Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna

Chata Dagome
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> USA / Alaska / Park Narodowy Denali / Kantishna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:03, 17 Lip 2010    Temat postu: Chata Dagome

Nieduża chatka, której właścicielem jest starszy mężczyzna, pół-wampir. Dagome po śmierci żony stał się dziwakiem, ale wciąż w nim można znaleźć odrobinę serca. Pozwala sobie od czasu do czasu wynająć jakiemuś przyjezdnemu pokój, dla podratowania własnego wyjątkowo skromnego budżetu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:18, 17 Lip 2010    Temat postu:

// Las


Kiedy słońce już prawie zaszło, dziewczyna wychyliła się z lasu wychodząc znów na ulice niewielkiej mieściny. Całkowicie przypadkiem trafiła na pracującego w swym niewielkim ogródku mężczyznę, który przywitał ją ciepłym uśmiechem będącym przyjemną odskocznią od okrutnych emocji targających jej stwórcą. Zobojętniała nieco na wszystko co się wokół niej działo, kiwnęła tylko głową na powitanie i byłaby poszła dalej, szukając dla siebie jakiejś nieokreślonej miejscówki, gdyby nie przyjazny głos mężczyzny zasłyszany już niemal za swymi plecami. Pytał się czy jest przyjezdna i czy nie potrzebuje jakiegoś noclegu. Po krótkiej rozmowie przystała na propozycję zatrzymania się u niego tym bardziej, że okazało się, iż starzec doskonale wiedział kim jest dziewczyna i nie widział w tym nic złego. Potrzebowała właśnie takiego miejsca, nie musząc się o nic martwić.

Niewielki pokój, w którym za wszystkie meble musiała wystarczyć stara wersalka, stolik, krzesło i komoda były dla niej wystarczające w zupełności. Pomimo wieku, jaki było wyraźnie widać po tych meblach i ogólnie całym domu, Dagome utrzymywał tu wyjątkową czystość zapewne wprowadzoną ręką jego zmarłej kilka lat wcześniej małżonki. Dziewczyna z przyjemnością skorzystała z możliwości wzięcia prysznica i zrobienia niewielkiej przepierki w dość prowizorycznej łazience. Jej gospodarz widząc brak jej bagażu użyczył jej ręcznika a gry zobaczył, ze nawet na przebranie nic nie ma, wykopał ze starej szafy jakąś sukienkę po swojej żonie, by Elizabeth miała się w co odziać po umyciu się.

Znalazła się po tym w pokoju. Cisza dochodząca do niej ze wszystkich ścian przerażała ją chyba bardziej niż szaleńcza gonitwa po lesie kiedy prowadziła swego oprawcę swoim tropem. Jej myśli były strasznie niespokojne. Zmusiła się do tego, by wskoczyć w bieliźnie do łóżka i nie ruszać się z niego przez jakiś czas. Przynajmniej do chwili, gdy nie poczuje się już nieco lepiej i nie będzie miała ochoty wyjść z chaty choćby przejść się po okolicy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:03, 17 Lip 2010    Temat postu:

/ Ulica

Szorując się po grzbiecie nosa stanął pod drzwiami. Zapukał i oparł się o ścianę budynku czekając aż ktoś mu otworzy. Oczom wampira ukazał się dziwny facet. Dziwny bo taki podobny, a z przepływem krwi w żyłach. Skojarzyła mu się natychmiast Beani i już wiedział kogo ma przed sobą - Dobry wieczór... Smith. - przedstawił się, bo tak wypadało a i mężczyzna zapewne tego wymagał zastanawiając się po co ktoś go nachodzi wieczorem - Słyszałem, to znaczy takie dziewczynki mi powiedziały... - nim wytłumaczył całe zajście został wciągnięty do środka i zapewniony o tym że znajdzie się miejsce dla niego - Ale skromne, przyszła już dziś taka jedna Smith, i... - wampir poprawił go - Roy, niech będzie Roy... - tamten jakby tego nie usłyszał - Smith i coś się znajdzie pod postacią łózka polowego. Odpowiada? I w ogóle po co tobie spać? - półwampir wziął się pod boki i popatrzył na niego oczekując najwyraźniej wyjaśnień. Roy'a zamurowało taką bezpośredniością. Nabrał powietrza by sklecić jakieś zdanie i znów nic z tego nie wyszło. Spojrzał w stronę jednych z drzwi i zapytał - Przyszła taka jedna? - stwierdził że jest skończonym idiotą jeśli ma aż takie szczęście - Ano przyszła, ale tobie nic do tego i... - Roy jednak nie wyglądał na takiego co mu 'nic do tego'. Machając dłońmi, by dać mu spokój i uspokoić jednocześnie Dagome, bo puls wyraźnie mu przyspieszył, nacisnął klamkę od drzwi za którymi miał nadzieję spotkać wampirzycę i zajrzał do środka - A ty wiesz... - zapytał patrząc na Elizabeth z miną trudną do rozszyfrowania. Ni to złą, ni to rozbawioną - Że jak się zrywa z facetem to nie daje mu się na do widzenia karty kredytowej tylko kopa w...?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:42, 17 Lip 2010    Temat postu:

Słyszała jakieś głosy, ale leżąc zwiniętej w kulkę było w zasadzie wszystko jedno co się wokół niej działo. Nawet nie rozpoznała kroków Roya zbliżających się do pokoju, w którym przebywała. W niezmiennej pozycji, w samej bieliźnie, wsparta głową o poduszkę z obojętnością obserwowała jakąś rysę na przeciwległej ścianie. Kiedy jednak drzwi z boku się otworzyły a w nich stanął doskonale znajomy jej chłopak podniosła się, by usiąść. Jego obecność w tym miejscu ucieszyła ją gdzieś w głębi, ale i jednocześnie załamała totalnie. Jej wszystkie wysiłki mogły właśnie pójść na marne, jeśli jej oprawca by się o tym dowiedział, że Roy przyjechał tu za nią. Nie czuła jednak tego dojmującego uczucia przerażenia, który ją opanowywało zawsze, gdy niejaki Winston był w pobliżu. Dawało to choć drobną nadzieję, że jeszcze nie jest za późno.

Wstała, chcąc podejść do drzwi i po prostu wyrzucić chłopaka. Jednak Dagome się wtrącił, starając się przeprosić ją za niespodziewane najście i wygonić intruza z nie jego pokoju. Cała furia, jakakolwiek by się w niej nie zebrała w jednej chwili wyparowała. Dziewczyna spojrzała się na staruszka nie chcąc mu robić jakichkolwiek nieprzyjemności związanych z tym najściem. - W porządku, Dagome, niech wejdzie... - powiedziała łagodnie po czym przepuściła wampira, by wszedł do pokoju. Gospodarz po krótkim momencie kiwnął głową i powiedział, że jak coś, to będzie go można znaleźć w kuchni. Przytaknęła dziękując mu, zaraz po tym zamykając drzwi do pokoju i stając oparta plecami o nie, by spojrzeć na chłopaka.

Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Złość mieszała się w niej z radością a rozpacz ze szczęściem. Podniosła wzrok na Roya nie mając za bardzo pojęcia co powinna powiedzieć. Stała tak oniemiała wpatrując się w niego z rezygnacją. - Nie powinno Cię tu być. - powiedziała nieco łamiącym się głosem - Dlaczego przyjechałeś? Chyba wiesz, że skoro wyjechałam, to po prostu musiałam... - mówiła bardzo powoli cyzelując swoje słowa. - Tak... Byłoby lepiej.

Odkleiła się od drzwi i równie powoli doczłapała się do kanapy opadając na koc. Nawet nie chciało jej się zakrywać nim, by zasłonić fakt, że jest w samej bieliźnie. - Usiądź. - zwróciła się do niego spokojnym tonem odchylając głowę w tył i zakrywając swe oczy dłońmi. Po chwili osunęła się w bok, na poduszkę z cichym jęknięciem. - Gosh! Czy Ty nic nie rozumiesz? - zawyła dusząc swój głos w puchowym kwadracie. Musiała się ogarnąć. Skoro już tu przyjechał, nie było sensu się załamywać, skoro i tak nie była już w stanie nic zrobić. Podniosła się z powrotem do siadu, podkulając pod siebie nogi, by objąć rękami kolana. Spojrzała się na chłopaka z wyczekiwaniem. Nie wiedziała co on zrobi. Czy się będzie na nią wściekał, czy też będzie chciał porozmawiać. Było jej w zasadzie wszystko jedno. Skapitulowała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 0:08, 18 Lip 2010    Temat postu:

Zrobiło się małe zamieszanie. Roy będąc w centrum tłumaczeń Dagome, ciągnącego go za rękaw i wściekłości Lizz, którą było czuć na kilometr, poczuł się zbity z tropu. Bo nic mu nie pasowało. Absolutnie. W końcu został z nią sam i nie pomogło mu to za bardzo. Roy wsunął dłonie do kieszeni czując się niecodziennie skrępowanym obrotem sprawy. Nie wyobrażał sobie tego że Elizabeth rzuci mu się w ramiona i stwierdzi, jak winno być we wszystkich romansidłach które poczytywała Angela, że kamień spadł jej z serca kiedy tylko go zobaczyła. Nie. Ale mogłaby się choć trochę bardziej ucieszyć. Chyba za dużo wymagał od sytuacji i może po raz pierwszy w życiu tak bardzo się pomylił - Wiesz... - zaczął wykrzywiając nieco usta - Może gdybyś miała bardziej zaufanych ludzi, a nie takich co ulegają pierwszej lepszej groźbie... - wzniósł niewinne oczy na sufit jakby to on był najbardziej interesującym obiektem w tym pokoju - To może by mnie tutaj wtedy nie było. Masz tego pecha że jestem. - mruknął przytakując sobie samemu - Przyjechałem bo mi się nudziło. - powiedział prychając pod nosem - Bo moim ulubionym zajęciem jest ganianie wampirzyc po całych Stanach. Każdy ma jakieś rozrywki, prawda? Jedni zbierają znaczki, inni skaczą ze spadochronem, a ja szukam i znajduję. Na pohybel tym biednym istotą, bo chyba nie za bardzo się podoba to że się zjawiłem, tak? - zapytał ugrzecznionym tonem z lekkim uśmiechem na ustach - A z moim hobby również wiąże się szukanie odpowiedzi, więc albo mi powiesz, albo nie. I broń boże wspominać o czasie. - zaznaczył celując w wampirzycę palcem wskazującym prawej dłoni. Kiedy stwierdziła że ma spocząć, Roy wyprostował się machinalnie i odparł - Dzięki, postoję. - popatrzył na Elizabeth tulącą się do poduszki przestępując leniwie z nogi na nogę i czekając aż skończy - Noo... Poniekąd. Twojego zachowania nie dało się zrozumieć. Jest fajnie, fajniej i tak dalej... - kiedy to mówił przechylał się na prawo - A nagle... - strzelił palcami i znalazł się na powrót w pionie - Roy tak będzie lepiej... - zacytował jej słowa nie będąc pewnym czy zrobił to dokładnie - I jest nie fajnie. - przechylił się na lewo i pozostał tak przez moment wlepiając spojrzenie w Lizzy - To trochę może człowieka dezorientować. I wytrącić z równowagi. Bo jaki to może mieć powód kobieta by w przeciągu dwudziestu czterech, nawet nie... W przeciągu dwunastu godzin tak nagle wyjeżdżać? - i zostawiając swoje ciuchy. Ale o tym nie wspomniał. Później wytoczy ten koronny argument XD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:47, 18 Lip 2010    Temat postu:

Elizabeth cieszyła się przecież z tego, że go widzi. Jednak wraz z radością czuła w sobie smutek po pierwsze dlatego, że chłopak nieświadomie ściągał na siebie niebezpieczeństwo a po drugie dlatego, iż powinna mu teraz wytłumaczyć wszystko a to bynajmniej nie było łatwe. Wręcz przeciwnie. Zastanawiając się nad tym co i jak powiedzieć oraz w jaki sposób w ogóle zacząć, już czuła podskórnie te wszystkie komplikacje, które za sobą niosły wyjaśnienia.

Uniosła brwi słysząc wzmiankę na temat zaufanych ludzi i ich nieumiejętności trzymania języka za zębami. Dziewczyna chyba od razu zaskoczyła o kim on mówi. Tylko jednak osoba na razie wiedziała gdzie ją znaleźć. Więc z całą pewnością to musiał być on. To znaczy Roy musiałby o nim mówić. Nikt inny nie pasował do jego wypowiedzi. Ale zdziwiło ja jedno. Roy i groźba? Taka prawdziwa groźba kiedy człowiek czuł wiszące nad sobą niebezpieczeństwo? Przecież on nigdy... Do niego... Nie pasowało grożenie i wymuszanie odpowiedzi w takim autentycznym sensie. Żarty tak, ale rzeczywista groźba?

Wysłuchała jego kolejnych słów przyglądając mu się z zaskoczeniem. Nie przerywała mu. Nie chciała. - Nie. To nie tak! - zwróciła mu uwagę w chwili, gdy oskarżył ją o to, iż nie podoba jej się jego obecność w tym miejscu i to, że przejechał w sumie pół kraju dla niej. Bo to dla niej chyba tu przyjechał, prawda? Przetarła palcami po swoim czole zastanawiając się nad tym jak mu to wszystko powiedzieć. I czy powiedzieć. Bo przecież nie musiał znać całości sytuacji. Tylko tyle ile wydawało się niezbędne. Ale przecież dla niej nic nie musiał wiedzieć. Chciała go chronić. Nie musiał być świadom zagrożenia. Mógł sobie żyć spokojnie niczym się nie martwiąc.

Nie. Powinien wiedzieć. Zdecydowanie. Powinien zdawać sobie sprawę z zagrożenia i wszelkich z tym wiążących się komplikacji. Poza tym... Tak na prawdę mimo wszystko, egoistycznie nie chciała go stracić. Poza tym skoro już tu przyjechał, było być może za późno, by cokolwiek móc na to poradzić. Chłopak stał przed nią wpatrując się w jej stronę i czuła się nagle tak obco. Miała niemal namacalne wrażenie istnienia jego oschłości. I wyrzutów, które jej właśnie robił. To bolało. - Nie, Roy, to na prawdę nie tak. - jeszcze raz zwróciła mu uwagę - Usiądź, proszę... - rzuciła, ale widząc jak niewzruszony nie ma zamiaru się ruszać ze swojego miejsca nie była w stanie nic więcej zrobić. - Tak było lepiej. - wstała podchodząc do niego, by z bliska spojrzeć się na jego twarz - Bezpieczniej. Dla Ciebie... - mruknęła stając tuż przed nim. Miała ochotę objąć go i przyciągnąć do siebie, ale zdrewniałe ręce nie chciały nijak się poruszyć.

- Nie, nie, nie. - zaprzeczyła z zaangażowaniem - Roy, zależy mi na Tobie. Gdyby nie było to koniecznością, nie wyjechałabym nigdzie. - objęła się rękami w pół jakby starała się zasłonić swój brzuch. Wciąż przecież niewiele miała na sobie a jakoś tak dziwnie skrępowana się poczuła. Poza tym coś z dłońmi musiała zrobić. - Na prawdę musiałam... - dodała jeszcze wlepiając spojrzenie w jego twarz. Nie podobała się jej ta jego złość pomieszana z kpiną. Jednak zasłużyła na to.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 10:07, 18 Lip 2010    Temat postu:

Dlaczego niby to ją tak zdziwiło? Roy i groźba. Mało to jej palcem przygrażał? Wyolbrzymiła lekko, albo sam on to zrobił. Przecież nikomu nic się nie stało, a nie groził z zapewnieniem że zrobi to o czym była mowa na sto procent. U niego w głównej mierze groźby były żartobliwe. I na tym się kończyło. Że miał zęby i mógł groźbę urzeczywistnić? Mógł, ale nie potrafiłby tego zrobić. Przynajmniej nie na tym kto mu dał informację - O matko, nie tak i nie tak... - zajęczał niezbyt zadowolony z tego co słyszał - No to jak? - zapytał przybierając sceptyczny ton. Czekał aż w końcu Elizabeth zdecyduje się przemówić. Wyglądała teraz na taką która biła się z własnymi myślami i nie była tym za bardzo zadowolona. Kiedy po raz kolejny stwierdziła że 'to nie tak' przekrzywił głowę w bok i uniósł górę brwi jakby pytał 'doprawdy?' - Co to znaczy bezpieczniej dla mnie? - według Roy'a wszystko co najgorsze ze strony Lizz już go spotkało. Mogła mu zrobić jeszcze raz coś takiego jak przed rokiem? Wolałby nie. Mogła go zgładzić? Kiepsko się do tego zabierała. Zostawić? To akurat całkiem zgrabnie jej wyszło. Widząc jak stanie w miejscy ją męczy pociągnął Elizabeth na łózko, na którym oboje usiedli. Wampir wsparł plecy o ścianę i skrzyżował ramiona na piersi - Musiałaś. No dobra, niech ci będzie. Ale Lizz to nie przybliża nas ani o krok od wyjaśnienia tej pomylonej sytuacji. Chciałbym trochę więcej konkretów, albo zacznę się z tobą bawić w zgadywankę... - wywrócił lekko oczami i zadał pierwsze z brzegu pytanie - Znam go? - jakoś 'ją' tutaj nie pasowało.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:27, 18 Lip 2010    Temat postu:

To jak? Ech, odpowiedź wcale nie była prosta. I jak zwykle Roy musiał zacząć z niej wyciągać, bo sama z siebie nie potrafiła za wiele wydusić. Najefektywniejszym rozwiązaniem było by chyba przymuszenie jej do tego, by słowo po słowie zaczęła tłumaczyć. Jednak póki co dziewczyna cedziła ostrożnie swe słowa, które w gruncie rzeczy niewiele wyjaśniały.

Usiedli w końcu na kanapie. Tu czuła się nieco bardziej komfortowo niż stojąc naprzeciw chłopaka. Westchnęła słysząc jego pytania. Wcale nie było prosto zacząć. - Nie, Roy, teraz już chyba nie mam za bardzo wyjścia i powinieneś wiedzieć... - westchnęła - Tylko nie mam pojęcia jak zacząć. Już i tak za późno na cokolwiek, skoro tu jesteś. - rzuciła wlepiając wzrok w krzesło stojące przy stole. Wydawało się całkiem ciekawym obiektem. - Nie znasz. - odpowiedziała na jego pytanie na moment przenosząc na niego swoje spojrzenie - To znaczy nigdy nie poznałeś i mam nadzieję, że nie będziesz musiał. - dodała. Przynajmniej nie było jej niedobrze. Oznaczało to, że nie musiała się obawiać tego, że jej stwórca zbyt prędko o jego przyjeździe się dowie. - Rany, Roy! - jęknęła po chwili - To nie tak łatwo wyjaśnić... Zanim Ciebie nie poznałam i zanim... No wiesz. Było to o wiele prostsze. Raz na jakiś czas tylko dochodziło do... Ale teraz? - taaa... Miała tą zdolność wyjaśniania czegokolwiek. Za jednym tłumaczącym zdaniem potrafiła zakręcić tak, że kolejnych dziesięć było potrzebnych do wyjaśnienia tego jednego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 10:42, 18 Lip 2010    Temat postu:

- Od początku Elizabeth, najrozsądniej i zazwyczaj najprościej jest zacząć od początku. To pozwala przebrnąć przez wszystkie wyboiste środki i dziwaczne... - nie mógł się powstrzymać by na nią nie zerknąć - Końce. Za późno na cokolwiek? Boże drogi to o co ci chodzi, bo ja już niczego nie rozumiem. - rozłożył bezradnie dłonie na boki będąc dokumentnie zgubionym. Nie rozumiał jej a tak bardzo chciał, by wszystko w końcu stało się jasne - Elizabeth. - zaczął zaciskając usta - Wyduś to w końcu z siebie... - powiedział widząc że wampirzyca zaczyna wić się niczym piskorz chcąc uniknąć jasnej i prostej odpowiedzi. Wampir rozchmurzył się i mruknął pogodniejszym tonem wiedząc że jeśli będzie się wściekać do niczego nie dojdzie i nadal nie będzie wiedział - Ulży ci, wiesz? O problemach powinno się mówić. Po to tutaj jestem, by pomóc ci go rozwiązać. - pomyślał że powiedział to jak rasowy psycholog, ale miało to teraz małe znaczenia. Jakiś problem miała i nie był on błahy - Powiedź do czego kiedyś dochodziło rzadziej? A teraz częściej, tak? I to ma coś wspólnego z tymi napinającymi się mięśniami?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:20, 18 Lip 2010    Temat postu:

Przez chwilę skupiła się na tym czy aby na pewno Dagome nie słyszy ich rozmowy. Jeszcze tego by brakowało, by ktokolwiek podsłuchiwał ich rozmowę. Elizabeth miała już lekko dosyć omijania niektórych tematów przed Royem. Rzeczywiście chyba czas był najwyższy mu o wszystkim powiedzieć. Poza tym nie miała już szczerze mówiąc siły na to, by samej to wszystko dźwigać. Zaczynało być jej coraz bardziej obojętnie a to nie wróżyło nic dobrego. Może lepiej, by się z kimś tym podzieliła? Marii była za daleko. Poza tym nie mogła przecież zwalać zbyt wiele na kark przyjaciółki. Już i tak wystarczająco pomogła jej ze wszystkim. Z ogarnięciem się i postawieniem do pionu. Nie mogła liczyć na to, że dziewczyna będzie zawsze za nią myśleć.

Oparła się plecami o oparcie kanapy i zgarniając poduszkę do siebie, przycisnęła ją do swego brzucha. Miętoszenie jej i ściskanie brzegów palcami jakoś kojąco na nią działało. Odchyliła przy tym głowę w tył jakby na prawdę wylądowała na kozetce u psychiatry, nie chcąc wpatrywać się w chłopaka. Nie widząc jego twarzy łatwiej było o czymkolwiek rozmawiać. Albo przynajmniej próbować coś powiedzieć. Jednak kiedy chłopak zapytał o te jej napinające się mięśnie przypomniała jej się rozmowa z ogrodu u Monique. - Nie, Roy, ja nie jestem... - rzuciła unosząc głowę i spoglądając na chłopaka z dziwną do określenia miną - To nie jest możliwe. To znaczy... nie chcę, żebyś nawet tak myślał. Bo ja nie... - próbowała się wytłumaczyć, jednak skończyło się to jednym, głośniejszym westchnięciem.

- No dobra. - jęknęła ponownie opadając głową na oparcie kanapy. Obróciła się przy tym bokiem, by nie musząc unosić głowy, móc spoglądać na Roya. - Niech Ci będzie, od początku. - przytaknęła poprawiając poduszkę, którą trzymała przyciśniętą do swojego brzucha. - Chociaż wierz mi bądź nie, lepiej byłoby, gdybyś o tym wszystkim nie musiał wiedzieć... - Dobrze, że paznokci długich nie miała, to przynajmniej nie rozerwała tej poduchy jeszcze w żaden sposób. - Od samego początku, bo nie wiem jak inaczej o tym powiedzieć. - sapnęła z rezygnacją. Nie znajdowała pomysłu jak to krócej przedstawić.

- Miałam niecałe dwa lata, a mój brat ledwie skończone trzy, gdy rodzice zawieźli nas do wuja. Wiem tylko tyle, że byli bardzo zdenerwowani i wyjaśnili wujowi, że to dla naszego dobra. - zaczęła suchym, dość beznamiętnym głosem, jakby każde wymawiane słowo bolało ją w gardle. - Zginęli w wypadku samochodowym. Teraz wydaje mi się, że było to mało prawdopodobne a taka wersja jest tylko wymówką dla ukrycia prawdy. Mniejsza jednak o to. Moja matka i ojciec... Byli wilkołakami. Stąd mój brat jest... No wiesz, mówiłam ci. - rzuciła niby wyjaśnienie - Odkąd pamiętam ktoś podrzucał mi co jakiś czas wiadomości o wampirach. A to książka, którą przez przypadek znalazłam w ogrodzie, a to film w telewizji, który sam się włączył nie wiedzieć czemu akurat na ten kanał... - starała się wyjaśnić, chociaż średnio jej to szło. - Wycinki z gazet o atakach na turystów znalezione na blacie w kuchni. Albo głupia koszulka z nadrukiem, na której jedynym obrazkiem była krew. I napis namawiający do wiary w to, co się widzi.

- Zawsze coś. Jam'mie jak i wujo zapierali się, że to nie ich robota, i że znów coś wymyśliłam. Jednak z biegiem czasu zaczęło być to coraz bardziej nachalne. Tylko kto by uwierzył dwunasto czy trzynastolatce? - zapytała retorycznie. - Stało się to w końcu nie do zniesienia. Kiedy gdziekolwiek wychodziłam, czułam non stop na sobie czyjąś obecność. Krążył niczym drapieżnik na polowaniu, wiecznie gotowy do ataku w odpowiedniej chwili. Teraz, z biegiem czasu mam wrażenie, że czekał na moją pierwszą przemianę. I starał się do niej nie dopuścić. - wyjaśniła przyglądając się chłopakowi, by sprawdzić czy jej wierzy i czy... rzeczywiście chce tego słuchać. Ściskana poduszka miała się w jej dłoniach coraz gorzej. Ale przynajmniej gniotąc i memłając materiał między palcami jakoś łatwiej jej było mówić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:41, 18 Lip 2010    Temat postu:

- Eee... Ale teraz nie o tym rozmawiamy, to znaczy też, ale nie to miałem na myśli. - zaskakującym było to że zaczął się plątać niczym sama Elizabeth. Odchrząknął i kaszlnął w pięść chwilowo tracąc jakby grunt pod nogami. Wiedział o czym Elizabeth mówiła i w pierwszej sekundzie nie zrobiło to na nim wrażenia. Kiedy już przyjął jej oględnie udzielone informacje i zrozumiał, pokiwał jedynie głową, wiedząc że to nie jest powód dziwacznej ucieczki wampirzycy. Trudno było po nim zgadywać czy to go ucieszyło czy nie. Sam nie wiedział - Jakby tak było lepiej, to... Lizzy jakbym nie musiał to byś nie wiała tam gdzie żyją karibu... Wierz mi, muszę wiedzieć i chcę, a to diametralnie się różni od twojego spojrzenia na sprawę. - ta jego niezaspokojona ciekawość, zawsze dawała o sobie znać i jak w tym przypadku była dla osoby maglowanej niezwykle trudną do zrozumienia pasją - Tak, od początku, od początku, no dawaj Lizz. - zachęcił uśmiechając się do wampirzycy. Wysłuchał jej historii w ciszy. Wiedział kiedy należy milczeć i rzadko wcinał się w słowa swego rozmówcy chyba że już musiał. Tutaj nie wypadało się wtrącać. Trzeba było wysłuchać do końca i dopiero wtedy wyciągać wnioski. Gdy Elizabeth skończyła Roy pokiwał głową i stwierdził czując się trochę zażenowany tym że tak bardzo ją poganiał, a to co odpowiadała wcale nie było miłe - Rozumiem, przykro mi. - przyznał odpowiednim do tego tonem - Ale proszę, mów dalej. - i tak nie posunęło się wszystko dalej.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Roy Smith dnia Nie 11:43, 18 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:14, 18 Lip 2010    Temat postu:

- Nie ma czemu być Ci przykro. - westchnęła - Tak się stało i tyle. Nie ma co tego roztrząsać. - odpowiedziała zbierając się do kontynuacji. - Mniejsza o to. - sapnęła lekko wzruszając ramionami. - A wracając...

- W pewnym momencie stało się to nie do wytrzymania. Zawsze miałam wrażenie, że potrafię wyczuć więcej niż inni. Tym razem też tak było. Ten, kto to robił... Roy, on był okrutny. Nic się nie liczyło tylko jego ofiara i to, że może się nad nią poznęcać. - zwróciła się do chłopaka, jakby mógł doskonale wiedzieć jak to jest czuć to wszystko w sobie - Wyprosiłam, w zasadzie wybłagałam brata, byśmy się przenieśli gdzieś. Koronnym argumentem było to, że przecież wujowi nie możemy siedzieć cały czas na głowie. Poza tym dwójka dorastających nastolatków dawała się w kość staruszkowi. A wizja pozwiedzania kawałka świata wydawała się Jimmiemu taka interesująca... Jeśli się to odpowiednio w słowa ubrało. Z resztą, - wtrąciła - zrobiłby chyba wszystko, bylebym tylko czuła się szczęśliwa. Nie chciałam go martwić, więc sprzedałam mu bajeczkę o marzeniach zwiedzenia Starego Kontynentu i ogólnie pojeżdżenia to tu, to tam... - wyjaśniła wciskając swój lewy policzek w poduszkę. Coraz bardziej się zamykała w sobie, co było wyraźnie widać po tym, jak z chwili na chwilę jeszcze bardziej starała się zwinąć w siedzącą na kanapie kulkę.

- I jeździliśmy. - rzuciła ozięble - Kiedy było już bardzo źle, wymyślałam kolejny genialny pomysł wyniesienia się z danego kraju. Francja, Włochy, Wyspy Brytyjskie, Ameryka Południowa, Australia... - westchnęła - Boże! Byłam rewelacyjna w udawaniu fascynacji kolejnym państwem czy rejonem. - podsumowała siebie - Nie przewidziałam tylko jednego. - rzuciła nagle lekko ochrypłym tonem - James zmęczył się po kilku latach jeżdżeniem. Poza tym kasa zostawiona nam przez rodziców topniała bardzo szybko. Starał się dorobić, ale ile mógł zarobić mieszkając przez miesiąc czy dwa w danym miejscu? Poza tym nie znając języka... - westchnęła czując żal do siebie samej, że to z jej winy brat się zarzynał.

- Postarałam się skończyć tak szybko jak mogłam, jakikolwiek kierunek studiów, który dałby mi zawód. Mobilny zawód. I dobrze płatny. Informatyka była świetnym pomysłem. Mając dyplom i kasę znów można było jeździć. I tańczyć. Bo Jim'mie nie pozwalał mi porzucić marzeń o tańcu. Nawet jak się tak przeprowadzaliśmy. - wyjaśniła żałując, że jej brat tak się dla niej poświęcał. Mogła pozwolić o wiele wcześniej się zabić. Tylko, ze tak na prawdę. O ile mniej by komukolwiek problemów sprawiła. Także Royowi.

- Pewnego dnia znów było źle. ON krążył gdzieś niedaleko. Bawił się mną. I czerpał radość z tego, jak wszystko się we mnie odwracało do góry nogami na samą myśl, że znów się do mnie zbliża. Nie widziałam go jednak nigdy. Nie pozwalał się zobaczyć. Sam fakt tego, że czułam go gdzieś w pobliżu fascynował go i upajał jakimś sadystycznym szczęściem i przyjemnością. Błagałam brata, że musimy jechać. Że powinniśmy zwiedzić kolejne miasto, jeśli nie państwo. Pokłóciliśmy się i to na poważnie. - zamilkła na moment wiedząc, że czas przejść do najważniejszej części swojego opowiadania - On chciał zostać. A ja jechać... - wzięła głęboki oddech czując jak materiał poduszki pod jej palcami powoli ustępuje jej naciskowi. Jak nic będzie musiała odkupić ją Dagome.

- Wybiegłam z domu wściekła i zła na niego za to, że nic nie rozumie. Nie chciałam mu nic tłumaczyć. Kto by mi uwierzył, nie prawda? - stwierdziła - Siedemnastolatka z bujną wyobraźnią i nierówno ułożonymi klepkami w głowie. Paranoiczka z obsesją maniakalną... - prychnęła pod nosem komentując samą siebie kpiąco - Byłam tak wściekła, że aż mną trzęsło. Z pewnością teraz wiem, że miałam gorączkę. Tak, jak to się dzieje w czasie, gdy u wilkołaka ma nastąpić pierwsza przemiana. Ale ON dopadł mnie pierwszy. Nim to się stało. W jakiejś ciemnej uliczce po prostu zmasakrował moją szyję. Czułam jak krztusił się moją krwią. I jak z pożądaniem się w nią wbija raz po raz. Robiąc kolejne znamię. Chełpiąc się z powodu mojego przerażenia. I śmiejąc się ze mnie jak osuwałam się powoli na ziemię. - rzuciła bardzo cicho na moment znów przerywając mówienie. Jeszcze mocniej ścisnęła poduszkę, wlepiając swój wzrok w brzeg rękawka koszulki Roya. Nie chciała się na niego spoglądać. Znów jej żołądek podjeżdżał do gardła. Na samo wspomnienie tamtych wydarzeń...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:45, 18 Lip 2010    Temat postu:

To nie znaczy że rzeczy które już się wydarzyły nie wymagają ich właściwego uszanowania. Było mu przykro. Dowiadywał się po czasie, ale nie zakazywało, lub nie zwalniało go to z obowiązku współczucia jej. Okazywało się jak bardzo mało ją zna. Jak doskonale i zmyślnie potrafiła wszystko ułożyć, jak starała się żyć najnormalniej jak się dało, a najzwyczajniej w świecie jej to nie wyszło. Jak jednocześnie troszczyła się o brata, bo miała tylko jego, w jakim strachu musiała żyć. Roy porównując się do niej stwierdził ze jest strasznie ubogi. Nie chodziło tutaj o podróże, ale o wachlarz uczuć. Był z nich jakby wyprany i wszystko co dotychczas robił było monotonnym. Elizabeth, co prawda przymuszona przez prześladowcę poznała i odczuła tyle że wampir w porównaniu do niej czuł się upośledzony i wybrakowany. Był mikry. I szalenie nudny. Kiedy wypowiadała ostatnie zdania w całej chacie zapadła absolutna cisza jakby wszystko wokół zamarło w oczekiwaniu na to co będzie. A Roy już wiedział co będzie dalej - Elizabeth... - by zapobiec jej zwinięciu się przyciągnął wampirzycę do siebie obejmując ramionami - I wystarczy. - nie musiał już więcej wiedzieć, bo wydawało mu się że zna resztę historii. Miał nadzieję że to jej pomogło, ze wyrzucenie z siebie opowieści własnego życia przyniesie jakieś pozytywne skutki. Może nie zaraz, nie już, ale kiedyś w przyszłości - I ten ktoś ciągle cię tak dręczy, dlatego nie chciałaś... To jasne, już rozumiem. - mruknął patrząc na przeciwległą ścianę - Nie powinnaś się przed tym bronić. Jakoś nie panikuję, ty też się uspokój... - westchnął lekko nie wiedząc co powiedzieć dalej - Bo... Wiem to marne pocieszenie, ale masz mnie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:17, 18 Lip 2010    Temat postu:

Nie mogła się zebrać do kontynuacji. Jedno zawieszone w powietrzu zdanie i oddech zaczerpnięty dlatego, by się zebrać w sobie i mówić dalej spowodowały, że się zawiesiła na dłuższą chwilę. Dopiero kiedy znalazła się w jego ramionach, coś w niej pękło. Do tego momentu po prostu by;la zła na niego, że pokrzyżował jej wszystkie plany. Że ryzykował nieświadomy zagrożenia. I że mogło się mu coś stać i to tylko z jej własnej winy. Jednak kiedy ją objął i zaczął do niej przemawiać już nie potrafiła być taka twarda i obojętna. Opowiadanie o sobie przestało mieć bezosobową postać bajeczki sprzedawanej dziecku dla spowodowania w nim lekkiego strachu i dla frajdy z tego, że można się poobawiać duszka Kacperka.

- Nie, Roy, nie rozumiesz. - powiedziała unosząc spojrzenie na chłopaka - Zagroził mi. On nie toleruje tego, że cokolwiek w moim życiu może się układać. - rzuciła próbując się skupić na tym co czuje. Chciała wyczuć czy jest gdzieś w pobliżu i czy może wciąż swobodnie mówić bez obawy, że ją usłyszy. Chyba było w porządku, bo nic niepokojącego nie czuła w sobie. - Odciągnęłam go tutaj i pozwoliłam po prostu mu zapolować. - wyjaśniła głosem, który przez chwilę miało się wrażenie, jakby nie należał do niej. - Dotąd aż się nasycił. Aż wyprał mnie ze wszystkiego chyba... - dodała cicho opuszczając głowę i wtulając się w jego ramiona. - Dlatego nie powinno Cię tutaj być. - stwierdziła - Tak było by bezpieczniej. I lepiej. Nie wiem do czego jest zdolny i na ile wystarczy to, co zrobiłam. Może tydzień może miesiąc spokoju mi da? A może więcej? Nie wiem Roy. I... Nie mogę ryzykować, że na Tobie się to odbije.

- Pamiętasz wtedy, na ulicy... - wspomniała nagle - Kiedy się pokłóciliśmy? Powiedziałam Ci wtedy, że nie czuję się normalnie. I wtedy w No name. I coś z tego było w markecie... A potem u Monique... - rzuciła uświadamiając mu jak często może się zdarzać taki atak. - I w dniu, kiedy wyjechałam... Nie możesz ryzykować. Jemu chodzi tylko o mnie, Roy. Ja wiem, że to brzmi jak z jakiegoś cholernego melodramatu, ale... Nie chcę by Ci się coś stało. - wyjaśniła unosząc lekko głowę tak, by się na niego spojrzeć z dołu, oparta policzkiem o jego pierś.

- I... Ja nie jestem w ciąży. Nie mogę mieć dzieci. Ani żadna inna wampirzyca. - dodała jeszcze wracając do tematu nagle - Ty możesz zostać Ojcem. Ja, matką nie. Nigdy. - nie wiedziała co jeszcze powiedzieć. Powinna na niego w zasadzie nawrzeszczeć, odepchnąć go od siebie i kazać się z tego miejsca wynosić. Tak powinna była zrobić. Dla jego dobra. Jednak nie broniła się przed jego bliskością. Myśli były myślami, ale jej dłonie nie chciały poddać się jej woli. Puściła poduszkę, obejmując go pod ramionami. - Nie powinno Cię tu być... - szepnęła z westchnięciem.

Czy rzeczywiście jej stwórca wyssał z niej aż tyle emocji, że teraz nic nie była w stanie zrobić? Zero jakiegokolwiek gwałtowniejszego ruchu, żadnej silniejszej emocji czy choćby wrzasku i złości wylanej na chłopaku za to, że zniszczył jej plan odciągnięcia od niego niebezpieczeństwa skupienia się uwagi jej oprawcy na nim? Nic, zero. Miała siły tylko na tyle, by wspomnieć mu, że nie jest zadowolona z tego, że tu przyjechał. Ale jednocześnie, by dać mu odczuć, że jest jej potrzebny i że nie chciałaby, żeby odszedł. Ścisnęła go nieznacznie mocniej upewniając się, że chłopak na pewno jest blisko przy niej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:43, 18 Lip 2010    Temat postu:

Niech nazwie go kretynem, wtedy wszystko zacznie się zgadzać - Oj Lizzy, nie rozumiem... Może i tak. Ale przecież świat nie opiera się jedynie na tym by absolutnie wszystko zrozumieć. Zawsze zostaje coś ciekawszego i niewytłumaczalnego. Nie żeby twoja historia była ciekawa, to znaczy jest, ale nie tak jak myślisz... - machnął dłonią nie chcąc tego drążyć - W takim razie musi zacząć. Niech sobie poszuka innego obiektu do zadręczeń psychiczno - fizycznych. Wiem że to zabrzmi głupio, ale... - najpierw zawsze wypadało zacząć od jednego - Próbowałaś z nim pogadać? - Roy podrapał się za uchem wiedząc że to nie jest jeden z jego najgenialniejszych pomysłów - Nie możesz ryzykować? A co ty masz do tego? - zapytał przewrotnie - Ja niestety mam własna wolę i choćbyś miała na karku dziesięciu psychopatów, to prędzej się ich pozbędziesz a nie mnie. No Lizzy pomyśl trochę... Oj tam nie chcesz by coś mi się stało. Wiesz jak mówią? Jeśli chcesz mieć problem to się zakochaj. - zażartował sobie - I jeśli to brać za najgorsze to chyba wpadłem po czubek głowy. - temat ciąży nie został poruszony. Skoro już zajęli się jednym to nie będzie rozwlekał drugiego, a ten temat też nie należał do najszczęśliwszych w tym momencie. W ogóle chyba nie będzie należał do takich nigdy. Przesunął dłonią po głowie Elizabeth i mruknął - Ale jestem. I jeśli on też to wie, no to... Trudno. Przecież się nie wyniosę. Nie masz przy sobie brata, ja ci go zastępuję i jeśli chcesz możesz na mnie polegać, z resztą co ja mówię...? Musisz na mnie polegać. Poza tym bycie samemu jest okropnie uciążliwe. A ty tak nie lubisz.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:09, 18 Lip 2010    Temat postu:

Pocieszał ją, chociaż Elizabeth wcale nie czuła się lepiej. Czuła się jeszcze gorzej, z każdą upływającą chwilą. Ryzykowała pozwalając chłopakowi tu zostać przy niej. Ale też nie potrafiła się jakoś zebrać w sobie i powiedzieć stop. Czy też dość. na odległość było łatwiej. Jeden telefon bez konieczności rozmawiania z nim osobiście i bezpośrednio załatwiał wszystko. Było lżej. I łatwiej. Co nie oznaczało, że przyjemniej.

- Porozmawiać z nim? - rzuciła - Jak? Przecież on mi się nigdy na oczy nie pokazał. Dobrze wie do czego jestem zdolna i wie, co by mu mogło grozić, gdybym tylko go na oczy zobaczyła. On po prostu pozwala mi poczuć, ze jest gdzieś w pobliżu. Nawet zapachu po sobie nie zostawia. bawi się w ta swoją chorą grę. I nie wiem czy zamierza kiedyś przestać. - stwierdziła wzruszając ramionami. Na prawdę wyzuł z niej większość emocji. Stała się, przynajmniej na razie, obojętna na większość spraw dookoła niej. Oprócz Roya. Z nim nie było jej tak łatwo.

Kiedy powiedział, że wpadł zakochany po uszy, zrobiło jej się jakoś tak miło i przyjemnie. Jakby sam fakt, że chłopak się nie wścieka na nią za to jej zniknięcie i te słowa, koiły większość trosk. Położyła mu dłoń na karku, przysuwając swoje czoło do jego szyi z drugiej strony. Chciała mieć go blisko siebie. Przechylonej w bok było jej średnio wygodnie. Przysunęła się do niego bliżej, siadając między jego nogami wciąż bokiem i kładąc mu swoje nogi na udzie, zwisając stopami w dół, w stronę podłogi. - Chyba jeszcze nie wie. Nie czuję jego obecności w pobliżu od wczoraj. Od kiedy... Chyba na tyle mu wystarczyło na razie. - wyjaśniła w miarę krótko.

Uśmiechnęła się pod nosem słysząc jego komentarz o tym, że musi na nim polegać i że ona nie potrafi być sama. Miał rację. Nigdy nie lubiła być sama dla siebie sterem i okrętem. - Ech... - westchnęła - Widzisz? Masz ze mną same problemy i kłopoty... I po co Ci to było? - zapytała chyba retorycznie, bo jak na takie pytanie w zasadzie odpowiedzieć?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:22, 18 Lip 2010    Temat postu:

- Nigdy? To nawet nie wiesz...? Dziwne. I jak może nie zostawiać zapachu? To jest raczej chyba nie możliwe. Nie poprosiłaś go nigdy na głos, kiedy... Krążył wokół ciebie by na przykład choć raz się pokazał? Może to wyjątkowo brzydki wampir, jakiś podstarzały i przemieniony na łożu śmierci i ganiający za młodszymi ładniejszymi? Trochę zboczony bo kto czerpie przyjemność z dręczenia kogoś? Albo nie wiem... Może boi się do ciebie zagadać? I jak już jest za blisko to mu odbija... - jego wyobrażenia były tak samo abstrakcyjne co bezsensowne, wiedział doskonale że nie o to chodziło - Jeśli jest wychowany i nie zdziczały to chyba powinien zareagować na cokolwiek innego z twojej strony, a nie tylko strach i strach... Tak w kółko. - mruknął wzruszając ramionami - Aaa... - zaczął kiedy Lizz zaczęła się wiercić by umościć się wygodniej. Gdy już siadła jak chciała podjął dalej - No to chwilowo żyjemy bezproblemowo. Nie chciałabyś go poznać w końcu? - był szalony, zapewne Elizabeth tak sobie pomyślała gdy zadawał jej to pytanie. On myślał ze to najlepsze wyjście z tej sytuacji. Każdego trzeba było poznać i ze wszystkimi można się było dogadać. Przynajmniej taką Roy żywił nadzieję. I bycie przynętą też go nie przerażało - Po co i po co? To ja zawsze muszę wiedzieć wszystko. Ty już niekoniecznie. - powiedział wyciągając język i szczerząc się do wampirzycy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:42, 18 Lip 2010    Temat postu:

- Nie, nigdy. - przytaknęła na jego słowa. - Po prostu. Nie zostawia. Nie czuję ani nie widzę go w żaden sposób oprócz tego, jak buzują w nim jego emocje. Tylko tyle. - powiedziała dość cicho, jakby wspominaniem o nim mogła go w jakiś sposób wywołać. - I aż tyle. - dodała drętwiejąc w jego ramionach na samą myśl, że miałaby stanąć ze swoim oprawcą twarzą w twarz. Jej wcale nie było do śmiechu. I genialne pomysły chłopaka sprawiały, że najchętniej wprasowałaby się w podłogę, pod kanapą, byle tylko ukryć się przed prawdopodobieństwem zmaterializowania się w tym pomieszczeniu jej stwórcy.

- Roy, - odezwała się w końcu wymuszając z siebie jakiekolwiek słowa z ogromnym trudem - To nie jest śmieszne. Przestań. - poprosiła go próbując znów zwinąć się w kulkę, tylko że teraz w jego ramionach. Nie było jej do śmiechu. Sama myśl o tym, że ten psychopata znów mógłby próbować się do niej zbliżyć i to jeszcze pokazać się jej powodowała drętwiała niczym skała, znów naprężając wszystkie mięśnie, by nie zwymiotować ze strachu. O ile tylko u wampira byłoby to w ogóle możliwe. Bo przecież nigdy nie słyszała o tym, by jakikolwiek wampir był zdolny do wymiotowania.

- Nie. - jęknęła chowając twarz w jego ramieniu - Nie chcę go znać. Nie mam na to najmniejszej ochoty. - wydusiła drżącym głosem. - Chciałabym tylko, żeby po tych wszystkich latach, niemal dwudziestu już, dał mi wreszcie spokój. Niech się zadławi tą swoją obsesją. I nich znajdzie sobie kogoś innego, kogo będzie mógł dręczyć. ja już mam dość, Roy. Ja już nie mam siły. - mruknęła w rękaw jego koszulki, gdy jeszcze bardziej skuliła się w jego objęciach. Rzeczywiście teraz dziewczyna udowadniała sobą, że byłaby w stanie zmieścić się w niewielkiej walizce na kółkach. Potrafiła się tak zwinąć, jak chyba rzadko kto potrafił.

- Zmieńmy już temat, proszę... - wyjęczała po chwili - Ja już nie mogę, nie mam siły o tym nawet rozmawiać. Duszę się na samą myśl o tym, że mógłby znów się zbliżyć. Po wczoraj... - jej głos się lekko załamał - Ja... Już nie wytrzymam dłużej. Jeśli on nie odpuści, to ja się poddaję. Jest mi już wszystko jedno. Niech ze mną zrobi co tylko chce, ale oby od Ciebie się trzymał z daleka...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:57, 18 Lip 2010    Temat postu:

Roy rozmyślał na głos dalej i to co powiedział teraz było o wiele bardziej sensownym nic poprzednie rewelacje - Może to jego dar? Takie przemieszczanie się bez pozostawiania jakiegokolwiek śladu? - to możliwe, zaczynał się uczyć ze wszystko co niemożliwe jednak jest możliwe. I całkiem realne. Mógł tego doświadczać już jakiś czas - Nie, nie żartuje. No może trochę, przepraszam, ale powiedź jak sens będzie miała wieczna ucieczka przed nim? Wiem że się go boisz... - Lizz jakby zmniejszyła swą objętość o połowę co doskonale to obrazowało - Ale... - pochylił głowę w dół i szepnął jej do ucha - Obawiam się ze to jest jedyny sposób na to by poczuć się wolna. Zobaczysz go. I użyjesz swojego daru. - to był według niego całkiem prawdopodobny scenariusz. Jeśli już uda im się tego wampira nakłonić do tego by wreszcie się pokazał w przysłowiowej rozmowie 'w cztery oczy', Elizabeth mogła z nim zrobić co chciała. Rodziło się jednak kolejne, równie ważne pytanie. czy miałaby siły do tego? Roy trzymający ją w ramionach nie był tego do końca pewien - Bez stresu. - mruknął czując jak znów napina mięśnie - Masz teraz spokój, nie ma go i nic ci nie grozi. - po słowach Elizabeth stwierdzających że nie ma siły westchnął i dał jej spokój. Nie będzie jej nadwyrężał - Inny temat... Eee... Susan dostała awans. - powiedział bo to pierwsze przyszło mu do głowy. Wampirzyca jednak coś jeszcze dodała, na co Roy odparł - Nie ma innego wyjścia. Musimy się z nim spotkać. - dla niego klamka właśnie zapadła.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:39, 18 Lip 2010    Temat postu:

- Może masz rację. - zgodziła się z jego słowami na temat daru jej oprawcy. - Jak do tej pory poznałam tylko dwójkę wampirów, Marii i Zack'a, którzy nie posiadali żadnej konkretnej zdolności. Chociaż Marii z tymi swoimi umiejętnościami zapanowania nad szalejącym nowonarodzonym... Jest niesamowita. - stwierdziła - Wiesz, że kiedy ja... Kiedy żerowałam jeszcze na ludziach, jedno jej słowo potrafiło mnie powstrzymać od tego, by się nie rzucić na nikogo? - powiedziała spokojnym głosem - To chyba też w sumie można by nazwać jej darem. Chociaż ona się zapiera, że to zwyczajna umiejętność komunikacji i dotarcia do kogoś. - dodała czując jego usta przy swoim uchu.

- Może racja. - stwierdziła z rezygnacją. Na prawdę było jej obojętnie co się z nią stanie kiedy jej stwórca znów ją dopadnie. Przełamała się w niej jakaś bariera, która spowodowała w niej brak jakichkolwiek w tej chwili poważniejszych reakcji na punkcie tego psychopatycznego dręczyciela. Poza tym w jego ramionach jakoś tak wszystko wydawało jej się niestraszne. - A Ty nie powinieneś być w ogóle w pracy teraz? - rzuciła spoglądając się na niego. Czyżby aż tak oszalał po jej zniknięciu, że wszystko ciepnął gdzieś na bok, byle tylko ją odnaleźć? Nie chciała mieć go na swoim sumieniu. - Ma szczęście dziewczyna, należało się jej. Jest dobra w tym, co robi. - odpowiedziała na wzmiankę o Susan.

Jednak na dalsze słowa Roya opadła znów głową na jego ramię. - Jeśli będziesz wtedy obok mnie... - mruknęła z rezygnacją. Serio. Miała już dość tematu jej stwórcy. - Roy, nie gniewasz się na mnie, że tak zniknęłam? - zapytała opierając brodę na jego obojczyku i spoglądając się na jego twarz. Nie wiedziała co może dla niej oznaczać to jego zrozumienie i spokój zachowywany dla jej wyskoków. Powinien chyba jak każdy wściec się na nią a chłopak jedynie słuchał co ona ma do powiedzenia i przyjmował z opanowaniem wypowiadane przez nią nowiny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:57, 18 Lip 2010    Temat postu:

- Czasem mi się zdarzy coś mądrego powiedzieć. Może jego dar jest taki jak mój, żaden spektakularny a ułatwia życie i to bardzo. On sobie bezszelestnie przemyka a ja chodzę gdzie chcę. I kiedy chce, nie zważając na nic. - Roy otwarł usta by jęknąć coś w temacie pracy - Mam ciężkie zapalenie płuc i co najmniej czterdzieści stopni gorączki, albo wyjechałem na festiwal... Muzyki leśnej? Do Parku Narodowego... Coś w ten deseń, możesz wybrać to co bardziej ci się podoba. Jedna wersja jest dla Susan, a ta druga dla reszty. A Sus sobie zasłużyła. Racja, zasłużyła sobie i całkiem fajnie się z nią pracuje a teraz mnie wygryzie z posadki. - roześmiał się wiedząc ze to jeszcze niezbyt możliwe - Jasne, że będę. - zapewnił ją trochę dziwiąc się że mogła o coś takiego zapytać - To przecież oczywiste. Choć na nic się nie przydam to chociaż kolesia zagadam a ty będziesz mogła... - będzie mogła zrobić to co zakładała. Albo cokolwiek innego według uznania - Nie... Trochę się zdziwiłem, fakt, ale... Patrząc na twoją walizkę uznałem że jednak kiedyś wrócisz, bo która kobieta w spadku po sobie zostawia facetowi szafę pełną ubrań? Pomyślałem że wrócisz choćby i po to. - roześmiał się głośno - I ta karta... Uznałem ze też nie pasuje. I ogólne ta decyzja była dziwna. Bo raczej nie wyglądasz na taką która raz robi to, a za pięć minut coś absolutnie innego. Więc, może i bym się wściekał, ale nie wyrzuciłaś mnie za drzwi a po tym co mi opowiedziałaś wszystko można zrozumieć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:36, 18 Lip 2010    Temat postu:

- Oj... - powiedziała spoglądając się na jego twarz z lekkim uśmiechem. W sumie pierwszym, jaki chłopak mógł u niej dojrzeć tego dnia. - Ale wymówki... - mruknęła lekko kręcąc przy tym głową. No ale miał rację, jakoś musiał wytłumaczyć swoje nagłe zniknięcie. - Jak to wygryzie Cię? - zapytała z lekką obawą. Nie chciała być powodem, dla którego chłopak straciłby to, co kocha robić. - I to przeze mnie...? - dodała mając nadzieję,że Roy zaprzeczy. Jednak podskórnie czuła, że w sumie tak. Wpierw przez rok go nie było w pracy, teraz znów jakieś zniknięcie... Znajomość z nią przynosiła mu same kłopoty.

- Nie wiem czy to takie oczywiste... - stwierdziła po chwili - Przecież... To w sumie tylko mój problem. A poza tym mógłbyś nie chcieć. Po tym jak tak zniknęłam. - wyjaśniła swój punkt widzenia. - No tak, moje rzeczy... Nie miałam nawet czasu ich zabierać. Uznałam, że jeśli się na mnie za to wściekniesz, to je wywalisz po prostu. A karta... Jonatan już dawno miał pewne dyspozycje pozostawione u siebie. Nie lubię zostawiać ludzi od tak, zwłaszcza, kiedy mi na kimś zależy. - odpowiedziała a po chwili namysłu dodała: - W sumie nie dziwne, że Ci powiedział gdzie mnie szukać. - stwierdziła - Kazałam mu udzielić Ci wszelkiej pomocy o jakąkolwiek byś nie poprosił. A że dzwoniłam do niego z prośbą o przygotowanie dla mnie awaryjnej tożsamości, to... - wzruszyła lekko ramionami - To wiedział gdzie Cię pokierować. Tak to za żadne skarby byś z niego nic nie wyciągnął. Mam do niego pełne zaufanie. Tak samo Maria, bo to w sumie jej znajomy. - wyjaśniła przekładając drugą dłoń na jego szyję i obejmując go za kark, by zacząć gładzić jego skórę opuszkami palców.

- Nie no... Gdyby nie ta cała sytuacja u Ciebie pod rozgłośnią, gdy Winston... Chociaż nie wiem czy na prawdę on się tak nazywa. Raczej bym tak szybko i nagle nie wyjechała. - powiedziała - Nie lubię niedokończonych spraw. A... Roy, jesteś na prawdę dla mnie kimś ważnym. I... - westchnęła nie kończąc zdania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:52, 18 Lip 2010    Temat postu:

- Ty jak już coś wymyślisz... Pół dnia mnie nie widzisz i zapominasz kiedy żartuję. Nie wygryzie mnie, tym bardziej nie ona. Pracuję tam... Jakieś pięć czy sześc lat dłużej? Jakoś tak. I jeśli już, to na pewno nie przez ciebie, poza tym ona czasem się jąka na antenie, a byś widziała jak ostatnio się chichrała, musiałem za nią informację czytać bo po tych wieściach o awansie tak odpływała...- pokręcił lekko głową - Pomyłka jakaś. I mieliśmy akurat o wpadkach na antenie. Taka wpadka siedziała przedemną właśnie. - uśmiechnął się lekko na wspomnienie roześmianej dziewczyny - Wydziwiasz. - stwierdził kiedy znów zaczynała swoje wywody - I szukasz dziury w całym. Jakbym nie chciał to by mnie tutaj nie było, jasne? I przestań zadręczać tym swój śliczny łepek, bo nie wyjdzie mu to na zdrowie. - powiedział żartobliwie chcąc by przestała się tym gryźć. Co do tego zostawiania i tego czy komuś zależy czy nie to by się kłócił. Bo mimo najszczerszych chęci zrozumienia mógłby się poczuć urażony tym że zostawiła mu coś tak ulotnego i bezdusznego jak pieniądze. Widać wierzył w coś innego i znajdował się ponad stopień nad materializmem - A on ma na imię Jonatan? Musze mu podziękować, za pomoc. - i raz jeszcze przeprosić za złowróżbne słowa - No dobra już. Serio. Wystarczy tego biadolenia na temat pana... Jakiegoś tam czy też Winstona. - nie ciągnął Elizabeth za język, zamiast tego zapytał - Czy to prawda ze w rezerwacie żyją wampiry i wilkołaki?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:13, 18 Lip 2010    Temat postu:

- A Ty byś nie odpływał, gdybyś dostał awans? - rzuciła zaciekawiona. W sumie nie wiedziała jak chłopak reaguje w chwilach, gdy czuł się bardzo szczęśliwy. Po chwili skapitulowała już z zadręczaniem się o wszystko i o nic zarazem. Nie miała już sił na to, by dłużej się zamęczać tym wszystkim. Przynajmniej na razie. - Ja tam się jej nie dziwię. Też bym się nie mogła skupić na niczym. - stwierdziła rozumiejąc reakcję kobiety w zupełności.

A co do zostawienia mu bezpieczeństwa finansowego... Cóż, też mogłaby się spierać. Nie było to dla niej bezduszne. Co niby? Miała mu przysłać do pracy kwiatki z karteczką 'przepraszam'? Przecież nie. A ponad takimi emocjonalnymi sprawami myślała także czysto przyziemnie i realnie. Podjęła się przecież jakichś zobowiązań i nie chcąc swoim wyjazdem także i tego zawalić, wybrała najwygodniejszą dla nich opcję. - Tak, Jonatan. - przytaknęła kiedy wspominał o fałszerzu. A w zasadzie, to cudotwórcy organizacji. Nic nie było dla niego niemożliwym.

- O ten rezerwat pytasz? - rzuciła po chwili, gdy zmienił temat, wskazując przy tym palcem w dół, jakby ziemię pod kanapą - Tak, prawda. Na terenie części zwącej się Kantishna, tu gdzie jesteśmy, żyją wampiry. Po drugiej stronie parku jest Lagoon. A tam mieszkają wilkołaki. Raczej nie przechodzi się z jednej strony na drugą. Chyba, że jesteś człowiekiem, pół-wampirem bądź pół-wilkołakiem. Dla nich formalne granice nie istnieją. No. I jest wąski pas ziemi pomiędzy Lagoon a Kantishna. Tam może każdy się znaleźć. - wyjaśniła. - Ale to tak w wielu miejscach jest z tego, co wiem. Zawsze dla spokoju wampiry i wilkołaki wyznaczają sobie jakieś strefy, by zachować jako taki spokój ludzi. W końcu póki nie stałeś się tym, kim jesteś, też nie wiedziałeś nic o konfliktach wilk-wampir, prawda?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:31, 18 Lip 2010    Temat postu:

Roy odkaszlnął w iście aktorskim i wystudiowanym stylu - Zachowałbym się profesjonalnie. - powiedział z wyraźnym zaakcentowaniem ostatniego użytego słowa. Każdą spółgłoskę i samogłoskę wypieścił, a jego ton stał się przy tym fantastycznie mruczący i usypiający - Też bym się cieszył, ale bez przesady. Jakbym wiedział że zaraz po tym awansie podpadnę szefowi przez brak ogłady i skupienia to potrafiłbym się raczej opanować. Nie żeby ona podpadła, nie... - uspokoił Lizzy na wszelki wypadek - To taki przykład tylko był. - kwiatków nie, bo co by z nimi zrobił? To samo co z karteczką czyli nic. Miał zasuszyć na wspomnienie wampirzycy? Bardzo nikłe szanse, ale chyba karta kredytowa była co najmniej dziwnym pomysłem. Tym bardziej jeśli chodzi o okoliczności wręczenia. Nie dość że go rzucała w jakiś tam sposób to jeszcze dostał kartę od szemranego gościa - O ten. Narazie chyba nie wybieramy się do innego? Czy wybieramy? - a on znów dowie się przypadkiem i będzie to dla niego zabójczą niespodzianką. Po wysłuchaniu krótkiej opowieści stwierdził - Wilkołaki mają ładniejszą nazwę swojej części. Lagoon. - miło się wymawiało, a jeszcze milej słuchało. Kojarzyło się z ciepłem, piskiem i morzem, przynajmniej wampirowi - Kantishna zatrąca mi Petrovem i jego akcentem. I jakimiś obrzędami odprawianymi w środku nocy. - może i coś w tym było w związku z trybem życia wampirów - Heh wtedy nie. Wilk był dla mnie drapieżnym ssakiem, a wampir postacią z książki komiksu czy filmu... Ale realia są fajniejsze. Nie zamieniamy się w nietoperze i nie boimy czosnku. - stwierdził z szerokim uśmiechem - I krzyże... Przy ojcu już dawno bym rozpadł się w proch.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:14, 18 Lip 2010    Temat postu:

Zaśmiała się słysząc to teatralne, 'profesjonalne' odkaszlnięcie. Nie sposób się było nie roześmiać. Elizabeth nie wiedziała co on w sobie miał takiego, ale zawsze potrafił znaleźć jakiś pretekst do tego, by ją rozbawić. Nawet takim drobnym gestem. Po tym jednak spojrzała się na niego uważniej, mrużąc lekko oczy. - Oj, nie mów do mnie w ten sposób. - mruknęła. - Wiesz jak to na mnie działa... - dodała ponownie kładąc policzek na wysokości jego obojczyka. Pachniał dla niej jak zwykle przyjemnie. Zasnąć by nie zasnęła, ale... Za to inne głupie pomysły przy takim tembrze jego głosu by jej zaczęły przychodzić do głowy. A tego przecież nie chcieli oboje.

Wysłuchała spokojnie tłumaczenia na temat Susan. - To kiedy Ty awansujesz? - zapytała nagle uśmiechając się na samą myśl tego, jak blisko jej ust była skóra jego szyi. Pachniał obłędnie. W sumie ciąg skojarzeń i myśli uświadomił jej, ze mogłaby się jakoś ubrać. W końcu siedziała mu na tych kolanach w samej bieliźnie a jakoś tak dziwnie jej było przy nim bez ciuchów na sobie. - Wiesz co? Przydałoby się, abym się ubrała, nie? - mruknęła wpatrując się w jego grdykę. Musiała się tylko zebrać z jego kolan a tak przyjemnie jej było siedzieć w tej pozycji. Nie chciało jej się w ogóle ruszać. - O właśnie. - przypomniał jej się coś, o czym kiedyś rozmawiali.

Odchyliła się powoli w tył pokazując mu swój brzuch - Ciekawił Cię kiedyś mój kolczyk w pępku, to masz. - pokazała palcem niewielki sztyft zakończony z dwóch stron kulką. Jedna z nich, ta większa na dole miała w środku kamyk mieniący się w kolorze jej oczu. Zaraz po tym zasłoniła się dłonią, jakby wstydząc się przed chłopakiem swego ciała. Zeskoczyła z jego kolan zwinnie wymykając się spod jego rąk i sięgając z krzesła po użyczoną jej [link widoczny dla zalogowanych] po żonie Dagome. Tamta kobieta musiała mieć niegdyś śliczną figurę skoro nosiła takie stroje.

Wysłuchała do końca wypowiedzi chłopaka. - Nie, nie. Nie planuję jechać nigdzie więcej. Przynajmniej nie w najbliższym czasie. - potwierdziła jego poprawne wnioski. Uśmiechnęła się lekko słysząc jego komentarz o Draco. Może i coś w tym było. Jednak nie miała pojęcia co. - No tak. To racja. Ani woda święcona nie rusza nas za bardzo, chyba, że sam chcesz w nią wierzyć. Jedyne dwa mankamenty to światło słoneczne w większości przypadków i... ta zimna i blada skóra przy której czasem trzeba się nieźle natrudzić, by zakryć ten wapienny odcień. Ale i na to są techniki. Jak będziesz chciał, to Cię kiedyś nauczę. - mruknęła wychylając głowę ze wsuwanego na siebie materiału. Po tym usiadła ponownie koło chłopaka na kanapie. Dziwnie jej tak było się mu ponownie wprosić na kolana, Chociaż bardzo by tego w sumie chciała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:32, 18 Lip 2010    Temat postu:

Roy wzniósł niewinnie oczy ku sufitowi i wyrzęził - Dobrze, teraz będę chrypiał, charczał i szorował po najniższych rejestrach. - jego głos zabrzmiał okropnie jakby zamiast gardła nagle miał Saharę, albo tarkę do warzyw - Lizzy, ja staram się być bardzo profesjonalny. - przyłożył dłoń do piersi wzdychając malowniczo i nadal ciągnąć swoją małą sztukę. Zabrakło mu jednak kolejnego argumentu, więc mruknął tylko - Okej, nie będę. Ja? - zapytał zaskoczony tym pytaniem - A gdzie mam już awansować? Prowadzę własną audycję, Sus została mi przydzielona w ramach pomocy i asystentury... Wyżej to tylko na stołek zarządu, ale to nudne przecież jest. Nie narzekam. Podoba mi się to co robię. - nie był wymagający i lubił swoją pracę. Może i faktycznie mógłby się piąć wyżej, ale nie zależało mu. Mógłby się przenieść gdzieś indziej, do jakieś większej rozgłośni jeśli by go zechciano, ale po co? W Seattle i okolicach miał wszystko czego potrzebował. Nie był rządny sukcesów - Niekoniecznie. - mruknął kiedy wspomniała o ubiorze. Nie przeszkadzało mu to jak jest odziana, raczej wręcz przeciwnie. Nim zdążył się przyjrzeć kolczykowi dokładniej został mu zasłonięty, a Elizabeth zwiała z jego kolan. Gwizdnął cicho widząc wampirzyce w długiej, czerwonej sukni - Głupio mi przy tobie teraz. - typowo. Jeansy, trampki, koszulka i bluza. Przydałby się garnitur - Wyglądasz jakbyś co najmniej szykowała się na rozdanie Oskarów. - mruknął podziwiając Lizzy - Nie... Nie chcę niczego zasłaniać czy zamalowywać. Dzięki temu ze jestem blady przynajmniej mi uwierzono że jestem chory i dostałem wolne. Czasem to wychodzi na dobre.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:56, 18 Lip 2010    Temat postu:

- Nie, nie. Tak też nie. - mruknęła śmiejąc się pod nosem. I weź tu dogódź kobiecie. Tak źle i tak nie dobrze. Swoją drogą to było niesamowite jak chłopak potrafił zmieniać na zawołanie swoją intonację. Ona aż tak nie potrafiła. Owszem, mruknąć z przyjemnym dla ucha tembrem głosu czy powiedzieć coś melodyjnie i miękko. Ale na tym kończyły się jej zdolności wokalne. Za to Roy potrafił ze swoim głosem zdziałać takie cuda, że Elizabeth z fascynacją go czasem słuchała. - Nie no. Możesz, możesz. Ale... No dobra, nie ważne. - uśmiechnęła się nie kończąc zdania.

- A bo ja wiem jak się tam u Was awansuje? - zapytała retorycznie - Nie wiem. Dostałbyś drugą asystentkę w postaci przysłowiowej długonogiej "pani Jadzi" czy lepszy czas antenowy czy co tam jeszcze za opcje macie. - odpowiedziała. - Koniecznie, koniecznie. - dodała gdy wspomniał, ze nie musi się ubierać. - Nie ma tak łatwo mój drogi. - mruknęła jeszcze - Jeszcze się kiedyś zdążysz napatrzeć a póki co... jak to się mówi 'banned'. - zaśmiała się lekko. Chłopak nie musiał jej widzieć w bieliźnie. Z resztą napatrzyłby się na nią taką a potem już w ogóle nie byłby nią zainteresowany. Wolała zachować coś na później. Kiedykolwiek to by nie miało nastąpić. Potrafiła być cierpliwa.

- Oj no nie przesadzaj. - rzuciła, gdy już znalazła się przy chłopaku. - Dagome mi użyczył po swojej małżonce. Musiałam przeprać swoje ciuchy a przecież nie będę chodzić owinięta ręcznikiem do czasu aż mi wyschną, prawda? - wyjaśniła - No chyba, że mam... - dodała lekko zalotnie w żartach, zsuwając na chwilę ramiączka sukienki ze swych ramion. - Oooo... Znowu z Ciebie leń wychodzi, czy mi się tylko zdaje? - zapytała podciągając lekko materiał sukienki w górę, by wygodniej jej się było obrócić w jego stronę. Uklękła sobie przed nim na kanapie opierając się dłońmi przed sobą i pochylając się lekko nad nim udała, jakby próbowała się doszukać w swoim towarzyszu owej choroby co go tak zmogła, że nie mógł się pojawić w pracy przez kilka dni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:25, 18 Lip 2010    Temat postu:

- Ty się w końcu weź zdecyduj. Bo ja już nie wiem jak maaaam... - rozciągnął dolną wargę niczym żaba i wywracając zabawnie oczami - Rechotać, czy mówić całkiem normalnie. - o i już jego usta odzyskały znajomy wszystkim kształt a głos po raz kolejny wrócił do normalności - A tam nieważne. Masz mnie na wyłączność. Pomyśl że czasem mnie ludzie słuchają. I wyobraź sobie... - pociągnął dalej trochę koloryzując swoje możliwości - Jak reagują te biedne kobiety kiedy ja... - zaczął z werwą podkreślając wyraźnie słowo 'ja' - Mówię jaka... - i Lizzy mogła go swobodnie pobić za to co robi ze swym głosem - Będzie pogoda i zapowiadam im... - znów stał się niebezpiecznie mrukliwy jak u rasowego drapieżnika - Że będzie burza. - roześmiał się beztrosko, bo teraz chyba nawet prześladowca Elizabeth nie mógł mu zepsuć pogodny ducha. Cieszył się, bo znalazł wampirzycę i niczego więcej mu do szczęścia nie było potrzeba. Tak, przy wspólnych siłach zostawili za sobą temat niedomówień i pana Winstona - Ja sam sobie robię za 'panią Jadzię'. Tylko nóg nie mam długich. Lepszy czas to ma chyba tylko Lily... Jak ona i Sean się zaczynają ze sobą wykłócać o to kto powinien być pierwszy to wszyscy ich chcą słuchać, mniejsza z tym. - powiedział wzruszając ramionami. Na kolejne słowa Elizabeth wsadził palec do ucha jakby chciał je przeczyścić - Że co proszę? Łooo.... - zajęczał przeciągle jakby mu zakazano jednej z niewielu przyjemności w życiu - Kiedyś chodziłaś w ręczniku i to ci nie przeszkadzało. - wtrącił z niecnym uśmiechem na ustach. Takie były ich początki w leśniczówce - Ty wszystko możesz. - odparł jak zwykle dając jej wolną rękę. Branie pod włos nic nie dało. Po chwili pociągnął bardzo przekonująco nosem i zakaszlał - Niestety, to znów wraca. To okropne... - powiedział z każdym słowem zniżając się w dół i przekręcając się tak by znaleźć się pod Elizabeth - Eee... I znów zalecałbym leżenie plackiem, aż główny atak nie minie, wiesz... Przecież tego lekceważyć nie można. - powiedział z bezradnością ruchem dłoni zachęcając wampirzycę by przytuliła się do niego.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:50, 18 Lip 2010    Temat postu:

- Te biedne kobiety... To chyba mówisz także o mnie. - mruknęła słuchając jego głosu tak przyjemnie wciskającego się w jej uszy i drażniącego niepokorne myśli. - Roy. Roy! - próbowała mu przerwać, ale chłopak w najlepsze się bawił swoją intonacją powodując, że dziewczyna zaczęła nerwowy odruchem przełykać ślinę w ustach. W końcu gdy zaśmiał się widząc jej reakcję, dziewczyna westchnęła. - Ależ Ty wstrętny małpiszonie prowokujesz! - powiedziała z wyrzutem. - Uważaj bo Ci zacznę oddawać i będziesz miał za swoje. - pogroziła wyszczerzając się do niego.

Temat jej psychopatycznego oprawcy w mgnieniu oka zszedł na dalszy plan. Przy chłopaku nie potrafiła być długo poważna. Zaraz jej się uśmiech wyginał w banana i nijak go było powstrzymać. Z resztą wcale się o to nie starała. - Ale to było kiedyś. - odrzekła na jego słowa - I wtedy jeszcze między nami nic kompletnie nie było. - dodała - Z resztą odwracałeś wtedy ode mnie tak często wzrok, jak tylko się dało, więc to była całkowicie inna sytuacja. - rzuciła o tym święcie przekonana. Wówczas, jak jej się zdawało, gdyby mógł to chodziłby cały czas w opasce na oczach, byle tylko się na nią nie patrzeć. Unikał jej momentami jak ognia i dziewczyna się chwilami zastanawiała co jest z nią nie tak, skoro tak unika spojrzenia się na nią. Ale to już było. Teraz było całkiem inaczej. - Oj, uważaj, uważaj, bo wezmę sobie Twoje słowa do serca i będziesz miał potem za swoje. Lepiej nie prowokuj mnie. - zaśmiała się.

Moment później Roy tak się zsunął na kanapie, że znalazł się między jej udami. Jej twarz była teraz na wysokości jego. Pochyliła się nad nim na tyle, by niemal zetknąć ze sobą ich usta, jednak wciąż brakowało milimetrów, by tego dokonać. - Namawiali, namawiali i namówili. - mruknęła i po chwili delikatnie prostując nogi, przeniosła swój ciężar na bok, od zewnętrznej strony oparcia, kładąc się koło niego. Nie spuszczała przy tym z niego wzroku, obserwując go z błyskiem w oczach. Po tym musnęła lekko jego usta pocałunkiem, ale niezbyt intensywnym. To było raczej jak podmuch, samo zaznaczenie gestu a nie prawdziwy całus. - Ale potem przejdziesz się ze mną na spacer. - rzuciła wpatrując się w te jego błękitne źrenice. Długo ją namawiać na przytulenie się do niego nie było trzeba. Za bardzo to lubiła, by się przed tym opierać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:08, 18 Lip 2010    Temat postu:

- Jaaa?! - zapytał zaskoczony. A gdzieżby śmiał! On tylko sobie ćwiczył, żeby nie wyjść z wprawy oczywiście, wcale nie prowokował. I na wszystko miał usprawiedliwienie. Strach pomyśleć jakie teksty nauczycielom wciskał - Mam rączki tutaj. - odparł zawadiacko i tego się już doczepić nie mogła. Dłonią do gardła i strun głosowy daleko było - Taa? A jak ty mi oddać możesz? - zapytał szczerze zaciekawionym tonem przyglądając się Elizabeth. Mogła go dusić poduszką, bo chyba bardzo mu się należało. Choć ręce wciąż miał przy sobie, zależy jak na to spojrzeć i co brać za prowokację a co nie. Krzyknął cicho kiedy stwierdziła że odwracał od niej wzrok. Przycisnął dłonie do oczu, niczym dziecko bawiące się w chowanego i popatrzył na wampirzycę przez ledwie co rozchylone palce u prawej dłoni - A teraz ci to przeszkadza? Jesteś najbardziej przewrotną kobietą jaką znam. I znów ta prowokacja... Naprawdę to nie moja wina. - rozległ się cichy przytłumiony przez dłonie wampira śmiech. Zrezygnował z zabawy w chowanego kiedy Elizabeth stwierdziła ze ją namówił i położyła się obok niego - Bo ja jestem złotousty. I jestem w stanie namówić do wszystkiego. No może prawie... - pewnie znacznie przeceniał swoje możliwości, ale lubił żartować, choćby i z samego siebie - Okej, pójdę gdzie chcesz, choćby i na spacer. jak się wykuruję. - zachrypiał cicho na koniec, jakby jego gardło już siadło.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:23, 18 Lip 2010    Temat postu:

- No a kto niby? - zapytała w odpowiedzi - Widzisz tu kogoś jeszcze? - rozejrzała się na boki jakby faktycznie kogoś szukała w tym pomieszczeniu. Ćwiczył, żeby nie wyjść z wprawy? No ładne rzeczy. A ona niby czym była? Obiektem treningowym? To dla kogo tak chciał sobie wyćwiczyć ten głos i na kim go użyć, skoro ona miał być tylko ćwiczebną marionetką? No ładnie się zaczynało...

- Ta, rączki tutaj... - mruknęła - Ale nie tylko rączkami można kusić, wiesz? Tak Cię tylko uświadomię... - dodała śmiejąc się lekko. Na jego pytanie jak może mu oddać, dziewczyna w jednej chwili pochyliła się nad jego szyją delikatnie muskając ją ustami i przesuwając się powoli wzdłuż jego szyi aż do jego ucha, by tam drobnymi pocałunkami znaleźć się tuż za uchem chłopaka. Po tym złapała delikatnie płatek jego ucha wargami, na ułamek chwili go przytrzymując. - Chociażby i tak... - mruknęła po czym uniosła się nad jego twarz, by móc spojrzeć się w jego oczy. Oparła się przy tym na łokciu jednej ręki tuż obok jego głowy i z nieniknącym łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy dodała unosząc dłonie w górę - A rączki też mam tutaj. - rzuciła rozbawiona.

- Złotousty z chrypką spowodowaną przez chorobę lenia? - zaśmiała się kręcąc lekko głową. Zaraz po tym położyła wolną dłoń na jego piersi, lekko się o niego opierając. - To jak mój złotousty? Nadal mam oddawać? Każdy ma swoje sposoby... - mruknęła czekając na jego odpowiedź. Zsunęła palce po jego piersi powoli na jego brzuch, by zaraz go objąć na wysokości pasa i przytulić się do niego. Twarz też zsunęła lekko w dół, wargami przesuwając po jego podbródku, do szyi. Wiedziała, że dużo dalej się nie posunie, jednak choć odrobinę go pokusić, to aż się sam dopraszał swoim zachowaniem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:55, 18 Lip 2010    Temat postu:

- Hm... No. - zaczął strzelać spojrzeniem po pokoju - Tam... - miał na myśli skrawek ściany, a konkretnie przestrzeń między ścianą a sufitem, której Elizabeth nie mogła widzieć bo miała ją za plecami - Jest pająk. Może prowokować świetnie utkaną pajęczyną. A znów tam... - zerknął w kierunku szafy - Pod nią siedzi mysz. Słyszysz? - chrobotanie było już słychać pewnie wcześniej ale nie zwracali na nie uwagi - Prowokuje większość do pisków i krzyków. - nie wiedział czy i Lizzy boi się małych gryzoni - I Dagome za czymś łazi. - powiedział ciszej - To można uznać jako prowokacyjne zakłócanie ciszy nocnej. Więc moja droga gdzie tu ja miałbym cię prowokować kiedy wokół wszystko o wiele bardziej może irytować i rozdrażniać? - zapytał, zmywając z siebie tym samym wszelkie winy. Jak zwykle był bez skazy na swym bladym obliczu. A Elizabeth nie była obiektem treningowym. Była tą która poświęcając swoją wolę, wolną wolę, pozwalała na sobie obserwować niektóre reakcje a Roy wiedział dzięki temu że nie wychodzi z wprawy, wręcz odwrotnie. Nie była z nim związana żadną umową o pracę - Taa? Ty mnie będziesz uświad...? - zaśmiał się z lekka kpiąco, a po chwili pożałował. Przynajmniej swego kpiącego śmieszku a nie tego co robiła Lizzy - Uuu... - ewidentnie zabrakło mu na moment słów, choć zaraz odzyskał rezon - Tak? To ciekawa technika. Bardzo rozwinięta i faktycznie masz rączki z dala, ale... - nie podarował jej niczego łatwo. Nie musiał się wysilać ani zrywać za nadto bo kiedy już się przytuliła jej ucho ukryte za włosami znajdowało się przy jego ustach. Wciągnął powietrze z cichym pomrukiem - Nie musisz oddawać. Teraz ja ci oddam Lizz. - już nie ćwiczył, nie mógł kłamać sam sobie - Bo tak szczerze, pech chciał że jest remis. Czyż nie? I ty nie wygrasz skoro ja się nie poddam i odwrotnie. A żadne z nas nie użyje rączek do zdobycia przewagi. - zawiesił na moment swoją wypowiedź - Choćbyśmy chcieli...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:24, 18 Lip 2010    Temat postu:

Słyszała, bądź też widziała to, o czym wspominał chłopak. Zaczęła się śmiać pod nosem muskając nieprzerwanie jego skórę. Robiła to bardzo delikatnie ledwie trącając ciepłymi ustami jego szyję. Spodobało jej się jak Roy zgubił wątek, gdy poczuł jej pocałunki na sobie. Znaczyło to dla niej tylko tyle, ze potrafiła na niego zadziałać tak, by choć przez chwilę być jedynym obiektem jego myśli. Było to dla niej przyjemne uczucie.

Testował na niej swój głos? Czy może raczej sprawdzał jak akurat ona na niego reaguje? Ciekawe co chciał tym osiągnąć. Bo testy testami, ale drażnienie wciąż było drażnieniem i samo prowokowało do rewanżu. Bądź zemsty, jeśli się na to inaczej spojrzało. Powoli wędrowała w dół, po jego szyi i grdyce do obojczyka, bo tylko dotąd pozwalała jej jego koszulka. Słyszała słowa chłopaka wywołujące w niej tak przyjemny dreszcz na całym ciele.

- Remis? - zapytała zatrzymując się ustami tuż powyżej jego obojczyka. - Czy ja wiem, czy żadne z nas się nie podda? - rzuciła zaczepnie przenosząc się twarzą nad jego twarz, aby nie ułatwiać mu tego mówienia do niej wprost do jej ucha. Miała aż gęsią skórkę od tego. - Więc jakie proponujesz tego rozwiązanie? - zapytała pochylając się znów nad jego ustami. - Obopólna kapitulacja i złożenie broni czy eskalacja i... No dobra. - stwierdziła nie kończąc. - Odstąpię Ci pola. Wygrałeś. - stwierdziła kładąc spokojnie się z jego boku i składając swą głowę na jego ramieniu. Jeśli chłopak chciał aby kontynuowała... Miał zbyt wiele możliwości na to, by ją ruszyć. Wychodziło mu ot przecież świetnie. Elza się jednak z niczym nie spieszyła na prawdę. Mruknęła cicho przykładając policzek do jego piersi i spoglądając się na niego z zadziornym, łobuzerskim uśmiechem. Ciekawa była co chłopak na to zrobi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:44, 18 Lip 2010    Temat postu:

Mogła dowolnie interpretować wybryki jego strun głosowych. Jakby na to nie spojrzeć to nie zagrywał czysto, odwdzięczając się tym samym co serwowała mu Elizabeth - Remis. - przyznał czekając na ciąg dalszy bo wiedział że na tym Elizabeth nie poprzestanie. Na jego poddanie nie mogła liczyć. Swoją drogą ciekawe jak takie poddanie się Roy'a mogło by wyglądać? To byłby na pewno najdziwniejszy obraz jaki Elizabeth widziała w życiu. Wliczając to podarowanie nakrętki w galerii. Czyli że to musiało być już coś. Rozwiązania nie zaproponował bo nie nie dostrzegał, albo idąc w zaparte nie chciał dostrzegać - Pfff... - prychnął cicho i uśmiechnął lekko - Tak, to nie ma żadnej zabawy. Kapitulacja jest nudna jak flaki z olejem. To tak jak oddać mecz walkowerem. Wojna jest fajniejsza. - przynajmniej jeśli chodziło o wojnę damsko - męską. Roy pacnął ją po nosie bo intensywnie zielone tęczówki nie pozwalały zebrać myśli - Chodź na ten spacer... - powiedział i uśmiechnął się równie zadziornie jak ona - Tylko nie wiem jak z suknią... - była długa, do samej ziemi - Chyba znów cię poniosę... - jak nie czarował, to groził, z minuty na minutę inaczej. Nie wyobrażał sobie jak w czymś takim można spacerować, tym bardziej po lesie.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Roy Smith dnia Nie 21:51, 18 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:04, 18 Lip 2010    Temat postu:

No to musiał się zdziwić, gdy dziewczyna poprzestała. Wcale nie zamierzała na niego naciskać. Już jakiś czas temu zrozumiała i przyjęła do wiadomości, by nie przekraczać pewnej granicy. Jeśli ona chciał czegoś więcej, to do niego należał teraz ruch. Elizabeth nie cisnęła już jak dawniej i nie prowokowała nawet do niczego. Po prostu się zmieniła. Zmieniła swoje nastawienie i tyle. Chociaż mogło to wyglądać dziwnie dla niego.

- Cóż... Uważaj, bo mogę sobie to wziąć do serca i mylnie zinterpretować dawane przez Ciebie sygnały. - mruknęła uśmiechnięta dając mu do zrozumienia, że jej kapitulacja była z góry przemyślanym posunięciem. Podniosła się na to jeszcze na chwilę nad jego twarz całując go tym razem w usta. - To masz za to mój akt kapitulacji. - mruknęła wpijając się w jego wargi z namiętnym pocałunkiem. Objęła przy tym dłonią jego twarz, kładąc mu palce na policzku.

- Spacer, tak? - upewniła się na ułamek chwili odrywając swe usta od niego. - Dam radę. Nie musisz mnie nieść. Powiedz lepiej od razu jakie zeznania chcesz ze mnie wyciągnąć tym razem? - zapytała wciąż drażniąc go pocałunkiem i cicho mrucząc przy tym niczym kotka w jego objęciach. - Sama powiem... - dodała zastanawiając się czy chłopak rzeczywiście chce iść na tą przechadzkę czy też nie i jest to tylko pretekst do tego, by jednak oderwać wzrok od jej błyszczącego wciąż spojrzenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:25, 18 Lip 2010    Temat postu:

Myślała że czymś takim go zaskoczy? Oczywiście wyłapał zmianę w jej zachowaniu, ale nie zdziwiło go to tak by pytać 'co robi', a w zasadzie o to czego nie robi i dlaczego się do niczego nie zabiera. Widać miał na nią jakiś wpływ, tak jak i ona na niego - A jakie to ja sygnały daję? - zapytał próbując się zebrać z kanapy, co nie najlepiej szło kiedy Elizabeth nie dawała mu tego zrobić. Tym razem to Roy był zmuszony skapitulować i to bez możliwości odwołania się. Jej pocałunek odbierał wszelką wolną wolę i zabraniał stawiania oporu. Tylko właśnie zgodnie stwierdzili ze nie stawiają sobie oporu co było jakąś ironią losu - Nie, tutaj nie chodzi o żadne informacje. - przyznał szczerze - Po prostu... Szkoda sukienki. Tym bardziej jeśli należała do żony naszego zacnego gospodarza. Nie przywiozłem ze sobą twojej walizki bo nie wracałem już do Port Angeles. - i nie wierzył w to ze na prawdę z nim skończyła, co okazało się słusznym wnioskiem - I w ogóle to nie podejrzewaj mnie zaraz o najgorsze. Nie jestem agentem zachodniego wywiadu. Idziesz czy ty też dostałaś ciężki napad naszej nieszczęsnej choroby?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:46, 18 Lip 2010    Temat postu:

Nie, nie myślała, że go zaskoczy. Nie zastanawiała się nad tym za bardzo. Ot po prostu, przyjęła do wiadomości, że Roy nie chce przeskoczyć pewnego etapu i go po prostu zaakceptowała. Nic więcej. Z resztą do czego niby miałaby się zabierać? Spieszyło im się do czegoś? Chyba nie, prawda? Poza tym jego pocałunki jej całkowicie wystarczały. Nie potrzebowała nic więcej do szczęścia. I to tym razem on musiałby zrobić ten pierwszy krok przekraczający dotychczasową granicę bezsłownie postawioną między nimi.

- Jakie? - zapytała cicho po czym sama zaczęła sobie odpowiadać na pytanie - Sugerujesz, że miałabym nie przerywać... - mruknęła melodyjnie drażniąc koniuszkiem języka jego usta - A to, mogło by oznaczać... - znów musnęła tym razem jego dolną wargę - Że w pewnym momencie mogłabym się nie zatrzymać. - stwierdziła na chwilę pogłębiając pocałunek. Smak jego ust był dla niej bardzo przyjemny i dziewczyna bynajmniej nie zamierzała zbyt prędko z niego rezygnować.

Wcale nie odbierała mu możliwości stawiania oporu. To od niego zależało tylko na co ona mogła sobie pozwolić. Poza tym dziewczyna mimo nie wypowiedzianego na głos przyzwolenia, chciała je od niego usłyszeć. Wolała, aby zanim chłopak coś by zrobił, przemyślał to sobie dobrze. Nie chciała potem znów usłyszeć stop, gdy ciśnienie w niej zawrze i będzie musiała na siłę się hamować. Nie lubiła tej autocenzury u siebie i wolała jej sobie oszczędzić.

- Ciężki nie... Ale myślałam o tym spacerze nad ranem. Tutaj nie muszę się za bardzo pilnować porą dnia. - wyjaśniła - Chata Dagome jest z brzegu i... jak z nim rozmawiałam, to bez problemu można wyjść do lasu i z niego wrócić w ciągu dnia. - powiedziała odchylając głowę od niego, by mógł z nią normalnie porozmawiać. Zgarnęła dłonią swe włosy na bok, aby nie opadały na jego twarz łaskocząc niesfornymi kosmykami. - Więc jeśli chcesz, możemy nieco później. Jeśli nie, to możemy zaraz. - zostawiła mu wolne pole do decyzji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roy Smith
Vampire



Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 1258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:04, 18 Lip 2010    Temat postu:

Nie musiał jej odpowiadać co sugeruje. Sama wiedziała. Wychodziło na to że stawał się okrutny względem Elizabeth. I tak sprzeczny z samym sobą jak nigdy dotychczas - Całkiem trafnie ci to wszystko wychodzi, w niczym się nie mylisz. - i teraz to on ją zapewne zdziwił. Bo sądził że nie spodziewała się czegoś takiego usłyszeć. Pocałunek jaki jej oddał był przyzwoleniem i jednocześnie końcem wszystkiego na dzisiejszy dzień. Roy miał bardzo dużo 'ale', więc rozsądniej było wybrać spacer - Skoro to bez większej różnicy po co tkwić tutaj, w jednym miejscu? Chodź zobaczmy coś innego niż cztery ściany, odchorowywać możemy w domu, kiedy słońce zaświeci mocniej. A nie chcę przeszkadzać Dagome. - mężczyzna spał, było słychać jego równy, spokojny oddech - Nie umiem śmiać się cicho zbyt długo, jeszcze go obudzę a on wyleci z tą swoją dziwaczną, staromodną składnią... Smith nie śpisz samemu, to innym nie przeszkadzaj i tak dalej... - mruknął pod nosem, nie przedrzeźniając półwampira a jedynie snując domysły jak to może być - Wstawaj i idziemy, bo nas świt zastania, a przecież będzie tak... Romantycznie, oglądać wschód słońca z tobą. - i teraz mogła zgadywać. Mówił serio czy znów sobie żartował. Tak czy siak perspektywa była dość fajna.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Vampire



Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:32, 18 Lip 2010    Temat postu:

Okrutny nie. Ale zdecydowanie wprowadzał w myśli Elizabeth na nowo zamęt. A tego dziewczyna bynajmniej nie chciała póki co doświadczać. Miała dość na najbliższe chwile. I wcale nie zamierzała się tym tematem zamartwiać ani trapić. Spojrzała się na niego dość niepewnie, słysząc jego potwierdzające słowa. Była raczej przygotowana na coś całkiem innego i to, co jej powiedział, wprowadziło ją w delikatny stan zdumienia jak i zaskoczenia. Z przyjemnością poddała się jego ustom, ale nic więcej nie zrobiła. Po części dlatego, że szanowała jego wcześniejszą, przemyślaną pewnie tysiące razy decyzję a po części dlatego, że sama uważała, iż takie sytuacje jak ta z ostatnich minionych dni nie powinny wpływać w jakikolwiek sposób na zmianę postanowień. Przynajmniej nie w taki niezbyt przemyślany dla niej sposób. A na to oboje potrzebowali czasu.

Wysłuchała jego kolejnych argumentów, tym razem o śmiechu nazbyt głośnym. Musiała się z tym zgodzić. Lepiej było nie zakłócać odpoczynku ich gospodarza. Kiwnęła potakująco przy tym. - To chodź. - rzuciła i zanim chłopak zdążył ją ponaglić, była już na nogach stojąc przed wersalką wyciągając w jego stronę rękę, by mu pomóc się podciągnąć do pionu. Zaraz po tym, gdy już wstał z łóżka i powiedział o romantyczności, uznała to za kolejny jego żart. Szturchnęła go za to w bok, po chwili wsuwając na nogi pantofle. O dziwo na niezbyt wysokim obcasie. Zgarnęła zgrabnym ruchem poły sukienki tak, by się nie ciągnęły z tyłu po ziemi. Rzeczywiście nie było tak źle. Poza tym jej kreacja była z tak zwiewnego materiału, że układała się dopasowując dosyć dobrze do jej figury. Widać było, że miała wprawę w obchodzeniu się także z dłuższymi kreacjami. Bez problemu sięgnęła po torebkę i moment później była gotowa do wyjścia.

Wyszli na zewnątrz i powoli, niespiesznie ruszyli drogą w stronę lasu. Dziewczyna z uśmiechem ujęła jego dłoń zmierzając do końca asfaltu, który zaraz, ledwie dwadzieścia metrów za chatą Dagome się kończył. Po tym była już tylko wąska ścieżka prowadząca między drzewa.


// Las


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twilight RPG/PBF Strona Główna -> USA / Alaska / Park Narodowy Denali / Kantishna Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin