czasami przesadzał... Oj bardzo przesadzał. Nabrała głębiej powietrza w płuca. - To dobrze. Nie będę się musiała martwić, że w coś się nie zmieszczę, a w piżamie nie zamierzam wracać. - spojrzała na niego przelotnie. Zacisnęła powieki i przygryzła dolną wargę. - Potrzymaj go. - oddała mu syna w jego ręce by w jakiś sposób mogła się ubrać. Kiedy go odebrał by nie przeciągać jej pobytu tutaj ściągnęła przez głowę piżamę rzucając ją na bok. Ubrała a siebie stanik czując się tym faktem zażenowana jak mało kto, ale musiała to zrobić, po chwili wciągnęła na siebie bluzkę. Mało ważnym było dla niej co teraz będzie miała na sobie, byle tylko się ubrać. - No dobra. To teraz gorsza część. Oddaj mi go... - poprosiła by złożył w jej ręce syna, aby sam miał dwie wolne dłonie. - I jak byś mógł to pomóż mi ubrać spodnie. Sama nie dam rady. - Starała się aby jej ton głosu brzmiał jak najbardziej naturalnie i nawet jej to dość dobrze wychodziło. Traktowała to jak nic nie znaczącego i coś co było normalnym. - To jak? - dawała mu wybór. Bo jak nie będzie chciał tego zrobić, no to cóż będzie musiała poprosić o pomoc pielęgniarkę. Innego wyboru nie miała. Albo wóz albo przewóz.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:17, 23 Kwi 2011    Temat postu:

Oczywiście że się myliła co do Benjamina, ale tego Adam jej już nie wyjaśnił, bo ona wiedziała swoje a on swoje. Nie były to stanowiska które mogły ze sobą współgrać, doprowadziłoby to jedynie do poważniejszego konfliktu, a tego tylko teraz czarnowłosemu do absolutnego szczęścia brakowało - Skąd... - zaczął a za moment mógł się zakrztusić własnym jadem, tyle go było w tym krótkim słowie - Nawet nie zacząłem się na tobie wyżywać. Wyobraź sobie, że... Ja tylko wyrażam swoje zdanie. - wytłumaczył unosząc na moment w górę dłonie jakby pokazywał że nie ma w nich żadnej broni. Jak zwykle czaiła się ona gdzie indziej. Wyrażał je jak wyrażał i chyba w takich chwilach wychodził z niego okropny choleryk, który przez większość czasu tkwił sobie gdzieś uśpiony i czekający na kolejną okazję. Adam machnął dłonią w powietrzu jakby oddawał Marice całą walkę na argumenty walkowerem i nie powiedział już nic więcej na temat rzekomej pracy lekarza, jego etyki i przymusu wypełniania przysięgi Hipokratesa. Niech nie odnosi się do jego myśli skoro nie wie jak je zinterpretować. Nie chodziło o to że nie chciało mu się iść do pielęgniarki by poprosić o pomoc. Chodziło o brak zaufania i beznadziejną wstydliwość, która ogarniała Marikę. Przecież mogła odmówić, w końcu nie robiłby niczego na siłę i uszanowałby jej zdanie. To że zawsze stawiał sprawę po swojej stronie jakby postanowił za nią to inna sprawa - Nie miałem na myśli tego że się nie zmieścisz. - powiedział podając kobiecie ubrania - Nogawki w jeansach nie rozciągają się tak jak w tych, a wolałem zapobiec temu że jedną wciągniesz, a drugą już nie. - czarnowłosy dla odmiany zacisnął szczękę. Jeśli myślała że to dla niego łatwiejsze niż dla niej to grubo się myliła. Nie wiedział jak postąpić wobec kobiety która aktualnie zachowywała się nastolatka krępująca się przed pokazaniem własnego ciała swojemu chłopakowi. Do diabła z tym... Przejął Juniora i odwrócił się mając nadzieję że kiedy spojrzy na Marikę ponownie nie znajdzie na jej miejscu garstki popiołu. Przypomnij sobie co raz wyprawialiśmy w... Wzniósł oczy ku sufitowi a Junior przesunął dłonią po jego uchu łapiąc za srebrne kółko. Przypomnij sobie i przestań się zachowywać jak pensjonarka. Wiedział że nie mógł od Mariki niczego wymagać, więc jego życzenia pozostały prywatnymi, niespełnionymi życzeniami. Odwrócił się kiedy Hiszpanka zdecydowała się odezwać i zobaczył że nadal przypomina samą siebie a nie zwęglone resztki - Yhm... - chrząknął co równocześnie można było uznać za zgodę na jej prośbę. Nie za bardzo wiedząc jak wciągnąć na nią poszczególne części dolnej garderoby stwierdził że chyba najwygodniej będzie kiedy wstanie. Poprosił ją o to wyciągając w jej kierunku dłoń. Nie musiała wiele robić. Wystarczyło że uniosła lekko raz jedną a raz drugą stopę. Mogła się przy tym zająć Juniorem i jakoś pominąć osobę Adama kręcącą się wokół niej. Starał się przy tym jak najmniej razy dotknąć kobietę, na wypadek gdyby jego palce miały sparzyć delikatną skórę Hiszpanki którą miał teraz przed nosem. Kwalifikowany pielęgniarz, klasy pierwszej. Pełen profesjonalizm, żadnego uczucia. Skoro tak czujesz się swobodniej... Machinalnie zawiązał sznureczki zwisające ze ściągacza. Wyprostował się i spojrzał w oczy kobiety niepewnie. Kiedy mrugnął jego wzrok znów był nieustępliwy, a jego właściciel pewny swego. Wszystkie kąśliwe pytania jakie mógł jej teraz zadać nie zostały zadane, bo był rad z tego że chyba właśnie przeszli przez najgorsze. I żadne z nich nie zrobiło drugiemu krzywdy - Grzebień? - zapytał śledząc wzrokiem przebieg loków, które wyglądały na malowniczo wzburzone, zwykle widywał je w większym, planowanym ładzie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:18, 25 Kwi 2011    Temat postu:

To nie było już ważnym. Niech temat ich przyjaciela pozostawią bez odpowiedzi. Tak będzie najlepiej dla ich obojga, bo faktycznie mogliby się wykłócać o to i o owo. - Tak, zdanie... - zakpiła sobie spuszczając głowę w dół jak by dławił ją własny śmiech. Jej twarz jednak pozostawała wciąż neutralna. Nie wyrażała niczego. Ani smutku, ani radości. Niech sobie wypowiada, ale w bardziej cywilizowany sposób, a nie taki, który razi innych. Lekarz go zdenerwował, a Marika musiała tego wysłuchiwać na własnej skórze. Wywróciła oczami, a jej ręce gdyby mogły opadły by na samą ziemię. I dobrze bo Marika swoje wiedziała i nikt chyba nie był w stanie jej tego przegadać. Dobra, dobra nie będzie już niczego więcej interpretować. A Marika właśnie, ze mniej czuła się skrępowana przy pielęgniarce niż przy nim, poza tym póki kobieta była pacjentką tego szpitala to miała obowiązek jej pomóc. Niech będzie, Marika niczego nie wie. - O to też mi chodziło. O moją nogę, że z gipsem się nie zmieści do zwykłych spodni. - Wyjaśniła mu bo chyba źle ją zrozumiał. Nie chodziło jej w żadnym wypadku o jej figurę. Broń boże. Akurat nie musiała mieć do niej żadnych zastrzeżeń. No jak postąpić? Normalnie. Może i trochę zachowywała się dziwacznie. Fakt, faktem. Jeszcze nie potrafiła się tak rozluźnić przy Adamie jeżeli chodziło o jej ciało, ale w końcu przecież jakoś musiała się uwolnić z tej nieszczęsnej koszuli. - No dobrze... - Podała mu dłoń trzymając na powrót w ręku syna z największą uwagą by jej się nie wywinął. I za pomocą Adama jakoś udało jej się wstać, ale wciąż musiała się przytrzymywać ramy łóżka bo miała problemy z utrzymaniem równowagi. Za pomocą jego instruktażu powoli podniosła jedną nogę aby mógł przeciągnąć przez nią spodnie, a później drugą co sprawiło jej trochę więcej problemu, ale jakoś oboje dali radę. A po chwili dzięki Adamowi była ubrana w spodnie dresowe. Nie komentowała tego jak wygląda, bo to akurat w tej chwili było mało ważne. Z powrotem usiadła na łóżku bo stanie w jednej pozie ją męczyło. Ułożyła obok siebie syna by nie musiał wciąż być podawany z ręki do ręki. - Tak, oczywiście. Przyda się. - odpowiedziała na pytanie męża dotyczące grzebienia. Zapewne jej włosy stały na wszystkie strony przedstawiając sobą komizm sytuacji. Jej oczy przesunęła się za ruchem ręki Adama sięgającego po grzebień z torby. Odebrała go od niego i wolno zaczęła rozczesywać swe loki, które niestety straciły na sprężystości. Czuła pod palcami, że są nijakie i potrzebna im jest pielęgnacja. Mocowała się z nimi kilka dobrych chwil, próbując rozczesać kołtuny. Po tym niezbyt miłym zabiegu wyglądały trochę lepiej, ale wciąż nie były takie jakie być powinny. Tutaj niestety nie miała możliwości aby coś z nimi zrobić. Oddała grzebień czarnowłosemu czekając na dalsze jego instrukcje, albo na cokolwiek bo nie wiedziała co jeszcze ma zrobić.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adam Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 3223
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:53, 25 Kwi 2011    Temat postu:

Wyglądała... Jak kobieta w dresowych spodniach z jedną nogawką podwiniętą. Normalnie. Jak najbardziej normalnie. Adam skinął głową i sięgnął do plecaka, by wyciągnąć z niego wspomniany grzebień. Przysiadł na brzegu łóżka patrząc jak Marika walczy ze swoimi włosami. Nie miała lustra więc korzystała z jego rad udzielanych półgębkiem, lub też musiała zgadywać gdzie ma coś jeszcze poprawić kiedy Adma pokazał odpowiednie miejsce na swojej głowie. Nie chciał jej się za bardzo wtrącać by nie irytować Hiszpanki niepotrzebnie. Pomyślał że w domu, kiedy dostanie już do dyspozycji własną łazienkę, będzie mogła zadbać o siebie i prawdziwie się odprężyć. Chwycił grzebień i ściągnął z niego pojedyńcze włosy pozwalając by upadły na podłogę. Pewnie kiedy tylko Marika opuści łóżko, ktoś zaraz przyjdzie by je przygotować na wszelki wypadek dla kogoś innego, choć czarnowłosy musiał przyznać że oddział przepełniony nie był - Chyba możemy wychodzić. - powiedział kiedy zamek u jego torby szurnął. Przejrzał raz jeszcze szafkę chcąc być pewnym że nic w niej nie zostawił. Zarzucił plecak na ramiona i opuścił salę na moment by wrócić ze znienawidzonym przez kobietę wózkiem - Tylko na dół. - mruknął by nie obruszyła się na niego zbyt gwałtownie. Jakbyś sobie miała o kulach nie poradzić... W domu to co innego. Pomógł jej zasiąść, a Junior zajął miejsce na kolanach swej matki. Adam w duchu szczęśliwy jak rzadko kiedy pozałatwiał po drodze ostatnie formalności, stanowczo odmówił by to pielęgniarka zwiozła jego żonę na dół, stwierdzając że jej pomoc nie jest im potrzebna i obiecał że odda wózek. Kiedy zjeżdżali na dół, chyba zamiast się rozluźniać, oboje coraz to bardziej się spinali, choć żadne z nich tego nie pokazało. Byli doskonałymi aktorami, a Adam nie chciał zgadywać kiedy to wrażenie minie i przekroczą pewne granice. Z drugiej strony mógł się bardzo mylić i ulegać niewłaściwym wnioskom. Zajęcie przez Marikę miejsca w samochodzie wymagało małych poprawek co do ustawienia fotela. Koniec końców jednak Hiszpanka zajęła w nim miejsce, a Junior dał się usadzić w foteliku. Z wózkiem też wracać się nie musiał, bo pielęgniarka która ich żegnała na oddziale jakby nie dowierzała że go odda i czekała sobie przed szpitalem. Kierowca zajął należne mu miejsce i uprzyjemniając Marice drogę opowiadaniem jej co gdzie jest, zawiózł kobietę do tajemniczego i wyczekiwanego dotychczas domu.

/ Korytarz / Parking / Obrzeża / Dom Adama Knight'a / Teren przed domem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marika Knight
Człowiek



Dołączył: 16 Cze 2009
Posty: 2516
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:20, 25 Kwi 2011    Temat postu:

Sama potrafiła się uczesać. Nie chcąc by jednak atmosfera w pokoju się zagęściła negatywnie dzielnie znosiła rady męża, które jednak może czasem były pomocne, ale Marika jak to ona zawsze chciała sobie radzić sama. I tak była skazana czy tego chciała czy też nie na pomoc jej męża. Lepiej jego niż innej osoby. Czas jej się okropnie dłużył a minuty nieznośnie się ciągnęły. Chyba co raz to bardziej spoglądała na zegarek nie wiedząc ile jeszcze spędzi tutaj czasu. Błogosławiła chwilę w której jej mąż zawyrokował iż mogą stąd ruszać. Niczego bardziej nie pragnęła. Może i zachowywała się w tej chwili jak małe, niecierpliwe dziecko, ale mało ją to obchodziło. Chciała się stąd wyrwać i jej mąż doskonale znał jej stanowisko w tej sprawie. - Cieszę się. - pokiwała głową trzymając przy sobie syna by nie wędrował zbyt6 daleko poza zasięg jej dłoni. Kiedy ujrzała wózek na którym przyszło jej wcześniej jechać na nim na teren przed szpitalem uniosła brwi, ale nie protestowała. Rozumiała, ze jest to konieczne do tego aby się stąd wydostać. Z pomocą Adama usiadła na nim, a na niej junior wesoło gaworzący jak by na daną chwilę jego fochy i fanaberie odeszły gdzieś w kąt. Opuściła pokój z wielką ulgą. Po drodze jak by co przypomniała mu o tych nieszczęsnych kulach. Odebrali je. Z ulgą również przyjęła wiadomość, że Adam nie pozwoli aby ją odwiozła pielęgniarka, skoro sam mógł to zrobić. Po kilku chwilach znaleźli się na dole. Najgorsze było wejście do samochodu z czym Marii miała problem, ale jakoś im się to w końcu udało. Nie żegnała się z nikim bo nie uważała by było jej to potrzebne do szczęścia. Kiedy wszystko zostało już załatwione a Adam siedzący za kierownicą zamknął drzwi, zapiął pasy i zapuścił silnik, oraz kiedy w końcu odjechali czuła jak by z serca spadł jej wielki ciężar, ale na jego miejsce wszedł niewielki niepokój jak to teraz będzie. Nie chcąc się zagłębiać nad tym i myśleć o tego typu rzeczach skupiła się an wysłuchiwaniu opowiadań czarnowłosego co gdzie się znajduje i jak, ale i tak ciężko było jej sobie to wyobrazi do póki nie zobaczy tego na żywo. Przynajmniej z każdym przejechanym metrem znajdowała się co raz to bliżej upragnionego celu.

/ Korytarz / Parking / Obrzeża / Dom Adama Knight'a / Teren przed domem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> Centrum miasta / Szpital Rejonowy Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 29, 30, 31
Strona 31 z 31

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin